Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Premiera filmu "Generał Nil" 17 kwietnia 09
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sro Kwi 22, 2009 2:27 pm    Temat postu: Reż. Bugajski zrobił "antysemitkę" z córki gen. &a Odpowiedz z cytatem

Reż. Bugajski zrobił "antysemitkę" z córki gen. "Nila"

W "Gazecie Wyborczej" z dn. 18-19 IV 2009 r. ukazały się fragmenty wywiadu z panem Ryszardem Bugajskim, reżyserem filmu "Generał Nil", przeprowadzonego na dwa dni przed premierą filmu, w warszawskiej kawiarni Gazeta Cafe. W tym wywiadzie reż. Bugajski zniekształcił wypowiedź córki generała "Nila", pani Marii Fieldorf-Czarskiej i na tej podstawie wyraził się o niej w sposób obraźliwy i lekceważący. Poniżej wypowiedzi ― autentyczna i zniekształcona ― wyróżnione kolorem czerwonym.

Wypowiedź pani Marii Fieldorf-Czarskiej dla filmu dokumentalnego reż. Aliny Czerniakowskiej "W sprawie generała" (TVP 2, 2001) brzmiała następująco:

"Dla mnie to jest niepojęte. Człowieka powieszono, ale winnych nie ma. Śledczy żyją i ta pani prokurator też żyje, nie mówię już o tych, którzy umarli. Przeważnie to byli sędziowie i prokuratorzy pochodzenia żydowskiego. Ja twierdzę, że gdyby mój ojciec był Żydem, i Polacy by go tak skazali, to ci Polacy dawno by już byli osądzeni. A ponieważ jest odwrotnie ― mamy to, co mamy.".

W wersji pana Ryszarda Bugajskiego, przedstawionej w "Gazecie Wyborczej":

"Pani Fieldorf-Czarska w filmie dokumentalnym Aliny Czerniakowskiej o jej ojcu mówi, że generał Fieldorf by żył, gdyby Polską nie rządziła wtedy mafia żydowska. Nie podejmuję się polemizować z antysemitami.".

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ryszard Tokarski
Weteran Forum


Dołączył: 29 Wrz 2006
Posty: 281

PostWysłany: Sro Kwi 22, 2009 10:57 pm    Temat postu: List otwarty Marii Fieldorf-Czarskiej Odpowiedz z cytatem

http://www.abcnet.com.pl/list-otwarty-do-ryszarda-bugajskiego

Szanowni Państwo,


w wydaniu weekendowym "Gazety Wyborczej" (18-19 IV 09) ukazały się fragmenty wywiadu z panem Ryszardem Bugajskim, reżyserem filmu "Generał Nil", przeprowadzonego na dwa dni przed premierą filmu, w warszawskiej kawiarni Gazeta Cafe. W tym wywiadzie pan Bugajski wyraża się w sposób obraźliwy i lekceważący o córce generała "Nila", Marii Fieldorf-Czarskiej.
Pani Maria Fieldorf-Czarska poprosiła mnie o wysłanie Państwu - z prośbą o publikację - jej listu otwartego do Ryszarda Bugajskiego, co niniejszym czynię. Ponieważ w mojej bazie adresowej jest niewiele adresów ludzi mediów, proszę uprzejmie o przesłanie tej wiadomości osobom, o których Państwo wiecie, że ta sprawa może ich zainteresować. Z góry dziękuję w imieniu córki"Nila".

Wypowiedź Marii Fieldorf-Czarskiej dla filmu dokumentalnego Aliny Czerniakowskiej W sprawie generała <Nila> (TVP 2, 2001) brzmiała następująco:

"Dla mnie to jest niepojęte. Człowieka powieszono, ale winnych nie ma. Śledczy żyją i ta pani prokurator też żyje, nie mówię już o tych, którzy umarli. Przeważnie to byli sędziowie i prokuratorzy pochodzenia żydowskiego. Ja twierdzę, że gdyby mój ojciec był Żydem, i Polacy by go tak skazali, to ci Polacy dawno by już byli osądzeni. A ponieważ jest odwrotnie mamy to, co mamy".

W wersji pana Ryszarda Bugajskiego, przedstawionej w Gazecie Wyborczej :

"Pani Fieldorf-Czarska w filmie dokumentalnym Aliny Czerniakowskiej o jej ojcu mówi, że generał Fieldorf by żył, gdyby Polską nie rządziła wtedy mafia żydowska. Nie podejmuję się polemizować z antysemitami".

Piotr Szubarczyk



Do Pana Ryszarda Bugajskiego

List otwarty

Szanowny Panie, w wydaniu weekendowym „Gazety Wyborczej” z 18-19 kwietnia ukazał się fragment wywiadu z Panem, przeprowadzonego w kawiarni tej gazety, na dwa dni przed warszawską premierą filmu „Generał Nil”. W tym wywiadzie nie tylko nałożył Pan na mnie pieczęć antysemitki, „z którą się nie polemizuje”, ale też – dla poparcia tej opinii – sfałszował Pan moją wypowiedź sprzed kilku lat, dla filmu dokumentalnego Aliny Czerniakowskiej „W sprawie generała Fieldorfa <Nila>”. Naruszył Pan drastycznie moje dobra osobiste, przez sugerowanie Czytelnikowi, że ja posługuję się tak prymitywnym językiem i że prowadzę jakąś bliżej nieokreśloną walkę z Żydami. Obraził Pan także panią Alinę Czerniakowską, wybitną polską dokumentalistkę, i moich licznych przyjaciół, wśród których są osoby o różnym pochodzeniu, także narodowości żydowskiej.
Z jakichś nieznanych mi powodów traktuje mnie Pan od początku naszej znajomości jak bezbronną staruszkę, której można wszystko wmówić. Oświadczam Panu, że ta rola mi nie odpowiada.
W związku z tym zamieści Pan w „Gazecie Wyborczej”, w najbliższym wydaniu weekendowym, przeprosiny i sprostowanie – zgodnie z zasadami przewidzianymi w ustawie o prawie prasowym. Sprostowanie nie może budzić żadnych wątpliwości co do tego, że nigdy nie wypowiedziałam słów, które Pan zmyślił i mnie przypisał.
Jeśli Pan tego nie uczyni, zastrzegam sobie możliwość wykorzystania wszystkich dostępnych mi prawem środków, by ukarać Pana za nieprawdę i zniewagę.
Ze względu na powszechne obecnie zainteresowanie filmem o moim Ojcu oraz rodziną Fieldorfów w ogóle, treść tego listu przekazuję do publicznej wiadomości. Jednocześnie wyrażam głęboki smutek, że reżyser bardzo dobrego w swej wymowie ideowej filmu zachowuje się poza kamerą w tak niegodny sposób.

Maria Fieldorf-Czarska

Gdańsk, 21 kwietnia 2009 roku

Jako uzupełnienie - wypowiedź Pani Marii Fieldorf - Czarskiej podczas spotkania autorskiego z prof. Markiem Janem Chodakiewiczem w Gdańsku, 18 I 2008. :

http://www.youtube.com/watch?v=5t__JmSZmYM

_________________
"Kto za m?odu nie by? buntownikiem, ten na staro?? b?dzie ?wini?" (J. Pi?sudski)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Kwi 23, 2009 6:16 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://fieldorf.pl/index.php/Aktualno%C5%9Bci/mylaam-o-tym-jaki-mogby-by-ten-film.html

"Myślałam o tym, jaki mógłby być ten film…

Aktualności

Wpisany przez Maria Fieldorf-Czarska

Zakończyła się realizacja filmu fabularnego „Generał Nil", w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Premierę wyznaczono na 17 kwietnia. Po długich staraniach, na początku lutego tego roku Maria Fieldorf-Czarska, córka generała „Nila", mogła wreszcie zobaczyć wersję „demo" filmu, udostępnioną przez dystrybutora - Monolith Films z Warszawy. Pani Maria czekała na tę projekcję z wielkim niepokojem, ponieważ miała wiele krytycznych uwag do scenariusza i w pismach do producenta filmu jasno stawiała sprawę: albo pewne sceny zostaną zmienione, albo nie zgadzam się na użycie nazwiska Fieldorf w tym filmie. Po obejrzeniu wersji „demo" filmu, Maria Fieldorf-Czarska wystosowała list do jego producenta, Włodzimierza Niederhausa - dyrektora Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Życzeniem pani Marii było, byśmy ten list opublikowali.


Myślałam o tym, jaki mógłby być ten film...

Maria Fieldorf-Czarska do Włodzimierza Niederhausa:

Pan Włodzimierz Niederhaus
Producent filmu fabularnego „Generał Nil"

Szanowny Panie

Dzięki uprzejmości dystrybutora, miałam wreszcie możliwość obejrzenia wrsji „demo" filmu, o co nieskutecznie zabiegałam od dawna. Z przykrością zauważyłam, że moje wcześniejsze uwagi w większości zlekceważono a „licentia poetica" święci w filmie pełny tryumf. Co gorsza, są też „wpadki" historyczne. Generał Fieldorf dowiaduje się o tym, co rzekomo mówił o nim generał Okulicki na procesie moskiewskim, „z naszych źródeł" w UB. Tymczasem stenogramy z tego procesu wydano wówczas w Polsce w formie książki. Naturalnie, nikt by za ich wiarygodnośc nie dał złamanego grosza... Szkoda, że pominięto moją uwagę, a raczej prośbę, by nie tykać mętnymi insynuacjami generała Okulickiego, męczennika narodowej sprawy, zamordowanego w sowieckim więzieniu.

Mój ojciec nie podjął decyzji o ujawnieniu się po spotkaniu z generałem Tatarem, lecz po rozmowie ze swym byłym przełożonym, generałem Paszkiewiczem. Nie wiedział, że generał poszedł na pełną współpracę z sowieciarzami.

Te i inne przykłady sprawiają, że ja się z tym filmem w żaden sposób nie identyfikuję i - szczerze powiem - nie wzruszyłam się w żadnym momencie, natomiast momentów irytacji nie brakowało. Ostatnie spotkanie z Ojcem jest w filmie nierealistyczne. Nie wpuszczano na widzenia po kilka osób. Była tam tylko moja Matka, która to pięknie zrelacjonowała w powszechnie dostępnych w internecie wspomnieniach.

Oglądając film, myślałam cały czas o tym, jaki on mógłby być, gdyby twórcy wykazali więcej dobrej woli.

Teraz kilka słów o zaletach filmu, które także potrafię dostrzec i docenić, wbrew wszystkiemu. Myślę, że ma on wyraziste przesłanie ideowe, dobrze pokazuje charakter Polski sowieckiej (znakomite sceny z Bierutem i Radkiewiczem oraz z narady tzw. „Sądu Najwyższego"). Gra pana Olgierda Łukaszewicza w scenach więziennych zasługuje na duże uznanie.

W sumie więc, choć z ciężkim sercem, po wysłuchaniu rad przyjaznych mi osób, przyjmuję do wiadomości, że film będzie rozpowszechniany. Mam jednak swoje warunki, po spełnieniu których gotowa jestem odstąpić od działań chroniących wizerunek i dobra osobiste moje i mojej rodziny:

1. Proponowany przez Państwa plakat jest dla mnie nie do zaakceptowania. Jest efekciarski, boleśnie mnie dotyka. Proszę o zmianę.

2. Tytuł filmu nie jest adekwatny do jego treści. Tak naprawdę film opowiada o śmierci „Nila", a nie o „Nilu". W tej sytuacji bardzo mi zależy, aby osoby, które zdecydują się obejrzeć film, poznały życie mego Ojca. Rozwiązaniem byłoby rozprowadzanie - razem z biletami - okolicznościowego folderu, przygotowanego przez kompetentnych autorów, np. Marię i Leszka Zachutów z Krakowa.

To są moje warunki. Przyzna Pan, że bardzo skromne, zważywszy na doświadczenia z moich dotychczasowych kontaktów z Państwem. Czekam na Pana rychłą odpowiedź.

Z poważaniem

Maria Fieldorf-Czarska
Gdańsk, 10 lutego 2009 r. "

AUGUST EMIL FIELDORF "NIL"

strona pod patronatem Pani Marii Fieldorf-Czarskiej
http://fieldorf.pl/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Kwi 24, 2009 5:48 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090424&id=my14.txt

NASZ DZIENNIK Piątek, 24 kwietnia 2009, Nr 96 (3417)

"Znieważył córkę "Nila"

Piotr Szubarczyk

Dwa dni przed premierą filmu fabularnego "Generał 'Nil'" reżyser tego filmu Ryszard Bugajski postanowił "odegrać się" na córce generała za to, że w zeszłym roku wytknęła mu publicznie błędy w scenariuszu filmu. "Nie podejmuję się polemizować z antysemitami" - powiedział dziennikarzowi "Gazety Wyborczej", gdy ten zapytał go o uwagi Marii Fieldorf-Czarskiej!

Pisałem już o filmie "Generał 'Nil'", że jest wybitnym dziełem, które trzeba obejrzeć. Nie zmieniłem zdania, choć podczas premiery w Teatrze Narodowym w Warszawie dostrzegłem jeszcze kilka uchybień, na które przedtem nie zwróciłem uwagi. Chodzi zwłaszcza o scenę ostatniego widzenia żony i córek ze skazanym już na śmierć generałem. Nie dość że scena zmyślona (na Mokotowie nie było takich zbiorowych widzeń), to jeszcze dwuznaczna w zakończeniu, sugerująca, że jednak "Nil" poprosił o łaskę. Tymczasem wiadomo, że na pewno tego nie uczynił. W ostatnim widzeniu uczestniczyła tylko żona generała Janina Fieldorfowa i opisała je dokładnie w roku 1977. To gotowa, głęboko wzruszająca scena do wykorzystania w filmie. Niestety, Ryszarda Bugajskiego nie interesowały bruliony z zapiskami Janiny Fieldorfowej. Miał swoje wizje, nie zawsze zgodne z prawdą.
Przyznam się, że choć jestem już człowiekiem niemłodym, zawsze naiwnie myślałem, że dzieła wybitne tworzą tylko ludzie wybitni, z klasą. Tak było do ostatniej soboty, gdy w drodze z warszawskiej premiery filmu "Generał 'Nil'" przeczytałem w "Gazecie Wyborczej" rozmowę z Ryszardem Bugajskim, przeprowadzoną w ramach cyklicznych spotkań czytelników tej gazety, w jej warszawskiej redakcji. Gazeta informuje, że było to "pierwsze spotkanie transmitowane w portalu na żywo", więc wypowiedzi Bugajskiego dotarły zapewne do dużej grupy ludzi korzystających z internetu. Jakby tego było mało, przedrukowano je w wydaniu weekendowym. Reżyser filmu wypowiada się tak, jakby zupełnie nie kontrolował swoich emocji i urażonej ambicji. Posuwa się nawet do kłamstwa, choć ma ono krótkie nogi i można je natychmiast zweryfikować.

"Antysemitka"
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" zadał Bugajskiemu pytanie: "W swoim liście córka generała zacytowała opinię producenta filmu, którego zdaniem jest pan uparty i niełatwo z panem negocjować. Na jakie ustępstwa pan się nie chciał zgodzić"?
Odpowiedź Bugajskiego była szokująca: "Skoro wyciąga pan te sprawy, to pierzmy te brudy. Pani Fieldorf-Czarska w filmie dokumentalnym Aliny Czerniakowskiej o jej ojcu mówi, że generał Fieldorf by żył, gdyby Polską nie rządziła wtedy mafia żydowska. Nie podejmuję się polemizować z antysemitami" [!].
Nie wierzyłem własnym oczom, czytałem ten fragment ze zdumieniem kilka razy, a po przyjeździe do domu, nie rozbierając się nawet, włączyłem film naszej wybitnej dokumentalistki Aliny Czerniakowskiej, na który powoływał się Bugajski. Film "W sprawie generała Fieldorfa 'Nila'" został wyprodukowany w roku 2001 dla Programu II TVP. Pani Maria Fieldorf-Czarska złożyła wówczas zażalenie na umorzenie sprawy przeciwko żyjącym oprawcom jej ojca. Alina Czerniakowska wykorzystała ten moment, by postawić problem byłych sowieckich śledczych, prokuratorów i sędziów w Polsce - ludzi różnych narodowości - oskarżających i skazujących dla kariery oraz dla korzyści materialnych tysiące polskich patriotów przeciwstawiających się sowietyzacji kraju. Po latach, w wolnej już Polsce, ci siepacze korzystają z bardzo wysokich rent i emerytur. Sprawa oprawców "Nila", ze względu na format postaci generała i jego rolę w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, doskonale nadawała się do zilustrowania tego bolesnego problemu. Pomysł był prosty. Alina Czerniakowska poszła z córką "Nila" i z kamerzystą do sądu - w dniu, kiedy na wokandzie była sprawa zażalenia. Tam jednak wypchnięto ją za drzwi i zakazano filmowania, bo to nie jej sprawa! Kamera to wszystko rejestruje.

Żądam osądzenia
Co jednak powiedziała Maria Fieldorf-Czarska do kamery na sądowym korytarzu? Czy Bugajski mówi prawdę? Oto pełna wypowiedź córki "Nila": "Dla mnie to jest niepojęte. Człowieka powieszono, ale winnych nie ma. Śledczy żyją i ta pani prokurator też żyje, nie mówię już o tych, którzy umarli. Przeważnie to byli sędziowie i prokuratorzy pochodzenia żydowskiego. Ja twierdzę, że gdyby mój ojciec był Żydem i Polacy by go tak skazali, to ci Polacy dawno by już byli osądzeni. A ponieważ jest odwrotnie - mamy to, co mamy". Pani Maria, mówiąc te słowa, miała na myśli - o czym wielokrotnie mówiła także na różnych spotkaniach publicznych - niezwykłą skuteczność Żydów w osądzaniu tych, którzy popełnili zbrodnie na ich narodzie. Czasami robili to nawet niezgodnie z prawem, ale skutecznie, tak jak w głośnym przypadku Adolfa Eichmanna w roku 1960. W Polsce po roku 1990 nie pojawił się żaden Wiesenthal, a dawni oprawcy śmieją się do dziś z bezsilności córki "Nila" i z dzieci innych zamordowanych polskich patriotów. Żydowską skuteczność przeciwstawiała pani Maria nieudolności, a często wyraźnie złej woli przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości w III RP. Taki był sens jej wypowiedzi zmienionej w wulgarny sposób przez Ryszarda Bugajskiego. Warto też zacytować najważniejszy fragment zażalenia Marii Fieldorf-Czarskiej na umorzenie śledztwa, gdyż najlepiej oddaje on intencje córki "Nila": "Nie mogę się zgodzić na umorzenie śledztwa i uznanie za niewinnych Alicji Graff, wicedyrektor departamentu sądowego w Prokuraturze Generalnej, prokuratora Witolda Gatnera, śledczego Kazimierza Górskiego. Mogli odmówić [udziału w zbrodni]. Nikt ich nie zmuszał ani psychicznie, ani fizycznie. Żądam osądzenia ludzi, którzy zamordowali mego ojca". Sąd oddalił zażalenie...

W Jerozolimie Północy
Maria Fieldorf-Czarska urodziła się i wychowała w Wilnie, którego mieszkańcami byli w dwóch trzecich Polacy, w jednej trzeciej Żydzi. Byli też nieliczni Litwini (niespełna 2 procent ogółu mieszkańców). Żydzi nazywali Wilno Jerozolimą Północy - zarówno ze względu na ich liczebność w mieście, jak i ze względu na piękno i niepowtarzalny charakter tego polskiego miasta. Córki pułkownika Fieldorfa były wychowywane w duchu tolerancji i poszanowania dla obywateli RP niepolskiej narodowości. Maria zapamiętała, jak ojciec podkreślał, że Rzeczpospolita jest państwem wielonarodowym, tak jak w dawnych wiekach, i że na tym także opiera się jej siła. Była jednak nieprzekraczalna granica tolerancji. To interes Rzeczypospolitej Polskiej, racja stanu i lojalność wobec państwa, którego się było obywatelem. Armia Krajowa wykonała niejeden wyrok śmierci na tych, którzy w okresie niemieckiej czy sowieckiej okupacji wysługiwali się wrogowi. Tak zginął m.in. przyjaciel Czesława Miłosza, wileński poeta Teodor Bujnicki, który w sowieckim szmatławcu - "Czerwonym Sztandarze", wychwalał okupanta. Tak ginęli konfidenci i ci, co nazbyt gorliwie i demonstracyjnie wysługiwali się wrogowi. Niestety, w pamięci wileńskich Polaków zapisali się też traumatycznie liczni Żydzi, witający tryumfalnie sowieckich okupantów w mieście, manifestujący wrogość wobec Polski, choć byli jej obywatelami. U wielu naszych rodaków pozostał po tym uraz na całe lata. Ale żona i córki pułkownika Fieldorfa to były kobiety wykształcone, świadome, nieulegające powszechnym nastrojom. Maria potrafiła odróżnić ludzi uczciwych i lojalnych wobec własnego państwa nawet w warunkach najtrudniejszych - od kolaborantów i konfidentów, których nie brakowało nie tylko wśród Żydów. Taka pozostała do dziś. Nie lubi oceniać ludzi tylko ze względu na ich narodowość. Uważa, że każdy człowiek powinien być oceniany na podstawie swoich słów i czynów. Nie zgadza się jednak, by ludzkie niegodziwości były usprawiedliwiane "traumą", która dotknęła ich naród. Nie zgadza się na żadne tabu w rozmowach o relacjach polsko-żydowskich. Do tego wszystkiego pani Maria ma jeszcze jedną "wadę", której wielu ludzi nie znosi: jest niezwykle szczera i bezpośrednia w kontaktach z ludźmi, nawet takimi, których spotyka po raz pierwszy. W jej przypadku sprawdza się czasami znana sentencja Terencjusza: "Obsequium amicos, veritas odium parit" - ustępliwość rodzi przyjaciół, szczerość - wrogów. Panu Bugajskiemu wyjaśniła podczas pierwszej wizyty, już na progu mieszkania, że mężczyzna, który po raz pierwszy przychodzi z wizytą do kobiety, zwłaszcza starszej, przynosi ze sobą kwiaty... Z rozbrajającą szczerością powiedziała też, że ani "Przesłuchanie", ani spektakl telewizyjny o rotmistrzu Pileckim nie przypadły jej do gustu. Nie zgodziła się również z opinią mistrza, że "Katyń" Wajdy jest do niczego...
Każdy, kto zna panią Marię, może potwierdzić, że jest to osoba otwarta i życzliwa dla ludzi, wiecznie uśmiechnięta, skłonna do żartów, także z siebie, niezwykle jak na swój wiek żywotna i sprawna - zarówno fizycznie, jak i umysłowo.

"Jeszcze przed obejrzeniem"...
Rozbawił mnie dziennikarz "Gazety Wyborczej" Remigiusz Grzela, przeprowadzający wywiad z Bugajskim. Oto fragment pytania pana Grzeli: "Córka generała, próbując oprotestować film jeszcze przed jego obejrzeniem, w opublikowanym liście podała szereg nieścisłości"... Przypomniało mi się, jak niedawno chór zgodnych głosów "próbował oprotestować" pewną książkę jeszcze przed przeczytaniem. Nikt z tego chóru nie został nazwany "antysemitą"... A tak w ogóle, to pani Maria nigdy nie "próbowała oprotestować" filmu. Wręcz przeciwnie, była szczęśliwa, że film będzie. Próbowała jedynie wykazać, że scenariusz zawiera błędy, które trzeba poprawić. Przyznał jej rację producent filmu w rozmowie, której byłem świadkiem. Pan Tadeusz Drewno, doświadczony filmowiec, uspokoił jednak panią Marię, mówiąc, że tacy aktorzy jak Olgierd Łukaszewicz potrafią robić wielkie rzeczy nawet ze słabych scenariuszy, bo wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się na planie. Miał rację. Dotyczy to zresztą nie tylko planu filmowego. Podczas premiery w Teatrze Narodowym Olgierd Łukaszewicz wygłosił piękne, starannie przemyślane przemówienie, w którym nawiązał do "Dziadów" części III Adama Mickiewicza i do polskiego losu, w który wpisuje się męczeństwo generała "Nila". Na koniec powiedział, że cały swój trud związany z pracą nad rolą "Nila" dedykuje jego córce. Po takich gestach poznaje się człowieka z klasą. Szkoda, że pan Bugajski nie ma tego "czegoś"... "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Maj 09, 2009 10:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/61991,302752_Za_pozno_na__sprawiedliwosc.html

"Za późno na sprawiedliwość
Agnieszka Rybak 09-05-2009, ostatnia aktualizacja 09-05-2009 18:29

Spośród stalinowskich funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w zbrodni sądowej na Emilu Fieldorfie, żyje już tylko prokurator wyznaczony do asystowania przy egzekucji. Żaden z sędziów, oskarżycieli i śledczych nie doczekał wyroku za zgładzenie generała „Nila”

Zanikające mięśnie nie pozwalały mu już władać piórem. A jednak 20 października 1989 r. – 37 lat po dniu, w którym utrzymał w mocy wyrok śmierci na Emila Fieldorfa „Nila” – podyktował słowa: „Od czasu wykonania wyroku sprawa ta leży ciężkim brzemieniem na moim sercu”. Igor Andrejew, profesor prawa, wybitny karnista, pisał tak do bratanicy generała Marii Fieldorf w odpowiedzi na jej prośbę o ustosunkowanie się do historycznych faktów i przedstawienie własnego stanowiska.

W 1953 r. Andrejew orzekał jako sędzia Sądu Najwyższego. Był w składzie, który utrzymał wyrok skazujący Emila Fieldorfa „Nila” na karę śmierci, a następnie negatywnie zaopiniował prośbę o ułaskawienie złożoną przez rodzinę generała. Przez dziesiątki lat nikt nie wiedział o jego roli w tamtej sprawie. Wyszła na jaw w 1989 r., gdy rodzina Fieldorfa uzyskała dostęp do dokumentów sądowych.

Wtedy też bratanica generała Maria Fieldorf-Zachuta razem z mężem Leszkiem Zachutą wysłała listy do prokuratorów i sędziów, którzy brali udział w tamtym procesie. Do wszystkich, do których zdołali dotrzeć. Maria Fieldorf-Czarska, córka generała, rozpoczęła zaś długą pielgrzymkę po prokuraturach, sądach i gabinetach kolejnych ministrów sprawiedliwości, by ukarać sprawców mordu sądowego na ojcu.

Dziś przy życiu pozostał jedynie Wiktor Gatner. Był 23-

-letnim prokuratorem, gdy przełożeni polecili mu, by asystował przy wyroku śmierci. „Czułem, że trzęsą mi się nogi. Skazany patrzył mi cały czas w oczy” – zeznawał w 1992 r. w prokuraturze. To z jego szczegółowej relacji znamy ostatnie chwile generała. Dziś nie chce rozmawiać. Na widok kamery ucieka. Dziennikarzowi programu „Warto rozmawiać” Rafałowi Dudkiewiczowi wyjaśnił , że nie wiedział, kim naprawdę był „Nil“ : -Nie mam podstaw do żadnych wyrzutów sumienia.

Robili to dla komunizmu

Igor Andrejew, Gustaw Auscaler, Władysław Dymant, Kazimierz Górski, Maria Gurowska, Alicja Graff, Paulina Kern, Emil Merz, Benjamin Wajsblech, Aleksander Warecki, Mieczysław Widaj, Zygmunt Wizelberg, Helena Wolińska. Pracownicy „wymiaru sprawiedliwości” pierwszej połowy lat 50. Przez ich ręce przeszła sprawa generała Fieldorfa „Nila”, choć jego śmierć obciąża ich w nierównym stopniu. Aresztowali bez dowodów, przesłuchiwali, pisali akty oskarżenia, wydawali wyroki. Wszyscy mieli pochodzenie żydowskie.

– Ich motywacji nie należy upatrywać w pochodzeniu. Podstawowym kryterium, dla którego godzili się na udział w tej sprawie, była ich dyspozycyjność wobec władzy. To byli komuniści, czuli się komunistami i robili to dla komunizmu – mówi historyk IPN dr Krzysztof Szwagrzyk, badacz komunistycznych struktur aparatu represji w Polsce, autor książek „Zbrodnie w majestacie prawa

1944 – 1955” i „Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce w latach 1944 – 1956”.

Żadna z osób odpowiedzialnych za uwięzienie i skazanie na śmieć generała Fieldorfa nie przyznała, że podejmowała działania pod naciskiem przełożonych lub innych osób. Sami wiedzieli, co należy robić. Jedni powodowani ślepą wiarą w ideologię, inni strachem. Nawet Maria Gurowska, która do końca życia nie poczuwała się do winy, podczas zeznań w prokuraturze tłumaczyła, że po przeczytaniu akt sprawy bardzo nie chciała jej sądzić, ale nie miała pretekstu, żeby się wyłączyć. Prof. Andrejew tłumaczył się zaś następująco: „Działo się to w czasach największego terroru stalinowskiego, można mówić o presji, którą odczuwali wszyscy, ilekroć chodziło o wykonanie sugestii organów bezpieczeństwa”.

Generał „Nil” został zatrzymany 9 listopada 1950 r. Prokurator Helena Wolińska z kilkunastodniowym opóźnieniem podpisała nakaz aresztowania, a następnie go przedłużała. Wolińska miała wtedy 31 lat. Drobna, z wielkimi ciemnymi oczami. Atrakcyjna i z temperamentem. Nie widać po niej wojennej traumy. Ma dwa alternatywne wojenne życiorysy. Pierwszy mówi o jej cudownej ucieczce z warszawskiego getta. Drugi – że wyjechała do Lwowa, gdzie wstąpiła do Gwardii Ludowej. Tak czy inaczej, rozstała się z mężem Włodzimierzem Brusem. Była w Armii Ludowej, a stamtąd trafiła do Milicji Obywatelskiej. Tu poznaje Franciszka Jóźwiaka, twórcę MO, wiceministra bezpieczeństwa publicznego. Zostaje jego żoną. Jej kariera nabiera tempa, kończy studia prawnicze i jednocześnie trafia do Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Szybko dochodzi do stopnia podpułkownika. Urzęduje w biurze przy ulicy Suchej, na tyłach kompleksu MON. Nosi się po wojskowemu, w mundurze i długich skórzanych oficerkach. Bycie panią życia i śmierci najwyraźniej jej odpowiada. „Przyjmowała zza biurka kolejnych petentów stojących w pokorze” – wspominał wizytę u niej chrześniak generała Fieldorfa.

Areszt aprobował sąd, w którego składzie zasiadał Mieczysław Widaj, ten sam, który miał na swoim koncie skazanie na śmierć asa polskiego lotnictwa Stanisława Skalskiego, orzekł kilkakrotny wyrok śmierci dla legendarnego dowódcy podziemia Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, skazał członków Stronnictwa Narodowego i przewodniczył składowi sędziowskiemu w sfingowanym procesie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka.

Właściwa atmosfera przesłuchań

W areszcie przy Rakowieckiej generała przesłuchuje Kazimierz Górski, 24-letni oficer śledczy. Trafił tu przed rokiem i marzy, by zająć się sprawami o szpiegostwo, ale przełożony zleca mu sprawę generała AK. Górski widzi, że jest to rzecz prestiżowa, na „rozmowy” z „Nilem” wpada nawet Józef Różański, dyrektor Departamentu Śledczego MBP. „Atmosfera przesłuchań w moim przekonaniu była właściwa. Określiłbym ją nawet jako przyjemną” – zeznawał w 1992 r. Czy to on bił do nieprzytomności dwóch świadków, którzy w końcu zdecydowali się zeznawać przeciw generałowi, a potem swe zeznania wycofali? Nie zdołano tego ustalić. Wiadomo jednak, że to Górski domagał się, by nie dopuścić wniosków dowodowych Fieldorfa. „Naprawdę w tym śledztwie niewiele miałem do powiedzenia. Sądzę, że generał zdawał sobie z tego sprawę” – tłumaczył.

Akt oskarżenia napisał Benjamin Wajsblech, wiceprokurator Prokuratury Generalnej. Przedwojenny prawnik, wykształcony na Uniwersytecie Warszawskim, biegle władał rosyjskim i niemieckim. Jednak barwny życiorys pisał dopiero w nowym systemie. Oddaną pracą i brutalnością zyskał opinię jednego z najbardziej zaufanych ludzi nowego wymiaru sprawiedliwości.

W sądzie wojewódzkim przewodniczącą składu była 36-letnia łodzianka Maria Gurowska. Skończyła prawo na Uniwersytecie Warszawskim, jeszcze na studiach wstąpiła do Komunistycznej Partii Polski. Podczas wojny ukrywała się, zarabiała na życie szyciem rękawiczek i korepetycjami. Wstąpiła do AL i w tej formacji brała udział w powstaniu warszawskim. Po wojnie rozpoczęła karierę jako szefowa miejskiego wydziału informacji i propagandy w Częstochowie. Wróciła do Łodzi, gdy jej mąż został tam III sekretarzem KW PPR. Trudno przecenić jej zaangażowanie w umacnianie komunizmu. Organizuje szkołę partyjną, zostaje jej dyrektorem. W październiku 1946 r. trafia do Warszawy do Ministerstwa Sprawiedliwości. W Departamencie Nadzoru Sądowego zajmuje się sprawami nieletnich, ale w 1951 r. zostaje delegowana do sądu wojewódzkiego. Ministerstwo zgodziło się na jej udział w posiedzeniach raz w miesiącu.

Kara śmierci

W składzie sędziowskim z Gurowską orzeka dwóch ławników: Bolesław Malinowski, tramwajarz warszawski, i Michał Szymański, który szkołę średnią skończył w Moskwie i prawdopodobnie pracował w Wydziale Administracyjnym przy KC PZPR. To ta trójka 16 kwietnia 1952 r. orzeka po raz pierwszy: kara śmierci.

Prokurator Władysław Dymant – wówczas wicedyrektor Departamentu Specjalnego Prokuratury Generalnej – wnosi, by proces Fieldorfa toczył się przy drzwiach zamkniętych. Wykazuje się dalekowzrocznością – dba, by nie było niepotrzebnych świadków. Dymant jest modelowym przypadkiem prawnika z awansu. W czasie wojny pracował w Donbasie jako ślusarz, potem jako górnik. Służył w Armii Czerwonej, był w Związku Patriotów Polskich. Po powrocie do Polski pracuje w kopalni Biały Kamień w Wałbrzychu. Jednak partyjni przełożeni widzą w nim potencjał – kierują do szkoły prawniczej Ministerstwa Sprawiedliwości. Dymant pracuje gorliwie. Ma świadomość, ile zawdzięcza władzy ludowej.

Na skutek rewizji obrońcy Fieldorfa sprawa trafia do Sądu Najwyższego. Tu oskarżycielem jest 43-letnia Paulina Kern, wiceprokurator Prokuratury Generalnej. Prawdziwa aktywistka, która w 1946 r. wróciła z ZSRR, nie skupia się tylko na pracy zawodowej – na terenie Prokuratury Generalnej zakłada organizację partyjną. Od 1950 r. przez rok jest w Departamencie Specjalnym. „Władze śledcze Polski Ludowej nie biją” – poucza oskarżonego, który mówi, że był torturowany. Jej mąż Karol jest prokuratorem wojskowym. Potem jednak zamierza przejść do adwokatury, a przepisy zabraniają, by jeden małżonek był prokuratorem, a drugi adwokatem. Każdy problem władza ludowa potrafi jednak rozwiązać – w przypadku Kernów nie patrzy po prostu na drobiazgi, które nie mają znaczenia.

W składzie Sądu Najwyższego, który orzeka 20 października 1952 r., znaleźli się Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew. Merz, 58-letni doktor praw po Uniwersytecie Wiedeńskim, zostaje przewodniczącym składu. Łysy, z małym wąsikiem, przed wojną prowadził praktykę adwokacką – najpierw w rodzinnym Tarnowie, potem w Warszawie. Zna biegle francuski, niemiecki, rosyjski. W czasie wojny Niemcy zabili mu córki, siostry, brata, szwagierkę. On sam znalazł się w radzieckiej strefie okupacyjnej i wylądował w Kirgizji.

Wrócił jako żołnierz I Dywizji im. Kościuszki. Mundur zdejmuje w 1944 r. i przechodzi do organów bezpieczeństwa. Do rezerwy trafia w stopniu kapitana UB. Powraca wtedy do zawodu prawnika. W 1949 r. trafia do Sądu Najwyższego. Jest przewodniczącym tajnego wydziału III Izby Karnej.

36-letni wówczas Gustaw Auscaler, urodzony w Warszawie, do Polski powrócił z ZSRR w 1946 r. Najpierw był zatrudniony w handlu i przemyśle, potem trafił do prokuratury, a stąd do Sądu Najwyższego. Zmarły niedawno prof. Andrzej Stelmachowski opowiadał Piotrowi Lipińskiemu, autorowi książki „Towarzysze Niejasnego”, że w czasie, kiedy toczyła się sprawa generała, pocztą pantoflową krążyła informacja, iż podczas narady w pokoju obrad jedynie Auscaler miał wątpliwości. Czy tak było? Zapewne nigdy się nie dowiemy.

Na zdjęciu z akt osobowych Igor Andrejew – z wąsami, w okrągłych okularach – wygląda na pewnego siebie, zadowolonego mężczyznę. To jednak pozory. Prawnik wykształcony w Wilnie, na Uniwersytecie Stefana Batorego, miał w sobie zakodowany strach. Jego ojciec, adwokat Paweł Andrejew, rozgłos zyskał, broniąc w 1927 r. Borysa Kowerdy, zabójcy sowieckiego dyplomaty. Mecenas Andrejew w słynnej mowie obrończej podkreślał patriotyczne pobudki kierujące 19-letnim zabójcą, synem białogwardyjskiego działacza.

Sowieci aresztowali Pawła Andrejewa zaraz po wkroczeniu do Wilna. Zmarł w 1942 r. na Syberii. Igor Andrejew przez długi czas po wojnie czynił starania, by sprowadzić do Polski matkę. Drugą żoną Andrejewa była Zofia, łączniczka AK. Jego kariera zawodowa zaczęła się rozwijać, gdy w 1947 r. został powołany na stanowisko aplikanta w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie i delegowany do Ministerstwa Sprawiedliwości. Bardzo szybko skierowano go do orzekania w Sądzie Najwyższym.

Alicja Graff na zdjęciach ma urodę świętej. Duże oczy, łagodne rysy, delikatny uśmiech. Przed wojną na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego była wyróżniającą się studentką. „To jest studentka, która nie tylko manicure i pedicure potrafi robić, ale nadaje się na prawo” – mawiał o niej profesor prawa rzymskiego, który tak w ogóle to kobiet nie cenił. Graff, wicedyrektor Departamentu III Prokuratury Generalnej, podpisała nakaz wykonania wyroku śmierci na Fieldorfie. Najwyraźniej jednak nie chciała być przy egzekucji obecna. Stąd udział w całej sprawie jedynego żyjącego do dziś uczestnika wydarzeń Witolda Gatnera.

Gatner miał 23 lata i stawiał pierwsze kroki w prokuraturze, do której został skierowany nakazem pracy. Pewnego dnia wezwano go do gabinetu przełożonego Leona Pennera, gdzie czekała na niego Alicja Graff. Dostał polecenie, by następnego dnia w więzieniu mokotowskim wziąć udział w egzekucji. „Prosiłem moich przełożonych o zwolnienie mnie z tego obowiązku, tłumacząc, że jestem pracownikiem bardzo młodym, niedoświadczonym i że w ogóle nie czuję się na siłach, aby podołać tak poważnej czynności w tak poważnej sprawie” – zeznawał Gatner. Nie spotkał się jednak ze zrozumieniem. „Lekko drwiącym tonem odpowiedzieli, żebym się nie wykręcał”.

Wyrok na generale Fieldorfie „Nilu” wykonano 24 lutego 1953 r. Stalin umarł 5 marca, ponad rok później zostaje zlikwidowane Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Nadchodziła odwilż.

Po Październiku

Helena Wolińska w 1954 r. postanawia porzucić prokuraturę dla kariery naukowej. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim, chce napisać doktorat w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR. Porzuca też męża Franciszka Jóźwiaka i ponownie bierze ślub z Włodzimierzem Brusem, który teraz jest szanowanym profesorem ekonomii.

W 1956 r. na fali odwilży powstają komisje „dla zbadania przejawów łamania praworządności” przez prokuratorów. Wolińskiej komisja zarzuca stosowanie nieuzasadnionego aresztu, brak reakcji na skargi na wymuszanie zeznań i to, że nie brała pod uwagę, gdy ktoś wymuszone zeznania odwoływał. Benjamin Wajsblech i Paulina Kern też mają kłopoty. Wajsblechowi zarzuca się, że usuwał z akt śledztw zeznania korzystne dla oskarżonych, podczas przesłuchań znęcał się nad nimi psychiczne, a nawet fizycznie. O Paulinie Kern komisja napisała, że nie daje gwarancji należytego spełniania funkcji prokuratora. W 1957 r. oboje zostają zwolnieni z pracy w prokuraturze. Podobnie jak Władysław Dymant. Jeszcze w styczniu

1957 r. Dymant zabiera rodzinę do Izraela. Dwa lata później chce wrócić. – Władze PRL odmówiły mu. Uzasadnienie brzmiało: „Brał osobisty i bezpośredni udział w łamaniu praworządności w minionym okresie” – mówi dr Krzysztof Szwagrzyk. Dymant był persona non grata, mogły za to wrócić jego żona i córka. Nie wiadomo, czy skorzystały z tej szansy.

W grudniu 1957 r. do Izraela emigruje także Gustaw Auscaler z rodziną. Z Sądu Najwyższego odszedł już rok po wydaniu wyroku na „Nila”. Został dyrektorem Centralnej Szkoły Prawniczej im. Duracza, która kształci nowe kadry prawników w duchu marksizmu-leninizmu. Najwyraźniej nie widział już jednak przed sobą perspektyw w PRL. We wniosku paszportowym imiona matki podaje w jidysz i hebrajskim. Już w Izraelu zmienia imię na Szmuel. Pracuje jako prokurator rejonowy w Tel Awiwie. Umarł 10 listopada 1965 r.

Emil Merz w Sądzie Najwyższym pracował do roku 1962. W stan spoczynku przechodzi, mając lat 71, otrzymuje rentę specjalną. Umrze dziesięć lat później.

Kolejne wyjazdy następują w roku 1968. Polskę opuszczają Kernowie. Z powodu żydowskiego pochodzenia Wolińska traci pracę w Instytucie Nauk Społecznych, a jej mąż na SGPiS. Wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, do Oksfordu. Brus cieszy się tam dużym szacunkiem. Wolińska wchodzi w rolę żony przy mężu.

W 1968 r. z prokuratury odchodzi także Witold Gatner. I on, i Benjamin Wajsblech zostają radcami prawnymi. Maria Gurowska po tym, gdy w 1956 r. musiała odejść z Ministerstwa Sprawiedliwości, znalazła dla siebie miejsce w sądzie wojewódzkim. W sprawach karnych orzekać będzie do przejścia na emeryturę w 1970 r. Od 1971 r., czyli od przejścia na rentę przyznaną jej w drodze wyjątku przez prezesa ZUS, przestała praktykować jako prawnik.

Byłem i jestem za słaby

Największą karierę robi Igor Andrejew. Przez lata pracy naukowej na Uniwersytecie Warszawskim wypracował sobie autorytet zarówno wśród kadry naukowej, jak i wśród studentów. Choć oschły i kostyczny, imponował wiedzą. Wykładał w Berlinie, Brukseli, Caracas, Frankfurcie nad Menem,

Freiburgu, Hanoi, Kolonii, Londynie, Mediolanie, Moskwie, Nowym Jorku, Paryżu, Pradze, Rotterdamie, Rzymie, Tbilisi, Tybindze. Jego dziełem był kodeks karny z 1969 r. Przeżył twórcę – obowiązywał do roku 1997. W 1980 r. Andrejew poparł „Solidarność”. Wspominano, że jako jeden z nielicznych pracowników wydziału prawa nosił wtedy pokaźnych rozmiarów znaczek związkowy w klapie marynarki.

Gdy w 1988 r. przechodził na emeryturę, Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego żegnał go z honorami. Uczniowie Andrejewa przygotowali księgę pamiątkową. Artykuły na temat dorobku profesora napisali m.in. prof. Lech Falandysz i obecny prezes Sądu Najwyższego prof. Lech Gardocki.

Gdy zaledwie rok później, w marcu 1989 r. w „Tygodniku Powszechnym” Maria Fieldorf i Leszek Zachuta upublicznili nazwiska osób biorących udział w sądowym mordzie generała, na Uniwersytecie Warszawskim wywołało to szok. Andrejew został wykluczony ze składu Rady Naukowej Instytutu Prawa Karnego. Wykluczono go też z Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawa Karnego.

Ze wszystkich osób zamieszanych w śmierć generała Andrejew stracił najwięcej. Zamknięty w czterech ścianach przez postępującą chorobę jako jedyny otwarcie wypowiadał się na temat procesu gen. „Nila”. W 1991 r. dotarła do niego dokumentalistka Alina Czerniakowska, autorka filmów „W sprawie generała Fieldorfa – »Nila« i „On wierzył w Polskę”. Czerniakowska wspomina, że Andrejew bardzo chciał rozmawiać. Najwyraźniej czynił rozrachunek ze swym życiem. Podpowiadał, gdzie można znaleźć dokumenty. Chętnie opowiadał o polskości Wilna, nie wspominał jednak o domu rodzinnym. Choroba była już bardzo zaawansowana – siedział na wózku inwalidzkim, ręce i nogi zwisały bezładnie. Miał jednak dość młodo wyglądającą twarz i bardzo sprawnie działający umysł. Popatrzyłam na rękę, którą próbował mi podać na powitanie, i pomyślałam, że tą ręką podpisał wyrok śmierci. Wtedy pod wpływem impulsu zapytałam: – A mógł pan nie podpisać? Wzburzył się, a gdy ochłonął, odpowiedział: – Pewno mogłem. Zaczął opowiadać o szkole Duracza i o naciskach. Że był młodym człowiekiem, że tak go uczono. W pewnym momencie powiedział: – Niech pani buduje pomnik ze spiżu dla Fieldorfa. Na taki zasłużył. Powiedziałam: – Daję panu szansę: niech pan to powtórzy przed kamerą. – Wtedy byłem za słaby i teraz jestem za słaby – odpowiedział. Zmarł w lutym 1995 r.

Zrobiłabym to samo

Maria Górowska była jedyną, której postawiono zarzut popełnienia zbrodni sądowej. Starsza pani mieszkała wtedy w bloku na warszawskim Powiślu – jak się skarżyła, na 27 metrach. Gdy pojawił się akt oskarżenia w sprawie mordu sądowego na gen. „Nilu”, długo i skutecznie odwlekała wszczęcie postępowania. Nie przyjmowała wezwań, nie odbierała telefonów. Do zapoznania się z materiałami śledztwa została zmuszona więc przez policję. W końcu przygotowała „polityczny testament”. „Jak publikowano, August Fieldorf został skazany za to, że był jednym z kierowników Armii Krajowej, i nazwano to mordem sądowym. W rzeczywistości August Fieldorf skazany został za to, że wykorzystując swoje stanowisko, zorganizował i kierował grupą nazwaną »Kedywem«, która w czasie okupacji niemieckiej na ogromnym terenie Polski przez długi okres czasu (o ile pamiętam – koło dwu lat) dokonywała zabójstw na ludności cywilnej, osobach ukrywających się przed okupantem z powodu orientacji politycznej lub pochodzenia niearyjskiego oraz na jeńcach radzieckich zbiegłych z niewoli” – pisała do ministra sprawiedliwości w październiku 1995 r.

Alina Czerniakowska próbowała odwiedzić ją w domu. Nie chciała rozmawiać. Zapytałam: – Co by pani teraz zrobiła? – Zrobiłabym to samo – wykrzyknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zmarła na raka w styczniu 1998 r. Rozmowy odmówił także Alinie Czerniakowskiej Witold Gatner, argumentując, że nie jest Hanuszkiewiczem i nie będzie występował przed kamerą. W 1989 r. do Mieczysława Widaja dotarł Piotr Gabryel, zbierając materiały do książki „Katyń w pół drogi”. „Miałem paskudnego pecha. Tak by to było można najkrócej określić” – opowiadał reporterowi. Ale Widaj jeszcze do 2006 r. pobierał emeryturę w wysokości 9 tys. 300 zł – sędziowską i wojskową. Kiedy umarł, żona chciała pochować go na cmentarzu na warszawskim Służewiu. Tym samym, gdzie leżą niezidentyfikowane ofiary mordów czasów stalinowskich. Zaprotestowali kombatanci. U proboszcza parafii św. Katarzyny na Służewiu interweniował senator Zbigniew Romaszewski. Sprawa nabrała rozgłosu i rodzina z pomysłu się wycofała. Widaj został pochowany na innym cmentarzu.

Gdy w końcu w 1995 r. prokuratura była gotowa do stawiania zarzutów, większość osób związanych ze sprawą Fieldorfa już nie żyła. Maria Górowska zmarła w 1998 r. – krótko po rozpoczęciu procesu w jej sprawie. W grudniu ub. roku zmarła Helena Wolińska. Z obawy przed zainteresowaniem jej pogrzebem została pochowana dwa dni przed podawaną w nekrologach datą. Dla polskiego wymiaru sprawiedliwości okazała się nieuchwytna – nie udało się doprowadzić do ekstradycji. Sama Wolińska twierdziła, że stawiane jej zarzuty mają charakter polityczny i antysemicki. Na łamach brytyjskiej prasy próby jej osądzenia za udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie Wolińska określała mianem cyrku. Twierdziła, że przed polskimi sądami nie może liczyć na uczciwy proces.

Maria Fieldorf: – Chciałam tylko, żeby był jakiś jeden wyrok. Nie doczekałam się tego i już się nie doczekam.

Korzystałam z książki i dokumentów zawartych w: Maria Fieldorf i Leszek Zachuta „Generał Fieldorf »Nil«. Fakty, dokumenty, relacje”, Krzysztof Szwagrzyk „Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944 – 1956”, artykułów Tadeusza Płużyńskiego, książek Piotra Lipińskiego „Towarzysze Niejasnego”, Piotra Gabryela „Katyń w pół drogi”. "

Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sro Lip 15, 2009 1:17 pm    Temat postu: "OTO ŻOŁNIERZ..." Odpowiedz z cytatem

Piotr Szubarczyk napisał:
W zapiskach Janiny Fieldorfowej wielokrotnie pojawiają się sny, niezwykła duchowa łączność z zamordowanym mężem. Nie ma w nich kaźni i śmierci.




"OTO ŻOŁNIERZ..."


http://www.sm.fki.pl/Anna/Anna.php?nr=Anna_Swiadkowie_Bozego_Milosierdzia_5


19 IV 1988 r. Pragnęłam rozmawiać z jednym z naszych dowódców z Armii Krajowej, z kimś, kto był wierny Bogu i Polsce aż do śmierci. Myślałam o generale Roweckim lub Okulickim czy moim dowódcy z Wileńszczyzny generale "Wilku" Krzyżanowskim. Zapytałam Pana, kogo On chciałby wybrać. Pan odpowiedział:

— O relację o swojej śmierci proś generała "Nila" — Emila Fieldorfa.

Wiedziałam, że gen. "Nil" został zamordowany na Rakowieckiej w roku 1952 lub 1953, ale bałam się, że rozmowa o okolicznościach jego śmierci będzie dla niego zbyt ciężkim przeżyciem. Postanowiłam porozmawiać o tym z Bartkiem albo Michałem.

— Jesteśmy tu obaj. Wiemy wszystko, bo myślałaś o tym, że nas zapytasz. Możemy ci odpowiedzieć, iż "Nil" zgadza się na rozmowę, gdyż zna twoje motywy; poza tym wie, że i my takie relacje daliśmy ci, oczywiście nie przypuszczając, że przydadzą się one innym. My mówiliśmy tobie, wyrażając naszą wdzięczność i uwielbienie Bogu i chcąc się z tobą podzielić naszym szczęściem i opowiedzieć ci o naszym życiu tu.

Teraz, kiedy już wiemy, że przygotowujecie całość dla pomożenia innym, i z woli Pana, który chce, abyście poznawali Jego miłosierdzie i nie lękali się Go w obliczu śmierci, każdy pragnie ci pomóc, uzupełniając informacje, jakie już posiadasz. Dlatego mówimy już inaczej i teksty nie będą teraz osobiste, a raczej "dokumentalne" i obiektywne. Wobec tego zapoznaliśmy się z wcześniejszymi przekazami i siłą rzeczy — z ich autorami. "Nil" wie, że nie otrzymałaś żadnej relacji o zamordowaniu, o śmierci takiej, jaką on poniósł, i dlatego pragnie ci podać fakty, i to raczej "od naszej strony". Bałaś się, że to będzie zbyt przykre dla niego i nie śmiałaś mu tego proponować. Jednak tu już inaczej pojmuje się fakty ziemskie. Nie wraca się do odczuć i cierpienia własnego, a poznaje przyczyny, dla jakich Bóg dopuścił do takich przejść. Zna się też uzależnienie od szatana, może lepiej zniewolenie swoich katów, ich tragiczne położenie w wieczności, głupotę i ślepotę, która ich prowadzi do niewoli wieczystej; o niektórych już się wie, co znoszą, i dlatego budzi się w nas litość, nawet współczucie. Bo piekło jest niewyobrażalnie potworne, a ten, kto był dobrowolnie katem, przeżywa lęk wszystkich swoich ofiar (lecz bez ich świadomości, może raczej — dojrzałości) jako własny, i to poza czasem, bez końca.

Chcesz dzisiaj rozmawiać?

— Tak, myślę, że tyle już mi powiedzieliście o nim. Ponadto już wiem, że "Nil" nie będzie wracał do tego, co czuł wtedy, a tego się bałam.


Mówi Michał.


— Wiesz, że cierpienie przyjęte bez żalu, pretensji czy nienawiści do Boga jest jak zaszczytne odznaczenie — przynosi chlubę. Myślisz o "palmach męczeństwa" męczenników? Rzecz jasna, że nie tak. Ale jest dla wszystkich wiadome, że ten człowiek nie dał się złamać, i to nie tylko fizycznie: chodzi o wierność temu, co kochał, co sam wybrał, aż do najgorszej śmierci, pomimo wszystko. Dotyczy to także tych wszystkich, którzy umierając młodo, w bólach, np. na raka czy w wypadku, nie odwrócili się od Boga, nie złorzeczyli Mu, zachowali dla Niego cześć i nadal wierzyli, że On ich kocha. Cierpienie ma swój odrębny blask i mogę ci powiedzieć, że promienieje nim nie tylko Joanna d'Arc i Andrzej Bobola. Także "mała" święta Teresa od Dzieciątka Jezus, a od nas ostatnio siostra Nulla i ogromna liczba poległych i zmarłych w czasie ostatniej wojny posiada ten blask wiary, męstwa, hartu i miłości. Natężenie światła w nas — to On, Bóg, Jezus, Miłość żyjąca w nas, ale jego siła, barwa i ton, to nasze własne "życiowe" wysiłki, by zdać się na Niego pomimo wszystko.


„NIL" — EMIL FIELDORF


— Witam Panią. Bardzo proszę, niech się Pani nie denerwuje, bo naprawdę nie ma czym. O mojej śmierci mogę mówić jako o egzaminie, który z pomocą Bożą udało mi się zdać. Bóg ustawia nasze życie tak, by dać nam największe możliwości wykorzystania go, z których na ogół niewiele korzystamy; lecz w warunkach trudnych mobilizujemy się, a w skrajnie trudnych następuje całkowita koncentracja, jeśli chcemy go zdać. Ponieważ takie otrzymałem, dostałem też odpowiednie do trudności wsparcie od Pana. Zawsze byłem wierzący.

Wiem, że w obozie byłem, aby nabyć doświadczenia (wywieziony w 1945 r. do ZSRR; powrócił wraz z innymi w 1947 r); to też była pomoc. Obóz wiele mi pomógł, przygotował mnie tak, że po aresztowaniu wiedziałem, z kim mówię: znałem ich metody, kłamstwo i podstępność.

Nie od razu zrozumiałem, że los mój jest przesądzony. Ale widzi Pani, jest tak, że nacisk ludzi budzi opór, a tylu moich przyjaciół i podwładnych zginęło w więzieniach niemieckich i rosyjskich, że nie widziałem powodu, dla którego ja, ich dowódca, nie miałbym podzielić również ich losu. Wieloletnia służba tak przygotowuje człowieka do oddania całego siebie na usługi Kraju, iż nie odczuwa on swojego losu jako nieszczęścia, a jako konsekwencję swojego wyboru życiowego, z którego był, a więc i pozostaje dumny.

Byłem już chory i długo bym nie żył, a tu Pan nasz dał mi takie możliwości dopełnienia ofiary. Nigdy nie zdołam odwdzięczyć się Bogu za tę wspaniałą okazję, szansę zbliżenia się ku Niemu.

Ojczyzna okazała mi zaufanie nadając mi stopień generalski, ale Pan zechciał, abym wobec mojej wielomilionowej, wielopokoleniowej, wiecznie żyjącej Ojczyzny w Jego domu stanął w godności oficera polskiego, który wie, komu służy i co reprezentuje sobą, nawet bez munduru. Zawierzyłem Bogu swoją cześć i przyjąłem hańbę oskarżenia o współpracę z Niemcami i zdradę Narodu z pokorą, za wszystkie moje winy i niedociągnięcia. Gdyby On nie podtrzymywał mnie, na pewno załamałbym się, lecz Pan był przy mnie. Dał mi swój pokój i pewność swojej obecności. Dlatego zawierzyłem mu z całkowitą pewnością, że to w Jego rękach jest moje życie i śmierć, moja rehabilitacja i moja godność żołnierza polskiego walczącego za swój Kraj i wiernego Mu. Wszystko, łącznie z egzekucją, oddałem Chrystusowi, którego ukrzyżowano za nas, który dobrowolnie poszedł na okrutną śmierć, i prosiłem, aby moją przyjął za szczęście mojego Narodu i połączył ze swoją.

Przekazuję Pani przebieg moich myśli już po odczytaniu mi wyroku. Nie byłem wobec nich sam. Był przy mnie Jezus i od tej chwili nie opuszczał mnie. Moim krzyżem była szubienica, ale przez cały czas egzekucji czułem Jego obecność, prawie fizyczną, i miałem pewność, że idę z Nim i do Niego. Więc spieszyłem się w duchu, żeby już prędzej uwolnić się od tej szatańskiej atmosfery triumfującego zła, sadyzmu, nikczemności. Jeżeli Bóg zechce, to sprawia, że człowiek nie tylko nie żałuje, ale prawie odbija się od ziemi, wzlatuje w niebo.

Mogę Panią zapewnić, że momentu śmierci nie pamiętam, właściwie go nie zaznałem. Objęły mnie Jego ramiona, uniosły i przytuliły do serca. Byłem objęty mocnym uściskiem. Czułem bicie Jego ludzkiego Serca. Jezus powiedział: "Przyjacielu mój. Jesteśmy razem, na zawsze już. Patrz, oni sądzą, że cię zabili, a ty właśnie wszedłeś w prawdziwe życie. Chodźmy, sam wprowadzę cię do naszego domu. Wszyscy twoi bliscy i przyjaciele oczekują, by cię powitać. Spotkasz tu całą Polskę w Jej wspaniałości; Ona żyje i rośnie wami. Chodź, synu, pragnę, by cię poznano."

Później zdałem sobie sprawę, że to nie były słowa, lecz myśli, ale tak mocne, wyraziste, pełne miłości. Pan nasz — królewski, wspaniały, dostojny i nieskończenie święty — wobec mnie stał się przyjacielem, bratem, a jednocześnie jak gdyby najwyższym naszym wodzem, królem, szczęśliwym teraz z tego powodu, że ja Go nie zawiodłem. Znalazłem się wśród bliskich, wśród radości, ale ponieważ Jezus mnie prowadził, wszyscy rozsuwali się z czcią, a On zatrzymał się i, dalej ogarniając mnie ramieniem, powiedział: "Oto żołnierz Polski, który przyniósł jej chwałę. Jest przyjacielem moim, bo zawarł przyjaźń ze Mną i nie odrzucił Mnie w najcięższej próbie. Poszedł za Mną drogą krzyża aż do śmierci, a ofiarował ją za szczęście waszej Ojczyzny. Dlatego będzie jej służył w szczęściu i miłości. Kochajcie go wszyscy, bo zasłużył na cześć i miłość waszą." Ja się wcale nie chcę chwalić. Pan nasz życzył sobie, bym Pani opowiedział tak, jak było. Otóż nie było sądu ani czyśćca, ani kary czy lęku. Od początku objęła mnie miłość Pana i Jego uszczęśliwienie ze mnie. Pan był promienny, rozradowany tym, że nie wzgardziłem Jego wyborem, nie odrzuciłem "takiej śmierci", że chciałem wtedy być z Nim. Ale przecież w takiej sytuacji pozostał mi tylko On, a poza Nim była dookoła nienawiść, pogarda, szyderstwo. Czyż mogłem odrzucić jedyną Miłość, jedyną Dobroć, która przy mnie stanęła? Każdy postąpiłby tak samo. Mogę tylko nieustannie dziękować, że Pan nasz zaufał mi i wierzył, że Go nie zawiodę nawet w takich okolicznościach. Z tego jestem dumny. I z tej chwili, kiedy Jezus powiedział: "Oto żołnierz — Polski", bo dawał mnie za przykład, jak nasza Ojczyzna wychowuje ludzi — Jemu. Właściwie Pan uczcił całą Polskę. Ilu tu nas jest: Grot i Pełczyński (chociaż nie od razu), tylu cudownych towarzyszy broni, tylu cudownych wspaniałych Polaków — od wieków.

— Panie generale, dziękuję panu za wszystko, co pan mi podał. I ja jestem dumna z mojego Kraju i z każdego człowieka, który stawał się świadectwem "polskiego wychowania". To, co pan powiedział, daje nam wyobrażenie o pomocy Chrystusa Pana dla wszystkich, którzy giną nie wyrzekając się swojego wyboru ani swojej służby. Zapewne i w Katyniu tak Pan nasz stał przy mordowanych?

— I w Katyniu, i zawsze, wszędzie gdzie człowiek ginąc nie odrzuca Go, a nawet tam, gdzie świadomie nie wzywa Boga, bo Go nie zna, lub umiera w takim lęku, cierpieniu czy nieświadomości albo nagle, nie zdając sobie sprawy z tego, że umiera — On jest obecny, bo jest Ojcem, Stwórcą i Zbawcą każdego człowieka. Każde cierpienie, ból, lęk, samotność, głód czy pragnienie miłości, dobroci w warunkach nieludzkich — oczekiwania śmierci lub przesłuchania z jego torturami — każde upokorzenie, sponiewieranie człowieka wzywa doń Chrystusa, Pana naszego, który jest nieskończenie czułą wrażliwością, delikatnością, dobrocią i miłosierdziem. On dał nam wolność pełną i na zawsze, ale też sam naprawia wszelkie krzywdy świata. Dlatego ogromną szansą jest dla nas cierpienie. Ono powoduje, że Jezus odsuwa sprawiedliwość Boga, wobec której nikt nie jest dostatecznie czysty, i mocą swojej dobrowolnej Ofiary, swoją krwią płaci za nas.

Jego Krew jest nieskończoną rzeką zbawienia. Całe narody, ba, cała ludzkość może być w niej zanurzona, obmyta i oczyszczona (oby tylko zechciała). Dlatego teraz, kiedy nadchodzą na nią czasy najgorszego ucisku i cierpienie wciąż rośnie i zalewa coraz szersze połacie globu, oręduje ono za ludzkością i jest to jedyne skuteczne orędownictwo. Ludzkość jest w tak wielkiej części zdeprawowana, zepsuta i pełna zbrodni, że niemożliwe byłoby jej uratowanie (na życie wieczne), gdyby nie cierpienie. Każdy, kto je zadaje, zbliża się ku piekłu, lecz każda ofiara ogarniana jest współczuciem i miłością Pana, a ofiar jest zawsze więcej niż katów. To, co będzie się działo, nas nie dotyczy. Bóg wyłącza nas z hekatomby, bośmy ją już złożyli. Mało — myśmy przebłagali Pana i zyskali Jego ochraniającą, wybaczającą i twórczą miłość. Jak szczęśliwy jestem, że dał mi Pan w swej nieskończonej szczodrobliwości być jednym z mnóstwa tych, którzy uznani zostali przez Niego za godnych, by móc wykupić naszą Ojczyznę Jego sprawiedliwości, stać się sprawcami jej odrodzenia i rozkwitu, jej wspaniałej misji zwrócenia ludzkości znów ku Bogu.







źródło: Anna, "Świadkowie Bożego Miłosierdzia. Część druga", Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków 2005, str.: 206-211 (NIHIL OBSTAT. Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, ks. Mieczysław Kożuch SJ, 21 iv 1994 R. L.dz. 70/1/94). Adres witryny internetowej Wydawnictwa WAM: http://wydawnictwowam.pl/.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum