Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

prof. Zdzisław Krasnodębski; Antyfaszyzm odrodzony
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Lut 01, 2010 6:19 am    Temat postu: prof. Zdzisław Krasnodębski; Antyfaszyzm odrodzony Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100201&typ=po&id=po22.txt

NASZ DZIENNIK Poniedziałek, 1 lutego 2010, Nr 26 (3652)

"Tusk przedstawił plan do planu

Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, filozofem i socjologiem, wykładowcą na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Uniwersytecie w Bremie, rozmawia Jacek Dytkowski

"Nie jestem zwolennikiem odwetu politycznego, więc rezygnuję z ubiegania się o urząd prezydenta" - tak w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Donald Tusk przedstawił powody, dla których wycofał swoją kandydaturę. Czy nie jest to zaskakująca argumentacja?
- Przede wszystkim powinniśmy tutaj zacząć od przypomnienia sobie sytuacji sprzed czwartku. Zarówno sam premier, jak i osoby odpowiedzialne za komunikację społeczną i propagandę Platformy Obywatelskiej są specjalistami od przedefiniowywania sytuacji. Do tej pory mieliśmy do czynienia - a nie wymyślili tego jedynie ludzie niechętni Donaldowi Tuskowi i PO, ale również neutralni obserwatorzy czy nawet sympatycy tego ugrupowania - z sytuacją, w której głównym celem premiera było objęcie prezydentury. Mówiono o tym zaraz po wyborach w roku 2007 oraz w 2005. Ponadto wszystkie osoby znające osobiście Donalda Tuska nie ukrywały, że przeżył on głęboko swoją porażkę z 2005 roku. W związku z tym cała polityka rządu w ciągu ostatnich dwóch lat była podporządkowana osiągnięciu przez niego prezydentury. Dlatego też nie podejmowano niepopularnych decyzji ani reform. Ostatnio wszystkie działania podporządkowano strategii chronienia premiera.
Cokolwiek by więc mówić, rezygnacja z kandydowania na prezydenta jest porażką Tuska, ponieważ ostatecznie ten cel nie został osiągnięty.

Tusk jest jednak przedstawiany jako osoba, która miała "zwycięstwo w kieszeni", ale dla dobra państwa pozostanie premierem.
- Oczywiście, regułą sztuki politycznej jest takie zakomunikowanie porażki, by przedstawić ją jako sukces. W związku z tym trzeba, po pierwsze, przedstawić swoje motywy w jak najlepszym świetle, przekręcając całą sytuację. Dokonano zabiegu, który można analizować w kategoriach psychoanalitycznych. Wszyscy postrzegali ewentualne starcie wyborcze Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska jako drugą rundę tej samej walki, w której ten ostatni miałby odnieść zwycięstwo i pokonać traumę porażki z 2005 roku. Teraz rezygnacja z kandydowania ma pokazać, że chęć rewanżu, odwetu jest czymś, co nigdy nie powstało w głowie premiera. Tym sposobem można zresztą osłabić główny zawsze wysuwany argument wobec Tuska, a mianowicie, że interes Polski podporządkował swoim chorobliwym ambicjom. Dlatego też jego rezygnacja z ubiegania się o urząd prezydenta została uzasadniona koniecznością modernizacji strategii gospodarczej państwa. Oczywiście jeszcze raz mogliśmy się przekonać, że żadnego planu w tym zakresie nie ma, a to, co powiedział Jacek Rostowski, minister finansów, moglibyśmy równie dobrze usłyszeć w Sejmie. Wyglądało to raczej na plan do planu. Po drugie, należało sam cel, czyli prezydenturę, spostponować. A więc powiedzieć, że nie jest ona istotna i nie wiąże się z posiadaniem władzy. Jeśli takie usprawiedliwienie porażki okaże się przekonywające, to będzie to tylko efekt krótkiej pamięci społeczeństwa i niezwykłej chęci wiary w słowa. Jeżeli bowiem istotnie by tak było, to o co chodziło w 2005 roku? Dlaczego wtedy Donald Tusk postanowił ubiegać się o tak nieważny urząd i nie planował zostać premierem?

Po dwóch latach odkrywa znaczenie stanowiska, które zajmuje?
- Wyobraźmy sobie, że teraz, w czwartek, Donald Tusk oświadcza, iż zdecydował się nie kandydować ze względu na trudną sytuację swojej partii, spadające w sondażach zaufanie i dlatego że Polacy oczekują od niego, by raczej wziął się do pracy jako premier, a nie starał się o prezydencki fotel. Wtedy wszystkie komentarze byłyby zupełnie inne. Porażka zostałaby przedstawiona jako porażka. A więc pod względem przekazu rezygnacja została dobrze przygotowana. Jednocześnie wiadomo, że w przypadku objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Tuska utrzymanie władzy w PO byłoby trudniejsze. W jego wystąpieniu padło jedno kluczowe zdanie: "Ich jest dwóch, a ja jeden", wyjaśniające, o co przede wszystkim chodzi. Oznacza to, że może być albo prezydentem, albo premierem. Za każdym razem bowiem pojawiłby się jakiś potencjalny rywal.

Twierdzi Pan, że jego decyzja wynika ze strachu, że straci kontrolę nad tym, co się dzieje w partii?
- Tak przypuszczam. Oczywiście łatwiej będzie mu jako premierowi kontrolować prezydenta ze swojego nadania, niż jako prezydentowi, po ciężkiej kampanii wyborczej, ewentualnego premiera, który rzeczywiście posiada cały aparat sprawowania władzy. Myślę więc, że to był jeden z głównych realnych motywów podjęcia takiej decyzji. Drugi to rzeczywiście spadające sondaże popularności. A trzeci jest taki, że trudny byłby do zbicia wysuwany podczas kampanii prezydenckiej zarzut niedbania o interes Polski i kierowania się osobistą ambicją. Ponadto ocena rządu może się znacząco pogorszyć, bo pokazywane dobre wskaźniki i rzekome sukcesy gospodarcze są bardzo relatywne. Polacy odczuwają rozbieżność między dobrymi danymi statystycznymi a realną sytuacją. Kampania byłaby zatem rozliczeniem rządu.

Patrząc na sondaże, premier nie powinien obawiać się porażki w wyborach prezydenckich?
- Na pewno byłaby to trudna kampania. Jego decyzja o rezygnacji z kandydowania to zejście z pierwszej linii walki. Prawdopodobnie kandydatem na prezydenta będzie Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu, nie tylko ze względów wewnątrzpartyjnych, ale także dlatego, iż nie jest członkiem rządu, w przeciwieństwie chociażby do Radosława Sikorskiego. W związku z tym wszelką krytykę rządu podczas kampanii będzie można łatwo odeprzeć. Komorowski nie ponosił przez ostatnie dwa lata odpowiedzialności za władzę wykonawczą. Tymczasem Donalda Tuska w pewnym sensie wyeksploatowało rządzenie, o czym świadczy spadek wskaźników zaufania. Stąd jego decyzja. Jest ona ryzykowna dlatego, że widać, iż wzrasta poparcie dla innych kandydatów, np. dla Andrzeja Olechowskiego. Głosy w czasie wyborów mogą się rozłożyć i w pierwszej turze najpewniej zwycięży Lech Kaczyński. Natomiast wynik drugiej rundy tego starcia pozostaje sprawą otwartą.

Szef rządu twierdzi, że przez ostatnie dwa lata dostrzegł, iż to, co negatywne, rodzi się "w Pałacu". Sugeruje, że prezydent Lech Kaczyński jest odpowiedzialny za wszelkie zło, jak chociażby problemy w służbie zdrowia...
- Zarysowana jest tutaj taktyka, którą w dużej mierze podczas kampanii wyborczej będzie stosował Donald Tusk. Stwierdzenie, że będzie testował prezydenta, oznacza pewną próbę nękania czy zrzucania odpowiedzialności za sytuację służby zdrowia, co jest rzeczywiście dosyć absurdalne. Już zresztą mamy zapowiedzi w postaci podnoszenia wątku weta, hamowania reform itd. Widać, że taki będzie główny "tenor" tej kampanii.

Dziękuję za rozmowę."


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Sro Maj 18, 2011 7:59 am, w całości zmieniany 24 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Lut 18, 2010 6:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,435683_Krasnodebski__Hak_na_Kaczynskich.html

"Hak na Kaczyńskich
Zdzisław Krasnodębski 17-02-2010, ostatnia aktualizacja 18-02-2010 00:03

Szum wokół sprawy haków na Sikorskiego miał przykryć przykre prawdy: o bankructwie polskiej polityki wschodniej i o interesach państwa Sobiesiaków z półpaństwem polskim – pisze filozof społeczny

Była kiedyś taka głupia zabawa dla dzieci. Przegrywał ten, kto się pierwszy odezwał. Teraz w tę grę grają dorośli, całkiem dorośli. Gdy po nieoczekiwanej decyzji Donalda Tuska na placu boju pozostali dwaj kandydaci na kandydata Platformy, na dnie duszy licznych zwolenników, a nawet miłośników, tej promodernizacyjnej partii pozostał lekki niepokój, czy nie pojawiają się o nich negatywne informacje, które sprawią, że skazany rzekomo na porażkę Lech Kaczyński powtórnie obejmie urząd prezydenta.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,435683_Krasnodebski__Hak_na_Kaczynskich.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Lut 20, 2010 11:26 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/436805.html


"Tusk buduje IV RP

Data publikacji: sobota, 20 luty 2010 autor: Zdzisław Krasnodębski

W praktyce politycznej kształtuje się nowy model państwa. Dawne zarzuty i oskarżenia wobec PiS mają wiele z samosprawdzającej się przepowiedni Okres rządów PiS określa się w wielu mediach III RP złowieszczym mianem IV Rzeczypospolitej. Tak jakby rzeczywiście nastąpiła wtedy zasadnicza przemiana ustrojowa. Niektórzy politolodzy całkiem na serio opowiadali na międzynarodowych ...

(...)"


Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/436805.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Lut 26, 2010 6:46 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,439553_Krasnodebski__Tak__oni_staja_tam__gdzie_stalo_ZOMO.html

Tak, oni stają tam, gdzie stało ZOMO
Zdzisław Krasnodębski 26-02-2010, ostatnia aktualizacja 26-02-2010 01:48

Nikt z walczących z komunizmem nie przypuszczał chyba, że w wolnej Polsce, po 20 latach niepodległości, nie będzie można pokazać w telewizji publicznej krytycznego filmu o Jaruzelskim – pisze filozof społeczny

Jedną z najgorszych w całym ciągu odrażających zbrodni IV RP są słynne słowa Jarosława Kaczyńskiego w Stoczni Gdańskiej, zamkniętej na polecenie Unii Europejskiej i w ramach programu modernizacyjnego opracowanego przez PO: „Oni stają tam, gdzie ZOMO”. Zbrodnie IV RP były tylko werbalne, lecz – jak się zdaje – bardziej trwale wstrząsnęły sumieniami postępowej inteligencji niż te realne PRL.

No, ale gdzie w zasadzie stają dzisiejsi obrońcy generała Jaruzelskiego? Gdzie stoją ci, którzy uważają, że za nadanie filmu o generale z nazbyt wymownymi faktami z jego biografii powinni być ukarani ci, którzy dopuścili do emisji? Gdzie stoją ci, którzy gotowi są zniszczyć każdego, kto nazbyt energicznie podważa uświęconą historycznym kompromisem narrację, w której Jaruzelski jest polskim patriotą, Kiszczak człowiekiem honoru, a „Solidarność” – buntem rozpasanego tłumu? Gdzie stoją ci, którzy przekonują nas, że wprowadzenie stanu wojennego było koniecznym aktem politycznego rozumu?

(...)

Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownikiem „Rzeczpospolitej”

Rzeczpospolita"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,439553_Krasnodebski__Tak__oni_staja_tam__gdzie_stalo_ZOMO.html


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Sob Lut 27, 2010 12:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Lut 26, 2010 11:32 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oni stoją tam gdzie stało ZOMO, bo oni są ZOMO IIIRP. Choć zmienili mundury, to jednak bronią z taką samą zaciętością tego samego, czego bronili ich protoplaści dwa i trzy dziesięciolecia wstecz. O ile jednak wtedy ZOMO nie miało w społeczeństwie żadnego miru, to teraz dzięki wieloletniemu praniu mózgów zyskało 'godność' i 'honor' i może z butą bronić tych zdobyczy, niejednokrotnie oskarżając swe dawne ofiary o zniesławienie.
Dziwię się jedynie dlaczego aż tyle czasu musieliśmy czekać na to, by ktoś zauważył, że to nie 'bojownicy o godność i tolerancję' mają w tym sporze rację, a Jarosław Kaczyńskie, który po powiedzeniu prawdy został zawstydzony i musiał się gęsto 'tolerancyjnym' tłumaczyć.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Mar 20, 2010 4:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9157,449151_Krasnodebski__Niemieckie_mity_i_uprzedzenia_.html

"Niemieckie mity i uprzedzenia
Zdzisław Krasnodębski 18-03-2010, ostatnia aktualizacja 18-03-2010 19:00

Celem polityki niemieckiej jest jednocześnie utrzymanie tożsamości mniejszości niemieckiej w Polsce i asymilacja mniejszości polskiej w Niemczech – pisze filozof społeczny

Jakże różne są europejskie standardy, jeśli chodzi o mniejszości narodowe. W Polsce przedstawiciele mniejszości niemieckiej zasiadają w Sejmie, a na Opolszczyźnie wprowadza się dwujęzyczne nazwy miejscowości. Na Białorusi Polacy są zatrzymywani i szykanowani, ale przynajmniej uznawani za mniejszość, w Niemczech nikt Polaków nie prześladuje – pomijając nieprzyjemne incydenty – ale też nikt nie uznaje ich istnienia.

(...)"

Więcej:


http://www.rp.pl/artykul/9157,449151_Krasnodebski__Niemieckie_mity_i_uprzedzenia_.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 07, 2010 5:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,457834_Krasnodebski__Zycie_polityczne_dzikich.html

"Życie polityczne dzikich
Zdzisław Krasnodębski 07-04-2010, ostatnia aktualizacja 07-04-2010 01:16

Mirosław Drzewiecki jest dowodem, że można uważać Polskę za kraj dziki. W kraju niedzikim Drzewiecki nie zostałby ministrem, a cierpiący na koprolalię Stefan Niesiołowski nie byłby wicemarszałkiem Sejmu – pisze filozof społeczny


(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,457834_Krasnodebski__Zycie_polityczne_dzikich.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Kwi 12, 2010 7:28 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100412&typ=tk&id=tk40.txt

NASZ DZIENNIK Poniedziałek, 12 kwietnia 2010, Nr 85 (3711)

"Nasuwają się skojarzenia z Gibraltarem


Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, filozofem i socjologiem, wykładowcą na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i na Uniwersytecie w Bremie, rozmawia Mariusz Bober

Co Pan pomyślał po informacji o katastrofie prezydenckiego samolotu?
- Takiej tragedii we współczesnej Polsce nie było. Nasuwają się skojarzenia z Gibraltarem...

Tam zginął premier Władysław Sikorski ze swoim najbliższym otoczeniem, w sobotę pod Smoleńskiem prezydent RP z elitą polityków, przedstawicielami ważnych instytucji społecznych, wybitnymi osobistościami Kościołów i życia społecznego...
- Jeśli ktoś chce wierzyć w przypadek, niech wierzy, ja nie jestem w stanie uwierzyć. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Ta śmierć zbyt dobrze wpisuje się w wydarzenia ostatnich paru tygodni. Jakoś tak się złożyło, że na lotnisku w Smoleńsku zginęli ci, którzy pasują do tych, leżących zaledwie kilkanaście kilometrów dalej - w Katyniu... Będziemy sobie zadawać pytania, na które pewnie nie uzyskamy odpowiedzi, podobnie jak nie ma ostatecznej odpowiedzi na pytania o śmierć generała Władysława Sikorskiego. Wiadomo przecież, że samolot prezydenta był wyeksploatowany...

Przedstawiciele polskich władz twierdzą, że zaledwie w zeszłym roku przechodził gruntowny remont.
- Ale świadkowie mówią, że na lotnisku w Smoleńsku wcale nie było takiej dużej mgły. Wątpię zresztą, aby udało się wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Już zaczyna się snuć przypuszczenia, że winny jest sam prezydent. Ja wolę skupić się na okolicznościach tej tragedii. Przypomnę, że prezydent już raz został ostrzelany, gdy złożył wizytę w Gruzji tuż po rosyjskim ataku na ten kraj. Rozmawiałem z prezydentem jakiś czas po jego powrocie z Gruzji. Powiedział mi wtedy, że się nie bał. Lech Kaczyński był niezwykle mądrym, patriotycznym i dzielnym człowiekiem. Ci ludzie mieli poczucie obowiązku wobec Polski. Prezydent był odważny i mężnie zginął. Zginął, tak jak żył. On zresztą wiedział, że może zginąć.
Chcę też podkreślić, iż ostatnie sondaże wskazywały, że miałby szansę ponownie wygrać wybory prezydenckie. Gdy weźmiemy jeszcze pod uwagę ostatnie wydarzenia - środowe uroczystości w Katyniu, okoliczności zewnętrzne, np. wizytę prezydenta USA Baracka Obamy w Pradze i sprawę obecności Stanów Zjednoczonych w Europie, nasuwają się pewne analogie. Prezydent Kaczyński i jego Polska stała się niewygodna w nowej konstelacji USA - UE - Rosja. Pewnie na wiele pytań nie uzyskamy odpowiedzi. Dlatego tak jak w przypadku śmierci gen. Sikorskiego rodzi się pytanie: kto skorzystał na tej śmierci?

Kto skorzystał?

- Odpowiem w ten sposób: zginęli ci, którzy chcieli innej Polski. Teraz - bez nich - będzie już bardzo trudno ją budować, a może będzie to już niemożliwe...

Jakie skutki tragedia ta będzie miała dla Polski w najbliższej perspektywie - na płaszczyźnie społecznej i politycznej?
- Zginął prezydent, który miał szansę na reelekcję. W efekcie władzę - na mocy Konstytucji - objął jego kontrkandydat Bronisław Komorowski jako marszałek Sejmu. Zginęli jednocześnie ludzie, którzy byli w ostatnich miesiącach i latach przedmiotem kampanii nienawiści - oprócz prezydenta także szef IPN Janusz Kurtyka, rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, Grażyna Gęsicka, Zbigniew Wassermann, Anna Walentynowicz. 70 lat temu "trzeba było" zabić 22 tys. Polaków. Teraz - 88... Przed kilkoma dniami w Katyniu byli inni przedstawiciele władz Polski i nic im się nie stało. A hasło "były prezydent Lech Kaczyński" stało się prawdziwe.

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć jako społeczeństwo, a jakie powinna wyciągnąć klasa polityczna?
- Pojęcie klasy politycznej w odniesieniu do polskich polityków jest trochę nieadekwatne, bo są oni niezwykle podzieleni, podzieleni stosunkiem do Rzeczypospolitej. Inne podziały są mało ważne, bo przyzwoitych ludzi można spotkać w różnych partiach. Znałem tych ludzi, którzy zginęli w Smoleńsku, zarówno prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i prezesa Sławomira Skrzypka, profesora Janusza Kurtykę czy rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego. Ci ludzie kierowali się interesem Polski jako kraju niepodległego. Nie wiem, jakie wnioski wyciągną z tej tragedii liberalne stacje telewizyjne czy politycy-pragmatycy. Pewnie na chwilę zaleją nas falą słodyczy. W każdym razie CNN skomentowała, że w konsekwencji tej katastrofy Polska pójdzie politycznie naprzód.
Akurat przygotowywaliśmy się do podsumowania pięciu lat prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Był prezydentem niepopularnym. Od samego początku prowadzono przeciw niemu obrzydliwą nagonkę, którą niezwykle dzielnie znosił. Trudno przecież zapomnieć o pośle PO, którego trudno mi określić inaczej niż przedstawiciela motłochu w Polsce i który był za to awansowany. Niestety, dość łatwo udało się sprowadzić wielu Polaków do poziomu motłochu. Lech Kaczyński był pierwszym prezydentem, w którego przeszłości nie było tajemnic. Walczył o podmiotowość Polski. Ale Polakom tłumaczono, że ważniejsza jest znajomość nazwisk piłkarzy. Teraz wszyscy przeżywają szok, ale za tydzień wrócą do tego samego. Dlatego pewnie nawet po tej tragedii nie nastąpi otrzeźwienie Polaków i za dwa, trzy dni będziemy słuchać tego samego jazgotu, który do tej pory dominował w mediach. A za sześćdziesiąt dni będziemy mieli nowego prezydenta. Najprawdopodobniej Bronisława Komorowskiego...

Dziękuję za rozmowę. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Kwi 13, 2010 6:36 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100413&typ=tk&id=tk09.txt

NASZ DZIENNIK Wtorek, 13 kwietnia 2010, Nr 86 (3712)

"Katyń to miejsce ukrywania prawdy przez wiele lat

Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Anna Ambroziak

Nie odniósł Pan wrażenia, że żal po stracie tak wielu wybitnych ludzi, przede wszystkim prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przychodzi za późno?
- Niestety, Polacy są bardzo emocjonalnym narodem. Chciałbym, by chociaż 10 procent tych emocji było w takim samym stopniu okazywanych przed tragedią i żeby było więcej działań i myśli, a nie odruchów. Nie łudźmy się, ta śmierć będzie na pewno wykorzystywana. Niektórzy ludzie już sobie wiele rzeczy wybaczyli i teraz będą się domagać ciszy o tym, co było przedtem. O tym, jak traktowano dotąd prezydenta czy tych ludzi, którzy tak zginęli. Sądzę, że rozpacz zdecydowanej większości Polaków jest autentyczna. Ale jest też sporo obłudy; widać to po tym, iż ludzie, którzy nie powiedzieli nigdy ani jednego dobrego słowa o Lechu Kaczyńskim, teraz zapomnieli o tym, co mówili przez ostatnie cztery lata. Często jest tak, że ci wszyscy, którzy mówią o przebaczeniu, nie wyznają winy. Do tej pory był potworny nacisk, żeby o tym prezydencie nie mówić dobrze. Dlatego nie mam żadnego szacunku do dziennikarzy, którzy pozwalali sobie na różne obelgi pod adresem prezydenta, a teraz płaczą nad jego śmiercią. Zauważyłem, że przeciętni ludzie zostali przez tych dziennikarzy emocjonalnie nakręceni. Teraz ci ludzie czują, że zawinili, ponieważ uwierzyli w to, co serwowały im niektóre media. Bo okazało się, że prezydenta można pokazać inaczej, jako człowieka miłego i sympatycznego, mądrego i patriotycznego, który kierował się dobrem naszego kraju najlepiej, jak potrafił, i zgodnie z tym, jak je pojmował.

Czy jednak to poczucie winy może polaryzować całe społeczeństwo?
- Na pewno nie. Są ludzie, którzy byli i pozostali prezydentowi wierni. Są też tacy, którzy się z nim nie zgadzali, ale jednak zawsze kierowali się poczuciem szacunku wobec urzędu prezydenta. Szargano nie tylko Lecha Kaczyńskiego jako osobę, ale też pomniejszano rangę sprawowanego przez niego urzędu. Tym samym nie szanowano tych, którzy go wybrali, i majestatu Rzeczypospolitej.

Ta tragedia nie powinna się była wydarzyć...
- Pomijając jakiekolwiek przyczyny - ci wszyscy ludzie nie powinni być w tym samolocie. Kiedy podróżuje prezydent amerykański, lecą dwa samoloty, w tym jeden pusty. I nikt nie wie, w którym jest prezydent. Gdyby tu leciały dwa samoloty, być może rozbiłby się ten pusty. Ta katastrofa pokazuje, jakie jest państwo polskie. Nie jesteśmy zieloną wyspą, tylko takim tupolewem...

Nie odniósł Pan wrażenia, że przekaz medialny w ostatnich dwóch dniach był czystą manipulacją, bazował na emocjach, a zabrakło konkretów? Podsuwa się też nieuzasadnione jak dotąd hipotezy, zanim przeprowadzono śledztwo, że przyczyną katastrofy była mgła lub nieumiejętność pilota...
- Kiedy dochodzi do katastrofy lotniczej, w dodatku z najbardziej znaczącymi ludźmi na pokładzie, to pierwszą ewentualnością, jaką należy wykluczyć, jest zamach terrorystyczny. Wtedy stwierdza się po prostu, że nie był to zamach. I że nic nie wskazuje na to, że było to spowodowane umyślnie. W tym przypadku nikt nie odważył się tego ludziom powiedzieć.
Istnieje takie, być może nieuzasadnione podejrzenie, obawa. Faktem jest jednak, że to słowo jak dotąd nie padło. Pojawiały się informacje o czterokrotnym krążeniu, o tym, że piloci nie znali rosyjskiego, co zresztą nie jest prawdą. Myślę, że nigdy się jednak nie dowiemy, jak było naprawdę. Najpewniej podadzą nam wersję, w którą jakaś część ludzi uwierzy. Ale tu trzeba powiedzieć, że Katyń to miejsce ukrywania prawdy przez wiele lat.

Pełniący obowiązki prezydent RP Bronisław Komorowski mianował na szefa kancelarii prezydenckiej osobę spoza dotychczasowego składu.
- Wydaje mi się to bardzo zastanawiające. I cokolwiek niezręczne. Mógł przecież mianować innych dotychczasowych ministrów kancelarii, jak pana Sasina czy panią Bochenek. Nie ma też potrzeby szybkiej nominacji szefa NBP, o czym się już zresztą mówi. Tak samo jest w przypadku BBN. Czasowo funkcję szefa powinien pełnić pan Waszczykowski. To, co się dzieje obecnie, oceniam jako rozdzieranie dziedzictwa, które pozostało po zmarłych. Chodzi o szybkie przejęcie władzy. PO dąży do monopolizacji rządów, z tego trzeba sobie zdawać sprawę.
To jak się pan Komorowski teraz zachowuje, wskazuje na pewien dystans z jego strony do całej tragedii. Poza tym myślę, że byłoby zręczniej, gdyby to pan Borusewicz objął władzę w kraju, a nie Komorowski, który już wcześniej zgłosił swoją kandydaturę na to stanowisko i był rywalem Lecha Kaczyńskiego. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę niektóre jego wcześniejsze wypowiedzi na temat zmarłego prezydenta. Wydaje się, że pod hasłem zapewnienia ciągłości pracy państwa PO dąży do monopolizacji władzy. Najbliższe nominacje będą niewątpliwie testem na wiarygodność zapewnień o porozumieniu i szacunku dla zmarłego prezydenta i jego współpracowników. Niestety, mnożą się sygnały potwierdzające złe, a nawet bardzo złe przypuszczenia.

Dziękuję za rozmowę. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 14, 2010 6:18 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,461351_Krasnodebski__Juz_nie_przeszkadza.html

"Już nie przeszkadza
Zdzisław Krasnodębski 14-04-2010, ostatnia aktualizacja 14-04-2010 00:25

Najbardziej dotkliwe obelgi, drwiny, poniżające wyzwiska sypały się na Prezydenta RP. Pomiatano Nim w sposób bezprzykładny, nękano Go bezustannie – pisze filozof społeczny

(...)

Grubej kreski nie będzie

A od tych, którzy przy Nim stali i pozostali, wymaga się, by milczeli, by odkreślili przeszłość grubą kreską, by się pojednali, by nie zakłócali atmosfery żałoby. Ale ich – naszym – obowiązkiem wobec Niego i Nich jest mówić. Grubej kreski tym razem nie będzie.

I wy miejcie odwagę, pozostańcie sobą. Już zaczęliście dzielić łupy i dobierać się do szaf. Zróbcie kolejne „Szkło kontaktowe”, wyśmiejcie tę śmierć, wypijcie małpki. Zaproście Palikota i Niesiołowskiego. Krzyczcie: „cham” i „dureń”, i „były prezydent Lech Kaczyński”. Wyśmiewajcie i drwijcie. Bądźcie sobą. Gardzę wami. Jestem dumny, że Go znałem.

Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownikiem „Rzeczpospolitej” "

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,461351_Krasnodebski__Juz_nie_przeszkadza.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 14, 2010 6:22 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100414&typ=tk&id=tk07.txt

NASZ DZIENNIK Środa, 14 kwietnia 2010, Nr 87 (3713)

"Nie tońmy w miałkim sentymentalizmie


Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Anna Ambroziak

Jak, Pana zdaniem, ukształtuje się teraz scena polityczna po prawej stronie?
- Doprawdy nie wiem. Równie dobrze prawica może się rozpaść, bo jednak została pozbawiona swoich czołowych przedstawicieli. Może też nastąpić mobilizacja i skupienie się wokół lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. To zależy w pewnej mierze od odporności psychicznej tych ludzi. W tej sytuacji rodzi się jedno podstawowe pytanie; pytanie, które należy postawić tym, którzy żyją i identyfikują się z osobami, które zginęły: czy chcemy zostawić Polskę w rękach tych, którym on, Lech Kaczyński, Polski by nie powierzył? I co zrobić, by Polska w ich ręce się nie dostała?

Jednak są już pierwsze nominacje Bronisława Komorowskiego na najważniejsze stanowiska w państwie.
- Rzeczywiście, i dla wielu ludzi wygląda to tak, jakby już była finis Poloniae. Tak to przynajmniej wygląda.

Polska nieraz bywała w poważnych opałach, jednak ciągle jest.
- Ale polskie dzieje to nie tylko bohaterstwo, niejednokrotnie też podłość. Był chociażby najpierw sejm grodzieński z 1793 r., który potwierdził II rozbiór Polski, a potem Powstanie Kościuszkowskie. Wydawało się nam, że tego cyklu w czasach współczesnych już się nie powtórzy. Że jesteśmy już bezpieczni w cywilizowanym świecie. Mimo iż zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Rosja nie jest krajem demokratycznym i że nie zmieni się w takim stopniu, w jakim byśmy chcieli. I że wciąż trzeba podkreślać, że to nie my jesteśmy nacjonalistami, i że chcemy tylko spokoju.

Ale nie zaprzeczy Pan, że spokój ten trzeba sobie często wywalczyć...
- To prawda. Można to zrobić w sposób zupełnie pokojowy, który wymaga jednak hartu ducha, rozumu i umiejętności. Ale dziś potwierdzają się nasze najgorsze obawy: są tacy, którzy płaczą, inni się pochowali, jeszcze inni przejmują władzę, wykorzystując czas żałoby... A odeszli ci, którzy w takiej sytuacji staliby na posterunku: Władysław Stasiak, Grażyna Gęsicka, Przemysław Gosiewski.

W mediach trwa festiwal powszechnej miłości... wciąż padają hasła o potrzebie jedności itp.
- Mam wrażenie, że wszystko to tonie w tanim sentymentalizmie. Te wszystkie wezwania do jedności mogą być zwykłą przykrywką. Pytanie tylko, czy lud to kupi - chodzi mi o widok tych wszystkich wstrząśniętych dziennikarzy i polityków, którzy dziś wylewają krokodyle łzy, a którzy jeszcze przed tygodniem oczerniali prezydenta Kaczyńskiego. Mam wrażenie, że "używa się" teraz tych zmarłych po to, by zamknąć usta żyjącym, żeby nie poruszali żadnych drażliwych kwestii. To jest nowa gruba kreska.

Dziękuję za rozmowę."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Kwi 17, 2010 10:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100417&typ=tk&id=tk21.txt

NASZ DZIENNIK Sobota-Niedziela, 17-18 kwietnia 2010, Nr 90 (3716)

"Gdy ktoś pyta, czym sobie Lech Kaczyński zasłużył, aby spoczywać na Wawelu wśród królów, odpowiadam - wiernością Rzeczypospolitej !

Credo prezydenta

Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i filozofem społecznym, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Małgorzata Goss

Po katastrofie w Lesie Katyńskim media pokazują nieprzerwany ciąg materiałów filmowych na temat działalności prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego zagranicznych wizyt, spotkań. Był on obecny we wszystkich ważnych dla Polski sprawach...
- Czułem się związany z tym wielkim projektem, który nazwaliśmy IV Rzecząpospolitą, a który dzisiaj dla wielu jest synonimem wszystkiego, co negatywne. Ta prezydentura była rzeczywiście aktywna zwłaszcza w pierwszym okresie. W ostatnim czasie, przypomnę, prezydentowi rząd zabrał samolot... Coś takiego nigdy nie zdarzyło się prezydentom Wałęsie czy Kwaśniewskiemu. Od wyborów w 2007 r. celem partii rządzącej było ograniczenie roli głowy państwa. Atakowano Lecha Kaczyńskiego jako osobę, ale jednocześnie był to atak na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej, próba zmiany Konstytucji, żeby nie Naród, lecz Zgromadzenie Narodowe wybierało głowę państwa. Na koniec wypowiedź pana premiera, że prezydentura to tylko "żyrandole i zaszczyty, i pałac", i w gruncie rzeczy nic więcej... Zanim do tego doszło, prezydent Lech Kaczyński prowadził bardzo intensywną politykę europejską. Miał swoich przyjaciół politycznych i sojuszników, należeli do nich m.in. prezydent Litwy Valdas Adamkus, prezydent Czech Vaclav Klaus. O poparcie ze strony głowy naszego państwa zabiegali i Nicolas Sarkozy, i kanclerz Niemiec Angela Merkel. Pamiętam symboliczne spotkanie przywódców europejskich na granicy francusko-niemieckiej, gdy wspólnie szli przez most i była tam taka charakterystyczna scena, kiedy Angela Merkel objęła ramieniem prezydenta Kaczyńskiego, i szli tak razem... Prezydent na czele pochodu przywódców europejskich! Telewizja niemiecka, która nie była mu przychylna, pokazywała tę scenę bardzo dokładnie. Niestety, nie można było tego obejrzeć w polskich mediach.

Niechęć i niesłychana agresja wobec prezydenta Kaczyńskiego ujawniła się nazajutrz po wyborach w 2005 r. i trwała właściwie do końca.
- Pamiętam okładkę jednego z tygodników z nagłówkiem: "Jak on to wygrał...". Charakterystyczna była też okładka przed wyborami w 2007 r.: "Tusku, musisz!". W mediach wszędzie na świecie przeważa nastawienie liberalno-lewicowe. Pamiętam, jak Helmut Kohl był atakowany przez media niemieckie, zanim został okrzyknięty "ojcem narodu", ojcem niemieckiego zjednoczenia. Należy jednak odróżniać krytykę w mediach, która jest czymś naturalnym, od ordynarnych napaści. Trzeba powiedzieć sobie jasno i otwarcie: to, co się w Polsce działo, nie zdarza się w żadnym cywilizowanym kraju!

Prezydent chciał wzmocnić międzynarodową pozycję Polski.
- Po pierwsze, walczył o równorzędność Polski w stosunkach z krajami starej Unii, o uznanie, że Polska nie jest "małym krajem" i ma swoje prawa. Po drugie, budował pozycję Polski w regionie. Prowadził politykę Jerzego Giedroycia, z którą obecna ekipa zerwała. To jedna z największych, a niezauważanych przez przeciętnego obywatela zmian. Polska polityka zagraniczna została przeorientowana w ciągu kilku ostatnich lat. My się wycofujemy z regionów, gdzie byliśmy obecni! W gruncie rzeczy jesteśmy sprowadzani do roli małego państwa, które jest podporządkowane mocarstwom.
Od lat dużo czasu spędzam za granicą. Uważam, że nasze państwo ze swoją historią i tradycją jest niedoceniane w UE i na świecie. Walka o podmiotowość Polski stanowiła istotę polityki prezydenta Kaczyńskiego. To był najlepszy prezydent po 1989 r., z najambitniejszym programem politycznym. Żałuję tylko, że nie miał takiego talentu komunikowania się ze społeczeństwem jak Ronald Reagan. Chciał dać Polakom pewność siebie, uzmysłowić, że zakończyliśmy pewien etap, i nie jesteśmy już krajem postkomunistycznym, nie jesteśmy krajem, który ma siedzieć cicho i słuchać. Przystępujemy do czegoś większego, chcemy zająć właściwe miejsce w Europie.

Lech Kaczyński z natury był skromnym człowiekiem, ale gdy reprezentował Polskę, "głowę nosił wysoko".
- On wiedział, że reprezentuje majestat i ciągłość Rzeczypospolitej. Nie traktował prezydentury jako "funkcji na dziś". Nie traktował społeczeństwa jedynie w sensie zbiorowości tu i teraz żyjących ludzi. Nie rozumował w kategoriach "polityki sondażowej", że ot, coś dzisiaj się podoba, a za tydzień już nie.

Nawiązywał do ciągłości dziejów jako sztafety przeszłych, obecnych i przyszłych pokoleń...
- O to właśnie chodzi. Dla niego to była "Polska, która istnieje w dziejach". My przeminiemy, ona będzie, jak była przed nami. Prezydent miał ogromne poczucie zobowiązania wobec Polski, wobec ludzi, którzy zginęli np. podczas Powstania Warszawskiego, którzy walczyli, cierpieli, marzyli o Niepodległej. Takie podejście było niezwykle mocne w "Solidarności" i w stanie wojennym. Trudno uwierzyć, że tak wielu o tym zapomniało, tak wielu ówczesnych przywódców "Solidarności" od tego odeszło, wolało dostosować się do świata - nędznego, doraźnego - uważając tamto podejście za zbyt ambitne, zbyt śmieszne. Prezydent trwał przy tych wartościach, choć go wyśmiewano... Dlatego, gdy ktoś pyta, czym sobie Lech Kaczyński zasłużył, aby spoczywać na Wawelu wśród królów, odpowiadam: wiernością Rzeczypospolitej! Łatwiej czasami być dzielnym na polu walki, kiedy strzelają, niż gdy na człowieka spadają tak poniżające słowa. Lżono go, choć piastował funkcję prezydenta Rzeczypospolitej. Był niesamowicie dzielny. I był człowiekiem kryształowym, uczciwym. To także wynikało z jego poczucia obowiązku wobec Polski. Wszystkie osoby, które go otaczały - szef kancelarii Władysław Stasiak i inni współpracownicy, były ludźmi o nieposzlakowanej opinii, uczciwymi, całkowicie oddanymi służbie publicznej.

Lech Kaczyński chciał silnej prezydentury.
- Jedność Polski wyraża się w osobie prezydenta, który jest wybierany w wyborach powszechnych i zostaje postawiony na straży narodowej historii i wartości. On nie może w imię taniej popularności czy poprawności politycznej z tego zrezygnować, np. udawać, że Polska nie jest krajem katolickim, albo że nie jest państwem patriotycznym, albo że nie była heroiczna w czasie II wojny światowej. Te wartości dzisiaj nie są popularne, nie mówi się o nich głośno, bo nie przysparzają taniej popularności. Dlatego prezydent uważał, że musi je reprezentować nawet za cenę przegranych wyborów.

Druga strona sceny politycznej przedstawia zupełnie inne koncepcje...
- Zderzają się dwie wizje Polski i dwie wizje polityki. Ta druga wychodzi z założenia, że nie jesteśmy krajem wyjątkowym pod żadnym względem - wielkości, potencjału czy wyjątkowo skomplikowanej historii - który musiałby prowadzić własną politykę historyczną czy w ogóle jakąkolwiek własną politykę. Stąd w wykonaniu niektórych polityka doraźna, "pod publiczkę", sondażowa. Przybrało to u nas rozmiary tak skrajne, wręcz kompromitujące. Władza dostała się w ręce PR-owców, wizażystów, speców od wizerunku, kreatorów rzeczywistości.
Na koniec ta rzeczywistość nas dopadła! Okazało się, że nie można wykreować obrazu, bo jest katastrofa i jest śmierć, całkiem rzeczywista, namacalna, a nie wymyślona na ekranie. Zdarzyło się coś, co nigdy nie powinno. Ludzie czują tę tragedię. Gdzie są teraz ci panowie od PR-u?

Wzniecenie przez Andrzeja Wajdę i "Gazetę Wyborczą" dyskusji na temat miejsca pochówku pary prezydenckiej wydaje się rozpaczliwą próbą odwrócenia uwagi Polaków - którzy dziś manifestują przywiązanie do Prezydenta Polski - od symbolu jedności, jest próbą zburzenia poczucia wspólnoty narodowej.
- Przeczytałem w prasie zagranicznej, że tym, czego się te kręgi obawiają najbardziej, jest powstanie mitu, trwałego wzoru do naśladowania. Dlatego chcą za wszelką cenę interpretować hołd milionów Polaków złożony prezydentowi jako chwilowe wzruszenie i nic więcej. A tu chodzi o coś znacznie więcej: o rozumienie Polski, o rozumienie polityki i jej celów, o rozumienie życia narodowego.

Do trumny prezydenta spieszą nie tylko zwolennicy jego polityki, lecz także ci, którzy nie podzielali jego poglądów. Swoim postępowaniem manifestują szacunek dla majestatu Rzeczypospolitej, przeczuwając, że ta pełna metafizycznej symboliki katastrofa to cios w fundamenty kraju. Jakby chcieli go razem osłonić.
- Ludzie mówią: "Nie zgadzałem się z nim, ale to był mój prezydent". Śmierć Lecha Kaczyńskiego to zarazem zmartwychwstanie prezydentury jako uosobienia instytucji państwa. Ludzie widzą, że to nie był zwykły urzędnik, ktoś, kto "siedział w pałacu, bo mu się żyrandole podobały", ale żywy symbol, ucieleśnienie wartości, w których my jako Polacy się odnajdujemy. Lech Kaczyński tak właśnie rozumiał prezydenturę. To nie była funkcja techniczna sprowadzona do urzędowania. Pochówek na Wawelu to utrwalenie tej wizji Polski i prezydentury, a nie wyłącznie faktu, że katastrofa zdarzyła się właśnie pod Katyniem, i że tak wielu ludzi zginęło. I dlatego są te protesty. Demonstrantom chodzi o coś innego, ale nie o to, żeby prezydent tam nie spoczął.

Środowiska skupione wokół PO uważają, że prezydent wyłoniony w powszechnych wyborach ma zbyt silną pozycję, że przeszkadza rządowi w prowadzeniu polityki. Promują system kanclerski, w którym to premier - kanclerz, prowadzi politykę, a prezydent wybrany przez Sejm i Senat pełni wyłącznie funkcje reprezentacyjne...
- Dlatego kandydaci PO na prezydenta w prawyborach pokazywali minimalistyczne wyobrażenie o prezydenturze, które można streścić w słowach: "Będę jeździł, promował, pomagał premierowi". Wzorowanie się na Niemcach to kompletny nonsens. To inny kraj, inna historia, inna struktura. Słaba rola prezydenta Niemiec wynika z tego, że kiedy powstawała Niemiecka Republika Federalna, bano się ludu niemieckiego i nie chciano, żeby bezpośrednio wybierał on głowę państwa. Tę samą obawę przed Narodem widać u nas w pewnych kręgach politycznych. Wolałyby one zamienić politykę w administrowanie, zarządzanie, bez zbędnych emocji... Zresztą, w Niemczech obecnie coraz częściej podnoszą się głosy, że należy wprowadzić zmianę w ustawie zasadniczej, aby wybór prezydenta odbywał się w bezpośrednim, powszechnym głosowaniu. Niemcy dzisiaj występują już w innej roli, np. wysyłają wojska do Afganistanu, i potrzebują silniejszej prezydentury, niezależnej od parlamentu i partii politycznych. Kanclerz Otto von Bismarck był w innej sytuacji, bo do 1918 r. była tam monarchia i panował cesarz.

To, co dzieje się dziś na ulicach Warszawy, to jakby weto Polaków wobec usunięcia w cień głowy państwa. Czy tak można to odczytywać?
- Chyba już nikt nie będzie miał odwagi tak otwarcie dążyć do ograniczenia roli prezydenta. Czy pójdziemy w kierunku silnej prezydentury? - nie wiem. To nie jest takie proste w obecnym układzie sił... Powstaje pytanie, kto byłby w stanie sprostać temu, by zyskać akceptację wszystkich. Mnie, jak wielu Polakom, byłoby niezmiernie trudno zaakceptować np. prezydenta Bronisława Komorowskiego, choć jako obywatel oczywiście bym się podporządkował. Może być i tak, że marszałek zużyje się w roli pełniącego obowiązki prezydenta, i w wyborach wystartuje Tusk, ogłaszając, że "chce nas zjednoczyć". Jest też i wariant, że pojawi się ktoś ze strony PiS. Pytanie, czy jedność jest na tyle mocna, że to wytrzyma. Musiałaby powstać znacząca większość Narodu, by wesprzeć silną prezydenturę.

Ten ciąg wydarzeń z kilku ostatnich lat, złych słów wypowiadanych publicznie, złych myśli jakby nieuchronnie zmierzał do jakiegoś ciosu w Polskę...
- Ta śmierć jest klęską. Pochód trumien, które dzień w dzień przybywają do miasta, jeszcze się nie skończył. Jednoczymy się w bólu, ale na manifestowanej dzisiaj na ulicach jedności polskiego społeczeństwa rysuje się głębokie pęknięcie polityczne. Brakuje nam mocniejszej spoistości, umiejętności akceptowania decyzji większości i wyrażania wzajemnej sympatii ponad podziałami politycznymi. Czy potrafimy dzisiejsze emocje przekuć w trwałą postawę? Czas pokaże. Ostatecznie to my sami zadecydujemy, czy wrócimy do poprzedniego stanu, czy też wyciągniemy z tej tragedii wnioski.

Dziękuję za rozmowę. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Kwi 18, 2010 8:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Na koniec ta rzeczywistość nas dopadła! Okazało się, że nie można wykreować obrazu, bo jest katastrofa i jest śmierć, całkiem rzeczywista, namacalna, a nie wymyślona na ekranie. Zdarzyło się coś, co nigdy nie powinno. Ludzie czują tę tragedię. Gdzie są teraz ci panowie od PR-u?

Próba 'zadziałania' PR-oców i owszem - była, ale ocena przemówienia Komorowskiego nie budzi wątpliwości, że strzelono sobie dotkliwie w kolano (chyba z dwóch rur naraz).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Kwi 19, 2010 6:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100419&typ=aa&id=aa77.txt

NASZ DZIENNIK Poniedziałek, 19 kwietnia 2010, Nr 91 (3717)

"Polska ma prawo do swojej tożsamości


Prof. Zdzisław Krasnodębski:

Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczny tym, którzy tak tłumnie przyszli na uroczystości żałobne na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego. W ich reakcjach widać było żal z powodu utraty prezydenta i tylu znakomitych osób. Wielu podchodziło do mnie, by porozmawiać. Przyznam, że trochę przywrócili mi wiarę w Polaków, która czasami już chwiała się we mnie w tych najgorszych momentach czasu marności, kiedy nastąpiła tabloidyzacja nie tylko mediów, ale także i dusz Polaków. Ponadto odniosłem wrażenie, że Naród został osierocony, bo na początku nikt nie trafiał ze słowem do ludzi. Po przemówieniu pełniącego obowiązki prezydenta marszałka Bronisława Komorowskiego zapadła cisza. Myślę, że on jednak nie zostanie wybrany na prezydenta. Przejmujące było natomiast wystąpienie ministra Macieja Łopińskiego nagrodzone gromkimi brawami, które mówiły o służbie, którą pełnił prezydent. Trafne i poruszające były też słowa ewangelickiego pastora. Nabożeństwo to pokazało różnorodność Rzeczypospolitej.

Otuchę w serca wlały też słowa ks. abp. Józefa Michalika o często wyśmiewanym i lekceważonym prawie Polski do swojej tożsamości. Czekałem na nie. Gdyby nie padły tam na placu, powiedziałbym, że zabrakło w tym miejscu i w tej chwili przywództwa. Pomyślałem sobie wtedy o tym, jak zachowaliby się inni politycy, gdyby Lech Kaczyński ocalał z tej katastrofy. A właśnie ten wyśmiewany prezydent znalazłby odpowiednie słowa na taką okazję, bo to był przywódca na sytuacje kryzysowe, na walkę, na żałobę. W takich sytuacjach ujawnia się małość, niewystarczalność polityki nastawionej tylko na załatwianie doraźnych potrzeb. Trzeba przyznać, że uroczystości na placu Piłsudskiego miały rzeczywiście podniosły charakter.
not. BM :"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Nie Maj 30, 2010 11:15 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/486688_Krasnodebski__Komunizmu_zycie_po_zyciu.html

"Komunizmu życie po życiu
Zdzisław Krasnodębski 28-05-2010, ostatnia aktualizacja 29-05-2010 17:17

Ustrojowe właściwości III RP, jej kultura polityczna, jej gospodarka oraz samodefinicja zostały określone przez punkt wyjścia – PRL

Słowo postkomunizm sugeruje z jednej strony zerwanie z komunizmem, a z drugiej strony ciągłość. Europa postkomunistyczna – od Łotwy przez Czechy po Bułgarię i Rumunię – ujawnia mimo wszystkich narodowych różnic i upływu lat zadziwiające podobieństwa i ciągle różni się zasadniczo od Europy Zachodniej. Także w sferze politycznej występują szczególne cechy niewątpliwie związane z przeszłością. Wszystkie te kraje są dzisiaj parlamentarnymi demokracjami i należą do Unii Europejskiej. A jednak ich realny ustrój nadal zasługuje na nazwę postkomunistycznego.

Jest rzeczą charakterystyczną, że o II Rzeczypospolitej zazwyczaj nie mówiono, a w każdym razie dzisiaj nie mówimy, że była Polską porozbiorową, choć biorąc pod uwagę aspekt czysto czasowy, jest to niewątpliwie prawdą.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/486688_Krasnodebski__Komunizmu_zycie_po_zyciu.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum