Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Księżą biskupi, czas ratować polski Kościół!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 11:42 am    Temat postu: Księżą biskupi, czas ratować polski Kościół! Odpowiedz z cytatem

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27129

Tomasz Terlikowski dla DZIENNIKA
2007-01-05

"Księżą biskupi, czas ratować polski Kościół!"

Jeśli chcecie ratować polski Kościół, musicie jak najprędzej podjąć zdecydowane i bardzo konsekwentne działania. Nie da się już bowiem dłużej udawać, że teczki, niechciana przeszłość i zasypane grzechy nie istnieją - apeluje w DZIENNIKU publicysta Tomasz Terlikowski.

W tej chwili polski Kościół znajduje się w sytuacji wisielca, któremu na szyi coraz mocniej zaciska się pętla lustracyjna. Widzi to każdy, a Wy chcecie nam wmówić, że te śmiertelne podrygi to taniec radości i siły polskiego katolicyzmu. Tak nie jest. Tę pętlę zarzucił wiele lat temu Wam – i nam – Czesław Kiszczak, sugerując, że dowody na wszystkie grzechy, słabości, błędy i długi język zgromadzone w czasach PRL zostały zniszczone. Ale czy można wierzyć komuś, kogo jedynym celem przez całe lata było niszczenie Polski, Polaków i polskiego Kościoła?

Opamiętajcie się! Wy wcale nie bronicie dobrego imienia Kościoła. Tym, co najbardziej szkodzi zaufaniu do Kościoła i jego hierarchii, nie jest wyjście na światło dzienne faktów takich jak to, że ktoś kiedyś miał kochankę, brał upominki od oficerów SB czy nawet donosił. Najbardziej szkodzi nam uchylanie się od odpowiedzialności, zakłamanie i lekceważenie ujawnianych dowodów. Oskarżanie w imię fałszywie rozumianej solidarności zawodowej nie tych, którzy kiedyś zgrzeszyli, ale tych, którzy dziś chcą wyjawić prawdę, przeciąć wrzód i oczyścić atmosferę. Potępianie nie grzeszników z czasów komunizmu, ale tych księży i dziennikarzy, którzy w tej chwili chcą rozliczenia grzechów z przeszłości.

Nie ma bardziej samobójczej strategii. Nie da się zatrzymać wychodzenia na jaw kolejnych dokumentów, demaskowania kolejnych współpracowników SB. W efekcie bohaterski Kościół, który przez lata stawiał komunistycznej władzy zdecydowany opór, stanie się w oczach wiernych Kościołem zdrajców. A przecież to nieprawda. Większość księży nigdy nie dało się złamać i nigdy nie podjęło współpracy. Zaledwie około 10 procent duchownych w ten czy inny sposób uwikłało się we współpracę z SB. Jeśli w imię obrony tej garstki złe światło padnie na tę przytłaczającą większość niewinnych duszpasterzy, to nie będzie to winą dziennikarzy, tylko niestety Was – hierarchów Kościoła, którzy nie chcecie oczyszczenia.

Księża Biskupi! Jeśli naprawdę pragniecie zakończyć ten skandal, musicie wrócić do źródeł: do Ewangelii. Ona mówi wyraźne: jeśli jest grzech, to musi być jego wyznanie, pokuta i dopiero potem pojednanie z Kościołem. Upieranie się, że grzechu nie było, uniemożliwia cały proces pojednania z Kościołem. Święty Piotr nie chciał zmusić ewangelistów do tego, by zniszczyli swoje ewangelie, mimo że w nich zapisana jest jego zdrada. Jedyną drogą ku rozgrzeszeniu jest szczere wyznanie do końca wszystkich win i dopiero później szukanie usprawiedliwień i pojednanie.

Co gorsza, pobłażanie grzesznikom uniemożliwia im pokajanie się i oczyszczenie. Esbecy nie spotykali się z księdzem Wielgusem "bo był przystojny i miał piękne oczy" - jak sami go opisywali - ale dlatego, że odnosili z tych spotkań jakieś korzyści. Jeśli arcybiskup tego nie wie, trzeba mu to uświadomić, a nie wmawiać, że jest niewinny, a dokumenty są niewiarygodne. Trzeba stanąć wobec niego i bardzo jasno powiedzieć: postępowanie księdza - zgodnie z duchem memoriału, który w sierpniu przyjęliśmy - było złem. To zło musi wpierw zostać rozliczone, by można było je przebaczyć. Bez takiej postawy skazujemy grzeszników z tamtych czasów na brak pokuty i pojednania. Wspomagamy ich w grzechu i uniemożliwiamy oczyszczenie. To także jest niewybaczalne.

Księża Biskupi! Wasza postawa w tej sprawie nie przynosi nic dobrego. Obudźcie się i ratujcie polski Kościół.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 11:54 am    Temat postu: Wyznawca Szatana na tronie Prymasa Polski! Odpowiedz z cytatem

Ewangelia wg sw. Jana:
Na to rzekł do nich Jezus: "Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem". Mówił zaś o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem - jeden z dwunastu miał Go wydać.

Nie dość, że przeszło 20 lat zdradzał to jeszcze dziś żyje w kłamstwie.
Jeśli Bóg jest Prawdą to Kłamstwo Szatanem.

Wyznawca Szatana na tronie Prymasa Polski!

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 12:05 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27143

Robert Krasowski, naczelny DZIENNIKA

Ziszczone marzenie Adama M.

Zacznę od zastrzeżenia. Patrząc na część zwolenników lustracji, dostrzegam w nich czasem zbyt wiele pasji. I niepotrzebną radość przy odkrywaniu kolejnych agentów. Ale dziś jestem z nimi - pisze w DZIENNIKU Robert Krasowski.

Bo całemu skandalowi, który się rozgrywa, winni są nie lustratorzy, ale ich przeciwnicy, którzy przez 15 lat prowadzili swoją obłędną krucjatę w obronie agentów. Winni są autorzy gigantycznych narodowych rekolekcji, w których dowodzili, że czarne jest białe. Że agent to ofiara, że Kiszczak to patriota, że człowiek niezłomny był zwykłym idiotą.

Dziś widzimy skutki. Ludziom pokroju arcybiskupa Wielgusa nie tylko dano poczucie bezkarności. Im dano moralną niewinność. Oni dziś sądzą, że nic złego nie zrobili. Że donoszenie to zwykła rzecz. Byli agenci już nie wstydzą się swojej przeszłości. Nie przeszkadza im, że inni o niej wiedzą. Śmiało sięgają po najwyższe urzędy.

Czy to było intencją antylustratorów? Z początku chyba nie. Z początku chcieli jedynie tego, aby byli agenci mogli dożyć w spokoju. Ale potem, w miarę jak ujawniano konkretne przypadki, broniono ich nadal, podważając wiarygodność dowodów. Mało tego - broniono ich nawet wtedy, gdy ci sami przyznawali się do agentury.

Czytając dziś teksty w obronie Wielgusa zastanawiam się, dlaczego ich autorzy stali się ostentacyjnymi promotorami tych poubeckich karier. Zastanawiam się, dlaczego tak się zapędzili. Przecież idea historycznego kompromisu, zgody między Solidarnością a PZPR nie była tego warta. Jeśli nawet ta idea była słuszna, był to zaledwie jeden z wielu pomysłów politycznych. O który można się kłócić, ale już nie bić na śmierć i życie. Zwłaszcza że wraz z kolejnymi lustracjami w Niemczech, Czechach, a z czasem i w samej Polsce widać było, że ujawnianie agentów nigdzie nie stało się tragedią.

Zresztą weźmy przykład Wielgusa. Kto z jego obrońców może powiedzieć, że broni go po to, aby uratować Polskę przed wojną domową? Albo aby chronić byłych komunistów przed samosądami? Przecież to brzmi śmiesznie.

Dziś widzimy, że poglądy nadwiślańskich przeciwnicy lustracji, to zwykły obłęd. Nie głupota, nie zła wola, ale jakieś polityczne szaleństwo. A skutki są równie szalone - agent zasiadł na tronie kardynała Wyszyńskiego.

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 12:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27131

"Arcybiskup Wielgus zaparł się samego siebie"

To nie służba Bogu i ludziom, ale wybujałe ambicje i chęć życia w komfortowych warunkach pchnęły Stanisława Wielgusa w objęcia bezpieki. Taki wizerunek jego osoby wyłania się z przebiegu jego dotychczasowego życia - pisze DZIENNIK.

Próbowaliśmy odtworzyć życiorys arcybiskupa na podstawie tego, co sam mówi, oraz tego, co zawierają dokumenty odkryte w IPN.
"Jestem niewinny. Nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem SB" - twierdził arcybiskup Stanisław Wielgus w pierwszych dniach po ukazaniu się informacji o jego tajnych związkach ze Służbą Bezpieczeństwa, ale nie padają szczegóły.

"Ja nie wypieram się tych kontaktów, bo były one wtedy konieczne" - ustępuje o krok, kiedy informacje są pełniejsze.

"W ciągu kilku godzin instruowano mnie, jak mam przekazać zdobyte informacje. Do kogo napisać odpowiednią kartkę i dokąd pojechać na spotkanie" - przyznaje w piątkowym oświadczeniu, kiedy szczegóły współpracy są już powszechnie znane.

Pierwsza randka wywiadowcza?
Jest ciepłe październikowe popołudnie 1973 r. Austria. Salzburg. Wysoki, postawny mężczyzna, mający niewiele ponad 30 lat lat, podjeżdża fiatem na polskich rejestracjach w pobliże ryneczku Residenzplatz. Parkuje na jednej z bocznych uliczek. Po upewnieniu się, że nikt go nie śledzi, elegancko ubrany mężczyzna o miłej powierzchowności idzie szybkim krokiem w kierunku placu.

Rzut oka na zegarek. Jest za dwie piąta. Mężczyzna zwalnia i idzie w stronę, gdzie znajduje się kawiarnia Glockenspiel, usytuowana naprzeciwko kościoła. Jako znak rozpoznawczy, mający ułatwić jego identyfikację polskiemu oficerowi wywiadu, z którym ma tu odbyć pierwszą tajną "randkę", do prawej kieszeni marynarki wkłada ostatni numer tygodnika "Stern". Gazetę złożył tak, żeby gwiazda na stronie tytułowej była widoczna na zewnątrz. Robi dokładnie tak, jak kilka tygodni temu poinstruowali go opiekunowie z wywiadu. Szkolenie odbyło się w jednym z tajnych lokali w Warszawie będących w dyspozycji polskiego wywiadu. Spał i jadł w tym mieszkaniu przez cztery doby. Zmieniali się tylko jego nauczyciele. Instruktorzy szpiegowskiego fachu.

Teraz, stojąc w pobliżu salzburskiego kościoła, modli się, żeby jego nieznany mu partner z centrali polskiego wywiadu zjawił się punktualnie. To, że zwraca się do niebios - w myśl zasady: jak trwoga, to do Boga - dla niego jest czymś naturalnym. Jest przecież kapłanem. To ksiądz Stanisław Wielgus. Młody doktorant z Lublina, tajny współpracownik SB o pseud. Adam nr 6377. Do zadań agenturalnych dla wywiadu zostaje mu nadany nowy pseudonim - Grey.

Tak prawdopodobnie mogło przebiegać spotkanie Stanisława Wielgusa, czyli "Greya", z oficerem wywiadu, choć w oświadczeniu arcybiskup pisze, że "nigdy, ani przez chwilę, nie zamierzał realizować powierzonego mu zadania i nie podjął w tym kierunku żadnych kroków".

Obrazki z książeczek dla dzieci
Po kilkudziesięciu latach, które minęły od momentu podpisania przez Stanisława Wielgusa zgody na współpracę z wywiadem, a na chwilę przed zaprzysiężeniem na metropolitę archidiecezji warszawskiej, w styczniu 2007 roku, już nie szary ksiądz, ale arcybiskup Stanisław Wielgus wyrzucił z pamięci fakt podpisania zgody na współpracę z wywiadem. I wiele, wiele innych fragmentów swego życia. A może arcybiskup próbuje je tylko przemilczeć?

Chętnie za to opowiada o sielskim dzieciństwie, latach szkolnych i początkach kapłaństwa. Pochodzi z niezamożnej, wielopokoleniowej rodziny wiejskiej z okolic Lublina. Jak twierdzi, rodzice byli bogobojni. Dom przesiąknięty był też duchem patriotyzmu. Arcybiskup podkreśla, że ta atmosfera domu rodzinnego ukształtowała go na całe życie. Podkreśla też to, że trudne warunki uprawiania ziemi i ogólna bieda panująca po wojnie w Polsce nauczyły go odpowiedzialności. Opowiadając o swoim dzieciństwie, przedstawia obraz niemal jak z Chełmońskiego - kiedy jako brzdąc kilkuletni (urodził się w 1939 roku, po wojnie miał więc sześć lat) biegał po łąkach za gęsiami i krowami.

Jako 13-letni chłopak przenosi się do Lublina, gdzie rozpoczął naukę w liceum. Zamieszkał u starszej siostry.( Był jednym z sześciorga dzieci - cztery dziewczęta i dwóch chłopców). Przez całą szkołę średnią - wspomina - dręczył go ciągle głód. Zwykła zupa była niemal świątecznym rarytasem, a codziennym posiłkiem kilka kromek chleba ze smalcem.

Po skończeniu szkoły średniej, w czasie wakacji, doznał olśnienia, że "kapłaństwo jest jedyną jego drogą życiową".

Wspominając czasy pierwszych lat po wyświęceniu na księdza, co nastąpiło w 1962 r. po raz pierwszy potrąca o nutę, do której będzie wracał później, a która ma stanowić zarazem alibi dla jego niezłomnej postawy wobec komunizmu i czystości moralnej. Wspomina, jak to jako młody ksiądz, chcąc zorganizować młodzież wokół Kościoła, musiał łapać młodych ludzi na ulicach i zapraszać do punktu katechetycznego. "Za tę działalność zostałem opisany jako wróg Polski Ludowej" - ujawnia czytelnikom. W oświadczeniu podkreśla też fakt inwigilacji przez SB, jako dowód prześladowania przez władze komunistyczne.

Droga do SB
Już po wyświęceniu rozpoczął studia filozoficzne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1968 roku napisał pracę magisterską, a cztery lata później doktorat - już jako młody pracownik naukowy na KUL-u.
W 1973 roku dochodzi do pierwszego wyjazdu młodego doktora do Niemiec na stypendium Fundacji im. Aleksandra Humboldta. Przed wyjazdem ksiądz Wielgus miał duże kłopoty z dostaniem paszportu i "wtedy musiał spotykać się z tymi panami" - twierdzi. A byli to ludzie z Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, czyli wywiadu.

W ostatni piątek, na kilkadziesiąt godzin przed ingresem, arcybiskup Stanisław Wielgus uchyla rąbek prawdy, pisząc w oświadczeniu, że jakiś nadzwyczaj brutalny funkcjonariusz "wrzaskiem i groźbami, że mnie zniszczy, skłonił do podpisania współpracy z wywiadem".

Ale chwilę potem używa obezwładniających słów, które zapierają dech w piersiach. Których żaden normalny człowiek nie ośmieliłby się nigdy wypowiedzieć: "Nigdy nie zdradziłem Chrystusa i Jego Kościoła ani w czynach, ani w słowach, ani w intencjach. Nigdy nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy swoimi czynami czy słowami".

Warszawski metropolita zastrzega się, że z oficerami SB "rozmawiał wyłącznie o sprawach ogólnych, o sytuacji międzynarodowej, o sytuacji ekonomicznej w kraju itp". Przyznaje więc, że tematów do rozmów z esbekami miał sporo.

Wykorzystanie księdza Stanisława Wielgusa w roli agenta wywiadu nie było przypadkowe. Był w tym czasie już sprawdzonym, a więc pożytecznym i wiarygodnym agentem lubelskiej SB.

Z Wydziałem IV - zajmującym się walką z Kościołem - wedle materiałów IPN, ksiądz Wielgus współpracował od 1967 r., czyli od czasów studiów na KUL. Przekazujący go wywiadowi oficerowie miejscowej SB - współpracujący z Wielgusem przez pięć lat - nie mogą się go nachwalić. Podkreślają, że "uzyskali od niego szereg konkretnych informacji, stanowiących znaczną wartość operacyjną w pionie IV Departamentu MSW". Te informacje, zaznaczają, są tym cenniejsze, że dotyczą niezwykle hermetycznego środowiska.

Szczycą się tym, że potrafili zwerbować człowieka o wysokim poziomie intelektualnym, gruntownej wiedzy i dużym już dorobku naukowym. Praca naukowa, ich zdaniem, znacznie zmniejszyła jego aktywność duszpasterską. Wskazują też na nietypowe, jak na duchownego, skłonności w jego zachowaniu i postępowaniu. Nie za bardzo lubi chodzić w sutannie, na co zwracali mu uwagę jego kościelni zwierzchnicy. Jego żywiołem jest towarzystwo ludzi świeckich. Urlopy lubi spędzać w nieskrępowanych warunkach campingowych.

No i wreszcie pada zdanie kluczowe, potwierdzone w innej formie przez samego arcybiskupa. "Chęć wyjazdu na Zachód podyktowana została ambicjami naukowymi <Greya>".
Dla zilustrowania tej charakterystyki muszę przytoczyć dłuższy fragment jego wypowiedzi dla wtorkowej "Gazety Wyborczej": "Przede wszystkim mam żal do siebie, że byłem tak naiwny. Trzeba było od razu, zdecydowanie, to uciąć. Tylko wydawało mi się, że wtedy zamknąłbym sobie drogę do wyjazdów zagranicznych. Chociaż można było wtedy i z tego zrezygnować. Tylko wtedy nie byłoby tych prac, które w związku z tymi wyjazdami powstawały".

Gdybym miał przez chwilę wcielić się w rolę psychoanalityka, powiedziałbym, że arcybiskup Stanisław Wielgus nie do końca rozumie ani wagi swych słów, ani znaczenia swoich czynów.
Pytany przez dziennikarza "GW": "Jaki jest cel wrzawy wokół teczki Waszej Ekscelencji?", odpowiada: "Żeby mnie zniszczyć". Zaś pytany w jakim celu, twierdzi: "Mam określone poglądy, które się mogą komuś nie podobać. A może w tej chwili jest jakiś szał? No niestety - istnieje w tej chwili swego rodzaju terroryzm medialny" - atakuje arcybiskup Wielgus media.

Tymczasem jest odwrotnie - to metropolita warszawski próbuje stosować terroryzm wobec mediów, domagając się, aby były ślepe i głuche, a przede wszystkim nieme. Nie tylko na jego przeszłość, ale i obecną postawę. Tak jak przez lata ksiądz Stanisław Wielgus nie widział nic złego we współpracy z SB, tak teraz nie przeszkadzają mu półprawdy i kłamstwa. Wygląda na to, że nic się nie zmienił.

Jerzy Jachowicz

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 1:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Znalazłem w necie:http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=199&Show=ForumTopicView&ForumTopicId=18812#ForumPostId35682

~Jerzy Simon 2007-01-06 07:49:13
Czy niemiecki papież zamierza osłabić, skompromitować polski Kościół? Czy też decyzja Watykanu jest przejawem zwykłej ignorancji, nieznajomości naszych, polskich realiów. Wielgus jest nikim, to zwyczajna marionetka "oddająca się do dyspozycji". Należy do tej samej grupy "ludzi honoru" co jego byli mocodawcy z Kiszczakiem na czele. I tyle.


To nie obłęd!
~Cezary 2007-01-06 08:06:21
Oni bronią siebie samych, swoich rodzin, znajomych. Jak może biskup Pieronek być zwolennikiem lustrowania Wielgusa skoro sam palił, ale się nie zaciągał. Przecież Pieronek przyznał się do swoich kontaktów z sb-kami właśnie w momencie starań o paszport (przyciśnięty do ściany przez media). Analogia jest oczywista: też wyjazd w celu naukowym poza granice PRL-u, też rozmowy które "nikomu nie przyniosły szkody, o faktach powszechnie znanych z Wolnej Eurpy", też dostał paszport. Jedyna różnica: biskupowi Pieronkowi nie starczyło tupetu (wreszcie, po 15 latach plucia na lustrację) żeby iść całkowicie w zaparte, jak Wielgus. Panie redaktorze- to nie obłędny Adam M. jest jedynym winnym. Przez kilkanaście lat basowali mu prawie wszyscy dziennikarze! Takie zdroworozsądkowe teksty, jak pański, jakoś się nie przebijały. Właściwie wszystkie wielkonakładowe media nazywały ludzi zdroworozsądkowych oszołomami. Gdzie Pan wtedy był? Brakuje mi w pańskim tekście odniesienia do teraźniejszości i odpowiedzi na pytanie: dlaczego akurat teraz jest klimat do oczyszczania życia z kapusiów i dlaczego wreszcie może Pan napisać o obłędzie Adama M?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 2:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego, ponownie
oświadczył, że komisja powołana przez abpa Józefa Życińskiego nie
natrafiła
na teczki IPN, dotyczące abpa Stanisława Wielgusa.
- Niniejszym stanowczo dementuję, jakoby Komisja badająca inwigilację
środowiska KUL, powołana przez metropolitę lubelskiego, ks. abpa Józefa
Życińskiego, natrafiła na teczki związane z osobą bpa Stanisława
Wielgusa -
napisał ks. Puzewicz w swoim oświadczeniu.

Strzembosz taki pisze:
Mimo iż było obyczajem, że po zrobieniu habilitacji otrzymywało się
stanowisko docenta, Wydział ds. Wyznań, któremu podlegał KUL (a
faktycznie
lubelskie SB), nie wyraził zgody na mianowanie, a KUL nie chciał
naciskać,
by nie dostać definitywnej odmowy. Tak też od marca 1982 do marca 1989
roku,
przez siedem lat, byłem adiunktem - doktorem habilitowanym. Dopiero w
okresie obrad Okrągłego Stołu, w których uczestniczył mój brat,
przyznano mi
stanowisko docenta. Na KUL prowadziłem bardzo liczne seminarium
magisterskie, wykształciłem ponad sześćdziesięciu magistrów. Od 1991
roku,
czyli od uzyskania stopnia profesora, prowadziłem tam seminarium
doktorskie,
na którym stopień ten dotychczas uzyskało jedenaście osób.

albo
Szef lubelskiego Klubu Inteligencji Katolickiej prof. Ryszard Bender
zagroził arcybiskupowi swojej diecezji Józefowi Życińskiemu i wielkiemu
kanclerzowi Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, że ujawni współpracę
z
bezpieką 40 profesorów i ludzi z kręgu KUL. Od IPN domaga się podania
dalszych sześciu nazwisk, grożąc prof. Leonowi Kieresowi, prezesowi IPN,
sądem, jeśli mu tych nazwisk nie poda. GW 5.01.2005 r.

Według historyków z lubelskiego IPN, w latach 80. SB miała na uczelni
kilkudziesięciu współpracowników. Większość akt tajnych służb
dotyczących
KUL została zniszczona, ale historycy ustalili, że w latach 80-tych SB
miała
na uczelni kilkudziesięciu współpracowników. "W 1982 r. dane podają ok.
60
współpracowników - studentów, pracowników naukowych,
administracyjnych,
technicznych.
Wśród tajnych współpracowników byli również duchowni"-
powiedziała PAP Małgorzata Choma-Jusińska z lubelskiego IPN zajmująca
się
badaniem opozycji przedsolidarnościowej w Lublinie. KUL był inwigilowany
od
inauguracji w 1945 r
. Serwis PAP 7.01.2005 r.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 3:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://tezeusz.pl/blog/?p=291

O tak, jestem najgorszy!
Autor: Tomasz P. Terlikowski @ 19:34

Pamiętacie słynne tłumaczenie prezydenta Billa Clintona wyjaśniającego, że wprawdzie palił marihuanę, ale się nie zaciągał? Mnie przypomniała się ona przy okazji dzisiejszego wywiadu z abp Stanisławem Wielgusem w “Gazecie Wyborczej”. Metropolita warszawski tłumaczy w nim, że wprawdzie przez lata wielokrotnie spotykał się z oficerami bezpieki, rozmawiał z nimi “nawet po piętnaście razy” przed każdym wyjazdem zagranicznym, podpisał nawet jakieś zobowiązanie, ale przecież nie donosił i nie skrzywdził nikogo (a jak kto uważa inaczej, niech wytoczy mu proces). Czyli rozmawiał, podpisywał, ale żeby donosić to nie…

Arcybiskup Wielgus próbuje nas w ten sposób przekonać, że w bezpiece pracowali idioci, którzy spotykali się z nim przed ponad dwadzieścia lat, nachodzili go w domu i biurze, i nic z tego nie mieli. On ich zwodził, a oni biedacy ulegli mu i nie zauważyli, że ze spotkań z arcybiskupem nic nie mieli. Ot gromada osłów, które traciły czas, a dzięki temu on ksiądz profesor mógł robić karierę naukową. Nic tylko pogratulować dobrego samopoczucia.

Nie opuszcza ono księdza arcybiskupa, także w innych momentach rozmowy, w których hierarcha zwyczajnie obraża osoby, które w czasach, o których mowa nie zdecydowały się na rozmowy z bezpieką. Mówi bowiem: ja nie wypieram się tych kontaktów, które były wtedy konieczne… A ja się pytam, czy ksiądz arcybiskup chce przez to powiedzieć, że każdy uczony w Polsce spotykał się po piętnaście razy z bezpieką? Czy rzeczywiście ma ksiądz arcybiskup na to dowody? A może zwyczajnie szkaluje setki czy tysiące uczciwych osób?

I wreszcie na koniec – nie mogę nie wspomnieć o wątku osobistym. Prowadzący rozmowę dziennikarz pyta arcybiskupa: Teraz atakują Arcybiskupa nawet publicyści deklarujący się jako wierni synowie Kościoła, działający podobno dla dobra Kościoła. A on odpowiada bez wahania: O tak! Ci są najgorsi! A w jakim celu? Naprawdę nie wiem. Cóż dobrze usłyszeć, że jest się jednym z tych najgorszych. Szczególnie w rozmowie, w której ksiądz arcybiskup komplementuje “Gazete Wyborczą” za poprawny stosunek do lustracji. Jeśli ochrona agentów, nazywanie Kiszczaka i Jaruzelskiego ludźmi honoru ma być zgodne z linią papieską, to cieszę się, że ja jestem najgorszy. Szkoda tylko, że taką opinię wyraża nie redaktor naczelny GW, ale arcybiskup Kościoła, któremu zawsze (być może nie zawsze dobrze) starałem się służyć, także narażając się na razy ze strony redaktorów papieskiej “Wyborczej”.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Sob Sty 06, 2007 5:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.pardon.pl/artykul/627/abp_wielgus_to_wewnetrzna_sprawa_kosciola

Abp Wielgus to wewnętrzna sprawa Kościoła
Wielgus | Kościół | lustracja

Publiczne lustrowanie abp Stanisława Wielgusa zamazuje granicę pomiędzy Kościołem i państwem. Wygląda to tak, jakby Kościół był częścią państwa. A nie jest.
Abp Stanisław Wielgus objął metropolię warszawską. Zarazem wyraził publiczną skruchę za swoje kontakty z komunistycznymi służbami specjalnymi i zadeklarował, że podda się teraz każdej decyzji Watykanu. Zaznaczył jednak, że papież Benedykt XVI dobrze zna jego agenturalne uwikłania z czasów PRL.

Wielgusa pobłogosławił prymas Józef Glemp. W niedzielę uroczysty ingres nowego metropolity warszawskiego.

Kościół nie usłuchał więc wezwań sporej części kojarzonych z prawicą publicystów, którzy opowiedzieli się przeciw nominacji Wielgusa. Apelowali, by przynajmniej przesunąć ingres do czasu wyjaśnienia sprawy. Bardzo mocno wypowiedział się np. Robert Krasowski, redaktor naczelny "Dziennika", na piewszej stronie piątkowego wydania tej gazety:

Trzeba powiedzieć otwarcie: ingres arcybiskupa Wielgusa będzie moralnym skandalem. Będzie nagrodą dla człowieka być może nawet wartościowego, ale przyznaną mu za to, co w nim było najmniejsze i najgorsze. Ingres w tym momencie, w kilka dni po ujawnieniu jego przeszłości, będzie wyglądać jak specjalna premia za kłamstwo i szpiclowanie.

O wstrzymanie ingresu zaapelował Jarosław Gowin, senator Platformy Obywatelskiej i rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Notabene, także metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski uważa, że Wielgus powinien zrezygnować ze swojego nowego stanowiska.

Nowy metropolita warszawski jest więc traktowany w mediach jak jakiś minister, albo szef dużej partii. A przecież to hierarcha kościelny. Nie jest mianowany w oparciu o państwową ustawę, a w ramach pewnej ponadpaństwowej wspólnoty wiernych, która ma własny - by tak rzec - porządek instytucjonalny, własnych kapłanów, własne autorytety. Co więcej, sam Wielgus mówi, że papież dobrze znał jego przeszłość mianując go metropolitą warszawskim. Czyli wiedział, co robi. Wierni mogą kręcić nosem, ale w Kościele już tak jest, że nie mają formalnych możliwości wpłynięcia na personalne decyzje podejmowane w Watykanie.

Więcej. Celem istnienia Kościoła nie jest polityka, a krzewienie wiary w pewną formę życia nadprzyrodzonego. O ile mi wiadomo, sakramenty udzielone przez kapłana są ważne także wtedy, gdy ów kapłan jest grzesznikiem. Są bowiem znakiem duchowego porządku, w który wierzą katolicy. Gdzie tu lustracja? Gdzie PRL? Gdzie bieżąca polityka? Ano nigdzie. Zresztą odnoszę wrażenie, że Kościół myśli w innych kategoriach czasowych - nie rok czy pięć lat do przodu (jak w "zwykłej" polityce), a sto lub tysiąc lat do przodu. Z tej perspektywy, kłopoty abp Wielgusa są jak kichnięcie.

Piszę to jako niewierzący. Wiernym niezadowolonym z nominacji abp Wielgusa podpowiadałbym zaś podjęcie wysiłku na rzecz wewnętrznej demokratyzacji Kościoła. Tak, by mieli wpływ na takie nominacje. A jeśli nie chcą demokratyzować Kościoła - niech podporządkują się Watykanowi. Tak jak zrobił to prezydent Lech Kaczyński. Idzie na ingres abp Wielgusa. Dlaczego? "Został mianowany przez Ojca Świętego, więc ja tam być muszę" - oświadczył w czwartek w TVP 1. W podobnym duchu mówią posłowie Artur Zawisza i Tadeusz Cymański (PiS) oraz senator Stefan Niesiołowski (PO).

Także bloger Olgierd Rudak uważa, że nominacja abp Wielgusa to wewnętrzna sprawa Kościoła:

Lustracja lustracją, ale autonomia państwa i kościoła powinna być dla nas prymatem. Roma locuta, causa finita - zaś żadne wezwania, żadnych, nawet najbardziej bogobojnych dziennikarzy (i ich zwierzchników z rejonów Antoniego Macierewicza) nie powinny mieć wpływu na decyzje personalne.

Smaczku sprawie dodaje fakt, że abp Wielgus uchodzi za przedstawiciela konserwatywnego skrzydła w polskim Kościele. W jego obronie stanął m.in. o. Tadeusz Rydzyk.

Nie sądzę, by Watykan ugiął się pod presją części polskich mediów i cofnął nominację abp Wielgusowi. A jednak cieszę się, że agenturalna przeszłość nowego metropolity warszawskiego została ujawniona.

Łukasz Medeksza

OWSZEM WEWNETRZNA SPRAWA KOŚCIOŁA nie hierarchów!!!!!!!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum