Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

NOWA GAZETA WYBORCZA. POCZĄTKI I OKOLICE

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeusz Świerczewski
Moderator


Dołączył: 12 Wrz 2006
Posty: 505

PostWysłany: Czw Lis 23, 2006 6:02 pm    Temat postu: NOWA GAZETA WYBORCZA. POCZĄTKI I OKOLICE Odpowiedz z cytatem

poniższy list, na prośbę Autora, został nam przesłany ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
km


Uprzejmie zawiadamiam, że właśnie drukuje się III jubileuszowe wydanie mojej "Gazety Wyborczej. Początków i okolic" (całkiem nowe STO stron), i myślę, że Szanowne Koleżanki i Kolegów zainteresuje zwłaszcza posłowie, które przeczytać można pod adresem

http://www.remuszko.pl/gw/

Pozdrawiam serdecznie i z respektem
Stanisław Remuszko

Po siedmiu latach

Mówią, że kiedy Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera, i przypuszczam, że tak było w przypadku - jak to zgrabnie ujął Cezary Michalski - króla i tyrana Adama Michnika, któremu u szczytu potęgi, w grudniu 2002, nawet przez myśl nie przeszło, że afera Rywina dramatycznie osłabi imperium Agory i zmiecie rządy pokomunistów, a w konsekwencji upadnie III Rzeczpospolita. Tymczasem cała Polska niespodziewanie poznała przerażającą prawdę o układach władzy. Cała Polska dowiedziała się, jak człowiek nazwany wiceprezydentem zmienia od jednego telefonu porządek obrad Rady Ministrów. Cała Polska zobaczyła i usłyszała, jak ten sam człowiek wypomina sądowi na procesie: Sąd jest wobec mnie nielojalny! [Agnieszka uważa, że nie chodzi tu o intelektualną karę boską, lecz o szatańską pychę prowadzącą do utraty kontaktu z rzeczywistością.]

Starym i nowym Czytelnikom winien jestem relację z dalszych, zupełnie niezwykłych dziejów tej książczyny, które w poprzedniej edycji zostały sprawozdane do stycznia 2001 (str. 224).

Wiosną 2003 ukazało się drugie, praktycznie nie zmienione wydanie "Gazety Wyborczej. Początków i okolic". Chciałem, by reklamował je inserat, który mogą Państwo przeczytać na IV stronie okładki. Wtedy wydarzyła się rzecz - wydawałoby się - w wolnym kraju całkiem niemożliwa: najważniejsze redakcje jak jeden mąż odmówiły druku tego płatnego ogłoszenia! Szczegóły zawiera niżej publikowany (we fragmentach) list otwarty do dziennikarzy i polityków.

"Kobiałka", Oficyna "Rękodzieło" 2004, str. 46-50

Nadwiślański Matrix
(...) Pierwsze wydanie tego niewielkiego (220 stron) dokumentalno-publicystycznego tomiku ukazało się na przełomie 1999 i 2000 roku. W ciągu dwóch miesięcy sprzedano (według ksiąg podatkowych) 10 000 egzemplarzy. Książka zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów w dziedzinie literatury faktu. Mimo to o jej zaistnieniu (nie chodzi o recenzje) nie powiadomiły swoich czytelników, radiosłuchaczy i telewidzów prawie żadne czołowe polskie media. Personalno-redakcyjne szczegóły tej znamiennej ciszy - a także braku reakcji społecznych mechanizmów bezpieczeństwa - znaleźć można na stronach 238-244 drugiego (uzupełnionego) wydania, które zostało wydrukowane w połowie marca 2003.

Jak w ostrzegawczym artykule wskazywał niedawno Ryszard Bugaj, dramat dla wolności słowa zaczyna się nie wtedy, gdy jedne media jakąś sprawę nagłaśniają, inne zaś ją przemilczają, lecz wtedy, gdy zdecydowana większość mediów to samo nagłaśnia i to samo przemilcza. Właśnie z taką sytuacją - odnoszącą się do książki "Gazeta Wyborcza. Początki i okolice" - mieliśmy do czynienia przed trzema laty. Najnowsze wydarzenia dowodzą, iż w ciągu tych trzech lat, w już złym stanie polskiej demokracji (IV władza), nastąpiły wyraziste zmiany na gorsze. W roku 2000 "tylko" nie informowano czytającego społeczeństwa o książce. W roku 2003 roku seryjnie odmawiano druku płatnych ogłoszeń, które o jej istnieniu miały informować.

W Rzeczpospolitej Polskiej cenzura nie tylko ma negatywną konotację moralną, lecz także jest surowo zakazana przez prawo (artykuł 54 Konstytucji). W marcu 2003 roku do anonimowego grona zasłużonych cenzorów PRL doszlusowali redaktorzy naczelni następujących pism (w kolejności alfabetycznej): Jerzy Baczyński ("Polityka"), Marek Chyliński ("Dziennik Zachodni" - największa gazeta regionalna), Aleksander Korab ("Metropol" - gazeta rozdawana w warszawskim metrze), Marek Król ("Wprost"), Maciej Łukasiewicz ("Rzeczpospolita"), Ewa Sołowiej ("Nasz Dziennik"), Piotr Wierzbicki ("Gazeta Polska"), Tomasz Wróblewski ("Newsweek") i Marek Zagórski ("Życie Warszawy").

Wszyscy oni odmówili druku niewielkiego płatnego ogłoszenia (cena takiego anonsu wynosi - w zależności od pisma, miejsca w piśmie oraz daty - od tysiąca do kilku tysięcy złotych).

Odmowę uzasadniano dwojako. W pierwszym przypadku w ogóle nie podawano motywów, a próby dowiedzenia się, o co chodzi, kwitowano mniej więcej taką odpowiedzią: "Jesteśmy medium prywatnym i nikomu nie musimy tłumaczyć się ze swoich decyzji". Jedyną racjonalną przyczyną takich odmów - wypływającą z jakiejś wspólnoty interesów? porozumienia ponad podziałami? - wydaje się zatem chęć ochrony stereotypowego autoportretu Adama Michnika i "Gazety Wyborczej", wobec których książka jest wysoce krytyczna.

Drugim powodem był strach przed bliżej nie określonym odwetem Agory ("wie pan, oni mają długie ręce i dobrą pamięć, a my wolimy nie mieć kłopotów"). Zimno mi się robiło, gdy mi to mówiono lub dawano do zrozumienia, bo przeżyłem PRL i dobrze pamiętam lęk zwykłych szarych ludzi przed rzekomą wszechmocą bezpieki: nie pójdę głosować, to paszportu nie dadzą, z pracy wyrzucą, dziecko w szkole będzie miało nieprzyjemności... Gdy w maju 1989 roku ukazał się pierwszy numer "Wyborczej" - chyba nikomu przez myśl nie przeszło, że po czternastu latach "Gazeta" będzie budziła podobne obawy. I to wśród dziennikarzy, a więc ludzi dobrze wykształconych, bardziej świadomych rzeczywistego stanu rzeczy, lepiej zorientowanych w świecie polityki i biznesu. Zresztą - może właśnie dlatego wśród dziennikarzy?

To odkrycie wciąż pozostaje dla mnie szokiem. Sam nie boję się Agory, ale - jako obywatel - ogromnie bałbym się społecznego, a zwłaszcza medialnego strachu przed nią...

W tej książce nikt nie przeklina, nie ma w niej erotycznych scen, szpiegowskich afer ani gangsterskich porachunków - głosi umieszczony na okładce fragment recenzji. Dodajmy, że nie ma tam również żadnych tzw. epitetów politycznych ("czerwonych komuchów", "solidarnościowych oszołomów", "starych esbeków" "prawicowych ekstremistów", "pachołków Moskwy" ani "sługusów Michnika"). Nie ten styl. Nie ten język.

O czym w takim razie jest ta książka? To przede wszystkim autorski reportaż z narodzin i wczesnego dzieciństwa "Gazety Wyborczej". Autorski - więc z pewnością osobisty, subiektywny i nie wyczerpujący tematu. Ale to akurat jest jasno powiedziane we wstępie, komentarze są typograficznie oddzielone od komunikatu, a cytowane teksty i reprodukowane dokumenty ukazują fakty i wydarzenia zapomniane, przemilczane lub wręcz skrywane przed środowiskową opinią. Nie bez powodu hasło reklamowe brzmiało: Prawda o "Gazecie Wyborczej". Nieznane dokumenty. Świadkowie...

Jeśli dodać, że - w epilogu książki - życzliwe gwarancje jej poziomu i przyzwoitości dają swymi nazwiskami Maciej Iłowiecki i Cezary Michalski - to może przyczyną odmowy druku inkryminowanej reklamy była jej treść? Proszę, niech Czytelnik sam to oceni: (...)

Zadajmy teraz proste rzeczowe pytanie: w jaki sposób informacje i opinie o społecznie ważnych faktach, zjawiskach i wydarzeniach mają docierać do wolnych obywateli wolnego kraju?

Oto powstała dokumentalno-publicystyczna książka, która krytycznie opisuje początki budowy sławnej Agory, najpotężniejszego dziś w bodaj całej Europie narodowego koncernu medialnego. Filar tego imperium - "Gazeta Wyborcza" - ma tak wielkie wpływy polityczne, że jej redaktor naczelny często bywa nazywany polskim wiceprezydentem. Relacje i faktografia przedstawione w książce nie są znane szerszej opinii publicznej. Pytam: jak dotrzeć z tą wiedzą do odbiorcy? Lub skromniej: jak przekazać obywatelom przynajmniej samą informację o istnieniu książki, która taką wiedzę zawiera?

W normalnym demokratycznym kraju robi się to za pośrednictwem mediów, które - zależnie od atrakcyjności tematu - dają naprzód krótkie doniesienia o samej edycji albo od razu zamieszczają recenzje (życzliwe, neutralne czy miażdżące - wszystko jedno). W Polsce AD 2000 coś z normalnością lub demokracją musiało być nie tak, skoro fakt ukazania się pierwszej (pierwszej w ogóle!) książki o "Gazecie Wyborczej" został przez media, jak wspomniałem, solidarnie przemilczany. Trzy lata później, gdy autor próbował złamać tę blokadę przy pomocy płatnych ogłoszeń, pisma zajmujące ponad 90% rynku równie solidarnie odmówiły druku tych inseratów.

Przykro rzec, ale w moim państwie znów skutecznie działa - choć nieoficjalnie i w demokratycznych szatach - peerelowskie Ministerstwo Prawdy. Uważam ten stan rzeczy za groźny dla polskiej demokracji. Jak temu zaradzić? Nie wiem. Ale jako obywatel i jako dziennikarz biję na alarm. (13.05.03)


Stanisław Remuszko

* * *

Żebym wiedział, ile to będzie mnie kosztowało czasu, nerwów i pieniędzy, to bym tego nie zrobił, ale nie wiedziałem, i 12 czerwca 2003 w warszawskim Sądzie Okręgowym złożyłem osiem jednobrzmiących pozwów przeciwko ośmiu w.w. redakcjom, żądając sądowego nakazu publikacji załączonego płatnego ogłoszenia. Zarazem wystąpiłem do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Rady Etyki Mediów, Koleżeńskiego Sądu, Fundacji Helsińskiej, Rzecznika Praw Obywatelskich i może nawet do wszystkich świętych - z prośbą o interwencję w obronie wolności słowa.

Matko Boska, co zaczęło się dziać!

TUTAJ tego nie opowiem, ale mam zupełnie fantastyczny materiał na nową książkę, w zasadzie gotowy gotowiec, tylko trzeba obrobić, żeby czytało się sensacyjnie, smacznie i potoczyście. Będą gołe cytaty, będzie po nazwiskach i będzie bez litości, a jako mały przykład podam, że - uwaga, uwaga - negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agory S.A. są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, co 26 września 2005 czarno na białym (tymi słowami!) orzekł w pisemnym wyroku Wysoki Sąd w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej (sygn. III C 1225, sędzia przewodnicząca Agnieszka Matlak). Jeszcze lepsze są pisemne odpowiedzi REM, RPO, KH oraz SDP (wprost wierzyć się nie chce!), i w nowej książce z przyjemnością przytoczę je in extenso wraz z detalicznymi personaliami i didaskaliami, ale teraz proszę o cierpliwość.

Dodam, że wynik sądowo-prasowego meczu między Remuszką a resztą świata w listopadzie 2006 wynosi 4:1 (prawomocnie wygrałem z "Gazetą Polską", "Metropolem", "Naszym Dziennikiem" i "Wprost", przegrałem zaś z "Polityką", ale przegrani złożyli kasacje, które przyjął do solennego rozpoznania Sąd Najwyższy). 11. zaś stycznia 2007 o godzinie 11.00 w sali 622 warszawskiego Sądu Okręgowego odbędzie się n-ta rozprawa przeciwko "Rzeczpospolitej", na którą serdecznie zapraszam Koleżanki i Kolegów Dziennikarzy oraz, oczywiście, wszystkich P.T. Miłych Czytelników

Że co? Że nic Państwo nie wiedzą o tych precedensowych procesach? Pozwane redakcje przez ponad trzy lata nie pisnęły o nich ani słówka? A przecież ważni redaktorzy ogłosili (poniekąd), że Michnik upadł, "Gazeta Wyborcza" robi bokami, Agory zaś nie chroni już dotychczasowy układ:

My, dziennikarze, powinniśmy zrobić wszystko, by odtąd już nigdy w Polsce nie narodził się nowy publiczny Michnik albo nowa Agora - czyli żeby nie powstała żadna instytucja zdolna tak skutecznie i tak długo zdominować tak bardzo życie medialne (zresztą nie tylko medialne). Podkreślę z naciskiem, że nie chodzi o to, by nowym hegemonem stał się "Dziennik" albo "Nasz Dziennik". Nowego hegemona MA NIE BYĆ. - nazwał rzecz po imieniu Wojciech Reszczyński podczas dyskusji o stanie mediów zorganizowanej przez Klub Myśli Politycznej w Ursusie 30 września 2006.

Przez ostatnie kilkanaście lat w Polsce obowiązywał bowiem jeden język i jeden pogląd. Wszyscy ci, którzy ośmielali się mieć inne zdanie na temat kierunku zmian w Polsce po Okrągłym Stole, byli odsądzani od czci i wiary. Ton nadawany przez "Wyborczą" całymi latami absolutnie dominował w polskich mediach. Podobna retoryka obowiązywała w dziennikach, tygodnikach, stacjach radiowych i telewizyjnych - napisał Igor Janke w "Rzepie" z 3 października 2006 w artykule pod znamiennym tytułem "Utrata rządu dusz i wściekłość "Gazety"", i trudno TO wyrazić celniej i zwięźlej.

Chyba że się jest Robertem Krasowskim z "Dziennika" (15 października 2006): Nowa cenzura medialna - polegająca na tym, że jakieś informacje ukrywano przed Polakami, bo ich ujawnienie nie pasowało zaprzyjaźnionym z redakcją politykom czy samym redaktorom - była jedną z największych patologii Trzeciej Rzeczpospolitej. Praktyk tych nie mamy zamiaru kontynuować. Zrobimy wszystko, żeby nie powróciły.

Szanowni Koledzy, nie zapomnę tych ocen i tych deklaracji. Pamiętając wszakże o wskazówkach Pisma (Po owocach ich poznacie je) oraz PiS (Czyny, nie słowa).


Stanisław Remuszko

P.S. Na koniec kawał o krwi i kości - niestety, zrozumiały chyba tylko dla zawodowców. Zaczyna się jakiś program w telewizorze, bodaj "Lonża Prasowa", i prowadząca dama przedstawia szerokie spektrum gości: redaktor Skalski z "Rzeczpospolitej", redaktor Żakowski z "Polityki", prezes Miedzynarodowego Instytutu Prasy redaktor Niemczycki, redaktor Najsztub z "Przekroju" - no i, dla równowagi, redaktor Pacewicz z "Gazety Wyborczej"...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum