Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kornel Morawiecki; Tylko prawda jest ciekawa
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 5:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/154081.html

"IPN zażąda zwrotu akt od Wałęsy
Cezary Gmyz 26-06-2008, ostatnia aktualizacja 26-06-2008 01:22

Instytut zwróci się o wydanie materiałów SB dotyczących m.in. obecnego prezydenta – ustaliła „Rz”

Prezes Janusz Kurtyka jest poza instytutem. Nie mogę więc potwierdzić tej informacji – mówi „Rz” rzecznik IPN Andrzej Arseniuk.

Jednak jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Instytut Pamięci Narodowej zażąda od byłego prezydenta zwrotu dokumentów. Ma to związek z książką Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Udowadniają w niej, że Wałęsie jako urzędującemu prezydentowi udostępniono dokumenty. Części z nich do tej pory nie oddał. Wśród nich był tzw. zbiór Jerzego Frączkowskiego, byłego szefa Wydziału Studiów SB w Gdańsku. UOP 5 marca 1993 roku przeprowadził u niego rewizję pod pretekstem poszukiwania materiałów promieniotwórczych. Odnaleziono zmikrofilmowane akta dotyczące Lecha Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza i Bogdana Lisa. Dokumenty powinny trafić do prokuratury, która prowadziła sprawę związaną z rewizją. Ale nigdy tam nie dotarły. Ich wydania odmówił ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. W kwietniu 1994 r. ponad dwa tysiące stron dokumentów na mikrofilmach trafiło do prezydenta Wałęsy. Zachowała się na ten temat notatka oficera UOP. „Przekazałem je Prezydentowi Wałęsie, sporządzając na tę okoliczność stosowną notatkę. Nie otrzymałem od Prezydenta żadnego potwierdzenia lub pokwitowania odbioru jacketów” – raportował funkcjonariusz.

Szefostwo instytutu na podstawie ustawy o IPN ma obowiązek zwrócić się do Wałęsy o zwrot tych mikrofilmów. Historycy IPN w swojej książce dowodzą też, że to niejedyne materiały, których Wałęsa nie zwrócił. Chodzi o 21-stronicowy dokument dotyczący sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim „Bolek”, który Lech Wałęsa rozdawał dziennikarzom w czasie kampanii wyborczej w 2002 roku. Kolportował go na dowód, że kryptonim „Bolek” nie był pseudonimem agenta, ale kryptonimem operacji SB.

Cenckiewicz i Gontarczyk odkryli, że dokument ten figurował w spisie zawartości dokumentów wypożyczonych Wałęsie. Nie było go jednak już wśród dokumentów, które zwrócił.

Braki stwierdzono w 1996 roku, kiedy za zezwoleniem ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego otworzono paczkę z dokumentami zwróconymi przez Wałęsę. Wówczas szef UOP Andrzej Kapkowski wysłał do byłego prezydenta żądanie zwrotu dokumentów. Odpowiedzi się nie doczekał."

Źródło : Rzeczpospolita


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Czw Cze 26, 2008 6:51 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 6:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/153706.html

"Dudek: Wałęsa nie zwrócił dokumentów dotyczących Kaczyńskiego
gaw 25-06-2008, ostatnia aktualizacja 25-06-2008 11:37

Doradca prezesa IPN Antoni Dudek powiedział, że były prezydent Lech Wałęsa w pierwszej połowie lat 90. nie zwrócił w sumie 2,5 tys. sfotografowanych stron tajnych dokumentów dotyczących m.in. Lecha Kaczyńskiego i Bogdana Borusewicza.

- Żeby była jasność co do mojej oceny tej książki ('SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii') uważam, że ona udowadnia jedną rzecz w sposób trudny do podważenia, że Lech Wałęsa wszedł w posiadanie szeregu tajnych dokumentów w pierwszej połowie lat 90. dotyczących swojej osoby, ale nie tylko swojej osoby, także takich polityków jak Lech Kaczyński czy Jacek Merkel i te dokumenty nie wróciły - powiedział Dudek w Radiu TOK FM.

- Dokumenty dotyczące Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza były na 54 mikrofilmach, które w ogóle nie wróciły od prezydenta - zaznaczył. - Bo o ile wróciła zdekompletowana ta słynna dokumentacja papierowa w paczce, no to mikrofilmy nie wróciły, a tam jest, czy było, ponad 2,5 tys. sfotografowanych stron - mówił historyk.

- To jest dla mnie rzecz, która Wałęsę obciąża. Nawet jeżeli na tych mikrofilmach nie było dokumentów jednoznacznie potwierdzających fakt współpracy - a tego nie wiemy - to nie zmienia to faktu, że te dokumenty miały klauzulę tajności - dodał Dudek.

W poniedziałek ukazała się, wydana przez IPN, książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", autorstwa historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.

Główne tezy książki mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek". Akta o tym świadczące, według autorów, Wałęsa zabrał w latach 90.; według nich w 2000 r. Sąd Lustracyjny wadliwie ocenił dowody nt. Wałęsy i pominął ich część. Wałęsa zaprzecza zarzutom o współpracę.

Książka szeroko opisuje sprawę otrzymania przez prezydenta Wałęsę z UOP, mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, zgromadzonej na jego temat dokumentacji SB, która wróciła do UOP po kilku miesiącach zdekompletowana. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był "Bolkiem" - piszą autorzy.

We wrześniu 1996 r. szef MSW z SLD Zbigniew Siemiątkowski napisał w notatce dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, że do UOP nie wróciły m.in. "notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy", "jego dokumenty rejestracyjne" i "pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną". Choć poproszono wtedy byłego prezydenta, aby zwrócił brakujące materiały, nigdy nie odpowiedział.

- Problem w tym, że odbierając (dokumenty na temat TW Bolka) nie sprawdziłem ich. Ktoś założył, że biorąc je nie będą sprawdzał - mówił w zeszły czwartek Wałęsa we Wrocławiu. "Ja biorąc nie patrzyłem co brałem i nie patrzyłem co oddawałem" - podkreślił. Przyznał, że biorąc teczkę TW Bolka chciał się zapoznać z tymi dokumentami, bo słyszał różne bzdury i chciał wiedzieć czy się potwierdzają. "Po drugie - nie chciałem tego mówić, ale trudno - wiedziałem, że miałem nad moim łóżkiem kamerę. Chciałem wiedzieć czy ja z żoną nie jesteśmy źle ujęci. Chciałem sprawdzić czy coś tam jest" - mówił b. prezydent.

Wałęsa podkreślił, że po sprawdzeniu tego wszystkiego dokumenty oddał. "Pomyślcie jaki miałem interes w tym, żeby usuwać te papiery, skoro wiedziałem, że oni mają spis tych dokumentów? Jaki był sens usuwać te papiery? Gdyby tam było moje zobowiązanie do współpracy, gdyby tam był jakikolwiek mój podpis... Ale tam niczego takiego nie było" - oświadczył."

Źródło : PAP
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 6:41 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://cogito62.salon24.pl/81105,index.html

w.s_media - "Aleksander Ścios"
wolny strzelec /historyk filozofii/

2008-06-25, 19:09:28

ARCHIPELAG PRL

„Polacy po dwunastu latach kontaktu z Wałęsą nie są w stanie osądzić, czy jest on bohaterem, łajdakiem czy błaznem. Dzieje się tak dlatego, że niewielu Polaków odważyło się zagłębić w przeszłość. Pozwolono, by motywy postępowania Wałęsy w latach kryzysu – 1970, 1980, 1982 i 1989 – pozostały tajemnicą, jego wybór przyjaciół i wrogów traktowano po prostu jako przejaw ekscentryzmu bądź kaprysu. Przedstawienie Wałęsy jako tajnego agenta było niemal z pewnością niewłaściwe, ale nasuwało wątpliwości: dlaczego Wałęsa zachowywał się tak dziwnie, czasem z błyskiem geniuszu, a czasem bardzo nieudolnie, szczególnie w ważnych sprawach politycznych? Życie Wałęsy dostarcza klucza do zrozumienia upadku komunizmu na Wschodzie i może pomóc w rozwikłaniu zagadek postkomunistycznego świata – jego uśpionej przemocy, jego najgłębszych lęków. Lecz do tej pory życie Wałęsy badali jedynie hagiografowie lub skwaszeni dworacy.” – ten cytat, pochodzący z książki „ Nagi prezydent. Życie polityczne Lecha Wałęsy” Rogera Boyesa z roku1994, doskonale oddaje atmosferę, w jakiej Wałęsa i jemu podobni, funkcjonowali w III RP i zawiera smutną prawdę o kondycji naszego społeczeństwa. Które woli nie wiedzieć.

Lektura książki o Wałęsie - najważniejszej książki ostatniej dekady, była dla mnie doświadczeniem wstrząsającym. Nawet nie z powodu potwierdzenia wiedzy o agenturalnej przeszłości Wałęsy – o czym wiedział każdy, kto wiedzieć zechciał, lecz przerażającego obrazu Polski, jaki wyłania się z kart książki IPN- owskich historyków.

Opis mechanizmów funkcjonujących w latach PRL –u, nawet zdecydowanego przeciwnika spiskowej teorii dziejów skłoniłby do rewizji przekonań. Zdarzenia, które w oficjalnej wersji historycznej miały być efektem naturalnych, spontanicznych procesów, jawią się jako w pełni sterowane i kontrolowane operacje komunistycznych służb.

Ogromną zasługą książki Cenckiewicza i Gontarczyka jest ukazanie tajnych mechanizmów, mających bezpośredni wpływ na rzeczywistość lat 70 i 80 tych. Po publikacji tej książki, zasadnym i fundamentalnym staje się pytanie – na ile powstanie „Solidarności” i zdarzenia z lat następnych były efektem społecznego sprzeciwu wobec reżimu komunistycznego, na ile zaś stanowiły dramatyczny spektakl, w którym scenariusz pisali sami komuniści?

Przedstawiam poniżej dwa dokumenty Służby Bezpieczeństwa z gorącego okresu roku 1981. Znajdują się na stronach 352-353 książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Pokazują, że Lech Wałęsa był nie tylko rozpracowywany (sprawa operacyjnego rozpracowania kryptonim »Bolek«), ale również „ochraniany”przez SB. Z jednej strony Służba Bezpieczeństwa prowadziła grę mającą na celu zachowanie Wałęsy na stanowisku przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej (później Komisji Krajowej) NSZZ „Solidarność”, z drugiej dążyła do osłabienia jego pozycji w związku.

Obraz, jaki wyłania się z treści tych dokumentów, powinien skłonić do głębokiej refleksji…



1981 luty 21, Warszawa
– Plan działań przygotowany przez Departament III „A” MSW w razie pozbawienia Lecha Wałęsy funkcji przewodniczącego KKP NSZZ „Solidarność”1



Warszawa, dnia 21 II 1981 r.



TAJNE SPEC[jalnego] ZNACZENIA



KONCEPCJA przygotowania i realizacji działań na przypadek wykonania zamiaru eliminacji Lecha Wałęsy z przewodniczącego KKP NSZZ „Solidarność” przez KSS KOR i elementy ekstremistyczne.



1. Analiza zjawisk występujących ostatnio w niektórych ogniwach „Solidarności”, a głównie na forum Krajowej Komisji Porozumiewawczej wskazuje, że:

1.1. KSS KOR przejawia zamiary zdjęcia bądź doprowadzenia do rezygnacji Lecha Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego KKP, jako „zbyt ugodowego wobec rządu”;

1.2. J[acek] Kuroń przygotowuje klimat do obsadzenia stanowiska przewodniczącego KKP przez osobę oddaną KSS KOR-owi. Realne przesłanki wskazują, że J[acek] Kuroń typuje na to stanowisko Zbigniewa Bujaka , przewodniczącego MKZ Regionu „Mazowsze”.

2. Aktualne rozpoznanie wskazuje, że przeciwko L[echowi] Wałęsie opowiedzą się (na forum KKP i w terenie) przewodniczący następujących MKZ: Bujak („Mazowsze”), [Jan] Rulewski (Bydgoszcz), [Eligiusz] Naszkowski (Piła), [Andrzej] Sobieraj (Radom), [Andrzej] Słowik (Łódź) oraz osoby związane z KOR (tylko na forum KKP – ich MKZ-y mogą reprezentować linię obrony Wałęsy): [Lech] Dymarski (Poznań), [Karol] Modzelewski (Wrocław), [Tadeusz] Jedynak (Jastrzębie), a także eksperci i doradcy związani z KSS KOR we wszystkich ogniwach.

3. W obronie Wałęsy opowiedzą się czynnie:

3.1. MKZ w: Bielsku-Białej, Bytomiu, Katowicach, Wałbrzychu, Lublinie, Szczecinie, Krośnie, Rzeszowie i tzw. mniejsze;

3.2. Episkopat Kościoła katolickiego i eksperci ze stowarzyszeń chrześcijańskich;

3.3. Chłopi – w rezultacie udziału Wałęsy w końcowej fazie pertraktacji strajkujących w Rzeszowie i Ustrzykach z rządem.

4. W razie zaistnienia przewidywanej sytuacji planuje się podjęcie szeregu działań obronnych i ofensywnych.

4.1. Polska Agencja Prasowa winna opublikować oświadczenie zawierające tło i przyczyny odsunięcia Lecha Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego KKP przez KSS KOR i elementy ekstremistyczne w „Solidarności”. Projekt oświadczenia winien być opracowany w Zespole Propagandy KC PZPR z wyprzedzeniem;

4.2. Wskazanym byłoby oświadczenie Episkopatu broniące Lecha Wałęsy. Rolę inspirującą winien przejąć Dep[artament] IV MSW;

4.3. Wskazanym jest natychmiastowe spotkanie się z L[echem] Wałęsą przez członka rządu (wicepremiera [Mieczysława F.] Rakowskiego albo ministra [Stanisława] Cioska) i opublikowanie komunikatu rzecznika prasowego rządu, w treści którego wyrażony byłby szczery żal z powodu odejścia L[echa] Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej;

4.4. Wyprzedzająco opracować treść ulotki w obronie Wałęsy, a przeciwko KSS KOR. Zawierać ona winna:

– sylwetkę Wałęsy,

– odpowiedź na pytanie, dlaczego KOR wykańcza go,

– akcentować powiązania KSS KOR z zachodnimi ośrodkami dywersyjnymi,

– ewentualnie, kto występował i głosował przeciwko Wałęsie.

Treść ulotki opracują: Wydz[iał] I i III Dep[artamentu] III-A i Wydz[iał] IX Dep[artamentu] III MSW.

Ulotki winny być rozkolportowane w miejscach publicznych miast wojewódzkich i w dużych zakładach pracy, siłami własnymi SB, po zdjęciu Wałęsy.

4.5. Wszystkie piony operacyjne uruchomią w trybie natychmiastowym sieć osobowych źródeł informacji, zlecając im zadanie wywołania i podtrzymania w miejscach pracy dyskusji na temat odwołania Wałęsy oraz inspirowania innych osób do zadawania pytań działaczom „Solidarności” – kto i w czyim interesie doprowadził do zdjęcia wymienionego oraz żądanie przywrócenia Wałęsie władzy.

4.5.1. Wytypowana sieć winna w trakcie dyskusji wskazywać na KSS KOR i osobiście J[acka] Kuronia jako sprawców „wykończenia” Wałęsy.

4.5.2. Zmasowane działania poprzez osobowe źródła informacji i w drodze ulotkowej winny wywołać powstanie „powszechnej obrony” Wałęsy i potępienie KSS KOR.

4.6. Inspirowanie środków masowego przekazu.

4.6.1. Wytypowani uprzednio redaktorzy telewizji i radia winni przeprowadzać wywiady z robotnikami dużych zakładów przemysłowych, opowiadających się za powrotem L[echa] Wałęsy i natychmiast je publikować;

4.6.2. Dep[artament] II w zakresie możliwości inspirował będzie korespondentów zachodnich do obrony Wałęsy i wskazywania na KSS KOR jako sprawcę „przewrotu” w „Solidarności”;

4.6.3. Dep[artament] I spowoduje nadsyłanie z krajów zachodnich, o[d] licznej Polonii, listów w obronie Wałęsy, kierowanych do MKZ dużych zakładów pracy i KKP;

4.6.4. MSZ poprzez swoich pracowników w kraju i za granicą winno podczas spotkań ze swoimi partnerami z państw zachodnich odpowiednio naświetlać fakt usunięcia Wałęsy.

5. Następnym etapem działalności winien być generalny atak na przeciwników Wałęsy – doprowadzenie do ich kompromitacji, izolacji i odsunięcie od wpływów w „Solidarności”. W tym celu należy użyć sieci TW oraz inspirować ogniwa „Solidarności” i działaczy w dużych zakładach przemysłowych, które poprzednio występowały w obronie Wałęsy.



OPRACOWANO

w Wydz[iale] III Dep[artamentu] III-A [MSW]

Źródło: IPN 0236/277, t. 2, k. 208–211, oryginał, mps.





******************



1981 marzec 26, Warszawa – Prognoza rozwoju sytuacji w KKP NSZZ „Solidarność” oraz plan ochrony Lecha Wałęsy przygotowany przez Departament III „A” MSW w razie próby zamachu na jego życie.




Warszawa.26 marca 1981 roku.

TAJNE SPEC[jalnego] ZNACZENIA

Egz. nr 3



PROGNOZY rozwoju sytuacji w KKP na najbliższe dni i wynikające z nich wnioski .



W związku z zaistniałą sytuacją polityczno-operacyjną należy się spodziewać poważnego rozłamu w KKP i kierowniczych ogniwach NSZZ „Solidarność”. Wynika to z faktu, że:

– MKZ Bydgoszcz, sterowany przez J[ana] RULEWSKIEGO, dąży za wszelką cenę do niedopuszczenia do żadnych ustępstw „Solidarności” wobec rządu. Zgodnie z wytycznymi RULEWSKIEGO, MKZ Bydgoszcz zmierzać będzie do utworzenia wspólnego frontu ze Zbigniewem BUJAKIEM i MKZ regionu Mazowsze. Koalicja ta w przypadku załamania się WAŁĘSY i kompromisowego stanowiska w rozmowach z rządem zamierza odsunąć go od kierowania „Solidarnością” i ogłosić zdrajcą.

Popiera to Jacek KUROŃ, który stojąc z boku, realizuje własne cele polityczne.

– Ze strony ekspertów katolickich i Episkopatu czynione są naciski na wzajemny kompromis, celem załagodzenia napiętej sytuacji. W tym duchu może ponownie wystąpić kard. [Stefan] WYSZYŃSKI do wiernych, opowiadając się przeciwko strajkowi generalnemu.

Należy przypuszczać, że w tej sytuacji Lech WAŁĘSA, nie chcąc narazić się żadnej stronie, będzie lawirował i podejmował pociągnięcia demonstracyjne. Mimo to należy spodziewać się usunięcia WAŁĘSY z funkcji w kierownictwie „Solidarności”.

Należy przyjąć następujące warianty zachowania się L[echa] WAŁĘSY:

I. W przypadku jego usunięcia odwoła się on do szeregowych członków „Solidarności”,

by opowiedzieli się po jego stronie poprzez :

– do jego świadomości doprowadzone zostało poprzez jego brata [Stanisława Wałęsę] podczas pobytu w Bydgoszczy, że „sprawa bydgoska” była prowokacją przeciwko niemu ze strony RULEWSKIEGO. Upewnił się w tym po demonstracyjnym zachowaniu się przedstawicieli MKZ Bydgoszcz;

– uświadomił sobie, że [Andrzej] ROZPŁOCHOWSKI3 z Katowic usiłuje stworzyć makroregion, aby mu się skuteczniej przeciwstawić;

– zdaje sobie sprawę, co zademonstrował w Bydgoszczy, że KUROŃ i MODZELEWSKI wbijają klin między niego i „Solidarność” i że chcą go pozbawić pełnionych funkcji. Powstrzymuje się z ich wydaleniem jedynie ze względu na dużą pomoc finansową i organizacyjną przy tworzeniu „Solidarności”.

W przypadku tym WAŁĘSIE należy udostępnić natychmiast wszystkie środki masowego przekazu (radio, tv, prasa) do ujawnienia przyczyn wydalenia [go] z kierownictwa „Solidarności”. Należy przypuszczać, że pod wpływem emocji będzie krytykował władzę, ale przede wszystkim wzbudzi nieufność i skompromituje działaczy o ekstremalnych tendencjach.

II. WAŁĘSA dobrowolnie zrezygnuje z funkcji przewodniczącego pod naciskiem skrajnych działaczy NSZZ „Solidarność”. W tym przypadku uruchomiony zostanie zaktualizowany plan ochrony L[echa] WAŁĘSY w NSZZ „Solidarność”.

III. Elementy ekstremalne mogą zdecydować się na fizyczne unicestwienie (zamach) L[echa] WAŁĘSY w okolicznościach sprzyjających obciążeniem za zamach SB lub MO. Sprzyja temu aktualna nagonka na organa MSW oraz rozpowszechniona sprawa RULEWSKIEGO.

Ewentualne fizyczne unicestwienie WAŁĘSY może nastąpić w następujących okolicznościach:

– podczas konsumowania posiłku;

– podczas pobytu w miejscach publicznych;

– podczas kontaktów z innymi osobami np. M. DUCHNIEWSKĄ

– podczas przejazdu do innych miejscowości w kraju;

– w pokoju hotelowym lub w mieszkaniu własnym.

Należy przewidzieć użycie do tego celu wszelkich dostępnych środków toksycznych, broni palnej lub innych niebezpiecznych narzędzi.

W związku z powyższym celowym jest:

1. Wzmożenie rozpoznania operacyjnego wszystkich środowisk mogących podjąć się zamachu, a szczególnie:

– woj. bydgoskie – J[an] RULEWSKI

– woj. katowickie – A[ndrzej] ROZPŁOCHOWSKI

– woj. gdańskie – A[ndrzej] KOŁODZIEJ

bądź reprezentanci RMP

– woj. warszawskie – KOR lub przedstawiciele MKZ Regionu Mazowsze.

2. Wzmocnienie przez Biuro „B” MSW niejawnej obserwacji zewnętrznej L[echa] WAŁĘSY, a zwłaszcza w ogólnodostępnych miejscach jego pobytu.

3. Rozważenie możliwości i celowość przeprowadzenia rozmowy przez czynniki rządowe i zaproponowanie mu ochrony osobistej, choć byłoby to niekorzystne dla wariantu I i II.


Wykon[ano] w 3 egz.

egz. nr 1 – kier[ownictwo]

egz. nr 2 – spr[awa] ob[iektowa] „Aktywni”7

egz. nr 3 – kier[ownictwo] Wydz[iału] [III] Dep[artamentu] III-A [MSW].



Źródło: IPN 0236/277, t. 2, k. 233–235, oryginał, mps.



*****************



Kto pamięta rok 1981, ten wie, że „karnawał Solidarności” był czasem, gdy na krótką chwilę mogliśmy poczuć się wolni. Te 16 miesięcy Polacy okupili później wieloma ofiarami i latami komunistycznego terroru.

Mamy bezwzględne prawo wiedzieć – czy byliśmy wówczas uczestnikami wolnościowego zrywu czy stanowiliśmy tylko „użyteczne tło” dla rozgrywek wewnątrz systemu komunistycznego? Czy ludzie, których III RP namaściła na „przywódców” reprezentowali naród, czy interesy esbeckich mocodawców?

A wreszcie - czy państwo w którym dziś żyjemy, stworzone na mocy paktu z komunistami, nadal jest areną, na której mechanizmy rządzące polityką i gospodarką są wyłącznym i tajnym dominium służb specjalnych i postkomunistycznych grup interesów?

Po książce Cenckiewicza i Gontarczyka, nie da się dłużej zamilczać tych najważniejszych w naszej historii pytań. Nawet, jeśli większość społeczeństwa woli „nie wiedzieć”, obowiązkiem pozostałych jest pytać.

Z wolą czy bez woli rządzących „elit”, znajdziemy odpowiedź.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 7:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/?id=14957

26.06.2008 07:12

"„Pokazano mi oryginały akt «Bolka«”

Jarosław Kaczyński


Rozmawiał Jacek Karnowski
Jacek Karnowski: W Sygnałach Dnia pierwszy gość – były Premier, Prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dzień dobry, panie premierze.

Jarosław Kaczyński: Dzień dobry.

(...)

Jacek Karnowski: Panie premierze, wciąż gorąca dyskusja wokół książki „SB a Lech Wałęsa” autorstwa historyków IPN. W debatach wokół tej sprawy bardzo często pojawia się pewien zarzut pod pańskim adresem, a mianowicie dlaczego ta sprawa uwikłań Lecha Wałęsy z początku lat 70. nie przeszkadzała panu czy nie podnosił jej pan w początkach lat 90., czyli w tym okresie dochodzenia Lecha Wałęsy do prezydentury i w czasie, kiedy pan był szefem Kancelarii Prezydenta. Dlaczego to wtedy nie wyszło?

Jarosław Kaczyński: Panie redaktorze, no przecież ja ani, sądzę, nikt poza stroną komunistyczną nie miał wtedy takiej wiedzy. I to są wmówienia. Tak samo jak jest wmówieniem to, że to myśmy inicjowali tę książkę. No, trudno z tym dyskutować, bo w Polsce są dwie reguły – może być książka tak poważnie udokumentowana, jak właśnie ta, o której mówimy i ona nie jest żadnym dowodem na nic, a z drugiej strony można rzucać na ludzi różnego rodzaju oskarżenia, nie dysponując nawet cieniem dowodu i mimo wszystko to funkcjonuje w obiegu publicznym całkiem poważnie.

Jeśli chodzi o tamte lata, to ja w żadnym razie nie mogę zaprzeczyć, że ja słyszałem o takich oskarżeniach. O tym słyszałem jeszcze chyba nawet przed Sierpniem 80 roku. Natomiast późniejsza działalność Lecha Wałęsy przy wszystkich kontrowersjach, jakie wzbudzał, także w tzw. okresie karnawału w żadnym wypadku nie weryfikowała tego rodzaju tezy i dlatego też ona później jakby zamarła. Wróciła, kiedy Lech Wałęsa był kandydatem na prezydenta i wtedy z różnych bardzo stron tego rodzaju wieści do mnie dochodziły, także z tej strony, która dzisiaj tak niezwykle zaciekle Lecha Wałęsę broni. Nie wiem, jakby to wyglądało, gdyby druga tura ówczesnych wyborów była w innym składzie niż była, ale w każdym razie miałem prawo podchodzić do tego z dystansem. Później zostałem poinformowany już jako szef Kancelarii o pewnych szczegółach i mogłem nawet pewne dokumenty zobaczyć. Mówię to, chociaż wiem, że ten, który mi te dokumenty pokazał, dzisiaj się wyprze, ale pokazał mi.

Jacek Karnowski: A kto, panie premierze?

Jarosław Kaczyński: No, chodzi o pana Milczanowskiego. Ale cóż ja mogłem wtedy zrobić? Gdybym to ogłosił publicznie, zostałbym zdezawuowany i uznany za człowieka niezrównoważonego psychicznie, już nie mówiąc o zdradzie tajemnicy państwowej (...).

Jacek Karnowski: A pan, panie premierze, widział oryginału dokumentów, czy te kopie tylko?

Jarosław Kaczyński: Ja widziałem teksty, które pan Milczanowski przedstawiał mi jako oryginalne.

Jacek Karnowski: Doniesienia TW „Bolek”.

Jarosław Kaczyński: Tak, jako oryginalne, sprawdzone grafologicznie i wtedy wywiązała się, pamiętam, między nami taka dyskusja, gdzie ja broniłem Lecha Wałęsy, mówiąc (nie będę przytaczał, z jakich względów), że nie bardzo wierzę, żeby to było jego autorstwa. No, on mi przedstawiał bardzo mocne argumenty za tym, że to jednak mogło być jego autorstwa i że było jego autorstwa. Zresztą najwyraźniej nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Powtarzam: wiem, że on dzisiaj będzie temu przeczył, ale to jest fakt, który zna przynajmniej kilka osób, bo jakiś czas po tym tym osobom, którym mogłem, które miały dostęp do tajemnicy państwowej, to relacjonowałem, ale nie byłem wtedy w stanie w sensie politycznym pójść dalej, już nie mówiąc o tym, że też nie miałem stuprocentowej pewności i też nie miałem stuprocentowej pewności, jaką politykę będzie prowadził Lech Wałęsa. Bo to, co jest kwestią najważniejszą, to jest to, jaki był finał. Finałem była skrajnie nieudana, szkodliwa dla Polski prezydentura Lecha Wałęsy, który robił będąc prezydentem dokładnie co innego, znaczy coś przeciwnego niż zapowiadał i umacniał w Polsce – i to bardzo intensywnie umacniał – system postkomunistyczny.

Jacek Karnowski: Panie premierze, czy Andrzej Milczanowski przyszedł do pana, pokazał: to są dokumenty TW „Bolek”? Identyfikował TW „Bolek” z Lechem Wałęsą wówczas?

Jarosław Kaczyński: Andrzej Milczanowski podczas wspólnego obiadu w restauracji sejmowej (byłem wtedy szefem Kancelarii, oczywiście, znaliśmy się dobrze z czasów podziemia), zaproponował mi, żeby do niego przyjść, do gabinetu szefa UOP, i ja – nie pamiętam, czy następnego dnia, czy po kilku dniach – przyszedłem, pokazał mi tam różne dokumenty, dotyczące zresztą nie tylko tej jednej osoby, i doszło do tej dyskusji, o której wspomniałem. Ja mogłem się z tym zapoznać. To tyle. Była też rozmowa na temat innych osób. Ta słynna lista Milczanowskiego, która została mi wtedy pokazana, była, powiedzmy sobie, nieporównanie dłuższa niż lista Macierewicza czy te inne listy, które później publikowano jako listę Milczanowskiego. To nie była ta sama lista. Nie wiem, oczywiście, czy była jedna lista Milczanowskiego, być może kilka różnych dokumentów (...).

Jacek Karnowski: Jaka była intencja Andrzeja Milczanowskiego?

Jarosław Kaczyński: A, tego po dziś dzień nie potrafię powiedzieć. Nie potrafię, oczywiście, też powiedzieć, czy wiedział o tym Lech Wałęsa, czy też nie wiedział, ale to w tej chwili jest nie do wyjaśnienia i nie ma znaczenia. Więc powtarzam: ja wtedy... ja najpierw, kiedy forsowałem rzeczywiście Lecha Wałęsę (chociaż tak przy okazji warto wspomnieć, że nie uczestniczyłem w kompanii wyborczej, bo wtedy już między nami był ostry spór, ale to tylko na marginesie), to miałem tylko taką wiedzę, jaka krążyła po kraju, a kiedyś krążyła po Solidarności, krążyła także po warszawskich salonach opozycyjnych jeszcze w latach 80–81, a w szczególności na jesieni 81 roku. Natomiast pierwszy raz dokumenty zobaczyłem wtedy. No, później było to, co przygotował zespół ministra Macierewicza. No, to była jakby weryfikacja tego, co wtedy zobaczyłem, tylko jeszcze pogłębiona. Ale przede wszystkim była praktyka Lecha Wałęsy, praktyka, która pokazywała, że coś musiało być. Jeżeli to wszystko zestawić, jeszcze teraz to, co zgromadzono w tej książce, to jest naprawdę bardzo solidny wywód. Ja wczoraj usłyszałem ocenę profesora historii, specjalisty od źródeł, kierownika Katedry Źródłoznawstwa, że to wyjątkowo wręcz rzetelnie zrobiona praca. (...)

Jacek Karnowski: Kto jeszcze, panie premierze, był w tym gronie, które wówczas widziało te oryginalne dokumenty?

Jarosław Kaczyński: Z tego co wiem, to tylko ja. No i, oczywiście, miał z tym wszystkim ścisły związek ich dysponent, a tym dysponentem był właśnie Andrzej Milczanowski.

Jacek Karnowski: Panie premierze, dlaczego pan dopiero teraz mówi o tym fakcie, że pan widział oryginały?

Jarosław Kaczyński: Wie pan, gdyby pan przyjrzał się moim wypowiedziom w ciągu ostatnich lat, wtedy, kiedy jeszcze się w ogóle Lechem Wałęsą zajmowałem, bo ja po utracie przez niego władzy niechętnie bardzo wypowiadałem się na jego temat, to by pan zobaczył, że to już kiedyś mówiłem.

(...)


(J.M.) "

* 08-06-26 kaczynski jar.mp3(8,79 MB)
http://www.polskieradio.pl/_jedynkafiles/20080602081605/2008062510072847.mp3

Więcej:

http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/?id=14957


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Czw Cze 26, 2008 8:23 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 7:57 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=426

"Wracamy do PRL-u?

Komentarz · „Dziennik Polski” (Kraków) · 2008-06-25 | www.michalkiewicz.pl

Niedzielna demonstracja prezydentów Gdańska i Sopotu pod pomnikiem poległych stoczniowców, ujawniła cele akcji, której detonatorem jest wściekła obrona Lecha Wałęsy przed tak zwanymi „oszczerstwami”. Okazało się, że chodzi o likwidację, a przynajmniej ograniczenie działalności Instytutu Pamięci Narodowej, którego największą zbrodnią było wydanie książki doktorów Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Pacyfikacja IPN nie jest zresztą celem samym w sobie, tylko elementem celu szerszego – likwidacji wszystkich swobód, jakie od 1980 roku naród polski sobie wywalczył. Razawiedka, dla której Platforma Obywatelska jest jedynie narzędziem ułatwiającym przywrócenie okupacji nad Polską, żadnych swobód tolerować nie mogą. Z punktu widzenia razwiedki idealnym stanem jest PRL, w której o żadnych swobodach bez pozwolenia bezpieczniaków mowy być nie mogło, podobnie, jak nie mogło być mowy o interpretacjach historii odmiennych od zatwierdzonych przez Ministerstwo Prawdy. Z tego punktu widzenia Instytut Pamięci Narodowej jest nie tylko niepotrzebny, ale wprost szkodliwy, więc w końcu musiało dojść do demonstracji panów prezydentów, będącej wyraźnym sygnałem, że okres wolnościowej pieriedyszki dobiega końca i Polska wraca pod okupację bezpieki. Być może patronem tego powrotu będzie również Lech Wałęsa, jako bohater wielokrotnego użytku.

Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl


Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków). "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Cze 27, 2008 5:40 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=8416

Oryginały dokumentów TW "Bolek"
prezes PiS Jarosław Kaczyński, były premier (2008-06-26)


Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2008/06/2008.06.26.akt02.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2008.06.26.akt02&d=2008-06-26
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Cze 27, 2008 7:37 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/154600.html

"Na sporze o „Bolka” zyskuje Tusk
Rafał A. Ziemkiewicz 26-06-2008, ostatnia aktualizacja 26-06-2008 23:59

Liczni obrońcy Wałęsy za inspiratora książki o nim uznają Jarosława Kaczyńskiego. Trudno jednak nie zauważyć powodów, dla których przypomnienie sprawy „Bolka” jest dziś szefowi PiS bardzo nie na rękę – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Pozostawiając na boku meritum namiętnego sporu o wstydliwe epizody z życiorysu Lecha Wałęsy (spór zresztą o tyle dziwny, że obrońcy byłego prezydenta raczej nie negują ustaleń historyków IPN, a jedynie podawanie ich do wiadomości publicznej), warto się zastanowić, czy sprawa ta, dotycząca w końcu historii, wywrze wpływ na scenę polityczną, a jeśli tak – to jaki.

Za rzecz niewątpliwą uznają to liczni obrońcy Wałęsy z obozu związanego z „Gazetą Wyborczą”. Jego przedstawiciele hałaśliwie „demaskują” jako faktycznego inspiratora historyków Jarosława Kaczyńskiego. Ich zdaniem to prezes PiS postanowił przypomnieć sprawę „Bolka” i umieścić przeszłość Wałęsy w centrum debaty publicznej w celu osiągnięcia swoich politycznych celów. Jakich konkretnie, tego nie są w stanie wskazać; wystarcza im ogólnikowe przekonanie, że Kaczyńskim kieruje chęć zniszczenia symbolu III RP.


Niewygodne wspomnienia

W istocie mamy do czynienia ze swoistą paranoją polityków (przeważnie byłych) i publicystów, którzy tak zacietrzewili się w nienawiści do Kaczyńskiego, że we wszystkim, co im się nie podoba, dostrzegają jego zakulisowe działania. Tymczasem teza o „politycznym zamówieniu PiS”, które miał jakoby realizować IPN, nie ma żadnych konkretnych podstaw i nie wytrzymuje analizy.

Powiedzmy, że brak jakichkolwiek śladów, aby prezes PiS inspirował prezesa IPN oraz Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, nie musi być uznany za przekonujący dowód – że zainteresowani celowo ukrywają prawdę o swych wzajemnych powiązaniach. Trudno jednak nie zauważyć powodów, dla których przypomnienie sprawy „Bolka” jest szefowi PiS bardzo nie na rękę – szczególnie w tej chwili – jak również powodów, dla których jest ono na rękę jego głównemu przeciwnikowi.

W parze z przypomnieniem agenturalnych uwikłań Wałęsy i podejrzeniem, iż był on z tej racji szantażowany, idzie przypomnienie faktu, iż to właśnie bracia Kaczyńscy doskonale wszystko o „Bolku” wiedzieli. Mimo to uczynili Wałęsę prezydentem. Przypomina się także, iż w chwili, gdy wśród ludzi „Solidarności” dokonywał się fundamentalny podział na tych, którzy mieli rządzić wolną Polską, i tych, którzy zostali z niej „wyślizgani”, Kaczyńscy nie znajdowali się po stronie Andrzeja Gwiazdy, Anny Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego, o Kornelu Morawieckim nie mówiąc.

Przeciwnie, brzemiennej w skutki decyzji Wałęsy, aby nie zwoływać legalnych władz „Solidarności” z roku 1981, ale tworzyć pod historyczną nazwą nowy związek z działaczy mu posłusznych, Jarosław Kaczyński bronił nawet wtedy, gdy od dawna był już z pierwszym prezydentem III RP śmiertelnie pokłócony (co jednak nie dziwi, bo bronił swoich ówczesnych wyborów). Przypominanie tego, co po latach udało się załagodzić orderami Orła Białego, nie jest dziś braciom Kaczyńskim na rękę.

Mózg Wałęsy

Karierę zrobiła ostatnio wydana w 1991 roku książka Jarosława Kurskiego „Wódz”.

W istocie, lektura tego „pierwszego niehagiograficznego portretu Wałęsy”, którym jego były rzecznik wkupił się w łaski michnikowszczyzny – w kontekście tego, co dziś wypisuje kierowana przez tegoż Kurskiego „Wyborcza” – nieodparcie śmieszy. Ale najbardziej zabawny wydaje mi się nie fakt, iż Kurski opisywał wówczas Wałęsę jako amoralnego, bezwzględnego cynika, gotowego dla władzy każdego zdradzić i z każdym wejść w sojusz – choć ten psychologiczny portret doskonale pasuje do tego, jaki kreślą dziś Cenckiewicz z Gontarczykiem, zwłaszcza w rozdziale o niszczeniu archiwów.

Dla dzisiejszego czytelnika najzabawniejszy jest w książce Kurskiego pean na cześć Lecha Kaczyńskiego („człowiek ogromnej pracowitości, wiedzy i niepospolitej inteligencji… jest wiceprzewodniczącym związku, ale za to jego pierwszym mózgiem. Strajk Kaczyńskiego położyłby »Solidarność« na łopatki” etc.) oraz rozważania o „symbiozie” Wałęsy z Kaczyńskimi. Każdy, kto interesował się tamtymi sprawami, wie, iż Kurski wówczas pisał prawdę.

Owszem, Jarosław Kaczyński firmował palenie kukieł „Bolka” w roku 1992, ale była to sytuacja wymuszona walką o przetrwanie na antykomunistycznej prawicy, na którą został wyrzucony po usunięciu PC z koalicji popierającej Hannę Suchocką. Sam z siebie temat jest dla Kaczyńskich wyjątkowo niewygodny – każde jego wywołanie musi skończyć się oskarżeniem: „to wyście zrobili z agenta prezydenta” i przypomnieniem, że jako zastępca i omalże podręczny mózg Wałęsy, Lech Kaczyński brał czynny udział w osławionych rozmowach w Magdalence.

Mówiąc krótko: gdyby Jarosław Kaczyński miał rzeczywiście moc inspirowania prac IPN, zainspirowałby książkę o paryskich latach Bronisława Geremka, o buszowaniu przez Adama Michnika w archiwach bezpieki w roku 1990, o przenoszeniu się pod koniec lat 80. całych komitetów partyjnych i sztabów bezpieki na kierownicze stanowiska w bankach – ale na pewno nie o „Bolku”!


Polityk nowych czasów

Tym bardziej że – i to jest druga istotna sprawa – spór o „Bolka” pozwala Donaldowi Tuskowi ustawić się w wygodnej pozycji niezaangażowanego. Stronami są tutaj ludzie Michnika i Kaczyńscy. Obecny premier może zaś przedstawiać się jako polityk nowych czasów, którego te starocie interesują w nieznacznym stopniu. Nie będąc uważany za stronę w kłótni, występuje w swej ulubionej roli uosobienia zdrowego rozsądku.

Zbiera punkty i u stronników III RP, odwiedzając Wałęsę i mówiąc o swych zastrzeżeniach wobec książki, i u jej przeciwników, podkreślając znaczenie wolności badań naukowych i to, że nie można krytykować pracy, której się nie czytało. A przy tym zręcznie punktuje rywala, informując na przykład, jakoby w 1991 r. obiecywał mu on oddanie całej władzy nad gospodarką w zamian za pomoc w obaleniu Wałęsy, którego krótko wcześniej sam wspierał. Nie sposób znaleźć dowodów, czy to zdarzenie miało miejsce czy nie, ale bez wątpienia opowieść Tuska doskonale pasuje do budowanych przez piarowców potocznych stereotypów jego i Jarosława Kaczyńskiego.


Punkty dla Tuska

Tusk zbiera punkty także u tej, bardzo licznej części wyborców, którzy uważają, że teczka „Bolka”, jak i wszystkie inne, to „temat zastępczy”. Z jednej strony zyskuje w ich oczach, bo się „grzebaniem w teczkach” nie zajmuje. Z drugiej, im więcej miejsca w debacie publicznej zajmuje spór o historię, tym mniej tego miejsca pozostaje na rozliczanie Tuska z obietnic wyborczych i bieżących problemów, rosnących cen, słabnącego tempa wzrostu gospodarczego etc.

Tuż przed ukazaniem się książki o Wałęsie donoszono, iż stratedzy PiS zamierzają skupić się na atakowaniu PO właśnie za drożyznę, co istotnie byłoby dla rządzącej partii bardzo niezręczne. Obecnie o strategii tej można zapomnieć; politycy PiS nie mogą przecież odmawiać mediom komentarzy w tak ważnej dla nich kwestii jak nieprawości III RP!

Oczywiście Tusk pozostaje pod presją michnikowszczyzny, która tak jak kiedyś usiłowała go wmanewrować we współrządzenie z Andrzejem Lepperem, Romanem Giertychem i Wojciechem Olejniczakiem w imię antypisowskich komisji śledczych, teraz uparcie próbuje wepchnąć go w wojnę z IPN.

Nie sądzę, żeby Tusk miał się pozwolić wpędzić w pułapkę, której już raz uniknął. Wie przecież doskonale, iż znaczną część jego elektoratu stanowią zwolennicy IV RP, rozczarowani skrętem Kaczyńskich ku populizmowi – mówiąc hasłowo, wyborcy, którzy przeszli do PO za Antonim Mężydłą, Radosławem Sikorskim, Bogdanem Borusewiczem i Andrzejem Czumą. Wzięcie przez PO udziału w ataku na IPN (na dodatek w zemście za ujawnienie prawdy o „Bolku”) musiałoby tych wyborców pchnąć z powrotem w stronę PiS. Działacze PO, którzy tego nie rozumieją, są albo wyjątkowo marnymi politykami, albo cierpią na to samo antykaczyńskie zacietrzewienie, co wspomniani na początku przedstawiciele „salonu”. Nie wydaje się jednak, aby mieli oni na politykę swej partii znaczący wpływ.

Na razie Tusk może ukazanie się książki Cenckiewicza i Gontarczyka właśnie teraz uznać za wyjątkowo dla siebie fortunny zbieg okoliczności. "

Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Lip 02, 2008 5:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.dziennik.pl/polityka/article201489/Walesa_szukal_u_Gierka_notatek_o_rozmowach_z_SB.html

"Nowe fakty w sprawie "Bolka"
wtorek 1 lipca 2008 22:52

Wałęsa szukał u Gierka notatek o rozmowach z SB

Lech Wałęsa w czerwcu 1992 roku starał się dotrzeć do rękopisu, w którym przedstawił swoje kontakty z SB w latach 70. List ze zwierzeniami Wałęsy znajdował się w domowej biblioteczce Edwarda Gierka, pierwszego sekretarza KC PZPR. DZIENNIK dotarł do niepublikowanych wspomnień Gierka, który opisuje nieznany incydent z początku lat 90.

Czerwiec 1992 roku. Trwa lustracyjna wojna. Na liście agentów bezpieki przygotowanej przez Antoniego Macierewicza pojawia się nazwisko urzędującego prezydenta. Lech Wałęsa wydaje sprzeczne komunikaty. Najpierw przyznaje, że w grudniu 1970 roku podpisał esbekom 3 albo 4 dokumenty. Potem nagle wycofuje oświadczenie i stanowczo twierdzi, że papiery "Bolka" to podróbka. W kancelarii Wałęsy trwają gorączkowe próby opanowania kryzysu. Chodzi o to, aby prezydent przedstawiał spójną wersję swych relacji z przesłuchującymi go w latach 70. służbami PRL.

Wałęsa przypomina sobie, że w 1990 roku opisał epizody z SB w osobistej dedykacji dla Edwarda Gierka. To dwie strony, które historyczny przywódca "Solidarności" zapisał własnoręcznie na okładce swoich wspomnień "Droga nadziei”. Książkę jeszcze w 1990 roku wysłał Gierkowi za pośrednictwem dziennikarki "Głosu Wybrzeża". W czerwcu 1992 roku prezydent próbuje usilnie zdobyć ten rękopis. Czy chodzi o to, że nie pamięta, co dokładnie opisał pierwszemu sekretarzowi? Tak oceniają jego rzecznik z czasów prezydentury Andrzej Drzycimski, Adam Gierek, syn przywódcy PRL, oraz historyk IPN Antoni Dudek.

16 lat temu w środku lustracyjnej rozgrywki Wałęsy stara się nawiązać pilnie kontakt z PRL-owskim dygnitarzem, ale Gierka nie ma w katowickim domu. Ludzie prezydenta chcą szybko przeczytać, co Wałęsa dwa lata wcześniej napisał pierwszemu sekretarzowi KC PZPR.

We własnoręcznych zapiskach z lat 90., do których dotarliśmy, Gierek pisze: "Jakże zdziwiony i zaszokowany byłem w pierwszej połowie czerwca 1992 roku, kiedy poszukiwano mnie w celu przesłania powyższej dedykacji do dyspozycji Prezydenta". O tym, że jest poszukiwany, Gierek orientuje się dopiero 11 czerwca w Ustroniu. W enigmatyczny sposób opisuje, że dowiedział się o tym z transmisji radiowej.

Jedzie do Katowic i już następnego dnia wysyła do kancelarii prezydenta fotokopię dedykacji i załącza list do Wałęsy, w którym dodaje mu otuchy. "Znam mechanizmy prowokacji, ich skutki odczułem również na własnej skórze" - pisze Gierek. Już dzień później treść dedykacji Wałęsy dla Gierka ląduje na czołówce "Trybuny".

Mimo tego kilka tygodni później minister Andrzej Drzycimski, rzecznik Wałęsy, wysyła podziękowania do Katowic. "Dziękuję, że w gorącym czasie pojawienia się tzw. listy osób powiązanych ze służbami specjalnymi odpowiedział Pan na apel Pana Prezydenta i przekazał Jego wpis w <Drodze nadziei>".

"To mój list. Musiałem dostać polecenie od kogoś w kancelarii, żeby wysłać taką korespondencje do Gierka. Dlaczego Wałęsa chciał zobaczyć tę dedykację? Pewnie nie pamiętał, co dokładnie napisał dwa lata wcześniej: 0 ocenia Drzycimski. Tego samego zdania jest eurodeputowany Adam Gierek, syn Edwarda. "Czas był gorący, więc prezydent chciał mieć pewność, jakich słów użył, opisując swoje rozmowy z SB" - uważa Adam Gierek.

Sam Wałęsa mówi DZIENNIKOWI, że jego intencje były zupełnie inne. "Chciałem mieć tę dedykację, żeby powiedzieć niedowiarkom: Zobaczcie, niczego nie ukrywałem, a o swoich przesłuchaniach napisałem nawet Gierkowi" - tłumaczy.

Co dokładnie Wałęsa napisał w obszernej dedykacji o swych relacjach z SB? Dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze wspomniał o kulisach przesłuchań z 1971 roku. "Prawdą natomiast jest, iż po pamiętnym <pomożecie>, którego byłem współautorem, kilkakrotnie przeprowadzono ze mną przesłuchania w komisariacie i wiele ze mnie wyciągnięto, ale tylko w kontekście politycznym, a nie donosicielskim. To miało miejsce tylko i wyłącznie w 1971 roku. Szybko zorientowałem się, że nie idzie to w odpowiednim kierunku. Zaniechałem wszelkiej dyskusji i działalności. SB dała mi spokój. Od 1971 do 1976 roku nie było żadnych przesłuchań ani kontaktów".

Po drugie Wałęsa wspomina Gierkowi o ciekawym wydarzeniu z sierpnia 1980 roku, gdy w Stoczni Gdańskiej trwał historyczny strajk. "Ludzie Kowalczyka (Stanisław, szef MSW) próbowali wydostać mnie ze stoczni pod pretekstem ważnych rozmów z panem. Ja się zgodziłem. Oni panu zameldowali myśląc, iż uda im się mnie zastraszyć lub szantażować (tak przypuszczam). Natomiast ja po paru dniach zwłoki, wzmacniając strajk, wyprosiłem tych panów ze stoczni. Tak to nie po raz pierwszy i myślę, że nie ostatni, rozegrałem partię pokera, panie Gierek!!!"

Zdaniem historyka IPN Antoniego Dudka próba odzyskania dedykacji przez Wałęsę wpisuje się w paniczne działania podejmowane przez niego w latach 1992 - 94 w związku ze sprawą "Bolka". "Były prezydent podejrzewany o współpracę z SB zażądał wtedy od Urzędu Ochrony Państwa dostarczenia opracowanych i skatalogowanych dokumentów na swój temat" - przypomina Dudek. "

Artur Grabek, Michał Majewski



Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Lip 09, 2008 5:03 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/159717.html

"Książka w krzywym zwierciadle
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz 08-07-2008, ostatnia aktualizacja 08-07-2008 15:18

Jesteśmy wdzięczni Pawłowi Machcewiczowi za interesującą polemikę i ciekawe uwagi merytoryczne. Pewnie dyskutowałoby się nam jeszcze lepiej, gdyby nasz krytyk nie przyrównywał naszej pracy do działań funkcjonariuszy SB – piszą historycy

Mimo gromów rzucanych pod naszym adresem jeszcze dwa tygodnie temu i wykluczenia nas z „cechu historyków” („Śledczy w przebraniu historyków”, „Gazeta Wyborcza”, 18.06. 2008) Paweł Machcewicz zdecydował się na napisanie recenzji książki na temat związków Lecha Wałęsy z SB („Wałęsa w krzywym zwierciadle”, „Rzeczpospolita”, 30.06.2008). Tę zmianę odbieramy pozytywnie. Artykuł Machcewicza zbliża nas do merytorycznej dyskusji na temat naszej książki, choć niektóre zarzuty wciąż świadczą o jej pobieżnym i emocjonalnym traktowaniu. Przynajmniej najważniejsze kwestie wymagają więc naszego komentarza.


Dowody, a nie poszlaki

Zdaniem Machcewicza zaprezentowany materiał potwierdzający współpracę Lecha Wałęsy z SB ma charakter „fragmentaryczny i poszlakowy”. Nie jest to pogląd oryginalny. Wcześniej podobne opinie wygłaszali m.in. Antoni Dudek i Andrzej Friszke. Nie zgadzamy się z ich zdaniem.

Materiały ewidencyjne, doniesienia TW ps. Bolek i notatki funkcjonariuszy SB mają jednoznaczną wymowę – Wałęsa „był wykorzystywany operacyjnie” przez Wydział III SB w Gdańsku jako TW ps. Bolek, sporządzał doniesienia, które przekazywał w hotelu Jantar, za co otrzymywał wynagrodzenie. Są to dowody bezpośrednie, świadczące o współpracy z SB. Fakt, że nie posiadamy dziś własnoręcznego zobowiązania do współpracy, gdyż teczka personalna agenta o ps. Bolek została wyprowadzona z archiwum MSW na przełomie 1989 i 1990 r., nie może być podstawą do formułowania opinii o – jak pisze prof. Machcewicz – „sytuacji niezwykle zawikłanej” i o „materiale fragmentarycznym i poszlakowym”.

Fakty wskazują, że takie zobowiązanie zostało złożone. W jednym z dokumentów UOP wspomina się, że wśród dokumentów skradzionych w Kancelarii Prezydenta Wałęsy była m.in. „notatka odręczna prawdopodobnie rekonstruująca treść zobowiązania do współpracy TW „Bolka” z SB”. Poza tym wszystkim doświadczony badacz służb specjalnych, jakim jest bez wątpienia Paweł Machcewicz, wie, że z faktu niezłożenia własnoręcznego zobowiązania do współpracy lub tego, że takowy dokument nie przetrwał do naszych czasów, nie musi wynikać, że dana osoba nie współpracowała z bezpieką.

Warto podkreślić to zwłaszcza w kontekście dyskusji na temat agenturalnej przeszłości Lesława Maleszki. Jego teczki personalnej i teczki pracy (a zatem i ewentualnych własnoręcznych podpisów) nie ma, ale wobec zachowanego materiału archiwalnego nikt poważny nie mówi o poszlakach i nie kwestionuje faktu, że był on „Ketmanem”.


Niewiarygodne kserokopie?

Machcewicz jest współautorem i autorem publikacji na temat ojca Konrada Hejmy i Wiktora Trościanki, gdzie w sposób jednoznacznie negatywny ocenił ich rolę jako współpracowników komunistycznych służb specjalnych. Kłopot polega na tym, że Machcewicz nie posiadał ich własnoręcznego zobowiązania do współpracy i pisemnych doniesień, gdyż najpewniej nigdy nie sformalizowali oni w ten sposób współpracy z MSW. Nasz krytyk oparł się przede wszystkim na notatkach i opiniach oficerów SB.

Stosując dziś tę samą, lansowaną przez tzw. obrońców Lecha Wałęsy, argumentację, powinniśmy zakwestionować wiarygodność sądów Machcewicza na temat Hejmy i Trościanki i napisać, że wydał on nieuzasadnione sądy, opierając się na poszlakach.

Podobnie rzecz się ma z uwagami na temat wykorzystanej przez nas kopii dokumentu autorstwa Marka Aftyki, który w 1978 r. dokonał przeglądu teczki personalnej TW ps. Bolek. W tej sprawie Machcewicz napisał, że fakt dysponowania dokumentami jedynie w formie kserokopii „nie musi [...] prowadzić do ich całkowitego odrzucenia, ale na pewno obniża ich wiarygodność, przynajmniej w oczach sądu”. Uwaga to dość dziwna, zważywszy że historyk nie jest sądem, a sam Machcewicz napisał ważną książkę na temat walki komunistycznego aparatu bezpieczeństwa z Radiem Wolna Europa, w której wykorzystał gros dokumentów zachowanych jedynie w formie mikrofilmów, czyli kopii.

Jak to jest? W jednym wypadku kopie są dobre, a w innym – uważane za źródła o obniżonej wiarygodności? Machcewicz wie doskonale, że krytyka zewnętrzna i wewnętrzna źródeł historycznych pozwala badaczom ocenić wiarygodność danego dokumentu. A dokonaliśmy jej w przypadku wszystkich prezentowanych przez nas archiwaliów na temat Wałęsy, w tym również kserokopii notatki Aftyki. Pisanie zatem o obniżonej wiarygodności takich dokumentów z naukowego punktu widzenia brzmi niewiarygodnie.


Brak kontekstu czy rankingu?

Paweł Machcewicz zgłasza uwagi w sprawie tzw. kontekstu historycznego wydarzeń z Grudnia ,70, o czym już pisaliśmy w polemicznym artykule „Zniekształcony krajobraz” („Rzeczpospolita”, 16.06 2008 r.). Tym razem napisał, że doniesienia TW ps. Bolek nie zostały poddane „żadnej wnikliwej analizie” i że brakuje mu w naszej książce „analizy doniesień innych tajnych współpracowników ze stoczni”. Dodaje także, że „wymieniając długą listę osób, które pojawiły się w jego [„Bolka”] doniesieniach”, sugerujemy, że „Bolek” „był być może najważniejszym agentem SB w stoczni”.

To zarzuty nieprawdziwe, bowiem w dwóch rozdziałach książki (str. 53 – 81) dokonaliśmy analizy działalności TW ps. Bolek w świetle różnych dokumentów, w tym także doniesień innych współpracowników SB (TW ps. Kolega, TW ps. Szczepan, pomoc obywatelska ps. Piotr). Naszą intencją nie było ukazanie „Bolka” jako „najważniejszego agenta w stoczni” i nie ma w naszej książce żadnej sugestii potwierdzającej tego typu zarzut. O wiele ważniejsze wydawało się nam przeanalizowanie działalności „Bolka” na tle działań esbeckiego Zespołu ds. Stoczni Gdańskiej im. Lenina oraz pod kątem zgodności jego działań z obowiązującymi w SB instrukcjami pracy operacyjnej z agenturą.

Na przykład okazało się, że zawarta w notatce SB z marca 1971 r. na temat TW ps. Bolek informacja o odmowie przystąpienia do nieformalnej grupy Józefa Szylera była zbieżna z przepisami „Instrukcji o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych” z 1 lutego 1970 r., w której czytamy m.in.: „Zadania zlecane tajnemu współpracownikowi nie mogą wpływać na aktywizację wrogiej działalności. Nie wolno mu brać udziału w czynach stanowiących przestępstwa, chyba że jego udział w nich jest uzasadniony ważnymi zadaniami w zakresie ochrony bezpieczeństwa publicznego i został mu zlecony przez funkcjonariusza”.


W obronie „Bolka”

Machcewicz ubolewa, że nie dostrzegliśmy w doniesieniach TW ps. Bolek charakterystycznych dla Wałęsy – a tym samym pozytywnych – aspektów jego agenturalnej działalności. Lektura trzystronicowej informacji przekazanej przez TW ps. Bolek podczas zwolnienia lekarskiego 17 kwietnia 1971 r., w której informował on SB o przygotowaniach załogi stoczniowej do zakłócenia obchodów 1 Maja, okolicznościach ponownego podpalenia siedziby KW PZPR w Gdańsku oraz działalności Józefa Szylera, skłania Machcewicza do dość oryginalnej konstatacji: „Można w tym tylko widzieć spryt i operatywność agenta oddanego SB, jak chcą Cenckiewicz i Gontarczyk, ale można także zachowanie Wałęsy interpretować jako podyktowane chęcią odgrywania pewnej samodzielnej roli – tego, który przyczynia się do wyeliminowania radykalnych zachowań stoczniowców, a więc i represji, a nawet samozwańczego reprezentanta załogi, który mówi o jej bolączkach”.

Zaiste nie wiemy, na jakiej podstawie z informacji agenturalnych „Bolka”, w których jest mowa o konkretnych osobach, ich poglądach i zachowaniach, Machcewicz wyciąga wniosek, że mogło tu chodzić o chęć oszczędzenia kolegom represji. Aby przekonać się, jak słabo uzasadniony jest wspomniany pogląd, warto zacytować inny fragment przywołanego przez Machcewicza doniesienia „Bolka”: „Słyszałem od niego [Szylera] nieco wcześniej, że ma dwa plany: 1. Skończyć kurs mistrzowski i wyjechać z Gdańska gdzieś do mniejszej miejscowości. 2. Ma szanse uciec za granicę, prawdopodobnie do NRF, o czym mi też mówił”. O tym, jak ważne były to informacje, świadczy dopisek oficera SB o wykorzystaniu doniesienia „Bolka” w meldunku dziennym oraz dokument zalecający większą kontrolę SB wobec Szylera w związku z zamiarem ucieczki do Niemiec Zachodnich.

Podobnych przykładów jest więcej. Być może „Bolek” rzeczywiście uważał się za samozwańczego reprezentanta załogi, który na spotkaniach z SB chciał mówić „o jej bolączkach”, ale jednocześnie przekazywał konkretne, szkodliwe dla kolegów informacje, dbał o to, żeby nie zostać zdemaskowany, brał, a nawet upominał się o pieniądze. Charakterystyczny w kontekście tekstu Machcewicza jest zabieg polegający na wykorzystaniu do opisu działalności TW „Bolka” informacji zawartych w notatce dwóch funkcjonariuszy SB próbujących w 1978 r. ponownie pozyskać go do współpracy. Przecież ich słowa nie były wiarygodnym opisem wcześniejszych wydarzeń, tylko argumentami w rozmowie pozyskaniowej. Sprawa jest tak oczywista, że nie warto jej komentować. A przecież to pod naszym adresem Paweł Machcewicz pisze o „modelowych przykładach manipulacji”.

Machcewicz pisze też o „konsekwentnie pomniejszanej” karcie opozycyjnej Wałęsy. Ponownie domaga się tzw. kontekstu historycznego. W książce, która nie jest biografią Wałęsy, domaga się szczegółowego opisu działalności m.in. w okresie Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Jednak i tutaj wprowadza czytelnika w błąd.


Kto pomniejsza opozycyjną kartę

Nie ma dotąd ani jednej publikacji na temat Wałęsy, w której znalazłyby się tak konkretne informacje na temat jego działalności antykomunistycznej w szeregach WZZ i represji, jakie spotkały go ze strony SB. W książce po raz pierwszy opisaliśmy drogę Wałęsy do Sierpnia ,80 – okoliczności zwolnienia z pracy w stoczni, a później w Zrembie i Elektromontażu, jego udział w akcjach ulotkowych, aktywność w WZZ oraz krąg najbliższych współpracowników ze Stogów, gdzie wówczas mieszkał. Wbrew sugestiom Machcewicza w tej części książki przywołaliśmy nie tylko relację Edwina Myszka, ale również m.in. Bogdana Borusewicza, Tadeusza Nowaka, Joanny i Andrzeja Gwiazdów, Kazimierza Szołocha i Leszka Zborowskiego.

Dalej oburza się, że nie zacytowaliśmy „przemówienia Wałęsy z grudnia 1979 r. wygłoszonego w czasie WZZ-owskich obchodów rocznicy Grudnia 1970 r.”. Nie dodaje jednak, że jeden z nas – Sławomir Cenckiewicz – już w 2004 r. na kartach książki „Oczami bezpieki” opisał to wydarzenie w szczegółach, cytując nawet zapis stenograficzny z manifestacji 17 grudnia 1979 r. Wydarzenie to jest jednak wspomniane w naszej książce wraz z przywołaniem źródeł archiwalnych (str. 8Cool.

Machcewicz oburza się także na obszerny opis okoliczności przedostania się Wałęsy na teren stoczni 14 sierpnia 1980 r. Ten fragment naszej książki nazywa niezbyt ładnie modelowym wręcz przykładem manipulacji. Nie zechciał jednak dodać, że mimo 28 lat, jakie upłynęły od Sierpnia ,80, wciąż nie jest do końca jasne, w jakich okolicznościach i w którym miejscu legendarny przywódca „Solidarności” „przeskoczył przez płot” i stanął na czele sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Być może Machcewicza, który tak często akcentuje kontekst historyczny, ta sprawa nie interesuje, ale nam wydaje się ważna. Dlatego zestawiliśmy sprzeczne wypowiedzi samego Wałęsy, jego współpracowników i świadków historii, aby pokazać, że problem ten jest wciąż niewyjaśniony.

Również fragment recenzji odnoszący się do lat 80. pełen jest nieprawdziwych informacji. Przykładem niech będzie „odkrycie” przez Machcewicza historii operacji SB o kryptonimie „Renesans”, której celem była budowa sterowanej przez komunistów „neo-Solidarności” po wprowadzeniu stanu wojennego. Władze PRL marzyły wówczas o tym, by ich plan firmował Wałęsa. On jednak zdecydowanie odmówił. Ale o tym już w 2002 r. pisali Sławomir Cenckiewicz i Grzegorz Majchrzak, a ich ustalenia znalazły obszerne odbicie w naszej książce (str. 132 – 133). Machcewicz prezentuje tę historię w taki sposób, jakby sam ją odkrył i wcześniej opisał, a autorzy książki o Wałęsie jej nie znali.


Lustracja

Paweł Machcewicz pisze: „Totalna krytyka autorów pod adresem sądu lustracyjnego, który w 2000 r. oczyścił Wałęsę z zarzutów współpracy, nie uwzględnia (…) podstawowej okoliczności, że wobec fragmentarycznej dokumentacji i na gruncie prawa karnego z zasadą domniemania niewinności w wielu przypadkach uniewinnienie oskarżonego jest jedyną możliwością”. Zwracamy uwagę, że w procesie lustracyjnym nie ma oskarżonego ani instytucji uniewinnienia. Jest za to lustrowany i możność sprawdzenia prawdziwości oświadczenia lustracyjnego.

Kiedy w 2000 r. lustrowany był kandydat na prezydenta Lech Wałęsa, istniała możliwość umorzenia sprawy, o co zabiegał zastępca rzecznika interesu publicznego, sędzia Bogusław Kauba. Dla Machcewicza problemy te są najwyraźniej obojętne. Spór między naszymi tezami a ustaleniami sądu lustracyjnego nie dotyczy uznawania lub nie zasady in dubio pro reo (w wolnym tłumaczeniu: wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego), tylko wartości merytorycznej podstawowych ustaleń orzeczenia w sprawie Lecha Wałęsy.

Przykładów podaliśmy w książce wiele. Między innymi wspomniana już notatka Aftyki, w której opisuje akta archiwalne Lecha Wałęsy, informuje: „TW „Bolek” przekazywał szereg cennych informacji dot[yczących] destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw. (…) Spotkania z TW „Bolkiem” odbywały się poza L [okalem] K [ontaktowym]. Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13 100 zł; wynagrodzenie brał bardzo chętnie”.

Czytając zacytowany dokument, sąd lustracyjny stwierdził: „jako notatka z przeglądu akt archiwalnych TW zawiera ona w istocie jedno enigmatyczne zdanie dotyczące efektów tej współpracy. Nie zawiera natomiast jakiejkolwiek informacji o składanych meldunkach przez TW, pobieranym wynagrodzeniu itp.”. Łatwo porównać, że konstatacja sądu nie ma nic wspólnego z rzeczywistą treścią zacytowanego dokumentu. W innym fragmencie orzeczenia sąd lustracyjny stwierdził, że gdyby w 1982 r. roku SB dysponowała dokumentacją dotyczącą agenturalnej współpracy z SB Lecha Wałęsy, wykorzystano by ją do „wytoczenia Lechowi Wałęsie procesu”.

Kłopot w tym, że możliwość oskarżenia kogokolwiek w czasach PRL za współpracę z SB to jedna z licznych błędnych interpretacji, na których opiera się krytykowanie przez nas orzeczenie. Nie o zasadę in dubio pro reo tu chodzi, tylko o łamanie zasad logiki i lekceważenie faktów – to one stały się fundamentem rozstrzygnięcia sprawy Lecha Wałęsy.

W tym świetle krytykę Machcewicza dotyczącą tzw. lustracyjnych rozdziałów książki w najlepszym razie można uznać za minięcie się z tematem.


Książka ABW

Machcewicz uważa, że wykorzystanie w publikacji IPN dokumentacji wytworzonej w latach 90. przez UOP stanowiło złamanie „fundamentalnego zamysłu ustawodawcy, który tworzył IPN jako instytucję apolityczną, nieuwikłaną w bieżące spory”. Nasz krytyk powinien przeczytać ustawę o IPN. O dokumenty przydatne do próby wyjaśnienia sprawy Wałęsy do różnych instytucji państwowych wystąpiono na podstawie artykułu 27 wspomnianej ustawy: „Prezes Instytutu Pamięci może zażądać (…) dokumentacji (…) niezależnie od czasu jej wytworzenia lub zgromadzenia (…), jeżeli jest ona niezbędna do wypełnienia zadań Instytutu Pamięci określonych w ustawie”. Ale nasz krytyk drąży temat: „Najistotniejsze jest, że to nie autorzy dokonali kwerendy w archiwum ABW, ale Agencja sama zadecydowała, jakie dokumenty im przekazać. A co jest w innych dokumentach, których nie ujawniono? Może są tam informacje zmieniające obraz wyłaniający się z tych materiałów, które otrzymali Cenckiewicz i Gontarczyk. Nie wiemy i nie jest pewne, że kiedykolwiek będziemy wiedzieć”.

Na całym świecie korzystanie przez historyków z dokumentów przekazywanych przez służby specjalne jest rzeczą normalną. Powinien o tym wiedzieć nasz krytyk, który osobiście poznał realia amerykańskie.

Machcewicz się myli, twierdząc, że nie jesteśmy w stanie ocenić doboru przekazanych IPN dokumentów UOP. Otóż jesteśmy. W latach 1996 – 1999 toczyło się śledztwo w sprawie „czystek” poczynionych w archiwach przez Wałęsę i jego najbliższych współpracowników. Prokurator prowadząca sprawę nie była zdana wyłącznie na łaskawość archiwistów UOP, mogła żądać dokumentów według swojego uznania. Materiały tego śledztwa zostały przez nas skonfrontowane z dokumentami przekazanymi do IPN przez ABW.

Analiza porównawcza pozwoliła na ustalenie, że Instytut Pamięci otrzymał wszystkie istotne dokumenty, jakimi dysponowała prokuratura. Było ich nawet więcej. Te dodatkowe dotyczyły przede wszystkim niszczenia akt w Delegaturze UOP w Gdańsku, które było objęte odrębnym śledztwem.Wykluczamy więc tendencyjną selekcję i możliwość politycznej (i jakiejkolwiek innej) manipulacji, o którą pyta Machcewicz. Ciekawe, że problem, przy którym stawia pytanie, za chwilę zmienia się w twierdzenie. Tym samym okazuje się, że co najmniej współautorem naszej książki jest były premier RP i podległe mu służby specjalne: „selekcji dokumentów dokonały służby podległe Jarosławowi Kaczyńskiemu (…) Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poprzez taki, a nie inny dobór dokumentów przekazanych autorom, wywarła istotny wpływ na kształt ich książki”. Naszym zdaniem ten rodzaj argumentacji nie mieści się w naukowym dyskursie i świadczy raczej o nadmiernych emocjach.

Machcewicz zgłasza pretensje w związku z tym, że w naszej książce znalazła się sprawa przeszłości Michała Boniego. Fakt ten uważa za „uderzanie w ludzi i środowiska, których [jeden z autorów] nie lubi”.


Kto jest politykiem?

Otóż Boni, podobnie jak wiele innych osób, znalazł się w rozdziale dotyczącym lustracji 1992 r. To był ważny moment w życiu prezydenta Wałęsy. Bodaj ostatnia chwila, kiedy mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW ps. Bolek. Tak się jednak nie stało i przyczyn można podać wiele. Do najważniejszych należała atmosfera polityczna tamtych lat, jakość, przebieg i temperatura publicznej debaty.

Zabierały w niej głos także osoby, które, posługując się wzniosłymi argumentami, mogły bronić własnej przeszłości. W tym kontekście w książce pojawia się walczący z lustracją Boni, ale też Andrzej Szczypiorski czy Lesław Maleszka. Polityczne implikacje tych przypadków nas nie interesują. Dlatego w innym rozdziale sięgamy po przykłady posłów PiS – Zyty Gilowskiej i Bogusława Kowalskiego.

Machcewicz w fałszywym świetle przedstawia te fragmenty książki, traktując je jako publicystykę: „Gontarczyk ma oczywiście prawo do wygłaszania nawet najbardziej zaangażowanych ocen politycznych. Pytanie tylko, czy powinien to robić w publikacji sygnowanej przez IPN, pretendującej w dodatku do miana naukowej”. Tak to już w nauce jest, że dla zrozumienia mechanizmów ludzkiego działania ważna jest kwestia właściwego ukazania tła historycznego, co wcześniej postuluje sam Machcewicz.

Spotkała nas też krytyka za rozważania na temat możliwości „wycieku” z kierowanego przez Krzysztofa Kozłowskiego MSW dokumentów dotyczących TW ps. Bolek tuż przed wyborami prezydenckimi w 1990 r. Według Machcewicza „nie cofamy się przed niczym nieudokumentowanymi oskarżeniami”. Autor dodaje też: „jakoś nie przyszło im do głowy, że dokumenty dotyczące „Bolka” mógł mieć któryś z dawnych esbeków, których nie brakowało w otoczeniu Tymińskiego”.

Wiele wskazuje na to, że dokumenty TW ps. Bolek, które otrzymał Stanisław Tymiński, to te same, którymi dysponował UOP w 1990 r. Sam Kozłowski opisywał fakt wykorzystywania przez siebie tych dokumentów w rozmowach z politykami, co nie mieściło się w ówczesnych standardach (w rozmowie z szefem sztabu wyborczego Wałęsy – Jackiem Merklem). Nie mamy również wątpliwości, że wiele wypowiedzi Kozłowskiego uznać należy za mało wiarygodne, chociażby ze względu na wspomniane w książce mijanie się z prawdą w sprawie różnych fragmentów historii TW ps. Bolek. Nie wykluczamy, że źródłem informacji Tymińskiego był ktoś z jego otoczenia. Ale warto zauważyć, że całkiem pokaźna grupa skompromitowanych „dawnych esbeków” (z których część miała wiedzę o sprawie Lecha Wałęsy) znajdowała się w MSW kierowanym przez Krzysztofa Kozłowskiego.


Nieuprawniona asymetria

Ciekawe, że w wywodzie Machcewicza zauważalna jest pewna asymetria – wobec ministra Kozłowskiego z rządu Tadeusza Mazowieckiego nie można postawić niewygodnych dla niego hipotez, natomiast inny ton i logika obowiązują wobec tych, których najwyraźniej „nie lubi”, na przykład byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Machcewicz twierdzi, że dokumenty UOP zostały przekazane w ramach politycznych porachunków, a więc w złej wierze: „selekcji dokonały służby podległe premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu będącemu od kilkunastu lat w fundamentalnym konflikcie z bohaterem książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Ten kontekst jest tak oczywisty, że niewart komentowania”. Szkoda, że zabrakło jakiegoś uprawdopodobnienia tezy o zaangażowaniu Kaczyńskiego w fakt przekazania IPN dokumentów z ABW. Tu, jak widać, żadnych insynuacji nie trzeba udowadniać, bo wszystko rozumie się samo przez się. Tak wygląda świat w krzywym zwierciadle politycznych sympatii, nadmiernych emocji i wyraźnie nienaukowego zaangażowania.

Jesteśmy wdzięczni Pawłowi Machcewiczowi za interesującą polemikę i ciekawe uwagi merytoryczne. Pewnie dyskutowałoby się nam jeszcze lepiej, gdyby nasz krytyk nie przyrównywał naszej pracy do działań funkcjonariuszy SB. A w kwestii, czy ta książka zmienia coś w obrazie historii Polski, czy też nie zmienia nic, jak twierdzi Machcewicz, pytanie pozostaje otwarte. Niech każdy czyta i wyrabia sobie własne zdanie.

Autorzy są historykami IPN, autorami książki „SB a Lech Walęsa. Przyczynek do biografii”.


Pisał w Opiniach - Paweł Machcewicz

Wałęsa w krzywym zwierciadle „Książka »SB a Lech Wałęsa« powstała na podstawie w zdecydowanej większości prawdziwych faktów i dokumentów, ale obraz wyłaniający się z niej jest zdeformowany”. 30.06.2008
"

Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Lip 11, 2008 5:41 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/161026.html

"Tylko prawda jest ciekawa
Kornel Morawiecki 11-07-2008, ostatnia aktualizacja 11-07-2008 04:11

Czy Polacy mają być traktowani jak dzieci, które trzeba strzec przed drażliwymi tematami – zastanawia się były działacz antykomunistycznej opozycji

Najcięższe działa w obronie Lecha Wałęsy wytoczył profesor Piotr Winczorek („Sprawa TW »Bolka« – między prawdą a dobrem”, „Rz”, 2.07.2008). Po załadowaniu strzela z nich w same podstawy europejskiej cywilizacji. Najpierw słusznie stwierdza fundamentalność takich wartości, jak prawda, dobro, piękno i sprawiedliwość. Dodaje też, że w nauce istotą jest dążenie do nieustannego odkrywania prawdy. Zaraz potem pyta jednak, czy wystarczy się koncentrować „na poszukiwaniu prawdy, odkładając na bok pytanie o dobro i sprawiedliwość?”. Szanowny panie profesorze, żadnych pytań o fundamentalne wartości nie należy odkładać na bok, ale przeciwstawienie prawdy i dobra nie jest ani dobre, ani prawdziwe.


Bez prawdy nie ma sprawiedliwości

Pańskie kontrowersje dotyczące niszczycielskiej broni czy odkryć genetycznych wymagałyby osobnej polemiki. Ograniczmy się więc do przywołanego w tekście przykładu „znanego profesora muzykologii”, który jako młody człowiek popełnił plagiat. Zdaniem autora wypominanie mu tego byłoby – wobec jego „rzetelnej pracy w latach następnych” – nieuczciwością i „objawem braku poczucia dobra i sprawiedliwości”.

Zapytajmy, czy ten wybitny muzykolog przyznał się publicznie, pokajał i wyraził żal za grzechy swojej młodości. Jeśli tego nie zrobił, to nadal opowiada się za kłamstwem i ciągle krzewi niesprawiedliwość. A wszyscy, którzy go kryją, jemu i społeczności akademickiej wyświadczają niedźwiedzią przysługę.

Nieporozumieniem jest również powoływanie się na zatajanie prawdy przed śmiertelnie chorym pacjentem. Czy pan profesor postrzega Polaków jako zniedołężniałych albo jak dzieci, które trzeba strzec przed drażliwymi tematami? Przypuszczenie wyrażone w artykule, że głoszenie prawdy „może godzić zarówno w dobro, jak i sprawiedliwość”, należałoby odwrócić – nie ma i nie może być sprawiedliwości bez prawdy. Bo, jak powiedziano, tylko „prawda was wyzwoli” (J 8,32) i – jak mówił Józef Mackiewicz – „tylko prawda jest ciekawa”.


Mityczny ruch

Agenturalność Wałęsy oraz, według Andrzeja Kołodzieja, co najmniej jeszcze trzech członków MKS w Gdańsku, agenturalność Mariana Jurczyka w Szczecinie, Jarosława Sienkiewicza na Śląsku i może jeszcze innych przywódców Sierpnia ,80 to okoliczność moralnie ponura, ale politycznie korzystna. Dla ogółu nie dla mocodawców owych byłych czy ciągle wtedy aktualnych tajnych współpracowników. Spróbuję uzasadnić tę paradoksalną z pozoru tezę.

Pamiętam, jak dwa dni przed podpisaniem Porozumień Sierpniowych do wrocławskiego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego przyjechał z Gdańska Karol Modzelewski. Przekonywał nas, że na postulat wolnych związków zawodowych władze nie mogą się zgodzić, bo to by przeczyło samej istocie systemu opartego na kontroli wszelkiej publicznej aktywności.

Gdyby nie to, że na czele strajków komunistom udało się umieścić swoich ludzi albo co najmniej od siebie uzależnionych, rzeczywiście nie doszłoby do tamtej społecznej ugody. Władze sądziły, że nowe związki zawodowe, pokawałkowane regionalnie, prowadzone agenturalnie, będą do opanowania.

Nikt – ani oni, ani my – nie przypuszczał wówczas, że po kilku tygodniach jedną ogólnopolską „Solidarność” będzie budować 10 milionów członków, że będą w niej uczestniczyć działacze PZPR i milicjanci, że ten ruch stanie się mitem i siłą, która zaważy w pokonaniu komunizmu.


Fałszywe dobro

Czy dzisiejsza obłuda Lecha Wałęsy, obłuda obrońców jego uwikłania z lat 70., jego ugodowej retoryki z lat 80., jego okrągłostołowych, prezydenckich i antylustracyjnych łamańców też może się przysłużyć Polsce?

Tylko wtedy, gdy miliony Polaków, gdy nasze młode pokolenie wywiodą z tego smutnego spektaklu wnioski dokładnie przeciwne do sugerowanych w artykule profesora Winczorka. Takie, że przy całej złożoności zjawisk dobro oparte na fałszu w dojrzałej zbiorowości, którą dumnie zwiemy Polską, będzie zawsze dobrem fałszywym.

Nie zapominajmy o przestrodze wielkiego Norwida, że gdy „dobro – też zsamolubnieje/ I na wygodno koniecznie zdrobnieje/ I wnet za ciasnym będzie glob dla ludzi,/ Aż jaki piorun rozedrze zasłonę,/ Aż jaki wicher na nowo rozbudzi,/ Aż jakie fale zatętnią czerwone...”.

Każdy, kto próbuje prawdzie przeciwstawić dobro, opowiada się, czasem nieświadomie, po stronie złowieszczych czerwonych fal.

Autor był w czasach PRL działaczem antykomunistycznej opozycji, a po wprowadzeniu stanu wojennego współtwórcą i liderem Solidarności Walczącej – radykalnej organizacji domagającej się pełnej niepodległości Polski. Jest specjalistą z dziedziny fizyki teoretycznej, wykładowcą w Instytucie Matematyki Politechniki Wrocławskiej


Pisał w opiniach

Piotr Winczorek

„Sprawa TW »Bolka« – między prawdą a dobrem” Prawdy w nauce nie ustala się raz na zawsze. Przeciwnie, jest ona czymś zmiennym, ewoluującym, rozwijającym wraz z postępem badań. 2.07.2008
"

Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Pią Lip 11, 2008 8:41 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną niekonsekwencję logiczną w wywodzie prof. Winczorka:

Cytat:
Nieuczciwością, objawem braku poczucia dobra i sprawiedliwości byłoby bowiem koncentrowanie się w opisie życiowych dokonań tego badacza na grzechu młodości i pomijanie jego rzetelnej pracy w latach następnych.


Kierując się taką "logiką" można byłoby twierdzić, że "dokonania" życiowe miliardera, który zdobył swą fortunę dzięki kradzieży pierwszego miliona nie tylko zasługują na uznanie ale nawet że bogactwa te należą mu się - tak prawnie jak i moralnie - dzięki "jego rzetelnej pracy w latach następnych". Podobnie przyłapanie mistrzyni olimpijskej na wcześniejszym zażywaniu środków dopingowych (grożące utratą złotego medalu) byłoby bez znaczenia, bo przecież później - jakże ona wspaniale na bieżni walczyła!!!

TS

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.


Ostatnio zmieniony przez Tomasz Strzyżewski dnia Pią Lip 11, 2008 9:08 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Pią Lip 11, 2008 9:04 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

post zdublowany - przepraszam Embarassed

TS

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum