Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rząd Dusz!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 4:43 pm    Temat postu: Rząd Dusz! Odpowiedz z cytatem

Piotr Skórzyński, grudzień 2007


W 2007 r. w Polsce zaszedł fakt o znaczeniu dla całego świata. Po raz pierwszy mass-media samodzielnie wygrały wybory. PO to tylko ich przybudówka – a dokładnie kukiełki Układu, w którego sercu znajdują się Walter, Solorz, Lis, Michnik et Co. Ale nie będą ponosić odpowiedzialności. Sytuacja jest więc identyczna jak we wszystkich ustrojach monarchicznych: rządzi premier i jego ludzie, a gdy ludność zaczyna się burzyć z powodu głodu spowodowanego przez ich nieudolność – nieposzlakowany Władca zmienia tylko wezyra (zamiast głodu może to być też przegrana wojna).

Jest to ostateczna konsekwencja władzy propagandy – która w dobie telewizji okazała się w praktyce wszechmocna. Witkacy, który 80 lat temu wymyślił deformujące świadomość pigułki Murti-Binga, po prostu nie przewidział, że ludzi łatwiej będzie uzależnić od migoczącego ekranu.

Na temat tych „inżynierów” dwaj dysydenci węgierscy Gyorgi Konrad i Ivan Szelenyi (b. komuniści) opublikowali w 1978 r. we Frankfurcie n. Menem rozprawę polityczną pt. Die Intelligenz auf dem Weg zur Klassenmacht. Jej treścią była teza, że w komunizmie istnieją dwie antagonistyczne klasy: intelektualiści i robotnicy. Dysydenci to według nich margines klasy panującej – czyli intelektualistów (oraz technokratów politycznych, którzy swoją legitymację władzy czerpią z propagandy uprawianej przez tych pierwszych).

Leopold Tyrmand opisał tę warstwę bez taryfy ulgowej: W USA, nawet wśród wytrawnych specjalistów od komunizmu, panuje przekonanie, że wyższe sfery w społeczeństwie komunistycznym to członkowie partii i rządu, wyższej rangi wojskowi i wysoka kadra przemysłowa. Nic bardziej błędnego. Ci ludzie jedynie rządzą. (...) Prawdziwe wyższe sfery to ich lokaje – cyniczni intelektualiści, pisarze, artyści, żurnaliści, którzy za szeleszczące papierki i zwolnienie z odpowiedzialności sprzedają swoją gotowość do każdego fałszu.

W zamian zażywają dobrobytu, rozlicznych wojaży na Zachód, pokrywanych z państwowego portfela oraz seksualnego dolce vita z racji swej wyjątkowej pozycji społecznej. A najbardziej śmiechu warte, że zachodni politolodzy od komunizmu widzą w nich ludzi o szerokich horyzontach, postępowych sprzymierzeńców, przyszłe zagrożenie dla ortodoksji marksistowskiej; ich cynizm biorą za liberalizm, ordynarną pogoń za dobrobytem – za intelektualną wytworność.

Biedni, naiwni mieszkańcy Zachodu! Nie mogą pojąć, że w komunizmie wyższe sfery są najbardziej zaciekłym wrogiem wolności, Zachodu, Ameryki; z tej prostej przyczyny, że nie byłyby w stanie żyć w świecie wolnej konkurencji1.

Dziennikarze awansowali w Polsce do roli „inżynierów dusz” po 1944 r. Po latach członek Partii Jerzy Surdykowski, napisze w „Tygodniku Powszechnym”: W komunizmie dziennikarz-publicysta miał być lepiej wiedzącym i dalej widzącym „ojcem narodu”, wieść go jak pasterz ku jedynie słusznej przyszłości. Jak to ujął główny politruk Włodzimierz Sokorski: Kto ma mikrofon w ręku, ten ma rząd dusz.

Dariusz Fikus, przez 18 lat sekretarz „Polityki”, napisał w książce o stanie wojennym: Dobór w tym zawodzie polegał na selekcji ujemnej. Kariery robili szybko ludzie bezmyślni i posłuszni. Dziennikarze należeli do tej grupy społecznej, która dość obficie czerpała z dobrodziejstw „budowania drugiej Polski”. (...) Pętając się wokół władzy, pełnymi rękami zagarniali to, co z tego obficie w owych latach zaopatrzonego stołu spadało.

On sam, dodajmy, przyznał, że pozostał w tym zawodzie „z oportunizmu”. Ta cecha okazała się też przydatna później – można powiedzieć, że nagroda jego imienia jest jak najbardziej stosowna dla tego dziwnego tworu, jaki nazwano Trzecią RP.

Posiłkując się określeniem Władimira Bukowskiego, możemy uznać, że Polska w roku 1990 dostała się we władzę mieńszewików. Zamiast pałki i celi – wystarczała teraz groźba utraty dobrze płatnej posady, dotacji czy kredytu.

Paszport dla każdego wprowadził Rakowski 1 stycznia 1989 r. wolne wybory, jak ustalono przy Okrągłym Stole, miały się odbyć w czerwcu 1993 r. Ludzie z tzw. strony społecznej mieli natomiast w tym czasie przeprowadzić pseudomodernizację przemysłu, czyli zredukować stan zatrudnienia co najmniej o jedną trzecią. Komuniści nie byliby w stanie tego przeprowadzić, bo zmiótłby ich strajk generalny, ale Wałęsa z Mazowieckim plus tzw. Autorytety – jak najbardziej. Natomiast komuniści nigdy nie zamierzali oddać telewizji. „Gazeta Wyborcza” zaś stała się nowym Świętym Oficium podającym wyznawcom Michnika i Geremka, w co mają wierzyć danego dnia.

W teorii groźne było dla nich zniesienie cenzury; co odbyło się, trzeba przypomnieć, z wielkim mozołem, przełamując opór Mazowieckiego, którego rząd przeznaczył sporą kwotę w budżecie 1990 r. na jej funkcjonowanie. Okazało się jednak szybko, że cenzurę zewnętrzną zamieniono po prostu na wewnętrzną: redakcyjną. Najważniejsze stanowiska w mediach objęli albo b. konfidenci, albo ludzie, którzy dla kariery gotowi są poświęcić dawne poglądy, jak np. T. Wołek. Otoczywszy się ludźmi podobnymi do siebie, stworzyli barierę dla wszystkich – zwłaszcza swoich dawnych kolegów z podziemia – którzy żądali dekomunizacji i lustracji. Tym zostały tylko „Tygodnik Solidarność”, dogłębnie zinfiltrowany i z każdym miesiącem tracący na znaczeniu – oraz tytuły niskonakładowe, w rodzaju „Ładu” lub wcześniej niezwykle modnego miesięcznika michalitów „Powściągliwość i Praca”.

Gdy grupa Wachowskiego zadarła z innymi gangami z okazji afery Oleksego, ukazało się trochę artykułów o wpływach agentury i „nierozwiązanym” problemie lustracji. Układ zareagował 9 stycznia 1996 r., gdy świeżo upieczony min. spraw wew. Zbigniew Siemiątkowski oświadczył, że jest „wstrząśnięty” liczbą TW SB i UOP pracujących w różnych redakcjach. Co znaczyło: nie podskakujcie, bo kopie waszych teczek są w bezpiecznym miejscu.

Cenzura sięgnęła też wydawnictw. Paru autorów, żeby wydać książki antykomunistyczne, musiało założyć własne oficyny. Inni godzili się na nikłe nakłady, często brak honorariów – a czasem na skreślenia. Niektórych spotkało to już po śmierci, np. Jana Walca, człowieka, który nie mógł się pogodzić na moralne pustynnienie swojego środowiska – a jednocześnie nie potrafił z nim zerwać. Jego eseje oraz felietony z „Wokandy” i „Życia Warszawy” zebrała w 1995 r. efemeryczna oficyna „Szpak” w tomie Ja tu tylko sprzątam (tytuł odzwierciedlający rezygnację autora, który był jedną z czołowych postaci II obiegu przed 1980 r.). Otóż dziwnym trafem jednego z nich zabrakło: a mianowicie felietonu z 17 lutego 1991 r., gdzie Walc z całą mocą i zjadliwością kieruje się przeciw oficjalnej filozofii III RP, czyli Wszechwybaczania W Ciemno Gdyż Wszyscy Jesteśmy Grzeszni... (Przypomnijmy: tuż przed zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki autorzy propagandy tłumaczyli, jak niechrześcijańskie są jego kazania, które wzniecają nienawiść).

Ludzie niezorientowani, tacy, którzy nie oglądali jego programu politycznego w gdańskiej TV, wiązali nadzieje z mianowaniem prezesem telewizji p. Wiesława Walendziaka, który – jak zwierzył się R. Bender, miał najlepsze rekomendacje: od samego Solorza.

Z powodów, których możemy się wciąż tyko domyślać, nie zrobił nic, by telewizję oddać narodowi; przeciwnie, wszystkie układy komunistyczne przetrwały nienaruszone. Programy i filmy pozostały równie czerwone jak przedtem (także od krwi). Ryszard Bender, swego czasu przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, miał dobry punkt obserwacji, gdy w formułował poniższe uwagi w połowie lat 90.: Walendziak uważa, że uległość i utrzymywanie status quo jest kompromisem. Kompromis to jednak układ pół na pół, a nie 92% do 8%. Smutne korowody z programem Elżbiety Jaworowicz, publiczne reprymendy prezesa skierowane do niej, to są rzeczy niewyobrażalne gdziekolwiek w Europie. (...) Jednego dnia przysyłał do mnie swojego bliskiego współpracownika z pytaniem, co ma robić – a drugiego oświadczał mi: „Moje układy z zarządem i radą nadzorczą są przyzwoite”. Odpowiedziałem więc, że skoro współpraca tak się dobrze układa, to nie rozumiem po co mnie pyta. Walendziak chce, by panowała cisza i by o sytuacji w zarządzie głośno nie mówić (Dodajmy sprawę blokowania transmisji z debaty sejmowej na temat działalności A. Kwaśniewskiego w ministerstwie młodzieży i sportu).

Espirt de corps tzw. pampersów, których wprowadził, wyjawił jeden z dziennikarzy, którzy wypowiadali się na blogu Jacka Łęskiego: była to dyrektywa zausznika nowego prezesa, D. Gacpera, brzmiąca: Pamiętajcie: jesteśmy tylko żołnierzami Wieśka. Krzysztof Koehler dyskretnie i zwięźle podsumował ich działalność w 33 numerze „Frondy”: choć kulturze narodowej ani wrażliwości religijnej telewidzów w niczym działalność tej ekipy się nie przysłużyła – za to pod Warszawą wyrosło parę nowych domów (Za wybitny umysł uchodził w tym gronie „Czaruś” Michalski – co już samo wiele tłumaczy).

Największym ich dokonaniem pozostało więc wyrzucenie Wojciecha Cejrowskiego – co on sam opisał pokrótce w książce Kołtun się jeży, 1995: Dotarło do mnie kilka cytatów z tajnej wewnętrznej recenzji zamówionej przez Radę Programową TVP SA: „poprzez tendencyjny dobór tematów program ma wybitnie polityczny charakter, stając się ekspozycją prawicowo-konserwatywnego punktu widzenia”.

Wniosek nasuwa się sam: w Telewizji Polskiej nie wolno eksponować prawicowego ani konserwatywnego punktu widzenia.

P. Walendziak nie wyjaśnił parę lat później, czemu z dnia na dzień zrezygnował z mandatu poselskiego – pozostawiając tym samym pole do najgorszych podejrzeń. Pracuje zaś obecnie u Ryszarda Krauze, o którym wystarczy powiedzieć, że nie ma dziś w Polsce dziennikarza, który odważyłby się dokładnie opisać jego drogę życiową... albo raczej nie ma tak odważnego redaktora naczelnego, który by to wydrukował, skoro plotka niesie, że „Prokom” potrafi uciszyć każdego – i to na dobre.

W roku 1994 przystąpiono do dzielenia największych łupów: dysponowania koncesji na stacje telewizyjne i radiowe.

Najlepiej oddać w tym momencie głos Ryszardowi Benderowi, przewodniczącemu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji2 (Trzeba od razu powiedzieć, że patriotyzm profesora nie może jednak zaćmić naiwności, którą tu prezentuje).

Moi koledzy najchętniej dawali koncesje tym wnioskodawcom, którzy dysponowali postkomunistycznym kapitałem polskim powiązanym z obcym; najchętniej związanymi z kręgami socjalistycznymi lub liberalnymi. (...)

Przeważył jednak argument na rzecz polskiego kapitału Solorza. Rozczulił mnie ten młody człowiek spod Radomia, który jako pierwszy uruchomił katolicki program w swojej telewizji. (...) Na jego rzecz przemawiało powołanie Walendziaka na dyrektora. Solorz był w dobrych stosunkach z Kwaśniewskim, z Pawlakiem, dogadywał się z narodowcami, z biskupem Pieronkiem. Redakcję katolicką Polsatu objął wiceprezes ZCHN-u Ryszard Czarnecki, był w niej ksiądz salezjanin, a także prof. Alicja Grześkowiak. A więc czego jeszcze wymagać?

Cóż, nie trzeba było długo czekać, by wyszło na jaw, kim jest pan Solorz i co (oraz kogo) sobą reprezentuje. Sam Bender tak to relacjonował: Gdyby te sprawy ujawniły się wcześniej, przyjrzelibyśmy się im bliżej. Po przyznaniu koncesji trochę nas to wszystko zdetonowało. (...)

Polskę podzielili podczas wieczornych rozmów Markiewicz, Zarębski i Sulik. Gdy wcześniej chciałem spotkać się z Chojeckim, wręcz mi tego zakazali. (...) Jest w tym jakaś tajemnica, której nie sposób zgłębić, że Unia i SLD stały się gorącymi zwolennikami „narodowego kapitału” i Solorza.

Tajemnica ta miała wyraźny odcień mafijny – jak można sądzić z poniższego opisu: Po kolejnym dniu procesu z Urbanem 28 04 1994 r. wracam do Warszawy wieczorem, ok. 20.00. A tu obrady. Pytam: „Co jest, panowie?”. „A, obradujemy, panie profesorze. Już wszystko załatwione, koncesje rozdane, mapa jest, jest podział Polski”. Siwiec chce mi nalać alkoholu. Odmawiam. „W takim razie – mówię – ja przejmuję przewodnictwo i zamykam obrady. Nie ma żadnego podziału Polski”. „A jest, a będzie” – słyszę. „Nie będzie żadnej uchwały Rady przy zastawionym stole” – odpowiadam.

W tym momencie odzywa się Sulik: „Panie przewodniczący, proszę dziś na siebie uważać”. Zarębski, który stał przy oknie, odzywa się także: „Tak, proszę dzisiaj na siebie uważać”.

Ja na to: „Co to jest? Co te słowa mają znaczyć? Co to za groźba?”. Milczenie. Wtedy dodaję: „Ja takie słowa słyszałem, gdy w Sejmie mówiłem o Katyniu w 1988 r. Janek, wychodzimy”. (...)

Rzeczywiście, bałem się. Pojechałem do domu i poprosiłem mojego asystenta, by zaraz przyjechał.

Bendera wkrótce się pozbyto. Jego następca, Markiewicz został prezesem KRRiT bez wymaganej kontrasygnaty premiera. III RP to państwo, gdzie przepisy nigdy nie hamowały „bujnego strumienia życia”.

Dwa lata potem w nagrodę za „zrozumienie uwarunkowań naszej transformacji” stanowisko przewodniczącego Rady otrzymał B. Sulik. Przyczyniła się do tego wyboru także jego właściwa postawa ideowa, którą zaświadczył, robiąc film dla BBC, w którym wykreował obraz Polski jako dzikiego kraju żydożerców. Jedyny w KRRiTV departament niezdominowany przez koalicję SLD-UW-PSL, a mianowicie dep. Programowania i Monitoringu, w 1998 r. przygotował sprawozdanie na temat upolitycznienia programów telewizji publicznej. Reakcją było odwołanie jego dyrektora Jerzego Jagodzińskiego – decyzja, jaką w ostatniej chwili przed zakończeniem urzędowania podjął Bolesław Sulik.

W teorii można było coś zrobić przynajmniej w warstwie czysto technokratycznej: zmniejszyć elephantiasis radia publicznego – które w 1997 r. liczyło 1800 zatrudnionych – oraz telewizji publicznej: 6,5 tys. pracowników. Nikomu to jednak nie przeszkadzało; płacił Skarb Państwa. Cztery lata później TP SA zatrudniała już siedem tys. osób – podczas gdy telewizje prywatne dają sobie radę przy 300 pracownikach. Telewizja publiczna pełni więc dziś rolę prywatnego skarbca króla, który rozdziela kierownictwo działów i programów, jak dawniej funkcje królewskiego podczaszego, koniuszego czy podkomorzego. Tak jak wtedy, są one – jak łatwo się zorientować – dziedziczne. Magnaci dorabiają się prawdziwych fortun: premie za 2000 rok wynosiły po 200 tys. na członka Zarządu. Dyrektor Biura Zarządu i Spraw Korporacyjnych TVP Tomasz Posadzki otrzymał w chwili odejścia w listopadzie 2006 r. 650 tys. zł. Jan Dworak, prezes TVP – otrzymał 107 tys. za cztery dni urzędowania, po których został odwołany przez nową Radę Nadzorczą.

Jest tajemnicą Poliszynela, że nikt, kto nie jest krewnym pracownika telewizji, nie ma szans otrzymać tam posady. Ci zaś, którzy robią tłumaczenia lub programy specjalne, wiedzą, że do listy płac przy wypłacie dopisany zostanie cały tabun nazwisk osób, które nic wspólnego z produkcją nie miały.

Najlepszy bodaj w Polsce znawca tematu, Jerzy Pawlas, pisał w 1999 r.: Nadawcy komercyjni nie wypełniają podstawowych funkcji informacyjnych – np. święto 11 Listopada dla nich nie istnieje. Nie zapominają jednak o hallowen czy walentynkach. KRRiT nie egzekwuje swojego rozporządzenia z 1994 r. by programy mogące zaszkodzić duchowemu rozwojowi nieletnich oraz ich reklamy były nadawane tylko po godz. 23. (...) Telewizja publiczna utrzymuje się w dużej mierze z opłat abonamentowych. Jednak telewidzowie nie mają żadnego wpływu na ofertę programową. Finansując telewizję, odbiorcy mają prawo rzetelnej informacji, poszanowania obyczajności i przyzwoitości. Co więcej, mają prawo decydować o zawartości oferty programowej. (...) Prosta zasada – kto płaci, ten wymaga – nie jest jeszcze stosowana.

Mimo gigantycznego oporu ze strony Układu uchwalono w 1991 r. ustawę o poszanowaniu wartości chrześcijańskich w telewizji i nierozpowszechnianiu obrazów przemocy. Nie była przestrzegana nawet przez jeden dzień. Grupa zdesperowanych rodziców opracowała w 2000 r. obywatelski projekt ustawy o zakazie promowania przemocy. Żaden z marszałków sejmu nie zadbał o to, by wprowadzić go pod obrady, choć w 2004 r. udało się wreszcie przeprowadzić go przez komisję środków masowego przekazu. Dziś nikt już o nim nie pamięta.

W „Rzeczpospolitej” z 8 stycznia 2005 r. Maciej Rybiński opublikował świetny artykuł pt. Jak narodziły się koszmary – w którym znalazło się zdanie o oligarchii informacji. Tyle że znalazło się na samym końcu: niewyjaśnione. Nawet Stańczyk III RP nie czuł się na siłach, by ją opisać.

Dopiero w 2005 r. znalazł się wśród pracowników wyższych uczelni odważny prof. A. Zybertowicz, który stwierdził oczywistość: Trudno byłoby stwierdzić, że mamy naprawdę wolną i niezależną prasę, przynajmniej w wypadku tej o wysokich nakładach. Te same siły, które paraliżują naszą klasę polityczną, kontrolują liczne środki masowego przekazu.

Jak wyglądała sytuacja w telewizji przez cały czas od „zwycięstwa ‘Solidarności’” pokazuje najlepiej neostalinowski sabat, jaki rozegrał się w styczniu 1998 r. w związku z filmem Piotra Zarębskiego o walczącym z bronią w ręku przeciw komunistom Rafale Gan-Ganowiczu3. Zwracam uwagę na język prosto z zebrań ZMP:

Krzysztof Lang: – Film jest artystycznie zrobiony bardzo dobrze.

Tadeusz Pałka: – Tak, nie można mu nic zarzucić...(...) Gdyby pan nam powiedział – co jest nietypowe w czasie kolaudacji – jakie powody kierowały panem, aby zrealizować ten film? (...) Jaki ma pan stosunek do pana Rafała Ganowicza?

P.Z.: – Uważam, że osoba o takim życiorysie wymaga realizacji filmowej.

Paweł Łoziński: – Ale czy pan go akceptuje, takie było pytanie.

P.Z.: – Uważam, że ten film był godny realizacji.(...) Nie jestem tutaj po to, żebyście panowie oceniali mnie, tylko...

Pałka (przerywa): – Dał pan temu człowiekowi mówić rzeczy naprawdę szokujące!

Łoziński: – Straszne!

(...)

Zarębski: – Właściwie to bohaterem tej kolaudacji jestem ja, a nie mój film... A tymczasem to film powinien być oceniany, nie mój życiorys.

Lang: – A widzi pan, tutaj się nie zgadzam.(...) Bo dokument nie jest rzeczą obojętną. (...) Sprawy warsztatowe są bardzo dobre, natomiast film jest jest poruszający emocjonalnie. Bardzo. Generalnie to nie strona artystyczna jest powodem do dyskusji.

(...) Protokolantka: – Ja się tu odezwę. Bo ten facet wychodzi tu na bohatera! I jeśli pan go tu pokazuje, to jest tak... jakby pan... no... jakby pan popierał taką etykę...

Pałka (głośno i dobitnie): – Rawicz. To jest bardzo znane nazwisko z Wolnej Europy. Ja wiem kto to jest!... Muszę panu powiedzieć, że sposób, w jaki opowiadana jest historia i sytuacja Okrągłego Stołu – bo pan to pomija... z czerwonymi żadnego paktowania! Latarnie! Sznury! Wieszanie! (...) Taka jest ideologia. (...) To znaczy pan byłby za tym: utopić wszystko we krwi, żadnego dogadywania się z czerwonymi!... A pan Gan-Ganowicz będzie nas uczył jak powinniśmy żyć z tamtej strony – strzelając do czarnych i nadając przez antenę! Czy to chciałby pan powiedzieć? (...)

Lang: – Ja tu chcę jeszcze coś powiedzieć...

Pałka: – Ja tutaj zadaję pytanie!

Z.: – Zadaje pan pytanie mnie, a tymczasem winien je pan zadać Rafałowi Gan-Ganowiczowi.

Pałka (podnosi głos): – Pan zrobił film, proszę pana!

Z. : – Tak, zgadza się, zrobiłem film.

P. : – I pan go pytał o pewne rzeczy! Pan mówi jego głosem! Co pan, robi sobie żarty ?!

Łoziński: – Pan jest twórcą świadomym.

Andrzej Fidyk: – Jest to najlepiej zrobiony film w mojej redakcji – ale póki ja w niej jestem, nie zostanie wyemitowany.

Każdy, komu zdarzyło się kiedyś zdenerwować śledczego – a przyznaję, popełniłem niegdyś ten nikczemny czyn – rozpozna ton i zachowanie p. Pałki. Wbrew temu, co musiała sobie pomyśleć część Czytelników, sądzę, że nie ma on teczki – z treści „wypowiedzi” i mentalności tego Redaktora i Twórcy wygląda na to, że to co najmniej kapitan.

Ale mniejsza z nim. Dzielni wychowawcy (jak nazwał ich B. Wildstein w komentarzu) stawili się tylko czterech na jednego... Nie sądzę też, żeby teczkę miał artysta Łoziński, ur. 1965. To inna, w pewnym sensie smutniejsza historia: dom, z jakiego się wychodzi. Jeśli tatuś czy mamusia czy stryjaszek z wujaszkiem robili odpowiednią karierę w odpowiednich organizacjach, to choćby mimowolnie przekazują to potomstwu.

W pisemnej ocenie filmu ob. reż. Łoziński określił go jako „portret wariata”. To jest pewne widzenie świata, którego trzeba się nauczyć w domu całkowicie izolowanym od normalnej polskiej zbiorowości. I atmosfery zetempowskiego zebrania, na którym wyrzuca się ze studiów studenta ze złym pochodzeniem.

Zauważmy, że uczestnicy tej dintojry (może posiedzenie egzekutywy było lepszym słowem?) uporczywie domagają się, by autor filmu odciął się od swego bohatera w postaci komentarza podczas emisji albo wcześniejszej planszy. Otóż nie domagali się tego w przypadku filmu Fidyka „Defilada”, który jest po prostu rozszerzoną Kroniką Filmową, bez nieprzyjemnych dla władz Korei Północnej ujęć ani wyjaśnień, jak rządzą one tym orwellowskim krajem. P. Fidyk był członkiem delegacji z ramienia ZSMP, która pojechała (wraz z m.in. Grzegorzem Miecugowem) na 13 Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Dopiero z prasy polskiej widz mógł się dowiedzieć, że budynki dla delegatów tynkowały gołymi rękami kobiety i dzieci.

Osobnym tematem jest namiętna obrona „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej przez artystę Łozińskiego już w późniejszej rozmowie „Życia”. I znów tonacja jest identyczna, co w „Nie” lub piśmie „Dziś”.

Ciekawe jest też nagłe włączenie się protokolantki.

Przypomina mi to epizod, gdy w 1990 r. przez 10 dni byłem (in spe) zastępcą kierownika „Pegaza” i robiłem wywiad z prof. Roszkowskim o PRL. Nagle w trakcie rozmowy wtrącił się... kamerzysta i oświadczył, że nie można tak krytycznie patrzeć na ten okres, bo jednak było w nim wiele dobrego!

Zaszokowany zadzwoniłem tego samego dnia do Andrzeja Urbańskiego, który był moim szefem – i zażądałem natychmiastowej wymiany ekipy, która pozostała jeszcze z czasu wojennego. Odparł, że tego się nie da zrobić – i tak moja kariera w TV się zakończyła.

Ta przygoda wskazuje, że zaufana musiała być w TV nawet obsługa techniczna.

Leszek Miller przyznał po ostatnich wyborach, że gdy w ramach kampanii przedwyborczej wpuszczono do telewizji PiS i LPR, ich notowania wzrosły skokowo (co spowodowało specjalne posiedzenie zaniepokojonego sztabu SLD). Obywatele redaktorzy po tej skardze natychmiast zademonstrowali dyspozycyjność. Gdy prez. Kwaśniewski zawetował przyjętą przez wszystkie partie nowelizację kodeksu karnego, telewidzowie dowiedzieli się na końcu relacji red. Iwony Maruszak w „Wiadomościach”, że choć spowoduje to perturbacje, nie należało przecież wypuszczać ustawy z bublami. Tak oto Telewizja Publiczna uczy narybek dziennikarski oddzielania informacji od komentarza4. Jej koleżanka radiowa o nazwisku Maruszeczko oznajmiła, że nowy kodeks to była tylko polityczna gra prof. Kaczyńskiego (w nagrodę zapewne przyjęto ją po utracie posady do katolickiej radiostacji).

Andrzej Krajewski (b. dziennikarz „Głosu Ameryki” i kandydat do Parlamentu Europejskiego z listy PO) pisał:

Stosowanie niewidocznego dla postronnych, ale doskonale skutecznego nacisku politycznego zostało doprowadzone do perfekcji w Telewizji Polskiej. (...) Medialna rzeczywistość, obserwowana przeze mnie od kilku miesięcy z Centrum Monitoringu Wolności Prasy daje dziesiątki tego przykładów. (...) O wszystkim (znów) decydują kadry. Ich właściwy dobór nie kończy się na szefach, schodzi głęboko w dół i przez wydawców kolejnych wydań „Wiadomości” schodzi do dziennikarzy. Tych też ma się „swoich”, czyli takich, którzy nie tylko wykonają każde polecenie, ale i sami wiedzą, co i jak pokazać5.

Kontrolując media i ośrodki sondażowe, Układ może – jak się właśnie okazało – dowolnie manipulować ludźmi, którzy są zbyt wyczerpani walką o byt, by uchwycić całą perfidię różnych programów „informacyjnych” czy komentarzy telewizyjnych wyroczni. Jak pisze nestorka polskiej socjologii, prof. Anna Pawełczyńska w przemilczanej (oczywiście) książce „Głowy hydry”: Obawiać się można, że w pozorowanej demokracji pogłębia się uruchomiony w latach niewoli proces degradacji społeczeństwa. Trwa i nasila się proces niewolenia świadomości. Pogłębiają warunki przyczyniające się do zaburzeń ludzkiej osobowości oraz zasad współżycia między ludźmi. (...)

Obecnie stosowana jest przede wszystkim przemoc mentalna. Działa ona wszelkimi dostępnymi środkami. Postuluje ujednolicony sposób myślenia i odczuwania. Lansuje styl życia zgodny z tak zwanym modelem politycznej poprawności.

Kluczowe jest tu, naturalnie, sformułowanie o pozorowanej demokracji – gdyż oddaje istotę rzeczy. Żyjemy w mediokracji.

Pewnym zagrożeniem dla niej stał się internet. Ale Układ odpowiedział 28.09. br. wyrokiem Sądu Najwyższego, który może doprowadzić do zniknięcia 90% blogów politycznych.

Jest oczywiste, że władza w Polsce kryje się dziś nie w lufie karabinu, jak to ujął Mao Tse-tung, ale w kamerze telewizyjnej. Fakt, że w dużym stopniu odnosi się to też do reszty świata – nie jest, niestety, pocieszeniem. Obecny prezes TVP jest, jak każdy może sprawdzić po programie i po tym, czego w nim nie ma – np. filmu Grzegorza Brauna o Wałęsie – idealnie wpasowany w Układ. A to, że obaj bracia Kaczyńscy najwyraźniej nie byli się w stanie bez niego obejść, świadczy, jak byli w istocie osamotnieni.

Czy jedyną konkluzją tego artykułu może być cytat z Biblii: Ciemności kryją ziemię? Wszystko we mnie protestuje przeciw takiemu zakończeniu – ale prawda jest lepsza od ułudy. Dwa tysiące lat temu powiedziano nam, że to ona nas wyzwoli.

Kiedy Jan Paweł II wzywał: Nie lękajcie się – nie obiecywał zwycięstwa. Obiecywał nagrodę w niebie. Polska sytuacja to sytuacja Żydów sprzed stu lat: przygnieceni wzbierającym antysemityzmem, mieli jednak swoją Księgę – i nadzieję na własne państwo. To prawda, że Polakom trudno z nich brać wzór, gdyż pamiętają o roli żydowskich komunistów, którzy w pewnym okresie stanowili 80% członków tego ruchu na całym świecie (W Izraelu obowiązuje wersja, że Żyd-komunista przestaje być Żydem. Jednak kłóci się to z praktyką przyjmowania ubeków w roli uciekinierów; no i tolerowania własnej, choć mikroskopijnej partii komunistycznej). Ale i my przecież mamy swoich czysto polskich łajdaków, i to pod dostatkiem.

Kiedy byłem na materialno-społecznym dnie – myślałem sobie: cały Układ Warszawski, cały marksizm od prawie półtora wieku działa po to, by takich ludzi jak ty zetrzeć z powierzchni ziemi..., a ty wciąż żyjesz, mówisz i piszesz. Każdy dzień to zwycięstwo nad Imperium Kłamstwa.

Po tylu latach kłamstwa, po tylu wiekach przemocy, wciąż istnieje jedna trzecia aktywnych politycznie Polaków, którzy nie dali się złamać. Choć nie mają już ani Radia Wolna Europa, ani Jana Pawła, ani mitu „Solidarności”; który rozwiał się w 1991, gdy ta nie odcięła się od „Bolka”. Czy nie jest to rodzaj cudu?

Nie znamy przyszłości – i wbrew znanemu hasłu, nie możemy jej „wybrać”. Jednak jest oczywiste, że „koniec historii” nie nastąpił. Elity władzy Islamu, Chin, a nawet przegniłej, ale mocnej surowcami Rosji – uważają, że właśnie teraz będą mogły się wreszcie odegrać na zniewieściałym Zachodzie.

Ludzie o dobrym wzroku widzą już dym unoszący się na wulkanem: nieformalny sojusz irańsko-rosyjsko-chiński dziwnie przypomina Oś lat 30...

Końcowy argument Jacka Kuronia wobec antykomunistów: swoją Polskę będziecie mogli tworzyć kiedy wjadą tu czołgi amerykańskie – może ziścić się w sposób przez nikogo dziś nie przewidziany.

Piotr Skórzyński


Zródło: Opcja na prawo

http://www.opcja.pop.pl/

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 11:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bardzo dobry tekst.
Cytat:
Najlepszy bodaj w Polsce znawca tematu, Jerzy Pawlas, pisał w 1999 r.: Nadawcy komercyjni nie wypełniają podstawowych funkcji informacyjnych – np. święto 11 Listopada dla nich nie istnieje. Nie zapominają jednak o hallowen czy walentynkach. KRRiT nie egzekwuje swojego rozporządzenia z 1994 r. by programy mogące zaszkodzić duchowemu rozwojowi nieletnich oraz ich reklamy były nadawane tylko po godz. 23. (...) Telewizja publiczna utrzymuje się w dużej mierze z opłat abonamentowych. Jednak telewidzowie nie mają żadnego wpływu na ofertę programową. Finansując telewizję, odbiorcy mają prawo rzetelnej informacji, poszanowania obyczajności i przyzwoitości. Co więcej, mają prawo decydować o zawartości oferty programowej. (...) Prosta zasada – kto płaci, ten wymaga – nie jest jeszcze stosowana.

Co się tyczy tzw. 'wolności mediów'. Media aby były słyszane muszą kosztować. A jak kosztują, to znaczy, że trzeba płacić. A płaci kto? A ten kto ma czym. No i sprawa jasna.
O ile w komunie każda ulotka była wielokrotnie czytana, to teraz aby odbiorca pochylił się nad drukiem musi być on na dobrym papierze, z kolorowymi zdjęciami. Kto ma środki na wydanie?
O wadze propagandy najlepiej świadczy siła tejże w Sowieckiej Rosji czy w hitlerowskich Niemczech. Sowiecka Rosja cierpiąca wszelkie materialne niedostatki dbała o to by w każde ucho sączyła się 'prawda'. Nie było prawie niczego, a sieć kołchoźników zagrzewała piosenką i wiarą w to, że niczego lepszego niż sowieckie w świecie nie uświadczysz. Czasy się niby zmieniły, ale propaganda dalej pozostała wolna tj. bezkarna, kierowana przez oligarchów. Ci którzy mają propagandę wygrywają wybory, sprawują włádzę, wygrywają wybory, sprawują władze,... niezależnie od tego w jakim stylu jedno i drugie robią.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sro Kwi 02, 2008 8:48 am    Temat postu: u Orwella ("Rok 1984") to się nazywa "soc&quo Odpowiedz z cytatem

u Orwella ("Rok 1984") to się nazywa "soc"

Grzegorz - Wrocław napisał:
O wadze propagandy najlepiej świadczy siła tejże w Sowieckiej Rosji czy w hitlerowskich Niemczech.


Trafne porównanie, Panie Grzegorzu. PRL-bis to ciąg dalszy socjalizmu w naszym kraju. Od czasu Jewro-Anschlussu ten socjalizm jest wzmacniany.

Gwoli jasności: "Jewro-Anschluss" = skrót od: Jewropiejskij Anschluss, przed którym Polaków przestrzegali Rosjanin Bukowskij i Niemiec Bedermann.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Kwi 04, 2008 10:26 pm    Temat postu: Parę określeń Odpowiedz z cytatem

Cytat:
PRL-bis to ciąg dalszy socjalizmu w naszym kraju.

Prawda sama przez się - tautologia.
Co zaś do W.Bukowskiego, który Unię Europejską nazywa Jewrosojuzem, to można się tu dopatrzeć pewnej niejednoznaczności pierwszego członu, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że jest to określenie używane przez W.Bukowskiego w jego języku ojczystym, bo z kolei S.Michalkiewicz często używa określenia Europejsy. Ale może jestem zbyt dociekliwy Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sob Kwi 05, 2008 8:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Świetny tekst!

Trudno coś dodać. Wiele rzeczy wyjaśnia i wiele przeczuc i intuicji dokumentuje.

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Sob Kwi 05, 2008 7:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W istocie tekst bardzo dobry. Autor bardzo trafnie rozpoznaje i opisuje sytuację manipulacji nastrojami i zachowaniami społecznymi. A takim mikro-opisem całości, który sugeruje zarazem lekarstwo na toczącą nas jako społeczeństwo chorobę, może być moim zdaniem ten fragment:
Cytat:
Po tylu latach kłamstwa, po tylu wiekach przemocy, wciąż istnieje jedna trzecia aktywnych politycznie Polaków, którzy nie dali się złamać. Choć nie mają już ani Radia Wolna Europa, ani Jana Pawła, ani mitu „Solidarności”; który rozwiał się w 1991, gdy ta nie odcięła się od „Bolka”. Czy nie jest to rodzaj cudu?



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Kwi 05, 2008 10:30 pm    Temat postu: WCIĄŻ ISTNIEJE JEDNA TRZECIA AKTYWNYCH POLAKÓW Odpowiedz z cytatem

To, że 'wciąż istnieje jedna trzecia aktywnych Polaków' musi okrutnie boleć 'salon'. To zmusza ich do fałszowania wyników stanu nastrojów społecznych (jak w czasach Szwejka raportowany 'stan nastrojów społeczeństwa' był zawsze 1A). Jeśli coraz to bardziej drastycznie będą 'kręcić' swoje wyniki, to się przekręcą Wink. W końcu ślepy zobaczy, głuchy usłyszy i zrozumieją, że są oszukiwani.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Nie Kwi 06, 2008 10:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Grzegorz - Wrocław napisał:
To, że 'wciąż istnieje jedna trzecia aktywnych Polaków' musi okrutnie boleć 'salon'.

Boli i to jak jasna cholera. Niedawno przy innej okazji o tym chyba pisałem, ale przytoczę raz jeszcze pewien fakt który to najlepiej chyba obrazuje. Jakiś czas temu "towarzysz" Waldemar Kuczyński udzielił wywiadu RP, w którym to wywiadzie stwierdził że:nastroje anty-pisowskie muszą być cały czas podtrzymywane. Jak się dokona przeglądu działalności Kuczyńskiego w wolnej Polsce, jego wypowiedzi i "zasług", sprawa staje się jasna.



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Kwi 07, 2008 12:29 pm    Temat postu: w sprawie jednoznaczności Odpowiedz z cytatem

w sprawie jednoznaczności

Grzegorz - Wrocław napisał:
Co zaś do W.Bukowskiego, który Unię Europejską nazywa Jewrosojuzem, to można się tu dopatrzeć pewnej niejednoznaczności pierwszego członu, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że jest to określenie używane przez W.Bukowskiego w jego języku ojczystym, bo z kolei S.Michalkiewicz często używa określenia Europejsy. Ale może jestem zbyt dociekliwy Wink


Gwoli JEDNOznaczności: to skrótowiec od: "JEWROpiejskij SOJUZ", a kto miał co innego na myśli, ten... sam sobie winien, podobnie jak w pewnym przysłowiu: "trägt ihr Schicksal mit Geduld, wer Germanistik studiert, ist selber schuld". (A komu tam dwie litery wadzą, no, komu?!)

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Kwi 07, 2008 9:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Walka o rząd dusz trwa non-stop. Przez przypadek (po raz pierwszy w życiu) jestem w tej chwili w trakcie oglądania programu very red T.Lisa. O Kościół 'walczą' tam Bartoś, Hołownia i prowadzący. Lisa przyłapano na tym, że emitowany w programie 'antysemicki' fragment spotkania prof. JRNowaka w Zduńskiej Woli nie zawiera ani jednego zdania antysemickiego. Po powtórnym pokazaniu tego fragmentu można było zobaczyć, że proszący o powtórkę pos. Giżyński miał rację. Byliśmy świadkami oczywistej manipulacji. Bo czyż wypowiadanie przy nazwisku Borowskiego nazwiska jego przodków zasługuje na miano antysemityzmu. To trochę jak w gagu filmowym u Woody'ego Allena - jak ktoś nie lubi Nowego Jorku to jest antysemitą. Innym przykładem próby imputowania antysemityzmu było zarzucenie ks. prałatowi Henrykowi Jankowskiemu, że po tym jak został nazwany przez wymienionego z nazwiska redaktora gauleiterem, odpowiedział, że nie pozwoli by mu ten Żyd pluł w twarz. Jest to przecież stosunek do osoby, a nie do nacji (jeszcze raz możnaby przytoczyć W.Allena Wink ). Dlaczego Polak ma się dać opluwać Niemcom, Żydom czy komukolwiek, kto ma na to ochotę.
PS. Oczywiście proszę tego nie potraktować jako agitację do oglądania programu T.Lisa. Sam obiecuję poprawę i już więcej oglądać tego nie będę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sro Kwi 09, 2008 9:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzisiejszy artykuł w GP, to jakby uzupełnienie tej historii, o której opowiadał Piotr Skórzyński w artykule przytoczonym przez Pania Jadwige Chmielowską

Cytat:
Jak Roman Kluska budował ITI 2008-04-08 (11:5Cool
(Gazeta Polska)
(...)
W 2000 r. BRE zapłacił Romanowi Klusce żywą gotówką 170,2 mln zł, podzielił Optimusa na dwie spółki i cenniejszą z nich – Onet.pl odstąpił ITI. W zamian za 50 mln zł i obligacje holdingu medialnego. To było dla ITI wyjątkowo korzystne.

– Sprzedaż Optimusa przez Kluskę to operacja, którą finansiście trudno zrozumieć. W pakietowych transakcjach uzyskuje się zazwyczaj ceny znacznie wyższe niż giełdowe. Tu było odwrotnie, nie było premii, lecz dyskonto w stosunku do cen rynkowych. Analitycy giełdowi zachodzili w głowę, dlaczego twórca i szef Optimusa, menadżer o świetnej znajomości rynku, sprzedaje papiery swojej spółki po 142 zł, podczas gdy jeszcze niedawno ich notowania zbliżały się do 300 zł, po czym rzuca biznes i zaczyna hodować owce? Zmęczenie biznesem czy może inne powody? – zastanawia się nasz informator, ekspert giełdowy. – Nigdy nie zostało wyjaśnione, czy to, co spotkało Kluskę, było dziełem przypadku, a jeśli nie, to kto za tym stał – dodaje.

W otoczeniu Romana Kluski byli szpicle i agenci specsłużb. Po głośnym ostatnio aresztowaniu szwajcarskiego bankiera Petera V. okazało się, że bliskie relacje z bankowcem utrzymywał były szef zarządu wywiadu UOP, Janusz Luks, doradca Kluski. Luks przyznał, że spotykał się z V. – Przedstawił mi ofertę Coutts Banku dla mojego pryncypała Romana Kluski, prezesa Optimusa – powiedział „Rzeczpospolitej”.

W bliskim otoczeniu Kluski było też dwoje współpracowników biznesmena, którym ufał. Potem okazało się, że są na liście tajnych współpracowników służb w IPN. Czy mieli wpływ na decyzje właściciela Optimusa?

Niestety, zdarza się, że do właściciela spółki giełdowej przychodzą ludzie z giełdy rynku kapitałowego, a de facto ze służb specjalnych, i mówią: chcemy twoją firmę. Dają do zrozumienia, że albo odda się ją dobrowolnie i zarobi, co prawda mniej, niż mogłoby się normalnie dostać, albo oni zrobią mu piekło z życia. Tak było z właścicielem spółki giełdowej z branży informatycznej, który dziś zajmuje się inwestycjami kapitałowymi. Nawet do Edwarda Mazura, gdy Bakoma weszła na giełdę i jej akcje szły w górę, podobno przyszło w 1996 r. dwóch „smutnych panów” i powiedzieli: za dobrze wam idzie [akcje Bakomy kosztowały wówczas 62 zł – LM], cena papierów musi spaść o 10 zł, bo inni też chcą zarobić. Może ktoś zniechęcił Kluskę do biznesu, a BRE Bank przypadkowo trafił na zdeterminowanego do sprzedaży spółki właściciela Optimusa – zastanawia się ekspert bankowy, znający realia rynku giełdowego.

A być może Kluska okazał się geniuszem, który przewidział koniec hossy internetowej i spadek cen akcji swojej spółki?

Roman Kluska już po sprzedaży Optimusa powiedział w wywiadzie: „Jakiś czas potem [po transakcji] byłem na bankiecie w Urzędzie Ochrony Państwa. Podchodzi do mnie z lampką szampana jeden z wyższych oficerów UOP i mówi: »Panie prezesie, myśmy obserwowali metodami operacyjnymi, jak pan i pana firma mieliście być zniszczeni«. Wnioskuję, że wtedy już musiała się rozwijać jakaś organizacja o charakterze przestępczym, mająca wpływ na niektórych urzędników państwowych. Tylko nie rozumiem, dlaczego UOP nic wtedy nie zrobił, nie przerwał tego bezprawia?”. Czy wpływ na to mógł mieć fakt, że członkiem Rady Nadzorczej BRE Banku był były szef UOP, gen. Gromosław Czempiński?

Zapłacili gotówką, oddali za obligacje

Do sprzedaży Optimusa doszło w kwietniu 2000 r., tuż przed szczytem hossy internetowej. BRE Bank i współpracujący z nim Zbigniew Jakubas odkupili od Kluski wiodący pakiet akcji Optimusa, firmy produkującej komputery i będącej właścicielem portalu internetowego Onet. Interes dla banku wydawał się doskonały: za akcje, których giełdowy kurs wynosił ponad 250 zł, nabywcy zapłacili po 142 zł. W sumie BRE Bank wydał prawie 170,2 mln zł, a Jakubas ponad 91 mln zł. Tymczasem w ciągu kilkunastu dni cena akcji Optimusa spadła do poziomu tej z umowy z bankiem i spadała dalej. Koniec hossy internetowej i tendencje recesyjne w gospodarce spowodowały, że BRE Bank na kupnie Optimusa nie zarobił, jak się spodziewał. Okazało się nawet, że mogą być kłopoty ze sprzedażą spółki.

Jednak Wojciech Kostrzewa, wówczas prezes BRE Banku, zapytany przez „Rzeczpospolitą”, twierdził, że bank zrobił dobry interes: – Jeżeli zarobiłem w ciągu roku 50 procent, to niewątpliwie był to dobry interes – powiedział.

Prezesem Optimusa z rekomendacji BRE Banku został Jacek Krawczyk, były wiceminister przemysłu w rządzie Jana K. Bieleckiego oraz były zastępca Wojciecha Kostrzewy w zarządzie Polskiego Banku Rozwoju SA. – Dokonał on operacji nietypowej na polskim rynku – podzielił Optimusa na dwie spółki giełdowe (zwykle się łączy, by wzmocnić wartość spółek), na spółkę komputerową i na Onet.pl., który był największym aktywem Optimusa. Taka była umowa, jaką BRE podpisał z koncernem ITI, który odkupił od banku akcje Optimusa, przy czym zainteresowany był tylko przejęciem Onet.pl – mówi „GP” ekspert giełdowy.

(...)
Zmuszony do wycofania się z biznesu

Po sprzedaży Optimusa Kluska powiedział: „Dziś mogę powiedzieć, że dlatego [z powodu nękania przez różne instytucje państwowe] na początku 2000 r. postanowiłem sprzedać udziały w Optimusie, który przez wiele lat prowadziłem, i wycofać się z biznesu. Pewnego dnia dostaliśmy protokół pokontrolny z Urzędu Kontroli Skarbowej. Naliczono nam znaczną kwotę podatku VAT. Chodziło o naszą umowę na eksport komputerów do krajów za wschodnią granicą. Ten podatek niszczył firmę i podrywał zaufanie akcjonariuszy. Naliczono go nam na podstawie protokołu z zeznań jakiegoś świadka. To praktycznie zlikwidowałoby Optimusa jako firmę giełdową w ciągu jednego dnia. Co z tego, że wygralibyśmy w NSA po paru latach, jeśli wcześniej firma by zbankrutowała?”.

Klusce dawano do zrozumienia, że powinien płacić łapówki. Ale nie reagował na te propozycje.

Zawiadomienie do UKS na Kluskę złożył, jak podawał „Parkiet”, jeden z banków. Ni stąd, ni zowąd okazało się, że Kluska ma problem z podatkami; chodziło o reeksport komputerów do Czech. Ale i po sprzedaży Optimusa problemy Kluski z fiskusem oraz innymi instytucjami państwowymi nie tylko nie skończyły się, ale jeszcze wzmogły. Tak jakby ktoś się na nim mścił.

W lipcu 2002 r. został zatrzymany przez policję. Otoczono dom biznesmena, zakuto go w kajdanki, przeprowadzono rewizję, potem eskortowano w konwoju do aresztu w Krakowie. Już następnego dnia okazało się, że wojsko potrzebuje samochodów Kluski. Dziwny zbieg okoliczności. Wojskowa Komenda Uzupełnień w Nowym Sączu zażądała od byłego właściciela Optimusa oddania do dyspozycji sił zbrojnych dwóch samochodów terenowych Toyota Land Cruiser, należących do jego firmy. Powołała się na konieczność „świadczeń rzeczowych” dla wojska. Pismo w tej sprawie podpisał kierownik Referatu Zarządzania Kryzysowego Ochrony Ludności i Spraw Obronnych.

Roman Kluska powiedział wówczas: „czuję się, jakbym miał do czynienia z zorganizowaną strukturą, która może dopaść i zniszczyć każdego. Policja, wojsko, Ministerstwo Finansów użyły wobec mnie niewspółmiernie dużych środków. Przecież mam opinie prawników, ekspertyzy renomowanych firm doradczych. Wszyscy zgodnie twierdzą, że prowadziłem interesy zgodnie z prawem”.

Kto ma taką siłę sprawczą, by wpływać na instytucje państwa? Urząd Skarbowy w Nowym Sączu twierdził, że jako prezes Optimusa Kluska oszukał skarb państwa i nie zapłacił 30 mln należnego podatku VAT za lata 1998–2000. Jednak pod koniec stycznia 2003 r. umorzył ten podatek nienależącemu już do niego Optimusowi. Optimus nie musiał płacić, jednak zarzuty o oszukiwanie urzędu skarbowego wobec Kluski pozostały. Został potem z nich oczyszczony, ale do wielkiego biznesu już nie wrócił.

Leszek Misiak


Całość wraz z ciekawymi komentarzami na FF
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1581133

Warto pamiętac o tym artykule oglądając TVN24

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Kwi 12, 2008 10:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Mirku,
Proponuję zmianę tego, co Pan napisał na czerwono na:

Warto pamiętać o tym artykule i nie oglądać TVN24

co ja osobiście robiłem i bez tego apelu, ale teraz on mnie dodatkowo będzie zniechęcać. Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum