Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bił opozycjonistów, dziś doradza ministrowi

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Sty 09, 2007 3:45 am    Temat postu: Bił opozycjonistów, dziś doradza ministrowi Odpowiedz z cytatem

Bił opozycjonistów, dziś doradza ministrowi

2007-01-09 01:41 Aktualizacja: 2007-01-09 02:07
Milicjant - oprawca zatrudniony w CBA

Mariusz Kamiński, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrudnił w roli doradcy, byłego milicjanta, który maltretował opozycjonistów w czasach PRL - ujawnia DZIENNIK. Przeszłość Tomasza Warykiewicza odkrył Maciej Gawlikowski, krakowski dziennikarz.

Byli działacze podziemia są zdumieni, że Warykiewicz pracuje dla CBA i organizuje szkolenia dla funkcjonariuszy tajnej służby.

"Zdziwiony jestem, że Mariusz wziął do pracy Warykiewicza. Może nie wiedział o jego przeszłości, tak jak Benedykt XVI nie miał pojęcia o przeszłości arcybiskupa Wielgusa" - zastanawia się Jacek Smagowicz, członek Komisji Krajowej "Solidarności", który 20 lat temu, po pokojowej demonstarcji został pobity przez Warykiewicza i jego kolegów z milicji.

" Może Mariusz Kamiński jest przepracowany?" - zastanawia się Ryszard Bocian, były opozycjonista, którego milicjanci okładali metalowymi pałkami. Historia jest tym bardziej zadziwiająca, że sam Kamiński był w latach 80. antykomunistycznym działaczem, którego milicjanci nie jeden raz bili i pałowali. Poza tym przeszłość ludzi, którzy trafili do CBA miała być szczegółowo badana, nawet przy użyciu wykrywaczy kłamst. Prześwietlone miały być ich życiorysy, kontakty. Drzwi do nowej służby miały być zamknięte dla esebeków i ludzi, którzy walczyli z opozycją.

Sprawę haniebnej przeszłości obecnego doradcy szefa CBA zbadał były działacz opozycji i krakowski dokumentalista Maciej Gawlikowski. Przygotowuje on telewizyjny reportaż na ten temat, część publikowanych w tekście wypowiedzi pochodzi właśnie z filmu. Wczoraj Gawlikowski przyjechał do Warszawy, żeby porozmawiać z Kamińskim o przeszłości Warykiewicza. Po tej rozmowie Centralne Biuro Antykorupcyjne na kilka godzin nabrało wody w usta. "Sprawdzamy sygnał, który do na dotarł" - powiedział nam tylko rzecznik CBA, Tomasz Frątczak. Wieczorem otrzymaliśmy oświadczenie: jeśli potwierdzą się zarzuty o bicie opozycji, Warykiewicz zostanie usunięty ze służby. "Jakiekolwiek formy stosowania przemocy wobec działaczy opozycji sa całkowicie dyskwalifikujące" - oświadczył rzecznik CBA.


Kopniak dla pani Petroneli
Bezspornym dowodem winy Warykiewicza są zdjęcia dokumentujące brutalną interwencję milicjantów z 3 maja 1987 roku pod Wawelem. Obrazy są szokujące, a Warykiewicz jest głównym bohaterem linczu na demonstrantach.

Na zdjęciach widać opozycjonistów, którzy w pokojowym pochodzie schodzą z Wawelu po mszy. Kilku funkcjonariuszy w cywilnych ubraniach, w tym Warykiewicz, idzie w manifestacji. Tajniacy przesuwaj się powoli w stronę czoła demonstracji. W pewnym momencie Kazimierz Lewandowski, ubrany po cywilnemu milicjant, próbuje odebrać młodemu Pawłowi Sabudzie transparent. "Jechało od niego wódą" - wspomina dziś Sabuda.

Zaczyna się szamotanina. Potężny Lewandowski, bokser milicyjnego klubu Wisła, rzuca się na idącego w pierwszym szeregu Zbigniewa Romanowskiego. Zaraz doskakuje Warykiewicz. Wyciagają opozycjonistę z tłumu i biją. Akcja Warykiewicza i Lewandowskiego, milicjantów z wydziału kryminalnego, to sygnał dla innych. W mig kilkudziesięciu atletycznych mężczyzn rzuca się na zaskoczonych ludzi. Biją, kopią, ciągną ludzi po bruku za nogi i ręce.

Warykiewicz, jak przystało na adepta sztuk walki, zadaje fachowe kopniaki 73-letniej Petroneli Wróbel. Potem znęca się nad bezbronnym Romanowskim, którego prowadzi kilku innych milicjantów. Warykiewicz bije go po głowie pieścią i łokciem. Wraca, żeby jeszcze raz przylać Petroneli Wróbel i krakowskiej lekarce Iwie Sabudzie. Potem bije jeszcze jednego opozycjonistę pod ceglanym murem Wawelu. W sumie cała akcja trwa kilkadziesiąt sekund. Czołówka demonstracji zostaje wyłapana i zawleczona do milicyjnych suk. Pod Wawelem zostaje zdezorientowany tłum, który próbuje zrozumieć, co tak naprawdę się stało.


Manto dla opozycji - nasza specjalność
Pobity wtedy Jacek Smagowicz wspomina: "To nie było esbeckie poszturchiwanie. To było polowanie na ludzi".

Ryszard Bocian: "To było katowanie. Mnie lali metelowymi rurkami, na których wcześniej mieliśmy rozwieszony transparent. Po uderzeniu czymś takim ból jest straszny, dużo większy niż po uderzeniu pałką albo drewnianym kijem".

Iwa Sabuda: "Byli bardzo brutalni. Wyciągneli mojego syna Pawła z tłumu. Twarz miał zalaną krwią. Patrzyłam na tę krew. Przygladałam się, czy nie jest za jasna. Bałam się, że razem z tą krwią traci płyn mózgowy, bo takie rzeczy się zdarzają po mocnych uderzeniach w głowę".

Już następnego dnia, czyli 4 maja 1987, milicjanci Warykiewicz i Lewandowski złożyli zeznania, które pozwoliły oskarżyć opozycjonistów o udział w nielegalnej demonstracji. Z zeznań jasno wynika, że to właśnie oni obaj zatrzymywali Romanowskiego i dorowadzali go do umundurowanych funkcjonariuszy. To "zatrzymanie", jak wykazała obdukcja lekarska, Romanowski przypłacił złamaniem szczęki, złamaniem ósmego żebra, złamaniem kostki w prawej nodze, licznymi sińcami i skaleczeniami skóry.

Były milicjant z wydziału kryminalnego: "Wtedy nie można się było zajmować tylko łapaniem bandytów. Musieliśmy na polecenie komendanta wojewódzkiego zajmować się rozbijaniem demonstracji opozycyjnych. Mieliśmy za zadanie wyłapywanie najbardziej aktywnych demonstrantów i spuszczanie im manta. Byliśmy w tym naprawdę nieźli".

Kilka funkcjonariuszy małopolskiej milicji przyznaje, że nie można było opuszczać demonstracji. "Ten kto ściemniał, przynosił zwolnienia, szybko kończył karierę" - mówią nasi rozmówcy.

Pod Wawelem pobity został również, nieżyjący już Stanisław Sroka, wtedy schorowany, kulejący i częściowo sparaliżowany.

20 maja 1987 roku podziemne pismo "Paragraf" opublikowało relację jego córki, wówczas 15- letniej dziewczyny: "Na tatę, na mnie i na brata rzuciło się kilku panów. Przewrócili nas i zaczęli bić tatę. Obok stało wielu milicjantów i tylko się przyglądali. (...) Podczas przesłuchania byłam bardzo zdenerwowana i prawie cały czas płakałam. (...) W pewnym momencie z podwórka, gdzie przetrzymywano zatrzymanych, doszły nas skandowane okrzyki <KPN>. Pani (śledcza -red.) pytała, czy wiem, co to znaczy? Byłam tak zdenerowana i zapłakana, że zapomniałam, a przecież wiem to bardzo dobrze".

W tym samym numerze "Paragrafu" jest też mowa o Petronelii Wróbel, którą kopał Warykiewicz:"Młody, zwyrodniały esbek, który śmiało mógłby być jej wnukiem, wyrwał jej laskę, połamał ją, a nastepnie uderzył staruszkę tak, że padła, tracąc na dłuższy czas przytomność. Dopiero po odjeździe milicji, przechodnie mogli wezwać pogotowie".

Ta i inne relacje w podziemnym „Paragrafie” z 1987 roku są dedykowane Jerzemu Urbanowi, rzecznikowi rządu, "którego zdaniem żadnych interwencji milicji w tym dniu nie było, a demonstranci rozeszli się na słowne wezwanie i nie było mowy o użyciu przemocy".

Brutalność porucznika
Sprawa katowania ludzi umarłaby pewnie, jak dziesiątki innych. Ale zawodowe awanse Warykiewicza w odnowionej policji III RP zauważył Maciej Gawlikowski. Krótko po tym, jak Warykiewicz został w Krakowie szefem policyjnej grup do rozbijania przestępczości zorganizowanej. Gawlikowski, używając podstępu, umówił się z policjantem i niespodziewanie spytał Warykiewicza, czy przypomina sobie bestialską akcję z 3 maja 1987?

"Nie chciałbym o tym mówić. Był to czas, kiedy cały resort był zaangażowany w taką działalność" - mówi speszony Warykiewicz i zrywa wywiad.

Niedługo potem Gawlikowski robi telewizyjny materiał o haniebnej przeszłości policjanta. Podaje jego nazwisko. Reakcja policji i prokuratury jest natychmiastowa. Gawlikowski zostaje oskarżony "o ujawnienie danych osobopoznawczych" funkcjonariusza, który działa tajnie. Sprawa trafia na wokandę i towarzyszy jest zadyma polityczna. W sądzie stawiają się politycy i działacze opozycji, którzy nie chcą się pogodzić z tym, że dziennikarz został oskarżony o ujawnienie danych brutalnego milicjanta.

W sądzie zjawia się też Warykiewicz, jako oskarżyciel posiłkowy. Na jego widok ludzie wrzeszczą na sądowym korytarzu "Precz z komuną!". Warykiewicz musi wychodzić z budynku w obstawie policjantów. Żuje gumę i rzuca pogardliwe spojrzenia tym, którzy wypominają mu przeszłość. Proces Gawlikowskiego (zakończony umorzeniem) staje sie głośny, mówią o nim krakowskie media, relacje nadaje też ogólnopolska "Panorama" w TVP. W tej sytuacji dziwne wydaje się, że szefowie Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie dotarli do informacji na temat przeszłości Warykiewicza.




--------------------------------------------------------------------------------

Tomasz Warykiewicz - czarny pas w karate, złoty rolex na ręku

Niezwykła milicyjno-policyjna kariera Tomasza Warykiewicza zakończyła się skandalem. Trzy lata temu na jaw wyszły nieprawidłowości w wydawaniu pieniędzy z funduszu operacyjnego wydziału operacji specjalnych CBŚ.
"Kierował elitą, funkcjonariuszami, którzy mieli za zadanie przenikać w struktury świata przestępczego. Od maklerów giełdowych po kartele narkotykowe" - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Jego podwładni nie znali biedy typowej dla zwykłych policjantów. Korzystali z szatni operacyjnej i chodzili w złotych rolexach, jeździli Mercedesami i Lexsusami. Plotek o szastaniu przez nich pieniędzmi było tak dużo, że ówczesne kierownictwo postanowiło skontrolować finanse. Podejrzanych wydatków było sporo: np. wyjazd do Rio de Janeiro w czasie karnawału. Oficjalnie po to, aby nawiązać kontakty z kartelami narkotykowymi. Nieoficjalnie: aby się pobawić. Ostatecznie kontrola zakończyła się odebraniem stanowiska Warykiewiczowi. Jednak jego legenda i jego operacji do dziś jest żywa na korytarzach CBŚ.

"Jeśli szukać polskiego Bonda, to on go przypomina najbardziej" - to naprawdę częsta opinia. Trudno dociec prawdy o Warykiewiczu. Trudno, bo przez całe zawodowe życie uczył się tworzyć "legendy", czyli fałszywe tożsamości dla policjantów przenikających w mafijne struktury. "To wymaga aktorskich zdolności, sam ma ich pod dostatkiem" - mówi oficer CBŚ z Krakowa. Wiadomo, że posiada czarny pas w karate, zna kilka języków obcych. Wybijał się ponad przeciętną już w początkach kariery, w latach 80. w wydziałach operacyjnych krakowskiej policji.

"Zawsze myślał niekonwencjonalnie, miał mnóstwo pomysłów. Policja, tzn. wtedy milicja to był jego żywioł" - mówi kolega z tamtych czasów. Od 1985 roku zajmował się w komendzie wojewódzkiej przestępstwami przeciwko mieniu: włamaniami i kradzieżami. "Miał prawdziwego nosa. Zawsze stosował niekonwencjonalne metody. Wiedział, kiedy odwiedzić starego recydywistę w areszcie i zaproponować mu zorganizowanie wizyty kochanki w zamian za informacje o sprawcach dużego skoku" - tłumaczy oficer krakowskiej policji.

Już pod koniec lat 80. krakowskie grupy przestępcze opłaciły zawodowego mordercę, który miał zastrzelić Warykiewicza. Ukrainiec, który pojawił się w Krakowie po zasięgnięciu opinii szybko zrezygnował.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum