Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Vivat Krystyna Kuta - Polonia Restituta!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prezentacja działaczy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pią Sie 03, 2007 10:28 pm    Temat postu: Vivat Krystyna Kuta - Polonia Restituta! Odpowiedz z cytatem

Vivat Krystyna Kuta - Polonia Restituta!

Krystyna Kuta ("Kika")
członkini Solidarności Walczącej
figurantka SOR "Klub" i SOR "Sprzątaczka"

Krystyna Kuta urodziła się w Szczecinie 22 grudnia 1956 r. Jest wnuczką Tadeusza Kowalewskiego, przodownika Policji Państwowej ze wsi Marcinkańce (na Grodzieńszczyźnie), w wieku 33 lat rozstrzelanego w 1940 r. przez Sowietów w Miednoje, w trakcie masowych mordów, umownie zwanych "zbrodnią katyńską" (reszta rodziny Kowalewskich, w tym matka Krystyny, Barbara Kowalewska, wtedy będąca dzieckiem, doświadczyła wówczas zesłania).

Kuta rozpoczęła działalność opozycyjną jako studentka Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pierwotnie była zaangażowana w pracę radiowęzła studenckiego, działającego w akademikach, w związku z tym miewała kontakty z podobnymi ośrodkami gdzie indziej: w Gdańsku i w Warszawie; ten drugi kierunek kiedyś, wskutek pomyłkowego wejścia do innego pokoju, niż zamierzała, zetknął Krystynę z środowiskiem studentów kolportujących tzw. "bibułę". Od tej pory Kuta również kolportowała niezależne publikacje, pochodzące głównie od Komitetu Samoobrony Społecznej "KOR" i jego środowiska. Od grudnia 1979 r. uczestniczyła w studenckich spotkaniach samokształceniowych w Toruniu. Zbierała w 1980 r. podpisy pod listami protestacyjnymi w obronie studentów warszawskich, bitych przez SB. Regularnie przywoziła "bibułę" z Warszawy. Należała do Klubu Samoobrony Społecznej Wielkopolski i Ziemi Kujawsko-Dobrzyńskiej (1980), a także do toruńskiego Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania (1981). Będąc pracowniczką Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego (a potem: Zarządu Regionalnego) NSZZ "Solidarność" w Toruniu utworzyła i redagowała praktycznie jednoosobowo (nominalnie – z dwoma kolegami: ze ś.p. Andrzejem Sobkowiakiem i z Konradem Turzyńskim) legalny periodyk związkowy pt. "Sprawy" (1981; ukazały się numery 1 oraz 2-3). Szczególnie z tamtych czasów wiele osób zapamiętało piękną brunetkę z długim warkoczem, trzymającą za rączkę swoją córeczkę Anię (dla odmiany – jasną blondynkę), a w drugiej ręce niosącą wiklinowy kosz z "bibułą". Internowana od 13 grudnia 1981 r. do 24 lipca 1982 r., najpierw w Fordonie a potem w Gołdapi, później włączyła się do podziemnej "Solidarności", znowu zajmując się kolportażem. Pisała także wiersze o tematyce, nawiązującej do niełatwej sytuacji Polski, i (nawet już w "Tygodniku Mazowsze" nr 17 z 9 czerwca 1982 r. – mowa o wierszu "Hamlet" ze str. 1 – potem także w dwóch zbiorkach: "Wiersze" – 1984 i "Piąta pora roku. Wiersze" – 1985; obydwa zostały wydane przez podziemne wydawnictwo KWADRAT w Toruniu) publikowała je pod własnym nazwiskiem (tylko jej pierwsza publikacja poetycka, w numerze 1(21) ze stycznia-lutego 1980 r. – faktycznie wypuszczonym w obieg wiosną 1980 r. – dwumiesięcznika "Bratniak", wydawanego przez Ruch Młodej Polski, ukazała się pod pseudonimem "Anna Czartek"). Od kwietnia do lipca 1984 r. Kuta (a także jej współ-oskarżona, Elżbieta Choszcz z Grudziądza) pod zarzutem kolportażu "bibuły" siedziała przez niemal dokładnie 3 miesiące w areszcie śledczym w Toruniu (a potem w Grudziądzu) jako "polityczna" (zwolniona wskutek abolicji z okazji 40-lecia tak zwanej PRL). Przystąpiła do Solidarności Walczącej, zostając jednym z jej zaprzysiężonych członków i współtworząc Oddział tej Organizacji w Toruniu (wspólnie z inicjatorkami powstania tego Oddziału SW: Marianną Błaszczak i Elżbietą Mossakowską z Torunia a także z Elżbietą Michalak z Chełmna); w związku z tym (ok. 1984 r.) utworzyła kanał kontaktów między Toruniem a Wrocławiem i Poznaniem. Gdy z przyczyn osobistych nie mogła kontynuować tak intensywnej działalności w podziemiu (a utrzymywanie kanału kontaktów z Wrocławiem i Poznaniem wziął wówczas na siebie Antoni Mężydło), utworzyła i znowu praktycznie jednoosobowo (nominalnie – z jedną koleżanką: Marianną Rygielską) współredagowała inny toruński periodyk, tym razem podziemny, pt. "Nadwiślanin" (1987-88; ukazało się 10 numerów). W latach osiemdziesiątych jej życie było "urozmaicane" przez Służbę Bezpieczeństwa także rozlicznymi przeszukaniami i krótkimi zatrzymaniami w aresztach milicyjnych.

KW MO w Toruniu w okresie przedsierpniowym założyła "na" Krystynę Kutę Sprawę Operacyjnego Rozpracowania krypt. "Klub". W 1983 r. WUSW w Toruniu podjął na nowo rozpracowywanie tej samej "figurantki" w ramach SOR krypt. "Sprzątaczka". Dokumenty z Instytutu Pamięci Narodowej, przedstawione tutaj:
http://swkatowice.mojeforum.net/sor-quotsprzataczka-quot-vt1549.html
pochodzą z SOR krypt. "Hydra", prowadzonej "na" całość podziemia "solidarnościowego" w Toruniu w latach 1984-88. Komplet teczki "Hydra" jest dostępny w internecie pod adresem: http://www.hydrasb.yoyo.pl/hydra.htm.

(Dla uniknięcia nieporozumień językowych: wyraz "figurant" w terminologi SB oznaczał osobę, którą Służba Bezpieczeństwa interesowała się; w takim znaczeniu to słowo przeniknęło do polszczyzny z rosyjskojęzycznej terminologii "bratniej" sowieckiej bezpieki; po rosyjsku "figurant" znaczy "podejrzany".)



Jej zawód wyuczony (ale nigdy nie wykonywany) to: nauczycielka-polonistka; od 1983 r. z własnego wyboru pracuje jako sprzątaczka: przez dwanaście lat w internacie Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego w Toruniu, potem, tj. od 1995 r. – na własny rachunek, co sprowadza się do pracowania codziennie na dwie zmiany, włącznie z niedzielami i świętami. Ma dwoje pełnoletnich dzieci, które wspomaga materialnie. Najbardziej regularnym urozmaiceniem jej tygodnia życia i pracy (ale tylko od Wielkiejnocy do Wszystkich Świętych) są coniedzielne wyprawy do pobliskiego lasu po chrust na opał (dwa powyższe kolorowe zdjęcia pochodzą właśnie z takich wypraw, zrobił je, już w XXI wieku, syn Krystyny, Michał Kuta). Gwoli jasności: Krystyna Kuta uważa swój obecny tryb życia za dość uciążliwy, niemniej jednak nie chce zamieniać go na inny, np. zmieniać zawodu. Nadal pisuje czasami wiersze, jak na przykład ten oto sprzed około trzynastu miesięcy (odzwierciedlający smutek, wywołany rozczarowaniem do pewnych ludzi, którzy okazali się nie tak pozytywnymi, za jakich przez wiele lat uchodzili; bezpośrednim bodźcem ku temu był fakt, że w czerwcu 2006 r. toruński dziennik "Nowości" ujawnił, iż prof. Janusz Kryszak, poeta, polonista z UMK, znany jako badacz literatury emigracyjnej i jako działacz opozycji antykomunistycznej, u którego zresztą autorka tego wiersza była magistrantką, a wcześniej (w 1981 r.) oboje działali także w toruńskim Komitecie Obrony Więzionych za Przekonania, okazał się TW SB ps. "Krzysztof", współpracującym z bezpieką przez 22 lata: 1967-89):


Któż pomyślał, że spłynie jezioro
i zwycięski ukaże się pejzaż:
w szlamie – czaszki i puszki Pandory
pośród wraków pijanych okrętów.

Oto owoc nakazany – bierzmy,
syćmy igrzysk głód dennym osadem,
wspominając lata innych marzeń,
unikając zbyt głębokich zwierzeń...

A jezioro wypłynęło obok
zatapiając łąki, pola, domy
i na dnie – jeszcze trawą porosłym
nowe mnożą się osobliwości.


Toruń, 23.06.2006



Dokładniej o Krystynie Kucie można przeczytać pod następującymi adresami (być może także pod innymi, ale tego nie udało mi się ustalić):

http://www.pg.gda.pl/biblioteka/sar/index.php?rodzaj_wyb=L&r=L&nr_cd=20 ("ARCHIWUM Studenckiej Agencji Radiowej") a także: http://www.pg.gda.pl/~sarold/htm/nagrywali.htm ("SAR ich nagrywała"; oba w/w miejsca w sieci dokumentują działalność Studenckiej Agencji Radiowej na Politechnice Gdańskiej oraz jej współpracę z radiowęzłami studenckimi w innych ośrodkach)
http://w.icm.edu.pl/t/niepokor/stk.htm a także http://w.icm.edu.pl/t/niepokor/niepoko1.htm (te 2 adresy odnoszą się do obszernych fragmentów książki prof. Wojciecha Polaka z UMK pt. "Czas ludzi niepokornych /.../"),
http://w.icm.edu.pl/t/stein/ich3.htm (to tekst Jakuba Steina "Ich troje w monitoringu /.../"),
http://www.bu.uni.torun.pl/cymelia/tsb.html (tekst "Toruńska Społeczna Biblioteka w latach 1977-1981"),
http://www.opcja.pop.pl/sw/mat/mat-4.html (Mateusz Morawiecki /= syn Kornela Morawieckiego/, "Geneza i pierwsze lata >Solidarności Walczącej<", praca magisterska z 1992 r. z Uniwersytetu Wrocławskiego),
http://www.opcja.pop.pl/sw/mat/ozi.html (wypowiedź matematyka, działacza SW, prof. Zbigniewa Oziewicza, zawarta obok innych podobnych w aneksie do w/w pracy magisterskiej), albo wreszcie:
http://kwadr.webpark.pl/dz_kultury.htm (udekorowani w dniu 15 sierpnia 2000 r. odznaką Zasłużony Działacz Kultury) oraz http://kwadr.webpark.pl/zasl.htm (Srebrne Krzyże Zasługi, przyznane w dniu 7 września 2001 r.), a także: http://www.prezydent.pl/x.node?id=1011848&eventId=13027950 (lista odznaczonych przez prez. Lecha Kaczyńskiego w dniu 31 sierpnia 2007 r. w Lubinie, w tym – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski dla Krystyny Kuty).

Zob. 3 inne fotografie Krystyny Kuty (w tym 2 czarno-białe), ale większe i wyraźniejsze, a przed wszystkim artystyczne, wykonane przez fachowca, Zbigniewa Filipiaka:
http://www.digart.pl/zoom/4125437/Krystyna.html,
http://www.digart.pl/zoom/4134703/Krystyna.html,
http://www.digart.pl/zoom/4139548/kika_i_koty.html.


wiersze Krystyny Kuty na łamach "bibuły":

pod pseudonimem "Anna Czartek" ―


"Bratniak" nr 1(21), styczeń-luty 1980 r., str. 13-18
od: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=001980021013
do: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=001980021018;

"Puls" nr 2(8 ) z 1980 r., str. 29/30
od: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=008780008029
do: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=008780008030;


pod własnym imieniem i nazwiskiem ―

"Tygodnik Mazowsze" nr 17 z 9 VI 1982 r., str. 1
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013682017001.


Krystyna Kuta – wśród przyjaciół od czasów studenckich nazywana ksywką "Kika" – była i pozostaje niezwykle skromnym człowiekiem, zawsze życzliwym wobec potrzebujących bliźnich. Pragnienia: sławy, popularności, zaszczytów, albo materialnego lub nawet symbolicznego tylko wynagradzania za jej opozycyjny i podziemny trud są jej NAJZUPEŁNIEJ obce. Taką widzą ją i ci, którzy (jak np. piszący te słowa) znają Krystynę od wielu lat, i także inni, znający się z nią od niedawna.

Konrad Turzyński

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Nie Sie 09, 2009 7:34 am, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Maj 24, 2008 5:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

3 czerwca br. w Bydgoszczy Kika otrzyma Krzyz Oficerski
Orderu Odrodzenia Polski. Miala dostac 31 VIII 2007 w Lubinie, ale nie
przyjechala tam (b. trudno by jej bylo tam sie dostac i wrocic, a zwłaszcza nadrobic stracony na podroz czas = ponad dobe).
Dekoracji dokona wojewoda kujawsko-pomorski o godz. 11.

KT

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Sro Cze 04, 2008 10:45 pm    Temat postu: Mariola Lorenczewska "Klnę, na czym świat stoi" Odpowiedz z cytatem

Mariola Lorenczewska

Klnę, na czym świat stoi

Krystyna Kuta odznaczona za działalność opozycyjną w czasach PRL


"Nowości. Dziennik toruński" nr 129(11560) ze środy, 4 czerwca 2008 r., str. 11

http://www.nowosci.com.pl/look/nowosci/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=6&NrIssue=822&NrSection=1&NrArticle=103519&IdTag=38


Działaczka Solidarności Walczącej, toruńska poetka, od lat pracująca jako sprzątaczka, wysokie wyróżnienie przyjmuje z szacunkiem, choć nie kryje rozczarowania.




Brunetka z długim warkoczem roznosząca bibułę w wiklinowym koszu ― Krystyna Kuta z Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski / Fot. Radosław Sałaciński

Torunianka Krystyna Kuta odznaczona została we wtorek w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W ten sposób doceniono jej działalność opozycyjną w czasach PRL.

― Przyjmuję to wyróżnienie z szacunkiem ― przyznaje Krystyna Kuta. ― To, co kiedyś robiłam, to była bardziej działalność społeczna niż polityczna. Dziś zresztą klnę, na czym świat stoi. Nie mówię oczywiście „komuno wróć”, ale jestem zdecydowanie rozczarowana tym, co obserwuję oraz niektórymi ludźmi.

Dawna działaczka Solidarności Walczącej zaczęła jako studentka UMK w Toruniu, kolportując publikacje pochodzące głównie z Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR” i jego środowiska. Roznosiła bibułę w wiklinowym koszu, na drugiej ręce trzymając córeczkę Anię. Kilkakrotnie była internowana (przetrzymywana w Fordonie i Gołdapi), pisała wiersze nawiązujące do trudnej sytuacji Polski. Jej zawód wyuczony, to nauczycielka ― polonistka (studiowała na jednym roku z nieżyjącym muzykiem Grzegorzem Ciechowskim).

Od 1983 roku z własnego wyboru pracuje jako sprzątaczka. Dba o porządek w firmach i w domach prywatnych.

― W dalszym ciągu prowadzę jednoosobową firmę sprzątającą. Nie jest mi łatwo, ale w tej chwili za późno, by zaczynać coś nowego ― przyznaje Krystyna Kuta. ― Piszę sporadycznie, ostatnio nie publikuję.

Nadal, jak dawniej, nosi długi warkocz. Mieszka w małym domku w Toruniu. Podkreśla, że dzieci wychowała tak, by ludzie mogli na nie liczyć. Teraz cieszy się z wnuków ― Jaś ma 10 lat, a Maja cztery.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Nieścisłość: Krystyna Kuta była internowana tylko JEDNOkrotnie, ale za to nieprzerwanie przez całą miarkę czasu, przez jaką przetrzymywano kobiety w ośrodkach odosobnienia – dopisek mój, K.T.

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pią Kwi 24, 2009 11:58 pm    Temat postu: Krystyna Kuta "Samotność po spełnieniu marzeń" Odpowiedz z cytatem

Krystyna Kuta*

Samotność po spełnieniu marzeń

"Gazeta Wyborcza", nr 57(5970) z 9 marca 2009 r., dodatek toruński, str. 4-5



http://miasta.gazeta.pl/torun/1,70710,6397007,Samotnosc_po_spelnieniu_marzen.html?as=1&ias=4&startsz=x



Jak sobie kiedyś wyobrażałam wolność? Nie wiem. Przypomina mi się wiersz Jacka Bierezina: "Wolność niech będzie nadal niebezpieczna, prawda daleka i obecna ziemia".



Klnę na czym świat stoi. Nie się co dziwić. Sól na chodnikach. Już nie wyrabiam, już mam tego dosyć. Sprzątam. Przez sól to trwa dłużej niż zwykle. Wszystko bez sensu. Sól i brud i tak wrócą na swoje miejsca. Zniszczone buty, zniszczone ręce, zniszczone podłogi, zniszczone opony. Teraz sypią wszędzie. Nie tylko na trasach szybkiego ruchu i przejściach dla pieszych. Myślą, że to mniejsze zło. Sól na drogach, sól wszędzie to wynalazek ostatniego dwudziestolecia. Powiem więcej, czternastolecia. To jest chyba najtrafniejsza metafora współczesności ― sypanie czegoś zbędnego tam, gdzie się tylko da.

Sprzątam w domach, na klatkach schodowych, w firmach. Od zawsze klepałam uczciwą biedę. Wychowywałam dwójkę małych dzieci, więc ciężko na nie pracowałam. Teraz zarabiam znacznie więcej, ale też więcej muszę pracować. Zdarza się, że nawet 16 godzin dziennie. Raz na jakiś czas przeprowadzam remont w domu, kupuję książki, staram się jakoś pomóc córce i synowi. Założyłam działalność gospodarczą. No i niestety dochodzą kolejne problemy. Muszę płacić ogromny haracz ZUS-owi. Stawki są niesamowicie duże, a oni dają mi w zamian mgliste obietnice normalnej emerytury. Co miesiąc państwo zabiera mi ze 150 zł na składkę zdrowotną. W zamian w ramach ubezpieczenia czekają na mnie miesiące oczekiwania w kolejce do lekarza. Całe szczęście, zdrowie mi dopisuje.

1989. Etat w Zespole Szkół Spożywczych w Toruniu. Jako sprzątaczka. Nie było tak źle. Zarobki były niewielkie, ale jakoś dawałam sobie radę. Kilka miesięcy później było już gorzej, musiałam znaleźć sposób, żeby sobie dorobić. Dobrze, że udało mi się wywalczyć mieszkanie kwaterunkowe przy ul. Małachowskiego. Wokół mnie mieszkało prawdziwe menelstwo, które szybko sobie pomyślało, że jak przeprowadza się do nich sprzątaczka, panna, matka dwojga dzieci, to to jest ich swojaczka, dobre towarzystwo do picia i orgietek. A jak się okazało, że w ogóle to mnie nie interesuje, zrobili wszystko, żeby mojej rodzinie zatruć życie. Chciałam uciec, najlepiej do małego domku na przedmieściach. W 1996 roku nazbierałam na domeczek z kawałeczkiem działki na toruńskich Wrzosach.

Linia sprawiedliwości

W IPN jest taka notka: "W dniu 31 I 1980 r. odbyłam rozmowę z funkcjonariuszem MO. Po tej rozmowie zdaję sobie sprawę, iż niektóre z moich dotychczasowych poczynań były niezgodne z obowiązującymi normami współżycia społecznego. Obiecuję się nad tym zastanowić. Zostałam poinformowana o konsekwencjach, które mogą mnie spotkać w przyszłości. Bardzo się boję." Tak, to szyderstwo. Nie wiem, czy je wyczuli. Napisałam to po pierwszym zatrzymaniu, później niczego im nie podpisałam, niczego nie zeznałam.

Nie wystąpiłam o odszkodowanie za internowanie, trzy miesiące aresztu, nieustannie zatrzymania i rewizje. To należy się ofiarom, które nie miały wpływu na swój los: przesiedleńcom; tym, którzy w latach 50. za kawał opowiedziany w pociągu dostali lata więzienia; tym, którzy stracili zdrowie w aresztach i celach więziennych. Zaczynając działalność przeciwko komunistycznej władzy, wiedziałam, że mogą spotkać mnie represje. I spotkały, choć wszystko mieściło się w granicach ówczesnego chorego prawa. Były rewizje, zatrzymania, areszty, internowanie, ale nigdy nie byłam bita i porwana. A do takich sytuacji dochodziło.

A ja tylko redagowałam konspiracyjne gazety, kolportowałam je, rozrzucałam ulotki, organizowała biblioteki społeczne i odczyty. Manifestowałam. Przyjaciele z opozycji zapamiętali gęsty czarny warkocz, uśmiech, córkę na jednym ręku, tobołek z bibułą w drugim. Córka jest dorosła, czarny warkocz pozostał.

Identyfikowałam się z KOR-owską lewicą. Z linią Kuronia, Michnika. Z linią sprawiedliwości i wrażliwości na krzywdę. Jacek Kuroń mówił o mnie "Królowa rewolucji". Był pięknym człowiekiem. Szczególnie bliskim mojemu sercu. Nie mogę przyzwyczaić się do jego braku. Umarł przedwcześnie, niepotrzebnie.

Pożyczył mi kiedyś 300 zł. Świetna historia. Gdy Olek Hall przyjechał do Torunia na wykłady, zatrzymał się w domu Stasia Śmigla. Później wraz z Konradem Turzyńskim poszliśmy odprowadzić go na dworzec główny. Olek ze Stasiem jechali do Gdańska, a ja do Warszawy. Musiałam skorzystać z toalety, więc dałam kolegom torbę. Gdy wychodziłam, zauważyłam, jak zwija ich bezpieka. Chwilę postałam w toalecie, wyszłam i uciekłam z dworca przez dziurę w płocie, bo przy jednym z wyjść już na mnie czekali. Zostałam bez dokumentów i pieniędzy, ale chciałam jechać do Warszawy.

Dotarłam tam na stopa. W akademiku Mikrus Politechniki Warszawskiej dali mi szalik, bo szalenie zmarzłam po drodze. U Kuronia miałam też niezłego farta, bo u niego właśnie zdjęli kocioł. Poprosiłam Jacka o 300 zł pożyczki. Nie byłam szczególnie bogata, ale postanowiłam, że przy pierwszej okazji zwrócę mu pieniądze. Kuroń nie chciał ich przyjąć. Dałam więc je na tacę w kościele w Podkowie Leśnej, gdzie kończyła się głodówka przeciw represjom i w intencji uwolnienia więźniów politycznych.

W zasadzie moje poglądy się nie zmieniły. Może dlatego jestem taka nieprzystosowana? W dalszym ciągu staram się być sprawiedliwa. Dlatego tak bardzo obce jest to, co robi Tadeusz Rydzyk. Na moich oczach, na oczach torunian w ciągu ostatniego dwudziestolecia narodziło się i rozwinęło jego imperium. Ten zakonnik dysponuje niebezpieczną siłą. Boję się, że gdy kryzys ekonomiczny się nasili, do władzy dojdą skrajne ugrupowania. W końcu kryzys wyniósł do władzy Hitlera.

Jest we mnie jakiś rodzaj lęku, że w trudnych czasach Polacy zaufają skrajnościom. Pamiętam, jak na samym początku transformacji, chyba w 1993 roku, widziałam w Toruniu manifestację neonazistów, którzy na rynku spalili izraelską flagę. Moja Ania zorganizowała wtedy kontrmanifestację. Razem z Mirą Sędzikowską, koleżanką z demokratycznej opozycji, krzyczałam: "Polska dla każdego! Jebać Tejkowskiego!"

Wielu moich znajomych zostało w polityce. Niektórzy słusznie. Najbardziej podoba mi się działalność Jana Wyrowińskiego. Bardzo go szanuję. I ten jego młody kolega Grzegorz Karpiński, który mądrze podąża jego śladami. To w pewnym sensie jego duchowy syn. Bardzo dobrze działała Krystyna Sienkiewicz. Wielka szkoda dla polskiej polityki, że została z niej odsunięta. W poglądach jesteśmy sobie bardzo bliskie.

Nie chciałam wchodzić do polityki, bo całe życie uczyłam się burzyć. Nie umiałam nic budować. Nie umiałam na większą skalę działać konstruktywnie. Moim powołaniem była walka, kontestacja, bunt. Zrozumiałam to tuż po 1989 roku, kiedy poczułam w sobie dziwną pustkę. Nazwałam ten stan "samotnością po spełnieniu marzeń". Może ona trwa do dziś? Sama pustka trwała krótko. Trzeba było się wziąć w garść, żeby wykarmić rodzinę. Nie było czasu na zastanawianie się nad osamotnieniem.

Obecność niektórych moich dawnych przyjaciół w polityce to wielkie nieporozumienie. Wielu z nich ma taką samą osobowość jak ja ― są naturą burzącą, z której w polityce wynika więcej złego niż dobrego. Przykra sprawa. Często się zastanawiam, co się stało z tymi wszystkimi sympatycznymi ludźmi, z którymi kiedyś dało się uczciwie porozmawiać i napić wódki. Na przykład Antoni Macierewicz był szalenie ciepłym człowiekiem. Nie wiem, co się z nimi stało.

Z innymi było podobnie. Dramatycznie się pozmieniali. Może to kwestia jakichś odchyleń psychicznych, być może spowodowanych represjami? Może to kwestia nadmiernej pewności siebie, przekonania o własnej nieomylności, co wśród ludzi władzy jest niebezpieczne same w sobie? Może to właśnie pcha ich do szkodliwych działań, do nadmiernej podejrzliwości, którą przeradzają w teorie spiskowe dziejów?


Dobry Polak po lustracji


Któż pomyślał, że spłynie jezioro
zwycięski ukaże się pejzaż:
w szlamie ― czaszki i puszki Pandory
pośród wraków pijanych okrętów.

Oto owoc nakazany ― bierzmy,
syćmy igrzysk głód dennym osadem,
wspominając lata innych marzeń,
unikając zbyt głębokich zwierzeń...

A jezioro wypłynęło obok
zatapiając łąki, pola, domy
i na dnie ― jeszcze trawą porosłym
nowe mnożą się osobliwości.



Tak, to wiersz o lustracji. Napisałam go po ogromnym rozgoryczeniu, gdy dowiedziałam się, że Janusz Kryszak z toruńskiej polonistyki był tajnym współpracownikiem SB. To był dla mnie wielki ból, dla niego pewnie jeszcze większy. Nie bawię się w osądzanie ludzi. Gdzieś w głębi duszy już mu wybaczyłam. W imieniu innych nie mam prawa wybaczać. Po tym wszystkim zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że w pewnym sensie mu współczuję.

Lustracja. Uważam, że przynosi więcej szkody niż pożytku. Po pierwsze, już tzw. lista Wildsteina przyniosła wiele pomyłek. Po drugie, w polityce i w życiu są dwie szkoły: ta pierwsza ― stalinowska ― mówi o tym, że lepiej 10 niewinnych skazać niż jednego winnego. Druga szkołą reprezentuje przeciwność tego sądu. Ten szał lustracyjny przypomina mi polowanie na czarownice. W pewnym sensie lustratorzy zachowują się w ten sam sposób, co z nami robiła bezpieka.

Dobrze się stało, że TW nie został prymasem. Dobrze, że kilka osób lustracja odsunęła od wpływów i stanowisk. Niektórzy po prostu nie powinni uczestniczyć w życiu publicznym. Ale zawsze sprzeciwię się wobec wyciągania przeszłości tych ludzi, którzy z polityką już dziś nie mają niczego wspólnego, a w przeszłości bezpieka za pomocą szantażu i przemocy nakłoniła ich do składania donosów.

Sprzątałam w mieszkaniu jednego z pracowników UMK, który okazał się współpracownikiem SB. Był psychologiem i donosił, ale to jego szefowie kierowali karty chorób studentów do oficerów bezpieki. Wiedziałam, w jak podły sposób tamci nakłonili go do współpracy. Wiedziałam o jego ówczesnej sytuacji. To nie był Janusz Kryszak, który się rozwinął w tej złej działalności. Chciałabym, żeby wszyscy dali mu spokój.

Wątpię, czy Polacy po lustracji staną się lepszymi ludźmi.



Wszystko stało się szare


Nie ukończyłam studiów polonistycznych. Nie mogłam napisać pracy. Najpierw córka, potem syn. Cały czas konspira. Byłam na jednym roku ze znakomitym prozaikiem Włodzimierzem Kowalewskim i Grzegorzem Ciechowskim z Republiki. Po Grzegorzu płaczę do dziś. Odszedł w pełni sił twórczych. Miałam z nim kontakt telepatyczny. W tym samym czasie pisaliśmy na tę samą nutę. Później nasze spotkania były rzadkie, ale niezmiennie serdeczne. Dla niego to, że byłam sprzątaczką, wcale nie miało znaczenia. Po koncertach zawsze czule się witaliśmy. Jego śmierć zamknęła jakiś etap w moim życiu. Bez Grzegorza wszystko stało się inne, szare.


Napisałam o tym wiersz.


Nie przeczekasz tu wiatru, więc wyjdź mu naprzeciw.
W bród lub wpław przebądź nowonarodzoną rzekę.
Reszta jest wszystkim, czego się obawia śmiertelnik,
ale ty właśnie dojrzałeś
gwiazdę, którą straciłeś z oczu, będąc dzieckiem,
której poszukiwałeś po akwenach nieba
jak Atlantydy, więc idziesz nieświadom,
że jej tłem ciemnoszarym jest ostatni wagon
ekspresu stąd dotąd... dalej szron pokrył litery.
Podążasz, zostawiając za sobą adresy,
niekończące się schody, chłodne korytarze.
Przyspieszasz. Jeszcze nie wiesz, że już się oddala
światełko, ból i zimno. Albowiem dojrzałeś
do układu inaczej toczących się planet.




Bałam się nienawiści


Jak sobie kiedyś wyobrażałam wolność? Nie wiem. Przypomina mi się wiersz Jacka Bierezina: "Wolność niech będzie nadal niebezpieczna, prawda daleka i obecna ziemia". Wtedy się za wiele o wolności nie myślało. Żyło się dniem dzisiejszym. Spodziewaliśmy się, że dopiero jako starcy zamieszkamy w wolnym kraju.

Najlepiej wspominam ostatnie lata komuny. Te chwile przed 1989 rokiem były piękne. Reżim wyraźnie zelżał, konspira rozwijała się w najlepsze, owoc zakazany smakował dobrze. Nie wiedziałam jednak, że zmiany, które nas czekają, będą tak trudne i bolesne. Rewolucja obróciła się przeciwko nam. W żadnym wypadku nie chcę jednak, żeby komuna wróciła, ta sztuczna i martwa gospodarka, której częścią byliśmy.
To wszystko po 1989 r. musiało się zawalić. Setki tysięcy Polaków z dnia na dzień straciły środki do życia. Tego nie dało się uniknąć. Bezrobocie istniało wcześniej, tylko w mniej lub bardziej udany sposób zakamuflowane. Wielu było bezrobotnych, ale miało iluzję pracy. Ten system musiał upaść, niezależnie od światowej polityki.

Rewizje, zatrzymania, internowanie. Ten koszmar do mnie czasami powraca. Człowiek wtedy nie był pewny jutra, niczego nie mógł zaplanować, zawsze mógł spodziewać się aresztowania, stać się zwierzyną łowną. Największy szok przeżyłam, kiedy rządził PiS. Wtedy naprawdę się bałam, że przeprowadzą nagonkę na myślących inaczej, że znów zapełnią się więzienia, że powróci grudzień 1981. Po wyborach w 2007 r. już nie czuję tego zagrożenia tak wyraźnie, ale wiem, że gdzieś ono jest.

Boję się tej nienawiści. Największym wyzwaniem dla mnie były zamachy z 11 września 2001. Bałam się, że to wywoła wielką nienawiść w stosunku do muzułmanów. Osobiście szybko to sobie poukładałam. To znów do głosy doszły skrajności. Te zamachy nie przekonały mnie, żeby nienawidzić.

Dalej jestem przeciwna aborcji, czego dałam przykład w swoim życiu ― mam dwoje dzieci. Nigdy tego nie zrobiłam moja córka też. Niemniej uważam, że są sytuacje, kiedy można przeprowadzić aborcję. To powinna być sprawa indywidualnej moralności, a nie problem prawny. Nie powinno się nikogo za to karać. Nie chcę, żeby jednak przywrócono taką dostępność, jaka była w latach 70. ― zupełnie bezmyślnie usuwanie ciąży na życzenie. Wiem, że zdarzają się sytuacje, kiedy lepiej pozbyć się małego życia.

Nie przeszkadzają mi cudzoziemcy ani emancypacja homoseksualistów. Nie lubię, jak ktoś przesadnie afiszuje się ze swoją prywatnością ― i to niezależnie, czy jest hetero, czy homo. Znam kilka par lesbijskich i homoseksualnych. Przypatrując się im, nie mam nic przeciwko temu, żeby wspólnie wychowywali dzieci. Owszem, będzie to nietypowa rodzina: dwóch wujków, dwie ciocie. Ale czy to lepiej, żeby dzieci zostawały w domach dziecka? Poza tym uważam, że większość ludzi to biseksualiści, którzy albo nie potrafią się do tego przyznać, albo jeszcze o tym nie wiedzą.


Miasto i sztuka

Przyjechałam tu na studia ze Szczecina. Toruń nigdy nie był bogatym miastem, ale przez te 20 lat bardzo się zmienił. Przede wszystkim na korzyść. Wyremontowano wiele zabytków, powstały nowe ciągi komunikacyjne, Starówka stała się piękna. Bardzo dobrze, że młodzi działacze zajęli się w końcu najbardziej zaniedbaną częścią miasta ― Bydgoskim Przedmieściem. Żałuję, że nie ma już Wodnika ― to wielki błąd, że miasto nie ma własnego kąpieliska. Nie podoba mi się degradacja zieleni podmiejskiej. Od wielu lat usiłuję coś zadziałać, żeby Józef Czechowicz miał u nas swoją ulicę. Ale nic z tego nie wychodzi.
Całe szczęście, że JAR nie przeszedł w ręce Rydzyka, a na to się zanosiło. To będzie wspaniały teren rekreacyjny. Mam nadzieję, że nie rzucą się na niego deweloperzy, którzy zabudują JAR blokami. Ale i tak z tym terenem będzie wiele problemów: wiadomo, że poradzieckich niewypałów nie ma już na głębokości 20 centymetrów, ale nie wiadomo, czy czegoś nie znajdzie koparka robiąca wykop na trzy metry.

Romuald Pokojski, reżyser teatralny i szef toruńskiego Teatru Wiczy, pisze o mnie sztukę. Sprzątałam u niego klatkę i tak jakoś się poznaliśmy. Rozmawiał z moimi dziećmi, z moimi przyjaciółmi. I pisze. Na początku mocno zaskoczyło mnie to, że chce przygotować sztukę na podstawie mojej biografii ― cenię jego twórczość, więc mu nie odmówiłam. Jestem ciekawa, jak to wyjdzie.

Koty panny Klary

Czasami zastanawiałam się, jaka bym była, gdybym się nie zaangażowała, gdybym pozostała szarym człowiekiem. Co bym dziś robiła? Koszty osobiste działania w opozycji były ogromne. Musiałam zostawić za sobą dawne życie. Żałuję tego, że nagle musiałam porzucić swoich przyjaciół. Bez pożegnania. W 1980 r. w Toruniu była zaledwie garstka opozycjonistów, więc każdy z nas miał swój ogon. To oznaczało, że na przyjaciół ściągnę bezpiekę. Żałuję, że na straty spisałam przyjaźń z panią Klarą, która mieszkała na Moście Paulińskim. Starowinka opiekowała się kotami, opowiedziała mi całe swoje życie. A życie miała piękne ― była żywą tarczą w cyrku. Zostawiłam ją bez pożegnania. Gdybym nie zaangażowała się, może bym została jej spadkobierczynią? Karmiłabym stado białych kotów, które nie rozpierzchłoby się po całej Starówce?



Notował Grzegorz Giedrys



* Krystyna Kuta. Rocznik 1956. Bohaterka toruńskiej „Solidarności". Zakładała Niezależne Zrzeszenie Studentów na UMK, Zajmowała się redagowanie pism drugoobiegowych, ich kolportażem oraz organizowała akcje ulotkowe. Dla przyjaciół „Kika". Pierwsze kroki w opozycji stawiała pod koniec lat 70. Studiowała wtedy polonistykę na UMK. W Toruniu zasłynęła w kwietniu 1980 r. podczas akcji ulotkowej w obronie aresztowanego szefa NOW-ej Mirosława Chojeckiego. Ulotki miało rozrzucać sześć osób ― również Kuta. W tym gronie był jednak agent bezpieki i SB wyłapała uczestników akcji. Z obławy w przebraniu wymknęła się tylko „Kika", dzięki czemu rozprowadziła swoją część ulotek. We wrześniu 2007 odebrała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.



Koty panny Klary

[tego nie było w "Gazecie Wyborczej"]

Dość często mijam "Stary Toruń" i podziwiam zmiany jakie zaszły w tym domu, szczególnie na parterze, który był kiedyś koszmarnie zaśmieconą i mokrą sienią. Cieszy mnie obecna uroda tego miejsca i uratowanie cennego zabytku, a ponieważ Państwa zamiłowanie do dawnych czasów widoczne jest z daleka – postanowiłam opowiedzieć coś z historii tego domu. Przy końcu lat 70-tych był on zaniedbanym budynkiem mieszkalnym, straszącym wspomnianą już sienią i mało kto wiedział, że kryje się za nią fragment zupełnie innego świata – podwórze jak z dobrego snu. Po prawej stronie strumień, nad którym wznosiła się samotna gotycka ściana, na lewo wyraźne obniżenie terenu i łukowate wejścia do piwnic – widać było, że tamtędy kiedyś przepływała rzeczka, że ten długi budynek był mostem. Pośrodku stała piętrowa, schludna oficynka ze staroświecką latarnią przy wejściu. Było tu cicho i czysto, a w dół snuły się dostojnie lub wygrzewały w słońcu białe (lub prawie białe) koty. One mnie tu sprowadziły, gdyż wieść gminna głosiła, że dotknięcie ich przynosi szczęście, szczególnie na klasówce lub egzaminie. Potwierdzam! Podwórko to zauroczyło mnie i spędzałam tu każdą wolną chwilę, przynosząc to i owo ze stołówki dla kotów. Był to jednak dla nich tylko miły dodatek do posiłku wydawanego przez energiczną starszą panią, która także dbała o porządek na całym podwórku. Obserwowała mnie – i bałam się, że po prostu każe mi opuścić swoje podwórko, ona zaś pewnego deszczowego letniego wieczoru zaprosiła mnie na kawę (!) "do góry", aby opowiedzieć mi całe swoje życie. Mieszkała na pięterku w pierwszym wejściu od ul. Szewskiej, miała mały pokoik i jeszcze mniejszą kuchnię. Ściany dosłownie pokryte były niewielkimi obrazkami – w większości oleodrukami – których było tu ponad sto, zaś na stoliku pod oknem wśród kwiatów stało kilkanaście kolorowych zdjęć – stanowiły one jedyny ślad współczesności pośród staroświeckich sprzętów i ozdób. Pani Klara mieszkała tu już ponad trzydzieści lat, ale jej najmilszym, utraconym domem był cyrkowy wóz. Jeszcze wcześniej mieszkała w Chełmnie u zamożnych krewnych, którzy mieli hotel i restaurację. Wcześnie straciła rodziców i jak baśniowy Kopciuszek pracowała ciężko na swoje utrzymanie. Krótko po zakończeniu I wojny światowej do miasteczka przyjechał cyrk i Kopciuszek spotkał Króla. Nie był on jednak władcą jakiegoś państwa, lecz Królem Noży i Kajdan – tak zwano trzydziestoparoletniego wówczas Węgra, słynącego z celności rzutów nożem oraz tajemnych sposobów uwalniania się z kajdan i więzów. Zachwycił się siedemnastoletnią, jasnowłosą Klarą, a ona – po kilku godzinach znajomości – zdecydowała się wyjechać z nim "w świat". Zgodziła się także na przyjęcie roli "żywej tarczy" – polegało to na tym, że przypinano ją do obracającego się koła, a on rzucał w nią nożami i sztyletami – tak, by nie trafić.

Zadrasnął ją tylko dwa razy, w przedramię i w szyję. Było to skutkiem alkoholowego poczęstunku przed występem. Po tym drugim wypadku nie brał już wódki do ust. Bała się, ale nie wolno jej było okazać strachu – co więcej, do publiczności musiała się uśmiechać. Zostało jej to na resztę życia – gdy znajdowała się w niebezpieczeństwie – uśmiechała się jak w cyrku. Przez 21 lat występowali z różnymi cyrkami w całej Europie środkowej – od Czarnego Morza po Bałtyk, po występach szaleli w najlepszych lokalach Warszawy, Berlina, Wiednia, Budapesztu i Pragi, nie mówiąc już o mniejszych miastach. Kochali taniec, swobodę i arenę, choć nie wszystkie pokazy kończyły się szczęśliwie. Akrobaci spadali z trapezów, zwierzęta raniły treserów. Największa tragedia zdarzyła się w latach trzydziestych w Wiedniu, kiedy to "treserce Irenie... ugryzł głowę lew!" Klara po ponad czterdziestu latach opowiadała o tym z przejęciem i jakby niedowierzaniem, że to stało się naprawdę. Lew był spokojny, wręcz leniwy, i dziewczyna wkładała mu głowę do paszczy od lat – tego wieczoru jednak, gdy ubierając się pospiesznie do występu zadrapała szyje łańcuszkiem – w zwierzęciu obudziły się najgorsze instynkty.

Zimą występów nie było, przeczekiwali ten czas w jakimś mieście, dość często wybierając Toruń. Król i tu nie próżnował – udzielał lekcji policjantom i złodziejom. Kwiat tej ostatniej grupy zamieszkiwał Kozackie Góry. Policjanci unikali Kozaków jak ognia, gdyż łatwo mogli stracić tam... czapkę. Co znaczniejsi złodzieje mieli po kilkanaście takich trofeów. Wrzesień 39 r. zastał ich na Wileńszczyźnie – NKWD aresztowało wszystkich mężczyzn. Król – żegnając się z Klarą mówił, że na pewno ucieknie i żeby czekała na niego w Toruniu. Przedostała się tam, zabierając ze swojego domu jedynie kilka obrazków. Dawni uczniowie Króla pomogli się jej jakoś urządzić, okupację przeżyła w miarę spokojnie, ale nie doczekała powrotu ukochanego mężczyzny. Nie związała się z nikim innym, ale też nie żyła całkiem samotnie. W styczniu 45 r. gdy ostatni cywilni Niemcy pospiesznie opuszczali Toruń – znalazła w swojej bramie niemowlę. Dziecko było opatulone w poduszki i ciepłą odzież, w której ukryta była karteczka od nieszczęśliwej matki, obawiającej się, że synek nie przeżyłby ewakuacji. Nie był to wówczas odosobniony przypadek. Klara przyjęła go jako dar losu, dobrzy ludzie pomogli jej załatwić dokumenty i zdobyć pożywienie dla dziecka Jureczek rósł zdrowo, był grzeczny, żyli bardzo skromnie, ale spokojnie i raz tylko zdarzyło się coś niezwykłego. Chłopiec miał wtedy chyba 12 lat. Siedział sobie przy wejściu do piwnicy i strugał łódkę z kawałka deski, gdy na podwórze wszedł ktoś nieznajomy. Wrzucił coś do wody i szybko się oddalił. Tym czymś były trzy białe kociątka owinięte szmatą. Jurek natychmiast je wyciągnął i przyniósł do domu. Dzień był ciepły a woda płytka, kąpiel więc niewiele im zaszkodziła, ale okazało się, że małe nie potrafią jeszcze same jeść.

Karmili je oboje gałgankiem maczanym w rozcieńczonym i lekko osłodzonym mleku – wychowały się wszystkie. W tym czasie mama i syn przeżyli poważny wypadek tramwajowy, z którego wyszli bez szwanku – uznali, że to kociaki przyniosły im szczęście. Odchowane stadko zamieszkało na podwórzu, w ciągu paru lat powiększyło się i zasłynęło z łowności i... przynoszenia szczęścia.

Kiedy Jerzy dorósł, Klara wyjawiła mu jego prawdziwe pochodzenie, choć Bóg jeden wie, jak ciężko było jej to powiedzieć. Młody człowiek zaczął poszukiwania rodziny przez Czerwony Krzyż – dowiedział się, że rodzice od dawna nie żyją, ale odezwali się krewni mieszkający od zakończenia wojny w Kanadzie, którzy byli przekonani, że zmarł on jako małe dziecko. Zaprosili go od razu, Jerzy wahał się dłuższy czas, kiedy jednak kiedy jednak pojechał, został już na stałe. Szybko urządził się i założył rodzinę. O mamie nie zapomniał – pisze, przysyła paczki i zdjęcia, które zapełniają stolik służący kiedyś Jurkowi do odrabiania lekcji. Chciał nawet zabrać Klarę do siebie, ale ona obawiała się, że będzie dla niego ciężarem, a poza tym – któż wówczas zająłby się kotami?

Cyrkowe opowieści pani Klary zostały nagrane w 1977 r. i emitowane w Studenckim Studio Radiowym "Centrum" w Toruniu oraz w Studenckiej Agencji Radiowej Politechniki Gdańskiej. W roku 1982 tekst spisany z taśmy ukazał się w "Nowościach". Pani Klara Wiśniewska zmarła na początku lat 80-tych. Nie była osobistością, dla której wmurowuje się tablice, ale z pewnością zasłużyła by ocalić ją od zapomnienia.


Krystyna Kuta





Natalia Waloch

Kobiety Torunia. "Kika" buntowniczka


"Gazeta Wyborcza", nr 299(7420) z 24-26 grudnia 2011 r. dodatek toruński, str. 2


http://torun.gazeta.pl/torun/1,35576,10868804,Kobiety_Torunia___Kika__buntowniczka.html#ixzz1hScbmmlx

powielone pod adresem: http://soli.dyskutuj.eu/viewtopic.php?p=548#548

Jacek Kuroń mówił o niej "królowa rewolucji". Była jedną z czołowych postaci toruńskiej opozycji antykomunistycznej. W wolnej Polsce nie chciała odszkodowań za reżimowe represje ani politycznych zaszczytów. Krystynę Kutę na listę niezwykłych torunianek wpisuje nasz redakcyjny kolega Grzegorz Giedrys





― Poznałem ją jeszcze na studiach, kiedy wraz z kolegą jako autorzy pisma literackiego "Undergrunt" poszukiwaliśmy kontaktu do Jacka Kuronia ― wspomina Grzegorz Giedrys. ― Dostaliśmy numer telefonu z poleceniem, abyśmy go pozdrowili. Kuroń ― jej przyjaciel i mentor w czasach opozycji demokratycznej ― bardzo się ucieszył z tego powodu. Pani Krystyna to kobieta niezwykle skromna i pracowita, która swoje życie zadedykowała walce o wolność. Nie zaangażowała się w politykę w wolnej Polsce, bo uznała, że jej miejsce jest wśród rewolucjonistów i bojowników. Cenna postawa. Do tego jeszcze pani Kuta pisze wspaniałe wiersze, które przez jakieś smutne niedopatrzenie nie doczekały się wydania.

Kuta do Torunia przyjechała ze Szczecina, by studiować polonistykę na UMK. Była na jednym roku m.in. z Grzegorzem Ciechowskim. Szybko zaangażowała się w walkę z komunistycznym systemem. Zakładała Niezależne Zrzeszenie Studentów na UMK, redagowała pisma drugoobiegowe, kolportowała je, organizowała akcje ulotkowe. Przyjaciele nazywali ją "Kika".

W Toruniu zasłynęła w kwietniu 1980 r. podczas akcji ulotkowej w obronie aresztowanego szefa NOW-ej Mirosława Chojeckiego. Ulotki miało rozrzucać sześć osób, wśród nich ona. Do tego grona przedostał się agent bezpieki. SB wyłapała opozycjonistów. "Kice" udało się wymknąć, dzięki czemu akcja się odbyła.

Miała postawę buntowniczki, kontestatorki. Igrała z tymi, którzy próbowali ją zastraszyć. W IPN jest pełna ironii notatka, którą Kuta sama sporządziła: "W dniu 31 I 1980 r. odbyłam rozmowę z funkcjonariuszem MO. Po tej rozmowie zdaję sobie sprawę, iż niektóre z moich dotychczasowych poczynań były niezgodne z obowiązującymi normami współżycia społecznego. Obiecuję się nad tym zastanowić. Zostałam poinformowana o konsekwencjach, które mogą mnie spotkać w przyszłości. Bardzo się boję".

Jacek Kuroń, z którym serdecznie się przyjaźniła, mówił o niej "królowa rewolucji". Ona sama nigdy nie gloryfikowała własnych dokonań. W wolnej Polsce nie wystąpiła o odszkodowanie za internowanie, trzy miesiące aresztu, zatrzymania, wielokrotne rewizje. ― To należy się ofiarom, które nie miały wpływu na swój los: przesiedleńcom; tym, którzy w latach 50. za kawał opowiedziany w pociągu dostali lata więzienia; tym, którzy stracili zdrowie w aresztach i celach więziennych ― tłumaczyła w 2009 r. w rozmowie z Giedrysem dla toruńskiej "Gazety". ― A ja tylko redagowałam konspiracyjne gazety, kolportowałam je, rozrzucałam ulotki, organizowałam biblioteki społeczne i odczyty. Manifestowałam. Zaczynając działalność przeciwko komunistycznej władzy, wiedziałam, że mogą spotkać mnie represje. I spotkały, choć wszystko mieściło się w granicach ówczesnego chorego prawa. Były rewizje, zatrzymania, areszty, internowanie, ale nigdy nie byłam bita i porwana. A do takich sytuacji dochodziło.

Po roku 1989 nie weszła do polityki. Uważała, że jej buntownicza natura sprawia, że nie umie budować, działać konstruktywnie na dłuższą metę, a to w polityce jest niezbędne. Jak tłumaczyła ― z buntu i kontestacji wynika w niej więcej złego, niż dobrego.

Przez działalność opozycyjną nie ukończyła studiów. ― Nie mogłam napisać pracy. Najpierw córka, potem syn. Cały czas konspira ― wyjaśniała Giedrysowi i opowiadała, jak żyje dziś: ― Sprzątam w domach, na klatkach schodowych, w firmach. Od zawsze klepałam uczciwą biedę. Wychowywałam dwójkę małych dzieci, więc ciężko na nie pracowałam. Teraz zarabiam znacznie więcej, ale też więcej muszę pracować. Zdarza się, że nawet 16 godzin dziennie.

We wrześniu 2007 r. "Kika" odebrała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.


Do grona sympatyków "Gazety Wyborczej" zdecydowanie nie zaliczam się ja, a zalicza się (!) b. działaczka SW Krystyna Kuta. Jednak ponieważ treść tej publikacji w "GW" o Krystynie Kucie nie budzi mojego sprzeciwu, więc dołączam także ją tutaj ― ze względu na zasługi Krystyny Kuty dla SW i dla Polski w ogóle w latach osiemdziesiątych XX wieku. Jak można zauważyć, "GW" nadal podaje mylną datę odznaczenia Krystyny Kuty Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski: to miało nastąpić, jednak nie nastapiło, 31 sierpnia 2007 r. w Lubinie; w rzeczywistości nastąpiło 3 czerwca 2008 r. w Bydgoszczy. (dopisek Konrada Turzyńskiego)


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Sro Gru 28, 2011 4:43 pm, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pon Cze 08, 2009 10:09 pm    Temat postu: Ja tu sprzątam (reportaż o Krystynie Kucie) Odpowiedz z cytatem

ADAM WILLMA

Ja tu sprzątam

"Gazeta Pomorska" z 5 czerwca 2009 r., str. 13

http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090606/REPORTAZ/215254049

Dawni koledzy z opozycji spotykają ją w lesie, gdy zbiera chrust. - Zbieranie chrustu to najprzyjemniejsza część tygodnia - odpowiada z uśmiechem Krystyna Kuta, legenda toruńskiej opozycji.


http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/misc?url=/templates/zoom.pbs&Site=PO&Date=20090606&Category=REPORTAZ&ArtNo=215254049&Ref=AR


Ania, córka Krystyny: - Nie miałem pretensji o ten czas, który spędziła w więzieniu, o przeszukania w domu też nie. Z perspektywy dziecka to było jak przygody Tomka Sawyera. Pretensję miałam o pralkę, której nie mieliśmy, bo według mamy była zbytkiem. I o te wełniane kraciaste spódnice, które musiałam nosić do szkoły. Zasada była taka, że szkoda pieniędzy na nowe ubrania, więc chodziłam w prehistorycznych ciuchach po dzieciach innych opozycjonistów.

Jan Wyrowiński, poseł, dawny działacz podziemnej Solidarności: - Kika prowadziła życie na granicy. Zwłaszcza te podróże do Warszawy, po ulotki i literaturę... Autostopem, z dzieckiem na ręku. Ale bez patosu i zadęcia.

Krystyna Sienkiewicz, była senator: - Ładna dziewczyna o odwadze Wołodyjowskiego. Cichy bohater tamtych czasów.

Krzysztof Ćwikliński, historyk literatury: - Znam wielu poetów "przyuczonych”, a ona jest poetką z łaski Boga. Krzywdzi czytelników pisząc jedynie do szuflady. Ta skromność ociera się o nieprzyzwoitość.

Kamienica z Kazachstanu

W system nie uwierzyła. Aby wyrobić sobie poglądy, nie musiała wychodzić poza własną kamienicę w Szczecinie. Prawie wszyscy lokatorzy mieli na koncie zsyłkę do Kazachstanu. Na liście lokatorów nie było dziadka, zastrzelonego w Miednoje. W grudniu 1970 roku ćwiczenia z systemu widziała na własne oczy.

Więc gdy pod koniec lat 70. trafiła na studia polonistyczne do Torunia, szukanie kontaktu z ludźmi rozprowadzającymi bibułę było naturalnym odruchem.
Redagowała podziemne gazetki, rozprowadzała książki. Jeździła po nie do Warszawy. Dla Jacka Kuronia była "córeczką”.

- Ale przede wszystkim była niezależna - podkreśla Konrad Turzyński, przyjaciel Krystyny od końca lat 70. - Jacek Kuroń był dla Krysi największym autorytetem. Ale chyba nawet on nie byłby w stanie skłonić jej do czegoś, do czego nie była w pełni przekonana. Na przykład, aby rzuciła palenie (śmiech).

Jeśli od czegoś jest zależna, to od papierosów. Paliła od zawsze i zawsze będzie palić. Ograniczyła jedynie na czas ciąży. Zawsze te najtańsze, kiedyś popularne bez filtra, dziś poznańskie.



Strefa nadgraniczna

Ance te wizyty u Kuroniów kojarzą się ze smakiem gorącego mleka, którym gospodarze częstowali w progu. Zapamiętała, bo w Warszawie lądowały często zziębnięte i zmoczone, po wielu godzinach drogi. Jako dziecko nauczyła się oglądać za siebie w poszukiwaniu "ogona” i biegać z ostrzeżeniem do znajomych, gdy do matki przyjeżdżali panowie z bezpieki:

- Jedno z najwcześniejszych wspomnień mojego dzieciństwa wiąże się z wybuchem stanu wojennego. Mamę już wówczas zabrali, ja idąc z babcią zobaczyłam patrol wojskowy. Ostrzelałam ich przy pomocy jakiegoś kija, a oni na to "Jaki miły chłopczyk”.

Jeszcze na studiach Kika (pseudonim z czasów konspiracji) dorabiała sobie sprzątając i pracując w kuchni. Później dostała etat w "Solidarności”. Na krótko, bo za chwilę w towarzystwie kilku innych kobiet z Torunia wylądowała w "internacie” w Gołdapi.

Krystyna: - Bałam się tylko jednego. Odezwał się wyniesiony z domu lęk przed wywózką. I gdy po krótkim pobycie w więzieniu w Fordonie wywieźli nas na wschód, wydawało się, że to właśnie ten scenariusz. Zatrzymaliśmy się przed tabliczką "STREFA NADGRANICZNA”, dopiero kawałek dalej zobaczyłam budynek domu wczasowego w Gołdapii.



K...y z Torunia

Po powrocie z internowania nie było dla niej żadnej pracy. Nawet oferty z gazet okazywały się nagle nieaktualne. W końcu dostała biurowy etat w "Polonie”. Nie wytrzymała roku: - Mozolne, wystukiwanie na maszynie. To była dla mnie straszliwie otępiająca praca. Wolałam iść sprzątać, bo nigdy nie bałam się fizycznej pracy.
Została sprzątaczką w internacie toruńskiego spożywczaka. Na krótko, bo przy kolejnym przeszukaniu, esbecy znaleźli u niej całą konspiracyjna bibliotekę.
- Ukryłam to tak dokładnie, że znaleźli dopiero przy drugim przeszukaniu, ale i tak skończyło się wyrokiem. - wspomina z uśmiechem. - Miałam z nich wtedy niezły ubaw.

Przesłuchanie prowadził funkcjonariusz O.
Kika: - On dokładnie wiedział, że nic ze mnie nie wyciągnie, a ja byłam zbyt doświadczona, żeby na czymkolwiek dać się złapać. Szkoda było czasu, więc opowiadaliśmy sobie kawały.

Trafiła do więzienia we Włocławku. Tam już nie było taryfy ulgowej. Dwa miesiące w pojedynczej celi pomogła jej przetrwać wychowawczyni, która, gdy tylko się dało, prowadziła Krystynę do biblioteki.

- Tam można było czytać do woli. W dodatku radio było nastawione na Trójkę. Na antenę wszedł właśnie "Obcy astronom” Grzegorza Ciechowskiego. Lżej mi się robiło na sercu, gdy słuchałam głosu swojego kolegi ze studiów.

Krystyna Sienkiewicz, była senator: - W całym tym ponurym systemie znajdowali się niespodziewanie życzliwi i porządni ludzie. Zatrzymywano nas z Kiką od czasu do czasu na 48 godzin. Zwykle wywożąc na drugi koniec województwa, żebyśmy później miały kłopot z powrotem. Jednego razu zamknęli nas na komisariacie w Wąbrzeźnie. Rano przyszedł milicjant ze śniadaniem. Byłyśmy tak zmęczone, że chciałyśmy tylko spać. Powiedziałam, że nie będziemy jeść. On na to: "A wy cholery bułków chceta?” I proszę sobie wyobrazić, że przyniósł nam bułki z salcesonem! Poprosił nas potem, żebyśmy mu pomogły posprzątać komisariat. W pewnej chwili krzyczy: "Uciekajta do celi! Kurwy z Torunia jadą!”. Te "kurwy”, to było o esbekach. Innego razu wywieźli nas do miasta, którego nie byłyśmy w stanie rozpoznać. Aby wrócić jakoś do domu, zatrzymałyśmy piękną zachodnią limuzynę na stopa. No i tłumaczymy, że nas wywieźli, że nie wiemy, gdzie jesteśmy. Do dziś pamiętam przerażenie w oczach tamtego kierowcy.



Dobra w sprzątaniu

Rok 1989 był zaskoczeniem dla Kiki. Nie spodziewała się, że tak szybko. Nie spodziewała się, że ludzi tak to wszystko zaboli: - Zwłaszcza drastyczne bezrobocie mnie rozczarowało. To rozczarowanie nie wynika z tego, że mam poczucie, że za komuny było lepiej. Nie było lepiej. Rozczarowanie przyszło, gdy uświadomiłam sobie, że zło nie tkwi w systemie, ale w nas. Ludziach.
Koledzy z opozycji przebrali się ze swetrów w garnitury, zagościli przy Wiejskiej. Ale nie Kika.

Jan Wyrowiński: - Nie mam wątpliwości, że kobieta tak inteligentna i doświadczona jak Krysia, gdyby tylko chciała, mogłaby być ministrem, gdzieś koło Jacka Kuronia. Ale nie chciała. Pozostała miedzy nami jak wyrzut sumienia sprzątając nasze biura. I - paradoksalnie - jej oferta była najtańsza.

Sprzątanie było świadomym, dobrowolnym wyborem.
Ania: - Mama zawsze przede wszystkim ceniła sobie wolność. W pewnym momencie założyła jednoosobowa firmę sprzątającą. Jest sobie sama szefem i podwładnym. A jeśli jeden z klientów zrezygnuje z jej usług, pozostanie dziesięciu innych.

Sprawiła sobie jeden luksus. Po latach spędzonych w wynajętych pokojach odłożyła na domek gospodarczy. Tu nikt się nie czepia jej psów i kotów. Może do woli kopcić papierosy.
Krystyna, z przekąsem: - W każdej pracy muszą być tacy, którzy wykonują ja dobrze. A ja jestem dobra w sprzątaniu.

Ania: - Nie jest typem egzaltowanej polonistki, potrafi siarczyście przekląć, bywa wojownicza i surowa w ocenach. Niedawno złożyła mi życzenia urodzinowe: "Obyś zobaczyła klęskę swoich wrogów”. Ale jestem z niej dumna. Podoba mi się, że zrezygnowała z 25 tysięcy złotych odszkodowania za więzienie, choć wiem jak bardzo te pieniądze by się przydały.

Krystyna: - Za co miałabym je brać? Spotkało mnie tylko to, na co się godziłam. Trzeba pamiętać o tych, którzy w latach 50. spędzali całe lata w więzieniu za opowiedzenie dowcipu.

Opowiadanie kryminalne

Z funkcjonariuszem O. Kika spotkała się już w latach 90. na pogrzebie znajomej.
- Pan tu służbowo? - zapytała zgryźliwie.
- To moja ciocia - odpowiedział.
Odnalazł ja później. Odszedł ze służb i z braku zajęcia zaczął pisać opowiadania kryminalne, poprosił, aby pomogła mu je zredagować.

Pomogła.

- Dlaczego miałam nie pomóc? Sama cieszę się, gdy na swojej drodze odnajduję ludzi, którzy działają bezinteresownie. Spotkałam na przykład cudownych weterynarzy. Gdy przychodzi do nich dziecko z potrąconym psem, nie pytają o pieniądze. Ratują. O takich ludziach warto napisać.



Red. Willma conieco mylnie zapamiętał:

* "Kika" to nie jest pseudonim, a po prostu przezwisko zastępujące imię; już w czasach konspiracji znali je prawie wszyscy, znający Krystynę Kutę, która, owszem, sporadycznie w 1980 r. używała pseudonimu (ale nie konspiracyjnego, lecz artystycznego) "Anna Czartek".

* Zupełnie zapomniał o tym etapie życia bohaterki reportażu, którym była jej działalność w Solidarności Walczącej, a czego np. "Gazeta Wyborcza" nie pominęła.

* Uległ przyzwyczajeniu, bowiem Jan Wyrowiński sporo lat faktycznie był posłem, od jesieni 2007 r. jest senatorem.

Tytuł reportażu ma w elektronicznej wersji gazety inne brzmienie, powyżej umieściłem tytuł z wersji papierowej.

Wymieniony przez Krystynę Kutę tylko inicjałem nazwiska b. SB-ek "O." to Stanisław Oczki, który później popełnił samobójstwo po otrzymaniu wezwania od prokuratora IPN w sprawie o szykanowanie w 1986 r. działaczy podziemnej "Solidarności" z Zakładów Włókien Chemicznych "Chemitex-Elana" w Toruniu (vide: http://w.icm.edu.pl/t/elana.htm).

(dopisek Konrada T.)

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prezentacja działaczy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum