Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ludzie z "Firmy"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Harcownik
Weteran Forum


Dołączył: 07 Wrz 2006
Posty: 131

PostWysłany: Sro Gru 05, 2007 3:23 pm    Temat postu: Ludzie z "Firmy" Odpowiedz z cytatem

Artykuł został opublikowany 29.05.2007
http://wiadomosci.onet.pl/1414035,2677,1,kioskart.html
Maciej Gawlikowski, Michał Olszewski
Ludzie z "Firmy"
Jak byli funkcjonariusze SB odnaleźli się po 1989 roku

Czuli się bezkarni, mieli pieniądze, przydatne informacje i znajomości. W połączeniu z inteligencją, dawało im to kapitał startowy w nowej rzeczywistości.
W połowie 1989 r. w SB pracowało prawie 25 tys. ludzi. Po paru miesiącach jej szeregi stopniały do 7 tys. osób. Nie był to efekt "czystek". 18 tys. esbeków rozpłynęło się w strukturze MSW, np. ukryli się w pionach milicyjnych. Kiedy w 1989 r. rozpoczęto weryfikację, objęto nią etatowych pracowników SB oraz część tych przeniesionych w ostatniej chwili do innych pionów MSW. Weryfikacji poddano 14 tys. osób, z czego 3,5 tys. zweryfikowano negatywnie.
– Czuć było opór materii – wspomina Jacek Smagowicz, członek komisji weryfikującej esbeków w Krakowie. – Dostawaliśmy np. z archiwów teczki personalne w szczątkowej postaci. Nie było ani jednego zdjęcia osób, z którymi mieliśmy rozmawiać. Ktoś je wypinał z akt. Usłyszeliśmy, że w archiwach są akta operacyjne tylko do 1956 r., a późniejsze zniszczono. Okazało się, że to kłamstwo. Ciekawostka: akta dostarczał nam Tadeusz Sułkowski, wcześniej oficer wydziału SB do walki z Kościołem, sam również podlegający weryfikacji.
Smagowiczowi zacierają się twarze esbeków. Ale pamięta, że większość była pewna siebie i przed komisją stawała z przekonaniem, iż procedura jest kolejną formalnością w ich karierze zawodowej.
"Chcę służyć nowej Polsce równie gorliwie jak dotychczas" – pisała w odwołaniu Barbara Szydłowska z Wydziału IV, zajmującego się inwigilacją Kościoła. Szydłowska brała udział m.in. w najściu na mieszkanie ks. Andrzeja Bardeckiego, gdzie funkcjonariusze podrzucili sfałszowane pamiętniki Karola Wojtyły. Prowokacja, zorganizowana przez Grzegorza Piotrowskiego, miała skompromitować Papieża.
Dziś Szydłowska jest emerytką, uczy tańca; jej mąż, również były oficer SB, pracuje na UJ.

PRL, moja ojczyzna
Na negatywne opinie komisji weryfikacyjnej reagowali zdumieniem. Nieliczni przed komisją nie stawili się w ogóle. Był wśród nich Mariusz Maksuris. Rozpracowywał m.in. ruch "Wolność i Pokój", inwigilował Jana Rokitę. Tak po latach wspominał go Bogdan Klich, dziś eurodeputowany, wtedy działacz WiP-u: "On był kolegą z klasy Bartka Sienkiewicza i znajomym ze szkoły mojej żony; cała trójka chodziła do tego samego liceum. To bardzo interesująca postać; facet konstrukcją psychiczną i moralną był szalenie podobny do Grzegorza Piotrowskiego, mordercy księdza Popiełuszki. Był wybitnie nadgorliwy".
Krępy, smagły, syn wysoko postawionego greckiego komunisty przygarniętego w okresie stalinowskim przez PRL. Po 1990 r. właściciel firmy ochroniarskiej, wywiadowni gospodarczej i hurtowni artykułów rolnych. Prowadzi interesy na Bałkanach. Skazany za współudział w zamachu bombowym na hurtownię cytrusów pod Krakowem, odsiedział 2 lata. Twierdzi, że został wrobiony z powodów politycznych, że to zemsta "przechrztów": byłych kolegów, dziś pracujących w policji. – Przed kim miałem stawać? Przed jaką komisją? Z czego się spowiadać i czego się wstydzić? – pyta po latach. – To byłoby poniżej mojej godności funkcjonariusza SB. Jestem prawdziwym esbekiem i jestem z tego dumny.
Na dowód przywiązania do służby Maksuris prezentuje zawieszony na szyi okrągły medalion, przypominający odznakę "Cichociemnych": na medalionie pikujący orzeł, po bokach litery "SB".
Przed komisją nie stanął też Andrzej Lipiński, przez lata pracownik krakowskiej "Czwórki". W latach 80. miał zostać wyrzucony z SB: podczas popijawy w lokalu konspiracyjnym pokłócił się z innym oficerem i oddał w jego kierunku serię strzałów. Niecelną. Przed wyrzuceniem uratowała go przeszłość ojca: oficera KBW i współpracownika NKWD. Taki argument w odwołaniu zmiękczył serca przełożonych.
Po odejściu w 1990 r. pracował m.in. w krakowskiej straży miejskiej, zatrudniony tam przez jej szefa Eugeniusza Kocha (jak dziś wiadomo, tajnego współpracownika SB). W 1991 r., przed papieską pielgrzymką, UOP prowadził przeciw Lipińskiemu śledztwo o próbę organizowania zamachu na Jana Pawła II. Do sprawy sądowej nie doszło.
Jego pasją jest dziś historia najnowsza. Biurko w jego mieszkaniu zapełniają sterty książek wydawanych przez IPN. – Moją ojczyzną jest Polska Rzeczpospolita Ludowa – twierdzi do dziś, pytany, dlaczego nie poddał się wówczas weryfikacji. – Przysięgę ode mnie odbierał minister generał Kiszczak i tylko on może mnie z niej zwolnić.

Dwie twarze
O innym negatywnie zweryfikowanym funkcjonariuszu SB, Kazimierzu Aleksanderku zrobiło się głośno niedawno. Jesienią 2005 r. na jaw wyszły szczegóły dwukrotnego pobicia w 1985 r. przez nieznanych sprawców związanego z "Solidarnością" ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.
Aleksanderek był wówczas wiceszefem krakowskiej "Czwórki", tj. Wydziału IV, zajmującego się Kościołem. Nie wiadomo, czy uczestniczył w przygotowaniu akcji. On sam zaprzecza. W służbie raczej zaliczany do "gołębi" niż "jastrzębi". Połowę życia zawodowego spędził w Rzymie. Jak sam twierdzi, brał udział we wspólnych z KGB operacjach na terenie Watykanu.
Aleksanderek po 1989 r. miał miękkie lądowanie. Jest dziś spokojnym emerytem służb mundurowych oraz przedsiębiorcą. Zajmuje się doradztwem finansowym, prowadzi hurtownię materiałów. Mieszka w olbrzymiej willi pod Krakowem, ponad 500 m kw. Twierdzi, że z domem przeinwestował: zimą kilkutysięczna emerytura starcza mu zaledwie na ogrzewanie i opłaty. Sympatyczny. Brat-łata. Jowialny, szybko wchodzi w zażyły kontakt z rozmówcą. Lubi podkreślać swoje związki z Kościołem.
Aleksanderek ma też drugą twarz. Kiedy dziennikarze zbyt szczegółowo wypytują o jego przeszłość, potrafi zadzwonić i zwyzywać. Ostatnio o tym, że potrafi mocno zareagować, przekonali się paparazzi dziennika "Fakt", którzy próbowali sfotografować jeden dzień z jego życia. Mimo że gazeta wysłała największych fachowców, Aleksanderek błyskawicznie zgubił "ogon". Co więcej, po chwili za dziennikarzami zaczął krążyć wypakowany dobrze zbudowanymi mężczyznami nissan patrol.

"Jestem dumny"
Zupełnie inną drogą po negatywnej weryfikacji poszedł Aleksander Mleczko, uważany za jednego z najinteligentniejszych oficerów w krakowskiej SB lat 80.
Ten urodzony w 1952 r. syn tramwajarza z krakowskiego Kazimierza, ma niezwykle skomplikowany życiorys. W 1982 r. dowodził kilkuosobowym patrolem SB, którego uczestnik zastrzelił Bogdana Włosika,
20-letniego ucznia technikum nowohuckiego kombinatu. Strzały padły z dala od miejsca jakichkolwiek demonstracji, a informacje o obronie własnej przed atakującym tłumem były wymysłem PRL-owskiej propagandy. Zabójca (skazany po 1989 r.) zameldował tego dnia Mleczce, że bierze na akcję broń z ostrą amunicją, nie spotkało się to jednak z reakcją dowódcy.
W szczycie kariery oficerskiej Mleczko doszedł do rangi wiceszefa "Piątki", czyli sekcji zajmującej się ochroną przemysłu i zwalczaniem struktur zakładowych "Solidarności". Sprawny, dwa metry wzrostu, silny i zaufany, ochraniał olimpiadę w Moskwie. Kontakty w ZSRR były zresztą główną przyczyną, dla której nie znalazł miejsca w UOP: jeszcze w końcówce 1988 r. dostąpił zaszczytu przeszkolenia w moskiewskiej Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, kuźni kadr KGB.
Mleczko znakomicie wywiązywał się z zadań ambitniejszych niż fizyczna ochrona olimpijczyków – był analitykiem. Jego oceny sytuacji społecznej w Krakowie i plany operacyjne akcji milicyjnych przeciw demonstracjom trafiały bezpośrednio na biurko gen. Kiszczaka i cieszyły się dużym uznaniem. Pisał dobrze, z polotem, w teksty wplatał dowcipy polityczne krążące wśród krakowian. Co ważne: zachowywał wyraźny krytycyzm wobec planów swoich kolegów, uznając często metody siłowe za nieskuteczne. Odradzał m.in. wyraźnie zdobywanie szturmem strajkującego w 1988 r. nowohuckiego kombinatu.
Mleczko należał do tej większości, która negatywną weryfikację potraktowała z oburzeniem. W odwołaniu pisał m.in.: "Z szeregu dokumentów do dzisiaj jestem dumny, gdyż zawarta w nich treść i wnioski w perspektywie czasu uzyskały realne potwierdzenie. (...) Spoglądając na swoją przeszłość polityczną również nie widzę powodów do szczególnego zażenowania. (...) Przez całe swoje dorosłe życie udało mi się nie skłamać. Również teraz nie zamierzam poniżać się kłamstwem, że nigdy nie uczestniczyłem w działaniach zwalczających opozycję. Uczestniczyłem, bo takie było wówczas prawo, i takie moje obowiązki". Kokieteryjnie podkreślał swój krytyczny stosunek do przełożonych: "Urozmaicenie mojego życia zawodowego wynikało z faktu mówienia wprost tego, co myślę".

200 tysięcy wizyt
Po 1990 r. Mleczko przeszedł, jak powiedziano, długą drogę. Najpierw kierował ochroną krakowskiego hotelu "Forum", w którego nocnym klubie "Szalony Smok" kwitło wówczas życie gangsterskie. Stamtąd trafił do Pierwszego Komercyjnego Banku SA w Lublinie, najpierw w oddziale w Krakowie, następnie w centrali. Po banku Bogatina pracował w Banku Społem.
Kluczem do dużej kariery okazała się dla niego praca w Urzędzie Kontroli Skarbowej w Katowicach. Został w nim zastępcą dyrektora. Na centralnych szczeblach władzy pojawił się za rządów SLD, gdy wiceministrem finansów był (wywodzący się z SB) Wiesław Ciesielski. Mleczko, nieznający żadnego zachodniego języka, został p.o. wicedyrektora Biura Międzynarodowych Relacji Skarbowych, następnie organizował policję skarbową. Po upadku rządu Belki wrócił do Katowic na stanowisko w UKS. Odwołany za rządów PiS, zyskał nieoczekiwane poparcie od... śląskich parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości. Wbrew stanowisku władz partii, śląscy senatorowie składali interpelacje w sprawie odwołania szefostwa katowickiego UKS-u.

Pracując w skarbówce, napisał (uznane za fachowe) opracowania, np. "System ochrony publicznych środków wspólnotowych w UE i Rzeczypospolitej Polskiej".

Jego ostatnie wcielenie to internetowy blog, na którym prowadził swoje wspomnienia. Ale, jak się zdaje, wirtualna rzeczywistość przerosła Mleczkę: w komentarzach zaczęły pojawiać się nazwiska jego współpracowników i niewygodne szczegóły. Po tym, jak sprawę nagłośnił "Nasz Dziennik", ilość wejść na stronę internetową skoczyła lawinowo do 200 tys. wizyt. Mleczko najpierw zaczął usuwać część komentarzy, w końcu zamknął bloga. Swoje wspomnienia wydał w formie broszury, którą rozesłał do przyjaciół. Po czym zniknął. Z dziennikarzami nie chce się spotykać.

"Sprawdzone chłopaki"
Odeszli ze służb, znaleźli zatrudnienie, część zaraz stanęła na nogi. Ci, których nie zjadł zbyt wcześnie alkoholizm (choroba zawodowa funkcjonariuszy SB), nie mają specjalnych powodów do narzekania. Można nawet zaryzykować tezę, że większość dzisiejszych 50- i 60-latków, którzy swą karierę związali z SB, poradzi sobie bez wysokich emerytur. Dodatkowe źródła dochodu mają zapewnione od lat.

Nie da się przekonująco udowodnić tezy, że pracownicy dawnych służb specjalnych są po 1989 r. siłą sterującą zza kulis życiem kraju. Nawet znając dziedziny, w których pojawiają się nazwiska byłych oficerów: policja; służby specjalne; bankowość (zarówno ochrona, systemy zabezpieczeń i kontroli wewnętrznej, jak i szczebel kierowniczy); agencje ochroniarskie; administracja państwowa; budowa autostrad; interesy w egzotycznych krajach; kancelarie urzędników państwowych; pozyskiwanie funduszy unijnych; izba skarbowa; związki i towarzystwa sportowe; ośrodki szkolenia kierowców; piłka nożna i koszykówka; przestępczość zorganizowana.
Żelaznych dowodów na istnienie "sieci" byłych funkcjonariuszy SB nie ma. Pewne jest jednak to, że ci ludzie mają ogromną wiedzę na temat mechanizmów gospodarczych i politycznych, znają ciemne strony biografii wielu wpływowych osób, nierzadko dysponują dokumentami wyniesionymi z dawnej pracy. Jak tę wiedzę wykorzystują? Stwierdzenie, że dla dobra demokratycznej Polski, byłoby naiwnością.
Warto pamiętać, że Mleczko ponad 10 lat temu, kiedy jeszcze spotykał się z dziennikarzami, opowiadał, że do każdej nowej pracy bierze ze sobą "sprawdzonych chłopaków z Firmy". A do emeryta Aleksanderka dzwonią do dziś dawni podwładni. Np. by ostrzec przed zbyt wścibskimi dziennikarzami."


Ostatnio zmieniony przez Harcownik dnia Sro Gru 05, 2007 3:55 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Harcownik
Weteran Forum


Dołączył: 07 Wrz 2006
Posty: 131

PostWysłany: Sro Gru 05, 2007 3:53 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Takich artykułów powinno być jak najwięcej, żebyśmy nie zapomnieli jakie możliwości dała „Magdalenka” sługusom Moskwy.
Tam na „onet.pl”, w dyskusji pod artykułem, napisał jeden ubek, że oni z „firmy” dawali sobie rade po 89, bo są inteligentni. I wcale im nie pomagał żaden „układ”. Jest to oczywiście kłamstwo. Ale załóżmy że był tam jakiś taki który dał sobie rade sam. Tylko ten typ w swojej arogancji nie przyjmuje do wiadomości, że jego kolesie likwidowali jemu konkurencje. Jest już w wielu przypadkach udowodnione że były prowadzone operacje przeciwko ludziom z poza układu, żeby im się nie powiodło.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Sro Gru 05, 2007 9:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Azam napisał:
Ludzie z "Firmy"
Jak byli funkcjonariusze SB odnaleźli się po 1989 roku



i dalej:

Cytat:
Takich artykułów powinno być jak najwięcej, żebyśmy nie zapomnieli jakie możliwości dała „Magdalenka” sługusom Moskwy.




Jeden z kluczowych tematów o tym, kto i w jaki sposób korzystał z układów magdalenkowych i grubej kreski. Szczególnie aktualny staje sie dzisiaj, gdy po zmianie władzy na obrzeżach tej "nowej" zaczynają się na powrót pojawiać ludzie z tego środowiska. I nawet nikt się z ty faktem specjalnie nie kryje, a momentami wręcz jest to eksponowane. Powinno sie o tym mówić i pisać, choćby ze względu na ludzi młodych, dla których to jest już historia. Oni wbrew pozorom są chłonni na taką wiedzę, może analizują to wszystko spokojniej niż my, którzy mamy z przyczyn oczywistych bardziej emocjonalny stosunek do tych rzeczy, jako że doświadczaliśmy tych "dobrodziejstw" na własnej skórze. Niechaj młodzi posiądą tą wiedzę, niech zadają pytania ludziom starszym wokół siebie i władzy,ponieważ całe to esbeckie środowisko poprzez swoje działania i dążenia usiłuje wpływać także na ich życie. My starsi to znamy, my wiemy kto i dlaczego tak ochoczo dzielił się z tymi ludźmi wpływami, szczególnie w gospodarce. Wystarczy poczytać akta IPN. Choć z pewnością nie wiemy jeszcze wszystkiego.







Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum