Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Cztery lata w opozycji. I wracamy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Paź 26, 2007 11:01 am    Temat postu: Cztery lata w opozycji. I wracamy Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20071026&id=po01.txt

Cztery lata w opozycji. I wracamy

Z premierem Jarosławem Kaczyńskim, prezesem PiS, rozmawiają: Katarzyna Orłowska-Popławska, Artur Kowalski, Dariusz Pogorzelski


Platforma Obywatelska - 41 procent, Prawo i Sprawiedliwość - 32 procent. To chyba nie tak miało być...
- Jeżeli chodzi o decyzję o wyborach, to zdecydowały wydarzenia. Trudno rządzić z partią, na której czele stoi ktoś podejrzany o poważne przestępstwa. Tym bardziej że pan Andrzej Lepper nie zgodził się na propozycję, że wymiar sprawiedliwości będzie wyjaśniał sprawę, a jego partia pozostanie w koalicji. Dostał taką propozycję i zdecydowanie ją odrzucił. Roman Giertych z kolei zadeklarował, że zostaje z nami, ale - jak się okazało - ta deklaracja nie miała wielkiego znaczenia. Po dwóch dniach założył LiS i zaczęła się kampania przeciwko nam. Jak się okazało, mało skuteczna politycznie. A wybory przegraliśmy z różnych przyczyn. Na pewno była totalna mobilizacja establishmentu przeciwko nam. Establishmentu, który ma olbrzymie możliwości oddziaływania przez różne instytucje. Był też element pewnego zbiegu okoliczności, na który nie mieliśmy żadnego wpływu, jak na przykład "choroba filipińska" eksprezydenta. Przyniosła parę procent mniej dla LiD i parę procent więcej dla Platformy Obywatelskiej. I wreszcie w ostatnim momencie mieliśmy niedobre momenty w kampanii wyborczej, jak moja debata z Donaldem Tuskiem, która rzeczywiście nie wyszła i przyczyniła się do tego, że tych wyborów ani nie wygraliśmy, ani nie zremisowaliśmy.

Jeżeli w starym układzie parlamentarnym nie było możliwości rządzenia, to jak Pan sobie wyobrażał możliwość sprawowania władzy po wcześniejszych wyborach w sytuacji, gdyby PiS i PO mogły liczyć na mniej więcej równy wynik wyborczy?
- Zakładaliśmy taką oto możliwość: możemy wygrać dość wyraźnie z Platformą - i w pewnym momencie wydawało się to zupełnie realne. Liczyliśmy na to, że spowoduje to przemiany w Platformie. Ewentualnie, że będzie tak dobrze, iż będziemy mogli zawrzeć sojusz z PSL. Zakładaliśmy, że PSL może się dostać do Sejmu, chociaż braliśmy poważnie również wariant, że PSL nie będzie. Mówiąc krótko, graliśmy w takiej sytuacji, że było wiadomo, iż wygrać będzie bardzo trudno, ale nie mieliśmy wyjścia. I tak wykazaliśmy w tej koalicji bardzo daleko idącą cierpliwość.

Kilka tygodni temu w "Naszym Dzienniku" mówił Pan o zdobyciu 280 mandatów...
- To był żart. Liczyliśmy natomiast na to, że uda się zdobyć ok. 190 mandatów, że Platforma będzie za nami, a Tusk będzie człowiekiem już trzeciej przegranej i albo sam wyciągnie wnioski, albo uczynią to inni. Albo że może PSL będzie mocniejsze, niż jest. Oczywiście zawsze braliśmy też pod uwagę, że przegramy i oddamy władzę. To jest w demokracji normalny bieg rzeczy.

Na jakich zasadach byłaby możliwa koalicja z PO?
- Koalicja z PO byłaby wtedy możliwa, gdyby Platforma po raz kolejny przegrała i grupa KLD-owska tam rządząca - nieliczna, ale świetnie zorganizowana i trzymająca całą resztę - przegrała i została odrzucona. Wtedy byłaby możliwość koalicji. Póki rządzi tamta grupa, żadnej koalicji nie będzie.

Stąd też Nelly Rokita na liście PiS i Jan Rokita w odwodzie...
- ...i Maciej Płażyński, i stąd próba konstruowania takiego układu, który mógłby przyciągnąć do nas pewną część Platformy Obywatelskiej. Pewnie nawet dużą, tylko że to są ludzie słabi. Nie ma tam żadnego przywódcy. Nie ma nikogo, kto tak naprawdę może się przeciwstawić rządzącym w Platformie. Zresztą ja nie do końca rozumiem mechanizmy rządzące Platformą, np. dzieje sprawy Rokity są dla mnie nie do odgadnięcia. Dlaczego tak sprawny i mający tak mocną pozycję polityk zostaje wyeliminowany, dlaczego przedtem Płażyński, Gilowska? Platforma to tajemnicza partia.

Ale PiS, decydując się na przegłosowanie uchwały o skróceniu kadencji Sejmu, zdetonowało ładunek wybuchowy pod IV RP.
- IV RP nie da się budować w sytuacji, gdy mają ją budować ludzie podejrzani o poważne przestępstwa, i do tego przestępstwa skrajnie kompromitujące. Zdawaliśmy sobie sprawę z sytuacji, chociaż ja nie znałem wszystkich szczegółów. Nie wiedziałem, że pani Aneta Krawczyk złożyła wniosek o ściganie tych przestępstw. Ale gdy zaczęło finalizować się to śledztwo przeciw Lepperowi w skrajnie kompromitującej i jednoznacznej dowodowo sprawie, nie mogliśmy dalej tego w tych warunkach kontynuować. Czyli byliśmy gotowi na skrajnie dla nas trudną koalicję, ale przynoszącą bardzo wiele pozytywnych efektów, natomiast na koalicję w takich warunkach nie mogło być zgody.

Jest też hipoteza kontrolowanego upadku, oddania władzy: lepiej oddać ją teraz, niż wykrwawiać się przez następne dwa lata.
- Nie mieliśmy takiej koncepcji. Uważaliśmy, że gdyby można było dalej realizować wiele przedsięwzięć już przez nas przygotowanych - około 60 ustaw było już w Sejmie, 115 ustaw było gotowych w rządzie - to byśmy to zrobili i dzięki temu zrobilibyśmy bardzo dużo dobrych rzeczy dla Polski, choćby reformę finansów publicznych czy nowy kodeks karny. To wszystko było już gotowe. Tylko te kilkadziesiąt ustaw podstawowych, które natychmiast będą wniesione do nowego Sejmu jeszcze przez ten rząd, to byłoby coś bardzo istotnego dla Polski. A ten nasz dorobek był dużo większy, chociażby obrona interesów Polski za granicą. Ta uciecha w różnych stolicach z powodu zwycięstwa naszych konkurentów pokazuje istotę rzeczy. Polska teraz znów będzie malutkim państwem, które się na wszystko zgadza.

PiS oddało władzę, zaprzepaszczając dorobek rządu, który Pan chwali. W pewnym sensie biorąc na siebie odpowiedzialność za zaniechania i błędy nowej ekipy.
- Nie jestem czarodziejem. Nie potrafię utrzymać władzy, nie mając większości w parlamencie i jednocześnie nie wygrywając wyborów. Liczyliśmy na to, że może te wybory uda się wygrać z dobrym wynikiem. Zakładaliśmy, że nie będzie takich sytuacji jak pijaństwo Kwaśniewskiego czy ta moja debata z Donaldem Tuskiem. Nie doceniliśmy też tego, że ta operacja mobilizacyjna przeciw nam przybierze tak ogromne rozmiary. Prawdopodobnie o wyniku wyborów tak do końca zdecydowała akcja: "Idź na wybory, zmień Polskę". Akcja, która była w istocie skierowana przeciw nam i przez całą ciszę wyborczą bardzo energicznie prowadzona. Proszę zwrócić uwagę, że tylko w dużych miastach. Nie było jej w mniejszych ośrodkach, tam gdzie mieliśmy największe poparcie. Była tam, gdzie było wiadomo, że my tam takiego poparcia nie mamy, gdzie zresztą płaciliśmy za tę koalicję. Ta koalicja oznaczała dla nas utratę poparcia w dużych miastach. To główne przyczyny porażki. Ale były też błędy taktyczne, które miały pewne znaczenie. Gdybyśmy ich nie popełnili, to pewnie mielibyśmy kilka procent więcej, a nasi konkurenci kilka procent mniej. Choć też by pewnie rządzili, ale w dużo mniej komfortowych warunkach.

Sztandarowym projektem Pana rządu była likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych, powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ale chyba nikt nie wierzy, że teraz powróci generał Dukaczewski...
- Generał Dukaczewski pewnie nie. Takich emblematycznych postaci chyba nie przywrócą, ale jeżeli chodzi o powrót WSI, to dlatego był tam człowiek tak zdecydowanego usposobienia jak Antoni Macierewicz, żeby to nie wróciło, choć WSI to nie jest coś, co tak łatwo zlikwidować. W demokratycznym kraju natomiast zlikwidowanie takiej struktury, tak zaciekłej, mającej tyle różnych możliwości działania, sprawnej wewnętrznie, zwartej i lojalnej, jest niezwykle trudne i dlatego musiał być tam człowiek o żelaznym charakterze. Inaczej to by wróciło.
Choć w jakimś stopniu może wrócić. Dostałem niedawno meldunek od Macierewicza, że zbudowano już w zasadzie nowy kontrwywiad wojskowy wielkości może jeszcze nie takiej, jak powinien być, ale już niewiele mniejszej od tego, który był. Ale będzie to na pewno szybko zmieniane. Także CBA nie będzie oficjalnie zlikwidowane, ale wystarczy, że na jego czele postawi się człowieka uwikłanego w ten czy inny sposób w dotychczasowe układy. Choćby nawet takiego policjanta, który ma sukcesy, ale jednocześnie ileś tam spraw leży u niego od lat w sejfie i w ogóle jest nieruszanych, "bo to są sprawy nie do ruszenia". Wprowadzą takiego człowieka i jest po wszystkim. CBA przestaje funkcjonować. Tam musi być ktoś taki jak Mariusz Kamiński i jego współpracownicy. Taka instytucja bez kogoś bardzo ideowego, bardzo zdeterminowanego i bardzo twardego nie jest w stanie w tych okolicznościach w Polsce działać. Nawet gdyby został wprowadzony człowiek, który nie jest skrajnie nieuczciwy, tylko jest życiowym realistą, który dobrze wie, że "wyżej się skoczyć nie da", który rozumuje w ten sposób: "tych spraw to może nie ruszajmy, bo oni są za mocni, ale będziemy działać skutecznie w innych sprawach".
Nie mówię więc o ludziach jednoznacznie nieuczciwych, tylko o tych, którzy nie chcą podejmować zadań zbyt trudnych. A tutaj trzeba mierzyć siły na zamiary, inaczej niewiele się zdziała.

W jakich sprawach PiS jako partia opozycyjna będzie szczególnie patrzeć rządzącym na ręce?
- Będziemy bronić przede wszystkim instytucji IV RP i osiągnięć IV RP - to po pierwsze. A po drugie - PO złożyła niebywałą ilość obietnic. Takich od Sasa do lasa - wewnętrznie sprzecznych. Będziemy twardo to rozliczać. Ktoś wygrywa wybory, obiecując naraz, że zmniejszy podatki, będzie dyscyplina finansowa mocniejsza jeszcze, niż jest - tylko 20 miliardów deficytu w 2009 roku, czyli grubo poniżej 2 proc. PKB. I jednocześnie zapowiada radykalne podwyżki w sferze budżetowej. A szeroko rozumiana sfera budżetowa to jest przeszło dwa miliony pracowników. Radykalna podwyżka oznacza, że potrzeba na to kilkudziesięciu miliardów złotych.
Budżet to około 300 miliardów, ale razem z wliczonymi środkami z Unii Europejskiej, przy czym część to są tzw. wydatki sztywne, które są przeznaczane np. na spłacanie długów, dofinansowanie funduszy emerytalnych, dopłaty do KRUS itp. Skąd chcą wziąć kilkadziesiąt miliardów w takiej sytuacji, tego nie wiem. Pewnie w przyszłym roku dojdzie do podwyżek, gdyż przyszłoroczny budżet był bardzo ostrożnie skonstruowany. I pewnie w PO doszli do wniosku, że można zaryzykować i jeszcze kilka miliardów wyciągnąć. Ale później mają być kolejne podwyżki. Z czego, jeśli przy tym chcą obniżać podatki? Ale takich obietnic idących w przeciwne strony jest mnóstwo. W służbie zdrowia ma być przełom, powroty z emigracji mają stać się masowe. Z Irlandii i Anglii tłum ludzi będzie wracał do Polski. Będziemy wyglądali ich na lotniskach. Skoro w centrum kampanii postawili sprawę ludzi, którzy za pracą wyjeżdżają, to my to też postawimy w centrum naszej uwagi. Będziemy pytali, kiedy oni wracają, gdzie są dla nich miejsca pracy i pensje. Przecież pensje mają błyskawicznie pójść do góry. A przypominam, że w ostatnich dwóch latach wzrosły o 18 procent. A mają wzrastać jeszcze szybciej. Będziemy też patrzeć na ich ręce, czy nie są przypadkiem lepkie. No i będzie od razu bardzo dużo naszych propozycji.

Przewagę PO nad PiS można uznać za porażającą. 2-3 procent to jeszcze, ale 9 punktów... W tej sytuacji pojawia się pytanie o głowy winnych. Na razie żadne nie poleciały...
- Na to można spojrzeć z dwóch stron. 9 procent to byłaby porażająca przewaga, gdybyśmy na przykład mieli 1 proc., a oni 10 procent. Ale przy 32 proc. i 41 proc. to przewaga jest duża, lecz nie porażająca. Przed dwoma laty dostaliśmy 3 miliony 100 tys. głosów. Teraz 5 milionów 100 tys., czyli przybyło nam dwie trzecie. Żadna partia rządząca niczego takiego nie uzyskała. Najlepiej wypadł SLD w 1997 roku, wtedy wzrosło im o jedną czwartą. Mamy też więcej mandatów poselskich. A byliśmy przecież przedmiotem takiego ataku, jakiego dotąd w Polsce nie było.
Nikogo do tej pory tak nie atakowano, nie odsądzano od czci i wiary, tak nie obrażano, jak to robiono wobec nas. Skonstruowano cały opis rzeczywistości, całą narrację mówiącą o jakiejś zupełnie innej rzeczywistości. Bo to były dwa najlepsze lata Polski od wielu dziesięcioleci. Łącznie przeszło 13 proc. wzrostu PKB, 1 mln 250 tys. nowych miejsc pracy, więc jest całkowitą nieprawdą, że spadek bezrobocia jest efektem emigracji zarobkowej. Bardzo wysoki wzrost płacy, najlepsze lata, jeśli chodzi o inwestycje - 3. miejsce w Europie. A proszę pamiętać, że nasza gospodarka jest 7. lub 8. w Europie, jeśli chodzi o wielkość. Prawie 50 proc. wzrostu inwestycji w ciągu dwóch lat, bardzo dobra sytuacja, jeśli chodzi o równowagę finansową - po raz pierwszy pojawiła się nadwyżka budżetowa po pół roku. Oczywiście ona spadnie, będziemy mieli deficyt, ale do tej pory to się jeszcze nie zdarzyło w Polsce od 1990 roku. Przestępczość o kilkanaście procent w dół, bezpieczeństwo o kilkanaście procent w górę, wskaźniki optymizmu społecznego bardzo wyraźnie w górę...

...i przegrane wybory.
- Wybory przegrane. Tylko proszę pamiętać, że dzisiejszy człowiek żyje w dwóch rzeczywistościach: tej prawdziwej i tej medialnej. Ta prawdziwa była taka, jak powiedziałem. Ta medialna przedstawiała Polskę jako kraj katastrofy, kompromitacji. I żadne tłumaczenia nie pomogły, chyba fakty nie miały znaczenia. Tak jak za rządów Jana Olszewskiego gospodarka zaczęła wzrastać po latach upadku, ale obowiązywała teza, że stała się czarną dziurą. Znakomitym wskaźnikiem pozycji kraju jest poziom inwestycji zagranicznych. Jest on dziś znakomity. Ale to oczywiście nie ma znaczenia, bo establishment był tak wystraszony, że był gotów ogłosić, że w Polsce panuje ludożerstwo, aby tylko nie pozwolić nam rządzić. Po prostu wmawiano ludziom, że rzeczywistość jest dokładnie odwrotna, niż jest. Gdyby media były chociaż względnie obiektywne, to zapewniam, że byśmy te wybory wygrali nawet bez większej kampanii wyborczej. Ale dzisiejszy świat to jest w dużej mierze świat medialny.

To jak Pan sobie wyobraża wygraną następną kampanię przy tych mediach, które teraz są?
- Sądzimy, że duża część społeczeństwa - a 5 milionów ludzi nas już poparło, mimo tej sytuacji - po prostu poczuje się zawiedziona, oszukana bardzo drastycznie - bo zapewniam, że w ciągu następnych dwóch lat sytuacja nie będzie lepsza niż teraz, a obawiam się, że będzie gorsza, bo jakość rządzenia będzie gorsza. Proszę spojrzeć choćby na Warszawę. Kiedy mój brat był prezydentem Warszawy, to na 40 ważnych dyrektorów, takich działających w skali ogólnowarszawskiej, tylko jeden był partyjny.
Dzisiaj na 450 stanowisk kierowniczych podległych marszałkowi województwa mazowieckiego jest jeden bezpartyjny. A 449 jest obsadzonych w ramach podziału PO - PSL. To są często stanowiska naczelników, stanowiska o charakterze administracyjnym. Stanowi to najlepszy dowód, jak to będzie wyglądać w Polsce. Widać, że Donald Tusk trochę się już boi. Nie bardzo wie, kogo zrobić ministrem. Boi się swoich kolegów, tego, co oni zrobią, jak wpadną do resortów. Zaczyna szukać jakiegoś rządu fachowców, zaczyna się wić.

Jakim premierem będzie Tusk?
- Nie jest może rzeczą najlepszą, jeśli ktoś, kto przegrał z nim wybory - również osobiście, bo przegrałem z nim bezpośrednio w Warszawie - ocenia kogoś, kto premierem dopiero będzie. W moim przekonaniu, stojąc na czele tej formacji i z takim otoczeniem, jakie ma Donald Tusk - mówię o tym jego najbliższym otoczeniu, tych panach, którzy mu się w usta wbijali zaraz po zwycięstwie wyborczym - i cokolwiek o tych panach wiedząc - a ja cokolwiek o tych panach wiem - to musiałby być prawdziwym geniuszem, aby być dobrym premierem.
Atutem PO może nie jest charyzmatyczny lider, ale może nim być silna determinacja do utrzymania się przy władzy i strach przed "rewanżyzmem" PiS...
- Nie liczymy na to, że wybory będą za mniej niż 4 lata. Sądzimy, że jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego - a nie chcemy, żeby zdarzyło się coś nadzwyczajnego, bo dobrze życzymy Polsce, a to musiałoby się zdarzyć coś bardzo złego - to mamy przed sobą 4 lata opozycji. Jesteśmy przekonani, że za 4 lata - choć liczymy na to, że sytuacja w Polsce będzie lepsza niż dziś, bo nie przyjmujemy zasady "im gorzej, tym lepiej" - ale jednak, że ludzie zorientują się, iż cudów nie ma, że nie można szybko podwyższać płac w budżetówce i jednocześnie obniżać podatków, że ludzie w Anglii jednak zarabiają parę razy więcej niż w Polsce, dlatego że Anglia jest krajem dużo bogatszym niż Polska, i ta różnica jest do nadrobienia w ciągu dziesięcioleci, a nie w ciągu kilku lat. I z tym cudem będzie słabo. Ludzie, szczególnie ci młodzi, w dużej części jeszcze bardzo naiwni, których namówiono do głosowania i którzy in gremio przeciw nam głosowali, zobaczą, że to nie jest tak, jak oni sądzili. A będą też o 4 lata dojrzalsi. W tak młodym wieku, jeśli ma ktoś jeszcze 18 czy 20 lat, 4 lata to dużo.

Frontu antypisowskiego, jak Pan to określa, nie da się jednak wytłumaczyć mechanizmem schematu: zawiedzione obietnice - spełnione obietnice. Nie można też zakładać, że uda się to zrobić przy takim nastawieniu mediów, jakie jest w tej chwili. Zresztą PiS za dużo też nie zrobiło, żeby sytuację w mediach publicznych zmienić.
- PiS, wbrew temu, co nam przypisywano, miało tutaj bardzo ograniczone możliwości. Bo to nie jest tak, że PiS mogło zrobić wszystko, co chciałoby zrobić, bo zgadzam się, że bajką jest, iż telewizja publiczna stała się PiS-owska. W tej kampanii wyborczej odegrała rolę co najmniej pro-PO-wską, jak i pro-PiS-owską. A w ostatniej fazie wyraźnie wspierała PO. Ta wielka kampania reklamowa, płatna: "Idź do wyborów, zmień Polskę", w oczywisty sposób była rozumiana jako kampania przeciw nam i, powtarzam, była prowadzona w czasie ciszy wyborczej. Sądzę, że o dobrych kilka procent podwyższyła im wynik. Byliśmy rządem mającym większość dzięki koalicjantom, z którymi było nam niezmiernie trudno się porozumiewać. Bo były to rozmowy między ludźmi z różnych światów. A poza tym ci koalicjanci mieli swoje własne interesy. Mówię tutaj zwłaszcza o Samoobronie z jednej strony - bo to partia lewicowa i mająca w dużej części zaplecze postkomunistyczne, natomiast z drugiej - o Lidze Polskich Rodzin, z którą powinno być znacznie łatwiej ze względu na pewne wspólne przekonania ideowe, tylko że przywódca Ligi był bardzo specyficznego usposobienia. Gdyby miał inne usposobienie, to naprawdę Bóg go tak wyposażył, że powinien być bardzo szybko bardzo wysoko, gdyby nie ten charakter...

Może jeszcze popracuje nad charakterem...
- Zawsze trzeba wierzyć, że człowiek może się zmienić. Tylko że jest to człowiek młody, ale nie jest już chłopcem. W każdym razie życzę mu tego, żeby się zmienił, bo w polityce wielu tego typu ludzi nie ma. To bardzo zdolny człowiek, znakomity prawnik i mógłby zrobić naprawdę bardzo dużo, gdyby miał inny charakter - żeby nie było tak, że się z nim rozmawia i na coś się umawia, a on już godzinę poźniej robi coś innego. Jak na polityka jest zdecydowanie młody i różnie jeszcze może być. A co do jego starszego kolegi, to jest i starszy, i w trudnej sytuacji procesowej...

Wielu Waszych wyborców może mieć jednak żal, że zatrzymaliście się w połowie drogi...
- IV RP to nie jest idea na jeden sezon polityczny, nie na jedną kadencję. Ta idea lepszej, sprawiedliwszej Polski pozostaje żywa. Jestem przekonany, że udała się pewna manipulacja, którą można określić jako trzecią wielką manipulację w ciągu ostatniego półwiecza naszych dziejów. Pierwsza wielka manipulacja to był 1956 rok. Wtedy stalinowcy, i to tej najgorszej odmiany, przedstawili się jako liberalni komuniści, którzy wprowadzają zmiany, i udało im się utrzymać dużą część władzy. Później przyszedł Okrągły Stół, który pozwolił ludziom wprowadzającym stan wojenny wyjść ze wszystkiego suchą nogą i nawet później zostali jeszcze uznani przez niektórych za ludzi honoru, a ich bliscy współpracownicy doszli do władzy. Bo Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski to współpracownicy "późnego Jaruzelskiego". W mniejszym stopniu Szmajdziński czy Jaskiernia. I to była druga wielka manipulacja, która się udała. I teraz jest trzecia. Ludzie odpowiedzialni za lata 90., za to, że ta cena za przemiany była dużo wyższa, niż musiała być, za to, że się uwłaszczyła nomenklatura, że to wszystko było i niesprawiedliwe, i nieefektywne - pod hasłami obrony ludu odepchnęli od władzy tych, którzy jako pierwsi dla zwykłych ludzi w Polsce naprawdę coś zrobili. To jest ta gigantyczna i udana manipulacja. W jakimś sensie - ja nie chcę wprowadzać tego wprost, bo mi zaraz proces wytoczą, który przegram - Tusk jest takim "Kwaśniewskim". Jego rola w początkach lat 90. była rolą trochę zbliżoną do roli Kwaśniewskiego w późnym komunizmie. To był taki młody człowiek, który trochę ozdabiał tamtą rzeczywistość i jednocześnie - tutaj jest wyraźna różnica od Kwaśniewskiego - odgrywał dużo większą rolę ideową. To był człowiek, który współbudował i w jakiś sposób personifikował ideologię, która wtedy dominowała i która w istocie wyrażała interesy nomenklatury komunistycznej.
Był najbliżej Wałęsy, był taką młodą, sympatyczną twarzą ówczesnego liberalizmu, a jednoczesnie deklarował, że można ograniczyć demokrację, bo to nie jest najważniejsze, że w Polsce nie jest wcale tak dużo głodnych ludzi - a wtedy głód był zjawiskiem społecznym - i że właściwie w tej sytuacji gospodarczej głodnych ludzi mogłoby być więcej - to są jego słowa z tamtego czasu. Głód w Polsce był patologią, był zbrodnią, bo Polska była za bogatym krajem, żeby w Polsce byli głodni ludzie, a naprawdę byli głodni ludzie, i to nie było wcale zjawisko marginalne.

Dziękujemy za rozmowę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Paź 26, 2007 9:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bardzo dobry wywiad.
Widać, że Premier doskonale sobie zdaje sprawę z sytuacji. Aż mnie dziwi, że trudno mu wyjaśnić sprawę Rokity. Zadam takie pytanie. Czy Lew Trocki był złym działaczem w swej partii?
Tuskowi nie są potrzebne frakcje. Teraz po wyborach się wyraźnie przestraszył. Rzecz go przerosła. Obiecankobiorcy przyjdą po swoje. A tu nie ma co im dać.
Sprawa przegranej z D.Tuskiem debaty w tv jest wynikiem tego, że PiS niepotrzebnie chodził do TVN, POLSATu, RMFFM i innych przekaziorów. Jawny masochizm. Można by to przyrównać do ochotniczego chodzenia na przesłuchania na milicji. To przecież media 'samych swoich'. Tam odpowiednia publiczka rżała radośnie w reakcji na opluwanie prowadzone przez asów tych stacji. Problem był taki: da się taki 'gość programu' bardziej czy nieco mniej w łajnie ubabrać, albo ośmieszyć. A z drugiej strony - rzecz charakterystyczna - ci, których jako członków koalicji rządowej redaktorzy-funkcjonariusze opluwali na potęgę, zaraz po tym jak stracili poparcie PiS byli ogłaszani bohaterami i mieli możliwość wygadania się w 'publicystyce' Sekielskich czy Lisów. Pamietam jak na koniec hańba LPRu, cieszył się w TVN swoimi talentami słowotwórczymi - wymyślił słowo 'ciamciaramciać'. I znikł mam nadzieję, że na zawsze. A jak się chodziło na te spotkania wcześniej to i potem nie można było 'stchórzyć' przed Donkiem czy Preziem, którzy przecież nawet w studiu TVP (kto twierdzi, że PiSowskim niewiele widzi) czuli się znacznie lepiej i pewniej niż Premier Jarosław Kaczyński.

Teraz jest cztery lata na wylizanie ran, poprawienie strategii. Ale tych lat szkoda - Donek leniwy, ale co za ten czas napsuje, to napsuje Sad
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum