Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Służba Bezpieczeństwa Okrągłego Stołu
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Sro Mar 19, 2008 7:35 pm    Temat postu: Służba Bezpieczeństwa Okrągłego Stołu Odpowiedz z cytatem

http://www.videofact.com/polska/cenckiewicz16.htm

Sławomir Cenckiewicz
Służba Bezpieczeństwa Okrągłego Stołu

Transformacja ustrojowa w Polsce w latach 1988-1990 była wspierana przez bezpiekę

W październiku 1989 r. w "Dzienniku Telewizyjnym" Joanna Szczepkowska ogłosiła, że "4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm". Już wówczas opinia znanej aktorki budziła wątpliwości. Dziś wiemy, że ani w czerwcu, ani nawet jesienią 1989 r. ekipa Jaruzelskiego wcale nie myślała o ostatecznym końcu komunizmu i posłusznym oddaniu władzy. Zdaniem Antoniego Dudka, chodziło raczej o ochronę interesów nomenklatury i przesunięcie centrum władzy z PZPR do urzędu prezydenta, którym miał zostać Jaruzelski. W połowie 1989 r. scenariusz ten został wprowadzony w życie, a cały proces podżyrowała tzw. konstruktywna opozycja z "Solidarności".
W oświadczeniu Czesława Kiszczaka z 26 sierpnia 1988 r. zapowiadającym "okrągły stół" czytamy: "Nie stawiam żadnych warunków ani co do tematyki rozmów, ani co do składu uczestników. Wykluczam jednak możliwość uczestnictwa osób odrzucających porządek prawny i konstytucyjny PRL". W ślad za tym oświadczeniem szła gra władz obliczona na rozbicie i wspieranie podziałów w "Solidarności". Była to w istocie kontynuacja strategii dezintegracji związku zapoczątkowanej w okresie pierwszej "Solidarności". Nie dziwmy się zatem analitykom z SB, którzy w tym czasie pisali: "Obrady w ramach >>okrągłego stołu<< ujawniać mogą daleko idące sprzeczności wewnątrz opozycji. Należy te rozdźwięki, konflikty i animozje skrzętnie wychwytywać i pogłębiać". Niestety, począwszy od zakończenia strajków sierpniowych w 1988 r., w krucjacie przeciw "niekonstruktywnym" uczestniczyli liderzy "Solidarności" skupieni wokół Lecha Wałęsy. Po marginalizacji wewnątrzsolidarnościowej opozycji w postaci Grupy Roboczej Komisji Krajowej "Solidarności" przedmiotem ataku stali się głównie "radykałowie" z Solidarności Walczącej, Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, Federacji Młodzieży Walczącej, Niezależnego Zrzeszenia Studentów czy Polskiej Partii Niepodległościowej - za to, że nie włączają się w nurt porozumienia z władzami PRL.

Parasol nad Magdalenką
Po oświadczeniu Kiszczaka o gotowości do rozmów z umiarkowaną opozycją szef MSW z satysfakcją mógł powiedzieć komendantom MO: "Wałęsa podjął się misji wygaszania strajków i wypełnił ją mimo silnych oporów jego przeciwników". Tak wysoka ocena kierownictwa "Solidarności" pociągnęła za sobą zgodę Jaruzelskiego na legalizację "Solidarności". 31 sierpnia 1988 r. w willi MSW w Warszawie spotkali się Lech Wałęsa, Stanisław Ciosek, Czesław Kiszczak i ks. Alojzy Orszulik. Podczas pożegnania, kiedy podjeżdżał mercedes episkopatu, Ciosek miał się zwrócić do Wałęsy: "Dogadajmy się, a wszyscy będziemy jeździli takimi mercedesami". Tak rodziła się Magdalenka pomyślana od początku jako swego rodzaju zabieg socjotechniczny, służący przede wszystkim rozładowaniu społecznego niezadowolenia. "Solidarność" miała firmować trudne i bolesne społecznie reformy gospodarcze.
Można powiedzieć, że w przekonaniu władz PRL nowa "Solidarność", rozładowując nastroje niezadowolenia, miała rozciągnąć parasol ochronny nad całym procesem przebudowy realnego socjalizmu wynegocjowanym w Magdalence i przy "okrągłym stole", a realizowanej nawet po zwycięskich dla "Solidarności" wyborach z 4 czerwca 1989 r.

Pomagierzy z SB
Lektura dokumentów SB z lat 1988-1990 pozwala stwierdzić, że ów proces przebudowy był wspomagany operacyjnie przez bezpiekę. Jeszcze zanim rozpoczęły się rozmowy "okrągłego stołu", instrukcje SB wskazywały na potrzebę wspierania "zwolenników konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju" kosztem "wyhamowania najbardziej agresywnych inicjatyw" podejmowanych przez "ekstremistów". W "Problemowym planie działania" gdańskiej SB ze stycznia 1989 r. jest mowa o tym, że w związku z istniejącymi podziałami w "strukturach przeciwnika" należy "ofensywnie wykorzystywać posiadane już osobowe źródła informacji oraz nawiązać dialogi operacyjne zwłaszcza w strukturach zwolenników nurtu umiarkowanego". Miały one czynnie wspierać "reformatorskie poczynania władz polityczno-państwowych". Centralną operacją SB w tym zakresie było "Żądło" ukierunkowane na kontrolę operacyjną Komitetu Obywatelskiego. Jak napisał Antoni Dudek w "Reglamentowanej rewolucji", MSW uznało, że z 63 członkami komitetu można było "prowadzić dialog" i zaliczono ich do "opozycji konstruktywnej", z kolei 40 uznano za ekstremistów nie kwalifikujących się do rozmów. W wypadku 10 członków komitetu "ograniczono się do zapisu, w której komórce MSW znajdują się materiały na ich temat, co mogło oznaczać - choć nie musiało - że byli oni osobowymi źródłami informacji SB".

"Hydra" i "Duet"
Cały czas starano się monitorować i neutralizować wszelkie inicjatywy "nurtu radykalnego". W instrukcjach MSW z początku 1989 r. jest mowa o próbach "agenturalnego opanowania" niektórych ugrupowań radykalnych "w celu zepchnięcia ich do defensywy". O działaniach operacyjnych SB na bieżąco informowano najwyższe czynniki w państwie. Dobrym tego przykładem może być operacja o kryptonimie "Hydra", wymierzona w niewielką Polską Partię Niepodległościową (Romualda Szeremietiewa) i podejmowane przez nią inicjatywy na rzecz porozumienia wszystkich kontestatorów umów "okrągłego stołu". Informacje o groźbie budowy "bloku niepodległościowego" pomiędzy PPN, Solidarnością Walczącą (Kornel Morawiecki) i Grupą Roboczą Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" (m.in. Andrzej Gwiazda i Andrzej Słowik), którego celem było nie tylko całkowite odebranie władzy komunistom, ale również marginalizacja ekipy skupionej wokół Wałęsy, lądowały na biurkach 50 najważniejszych osób w państwie. Wśród nich najbardziej znaczącymi byli rzecz jasna Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Mieczysław F. Rakowski, ale poza nimi również Stanisław Ciosek, Jerzy Urban, Janusz Reykowski, Ireneusz Sekuła, Sławomir Wiatr, Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy.
W maju 1989 r. w poszczególnych województwach SB przystąpiła do akcji "operacyjnego zabezpieczenia kampanii wyborczej i wyborów do Sejmu i Senatu".
W Trójmieście operacja ta nosiła kryptonim "Duet". "Zabezpieczenie kampanii wyborczej" przez SB polegało w istocie na zakłócaniu spotkań przedwyborczych i kolportowaniu fałszywek na temat tych kandydatów Komitetu Obywatelskiego, których SB uznała za niepożądanych w przyszłym Sejmie i Senacie. W archiwach IPN zachowały się nawet instrukcje z konkretnymi zestawami pytań, które podczas spotkań z kandydatami "Solidarności" mieli zadawać podstawieni "wyborcy" (zazwyczaj funkcjonariusze lub tajni współpracownicy SB). W zestawie dwudziestu pytań kilka sprawia wrażenie merytorycznych. Podstawieni "wyborcy" pytali o stosunek kandydata do aborcji, program antyinflacyjny, kwestie mieszkaniowe czy pomysł na reformę oświaty. Większość pytań zdradzała jednak intencje autorów. Przykładem może być pytanie oznaczone nr 17: Jak Pan rozumie pojęcie "wolność" w haśle "Nie ma wolności bez "Solidarności""? Czy w związku z porozumieniem przy "okrągłym stole" nie należałoby przyjąć hasła koalicji rządowej: "Nie ma wolności bez "Solidarności" i odpowiedzialności?".

Mazowiecki kontra ekstremiści
Sukces "Solidarności" w wyborach kontraktowych z 4 czerwca 1989 r. i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego w sierpniu 1989 r. nie do końca osłabiło działalność SB. Z dostępnych dziś źródeł MSW wiemy, że do wiosny 1990 r. SB - z różnym natężeniem - wciąż prowadziła działania operacyjne wobec niektórych odłamów antykomunistycznej opozycji. Być może działania te koordynował dyrektor Departamentu Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa MSW, gen. Krzysztof Majchrowski, na którego biurko jeszcze wiosną 1990 r. spływały na przykład meldunki tajnego współpracownika o pseudonimie Ryszard, działającego w kierowniczych strukturach PPN.
Faktem jest, że wszystkie antyokrągłostołowe organizacje - Solidarność Walcząca, Polska Partia Niepodległościowa, Federacja Młodzieży Walczącej i część Konfederacji Polski Niepodległej (pomijam tutaj rozproszone środowiska i pojedyncze osoby) - w sprawie rządu Mazowieckiego mówiły jednym głosem. Działalność rządu postrzegano bowiem wyłącznie przez pryzmat umowy "okrągłego stołu". Zarzucano mu bardzo wiele: "grubą kreskę", strach przed wolnymi wyborami, opieszałość w wyprowadzaniu Polski z Układu Warszawskiego, obronę wpływów PZPR w szkołach i zakładach pracy, utrzymywanie funkcjonariuszy MO i SB na swoich stanowiskach czy przymykanie oczu na proces niszczenia dokumentów partyjnych i bezpieczniackich. Pod koniec 1989 r. w MSW powstał nawet obszerny raport na temat pozaparlamentarnych partii i organizacji politycznych w Polsce.

W obronie PZPR
Kulminacja konfliktu środowisk antykomunistycznych z rządem Mazowieckiego i układem "okrągłego stołu" przypadła na styczeń 1990 r. Jego pierwsza odsłona dokonała się przy okazji ostatniego zjazdu PZPR w Sali Kongresowej w Warszawie w sobotę 27 stycznia 1990 r. Zaczęło się około 17.00, kiedy pod pałacem doszło do pierwszych przepychanek z milicjantami chroniącymi zjazdowiczów. Rozrzucono ulotki z jakże wymowną treścią: "W lutym ubiegłego roku w wyniku obrad >>okrągłego stołu<< (czytaj: targowicy) tzw. konstruktywna opozycja uzurpująca sobie prawo reprezentowania całego społeczeństwa zawarła z komunistami kontrakt zapewniający im utrzymanie władzy. W wyniku panującej przed i w czasie wyborów (35 proc.) psychozy solidarnościowej ekipa Wałęsy otrzymała od ponad połowy społeczeństwa kredyt zaufania, który od dnia ich zakończenia z premedytacją wręcz defrauduje (É). Front antykomunistyczny prowadzić będzie bezkompromisową walkę z pozostałościami komunizmu w Polsce. Demaskować będziemy dzisiejsze poczynania ludzi odpowiedzialnych za ostatnie 45 lat, jak i ich spadkobierców politycznych". Potem były okrzyki: "Precz z komuną!", "FMW!", "Jaruzelski pies sowiecki!", "Znajdzie się pała na d... generała!", "Mazowiecki musi odejść!" itd. Spłonęły pierwsze czerwone flagi okalające Salę Kongresową. Wreszcie doszło do szturmu na milicję.
Cel demonstrantów był jasny - wtargnąć do Sali Kongresowej. Nic z tego jednak nie wyszło. Władze skrupulatnie przygotowały się do ochrony zjazdu PZPR. Postawiły w stan gotowości około 3 tys. funkcjonariuszy MO. Jednostki milicyjne, przemianowane już wówczas z ZOMO na OPMO (Oddziały Prewencji Milicji Obywatelskiej), sprawnie wkroczyły do akcji i po kilkunastu minutach regularnej bitwy zdołały zepchnąć demonstrantów w okolice Dworca Centralnego, ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Walki trwały prawie do 22.00. Wielu dziennikarzy i polityków skarżyło się na brutalność milicji - bez efektu. Dziennikarz "Kuriera Polskiego" Igor Śnieciński pisał: "Dwóch umundurowanych osiłków, którzy najpierw do spółki z innymi dwoma kolegami obili korespondenta japońskiej gazety, dobrało się również do mnie. Uzbrojeni po zęby nie reagowali na żadne argumenty. Nigdy nikt nie uśmiechał się do mnie tak serdecznie jak ten duet, który wywichnął mi łokieć, skatował nerki i potłukł flesz wartości 150 dolarów".

Ultimatum Mazowieckiego
W całym kraju organizowano wtedy antyrządowe demonstracje, podczas których domagano się rozliczenia PZPR i SB oraz przejęcia niszczonych archiwów partii i bezpieki. Próbowano zająć budynki WUSW i komitetów wojewódzkich PZPR. Największe wystąpienia odbyły się w Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie, Krakowie, Wrocławiu, Białymstoku i Rzeszowie. W Gdańsku 29 stycznia 1990 r. po mszy w kościele św. Brygidy doszło do spontanicznej manifestacji. Uformował się pochód, który ruszył pod Komitet Wojewódzki PZPR. Po krótkich przemówieniach liderów FMW do budynku bez przeszkód weszli manifestanci i opanowali go. Chcieli zapobiec niszczeniu dokumentów, o czym w tym czasie krążyło w Gdańsku wiele plotek. Niemal od razu po wejściu do gmachu KW PZPR potwierdziły się wszystkie informacje o zaawansowanym procesie likwidacji dokumentacji partyjnej. W kotłowni znaleziono hałdy zmielonych i dopalających się akt PZPR. Okazało się, że na ostatnim piętrze "urzędują" zabarykadowani działacze KW, którzy przez komin wrzucali przeznaczone do "wybrakowania" dokumenty, a te, po dotarciu do kotłowni, mielono w specjalnej maszynie i palono w piecu. Ten żałosny widok jeszcze bardziej zradykalizował nastroje wśród federacyjnej młodzieży, choć nie udało się "sforsować" ostatniego piętra i dotrzeć do "najwierniejszych z wiernych" rozwiązanej już wówczas PZPR. Jeden z worków wystawiono na zewnątrz budynku. "Niech ludzie zobaczą, jak partia zaciera ślady" - mówiono. Obiekt został zabezpieczony przez Komitet Okupacyjny, do którego weszli przedstawiciele kilku organizacji: FMW, PPN, Niepodległościowej Partii "Solidarność" i KPN.
Do budynku przyjechał ówczesny prezydent Gdańska Jerzy Pasiński, który powołując się na naciski ze strony rządu (wymieniał zwłaszcza ministrów Aleksandra Halla i Jacka Ambroziaka), próbował wynegocjować pokojowe opuszczenie gmachu PZPR. Prezydent Pasiński zakomunikował w imieniu premiera Mazowieckiego: jeśli w ciągu godziny budynek nie zostanie oddany w ręce władz, zostanie siłą odbity przez jednostki MO. Około 23.00 do budynku wtargnęło OPMO i wspierająca je brygada antyterrorystyczna komandosów uzbrojona w topory, kastety, bagnety i broń maszynową. Po kilku minutach budynek wrócił do rąk byłych członków PZPR, a na zewnątrz doszło do spontanicznej manifestacji, która w okolicach Dworca Głównego PKP została rozpędzona przez milicję.

Hamulec dla prawdy
Wydarzenia ze stycznia 1990 r. zamykały pewną epokę - w symboliczny sposób kończyły zmiany zapoczątkowane na przełomie lat 1988 i 1989. Wiosną 1990 r. w MSW zamykano sprawy operacyjnego rozpracowania kontynuowane jeszcze od czasów PRL. Ale nawet przy tej okazji funkcjonariusze nie omieszkali wspomnieć, że środowiska kontestujące kierunek przemian zapoczątkowanych "okrągłym stołem" "w każdej chwili mogą zakłócić porządek publiczny". W ten sposób, mimo społecznego poparcia dla solidarnościowej rewolucji i idei zerwania z dziedzictwem PRL, proces ten został świadomie wyhamowany. Konsekwencje tego widoczne są do dziś.

Sławomir Cenckiewicz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Sro Mar 19, 2008 10:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Takie teksty odkrywające prawdziwy obraz tamtych wydarzeń, należy upowszechniać szczególnie wśród ludzi młodych. My to wiemy, ale Oni wiedzieć to powinni szczególnie, ponieważ to Oni będą zaraz kształtować naszą rzeczywistość. Do czego prowadzi brak wiedzy i świadomości pewnych faktów historii najnowszej, mamy przykład dzisiaj (po ostatnich wyborach), zjawisko to zaowocowało rządami fircyków i powrotem Ubekistanu na scenę polityczną i do wpływów.



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tadeusz Świerczewski
Moderator


Dołączył: 12 Wrz 2006
Posty: 505

PostWysłany: Czw Mar 20, 2008 5:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"ZABAWA W KONSTRUKTYWNĄ OPOZYCJE"
Ta "zabawa" zaczeła się dużo wcześniej. W roku 1984 na Jasnej Górze "forpoczta" konstruktywnej opozycji w osobach : Andrzej Wielowiejski, Zofia Kuratowska, Tadeusz Syryjczyk, oficjalnie stwierdzili abyśmy dali sobie spokój z "S". Paulini nagrywali to "SYMPOZIUM".
W roku 1986 Stefan Bratkowski i Karol Modzelewski w "Tygodniku Powszechnym", napisali o "Konstrutywnej opozycji". Odpowiedź na ten temat pisał Kornel Morawiecki, lecz odpowiedzi nie zamieszczono, Roman Lazarowicz posiada ten tekst. Pomijam sprawę Kuronia i Lesiaka z roku 1985. Zastanawiam się jedynie na tym, czy Pan prof. Antoni Dudek i IPN, tych spraw nie zna ?!.
O TO JEST PYTANIE?!
Tadeusz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Sob Mar 22, 2008 8:16 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Jego pierwsza odsłona dokonała się przy okazji ostatniego zjazdu PZPR w Sali Kongresowej w Warszawie w sobotę 27 stycznia 1990 r. Zaczęło się około 17.00, kiedy pod pałacem doszło do pierwszych przepychanek z milicjantami chroniącymi zjazdowiczów. Rozrzucono ulotki z jakże wymowną treścią: "W lutym ubiegłego roku w wyniku obrad >>okrągłego stołu<< (czytaj: targowicy) tzw. konstruktywna opozycja uzurpująca sobie prawo reprezentowania całego społeczeństwa zawarła z komunistami kontrakt zapewniający im utrzymanie władzy. W wyniku panującej przed i w czasie wyborów (35 proc.) psychozy solidarnościowej ekipa Wałęsy otrzymała od ponad połowy społeczeństwa kredyt zaufania, który od dnia ich zakończenia z premedytacją wręcz defrauduje (É). Front antykomunistyczny prowadzić będzie bezkompromisową walkę z pozostałościami komunizmu w Polsce. Demaskować będziemy dzisiejsze poczynania ludzi odpowiedzialnych za ostatnie 45 lat, jak i ich spadkobierców politycznych". Potem były okrzyki: "Precz z komuną!", "FMW!", "Jaruzelski pies sowiecki!", "Znajdzie się pała na d... generała!", "Mazowiecki musi odejść!" itd. Spłonęły pierwsze czerwone flagi okalające Salę Kongresową. Wreszcie doszło do szturmu na milicję.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Mar 24, 2008 9:13 pm    Temat postu: Przed Okrągłym Stołem Odpowiedz z cytatem

Przed Okrągłym Stołem


<><><><>


1971 Witold Wirpsza o b. więźniach politycznych u władzy

(Witold Wirpsza, "Polaku, kim jesteś?", Pogląd, Berlin [Zachodni] 1986; str. 154-155 i 210; druk rozstrzelony za oryginałem)

"[...] dwukrotnie w bieżącym stuleciu Polska odzyskiwała swą niepodległość; dwukrotnie do władzy dochodzili ludzie, będący przedstawicielami tej lub innej odmiany zgrupowania o rodowodzie drobnoszlachecko-inteligenckim; i dwukrotnie, doszedłszy do władzy, a więc stając się z a w o d o w y m i p o l i t y k a m i d y s p o n u j ą c y m i a p a r a t u r ą p r z y m u s u, dopuszczali się oni zaprzaństw wobec swego rodowodu [...] Od 1918 roku mianowicie, czyli od momentu odzyskania niepodległości przez Polskę po okresie rozbiorów, na czele państwa stoją nieodmiennie ludzie, którzy uprzednio byli prześladowani politycznie i osadzani w więzieniach. Pierwszym z tego szeregu był Józef Piłsudski, były więzień caratu, który objął władzę następnego dnia po zwolnieniu go z więzienia niemieckiego w Magdeburgu, w listopadzie 1918 roku. Sprawując władzę, niezwłocznie postarał się o to, aby w okresie między dwoma wojnami światowymi osadzono po więzieniach jego przeciwników politycznych, głównie komunistów; [...]. W roku 1945 ci właśnie komuniści z kolei, między innymi Władysław Gomułka, doszli do władzy, aby częściowo znowu w czasie stalinowskim spędzić kilka lat pod kluczem i powrócić do władzy w roku 1956. I na tym rzecz się niestety nie kończy. W roku 1968 ci sterani po więzieniach komuniści wsadzili za kratę nową ekipę zrewoltowanych młodych polityków ― z bardziej znanych Kuronia i Modzelewskiego ― pretendujących niewątpliwie do objęcia steru nawy państwowej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby koleją rzeczy oni właśnie za lat dziesięć mieli władzę otrzymać; naród polski ma zresztą słabość do swych więźniów politycznych. Otóż ci sprawujący rządy byli więźniowie polityczni od lat pięćdziesięciu szamocą się o to, aby zachować niepodległość kraju lub przynajmniej jej pozór, grając przy tym o wysoką stawkę. Czynią to zaś z całym obciążeniem psychicznym byłych więźniów: z manią konspirowania, nawet przed własnym narodem, z nieufnością i z podejrzliwością wobec wszystkich i wszystkiego, nawet wobec tego, kiedy naród na własny sposób pragnie swą samodzielność i odrębność manifestować."

Powyższe słowa były zawarte już w pierwszym wydaniu książki Wirpszy, a więc zostały zapisane NAJpóźniej w 1971 roku ― po 10 latach (czyli w 1981 r.) Jacek Kuroń i Karol Modzelewski (wymienieni tytułem przykładu przez Wirpszę) prawdopodobnie byli skłonni przypuszczać, że znajdują się w przededniu ich powrotu do elity władzy politycznej w PRL, zaś po kolejnych 8 latach (w 1989 r.) rzeczywiście do owej elity powrócili! Wirpsza o tyle jednak pozostawał uzależniony od frazeologii bolszewickiej propagandy, że utworzenie Polski Ludowej uznał za odzyskanie niepodległości porównywalne z powstaniem Drugiej RP (aczkolwiek mimochodem wspomniał także o "pozorze" niepodległości).


<><><><>


3 stycznia 1981 List red. "Polityki" Jerzego Urbana do I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani

(w ślad za podziemnym warszawskim pismem "Most" nr 18 z 1988 r. przedrukowała to "Kultura" /"paryska"/ nr 6(501), czerwiec 1989 ― cytowane tu fragmenty pochodzą ze str. 54-56 tamże ― a potem za owym paryskim miesięcznikiem dalej przedrukowała ten list warszawska "Polityka" nr 29(1681) z 22 lipca 1989 r., str. 13)

"W przeszłości, w 1956 i na przełomie 1970/1971 roku, okresy społecznego wzburzenia udawało się zakończyć w ten sposób, że istniała data, miesiąc ― symbol, zespół zdarzeń oznaczający dla społeczeństwa, że jeden etap się skończył, a drugi nastał. I społeczeństwo uznawało, że pożądana przezeń zmiana w zasadzie dokonała się, po czym właśnie następowało stopniowe uspokojenie. Obecna sytuacja wymaga o wiele większej zmiany. Ale sama zasada może się jeszcze raz sprawdzić. Jednym słowem, trzeba urządzić w Polsce przełom, skoro społeczeństwo nie zechciało uznać, że we wrześniu 1980 roku satysfakcjonujący je przełom już się dokonał. [...] Istotą przełomu byłoby oczywiście powołanie koalicyjnego rządu, opartego np. o umowę koalicyjną, przewidującą pójście rządowym blokiem do wyborów ze wspólną listą ― co rozwiąże stojący przed nami problem wyborów. W ten sposób mogą być one >>wolne i demokratyczne<<, lecz skoro wszystkie ważące siły polityczne pojawią się na jednej liście wyborczej, nie grozi wyeliminowanie PZPR przez procedurę wyborów powszechnych. […] Wydaje mi się, że w jednym czasie trzeba zgromadzić wiele różnych politycznych wydarzeń. Może nowa konstytucja? Rozwiązanie Sejmu? Może konieczne będą głośne procesy niektórych członków dawnych władz. Sądzę że wiele tego rzędu zdarzeń trzeba skumulować w czasie, żeby stworzyć sytuację, że oto dokonuje się ten upragniony, wielki przełom. [...] Nie jestem żadnym >>integralnym demokratą<< i nie marzę o udziale katolików we władzy. Sądzę, że w sensie możliwości przyszłego tworzenia programu nowoczesnego rozwoju Polski, ich udział we władzy bardzo utrudni nasze zamierzenia. Wiem też, że to wariant bardzo trudny do przełknięcia dla PZPR, oznaczający jakby zaprzepaszczenie długoletniej ewolucji politycznej, cofnięcie się do połowy lat czterdziestych [...] dalszy rozwój sytuacji ― jeśli interwencja nie nastąpi szybko ― i tak zmusi do poproszenia umiarkowanych katolików o wsparcie władzy państwowej w Polsce, aby nie była wciąż spychana i atakowana. [...] Jestem człowiekiem skrajnie niechętnym katolikom, ich programowi, wyobrażeniom, mentalności, ale ― co wygląda na paradoks ― w rządach koalicyjnych widzę najlepszą szansę odrodzenia znaczenia i siły PZPR, oczywiście PZPR bardzo zmodyfikowanej programowo i pod względem stylu działania. [...] Rząd koalicyjny sprawi, że część tych sił, zbierających poklask z tytułu swej opozycyjnej pozycji, zacznie współodpowiadać, więc zbierać cięgi od społeczeństwa. Społeczeństwo zobaczy ― bo przecież sprawy w Polsce nie polecą nagle gładko ― że to nie immanentne wady komunistów sprawiają kiepskie rządzenie. Upadnie więc wyobrażenie, że ci inni z ugrupowań katolickich, z >>Solidarności<< są lepsi. Pogorszy się ich pozycję wobec społeczeństwa, znikną mity istniejące w społeczeństwie, że wszyscy są świetni oprócz komunistów. Jeśli PZPR stanie się siłą twórczą pod względem myśli programowej, atrakcyjną ― może to być podstawa do odbudowy pozycji partii w społeczeństwie jako ugrupowania bardziej pragmatycznego, lepiej otwartego na współczesny świat, nowoczesnego."


<><><><>


1981 Jerzy Urban o "wewnątrzpolskim układzie jałtańskim"

(Jerzy Urban, "Porozumienie globalne", "Polityka", nr 5 (1248) z 31 stycznia 1981 r., str. 3)

"Naiwni sądzą, a nieuczciwi udają, że obecny spór toczy się rzeczywiście o wolne soboty. [...] W istocie jest to walka o władzę [...] Moim zdaniem szybko i twardo negocjować trzeba porozumienie, ale nie między jakimiś grupami ugodowymi, lecz między obu zorganizowanymi siłami działającymi w Polsce, takimi jakie one są. Tematem rozmów [...] powinien jednak być [...] system rządów w Polsce w zmienionym układzie sił. Chodzi o zawarcie czegoś w rodzaju wewnątrzpolskiego układu jałtańskiego. [...] Nie taję, że chciałbym, żeby strona partyjno-rządowa była silniejsza, niż jest, a także nie słabsza od strony przeciwnej."


<><><><>


14-15 lutego 1981 r. Referat Stefana Kawalca

(Stefan Kawalec, "Warunki realizacji porozumień", "Głos" nr 2(35) z lutego 1981 r., str. 20-21)

"Konieczne jest zawarcie porozumienia, o którym pisał Jerzy Urban w >>Polityce<< z 31.01.81 r. [...] czyli umowy ustalającej system rządów w zmienionym układzie sił. Musi to być rozwiązanie uwzględniające wymogi sytuacji międzynarodowej, [...] Przedstawiamy tutaj zarys projektu nowej umowy społecznej, który zakłada utrzymanie kompromisowych ustaleń Porozumienia Gdańskiego oraz sprecyzowanie, że kierownicza rola PZPR oznacza kontrolę nad centralną administracją państwową, wojskiem, milicją, służbą bezpieczeństwa i polityką zagraniczną państwa. Oznaczałoby to, że polityka personalna w tych dziedzinach należy do PZPR, która jest odpowiedzialna za to, by odpowiednie stanowiska zajmowali ludzie cieszący się zaufaniem społecznym. Natomiast poza centralną administracją, wojskiem, milicją, służbą bezpieczeństwa i służbą dyplomatyczną zostałaby zniesiona zasada tzw. nomenklatury czyli opiniowania i zatwierdzania przez instancje PZPR osób na stanowiska kierownicze. [...] Przewiduje się utworzenie w drodze wyborów pośrednich drugiej izby parlamentu, która będzie decydować o sprawach gospodarczych, z tym, że Sejm będzie miał w tych sprawach prawo veta."

W jednym z przytoczonych zdań została użyta liczba mnoga ("Przedstawiamy tutaj zarys projektu [...]"), co chyba wyjaśnia dopisek na końcu: "zawiera rozważania i propozycje dyskutowane uprzednio przez Radę Programową Ośrodka Badań Społecznych NSZZ >>Solidarność<< ― Region Mazowsze"); Stefan Kawalec w tym czasie był członkiem KSS "KOR". (Po latach ten sam Kawalec był wiceministrem u ministra Balcerowicza, z pracy rządowej odszedł wskutek afery, dot. prywatyzacji Banku Śląskiego.)








<><><><>


1981 Jerzy Urban (na zapas) wykpiwa teorie spiskowe:

(Jerzy Urban, "Bermanokuroń", "Szpilki" nr 8(2061) z 22 lutego 1981 r.. str. 23)


"Władza ― w ujęciu Kołodziejskiego ― uważa tedy, iż ucieleśnieniem wszelkiego zła w Polsce jest twór, który by można nazwać Bermanokuroniem, taka spółka rodzinna, gdzie jedno pokolenie gangrenuje socjalizm, po to, by drugie mogło go dobić, gangrenę tę ujawniając."

Tekst stanowi polemikę z publikacją Janusza Kołodziejskiego w "Prawie i Życiu". Jak wiadomo, w czasach przedsierpniowych propaganda PZPR kontynuowała (jawnie nie całkiem otwarcie, bowiem to kłóciło się z oficjalnym "internacjonalizmem", jednak esbecy na przesłuchaniach wyrażali się bez ogródek, nie potrzebowali posługiwać się aluzjami ani niedomówieniami) rozpoczęty w związku z Marcem 1968 r. wątek sugerujący, że lewica laicka i dawni stalinowcy pochodzenia żydowskiego to środowiska powiązane więzami rodzinnymi i nie tylko takimi. Urban może już w lutym 1981 r. usiłował rozmontować to odium, uprzednio nawiewane przez półoficjalną propagandę komunistyczną. (Gwoli scisłości: Jakub Berman był Żydem, Jacek Kuroń zaś Żydem nie był, miał jednak przyjaciół w rodzinach żydowskich, w których byli komuniści, czynni w okresie stalinowskim; tak więc Urban tworząc ten neologizm dokonał "skrótu myślowego", z wykorzystaniem dwu dosyć szeroko znanych nazwisk jako symboli dwóch środowisk.)


<><><><>


1981 (i 1988 ) Janusz Rolicki o prezydencie PRL

(Janusz Rolicki, "System prezydencki?", "Kultura" /warszawska/, nr 50(965) z 13 grudnia 1981 r., str. 16)

"Dylemat nasz państwowy polega na niezbędności powiązania przewodniej roli partii z realnym obecnie w kraju pluralizmem politycznym. Mimo że pojecie tzw. przewodniej roli partii, istniejące w formie zapisu konstytucyjnego, nie jest pojęciem ostrym, rozumiane jest jednocześnie jako zachowanie władzy w rękach PZPR. Jest to niezbędne z punktu widzenia realiów europejskich i światowych i będzie coraz poważniej wymagane przez opinię międzynarodową z chwilą gdy Amerykanie zaczną się na serio dogadywać z Rosjanami. Uważam, jak większość ludzi trzeźwo myślących, że nie ma alternatywy dla ich porozumienia, Skoro tak, to mówiąc bez ogródek, Polska będąc w tzw. strefie bezpieczeństwa Związku Radzieckiego musi w interesie globalnym spełniać pewne wymogi przez ten kraj dyktowane, a do nich należy zachowanie władzy w rekach partii. […] Prezydent powinien być każdorazowo wyłaniany na cztery – pięć lat w plebiscycie ogólnonarodowym, a nie w wyborach, jako że byłby j e d y n y m kandydatem, zatwierdzonym uprzednio przez Sejm a wyłonionym przez Polską Zjednoczona Partię Robotniczą. Prezydent […] wyłaniałby ministrów, którzy byliby zatwierdzani przez Sejm, lecz nie mogliby być przez niego odwoływani. […] Prezydent byłby szefem sił zbrojnych i kierował naszą polityka zagraniczną. On też mianowałby wojewodów […] Powinno mu też przysługiwać przynajmniej jednorazowe prawo weta w stosunku do ustaw i uchwał sejmowych. Tym sposobem zakres władzy prezydenta byłby więc doprawdy ogromny, a przez ten nowy urząd realizowałaby się w sposób autentyczny przewodnia rola partii. Sejm natomiast pełniłby funkcje ustawodawcze i na władzę wykonawczą miałby wpływ pośredni wyrażający się w podejmowaniu ustaw, a także w uchwalaniu budżetu państwa. […] Kandydaci do Sejmu powinni być wyłaniani przez Front Porozumienia Narodowego, z tym, że liczba ich powinna być co najmniej dwukrotnie większa niż liczba manatów przypadających na dany okręg wyborczy. W ten sposób zniesione by oczywiście zostały tzw. miejsca mandatowe, a o wyborze decydowałaby liczba rzeczywiście uzyskanych głosów."

Podobna koncepcja także w: Janusz Rolicki, "Co nam dałby prezydent", "Odrodzenie" /= tygodnik wydawany przez PRON/, nr 38(254) z 17 września 1988 r., str. 5. Ze strony obozu władzy dziwnie proroczo (w 1981 r.!) przewidziano ustanowienie instytucji prezydenta PRL jako sformalizowanej i uściślonej gwarancji zachowania kierowniczej roli PZPR w PRL i "wiarygodności sojuszniczej" PRL w Układzie Warszawskim. Prezydentura Jaruzelskiego zrealizowana w 1989 r. MAŁO odbiega od wizji wydrukowanej pod pamiętną datą 13 grudnia 1981 roku!


<><><><>


1983 Jerzy Surdykowski o Okrągłym Stole

(Jerzy Surdykowski, "Między porozumieniem a >>świętym przymierzem<<", "Vacat" numer 10 z października 1983 r., str. 40-44; jest to artykuł, zamówiony u Surdykowskiego przez redakcję komunistycznej "Polityki" pod koniec 1982 r., następnie odrzucony przez tę redakcję i ostatecznie wydrukowany w podziemnym piśmie)


"Nie twierdzę i nigdy nie twierdziłem, że w Polsce należy czym prędzej wprowadzić pluralistyczną demokrację w stylu zachodnim, ale nadal jestem przekonany, że w społeczeństwie naszym istnieje faktycznie znaczne zróżnicowanie polityczne i ideowe [...] Do 13 grudnia 1981 roku przy ewentualnym >>okrągłym stole<< narodowego porozumienia zasiąść mogli trzej partnerzy: niezbyt jednolita w owym czasie rządząca partia (bądź ewentualnie >>władza<< rozumiana jako jej centralny aparat) pękająca od różnych skłóconych ze sobą kierunków, >>Solidarność<< i wreszcie Kościół, a raczej również jego centralny aparat w postaci funkcjonariuszy Episkopatu. Był to układ niejako wymuszony przez ówczesne okoliczności: ani nie odzwierciedlający faktycznej złożoności społeczeństwa, ani też niezdolny do zawarcia trwalszego porozumienia, jak się to potem i dotkliwie okazało. Stan wojenny przyniósł burzliwą przebudowę tego trójbiegunowego (a faktycznie jeszcze szerszego) układu na dwubiegunowy: przy stole pozostała >>władza<< jako emanacja ujednoliconej ideologicznie partii oraz ten sam co poprzednio Episkopat, nie pretendujący wprawdzie do roli politycznej, ale faktycznie ją odgrywający jako jedyna poza aparatem władzy instytucja ciesząca się masowym poparciem i mogąca to poparcie swoich wiernych zapewnić ewentualnemu porozumieniu. [...] Zważmy też, iż Kościół ― nawet przy ewentualnym bardziej pluralistycznym układzie sił biorących udział w porozumieniu ― byłby jedyną stroną nie domagającą się innej niż dotychczasowa dystrybucji władzy ani też zmian w politycznej fasadzie systemu; [...] w rządzącej partii zawsze byli aktywiści, którzy poszukiwali sojuszników i wsparcia dla władz na społecznej prawicy. Wydawać by się mogło, że właśnie polska lewica i jej różne odcienie powinny być naturalnym zapleczem sojuszniczym dla partii komunistycznej, tymczasem nie zawsze tak bywało. Dowodem jest choćby historia stowarzyszenia PAX uformowanego w czasach Bolesława Piaseckiego z najbardziej prawicowego odłamu endecji. Innym jest długotrwały flirt niektórych działaczy z grupkami nacjonalistycznymi przybierającymi na sile i politycznym znaczeniu na przykład około 1968 roku, albo też w ciągu ostatnich dwu lat prowadzący do powstania ZP >>Grunwald<<. Tymczasem nader często różne grupy lewicy niekomunistycznej sprowadzane były do roli wrogów, podczas gdy na Zachodzie, gdzie komuniści nie sprawują władzy, właśnie takie ugrupowania są bazą do budowy szerszych sojuszy lewicy. [...] Małe porozumienie [między Kościołem a PZPR ― przyp. E.Q.V.] byłoby otwarciem drogi do takiego >>świętego przymierza<<, substytutem >>wielkiego porozumienia<< obejmującego różne siły i kierunki polityczne faktycznie istniejące w społeczeństwie, a godzące się na kierowniczą rolę PZPR, wynikającą z realiów europejskich. [...] Otóż, jeśli dla mnie osobiście i dla wielu moich przyjaciół z kręgu niekomunistycznej lewicy takie >>małe porozumienie<< oznacza izolację, kres nadziei, a dla niektórych może i osobistą katastrofę będącą nieuchronnie przeznaczeniem ludzi spychanych przez bieg dziejów na pozycje zarówno wroga partii jak i Kościoła, to z szerszego, ogólnospołecznego punktu widzenia niesie ono ze sobą szereg wartości i dlatego lepsze byłoby od braku porozumienia, bądź od porozumienia fasadowego. [...] Istnieją różne podejrzane osobistości co pewien czas (głównie wtedy, gdy akurat kolejna odnowa spotyka się z odmową) wyrzucane z rządzącej partii pod zarzutem rewizjonizmu i innych ideowych grzechów głównych [...] Tylko ktoś bardzo naiwny lub odporny na wymowę faktów sądzić może, iż w tym zupełnie innym ― wciąż jeszcze zresztą słabo poznanym ― społeczeństwie przeważają burżuazyjne kierunki polityczne, że skoro społeczeństwo to nie popiera masowo rządzącej partii i nie wpisuje się do PRON, to musi popierać coś zupełnie innego, rodem z bardzo starego portfela. [...] Uważam bowiem, że społeczeństwo nasze jest dziś jak nigdy lewicowe, choć w przeważającej części niekomunistyczne. Lewica ta zaczyna się od rządzącej partii i przez różne kierunki niekomunistycznego socjalizmu ogarnia, już niemarksistowskie, liberalne, czy raczej chrześcijańsko-liberalne centrum, które od tradycyjnej lewicy przejęło dziś znaczną część jej sposobu myślenia, a nawet frazeologii. [...] Wśród tak rozumianej lewicy [...] mogłaby szukać wsparcia i sojuszu lewicowa przecież partia. >>Wielkie porozumienie<<, wciąż przecież możliwe i stanowiące jedyną trwałą podstawę dla społecznej zgody i dla dalekosiężnego procesu reform ― porozumienie odzwierciedlające faktyczną złożoność dzisiejszego polskiego społeczeństwa ― nie może się obyć zarówno bez Kościoła, jak i bez tak rozumianej niekomunistycznej lewicy politycznej. Byłoby to jednak o wiele trudniejsze niż samo się narzucające >>małe porozumienie<<; trudniejsze także dla rządzącej partii. Ale i niełatwe dla lewicy. Ona sama musiałaby się nauczyć [...] politycznej sztuki zapominania bolesnych urazów pozostałych po przeróżnych (może i z punktu widzenia rządzącej partii koniecznych) wydalaniach, po na pewno już nie koniecznym wypychaniu potencjalnych, choć inaczej myślących sojuszników we wrogość, a nierzadko i w podziemie."


Pierwsze zdanie przytoczonego fragmentu artykułu ex-tow. Surdykowskiego jest BARDZO zbieżne z deklaracją ex-tow. Jerzego Urbana w jego liście do tow. Stanisława Kani: "Nie jestem żadnym >>integralnym demokratą<<". Nie dziwota: Urban pisząc ten list był publicystą tygodnika "Polityka", zaś Surdykowski napisał swój artykuł pierwotnie właśnie na zamówienie redakcji "Polityki".


<><><><>


1983 Wojciech Giełżyński tamże i o tymże

("POL. X." /pseud. W. Giełżyńskiego, członka PZPR w latach 1960-1981/, "O sytuacji chłodniej", "Vacat" numer 10 z października 1983 r., str. 17)


"Trzeba już teraz szukać sojuszników i partnerów. Również wśród dzisiejszych przeciwników, po tamtej stronie barykady."


<><><><>


1984 ― spotkania Bogdana Lisa z SB w hotelu Hevelius[z]:


1985 Adam Michnik o kontaktach Bogdana Lisa z SB:

"Niedawno ci sympatyczni ludzie zorganizowali spotkanie z Bogdanem Lisem w hotelu Hevelius, w pokoju z aparaturą podsłuchową. Ideą tego spotkania zaaranżowanego pod hasłem – jakżeby inaczej! – dialogu i porozumienia, było spreparowanie materiału, który mógłby być dla Bogdana Lisa kompromitujący. W oparciu o ten właśnie spreparowany materiał Lis został w dwa tygodnie później uwięziony. Warto mieć te zdarzenia w pamięci, gdy przystępujemy do namysłu nad pytaniem o sensowność prowadzenia dialogu z funkcjonariuszami policji politycznej."

(Adam Michnik, "Takie czasy... Rzecz o kompromisie", wydawnictwo "ANEKS", Londyn 1985, str. 127.)


2 inne wypowiedzi Adama Michnika na ten temat widoczne tu:








++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


1988 Andrzej Kołodziej o kontaktach Bogdana Lisa z SB:

"Pewne układy z ubecją są sprawą dużo wcześniejszą. Wiadomo, że Bogdan Lis wymieniał listy z generałem Kiszczakiem, a w styczniu 1984 r. spotkał się z przedstawicielami bezpieki w hotelu Heweliusz w Gdańsku. Taśmy z tych rozmów zostały odtworzone na procesie Lisa, Michnika i Frasyniuka. Jak wynika z akt sprawy, [...], Lis omawiał wtedy z ubekami układy w opozycji [...] Jest rzeczą paradoksalną, że część działaczy >>Solidarności<< uważa ubecję za przedstawicieli władzy i omawia z nimi sprawy polityczne. Są tak nastawieni na porozumienie z władzą, że [...] dają się wciągać w rozgrywki między ubecją a opozycją. Chcą przy tym odegrać ważną rolę w grze politycznej, bojąc się, że ktoś inny mógłby ich ubiec w dogadaniu się z komuną. Tym kimś innym mogłaby tylko być tzw. endecja, która wręcz programowo uznaje pogodzenie się z komuną i chce się wpasować w istniejące struktury władzy."

(Alfred Znamierowski, "Zaciskanie pięści. Rzecz o >>Solidarności Walczącej<<", Éditions Spotkania, Paryż 1988, str. 130/131; http://archiwum.sw.org.pl/pdf/ZaciskaniePiesci.pdf)

Bogdan Lis od czerwca do grudnia 1984 r. przebywał w areszcie, poprzednio, od początku stanu wojennego, ukrywał się. Jeśli obie te relacje (Michnika i Kołodzieja), przynajmniej w warstwie chronologicznej, są zgodne z prawdą, to Bogdan Lis musiałby spotykać się z bezpieką w owym hotelu – przynajmniej dwa razy: w styczniu 1984 roku i w maju lub czerwcu 1984 roku (na dwa tygodnie przed aresztowaniem).


<><><><>


Wiosna 1985 r., aresztant Adam Michnik o kontrakcie wyborczym:

(Adam Michnik, "Takie czasy... Rzecz o kompromisie", wydawnictwo "ANEKS", Londyn 1985, str. 99 i 138)


"Niezbędny ― choć moim zdaniem nieprawdopodobny ― jest wariant kompromisu z ekipą Jaruzelskiego; niezbędny jest też projekt kompromisu z tej ekipy następcami. Niezbędna wreszcie jest praca nad wariantami porozumienia polsko-rosyjskiego. [...] >>Solidarność<< powinna odrzucić filozofię >>wszystko albo nic<<. Dotyczy to zarówno stosunku do ZSRR jak do polskich komunistów, stosunku do zmian cząstkowych, jak też do pluralizmu form uczestnictwa w życiu obywatelskim. Twierdzę bowiem uparcie, że jeśli parametry sytuacji międzynarodowej pozostaną niezmienione, kompromis w Polsce ― i demokratyczna reforma jako jego konsekwencja ― to perspektywa tyleż realistyczna, co i jedyna. Dla komunistów może to być droga do uzyskania legitymizacji, dla nas zaś ― droga do godziwego życia. [...] Opowiadając się za kompromisem i przemianami ewolucyjnymi dopuszczamy możliwość przeobrażeń także w tej sferze. Dopuszczamy mianowicie możliwość zaistnienia sytuacji, w której komuniści przystaną na ― wsparty społecznym naciskiem ― postulat autentycznych (choćby w części...) wyborów do rad narodowych i do Sejmu. Uczynią tak nie ze względu na swą miłość do demokracji, lecz przez wyrachowanie ― reforma będzie dla nich korzystniejsza od ciągnącej się w nieskończoność >>zimnej wojny domowej<<. [...] Jednak droga do kompromisu nie musi być na zawsze zamknięta. Wyjściem mogłoby być rozwiązanie umożliwiające społeczeństwu autentyczny wybór do Sejmu choćby 30 procent spośród deputowanych."

Ten prorok był ostrożny, dlatego pomylił się tylko o 5 punktów procentowych: wybory do Sejmu w czerwcu 1989 r. objęły nie 30, lecz aż 35% mandatów poselskich.


<><><><>


1986 Jan Lityński o "wewnątrzpolskim 11 września"

(Jan Lityński, "W nowym układzie politycznym", "Tygodnik Mazowsze", nr 181 z 24 września 1986, str. 1)


"Wypuszczenie wszystkich więźniów politycznych jest ― i warto to podkreślić ― ruchem w pewnym sensie swobodnym, nie wymuszonym bezpośrednio przez żadne siły zewnętrzne. Dlaczego więc zdecydowano się na ten krok właśnie teraz? Czym różni się obecny układ polityczny od tego z roku 1984 czy 1985? Co zmieniło się między lipcem a wrześniem 1986? Pytanie tym ciekawsze, że wypuszczanie odbyło się jak gdyby bocznymi drzwiami, a w całej sprawie najważniejszą rolę odgrywa policja. Dlaczego to policja robi amnestię? Dlaczego nie Sejm czy Jaruzelski? Jeszcze w lipcu władza mówiła wyraźnie: pewnych osób nie można wypuścić (to te wyłączone artykuły w ustawie z 17 VII). Rozegrano tu zdumiewający scenariusz, bez precedensu w historii tego systemu. Oto okazało się, że czołową siłą polityczną w kraju jest policja. Przesłuchania w więzieniach i aresztach, rozmowy z gen. Kiszczakiem i jego podwładnymi nie były tym, za co je braliśmy ― rutynowymi działaniami policyjnymi, lecz przeciwnie ― negocjacjami politycznymi. Oczywiście, w komuniźmie policja zawsze była ważnym i wpływowym lobby, ale nigdy nie występowała jako siła bardziej wyrazista niż Biuro Polityczne. Nie wiem, co to oznacza, ale być może rola policji okaże się ważniejsza niż wojska po 13 XII."






Jan Lityński nie wymienił nazwisk żadnych uczestników rokowań, w szczególności nie napisał nic o udziale Jacka Kuronia w nich, ale też nikt jemu nie zarzucił, że poniewiera czyjekolwiek dobre imię. Gdy po niemal dokładnie 20 latach prasa podała o znalezionych w IPN dokumentach stanowiących ślady negocjacji z udziałem m. in. Jacka Kuronia i esbeka Jana Lesiaka, "Gazeta Wyborcza" uznała to za "atak" na nie mogącego się bronić (bo zmarłego) Kuronia i za przypisywanie jemu roli konfidenta ("Gazeta Wyborcza" udawała ― czy naprawdę zapomniała ― o owym artykule Lityńskiego w "Tygodniku Mazowsze"?). Zastanawiające. W internetowej "Encyklopedii Solidarności" czytamy o Janie Lityńskim: "13 XII 1981 internowany w Ośr. Odosobnienia w Warszawie-Białołęce; we IX 1982 aresztowany i oskarżony wraz z grupą działaczy KOR i „S” o próbę obalenia ustroju, umieszczony w CAŚ w Warszawie; w VI 1983 nie wrócił z przepustki, w ukryciu do X 1986." (zgaduję, że CAŚ = Centralny Areszt Śledczy MSW; źródło: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Jan_Lity%C5%84ski). W świetle tego jego (datowane we wrześniu 1986 r. czyli jeszcze "w ukryciu") słowa: "Przesłuchania w więzieniach i aresztach, rozmowy z gen. Kiszczakiem i jego podwładnymi nie były tym, za co je braliśmy ― rutynowymi działaniami policyjnymi, lecz przeciwnie ― negocjacjami politycznymi", a konkretnie liczba mnoga ("braliśmy") ALBO znaczą, że Lityński uczestniczył sam w tych rokowaniach, chociaż de facto nie był aresztantem (de iure nadal nim był ― jako zbieg z CAŚ; nawidoczniej byłby w takim razie "aresztantem dochodzącym" - to w sumie nie jest bardziej dziwne aniżeli "jednoosobowa spółka"), ALBO znaczą, że napisał "braliśmy" w imieniu środowiska, mając na myśli udział innych (niż on sam) osób w tych rozmowach z funkcjonariuszami MSW (może właśnie miał na myśli np. rozmowy Jacka Kuronia z Janem Lesiakiem?).


<><><><>


1986 Jacek Kuroń o "wewnątrzpolskim 11 września"

(Jacek Kuroń, "Upór i cierpliwość nie wystarczą", "Tygodnik Mazowsze", nr 191 z 10 grudnia 1986 r., str. 1 i 2)


"[...] dla zwolenników działania metodą faktów dokonanych ― osobiście podzielam ten punkt widzenia ― sytuacja zmieniła się zasadniczo. Oparta na zmianie ustaw polityka unikania sądowej represji karnej stwarza możliwość działania na znacznie szerszą skalę niż przed 11 września, zwłaszcza działania jawnego. [...] do 11 września władza rzeczywiście była niewrażliwa na nacisk społeczny i tym samym nasz ruch nie mógł bezpośrednio wpływać na jej politykę. Ruch, który nie odnosi sukcesów ― słabnie. Powszechne w Związku pytanie o program oznacza: co robić, aby zmienić sytuację? Działacze zadają je także, czy może nawet przede wszystkim, w trosce o topniejące szeregi. Po 11 września wołanie o program stało się naprawdę dramatyczne. Do tego czasu niemało dynamiki ruchowi dodawała walka o uwolnienie więźniów, zaś konspirację ożywiała legenda, która oczywiście zbladła w momencie, gdy grozi nie parę lat więzienia, lecz 50 tys. zł grzywny. Wysunąć obecnie, jak czyni to Grodkowski, program: trwać w oporze ― to zdecydować się na faktyczną likwidację >>Solidarności<< jako ruchu. [...] władze stają się wrażliwe na nacisk społeczny ― tych, z którymi chcą współpracować. Niewykluczone też, że działają pod wpływem ZSRR, który dla wiarygodności swojej ofensywy pokojowej potrzebuje spokoju w Polsce."






Powyższe to polemika z wypowiedzią Karola Grodkowskiego (właśc.: Kazimierza Dziewanowskiego, zob.: http://encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013686187001
i http://encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013686187002 – E.Q.V.)


CO ZA EPOKOWA DATA! Chile ma swój 11 września (1973), USA również (2001) ― to na zachodniej półkuli. Na wschodniej zaś ― imperium rosyjskie (1877 ― urodziny Feliksa Dzierżyńskiego, jak by się kto pytał), ale Polska (1986) też nie od macochy!...

<><><><>


1988 Jacek Kuroń o przyszłym rządzie koalicyjnym (i swej wierze w Gorbaczowa)

(Jacek Kuroń, "Zdobyć milczącą większość", "Tygodnik Mazowsze" nr 252 z 25 maja 1988, str. 1; tekst datowany przez autora 19 maja)


"Aby dokonać reformy gospodarczej i odbudowywać kraj, niezbędny jest rząd obdarzony społecznym zaufaniem, a więc przynajmniej autentyczna szeroka koalicja. [...] Procesy dezintegracji imperium sowieckiego mogą sprawić, że wkrótce będzie to możliwość realna. Może nawet już w tej chwili Gorbaczow byłby gotów zapłacić taką cenę za spokój w Polsce. Tyle, że trzeba by wywrzeć na władzę nacisk równy temu z Sierpnia 80. Pisałem na tych łamach ("Przed tym, co może się zdarzyć", "TM" nr 240 /zob.: http://encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013688240001 i http://encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013688240002 – E.Q.V./), że w niedalekiej przyszłości wystarczyć może realna groźba strajku powszechnego."




<><><><>


1988 Andrzej Kołodziej o "wewnątrzpolskim 11 września"

(Andrzej Kołodziej, "Współrządzić czy konspirować?", "Kultura" /paryska/ nr 9(492), wrzesień 1988 r., str. 125, stosowny fragment tekstu jest dostępny w internecie pod adresem: http://www.sw.org.pl/dokumenty/kolodziej3.html)


"W tym samym czasie władze PRL postanowiły aresztować zlokalizowanego i obserwowanego już od jesieni 1985 (ok. 8 miesięcy) Zbigniewa Bujaka, by w ten sposób nie dopuścić do zjazdu działającej w konspiracji >>Solidarności<<. Wówczas kręgi kościelne (sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski i ks. Orszulik) wspólnie z doradcami >>Solidarności<< rozpoczęli kuluarową grę mającą na celu doprowadzenie do rozwiązania podziemnych struktur >>Solidarności<< w zamian za uwolnienie Bujaka (rozmowy w tej sprawie prowadzili m.in. Jacek Kuroń z Kiszczakiem i Geremek z Rakowskim w sierpniu 1986; [...] Do realizacji tej koncepcji przystąpiono już we wrześniu 1986 roku, uwalniając Bujaka i jego kolegów, którzy utworzyli jawną reprezentację związku (TRS) w celu pomniejszenia rangi podziemnego kierownictwa >>Solidarności<< (TKK). Dla rządu PRL otworzyło to możliwość znacznej poprawy stosunków z Kościołem, Watykanem i innymi podmiotami sceny politycznej."

TRS = Tymczasowa Rada Solidarności, powołana przez Lecha Wałęsę 29 września 1986 r., w dniu jego 43. urodzin.


<><><><>


1988 Andrzej Kołodziej o przejęciu podziemnej "S"

(Andrzej Kołodziej, "Współrządzić czy konspirować?", "Kultura" /paryska/ nr 9(492), wrzesień 1988 r., str. 125/126 i 127/128, stosowne fragmenty tekstu dostępne w internecie pod adresami: http://www.sw.org.pl/dokumenty/kolodziej3.html, http://www.sw.org.pl/dokumenty/kolodziej4.html, http://www.sw.org.pl/dokumenty/kolodziej5.html i http://www.sw.org.pl/dokumenty/kolodziej6.html)


"Jako fundament >>frontu porozumienia i rozsądku<< wystąpił po stronie opozycji swoisty sojusz grupy przewodniczącego Wałęsy i środowiska post-korowskiego (J. Kuroń i B. Geremek) silnie wspierany przez chrześcijańskie autorytety opiniotwórcze. Powoli do różnych znanych już argumentów na rzecz porozumienia zaczęły dochodzić kalkulacje związane z pierestrojką i ewentualną poprawą sytuacji politycznej w PRL wskutek reformatorskich poczynań Gorbaczowa. Na to założył się stały nacisk Departamentu Stanu USA popierającego >>front porozumienia<< i stanowisko Kościoła, który jak ognia bał się szybkiego i niekontrolowanego oddolnego wpływania na społeczno-polityczne przemiany w PRL. Kościół spisał na straty >>Solidarność<< i Wałęsę, co zaowocowało przechwyceniem inicjatywy wewnątrz kierownictwa >>Solidarności<< przez grupę tzw. >>lewicy warszawskiej<< (Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki), dążącej do pojednania z władzami za wszelką cenę i która nie bacząc na skutki dokonała swoistego zamachu stanu. Wpierw wymusiła powołanie TRS a następnie KKW, dobierając taki skład KKW, który gwarantował możliwość dowolnego manipulowania pod kątem swojego profilu politycznego. Ta żelazna konsekwencja monopolizowania reprezentacji zarówno >>Solidarności<< jak i całej opozycji demokratycznej spowodowała osłabienie szeregowych struktur wykonawczych >>Solidarności<< i utratę wpływu działaczy szczebla regionalnego na decyzje wąskiej grupy reprezentantów >>Solidarności<<. W najgorszej sytuacji znalazły się zdecydowane i radykalne grupy opozycyjne, atakowane jawnie i po cichu i odcinane od dostępu do zagranicznych korespondentów i rozgłośni (informacje przekazywane przez różne źródła opozycyjne warszawskiemu korespondentowi BBC muszą mieć akceptację Jacka Kuronia, by zostały nadane; podobnie rzecz ma się z sekcją polską Głosu Ameryki, nad którą podobną pieczę sprawuje Jan Nowak, a która wymaga od swoich korespondentów przekazywania korespondencji opartych na wypowiedziach zgodnych z linią polityczną reprezentowaną przez Geremka i Episkopat polski). […] Na takim to niezbyt ciekawym tle zaskoczyła polską opozycję fala spontanicznych strajków, które wybuchły na przełomie kwietnia i maja 1988 roku. [...] Strajki odsłoniły nie tylko słabość organizacyjną >>Solidarności<<, ale również uwikłanie się kierownictwa >>Solidarności<< w niezbyt jasną grę polityczną z komunistycznym rządem PRL. Doradcy >>Solidarności<< wystąpili w roli mediatorów wysłanych do strajkujących robotników przez księdza Orszulika, by stamtąd nawiązać kontakt telefoniczny z generałem Kiszczakiem. Brak reakcji KKW na wybuchające strajki niewątpliwie odczytać należy jako całkowite podporządkowanie się wspólnej polityce Episkopatu i rządu PRL. Koncepcja polityczna ustalona przez ks. Orszulika i gen. Kiszczaka zmierzała do utworzenia nowego, wiarygodnego rządu PRL. W skład owego rządu wejść mieliby tzw. >>liberałowie<< z PZPR oraz przedstawiciele środowisk niezależnych, jak Geremek, Stelmachowski czy Bugaj. Gdyby kwietniowo-majowe strajki osiągnęły większą skalę, służyłyby za czynnik uwiarygodniający tę koncepcję, gdyż wedle niej powinna być zrealizowana jako element wywalczony przez społeczeństwo."

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Nerwowo zareagowała na to lewica laicka ― tym razem piórem Joanny Szczęsnej, używającej męskiego pseudonimu:

"[...] Andrzej Kołodziej popełnił w paryskiej >>Kulturze<< nr 9 tekst, w którym za szwarccharaktery robią m.in. Wałęsa z Episkopatem i Kuroń z Geremkiem [...]. Artykuł pełen kłamstw, insynuacji i oskarżeń o manipulację i zdradę ideałów >>S<<, a także chęć wyniszczenia radykalno-niepodległościowej opozycji, napisany został z pozycji moralizatorskich. Trochę to dziwi w wykonaniu człowieka, który do tej pory nie zająknął się ani słowem w sprawie swych haniebnych zeznań w TV w pierwszych dniach stanu wojennego."

(Jan Klincz, "Mniej i bardziej prynycypialnie", "Tygodnik Mazowsze" nr 268 z 26 października 1988 r., str. 3, zob.: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013688268003)


Wypowiedź Andrzeja Kołodzieja, nadana przez reżymową (PRL-owską) telewizję, została nagrana w czechosłowackim więzieniu, gdzie wtedy Kołodziej odbywał karę zasądzoną przez tamtejsze władze, i to ― nagrana za pomocą ukrytej kamery. Chcąc dyskredytować cudzy pogląd poprzez odwołanie się do innej wypowiedzi tego samego autora (= Andrzeja Kołodzieja), nie zastosowano ― o ile wiem ― tej samej metody względem osób z własnego środowiska (lewicy korowskiej), albo na przykład wobec Lecha Wałęsy (jego pamiętna rozmowa z bratem podczas internowania została w swoim czasie mocno nagłośniona przez propagandę reżymową), a mogłaby mieć niemałe pole do popisu... Jak wiadomo, Bogdan Lis na spotkanie z bezpieką w hotelu Heweliusz w Gdańsku przybył dobrowolnie, a z możliwością podsłuchu powinien był się liczyć, wiedząc z kim się spotyka... Pomimo tego, Michnik pisząc o nagranych, niefortunnych wypowiedziach Lisa, użył bardzo ostrożnej formuły zarzutu: tylko możliwość kompromitacji i to jeszcze wyrażona w trybie przypuszczającym (Adam Michnik, "Takie czasy... Rzecz o kompromisie", wydawnictwo "ANEKS", Londyn 1985, str. 127). Jak widać, mechanizm IFF (Identification Friend or Foe ― "rozpoznawanie swój czy obcy"; tak w lotnictwie NATO nazywa się urządzenie, pozwalające automatycznie odróżniać na polu walki samoloty nieprzyjacielskie od własnych), czyli stara bolszewicka zasada "nieważne, czy fachowiec, ważne, że partyjny", zadziałała niezawodnie: Lisowi albo Wałęsie uchodzi, Kołodziejowi nie...



<><><><>


1988 Alfred Znamierowski o przejęciu podziemnej "S"

(Alfred Znamierowski, "Zaciskanie pięści. Rzecz o >>Solidarności Walczącej<<", Éditions Spotkania, Paryż 1988, str. 172, http://archiwum.sw.org.pl/pdf/ZaciskaniePiesci.pdf.)



"Obecne kierownictwo zdominowane jest przez lewicę warszawską, która dokonała swoistego zamachu stanu, najpierw wymuszając powołanie TRS a później KKW, którego skład ustaliła pod kątem swego profilu politycznego. [...] Dzięki manewrowi z utworzeniem KKW post-korowskiej grupie warszawskiej udało się odciąć radykalnie nastawione odłamy polskiej opozycji od napływającej z zagranicy pomocy finansowej."

W następnym roku o takiej "wielkiej koalicji lewicy" pisał Jacek Maziarski ("Nieufność", "Przegląd Wiadomości Agencyjnych" z 13 V 1989 r., http://swkatowice.mojeforum.net/tutaj-post-vp15507.html#15507), co można także zobaczyć:






KKW = Krajowa Komisja Wykonawcza, powstała 25 października 1987 r. na wspólnym samolikwidacyjnym posiedzeniu TRS i podziemnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej.


<><><><>



1989 Jacek Kuroń o celowości rokowań z komunistami

(Jacek Kuroń, "Zamiast rewolucji", "Tygodnik Mazowsze", nr 285 z 8 marca 1989, str. 1)



"Wbrew potocznemu przeświadczeniu, że z komunistami nie ma sensu rozmawiać, chcę oświadczyć, że nie tylko można, ale że jesteśmy na to skazani."


<><><><>


1989 Wyszkowski o okrągłym stole

("Spod stołu", z Krzysztofem Wyszkowskim, współzałożycielem WZZ, uczestnikiem strajków w Stoczni Gdańskiej w 1980 i 1988 r., rozmawia Krzysztof Czabański, "Kultura" /paryska/ nr 502-503, lipiec-sierpień 1989 r., str. 114 i 120-122)


"W pewnym momencie zażądaliśmy wprowadzenia do protokołu, że wszystkie uzgodnione zapisy będą przez władze realizowane. Baka odpowiedział: [...] A poza tym proszę tu nie dyskutować, bo to zostało już uzgodnione w Magdalence! [...] Najbardziej jednak przygnębiała w czasie stołu atmosfera podsycana przez tamtą stronę i ochoczo podtrzymywana przez naszą: oto tutaj spotkała się koalicja sił rozsądku. A ci, którzy nie są reprezentowani – są nierozsądni. Może nie to, że nie są patriotami, ale nie rozumieją dobrze dobra Polski. Oczywiście chodzi o odróżnienie od innych nielewicowych tendencji politycznych, ale rzecz jest też poważniejsza. Mianowicie – i to się łączy z duchem bolszewizmu także w naszej ekipie – wytworzyła się taka atmosfera, że władza, która z natury rzeczy – jako władza namiestnicza – jest elitarną strukturą, rozmawia z elitą społeczeństwa, która zdaje sobie sprawę z tego, że społeczeństwo jest nieodpowiedzialne, niedojrzałe. Przy >>okrągłym stole<< złożono wiele tego typu deklaracji. Wałęsa gdzieś powiedział, że Polacy jeszcze nie dojrzeli do demokracji, Michnik napisał, że przed Polską stoją różne rodzaje zagrożeń, m. in. zagrożenie iranizacją. W ogóle używano wiele tego typu określeń. Sama formuła poufnych uzgodnień narzucała atmosferę. Dbano, by nic nie >>przeciekło<< do społeczeństwa, które może >>nierozumnie zareagować<<. [...] Najważniejszy był Geremek. O wszystkim decydowali Michnik, Kuroń i Geremek, w pewnej fazie Mazowiecki. (Ta grupa używała za zasłonę to Frasyniuka, to Bujaka, to Gila (przy ich akceptacji), którzy politycznie nie mieli nic do powiedzenia.) [...] Ci ludzie zmienili poglądy, ale nie zmienili metod uprawiania polityki. Ten nastrój koalicji lewicy, kiedy Geremek oświadcza, że ma nadzieję, iż słowo >>socjalizm<< odzyska swój blask. Wspólna władzy i >>opozycji stołowej<< obawa przed zagrożeniem populistyczno-nacjonalistycznym, przed zdziczałym społeczeństwem które czyha tylko, by ten kraj rozwalić, były oburzające. [...] Udział ludzi nie należących do jaczejki – Halla, Króla – a biorących udział w tej farsie, uważam za szczególnie nieodpowiedzialny politycznie. Głównie dlatego, że wszystkie inne osoby, mające krytyczne zdanie o stole, przesunęło to automatycznie na pozycje niekonstruktywne – niezrozumienia interesu narodowego i racji stanu.. Obecna ekipa kierownicza >>Solidarności<< dzięki >>przyklejeniu<< się do władzy stała się monopolistą w związku, zdobyła wyjątkową pozycję. Tym, ludziom wydaje się być może, że uratowali kraj. Kuroń, Geremek, Michnik, nawet Hall wielokrotnie mówili, że czeka nas rewolucja, a na to nie możemy sobie pozwolić, musimy zastosować model ewolucyjny, a ten model to właśnie to, co uzgadniamy. [...] Z grupy ludzi nie mających nic do powiedzenia wybijał się jedynie Siła-Nowicki, który parokrotnie dramatycznie zabierał głos ostrzegając i krytykując zmowę. Ale nie miało to żadnego znaczenia. Bujak, Lis i inni nie mają własnego oblicza politycznego ani żadnego znaczenia. To ludzie dyspozycyjni – i wszyscy, łącznie z nimi, o tym wiedzą. Zachowują się biernie, dostosowują do wymagań."


<><><><>


1990 prof. Krawczyk o neosocjalistach

(Rafał Krawczyk, "Wielka przemiana. Upadek i odrodzenie polskiej gospodarki", Oficyna Wydawnicza, Warszawa, 1990, str. 116-120)


"[...] na polskim firmamencie politycznym siłą najpoważniejszą jest ugrupowanie neosocjalistyczne [w przypisie: "Przedstawiciele tego ugrupowania najczęściej starają się przedstawić siebie jako orientację socjaldemokratyczną. Nie jest to jednak zgodne z prawdą. Tradycyjna. to znaczy euro-amerykańska socjaldemokracja znajduje się w Polsce na lewym skrzydle ugrupowania liberałów. Rzecz bowiem polega na tym, że polscy socjaliści nie zamierzają walczyć o zmniejszenie zależności gospodarki narodowej od państwa [...]. Przeciwnie, uznając własność prywatną za coś niegodnego demokraty i postulując >>prawdziwe uspołecznienie środków produkcji<< w miejsce ich prywatyzacji, stają się obiektywnym sojusznikiem sił antyrynkowych, skupionych wokół >>partyjnego betonu<<. [...]" – przyp. prof. R. Krawczyka.]. Współcześni polscy neosocjaliści stanowią odprysk doktryny realnego socjalizmu. Wyrośli z buntu komunistycznych środowisk intelektualnych wobec politycznej doktryny komunizmu. [...] od dawna siła państwa zapobiegała możliwości powstania tego rodzaju równowagi i ośrodki opiniotwórcze były mocno trzymane w garści przez sympatyków mniej czy bardziej radykalnej lewicy. Ofiarą jednostronnego uniformizmu ideologicznego padły również owe >>środowiska opiniotwórcze<<. Także i w >>salonie warszawskim<< inne niż buntowniczo-socjalistyczne punkty widzenia zostały zepchnięte na margines i obłożone kondemnatą. Koncepcje polityczne pochodzące ze środowisk katolickich były opiniowane stale jako reakcyjne i obskuranckie, pochodzące ze środowisk narodowych – jako antysemickie lub ubeckie. Dowodem na postępowość była wyłącznie deklaracja wierności dla przesłania demokratycznego socjalizmu. Nawet historia Polski uległa całkowicie jednostronnej interpretacji na zasadzie czarno-białego opisu >>sił demokracji i postępu<< kontra >>siłom wstecznictwa i reakcji<<. Tego rodzaju, nieprawdziwa interpretacja historii, była również pielęgnowana przez obóz demokratycznego socjalizmu [tutaj w przypisie: "Wystarczy dokonać pobieżnego rejestru prac dotyczących historii Polski, wydawanych przez środowiska opozycyjne, aby dostrzec, że zainteresowanie tych środowisk koncentrowało się na najnowszej historii socjalizmu, a nie na wszechstronnym przedstawieniu tysiącletniej i różnobarwnej historii narodowej. Publikacje te omijały problemy, które mogły być określone mianem narodowych czy patriotycznych. Z biało-czerwonych barw narodowej historii konsekwentnie eliminowana była barwa biała."– przyp. prof. R. Krawczyka.]. [...] Opcja socjalistyczna jest zainteresowana w utrzymywaniu obecnej struktury bezterminowo, ponieważ ułatwia jej to kolejne kampanie wyborcze. [...] Za pozornym idealizmem socjalistów polskich kryje się bardzo przyziemny interes grupowy, działający na szkodę interesów kraju [...] W realnym socjalizmie centralistyczne państwo potrzebowało >>dworu<<, [...] Funkcję tego rodzaju >>dworu<< przejął wtedy na siebie, wspomniany już, >>salon warszawski<< i stąd bierze się jego dzisiejsza liczebność i pozorna siła."


<><><><>


1992 prof. Dakowski & prof. Przystawa o czerwonej genezie elit

(Jerzy Przystawa i Mirosław Dakowski, "Via bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski", wydawnictwo "Antyk", Komorów 1992 str. 117)


"Większość członków naszych elit intelektualnych i politycznych jest rodzinnie obciążona grzechem niejednoznaczności. Pochodzą z domów, w których mawiało się >>co oni zrobili z tym krajem?<< zapominając przy tym dyskretnie, że sami są z tych domów, w których pisało się ody na cześć Stalina, a w zamkniętym gronie opowiadało się na jego temat dowcipy. Jak bardzo trzeba być skręconym psychicznie, żeby będąc dzieckiem ubeckiego generała i korzystając z wszystkich związanych z tym przywilejów szczerze wierzyć, że jest się opozycjonistą? Żeby walczyć teoretycznie z tym, co się praktycznie popiera? Tylko ten, kto trochę znał to środowisko, może (przynajmniej częściowo) zrozumieć stan specyficznego zapętlenia wewnętrznego ludzi z niego się wywodzących."


<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sro Sty 23, 2013 2:24 pm, w całości zmieniany 68 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Wto Mar 25, 2008 9:26 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kapitalny wybór tekstów, opisujących genezę i drogi jakimi dochodzono do przekrętu stulecia jakim był tzw. Okrągły Stół.



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Katarzyna Makowska
Weteran Forum


Dołączył: 15 Cze 2007
Posty: 194

PostWysłany: Wto Mar 25, 2008 11:01 am    Temat postu: Budowanie legendy Michnika Odpowiedz z cytatem

Zaczelo sie chyba duzo wczesniej. Znajoma dzialaczka partyjna opowiadala mi jak podczas wycieczki do zakladow Rozy Luksemburg pokazywano im z dala Michnika przy tasmie, pochlonietego w lekturze ksiazki. Budzil powszechny podziw umiejetnoscia jednoczesnego wykonywania czynnosci tasmowych z czytaniem.
Tak to komuna popularyzowala "wroga", wsrod swoich. Niby wrog - ale jaki uczony i zdolny. Nie mam pojecia ( bo skad!) ile takich "pielgrzymek do ogladania Michnika" zrealizowano, moge tylko poswiadczyc bezsprzeczny podziw opowiadajacej, nb. do dzis zadeklarowanej komunistki)

( wiadomosc pochodzi z opowiesci ustnej, ale nie mam zadnych powodow sadzic, ze jest zmyslona).

Kaska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Wto Mar 25, 2008 7:58 pm    Temat postu: 4 cytaty o Adamie Michniku Odpowiedz z cytatem

4 cytaty o Adamie Michniku

Katarzyna Makowska napisał:
[...] Budził powszechny podziw umiejętnością jednoczesnego wykonywania czynności taśmowych z czytaniem.
Tak to komuna popularyzowała "wroga", wśród swoich. Niby wróg ― ale jaki uczony i zdolny. [...]



<><><><>


1992 Joanna Duda-Gwiazda:

"Michnik [...] niewątpliwie najwybitniejszy agent pierestrojki był starannie uwiarygadniany.
Cytuję, z zapisu rozmowy werbunkowej ― >>Nie za ostro, dostaniecie czasem w mordę,
ale wam się to opłaci
<<wsp>>okrągłym
stołem<<Wa>>przecieki<<e>>ekstremistów<<: Kuronia i Michnika."


(Joanna Duda-Gwiazda, "Zapiekłe niedosatysfakcjonowanie",
"Poza Układem", nr 7(35), lipiec 1992 r., str. 11).



<><><><>


1993 Andrzej Zybertowicz:



Czy to, iż Michnik mógł w więzieniu pisać swe teksty, że był w stanie wielokrotnie
przekazywać je na zewnątrz do publikacji w podziemnych wydawnictwach,
jest wystarczającą przesłanką do tego, by uznać go za agenta? Idące tym tropem,
mniej lub bardziej aluzyjne posądzenia spotykamy w prasie wielokrotnie.
W artykule poświęconym Michałowi Falzmannowi, inspektorowi NIK,
który nagłośnił aferę FOZZ, można przeczytać wypowiedź jego żony:
„Pamiętam, że kiedyś powiedział, że dojście do władzy grupy Michnika,
będzie następną tragedią Polski, ponieważ jest to elita promoskiewska
.
Wybuchła kolejna afera towarzyska. Michał argumentował, że środowisko to
najlepiej będzie chroniło imperialne interesy Moskwy w Polsce. Wskazywał na liczne
absurdy sytuacyjne – w jaki sposób represjonowany opozycjonista może w więzieniu
pisać książki, mieć dostęp do tekstów źródłowych i jeszcze wydawać je (...)”(134)

Zarzuty promoskiewskości wobec Michnika wydawały mi się grubo przesadzone do
momentu aktywnej obrony przez „Wyborczą" prezydenckiej wersji traktatu Polski z Rosją.

Wersji umożliwiającej stronie rosyjskiej zakładanie w opuszczonych przez wojska bazach
spółek polsko-rosyjskich.

Nigdy nie spotkałem się z wyjaśnieniem przez samego Michnika fenomenu
jego więziennej twórczości.
I choć oczywiście poszlaki nie są dowodami, to dobrze
byłoby wątpliwości wyjaśniać.

Prawdopodobne wydaje się, iż od któregoś momentu komunistyczne władze rozmyślnie
budowały Michnikowi legendę
, nagłaśniając jego osobę poprzez publiczne ataki,
że być może i tą drogą manipulowano nim, że wreszcie – to chyba najważniejsze –
wybierano i ustawiano sobie przeciwnika. […] Być może tego typu celom służyć miało
słynne blokowanie rozmów Okrągłego Stołu z powodu uczestnictwa w delegacji
strony społecznej Jacka Kuronia i Adama Michnika. Czyż w ten sposób nie uczyniono
ich postaciami przy Stole wprost niezastąpionymi?

[...] Jesienią '89 Michnik uczestniczy w telewizyjnych (częściowo ukartowanych) dyskusjach
z Aleksandrem Kwaśniewskim, lansuje go i nadaje renomę aparatczyka oświeconego.
Wiosną '90 stanowczo przeciwstawia się w Sejmie pomysłom znacjonalizowania
majątku PZPR, krytykuje wszelkie próby ujawniania agentów.
W kraju i za granicą promuje Jaruzelskiego jako kolejnego oświeconego
komunistę i przeciwnika-gentlemana, wreszcie fraternizuje się z nim.
Niezłomny, wynoszony* niegdyś siłą z więzienia, Michnik czuje się teraz lepiej
w towarzystwie Urbana,
(136) niż w gronie wielu swych dawnych kolegów z podziemia.

[...] Nie wiem, czy dałoby się w sposób uzasadniony twierdzić, iż Michnik był (ewentualnie
– jest) agentem jakiejś tajnej służby. Na moje osobiste wyczucie nim nie był."



(134) [Przypis Andrzeja Zybertowicza:] Dlaczego mój mąż musiał umrzeć, opr. Piotr R. Bączek, Polska – Dzisiaj, Wydanie specjalne, nr 3, czerwiec 1992, s. 6;
o Falzmanie bliżej zob. Mirosław Dakowski i Jerzy Przystawa, Via bank i FOZZ, O rabunku finansów Polski, Wydawnictw Antyk 1992.


(136) [Przypis Andrzeja Zybertowicza:] Warto byłoby zobaczyć, jak Urbanowskie „Nie” odnosi się do GW. Czy Michnikowa linia była kiedyś „Nie” zaatakowana?




(Andrzej Zybertowicz, "W uścisku tajnych służb.
Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy"
,
Wydawnictwo Antyk, Komorów 1993, str. 66-67 i 70)




*"wynoszony niegdyś siłą z więzienia": http://www.youtube.com/watch?v=tAfJfGGCGYY



<><><><>



2002 Krzysztof Wyszkowski:

"Pragnę tu z całą powagą stwierdzić, że nie uważam Michnika za tajnego współpracownika
służb specjalnych
, mimo, że jego współpraca z komunistami często miała charakter
sprzeczny z interesem państwa i narodu polskiego. Uważam, że wyjaśnienia tej
sprzeczności należy szukać na gruncie szerszym niż zasoby SB."


(Krzysztof Wyszkowski, "Kuroniada, opozycja i utrwalanie postsowietyzmu.
List otwarty antykomunistycznego współtwórcy Wolnych Związków Zawodowych
do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej"
,
"Głos", nr 24(934) z 15 czerwca 2002 r., str. 12).



<><><><>


2006 Waldemar Łysiak:


Ekswiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność", Andrzej Gwiazda, oświadczył publicznie
(2002): „Jak wiemy z analiz dokonanych przez byłego ministra Spraw Wewnętrznych,
Antoniego Macierewicza, Michnik był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa od 1968
roku
". Krążyły po kraju kserokopie z fragmentami rozmowy werbunkowej Michnika
(„Nie za ostro, dostaniesz czasem w mordę, ale wam się to opłaci", etc.). Latem 2005 roku
Stefan Dętko pisał w „Najwyższym Czasie!": „Donosy Michnika na Kuronia z lat 60.
i inne dokumenty wskazujące na współpracę Michnika z SB znajdowały się w archiwum
pewnego zmarłego już adwokata. Znane jest też mi miejsce ich obecnego
przechowywania
".

Najnowszy hit ze sfery spekulacji o agenturalności Michnika to opublikowany przezeń
w „Wyborczej" esej pod tytułem „Rana na czole Adama Mickiewicza", gdzie
Michnik wspomina, że wileński Adam M. zobowiązał się w roku 1824 pracować
jako konfident carskiej policji, co było konradowską „nieuleczalną na czole raną",
którą wieszcz „sam sobie zadał", a „ta raną będzie się odnawiać na polskich czołach
przez następne dwa stulecia". Antysalonowi publicyści wysnuli z tego wniosek, że Michnik
metaforą o imienniku (ma z tamtym wspólne imię, wspólny monogram i wspólne
trzy pierwsze litery nazwiska) przyznaje się do winy w dziwaczny, niebezpośredni sposób.

Michnik przyznający się do winy? Byłby to największy lustracyjny cud od czasu
uniewinnienia Mariana Jurczyka przez Najwyższy Sąd.



(Waldemar Łysiak, "Lustracjada", "Niezależna Gazeta Polska", nr 1 z dn. 3 marca 2006 r.,
w sieci ― np. tutaj: http://wyszkowski.com.pl/index.php/blog/A-ysiak-Lustracjada.html)



<><><><>


Zob. także fotografię we wpisie: http://swkatowice.mojeforum.net/post-vp34900.html#34900


oraz ― teksty:

Izabela Brodacka-Falzmann, "Ideał sięgnął bruku (o Adasiu)"
http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2608&Itemid=100

Irena Lasota, "Adam Michnik postrachem wolności słowa"
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt9009.html

Tomasz Sommer, "Czarna Wrona dla Michnika"
http://nczas.com/publicystyka/sommer-czarna-wrona-dla-michnika/

EQV, "Adam Michnik ― polski Azjata"
http://swkatowice.mojeforum.net/post-vp27684.html#27684

EQV, "Rosjanom w 2010 r. powiedział to samo, co Niemcom w 2007 r.!"
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?p=33705&highlight=#33705



a także ― następujące filmiki:

"odpieprz się od generała!"
http://www.youtube.com/watch?v=AWrk80LRONE

Stokrotka, Michnik i Urban ― nocna przejażdżka
http://www.youtube.com/watch?v=bASe_lNOc0Q


W związku z ową przejażdżką w Urbanowym samochodzie z felietonu Stefana Adamskiego "Z kroniki towarzyskiej" można się dowiedzieć, że pod koniec maja 1994 r. Adam Michnik na publicznym spotkaniu na terenie Uniwersytetu Gdańskiego, zapytany o przejażdżkę w samochodzie Jerzego Urbana z radia do siedziby "Gazety Wyborczej", odpowiedział m. in.: "Wydawało mi się, że jeśli pada deszcz to mogę wsiąść do samochodu człowieka, którego nie cenię zbyt wysoko.". (tu Stefan Adamski cytował w ślad za "Echem Wybrzeża" z 9 czerwca 1994 r.) Adam Michnik do goszczącego go w swej rezydencji Jerzego Urbana powiedział: "To wszystko jest wynikiem mojej walki". Natychmiastowa riposta gospodarza: "Oczywiście. I to ostateczny dowód na to, że miałeś rację". Cytaty z Michnika i Urbana zostały podane przez Stefana Adamskiego z powołaniem się na artykuł "Koniec &raquo;szmacianego kapitalizmu&laquo;" włoskiej dziennikarki Vanny Vannuccini w piśmie "La Repubblica" z 24 maja 1994 r., za pośrednictwem "Forum" nr 24 z 12 czerwca 1994 r. Adamski skomentował to tak oto: "Jak należałoby nazwać osobę, która odbywa z kimś przejażdżki samochodem i pozwala się zapraszać na wystawne kolacje, a następnie publicznie oświadcza, że nie ceni tego kogoś zbyt wysoko? Dla ułatwienia podajemy odpowiedź. Brzmi ona: w dzisiejszej Polsce osobę taką przyjęło się charakteryzować określeniem: autorytet moralny." (źródło: "Poza Układem. Miesięcznik społeczno-polityczny", nr 7/8[50] z lipca-sierpnia 1994 r., str. 3/4). Racja, inicjały "AM" to wszak od: Autorytet Moralny.



debata Michnik ― Kaczyński (1993)
(1) http://www.youtube.com/watch?v=7NhsEmnCiBU
(2) http://www.youtube.com/watch?v=Y2rzwwtIIwE

Zbigniew Herbert o Michniku
http://www.youtube.com/watch?v=txNvAPMQTRY

Ewa Stankiewicz o Michniku
http://www.youtube.com/watch?v=q3CQSGBBA5M

Polska Michnika
http://www.youtube.com/watch?v=-YUMK_4tvmo

Kim jest Adam M.?
(1) http://www.youtube.com/watch?v=PdN3rTWpAm0
(2) http://www.youtube.com/watch?v=rAm0uGjRK9c

Kim jest Michnik?
https://www.youtube.com/watch?v=UKFieEsJclk



Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Nie Paź 01, 2017 10:01 am, w całości zmieniany 50 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Wto Mar 25, 2008 8:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Katarzyna Makowska napisał:
Zaczelo sie chyba duzo wczesniej. Znajoma dzialaczka partyjna opowiadala mi jak podczas wycieczki do zakladow Rozy Luksemburg pokazywano im z dala Michnika przy tasmie, pochlonietego w lekturze ksiazki. Budzil powszechny podziw umiejetnoscia jednoczesnego wykonywania czynnosci tasmowych z czytaniem.
Tak to komuna popularyzowala "wroga", wsrod swoich. Niby wrog - ale jaki uczony i zdolny. Nie mam pojecia ( bo skad!) ile takich "pielgrzymek do ogladania Michnika" zrealizowano, moge tylko poswiadczyc bezsprzeczny podziw opowiadajacej, nb. do dzis zadeklarowanej komunistki)

Jest to wielce prawdopodobne, ponieważ budowanie legendy do życiorysu, żeby wyglądała na wiarygodną trwa całymi latami, a na efekty tej budowy można liczyć w dłuższej, lub nawet bardzo długiej perspektywie czasowej.


Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Czw Mar 27, 2008 7:32 pm    Temat postu: uzupełnienia, które się nie zmieściły Odpowiedz z cytatem

uzupełnienia, które się nie zmieściły



A) Zależało od tego, KTO był gensekiem w Moskwie



<><><><>




1984 Jerzy Surdykowski o zmianie genseka na gorszego

(Krzysztof Jerzewski /pseud. Jerzego Surdykowskiego, członka PZPR w latach 1967-1982/, "Idą gorsi?", "Vacat" numer 19/20 z lata 1984 r., str. 74-75)


"Jednym z najświętszych polskich mitów ostatnich lat jest nadzieja, że jednak >>jak Polak z Polakiem<<, że jednak wcześniej czy później ktoś z kimś siądzie do stołu i przy tym mitycznym meblu narodzi się lepsza Polska. Niestety, >>cudu nad stołem<< nie będzie, w każdym razie nie będzie w obrębie linii i ekipy dziś w Polsce dominującej. Za daleko zaszło, za dużo się stało. [...] Ale dlaczego nie liberałowie? Dlaczego nie reformy? Czemu nie stół? Ekipa rządząca frustrując się i dzieląc wytwarza nie tylko twardogłowców, ale i reformatorów. Zgoda. Mój pesymizm w tej kwestii płynie nie tylko z obecności Czernienki na Kremlu, co wybitnie utrudnia przyzwolenie dla opcji reformatorskiej i porozumieniowej, gdyby taka dobiła się do głosu w Warszawie po Jaruzelskim. Głównie stąd, że sięgnięcie po >>wypróbowane metody<< leży w konserwatywnej, ślimaczej logice tego systemu, ci ludzie brali lekcję >>utwardzenia<< przynajmniej raz, a historia ich własnej formacji dostarcza aż nadto podobnych przykładów."

Gdy Surdykowski apelował o okrągły stół, sowieckim geneskiem był Jurij Andropow, człowiek bezpieki (stanął na czele KGB jeszcze we wczesnych latach siedemdziesiątych), podczas gdy Surdykowski wyrażał swój sceptycyzm w tej mierze, na miejscu przedwcześnie zmarłego Andropowa najwyższą władzę w ZSRS sprawował Konstantin Czernienko, w swoim czasie uważany na potencjalnego bezpośredniego następcę Leonida Breżniewa. Czernienko był aparatczykiem partyjnym i wolał kontynuować "konserwatywną" strategię trwania imperium.

<><><><>


1984 Jacek Kuroń modyfikuje Plan Rapackiego

(Jacek Kuroń, "List otwarty do wszystkich ludzi na świecie, którym bliska jest sprawa obrony pokoju", "Tygodnik Mazowsze", nr 91 z 7 czerwca 1984 r., str. 4)

"Od 13 XII 1981 społeczeństwo polskie jest szantażowane wybuchem wojny. [...] Nie można utrzymać pokoju nie likwidując sytuacji, w której wojska Paktu Warszawskiego pozostają w stałej gotowości do wojny ze swoim społeczeństwem. Dlatego konieczna jest demilitaryzacja Europy Środkowej, w tym RFN, NRD i Polski."




Plan Rapackiego = projekt ministra spraw zagranicznych PRL Adama Rapackiego, zgłoszony na XII sesji Zgromadzenia Ogolnego ONZ w dniu 2 października 1957 r., który przewidywał nie neutralizację i rozbrojenie, a tylko strefę bezatomową na obszarze 4 państw: Niemiec Zachodnich, Niemiec Wschodnich, Czechosłowacji i Polski.


<><><><>


1985 Jacek Kuroń przewidująco docenia Gorbaczowa

(Jacek Kuroń, "Jałta ― i co teraz?", "Tygodnik Mazowsze", nr 121 z 14 marca 1985 r., str. 3.)

"Sądzę [...], że w naszym najgłębszym interesie leży przerwanie wyścigu zbrojeń. Można to zrobić tylko w jeden sposób: przez demilitaryzację i neutralizację Europy środkowej, przy żelaznym założeniu, że demilitaryzacja jest nierozerwalnie związana z neutralizacją. W czerwcu 84-go roku napisałem to z więzienia w apelu do wszystkich ludzi, którym na sercu leży sprawa pokoju. Konkretnie chodzi o to, aby Niemiecka Republika Federalna, Niemiecka Republika Demokratyczna, Polska oraz inne kraje Europy środkowej zostały wyłączone ze zbrojeń i jednocześnie zneutralizowane, co oznacza, że nie należałyby do żadnego bloku i nie były przeciw blokom wykorzystywane jako baza militarna, ideologiczna czy polityczna. Pod kontrolą międzynarodową i przy zagwarantowanych granicach narody tych państw same stanowiłyby o swoim ustroju, o swoich wewnętrznych sprawach. [...] dlatego na takim zneutralizowanym obszarze, i tylko tam, możliwe byłoby rozbrojenie nie naruszające równowagi sił. Byłby to więc realny krok w drodze do ograniczenia wyścigu zbrojeń. Nadto strefa, o której mowa, w Europie oddzieliłaby od siebie o ponad tysiąc kilometrów armie przeciwstawnych bloków militarnych. Propozycja ta jest zarazem jedyną szansą pokojowego zjednoczenia Niemiec, taką przy tym, która nie wywoła sprzeciwu państw z Niemcami sąsiadujących. [...] Można sobie wyobrazić, że [...] jedna z grup walczących o władzę w Związku Radzieckim rzeczywiście postawi na rozbrojenie i reformy. [...] może się okazać, że jedyna droga do rozbrojenia, na którym zależy przywódcom sowieckim, wiedzie przez neutralizację i demilitaryzację środkowej Europy."



+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Warto zauważyć, że w tym samym numerze "Tygodnika Mazowsze" (str. 2) jest wiadomość o objęciu stanowiska sekretarza generalnego KPZS przez Michaiła Gorbaczowa nazajutrz po zgonie jego poprzednika, Konstantina Czernienki, a więc 11 marca 1985 r., czyli na 3 dni przed datą owego numeru "Tygodnika Mazowsze". Reakcja Kuronia (aluzja do zwycięskiej właśnie frakcji w kierownictwie sowieckim) odznacza się więc NIEBYWALE SZYBKIM REFLEKSEM! "Cała Polska czeka na swego Dubczeka", jak pisano na murach i szeptano w 1968 roku? Nie! Raczej: "opozycja Kuroniowa czekała na Gorbaczowa"!




Uwaga: propozycję neutralizacji Niemiec i (m. in.) Polski zgłosił już wcześniej ― pod pseudonimem, w periodyku zapewne kontrolowanym przez Jacka Kuronia ― red. Kazimierz Dziewanowski, zastrzegając przy tym "copyright" dla siebie: "Może jednak za kilka lat, może za dziesięć, również ci inni dojrzą takie możliwości. A wówczas proszę pamiętać, że zaproponowałem te rozważania już na jesieni roku 1979." (Katon, właśc.: Kazimierz Dziewanowski, "Jesień 1979", "Biuletyn Informacyjny", nr 7(33) z września-października 1979 r., str. 14.)



<><><><>


1986 Wirpsza bardziej sceptyczny niż Surdykowski

(Witold Wirpsza, "Polaku, kim jesteś?", Pogląd, Berlin [Zachodni] 1986; str. 226/227)

"Dwaj najpotężniejsi ludzie Związku Sowieckiego to Andropow, policjant i Ustinow, żołnierz; obaj wygłosili przemówienia na pogrzebie Breżniewa, pozornie są przyjaciółmi, w istocie rywalami. Żołnierze i policjanci nie odnoszą się w ustrojach totalitarnych z sympatią do siebie i nie należałoby wykluczyć, że pucz wojskowy w Polsce nie tylko Polski dotyczy, można go chyba też rozumieć jako próbę generalną widowiska na znacznie szerszą skalę, charakterystyczne jest bowiem, że Jaruzelski nie umieścił na stanowisku ministra spraw wewnętrznych policjanta, lecz generała kontrwywiadu. Wszystko to nie oznacza, że należy się spodziewać ograniczenia sowietyzacji, raczej przeciwnie: wszelkie te manewry służą jedynemu celowi ― umacnianiu Związku Sowieckiego [...] Zamysł może tu więc być taki: przy pomocy wojskowej dyscypliny (i karnego prawa wojskowego) uczynić państwo znowu tym, czym ono według reguł sowietyzmu być powinno, czyli powolnym w rękach garstki polityków, jak to sformułowała Róża Luksemburg, instrumentem. A czy ta garstka nazywać się będzie >>biurem politycznym<<, czy też >>generalicją<<, to w gruncie rzeczy obojętne."


<><><><>


1992 Myślecki potwierdza, jak "opozycja konstruktywna" rozróżniała genseków (i to pod dyktando USA

("Komunizm jest układem mafijnym – rozmowa z Wojciechem Myśleckim", "Solidarność Walcząca" nr 4(290), kwiecień 1992 r., str. 10)

Ci, którzy kierowali podziemiem w Polsce[,] wiedzą[,] w jaki sposób Amerykanie naciskali[,] aby nic nie robić. Szczególnie od chwili wyboru Gorbaczowa, żeby[,] jak mówiono[,] nie strzelić gola Gorbaczowowi. […] Opozycja jakoś tam, lepiej czy gorzej przetrwała stan wojenny, więc od 1984 roku zaczęto ściśle segregować opozycję na tę konstruktywną. Były jeszcze w Sowietach jakieś wątpliwości, gdyż to najpierw Andropow podjął decyzję o pierestrojce, a Czernienko był okresem jakiegoś zawahnięcia. Wtedy jeszcze zamordowano księdza J. Popiełuszkę wiedząc, że proces transformacji będzie chwilowo zawieszony. Po śmierci Czernienki szybko jednak do niej powrócono. /…/ Prześladowania SB raczej nobilitowały i konsolidowały opozycję. Te czynniki polityczne – Kościół, państwa zachodnie i sama opozycja konstruktywna – skutecznie eliminowały na z życia politycznego. Nie byliśmy nagłaśniani przez prasę zachodnią, zostaliśmy odcięci od pomocy technicznej, nie otrzymywaliśmy pomocy finansowej, nie byliśmy obecni na antenach rozgłośni zachodnich, a w końcowej fazie[,] kiedy odmówiliśmy wejścia do Okrągłego Stołu[,] zostaliśmy uznani również przez Kościół za niebezpieczną organizację. Tak więc również i kanałami kościelnymi byliśmy eliminowani z życia publicznego.

Myślecki opowiada tu o dyskryminowaniu (między innymi) Solidarności Walczącej, której był wtedy aktywnym działaczem.




<><><><>




B) uzupełnienia inne


<><><><>


do listu Jerzego Urbana do Stanisława Kani

Skumulowano w czasie 10 lat sporo: referendum z jesieni 1987, zmiana relacji PRL z Państwem Watykańskim (i także z Państwem Izrael), tzw. Magdalenka, Okrągły Stół, poprawki do Bierutowskiej konstytucji (herb państwowy, prezydentura, dwuizbowość parlamentu), kontraktowe wybory do Sejmu i Senatu (data 4 VI 1989 jednak jest lansowana NAJbardziej!), plan Balcerowicza, pierwsze wybory prezydenckie, wystąpienie z RWPG i Układu Warszawskiego, pierwsze wolne wybory parlamentarne, denominacja złotówki, referendum uwłaszczeniowe, referendum konstytucyjne, a także różne inne zdarzenia z dekady 1987-97.

W świetle tego nie jest dziwne, dlaczego Tadeusz Mazowiecki (który w swoim exposé wezwał Imię Boże) był potem lansowany jako "premier-KATOLIK"! Gdy było trzeba, to... tow. prez. Bierut towarzyszył czołówce procesji w święto Bożego Ciała (a w Ludowym Wojsku Polskim byli kapelani i nawet msze polowe)! Mowa oczywiście o późnych latach 40. wieku XX.

Projekt z "katolikami" u władzy (jako poprzedzającymi demokratyczny powrót tamże komunistów) udał się 2 razy: po 4-leciu 1989-93 i ponownie po 4-leciu 1997-2001. Komuniści bowiem z niemałym (niestety) skutkiem starali się wmówić wyborcom, że są tacy, jak to Jerzy Urban obiecywał Stanisławowi Kani ― bardziej nowocześni, pragmatyczni...



<><><><>



do tekstu Andrzeja Kołodzieja (w związku z ks. A. Orszulikiem)



Czy zatem KSS "KOR" nie był aby zbyt pochopny w swym oświadczeniu z 19 grudnia 1980 r., gdzie piętnował właśnie ks. Alojzego Orszulika, ówczesnego dyrektora Biura Prasowego Episkopatu, za jego wypowiedź z 13 grudnia 1980 r. (która "[...] dezinformuje [...] opinię publiczną [...] na temat działań KSS >>KOR<< i fałszuje wypowiedź Jacka Kuronia [...] pozostaje w głębokiej sprzeczności z całą historią Kościoła Katolickiego w Polsce w ostatnich 35 latach [...]")? No tak, ale wtedy ks. Orszulik mógł ew. niezbyt przychylnie mówić o środowisku, z którego odium (w oczach i ustach reżymu) dopiero miało zostać zdjęte, czego wczesną, dalekowzrocznie pomyślaną, zapowiedzią był chyba w/w satyryczny felieton Urbana pt. "Bermanokuroń"...



<><><><>



do tekstu Rafała Krawczyka



O Salonie Warszawskim pisał już Mickiewicz w III części "Dziadów". To elita osobliwa – złożona z Polaków, wyróżniających się w służalstwie wobec okupanta. Autor, który ośmielił się przyrównać wdowy i sieroty po Róży Luxemburg do Salonu Warszawskiego, który także ośmielił się konsekwentnie krytykować plan Balcerowicza, MUSIAŁ zostać ukarany – przez Salon Warszawski, rzecz jasna. W wyborach prezydenckich 1990 r. był szefem sztabu wyborczego kandydata Romana Bartoszcze, w razie jego ew. zwycięstwa byłby naturalnym kandydatem na premiera (tak wtedy pisano o nim w prasie). W 1991 r. założył Ruch Nowej Polski – partia ta zanikła jednak "przez zamilczenie". Gdy już spodziewano się, że WSZYSCY zapomnieli o niej, po kilkunastu latach, jej nazwa została przechwycona przez innych i przekształcona w część nazwy jednej z efemerycznych, kanapowych partyjek p.o. prawicowych... Gdyby na prof. Krwawczyka był jakiś "hak", to zapewne niemiłosiernie, wcześniej albo później, zostałby wykorzystany przeciwko niemu. Najwidoczniej takowego nie ma, zatem pozostało (Salonowi Warszawskiemu) tylko nieprzyjazne milczenie. Jakże inaczej w latach 90. potoczyły sie kariery takich ludzi jak np. Andrzej Szczypiorski albo choćby (tutaj wyżej wymieniony) Stefan Kawalec!...

<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sro Cze 27, 2018 12:28 pm, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 10:54 pm    Temat postu: uzupełnienia inne &#8213; premierostwo Mazowieckiego Odpowiedz z cytatem

uzupełnienia inne ― premierostwo Mazowieckiego



<><><><>


Jan M. Jackowski o koncepcji Tadeusza Mazowieckiego w tej sprawie:

[Tadeusz Mazowiecki] "[...] na kilka dni przed zaproponowaniem solidarnościowego rządu opublikował, w redagowanym przez siebie >>Tygodniku Solidarność<<, artykuł w którym przeciwstawia się koncepcji >>wasz prezydent, nasz premier<<. >>Polityczna wyobraźnia Mazowieckiego ― pisał Jacek Kurski w >>Konfrontacjach<< ― nie dopuszczała pomysłu, który przyszło mu później realizować. [...].<<." (Jan M. Jackowski, "Bitwa o Polskę", Inicjatywa Wydawnicza <<ad astra>>, Warszawa 1992, str. 30.)


<><><><>


Andrzej Gwiazda o kandydaturze Tadeusza Mazowieckiego na premiera:

"Tygodnik >>Ład<< i dwie inne gazety podały, że nominację Mazowieckiego poprzedziła wizyta ambasadora ZSRR u prymasa, na której oświadczył, że Związek Radziecki nie miałby nic przeciw temu, by premierem został Mazowiecki, w następstwie czego wysunięto jego kandydaturę. Do dziś nikt tych gazet nie podał do sądu, nie ukazało się żadne dementi." (Wiesława Kwiatkowska, "Gwiazda, miałeś rację. […]", ZP SOPOT, Gdynia 1990, str. 77.)


<><><><>


Jarosław Kaczyński o kandydaturze Tadeusza Mazowieckiego na premiera:

Człowiek, który przypisywał sobie zasługę w doprowadzeniu do tego, że premierem po Kiszczaku został Mazowiecki (a nie Geremek), a mianowicie Jarosław Kaczyński, zademonstrował niesmak wobec stosunku Mazowieckiego do dotychczasowego hegemona: "[...] Mazowiecki zachowywał się nadmiernie, moim zdaniem, ostrożnie. Wspomnę może o jego rozmowie z Kriuczkowem. Było to we wrześniu, nie uczestniczyłem w niej, ale byłem wtedy w URM-ie z jakiegoś powodu. Po rozmowie z Kriuczkowem zapytałem Mazowieckiego o jej przebieg, a on mi odpowiedział, że opowie to bezpośrednio Wałęsie. Ambroziak powiedział mi potem, że z tej rozmowy Mazowiecki wyszedł cały spocony i zaraz poszedł na długi spacer. A więc Kriuczkow ― szef KGB ― musiał mówić coś nieprzyjemnego dla naszego premiera." (Teresa Bochwic, "Odwrotna strona medalu. […]", Oficyna Wydawnicza MOST, Wydawnictwo VERBA, Warszawa 1991, str. 63.)


<><><><>


Andrzej Zybertowicz o kandydaturze Tadeusza Mazowieckiego na premiera:

Daty tego spotkania podane przez J. Kaczyńskiego i innych są prawdopodobnie nieścisłe; szef KGB przyleciał do Warszawy 26 sierpnia 1989 r., to jest już w dwa dni po tym, jak prez. Jaruzelski desygnował Tadeusza Mazowieckiego na premiera. Na spotkanie z Kriuczkowem Mazowiecki został zawieziony przez gen. Kiszczaka: "Czy Kriuczkow przyleciał tylko >>wysondować<<, czy raczej postawić warunki? W toruńskich kręgach KPN-owskich jesienią '89 mówiono, iż Kriuczkow zażądał od Mazowieckiego obietnicy niepodejmowania żadnych działań skierowanych przeciw agendom KGB w Polsce. Być może wówczas (komunizm w pozostałych krajach obozu zdawał się trzymać nieźle) przyjęcie tego typu warunków było uzasadnione. Czy jednak dzisiaj były premier nie powinien społeczeństwu ujawnić, o czym wtedy rozmawiano i ewentualnie jakiego targu dobito?" (Andrzej Zybertowicz, "W uścisku tajnych służb. [...]", Wydawnictwo Antyk, Komorów 1993, str. 95.)


<><><><>


Wałęsa taki jak Mazowiecki (przyganiał kocioł garnkowi)


W niewiele miesięcy po tym fakcie rywalizacja Lecha Wałęsy z (wyemancypowanym już od jego wpływów) Tadeuszem Mazowieckim, przekształcająca się w prezydencką kampanię wyborczą, odbywała się m. in. pod hasłem przyspieszenia zmian, które zbyt wolno realizował "Żółw" Mazowiecki. Miało to dotyczyć także stosunku do Związku Sowieckiego. Tymczasem:

"Pierwszym ambasadorem, z którym spotkał się po zaprzysiężeniu Prezydent Wałęsa był [Jurij] Kaszlew. Przy tej rozmowie, 28 grudnia 1990, nie było żadnych świadków spoza Belwederu, a więc i ministra spraw zagranicznych, co jest niedopuszczalne formalnie i merytorycznie, bo świeżo wybrana Głowa Państwa ma prawo nie orientować się w sprawach międzynarodowych." (Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, "Imperium kontratakuje […]", w książce Jacka Kurskiego i Piotra Semki pt.: "Lewy czerwcowy", ÉDITIONS SPOTKANIA, Warszawa 1993, str. 165.)


<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Wto Sie 25, 2009 11:18 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 11:18 pm    Temat postu: uzupełnienie &#8211; Balcerowicz a tzw. transformacja Odpowiedz z cytatem

uzupełnienie – Balcerowicz a tzw. transformacja


<><><><>


Marcin Nurowski (minister rynku wewnętrznego w rządzie Rakowskiego):

"Przecież tzw. plan Balcerowicza w zasadniczych swych punktach jest zbieżny z tym, co chciał zrobić nasz rząd. [...] realizacja takiego programu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantury w kraju [...]"

(Iwona Jurczenko, "Nikt nie przegrał", "Prawo i Życie" nr 10(1314) z 10 marca 1990 r., str. 6).


<><><><>


Mieczysław Wilczek (minister przemysłu w rządzie Rakowskiego):

"Myśmy zainicjowali to, co obecny rząd robi. Nam nie pozwolono dokończyć"

(Helena Kowalik, "Chichot Daszyńskiego. Ustalanie winy byłego rządu skończyło się na dwóch zarzutach", "Prawo i Życie" nr 30(1334) z 28 lipca 1990 r., str. 6).


<><><><>


Ireneusz Sekuła (wicepremier w rządzie Rakowskiego):

"[...] stosunki z premierem Balcerowiczem uważam za bardzo dobre. Powiedziałem już, że w warstwie celów nasze programy są identyczne. Mam więc dzisiaj osobistą satysfakcję, że nowy rząd wywodzący się z innej siły politycznej chce osiągnąć te same cele [...]"

(Jerzy Robert Nowak, "Czarny leksykon. I", Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 1998, str. 15).


<><><><>


Jerzy Urban (rzecznik prasowy rządu w latach 1981-89):

"Osobiście wierzę w sukces gospodarczy programu Balcerowicza, który mi imponuje radykalizmem i śmiałością. Ja w każdym razie jestem >>za<< [...] gospodarka wymagała radykalnego, bolesnego cięcia. [...] Wiem świetnie, że akurat ten rząd [= Mazowieckiego – dop. E.Q.V.] jest dla kraju darem o tyle szczęśliwym, że my tego rodzaju głębokich reform [= I planu Balcerowicza – dop. E.Q.V.] przeprowadzić byśmy nie mogli. Rakowski próbował, ale wówczas było to niemożliwe, bo wymagało takiego poparcia społecznego, jakiego nikt o barwie czerwonej na pewno by nie uzyskał."

(">>Nie byłem Wallenrodem<<. Z Jerzym Urbanem, byłym rzecznikiem prasowym rządu, dyrektorem Krajowej Agencji Robotniczej, rozmawia Janusz Michalak", "Wprost" nr 6(377) z 11 lutego 1990 r., str. 6).


<><><><>


Marek Dąbrowski (wiceminister finansów w rządzie Mazowieckiego):

"Myślę, że można – i słusznie – poszukać wielu podobieństw między programem wicepremiera Balcerowicza, a programem, który przygotował w połowie tego [tj. 1989 – dop. E.Q.V.] roku p. Wróblewski /minister finansów w ekipie Rakowskiego/."

(Piotr Bączek, "Jak Balcerowicz rynek budował", "Głos", nr 2(860), z 13 stycznia 2001 r., str. 14).


<><><><>


Andrzej Gwiazda działacz WZZ:


"Czy ma to być reforma ― jak zakłada to zdanie z uchwały programowej 1981, że >>S<< zobowiązuje się lepiej zabezpieczyć interesy ZSRR w Polsce, niż może to uczynić skompromitowana PZPR ― w takim wypadku być może plan Balcerowicza był jedyny, bo nikt inny nie zgodził się podobnego przedstawić komunistom, po prostu żaden Polak poczuwający się do obowiązku wobec siebie i swoich współbraci nie zgodził się przedstawić programu wyzysku własnego kraju na rzecz obcego państwa, nie każdy zgadza się być zdrajcą. Jeśli byłby to jedyny plan zdrady, to chwała Bogu, że inni ekonomiści odpowiedzieli nie. Być może też na pytanie: czy da się z Polski wydusić więcej? ― odpowiedź brzmi, że metoda Balcerowicza jest jedyna. Jeśli tak, to ten plan istotnie nie ma alternatywy. Prawdopodobnie koncesja polityczna jest taka, że z polskiej gospodarki da się wydusić tyle, żeby zapchać gardła bolszewikom i jeszcze dla nas zostało."

(Wiesława Kwiatkowska, "Gwiazda miałeś rację", ZP Sopot, Gdynia 1990, str. 82)


<><><><>


Stanisław Michalkiewicz (publicysta, wtedy - kandydat UPR na posła):

"Oczywiście państwo nasze [...] ma różne organy władzy, jak np. Sejm, Senat, czy Radę Ministrów, ale okazuje się, że w gruncie rzeczy nie są one ważne. Ważny jest wicepremier Leszek Balcerowicz [...] ale skąd właściwie bierze się potęga pana Leszka Balcerowicza? Ja oczywiście wiedzieć tego nie mogę, ale [...] przypominam sobie, że teoretycznie pan Leszek Balcerowicz został wynaleziony przez pana Tadeusza Mazowieckiego, który >>obdarzył go pełnym zaufaniem<<. Czy jednak zaufanie pana Tadeusza Mazowieckiego mogło stać się fundamentem takiej politycznej potęgi? Chyba nie, bo przecież wkrótce sam pan Tadeusz Mazowiecki musiał odejść w konfuzji ze sceny politycznej. W takiej sytuacji jego zaufanie nie warte już było funta kłaków. Zauważmy jednak, że mimo upadku pana Tadeusza Mazowieckiego pan Leszek Balcerowicz trwał nadal. Zdawało się, że pozycja się zachwiała podczas próby formowania rządu przez pana mec. Jana Olszewskiego, który nie przewidywał [...] udziału pana Leszka Balcerowicza w swoim gabinecie, ale skończyło się na tym, że to pan mec. Olszewski musiał zrezygnować, zaś Pan Prezydent obudował wokół wicepremiera i ministra finansów nowy rząd z panem J. K. Bieleckim jako premierem. W ten sposób [...] strategię gospodarczą nadal wyznacza pan Leszek Balcerowicz, zaś reszta rządu, wraz z jego Szefem funkcjonuje, że tak powiem, ze względów protokolarnych."

(Stanisław Michalkiewicz, "Temat na powiastkę filozoficzną", "Najwyższy Czas!" nr 32 z 10 sierpnia 1991 r.)


<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sob Lip 25, 2009 12:12 am, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 11:40 pm    Temat postu: uzupełnienie &#8213; o 2 generacjach komunistów w Polsce Odpowiedz z cytatem

uzupełnienie ― o 2 generacjach komunistów w Polsce



<><><><>


antypolscy od zarania


"Partia komunistyczna wszędzie stawia interesy Sowietów ponad interesy własnego państwa. Ale kiedy antypaństwowość i antynarodowość komunistów niemieckich jest wstrzemięźliwa, a może nawet nieszczera, [...], antypaństwowość i antynarodowość komunistów polskich jest dominującą dla nich cechą [...] Komunizm >>polski<< nigdy nie był polski — zawsze był antypolski. Komunizm rosyjski był antycarski, antydemokratyczny — nie był jednak antyrosyjski. W komunizmie rosyjskim mimo wszystkich >>marksizmów<< tułały się echa słowianofilstwa. [...] Natomiast kiedy komuniści >>polscy<<, na długo przed pierwszą wojną [światową — dopow. E.Q.V.], zaczęli pracę pod nazwą >>Socjal-demokracji Królestwa Polskiego i Litwy<<, już wówczas walczyli z państwem polskim... którego nie było. Wołali głośno, że naród polski niezdolny jest i niegodny samodzielnego istnienia. Nienawidzili samej myśli o możliwości zmartwychwstania Polski niepodległej. [...] To nie przypadek, że w 1905 r. Esdecy ["Esdecy" czyli: "socjaldemokraci" , czyli po prostu komuniści (nazwa utworzona podobnie jak: "endecy" od: "narodowi demokraci", albo: "chadecy" od: "chrześcijańscy demokraci"). — dopow. E.Q.V.] pienili się na widok sztandaru polskiego i wrzeszczeli >>precz z białą gęsią [Epitet "biała gęś" to złośliwe przezwisko dla Orła Białego w polskim herbie państwowym! — dopow. E.Q.V.]<<, choć nie był to sztandar ucisku, lecz powstania. [...] antypolskie nastawienie >>polskich<< komunistów stało się całym ich programem. W ciągu 20 lat niepodległości byli przeciw Polsce w każdej sprawie. [...] Partia komunistyczna niemiecka nie wyrzekła się nigdy programu państwowego niemieckiego [...] W psychice komunistów niemieckich zdaje się tkwić, ukrywany, kompleks wyższości nad Rosją. Komuniści >>polscy<< są okazami kompleksu niższości. Taki był dobór naturalny w tej partii. Po r. 1918 każdego z nich, który nie dość nienawidził Polski albo się z nienawiści cucił — zabijano. [...] Natomiast proces odwrotny odbywał się w partii komunistów rosyjskich. Tam rozstrzeliwano tych, co próbowali stawiać interesy międzynarodowego proletariatu ponad interes imperium sowieckiego. Los Trockiego jest tego symbolem. [...] Kolaboracja z komunistami wszędzie na świecie jest błędem. Kolaboracja z komunistami w Polsce jest więcej niż błędem — jest szaleństwem."

(Ignacy Hugo Matuszewski, "Polski komunizm", "Dziennik Polski" /Detroit/ z 3 czerwca 1946 r., cyt. za: Bogdan Szlachta (red.) "Antykomunizm polski. Tradycje intelektualne. Wybór tekstów źródłowych", Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2000 r., str. 282-284; podkreśl. — E.Q.V.).


Nic dziwnego, że kierunki owych kompleksów są takie, jak to naszkicował Matuszewski: Niemcy-komuniści mają kompleks wyższości na Rosjanami-komunistami, bo marksizm przybył do Rosji z Niemiec , a nie odwrotnie, natomiast Polacy-komuniści mają kompleks niższości wobec Rosjan-komunistów, bo ta ideologia przybyła do Polski z Rosji (już za czasów zaborczych!), a nie odwrotnie...



<><><><>



Leszek Żebrowski o tzw. "funkach"


"Między dawnymi a nowymi laty istniała bowiem ciągłość, działacze KPP [...], którzy przed wojną zwalczali niepodległe Państwo Polskie, twierdząc (np. w uchwale V Zjazdu KPP), iż >>rewolucja proletariacka wyrwie Polskę z systemu państw kapitalistycznych i włączy ją do systemu Socjalistycznych Republik Sowieckich<<, stanęli na czele nowego systemu. Pokaźną grupę wśród nich stanowili tak zwani funkcjonariusze (funki, a także półfunki), czyli etatowi, najemni działacze partyjni. Funk otrzymywał przed wojną miesięcznie średnio 300 złotych (od 200 do 450 złotych), ponadto otrzymywał zwrot wszystkich wydatków poniesionych na działalność partyjną. Dla porównania warto dodać, iż robotnik zarabiał ok. 120 złp., a policjant ok. 140 złp. Pieniądze płynęły oczywiścife z moskiewskiej centrali. Ludzie ci po wojnie zacierali za sobą ślady. Powszechnym zjawiskiem było wówczas zmienianie nazwisk. Już w KPP większość z nich ukrywała się pod pseudonimami organizacyjnymi, niektóre z nich stawały się po wojnie nazwiskami. Na użytek wewnętrzny tworzono nowe życiorysy. Kto dziś o tym wie? Ich dzieci, solidnie już wykształcone i przygotowane do przejęcia schedy we wszystkich dziedzinach, nie są zainteresowane ujawnianiem przeszłości. Wszelkie próby zdarcia grubej zasłony milczenia spotykają się natychmiast z zarzutem, iż jest to... >>polowanie na czarownice<< i nieeuropejskie grzebanie w życiorysach. Słynna już >>gruba kreska<< Mazowieckiego jest ważniejsza niż prawda. I wszystko tylko dlatego, iż dotyczy to części obecnych elit (szumnie samookreślających się jako >>klasa polityczna<<). Ich podstawowy argument przeciw ujawnianiu i rozliczaniu przeszłości brzmi: prawo nie może działać wstecz. Nie można więc pociągnąć do odpowiedzialności złodziei, kłamców czy wręcz zbrodniarzy, bo chronieni są swym własnym prawem. Pseudouczonym nie można odebrać tytułów naukowych, pseudobohaterom orderów Virtuti Militari, pseudowłaścicielom ich nielegalnie zgromadzonego majątku. [...] Wysocy funkcjonariusze partyjni do dziś pobierają ogromne emerytury (przyznane im za zasługi dla PRL) i dożywają swych dni w zagrabionych swego czasu willach, których właściciele do dziś nie mogą odzyskać. Brak jest bowiem jakoby ku temu podstaw prawnych. Wszelkie próby penetracji tych środowisk i ujawniania ich przeszłości są uniemożliwiane, bowiem prasa – w większości przez nie kontrolowana – nie zamieści takich informacji. W bardziej drastycznych przypadkach, np. agentury, informacje tego typu chronione są enigmatycznym imperatywem... bezpieczeństwa państwa. Opinia publiczna ma jednak prawo wiedzieć, kto i jak rządził Polską w minionym półwieczu i kto odpowiada za jej stan dzisiejszy. Dane z tego zakresu powinny być ujawnione. Mamy prawo wiedzieć, kto był wieloletnim funkcjonariuszem KPP, a później na przykład oficerem UB, MO, dyplomatą, ministrem i w dodatku zmienił po wojnie nazwisko. Wszak chodzi o tych, którzy zmieniali je nie z przyczyn osobistych, lecz politycznych, czy wręcz resortowych. Ujawnianie danych osób, które czynnie zaangażowały się w >>walkę o ustanowienie i utrwalenie władzy ludowej<<, to nie jest grzebanie w życiorysach. Pod tym eufemizmem kryła się bowiem walka o zniewolenie Polski. Działania tego typu nie oznaczają jeszcze, że grozi komuś śmierć cywilna czy złamanie kariery. Być może, iż na wielu osobach ujawnienie tych danych nie zrobi większego, czy też żadnego, wrażenia. Ale trzeba je ujawniać, bo są ważne. Gdzie są ludzie z tamtych lat, z okresu komunistycznego >>ciemnogrodu<<, którzy maltretowali fizycznie i psychicznie nieprawomyślnych? [...] Bliscy krewni tych osób, jakże często ich dzieci, odgrywają niepoślednią rolę w polskiej polityce, nauce, kulturze i w środkach masowego przekazu. Można odnaleźć całe ich skupiska w centralnych instytucjach i redakcjach popularnych gazet. Biorąc pod uwagę fakt, iż KPP była organizacją nieliczną (skupiała bowiem kilka tysięcy członków, a w tym funków było zaledwie kilkuset), a spełniała, i to szczególnie ci funkowie, w Polsce agenturalne zadania na rzecz bolszewickich przełożonych, jest to zjawisko dające dużo do myślenia. Dzieci tamtych komunistów nie są już jednak komunistami. Z ideologią zerwały te kręgi przed laty. Cezurą był na ogół rok 1968. Staranne wykształcenie i uzyskana ogłada uczyniły ich lewicą europejską, bardzo często zaangażowaną w działalność opozycyjną lat 1970-tych i 1980-tych. Nadejście nowych czasów obwieszczał Jacek Kuroń w roku 1979: >>komunizm jako ideologia w Polsce już nie istnieje<< (>>Krytyka<< nr 1). Było w tym dużo prawdy. Komunizm bez ideowych komunistów, czyli bez zawodowych rewolucjonistów, nie miał już początkowej dynamiki. Trzeba jednak pamiętać, iż zerwanie z partią przez tych, którzy mieli ciągłość ideologiczną i organizacyjną jeszcze sprzed wojny, dokonało się głównie w wyniku walk frakcyjnych o władzę. Pozostały natomiast z jednej strony sentymenty, a drugiej zaś konkretne interesy. Przypominanie tamtych czasów i tamtych ludzi może te interesy naruszyć. Zbyt silne są bowiem więzi między starym a nowym i zbyt wiele jest między nimi powiązań personalnych. Jako przykład może posłużyć „Gazeta Wyborcza”, największy opiniotwórczy dziennik w krajach postkomunistycznych, popularny także w kręgach liberalno-socjalistycznych Europy Zachodniej. [...] Czy to tylko przypadek zrządził, że jednoznaczne środowisko ludzi wywodzących się organizacyjnie i rodzinnie z KPP (i jej przybudówek), a po wojnie zaangażowanych w pionie bezpieczeństwa, wojsku i strukturach partyjnych ― spotkało się w takiej właśnie gazecie, prezentowanej jako ponadpartyjny organ >>sił reformatorskich i demokratycznych<<? Jeśli nie, jeśli to nie jest przypadek, to na naszych oczach toczy się walka o to, czy Polska znajdzie się trwale w ich rękach i czy zostanie gładko przekazana trzeciemu pokoleniu, które właśnie dorasta..."

(Leszek Żebrowski, "Ludzie UB ― trzy pokolenia", "Gazeta Polska" nr 11(93) z 30 września 1993 r., przedruk w pracy zbiorowej "Dekomunizacja i rzeczywistość", Wydawnictwo AMARANT, Warszawa 1993 r., str. 54-55 i 58-60; dostępne także w internecie: "POCHODZENIE KAPEPOWSKIE – Ludzie UB – trzy pokolenia", http://www.abcnet.s4w.pl/node/785)


<><><><>


lewica laicka contra PPS


Chociaż lewica laicka lubiła akcentować swoje przywiązanie do tradycji pepeesowskich, to jednak odrodzona pod przewodem Jana Józefa Lipskiego PPS była widocznie dla lewicy laickiej za mało lewicowa:

"Myślę, że popełnili oni wielki błąd w obliczeniach, bo władza w dalszym ciągu nie chce mieć z nimi nic do czynienia, a jako zwolennicy >>poprawiania<< socjalizmu nie zyskają oni szerszego poparcia w społeczeństwie. [...] Sporo rozgłosu miało wznowienie działalności PPS, ale później sprawę tę jakoś wyciszono, co wywołuje podejrzenie, że również socjaliści są według post-korowców zbyt na prawo. A może dlatego, że nic nie mówią o porozumieniu z władzą?"

(Alfred Znamierowski, "Zaciskanie pięści. Rzecz o >>Solidarności Walczącej<<", Éditions Spotkania, Paryż 1988, str. 172, http://archiwum.sw.org.pl/pdf/ZaciskaniePiesci.pdf).

I nie dziwota, skoro lewica laicka była pod względem swojego rodowodu bardziej kapepowska aniżeli pepeesowska...


<><><><>


Salon Warszawski wg prof. Rafała Krawczyka


"Polscy socjaliści są jednocześnie członkami towarzystwa, zwanego potocznie >>salonem warszawskim [Trudno nie wspomnieć w tym miejscu trzeciej części "Dziadów" Adama Mickiewicza, gdzie ta nazwa jest tytułem sceny VII aktu I, mając zdecydowanie negatywne nacechowanie znaczeniowe!]<<. [...] Powiązania małżeńskie, przyjaźnie z dzieciństwa i więzy krwi odgrywają niebagatelną rolę w homogeniczności i politycznej >>szczelności<< tego środowiska. Jednocześnie jego sprawność polityczna, polegająca na znakomicie opanowanej umiejętności manipulacji opinią społeczną, zwaną >>opiniotwórczą rolą środowisk twórczych<<, jest imponująca i opiera się na tradycyjnym marksistowskim założeniu, przywiązującym znacznie większą rolę do skuteczności akcji niż do prawdziwości informacji i merytorycznej treści, jaką nieść powinna. [...] Większość jednak członków >>warszawskiego salonu<< bardzo nie lubi przypominania dawnych przyjaźni i ideałów politycznych sięgających do >>świetlanej postaci Wery Kostrzewy<< zamiast Józefa Piłsudskiego czy też Róży Luksemburg zamiast Emilii Plater. Bez tej przeszłości nie byłoby w Polsce realnego socjalizmu. Bez tej przeszłości nie byłoby obecnej struktury naszej elity politycznej, [...] od dawna siła państwa zapobiegała możliwości powstania tego rodzaju równowagi i ośrodki opiniotwórcze były mocno trzymane w garści przez sympatyków mniej czy bardziej radykalnej lewicy. Ofiarą jednostronnego uniformizmu ideologicznego padły również owe >>środowiska opiniotwórcze<<. Także i w >>salonie warszawskim<< inne niż buntowniczo-socjalistyczne punkty widzenia zostały zepchnięte na margines i obłożone kondemnatą. Koncepcje polityczne pochodzące ze środowisk katolickich były opiniowane stale jako reakcyjne i obskuranckie, pochodzące ze środowisk narodowych – jako antysemickie lub ubeckie. Dowodem na postępowość była wyłącznie deklaracja wierności dla przesłania demokratycznego socjalizmu. Nawet historia Polski uległa całkowicie jednostronnej interpretacji na zasadzie czarno-białego opisu >>sił demokracji i postępu<< kontra >>siłom wstecznictwa i reakcji<<. Tego rodzaju, nieprawdziwa interpretacja historii, była również pielęgnowana przez obóz demokratycznego socjalizmu [i znowu dalej w przypisie: "Wystarczy dokonać pobieżnego rejestru prac dotyczących historii Polski, wydawanych przez środowiska opozycyjne, aby dostrzec, że zainteresowanie tych środowisk koncentrowało się na najnowszej historii socjalizmu, a nie na wszechstronnym przedstawieniu tysiącletniej i różnobarwnej historii narodowej. Publikacje te omijały problemy, które mogły być określone mianem narodowych czy patriotycznych. Z biało-czerwonych barw narodowej historii konsekwentnie eliminowana była barwa biała.]. [...] Opcja socjalistyczna jest zainteresowana w utrzymywaniu obecnej struktury bezterminowo, ponieważ ułatwia jej to kolejne kampanie wyborcze. [...] Za pozornym idealizmem socjalistów polskich kryje się bardzo przyziemny interes grupowy, działający na szkodę interesów kraju [...] W realnym socjalizmie centralistyczne państwo potrzebowało >>dworu<<, [...] Funkcję tego rodzaju >>dworu<< przejął wtedy na siebie, wspomniany już, >>salon warszawski<< i stąd bierze się jego dzisiejsza liczebność i pozorna siła.".


(Por.: Rafał Krawczyk, "Wielka przemiana. Upadek i odrodzenie polskiej gospodarki", Oficyna Wydawnicza, Warszawa, 1990, str. 116-120; wyróżnienia moje.)


<><><><>


przykład skuteczności działania "funków"


"Regina Okrent od 1929 roku była w Komunistycznym Związku Młodzieży, od 1935 – w KPP. Jej mąż również był zawodowym rewolucjonistą. Zawód pani Reginy Okrent – krawcowa. W latach 1946-49 pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi, a później została dyrektorem Biura Kadr... w Radiokomitecie. Od 1948 roku w egzekutywach PZPR. Z wykształceniem podstawowym, takie były kariery. […] Jako przykład może posłużyć „Gazeta Wyborcza”, największy opiniotwórczy dziennik w krajach postkomunistycznych, popularny także w kręgach liberalno-socjalistycznych Europy Zachodniej. […] Jako publicyści pojawiają się w tej gazecie ludzie, których nazwiska już występowały w moim referacie. Są zatem: […] Ludmiła Wujec (córka Reginy Okrent), jej mąż i syn; […]"

(Leszek Żebrowski, "Ludzie UB ― trzy pokolenia", "Gazeta Polska" nr 11(93) z 30 września 1993 r., przedruk w pracy zbiorowej "Dekomunizacja i rzeczywistość", Wydawnictwo AMARANT, Warszawa 1993 r., str. 58-59)

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

W jakiś czas potem Ludmiła Wujec zmieniła miejsce pracy:

"Zatrudniona przez Święcickiego na stanowisku sekretarza gminy Warszawa-Centrum, żona posła UW Henryka Wujca, Ludwika Wujec, jest córką przedwojennej działaczki KPP Reginy Okrent, która w latach 1946-1949 pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi."


(Paweł Siergiejczyk, "Zapomniane rodowody", "Nasza Polska", nr 43(109) z 22 października 1997, str. 8; w różnych publikacjach zamiennie określa się tę osobę imionami Ludwika albo Ludmiła.)

Owym Święcickim jest ówczesny prezydent miasta stołecznego Warszawy ― ten sam, który był ministrem w tzw. "pierwszym niekomunistycznym" rządzie (Tadeusza Mazowieckiego), a ― krótko przed tym ― był jednym z sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Natomiast zięć Reginy Okrent, były członek KSS "KOR", Henryk Wujec, był przedmiotem znamiennej wypowiedzi byłego członka KSS "KOR", doc. Jana Józefa Lipskiego:

"Na przykład Henryk Wujec, działacz KIK, katolik, na pewno nie gorszy od Antka Macierewicza. [...] czy Henryk Wujec to jakaś >>lewica laicka<<?"


(Ewa Górska, "Lewica laicka czy niepodległościowa? Rozmowa z Janem Józefem Lipskim", "Tygodnik Samorządność", nr 3(179) z 14 grudnia 1981 r., str. 10)

Istotnie, członek warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, pochodzący z chłopskiej rodziny na Lubelszczyźnie, to nie lewica laicka, lecz ewentualnie lewica katolicka (albo tzw. "katolewica", jak niektórzy uszczypliwie nazywają to środowisko).

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Ale... po upływie nieco ponad dziewięciu lat poseł Henryk Wujec, należący wtedy już nie do OKP, lecz do ROAD (= Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, bezpośredni poprzednik Unii Demokratycznej, a pośredni ― Unii Wolności i Partii Demokratycznej), zgłosił wniosek o przyznanie uprawnień kombatanckich uczestnikom wojny domowej w Hiszpanii ― chodzi oczywiście o tych uczestników, którzy w latach 1936-39 walczyli tam po stronie Czerwonych. Uzasadniając wniosek użył motywacji z repertuaru "antyfaszystowskiego". Samym złożeniem wniosku przelicytował nawet posłów komunistycznych:

"[...] katolicki (ściślej KIK-owski) poseł wystąpił w obronie tych, o których wcześniej lewica komunistyczna i postkomunistyczna nie zamierzała kruszyć kopii taktycznie wycofując swój projekt (tzw. projekt poselski podpisany przez 50 posłów z b. PZPR). […] właśnie ci bojownicy, tzw. dąbrowszczacy, największe zasługi położyli na innym odcinku frontu, mianowicie w dziedzinie utrwalania >>władzy ludowej<< [...] w Polsce po 1944 roku. Oni to właśnie zasilili szeregi funkcjonariuszy Informacji Wojskowej, Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej, Straży Więziennej, nie wspominając już o aparacie partyjnym i politycznym."


(Rafał Skiba, "Wujec w Sejmie", "Najwyższy Czas!", nr 3(42) z 19 stycznia 1991 r.).

Tak więc przywileje dla "dąbrowszczaków" miały posłużyć, jeśli nie teściowej posła Henryka Wujca (być może wtedy już nie żyła, nie wiem), to wielu jej tzw. "towarzyszom broni" wśród "utrwalaczy władzy ludowej". Kilka miesięcy wcześniej przewodniczący Lech Wałęsa mógł sobie pozwolić na zawołanie: "Wujec, czuj się odwołany!", bo właśnie trwała (w 1990 roku, w związku z kampanią prezydencką Wałęsy) tak zwana "wojna na górze" pomiędzy różnymi częściami neo-solidarnościowej elity, będąca widowiskiem na użytek mniej zorientowanych wyborców, ale ci, którym NAPRAWDĘ mogło zależeć na takich marionetkach jak pos. Henryk Wujec, nie "odwołali" go ― i oto przyszedł moment, w którym miał okazję potwierdzić swoją wobec nich przydatność... Chociaż po upływie kilkunastu lat tzw. "dąbrowszczaków" na pewno ubyło i w tej chwili żyje już tylko znikoma ich ilość, temat traktowania ich przez obecne państwo polskie powrócił (za sprawą ich środowiska!) do publicznej debaty, co świadczy o tym, jak bardzo owo środowisko "czuwa"!


<><><><>


Jarosław Kaczyński o tzw. formacji KPP

"Zachód propagandowo wspierał ludzi skupionych wokół lewicowej większości KOR: Michnika, Kuronia, Geremka i Modzelewskiego, a jednocześnie na wyższe uczelnie do USA zapraszał takich >>reformatorów<< jak Rakowski. Dzieło się to zresztą nie bez przyczyny; na Zachodzie wyraźnie dostrzegano związki między opozycją wewnątrzsystemową a rewizjonistami partyjnymi. Radio Wolna Europa po wahaniach lat pięćdziesiątych, prezentowało niemal wyłącznie politykę i poglądy opozycji wewnątrzsystemowej i angażowało się w spory wewnętrzne PZPR. Natomiast o wsparciu formacji niepodległościowych ze strony Zachodu nie było mowy. Jednak, moim zdaniem, najważniejszą przyczyną sukcesu opozycji wewnątrzsystemowej był fakt, że tworzący ją ludzie lepiej rozumieli otaczający ich komunizm, lepiej się w nim znajdowali i odczuwali mniejszy strach. Inni opozycjoniści, którzy nie funkcjonowali nigdy wewnątrz systemu, nie znali go od środka, mieli zakodowane przeświadczenie, że ci, co rządzą, mogą wszystko. Nawet zabić. Tamci się nie bali. Wiedzieli albo z własnego doświadczenia, albo z >>tradycji<< rodzinnej, że władza nie jest wszechmocna, nie jest bezawaryjną maszyną, a SB nie panuje nad wszystkim. To był przecież kiedyś ich system, budowany przez ich rodziców. Do tego wszystkiego mieli wyraźna wizje przyszłości, cel, do którego należy dążyć. Niemal do końca byli przeświadczeni, iż w Polsce będzie można powtórzyć 1956 rok. Kierownictwo w PZPR przejmą ludzie o nastawieniu liberalnym i nastąpi złagodzenie komunizmu. Liczyli na trwalsze i pewnie dalej idące zmiany niż te, które wtedy zaszły. To jednak miało być wszystko. Zreformowany komunizm z tak zwaną ludzką twarzą. Ewolucjonistyczna koncepcja Michnika stwarzała przynajmniej pozorna perspektywę sukcesu; zaczęto mówić o >>finlandyzacji<< Polski. [...] tamto środowisko, wyrosłe w stałych kontaktach osobistych i rodzinnych z komunistami, było nieporównanie bardziej skłonne do zawarcia z nimi kompromisu. Ten kompromis w końcu zawarto i dzisiaj Jacek Kuroń mówi, że komunistów trzeba zostawić w spokoju, bo on podpisał z nimi układ i musi go dotrzymać. W ten sposób od dobra Polski ważniejszy staje się honor pana Kuronia. [...] Lęk przed odrzuceniem całego układu peerelowskiego i przed pokazaniem przez Polaków >>strasznej twarzy ciemnogrodu, ksenofobii i nacjonalizmu<< był podstawa sposobu myślenia elity >>okrągłego stołu<<, wywodzącej się z opozycji wewnątrzsystemowej. Ten sposób tkwi nadal w środowisku Unii Demokratycznej. Jest to problem formacji politycznej, którą ja nazywam formacją KPP. Powojenny komunizm, za sprawą sowieckiej okupacji Polski, wporowadził te formację w centrum życia kulturalnego i społecznego lat pięćdziesiątych. Ludzie do niej należący byli w przeważającym stopniu żydowskiego pochodzenia. Skądinąd była to resztówka Komunistycznej Partii Polski, a wszystko wskazuje, że formacja czysto enkawudowska. To zlało się ze soba, w sposób bardzo niefortunny. Tamten układ można także nazywać kluczem z Alei Przyjaciół i Alei Róż. Przecież jak Michnik [mieszkaniec jednego z domów przy Alei Przyjaciół ― E.Q.V.] szedł ze mną tamtędy, to co drugiemu człowiekowi podawał rękę, a później mnie pytał: >>Wiesz, kto to jest?<< i wymieniał nazwiska, które się jednoznacznie kojarzyły. Z tego pokolenia pochodzili rodzice wielu obecnych czołowych działaczy środowiska Unii Demokratycznej i >>Gazety Wyborczej<< oraz znanych dziennikarzy prasy i telewizji. Wymieniłem Adama Michnika, chociaż na tle tego towarzystwa był jedynym człowiekiem, z którym można było się dogadać. Z pozostałymi rozmowa była często stratą czasu. Albo się podzielało ich poglądy, albo było się wrogiem. Ten sposób myślenia politycznego, charakteryzujący formację KPP, jest rzeczywiście problemem w Polsce."


("Czas na zmiany. Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Michał Bichniewicz i Piotr M. Rudnicki", Éditions Spotkania, Warszawa 1993, str. 11/12 i 20/21)



<><><><>



Dokumenty MSW przygotowane dla premiera Olszewskiego


"Posiadanie odpowiednich materiałów zapewnia byłej nomenklaturze nie tylko nietykalność. Pozwala również wpływać na globalne procesy polityczne, gospodarcze i kulturalne w duchu korzystnym dla jej interesów. Istnieją podstawy do przypuszczeń, że niekontrolowany obieg tajnych dokumentów byłych cywilnych i wojskowych służb specjalnych PRL jest przyczyną wielu niefortunnych decyzji rozmaitych władz, źródłem bezkarności wielu afer gospodarczych, a także takiej a nie innej polityki informacyjnej mediów publicznych. [...] Wielkie afery finansowe takie jak Art.-B i FOZZ były dokonywane pod osłoną i z udziałem oficerów i agentury byłego Zarządu II Sztabu Generalnego WP [= wywiad wojskowy PRL ― dopowiedzenie E.Q.V.] i Departamentu I MSW [= wywiad policyjny PRL ― dopowiedzenie E.Q.V.]. Grzegorz Ż[emek] – główny podejrzany w śledztwie w sprawie FOZZ był tajnym współpracownikiem Zarządu II Sztabu Generalnego WP, podobnie jak kilku innych jego współpracowników. Prezes Rady Nadzorczej FOZZ, wiceminister finansów Janusz S[awicki], najpierw był tajnym współpracownikiem, a następnie kadrowym pracownikiem wywiadu na etacie niejawnym. Dający osłonę spółce Art.-B były prezes NBP Grzegorz W[ójtowicz] był tajnym współpracownikiem Departamentu I MSW. Można zasadnie przypuszczać, że system finansowy Polski znajduje się obecnie w dużym stopniu pod kontrolą ludzi i struktur dyspozycyjnych względem byłych formalnych przełożonych, np. gen. Kiszczaka lub gen. Pożogi, a także dysponentów spoza granic RP. Rozwikłanie i rozbicie tych powiązań jest niemożliwe bez ujawnienia dawnej agentury (ten sam problem dotyczy polskiej polityki zagranicznej). Dużym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa jest opanowanie przez byłych pracowników cywilnych i wojskowych służb specjalnych PRL i ich agentury tak newralgicznej dziedziny życia gospodarczego każdego kraju, jakim jest handel bronią i sprzętem specjalnym. Typowym przykładem jest spółka CENZIN, która była w pełni kontrolowana przez kadrowych pracowników Zarządu II Sztabu Generalnego i ich agenturę. [...] Jedna z central handlu zagranicznego, zmierzająca do przejęcia kilkudziesięciu zakładów przemysłowych w Polsce, w składzie swoich władz ma niemal wyłącznie byłych oficerów Zarządu II Sztabu Generalnego, kryminalistów oraz byłych tajnych współpracowników SB. Trudno jest mówić w takiej sytuacji o reformie i wprowadzeniu w Polsce zdrowych podstaw gospodarki rynkowej. [...] Nie sposób oczekiwać od społeczeństwa cierpliwości i wyrzeczeń, nie mówiąc już o aktywnym zaangażowaniu w sprawy państwa, gdy demokratycznie wybrane władze nie wywiązują się ze swych podstawowych programowych przyrzeczeń. Elementarnym warunkiem uwiarygodnienia dekomunizacji i niepodległościowych intencji władz jest gruntowne i uczciwe rozwiązanie kwestii komunistycznej agentury. [...] Minister Spraw Wewnętrznych wydał ponad 7000 koncesji, z czego 2200 na usługi ochrony mienia i ponad 1700 koncesji na obrót bronią i sprzętem specjalnym. Nikt nie wie, ile osób jest zatrudnionych w tych spółkach. Na pewno jest to liczba wyższa niż stan etatowy UOP. [...] Wielu negatywnie zweryfikowanych w 1990 roku funkcjonariuszy b. SB i MO utworzyło firmy detektywistyczne i ochrony mienia. Firmy te często prowadzą działalność na pograniczu prawa lub wręcz przestępczą: korumpowanie urzędników państwowych, wymuszanie pieniędzy od dłużników klientów, prowadzenie niedozwolonej inwigilacji jak np. podsłuch czy perlustracja korespondencji, zwalczanie konkurencji, uprowadzanie dzieci zlecane przez osoby pozbawione praw rodzicielskich, kolportaż fałszywych pieniędzy, niedozwolone korzystanie z systemów informatycznych MSW, zatrudnianie na umowy zlecenia funkcjonariuszy Policji. [...] równolegle do interakcji: branża security ― świat przestępczy, może następować infiltracja tego rynku przez obce służby specjalne. Przesłanki do takiego wnioskowania daje tu fakt plasowania się na polskim rynku przedstawicielstw firm security z wielu państw świata, gdzie zinstytucjonalizowana, głęboka kontrola służb specjalnych nad tą branżą jest stałą praktyką. [...] Powyższe zagrożenia zwielokrotnia podejmowanie prób integrowania się firm security w związki regionalne, a następnie ogólnopolskie. Ewentualne powodzenie tych działań może doprowadzić do powstania liczącej się siły, owładniętej patologiami społecznymi i wpływami obcych służb specjalnych, kierowanej przez byłych funkcjonariuszy aparatu władzy PRL. [...] osoby powiązane z wywiadem i CInż [= Centralny Zarząd Inżynierii Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, jedyny eksporter broni w Polsce do sierpnia 1990 r. ― dopowiedzenie E.Q.V.] w przeszłości nadal zajmują się handlem bronią [...]. Następuje kryminalizacja rynku broni w Polsce. Wyraża się to w dokonywaniu przestępstw podatkowych jak też w próbach sprzedaży broni poza kontrolą państwa. [...] Handel bronią znajduje się w rękach osób powiązanych w przeszłości z wywiadem PRL. [...] znajdują się oni nadal w wielu newralgicznych punktach administracji państwowej, m. in. w MSW, MON, MSZ, NIK i bankowości. [...] Istnieją przesłanki, aby twierdzić, że ludzie ci utrzymują kontakty z ludźmi byłego aparatu władzy PRL, swoimi dawnymi zwierzchnikami, współpracownikami lub wprost członkami rodzin. Kontakty te często posiadają charakter przestępczy oraz powodują niekontrolowany wypływ informacji stanowiących tajemnicę służbową i państwową. [...] Nie przeprowadzono weryfikacji, czyli sprawdzenia, czy osoby zajmujące kierownicze funkcje we władzach państwowych były tajnymi współpracownikami aparatu władzy PRL, m. in. MSW [w tym: Departamentu I = wywiadu policyjnego, Departamentu II = kontrwywiadu policyjnego oraz Departamentów: od III do VI = policji politycznej czyli SB ― dopowiedzenie E.Q.V.], MO, Zarządu II Sztabu Generalnego WP [= wywiad wojskowy ― dopowiedzenie E.Q.V.], oddziału III Zarządu WSW [= kontrwywiad wojskowy ― dopowiedzenie E.Q.V.], Zarządu Zwiadu WOP [wraz z całymi WOP, wbrew wojskowej nazwie, ta agenda podlegała MSW, stanowiąc jeszcze jedną jego tajniacką formację ― dopowiedzenie E.Q.V.] lub poszczególnych wydziałów KC i KW PZPR. Sytuacja ta daje możliwości ośrodkom posiadającym odpowiednie dowody i informacje, np. funkcjonariuszom b. SB lub obcym służbom specjalnym, podejmowanie prób szantażu w celu wpływania na decyzje podejmowane przez te osoby lub w celu uzyskania informacji stanowiących tajemnicę państwową."

(Michał Grocki /prawdopodobnie to pseudonim Tomasza Tywonka, zob.: Waldemar Łysiak, "Mitologia świata bez klamek", Wydawnictwo Nobilis, Warszawa 2008, str. 161/, "Konfidenci są wśród nas...", Éditions Spotkania, Warszawa, 1993 r., str. 96-97 i 99-102)


<><><><>


Adam Glapiński o "pokoleniu '84"


(Nazwa "pokolenie '84"pochodzi od znanej socjolog, prof. Jadwigi Staniszkis.)




"Jedyną szansą wygodnego życia w nowej Polsce dla ludzi związanych z aparatem SB, MSW itd., zaangażowanych w stosowanie przemocy, było zajęcie kluczowej pozycji ekonomicznej. [...] Ci, którzy po zlaniu się w jedno z częścią elit solidarnościowych, rządzą dziś polską gospodarką [...] pokolenie komunistów, którzy w stanie wojennym mieli około trzydziestu lat. Oni nie byli obciążeni ideologicznie. [...] jeździli na stypendia do USA, bo sami je sobie w uczelnianych komitetach PZPR przydzielali, zresztą za wiedzą i zgoda Amerykanów. [...] Część z nich równolegle z sekretarzowaniem w PZPR i karierą partyjną należała też do >>Solidarności<<. [...] Kluczową postacią jest tu Leszek Balcerowicz: członek PZPR i wykładowca w Instytucie Marksizmu-Leninizmu [...] szanowany przez ludzi >>Solidarności<<, ale i przez komunistów, którzy traktowali go jako nadzieję na nowe oblicze PZPR. [...] Wszyscy jeździli na stypendia amerykańskie, przydzielali je swoim żonom, uzyskiwali tam znaczne środki finansowe, które angażowali w Polsce. [...] Te stypendia były czasami wysokie nawet w warunkach zachodnich; w Polsce czyniło to z elity partyjnej na uczelniach ― klasę ludzi bardzo bogatych. Mieli po kilka mieszkań, budowali wille, kupowali nieruchomości na Zachodzie (jak ludzie ze służb specjalnych), zakładali przedsiębiorstwa. SGPiS był czerwoną kuźnią kadr. W 60-70% kreował elitę władzy. Był bardziej charakterystyczny niż Akademia Nauk Społecznych czy Instytut Marksizmu i Leninizmu. Swoista grupa interesów, towarzyska i polityczna, która do dziś razem pnie się po szczeblach władzy. [...] Np. Grzegorz Kołodko, dzisiejszy dyrektor Instytutu Finansów, skądinąd wybitny specjalista, wielokrotny stypendysta amerykański, dawniej I Sekretarz PZPR na SGPiS, przedtem szef ZSP. [...] To przypadek np. Dariusza Rosatiego, dyrektora Instytutu Gospodarki Światowej, potem Instytutu Koniunktur i Cen, I sekretarza PZPR na SGPiS w stanie wojennym, członka Rady Nadzorczej FOZZ. [...] Z tych najbardziej zdolnych i dynamicznych Andrzej Podsiadło, niedawny sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, obecnie wiceprezes banku, Wojciech Misiąg, wiceminister finansów od lat i członek Rady Nadzorczej FOZZ, Janusz Sawicki, wiceminister finansów, przewodniczący Rady Nadzorczej FOZZ, członek RN Banku Handlowego SA, Grzegorz Wójtowicz, b. szef NBP, Marek Kulczycki, wiceminister przemysłu, obecnie prezes RN Banku PKO SA i przedstawiciel Polski w UNCTAD, Andrzej Olechowski, przez wiele lat w UNCTAD i Banku Światowym, b. wiceprezes NBP, wiceminister MWGzZ, minister finansów, dziś prezes RN Banku Handlowego i Banku Turystyki oraz doradca Prezydenta, Henryka Bochniarz, b. minister przemysłu [dalej Glapiński dopowiedział: "jedna z najbardziej symbolicznych postaci tego środowiska. Ktoś spoza >>Solidarności<<, osoba zaciekle wręcz >>Solidarności<< wroga." ― tamże, str. 121], Andrzej Wróblewski, b. minister finansów, Bogusław Liberadzki, obecny wiceminister transportu, Alfred Bieć, b. podsekretarz stanu w URM, sekretarz KERM, obecnie wiceprezes Rady Nadzorczej Banku PKO SA, Józef Oleksy, poseł SdRP, Aleksander Kwaśniewski, poseł SdRP... [...] Większość tych ludzi rządzi dziś nie tylko gospodarką państwową czy finansami państwa, ale często decyduje o tym, komu się uda w sektorze prywatnym. [...] to jest jedno środowisko; np. mąż Henryki Bochniarz [...] był i w PZPR, i w >>Solidarności<<, a ona tylko w PZPR."


(Adam Glapiński, "Od >>kapitału<< do kapitału […]" w: Jacek Kurski i Piotr Semka, "Lewy czerwcowy", ÉDITIONS SPOTKANIA, Warszawa 1993, str. 105-111; pogrubienia moje ― EQV)



<><><><>


Rosińska & Rabiej o tajniakach w biznesie za czasów Wachowskiego

"Wielu wyższych urzędników banków, szefów i prezesów rad nadzorczych to byli lub obecni tajni współpracownicy i pracownicy I departamentu MSW i WSW. [...] W rękach partyjno-jedynkowych znajdują się w tej chwili oprócz banków pewne dziedziny handlu zagranicznego, handel bronią, przemysł petrochemiczny, a ostatnio także ubezpieczenia. Ta grupa praktycznie opanowała sferę, gdzie obraca się miliardami. [...] Wielu dawnych wysokich nomenklaturowych urzędników znalazło w nich dla siebie nowe miejsce. Do najbardziej zdominowanych przez nomenklaturę i Departament I należą Bank Rozwoju Eksportu, Bank Inicjatyw Gospodarczych, PKO BP, Łódzki Bank Rozwoju, Bank Krakowski, Bank Polska Kasa Opieki SA, Bank Turystyki SA oraz Prywatny Bank Komercyjny >>Leonard<<. W niektórych stara nomenklatura dość dobrze koegzystuje z nową, inne są zdominowane przez dawną >>jedynkę<< i ministrów, wiceministrów i wysokich urzędników poprzednich rządów. W Banku Rozwoju Eksportu, założonym w 1987 r. [...] Są też osoby związane z dawnym Departamentem I MSW (wywiad). [...] Bank [Inicjatyw Gospodarczych S.A. ― dopowiedzenie E.Q.V.] powstał w 1989 r. po zawarciu okrągłostołowych umów i w momencie >>oddawania władzy<<. Również widoczne wpływy >>jedynki<< [chodzi o I Departament MSW czyli wywiad policyjny ― dopowiedzenie E.Q.V.]. Prezesem PeKaO S.A. jest Marian Kanton (I Departament MSW), a prezesem Rady Nadzorczej Andrzej Podsiadło (I Departament MSW) sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w 90 r. Radzie Nadzorczej wiceprezesuje Marek Borowski, były członek PZPR, od września 89 r. podsekretarz stanu w ministerstwie rynku wewnętrznego, obecnie poseł na Sejm SLD, a także członek Komisji Polityki Gospodarczej, Budżetu i Finansów. Kanton swoich dawnych, partyjnych kolegów wysłał na placówki zagraniczne swojego banku ― Szewczyka do Nowego Jorku, a Dachmana do Chicago. Typowym przykładem banku powstałego w wyniku >>oddania władzy<< w 1989 r. jest Prywatny Bank Komercyjny >>Leonard<< S.A. >>Leonard<< został powołany do życia w 1990 r. jako niezwykle udana fuzja współpracowników Departamentu I MSW i nomenklatury bankowej NBP. [...] Zarządowi Banku Handlowego S.A. prezesuje Cezary Stypułkowski (dawniej Ministerstwo Finansów), >>młody talent<< PZPR, drugi >>młody talent<< obok Aleksandra Kwaśniewskiego, obecnego lidera SLD. Na stanowisku wiceprezesa sekunduje mu Antoni Sala, były sekretarz bankowej POP PZPR. Podobnie wygląda sytuacja w Powszechnym Banku Kredytowym SA. Szefem zarządu jest Ewa Kawecka, znana w branży jako >>Wieśka<<, niemal od początku ściśle związana z Belwederem. Postrzegana jako osoba Kaczyńskich, gdy współpracowali oni jeszcze z prezydentem. Pozostała na stanowisku po ich odejściu. Okazało się, że jest podczepiona bezpośrednio pod Wachowskiego. Kadra PBK rekrutuje się m. in. z ludzi wyrzuconych z NIK-u, klawisza (dozorcy więziennego) na emeryturze, a pierwsze skrzypce gra tam >>zawodowy<< szef kadr różnych instytucji centralnych, absolwent Akademii Spraw Wewnętrznych i człowiek dawnego MSW. [...] Niektóre banki są związane z doradcą prezydenta Andrzejem Olechowskim, również tajnym współpracownikiem (kontakt operacyjny) Departamentu I MSW. Osoba Olechowskiego dobrze oddaje zakres powiązań Belwederu z układem finansowo-kapitałowym. Olechowski w tym układzie tkwi i jest >>okiem<< Wachowskiego. Oprócz doradzania prezydentowi został prezesem rady Nadzorczej Banku Handlowego, zasiada także w Banku Turystyki. Bank ten korzystał m.in. w 1990 r. z 90% kredytów udzielanych z Komitetu Sportu i Turystyki ― oprocentowanych na 3% w skali rocznej (średnie oprocentowanie wynosiło wówczas ok. 40%). [...] Konsultantem Andrzeja Olechowskiego, doradcy prezydenta, został niedawno Kazimierz Klek [...] Prawdopodobnie związany z >>jedynką<<. [...] Przeprowadzona przez NIK między grudniem 91 a czerwcem 92 kontrola funkcjonowania systemu bankowego stwierdziła np. fakt udziału członków kierownictwa banków państwowych we władzach banków prywatnych, mimo wyraźnych uregulowań w tej kwestii. [...] Zasada ta dotyczy także Andrzeja Olechowskiego, który zasiada w Radzie Nadzorczej Spółki >>Elektrim<< razem z Ireneuszem Sekułą ― wicepremierem w rządzie Mieczysława Rakowskiego, obecnie członkiem Rady Politycznej SdRP. >>Bankowa skamielina<< funkcjonuje w zamkniętym kręgu. W zarządach i radach nadzorczych banków zasiadają ludzie wywodzący się z dawnej nomenklatury, powiązani podwójnymi etatami z dawnym Departamentem I MSW lub Zarządem II Sztabu Generalnego, wywiadem lub kontrwywiadem, byli wysocy urzędnicy ministerstw, central handlu zagranicznego. Wybrane przez nas przykłady to tylko niewielka próbka tych powiązań ― wystarczy otworzyć Almanach Banków Polskich i sprawdzić powiązania osób sprawujących kontrolę nad polskim systemem bankowym, kontrolujących pieniądze i kredyty i zarabiających na tym fortuny. [...] Sfery tej nie dotknęły przemiany ustrojowe, gdyż musiałyby one oznaczać zdegradowanie komunistycznej nomenklatury. Kolejne rządy od Tadeusza Mazowieckiego na Hannie Suchockiej skończywszy nie podjęły radykalnych kroków w celu zmiany tej sytuacji. Najwięcej zasług na polu likwidowania tych układów położył [...] rząd Jana Olszewskiego, najmniej [...] Jana Krzysztofa Bieleckiego, za którego kadencji w radach nadzorczych banków zaczęli zasiadać także liberałowie [w znaczeniu: członkowie Kongresu Liberalno-Demokratycznego ― dopowiedzenie E.Q.V.] czy ludzie związani z Unią Demokratyczną. [...] I tak np. Andrzej Arendarski ― obecny minister współpracy gospodarczej z zagranicą ― zasiada w radzie nadzorczej Banku Komercyjnego >>Posnania<< S.A., Jarosław Ulatowski w radzie nadzorczej Banku Gdańskiego S.A. W będącym spółką akcyjną Banku Inicjatyw Gospodarczych S.A. w radzie nadzorczej zasiadają Helena Góralska, Andrzej Wielowiejski (UD) oraz Wojciech Arkuszewski (poseł Solidarności, wiceprzewodniczący Komisji Polityki Społecznej, Budżetu i Finansów), Bogusław Liberadzki ― wiceminister transportu, zasiada w radzie Nadzorczej Kredyt Bank Bank S.A. W Polskim Banku Rozwoju zasiada w radzie Banku Marek Dąbrowski, poseł UD, członek Komisji Polityki Społecznej, Budżetu i Finansów. Również te przykłady można by jeszcze długo mnożyć. […] Już w 1988 r. niektóre kręgi, np. Komitet Helsiński[,] zwracały uwagę, że przygotowuje się wydanie przepisów i ustaw pozwalających na tworzenie spółek opartych na majątku państwowym. Część banków, zwłaszcza powstałych w 1990 r.[,] skorzystała na stałym kursie dolara. Zorientowana część dawnej nomenklatury Ministerstwa Finansów, NBP, URM czy MWGzZ wprowadzała do istniejących już banków ogromne kwoty dolarów zamienianych na złotówki i lokowała je na wysokooprocentowanych kontach. Przy stałym kursie dolara operacja ta oznaczała w stosunku rocznym potrojenie kapitału. [...] W wielu przypadkach kredyty były przydzielane spółkom, w których władzach zasiadali ludzie związani bankiem. Niekoniecznie [to] wiązało się ze zdolnością spłacania kredytów przez te spółki. [...] Częstym przypadkiem było np. udzielanie kredytów przedsiębiorstwom, które po pewnym czasie ogłaszały upadłość i niewypłacalność, a po jakimś czasie stawały się własnością kogoś z kierownictwa. Równolegle odmawiano ― z różnych przyczyn ― kredytów reprezentantom spółek, które były wiarygodne i posiadały duże zabezpieczenia pod zastaw kredytów. Stwarza się w ten sposób szanse bogacenia się jednej, najczęściej powiązanej nomenklaturowo[,] grupie. [...] Ludzie ci inwestują w większości w >>łatwe okazje<<, ich celem jest jak najszybsze wzbogacenie się. [...] >>Łatwe okazje<< zaś powstają w wyniku luk prawnych i nadużyć i nie tylko nie służą finansom publicznym, ale wręcz odbywa się to kosztem budżetu państwa [...] czyli kosztem wszystkich obywateli, którzy płacą podatki. Odbywa się to kosztem społeczeństwa, osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach państwowych, spółkach czy gospodarstwach indywidualnych. Powoduje również, że biznes mogą otworzyć jedynie ci, którzy mają >>wejścia<<. W wyniku >>świadomego bankructwa<< przejmowanych przez czerwony kapitał przedsiębiorstw traci pracę wiele osób. Rabunkowa gospodarka i przejmowanie kapitału przez nomenklaturę nie powoduje też powstawania nowych miejsc pracy, w interesie tych grup nie leży bowiem tworzenie dużych zakładów wytwarzających określone dobra i zatrudniających pracowników, a raczej zbijanie kapitału w najłatwiejszy sposób. […] >>Kumpelska karuzela<< wiruje z różną prędkością. Nomenklatura bankowa przenosi się do spółek, wnika w kolejne sfery finansów publicznych. >>Metalexportowi<< szefuje związany z Departamentem I MSW [= wywiadem policyjnym w PRL ― dopowiedzenie E.Q.V.] pan Zieliński, >>jedynka<< weszła też w handel bronią (Cenzin, Cenrex, agendy Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, prywatni przedsiębiorcy, pośrednicy w handlu). Związany z aferą FOZZ krąg osób przeniósł swoje zainteresowania na jedno z najbardziej dochodowych przedsięwzięć[,] jakim są ubezpieczenia. W tej chwili kręgom tym podporządkowane są już dwie kluczowe w tej dziedzinie instytucje ― PZU i Warta. Szefowie tych firm ― Jarmuszczak i Komornicki, związani byli z I Departamentem MSW, a Komornicki dodatkowo zamieszany jest w aferę FOZZ."

(Inga Rosińska i Paweł Rabiej, ">>Droga cienia<<. Wachowski bez cenzury", wydawnictwo "AXEL", Łódź 1993, str. 134-144 i 146)



<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Wto Mar 29, 2011 12:32 pm, w całości zmieniany 30 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Wto Kwi 01, 2008 12:04 am    Temat postu: uzupełnienie - rola Jerzego Urbana Odpowiedz z cytatem

uzupełnienie ― rola Jerzego Urbana


<><><><>


Jerzy Urban nieomal z dumą ujawnia swoje współautorstwo w tym sukcesie PZPR:


"[...] znajdowałem się w wąskim zespole projektodawców kolejnych reformatorskich posunięć zmieniających sytuację polityczną w Polsce, przewidując legalną działalność opozycji i torując drogę temu rozwiązaniu oraz pluralizmowi życia politycznego. […] Uważam, że partia ma sytuację o wiele lepszą, niż wtedy, gdy sprawowała władzę, nie mając już po temu odpowiednich sił witalnych i poparcia społecznego. Pozbycie się tego brzemienia umożliwi więc partii nowoczesną ewolucję." (">>Nie byłem Wallenrodem<<. Z Jerzym Urbanem, byłym rzecznikiem prasowym rządu, dyrektorem Krajowej Agencji Robotniczej, rozmawia Janusz Michalak", "Wprost" nr 6(377) z 11 lutego 1990 r., str. 5 i 6).



<><><><>



lewicowa Joanna Duda-Gwiazda (wtedy w WZZ) o roli Jerzego Urbana po tzw. "przełomie":


">>Nie<< Urbana tropi i obnaża hipokryzję i arogancję elit nowej władzy. Robi to znakomicie – zjadliwie, fachowo i... słusznie. Opowiada się po stronie manipulowanego, zgnębionego społeczeństwa [...]. Można by postawę Urbana nazwać bezkompromisową, gdyby nie jedno zastrzeżenie – Urban jest współautorem obecnej sytuacji, jednym z głównych twórców pułapki, w którą wprowadził nas stan wojenny i umowa >>okrągłego stołu<<. [...] to właśnie Urban planował tę rzeczywistość, którą teraz poddaje miażdżącej krytyce: [tu następuje cytat z listu, Jerzego Urbana do Stanisława Kani – E.Q.V.] Bez przemocy zastosowanej przez jego pryncypała, Wojciecha Jaruzelskiego, nie udałoby się przerobić >>Solidarności<< na skorumpowaną klikę, która gładko weszła w rolę siły przewodniej po rozwiązaniu PZPR. Dziwnym trafem, Wojciech Jaruzelski [...] nigdy nie stał się obiektem ataków Urbana [...] taki plan chyba rzeczywiście istniał i powiódł się nadzwyczaj pomyślnie. Urban należy do osób, które musiały być wtajemniczone i chyba wie co mówi. Nie jestem aż tak miłosierna, aby współczuć ofiarom wyszydzanym przez Urbana. [...] Nie wszyscy więźniowie polityczni zrobili i chcieli zrobić karierę w porozumieniu z komuchami. Byli też tacy, którzy w więzieniu stracili zdrowie (życie nie, bo ludzi w ciężkim stanie zwalniano) i zamiast na salony OKaPu trafili do piachu. O tym wszystkim mamy zapomnieć czytając >>Nie<< Urbana. [...] Bardzo to szlachetna rola – komunisty nieskażonego współpracą z >>Solidarnością<<, ale mam nadzieję, że z pogardy dla zdrajców i chorągiewek na wietrze historii nie zrodzi się szacunek dla komunistów uzasadniony tym, że tak genialnie nabili wszystkich w butelkę. Można podziwiać talent twórczy, talent do destrukcji to spryt, tupet i amoralność. Liczę na to, że wybitny talent do destrukcji, cechujący elity w systemach totalitarnych i dyktatorskich, jest również talentem do autodestrukcji." (Por.: Joanna Duda-Gwiazda, "Rewelacje Jerzego Urbana", "Poza Układem" nr 3(24) z marca 1991 r., str. 10-12.)



<><><><>



prawicowy Rafał Aleksander Ziemkiewicz (wtedy w UPR) o roli Jerzego Urbana po tzw. "przełomie":


"Darujemy sobie wreszcie powtarzanie obiegowego głupstwa o rzekomej opozycyjności szefa tygodnika >>Nie<< wobec nowego porządku. Przede wszystkim, Urban jest tego porządku jednym z głównych architektów, niektórzy twierdzą wręcz, że pomysł >>okrągłego stołu<< wyszedł właśnie od niego – po drugie zaś, że jest tego porządku jednym z głównych beneficjentów. Sądzę, że także – a przynajmniej tak to zostało przy okrągłym stole zaplanowane – jednym z jego głównych filarów, nie mniej istotnym niż >>Gazeta Wyborcza<<. [...] Istotą >>dziennika cotygodniowego<< nie jest wcale, [...] >>szerzenie nienawiści<<, tylko jej odreagowywanie. [...] W miejsce ewentualnego komunistycznego spisku lub zagrażającego nowemu porządkowi fermentu powstawać zaczął dzięki Urbanowi ruch parahappeningowy, nie mogący na poważnie zagrozić układowi z Magdalenki. [...] Od samego początku spotkał się on ze strony rządu Mazowieckiego z nieudolnie ukrywaną pomocą. Powstanie >>Nie<< byłoby absolutnie niemożliwe bez daleko posuniętej życzliwości Komisji Likwidacyjnej RSW, która zadbała o zapewnienie nowemu pismu taniego lokalu i możliwości druku – w tym samym czasie, gdy wiele wychodzących z podziemia periodyków i wydawnictw spotykało się ze strony nowych, solidarnościowych urzędników z dziwną niechęcią i upartym rzucaniem kłód pod nogi. [...] >>Nie<< korzystało z takich samych ulg i preferencji jak >>Wyborcza<< czy >>Solidarność<<! [...] Podobnie symptomatycznych faktów można by przytoczyć bardzo bardzo wiele. [...] >>Nie<< stanowi w tej chwili bodaj czy nie najlepiej prosperujący dział polskiej gospodarki, a jego szef bez wątpienia zalicza się do najbogatszych mieszkańców RP. [...] Urban jest geniuszem obelgi, potrafi obrzydzić i splugawić wszystko i wszystkich. [...] przez jednych wielbiony, przez innych nienawidzony – ale w każdym razie sławny, bogaty i zadowolony z życia – trefniszego demokratycznie wybranego prezydenta III Rzeczypospolitej." (Por.: Rafał Aleksander Ziemkiewicz, "Trefniś Pana Prezydenta", "Najwyższy Czas" nr 13(104) z 28 marca 1992 r., str. VII-IX)


<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sro Kwi 02, 2008 3:01 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Wto Kwi 01, 2008 12:55 am    Temat postu: uzupełnienie -- mec. Olszewski jako premier Odpowiedz z cytatem

uzupełnienie ― mec. Olszewski jako premier


<><><><>


Mecenas Jan Ferdynand Olszewski dwukrotnie był desygnowany przez prezydenta Lecha Wałęsę na premiera. Po raz pierwszy w 1990 r., zaraz po wygraniu przez Wałęsę wyborów prezydenckich (Jarosław Kaczyński w "Lewym czerwcowym" podaje datę o dwa tygodnie późniejszą).


<><><><>


Jan M. Jackowski o I kandydaturze Jana F. Olszewskiego:

"2 grudnia Lech Wałęsa powierzył misję formowania nowego rządu Janowi Olszewskiemu. [...] Atmosfera i przebieg nieudanej misji formowania rządu przez Jana Olszewskiego wyglądała na bardzo przewrotną grę prezydenta. Po pierwsze było wiadomo, że mecenas ma własne zdanie i nie zgodzi się być >>premierem malowanym<<. Po drugie, spory personalne. Olszewski, jak wiadomo, planował Najdera na wicepremiera, którego nie chciał Wałęsa, prezydent-elekt natomiast chciał Balcerowicza, którego z kolei nie chciał Olszewski, uważając, że to nazwisko działa na społeczeństwo jak płachta na byka." (Jan M. Jackowski, "Bitwa o Polskę", Inicjatywa Wydawnicza "ad astra", Warszawa 1992, str. 37.)


<><><><>


"Poza Układem" o I kandydaturze Jana F. Olszewskiego:

Mec. Olszewskiemu niekoniecznie chodziło o to, aby położyć kres faktycznemu realizowaniu "programu Balcerowicza" – na pewno chodziło mu tylko o to, aby to nazwisko zniknęło z "pierwszych stronic gazet":

"Mecenas Jan Olszewski otrzymał od prezydenta propozycję objęcia urzędu premiera pod warunkiem, że nowy rząd będzie kontynuował plan Balcerowicza. Aby rozwiać wątpliwości przyszłego premiera, przyleciał z Waszyngtonu Jan Nowak-Jeziorański [= poprawnie: Zdzisław Jeziorański, pseud. "Jan Nowak"] i ostrzegł, że nienaruszalność pozycji Balcerowicza jest gwarantowana umową. Następnego dnia Jan Olszewski dowiedział się z Radio France[/color] [International – dopisek E.Q.V.], że zrezygnował z formowania rządu. Dopełnił więc formalności i złożył rezygnację. Przeciek jest tak sensacyjny, że dziennikarz z Kanady telefonował w tej sprawie do Nowaka. Otrzymał potwierdzenie faktu rozmowy z Janem Olszewskim, natomiast Jan Nowak zaprzeczył, że w rozmowie powoływał się na umowę – chodzi o coś innego – Balcerowicz ma tak dobrą opinię we wpływowych kołach politycznych i finansowych Zachodu, że jeśli utrzyma się w rządzie razem ze swoim planem, to Polska ma szanse na anulowanie zagranicznych długów. [...] Dlaczego Jan Olszewski[,] zamiast zwołać konferencję prasową w celu poinformowania opinii publicznej o manipulacjach skutecznie ograniczających suwerenność polskiego państwa, grzecznie potwierdził wymuszoną rezygnację? >>Wszystko jedno, czy brak mu rozumu, czy uczciwości<< – powiedziała Oleńka o Andrzeju Kmicicu. Panu Andrzejowi nie dostawało rozeznania politycznego, lecz przynajmniej nie brak mu było temperamentu i odwagi. >>Polskim politykom<< brak wszystkiego." [Por.: odredakcyjny, nie podpisany tekst pt. "Jaka umowa?" w rubryce "PYTANIA POZA CENZURĄ", "Poza Układem", nr 1(22), styczeń 1991 r., str. 8.]


Z tej relacji wynika, że Zdzisław Jeziorański (ps. "Jan Nowak", mylnie b. często określany tak jak w powyższym cytacie: kontaminacją całego pseudonimu i rodowego nazwiska) zgodził się posłużyć jako narzędzie nacisku pewnych sił zewnętrznych wobec Polski. Szantażowano groźbą nieumorzenia części długów po Polsce Ludowej i – jak się okazało – także tym razem skutecznie.


<><><><>


Tak się złożyło, że w rok później, po pierwszych "nie-kontraktowych" wyborach parlamentarnych, czyli pod koniec 1991 r. ten sam prezydent nie zdołał uniknąć powołania mec. Olszewskiego na premiera, choć pierwotnie dążył do tego, ażeby nowym premierem został ex-tow. Geremek:


Jan M. Jackowski o II kandydaturze Jana F. Olszewskiego:

">>Piątka<< solidarnie ogłosiła swego kandydata na premiera – mec. Jana Olszewskiego, decyzję o desygnowaniu musiał jednak podjąć prezydent. Gospodarz Belwederu w pierwszych dniach po wyborach działał jak polityk, który nie bardzo przyjmował do wiadomości to, że po wolnych wyborach obowiązują demokratyczne reguły gry i że jeżeli istnieje mająca poparcie większości sejmowej inicjatywa formowania rządu, to prezydent, bez względu na swoje kalkulacje polityczne, ma ograniczone ruchy na szachownicy. Lech Wałęsa testował >>piątkę<<, gdyż nie był zadowolony z fiaska misji Geremka. [...] Prezydentowi pozostało więc desygnować Jana Olszewskiego na premiera, mimo iż w międzyczasie koalicję opuściły KL-D i KPN. 6 grudnia 91 r. Sejm zaaprobował tę kandydaturę i nowy premier przystąpił do niełatwej i pełnej pułapek misji kompletowania gabinetu. Nowy rząd został powołany na dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia." (Jan M. Jackowski, "Bitwa o Polskę", Inicjatywa Wydawnicza "ad astra", Warszawa 1992, str. 45).



<><><><>



Znowu komentarz Andrzeja Gwiazdy był bardziej cierpki, niż opinia Jana Jackowskiego:


Andrzej Gwiazda o II kandydaturze Jana F. Olszewskiego:

"Premier Olszewski prawdopodobnie nie gra razem z Panem Prezydentem. Bielecki był plenipotentem Wałęsy na Polskę. Olszewski nie jest z tej samej grupy i nie wiąże go lojalność. Nie będzie więc współoskarżonym, gdy osądzi kilku mniejszych złodziei. Nie przypuszczam, żeby załapali się na proces bracia Kaczyńscy czy pan Leszek. Niebezpiecznie byłoby, gdyby zasłona dymna skłoniła społeczeństwo do oceny, że to już jest właściwa ekipa i należy pogodzić się z nędzą i upadkiem, byle tylko jej nie przeszkodzić. [...] Uważam, że jeżeli obecny rząd nie dokona zmian politycznych o blisko 180 stopni, to każdy jego sukces będzie niekorzystny dla społeczeństwa, dając argumenty wiecznym uspokajaczom. Musimy stale powtarzać naszą pierwotną tezę – to grupa, która zdradziła interesy narodu, dogadała się z komunistami i dzieli łupy. Zostało to świadomie zaplanowane." [Andrzej Gwiazda, "Ocena sytuacji", "Poza Układem", nr 2-3(32), luty-marzec 1992 r., str. 3; pogrubienia moje – E.Q.V.].



<><><><>



Premier Olszewski na początku na stanowisku ministra finansów umieścił Mirosława Lutkowskiego, jednak na wiosnę 1992 r. tenże złożył dymisję i jego następcą został Andrzej Olechowski.

prof. Dakowski & prof. Przystawa z ironią o ustępliwości premiera Olszewskiego:

"Z niewyjaśnionych (publicznie) powodów w rządzie p. Olszewskiego nie zasiada już największy geniusz finansowy Rzeczypospolitej, Leszek Balcerowicz. Lech Wałęsa wielokrotnie powtarzał, że Polsce najbardziej byłby potrzebny jakiś brat bliźniak Balcerowicza. Intensywne poszukiwania przyniosły wreszcie rezultat w osobie nowego ministra finansów, Andrzeja Olechowskiego. Wprawdzie p. Olechowski z aparycji mało przypomina swego harvardzkiego poprzednika, bo sarmacka postura pana ministra kojarzy nam się bardziej z jego O j c a m i C h r z e s t n y m i, Ireneuszem Sekułą i Mieczysławem Rakowskim, ale przecież nie o wygląd tu chodzi. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Andrzej Olechowski z ramienia swoich Padrini[/color] [= "ojców chrzestnych" - dopow. E.Q.V.] pracował przez wiele lat w UNCTAD i w Banku Światowym, że reprezentował ich później przy Okrągłym Stole, że [color=red]w styczniu 1992 r. prof. Jeffrey Sachs rekomendował go rządowi Polski na głównego negocjatora w sprawie długów i nowych pożyczek, a dodamy do tego, że jest przy tym głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem, to musimy sobie zdać sprawę, że minister Olechowski to nie bliźniak, ale wręcz trójniak opatrznościowy Leszka Balcerowicza!" (Jerzy Przystawa i Mirosław Dakowski, "Via bank i FOZZ. [...]", wydawnictwo "Antyk", Komorów 1992, str. 60.)



<><><><>



Po upadku tego rządu pewne jego oceny uległy zmianom.

Andrzej Gwiazda zniuansował swoją opinię o rządzie mec. Olszewskiego:

"Oczywiście nie można pozytywnie ocenić jego działalności gospodarczej, ale za to jedno, że uwolnili nas od spisku zdrady i tak zasłużyli sobie moim zdaniem na pomniki." (">>Nie mam wątpliwości, Wałęsę obciąża jego zachowanie.<< Wywiad z Andrzejem Gwiazdą dla redakcji >>Odgłosów<< w Łodzi. Rozmawiała Beata Kostrzewska", przedruk w: "Poza Układem", nr 7[35], lipiec 1992 r., str. 2.)


<><><><>


Okazało się, że mec. Olszewski w tej sprawie – podobnie jak w sprawie Jana Parysa, którego pod naciskiem prezydenta najpierw przymusowo urlopował, a potem odwołał ze stanowiska ministra obrony narodowej – bynajmniej nie zachował się jak "Książę Niezłomny":


jednak mec. Olszewski jako ex-premier przyznał się do tej ustępliwości:

"Ta kandydatura [z kontekstu wynika, że Olechowskiego - E.Q.V.] była już wysuwana przy formowaniu rządu. Jeśli nie była wzięta pod uwagę, to dlatego, żeby nie podważać tej zasady [= odcięcia się od spuścizny "okrągłego stołu" – dop. E.Q.V.]. Jednak później konieczność zawarcia porozumienia z MFW i ustalenia deficytu budżetowego na poziom około 5% dochodu narodowego zmusiła nas do decyzji powołania kogoś, kogo akceptowałyby instytucje międzynarodowe." (Por.: "Przerwana premiera. Z Janem Olszewskim rozmawiają Radosław Januszewski, Jerzy Kłosiński, Jan Strękowski", Nakładem Tygodnika Solidarność, Warszawa 1992, str. 34.)




<><><><>

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sro Cze 27, 2018 12:34 pm, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum