Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

prof. Andrzej Nowak; Obama przyjechał po głosy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Lip 23, 2010 10:12 pm    Temat postu: Zauroczenie nastolatki Odpowiedz z cytatem

Wydawałoby się, że to co dostrzega i wylicza prof.Andrzej Nowak, powinien zobaczyć każdy myślący mieszkaniec naszego kraju. Ale niestety tak nie jest. Wielu poddanych wieloletniemu praniu mózgu nie jest w stanie dostrzec niczego, czego mu nie potwierdzą te źródła, które zrobiły z niego zombie. Blokada percepcji takich "młodych, inteligentnych, wykształconych mieszkańców dużych miast' wydaje się być perfekcyjna. Pomimo tego, że widać jak na dłoni, co się wyprawia, że tacy publicyści jak Stanisław Michalkiewicz, którym trudno jest zarzucić zauroczenie PiSem podają jak na dłoni, że np.
Cytat:
A co na to obóz zdrady i zaprzaństwa? A obóz zdrady i zaprzaństwa odpowiada na to ruchem obrony Janusza Palikota. „Jest nas 10 milionów” – powiada butnie patron i jeśli wbrew swoim zwyczajom nie przesadza, to trzeba powiedzieć, że przez ostatnie 30 lat razwiedka rozbudowała sobie agenturę w sposób rzeczywiście imponujący. Nie tylko ilościowo, chociaż oczywiście te 10 milionów to chyba przesada, ale również – pod względem karności. Inna rzecz, że taką karność w masach półinteligentów nie tak znowu trudno wzbudzić. Wystarczy, że razwiedkowi spece od psychologii tłumu odwołają się do jakiegoś modnego snobizmu, który podchwyci „Głos Cadyka” i całe stado w podskokach biegnie za pawianem-przewodnikiem. A do czego zmierza poseł Janusz Palikot? Poseł Janusz Palikot nie zmierza do niczego; jego biłgorajskie koncepty i prostackie skecze są tylko lustrzanym odbiciem groteski ukrytej za smoleńską mgiełką patosu, rozsnuwaną przez aktywistów obozu płomiennego. Jeśli zaś dopatrywać się w tym jakiejś myśli przewodniej, to w grę może wchodzić jedynie rutynowa akcja dezinformacyjna Sił Wyższych, które przy pomocy cieszącego się – oczywiście czasową - gwarancją nietykalności posła Palikota odwracają uwagę opinii publicznej od totalnej kompromitacji państwa, którego formalni zwierzchnicy NIE ODWAŻYLI SIĘ skorzystać z istniejącego porozumienia polsko-rosyjskiego w sprawie badania katastrof lotniczych. Jakie Siły Wyższe zabroniły odwoływania się to tego porozumienia, czym postraszyły utytułowanych Zasrancen? Konieczność udzielenia odpowiedzi na takie pytania mogłaby doprowadzić, jeśli nie do zburzenia potiomkinowskiej dekoracji, przesłaniającej mechanizm okupacji kraju przez tajniaków z sowieckimi korzeniami, to przynajmniej – do jej zdemolowania, dzięki czemu opinia publiczna mogłaby zobaczyć, jak została przez ostatnie 30 lat zoperowana. Czy ten widok zdołałby doprowadzić Polaków do otrzeźwienia, czy też działanie maskonów okazałoby się silniejsze – na takie ryzyko Siły Wyższe najwyraźniej iść nie chcą i z dwojga złego lepsza już wojna o krzyż smoleński z jednej i ruch obrony Palikota z drugiej strony – bo cóż lepiej może utrzymać tubylców w stanie odurzenia aż do 2011 roku, kiedy to demokracja znowu zwycięży, to znaczy – zewnętrzne znamiona władzy z postaci posad, gabinetów, sekretarek, limuzyn z podgrzewanymi siedzeniami, no i przede wszystkim – apanaży, znowu zostaną rozdzielone na następne cztery lata?
to nie robi to na zauroczonych PO żadnego wrażenia. Cytat wziąłem z "Zaproszenia do pijatyki" zamieszczonego na stronie Stanisława Michalkiewicza pod http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1702 .
A ekspansja Rosji i w odzyskiwaniu wpływów i podporządkowywaniu sobie byłych republik członkowskich ZSRS czy owijaniu dookoła palca USA i UE trwa nabierając coraz to większego tempa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Sie 09, 2010 1:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,519768_Nowak__Rosnacy_apetyt_Rosji.html

"Rosnący apetyt Rosji
Andrzej Nowak 08-08-2010, ostatnia aktualizacja 08-08-2010 19:31

Polityka wschodnia pod rządami PO umożliwiła Rosji sparaliżowanie tradycyjnego pragnienia Warszawy, by odgrywać czynną rolę w Europie Wschodniej – pisze historyk Andrzej Nowak

Rosja w ostatnich kilku miesiącach poczyniła ogromne postępy w realizacji polityki neoimperialnej. Rządy Władimira Putina i prezydenta Dmitrija Miedwiediewa sprowadzają się do odbudowania strefy wyłącznej dominacji Rosji co najmniej na obszarze dawnego Związku Sowieckiego. Punktami granicznymi (ryzykownymi pod kątem tej polityki, ale coraz wyraźniej testowanymi) są republiki nadbałtyckie oraz kraje, które choć nigdy bezpośrednio nie należały do Związku Sowieckiego, to znajdowały się pod jego kontrolą w ramach tzw. obozu socjalistycznego. Do tych ostatnich należy m.in. Polska.

Rosnące uzależnienie

Skuteczne próby przywracania kontroli moskiewskiego centrum mogliśmy ostatnio obserwować na Ukrainie. Jest ona kluczowym zwornikiem całej rosyjskiej polityki neoimperialnej. Nowe układy zawarte między ukraińskim i rosyjskim prezydentem przedłużyły suwerenność Rosji nad strategiczną częścią terytorium Ukrainy – Półwyspem Krymskim – do 2047 roku. Interesujące są w tym względzie informacje odnotowane przez "Niezawisimą Gazietę" o rozmowach prowadzonych przez Władimira Putina z prezydentem Wiktorem Janukowyczem w czasie ostatniej wizyty rosyjskiego premiera na Krymie. Według gazety miał on pytać ukraińskiego prezydenta o możliwość (cenę?) uzyskania kolejnych baz dla floty i armii rosyjskiej już poza Krymem. Stopień uzależnienia Ukrainy od Rosji stał się niewyobrażalnie większy, niż miało to miejsce jeszcze pół roku temu.

Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na drugi kraj, z którym sąsiadujemy, mianowicie na Białoruś. W ostatnich tygodniach pojawiły się wyraźne groźby Moskwy pod adresem prezydenta Aleksandra Łukaszenki sugerujące możliwość wymiany ,,gospodarza" Białorusi na polityka bezpośrednio nominowanego przez Kreml – oczywiście już jako "demokratycznego" kandydata.

Bez porozumienia na linii Warszawa–Moskwa wspomniane sukcesy polityki Putina wobec Kijowa oraz jego coraz bardziej otwarte dążenia do przejęcia kontroli nad Białorusią nie miałyby szans powodzenia. Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej przestała odgrywać rolę aktywnego współkonstruktora przestrzeni Europy Wschodniej, a stała się jedynie uczestnikiem polityki UE wobec państw tego obszaru. Tymczasem programy unijne wobec tej części Europy w najmniejszym stopniu nie kolidują z prowadzoną przez Rosję polityką neoimperialną, pozwalając jej faktycznie realizować swoje cele polityczne w tym regionie.

Przekreślenie linii Giedroycia

Zmiana w prowadzeniu polskiej polityki wschodniej polegała głównie na przekreśleniu przez rząd Donalda Tuska jej dotychczasowych założeń strategicznych sformułowanych przez Jerzego Giedroycia i paryską ,,Kulturę''. Dowodem na rezygnację z tej linii są otwarte deklaracje ministra Radosława Sikorskiego oraz działania polskiego MSZ w latach 2008 – 2010. Polska od rozpadu ZSRR w 1991 roku konsekwentnie przyjęła w polityce wschodniej zasadę dążenia do budowania strategicznego partnerstwa z Ukrainą, wspierania niepodległości wszystkich krajów powstałych po rozpadzie ZSRR oraz zabezpieczenia ich przed ewentualną kontrolą ze strony Moskwy.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,519768_Nowak__Rosnacy_apetyt_Rosji.html[/i]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Sie 21, 2010 6:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100820&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Piątek, 20 sierpnia 2010, Nr 194 (3820)

"Wydaje się, że główna linia polityki historycznej obecnych władz jest wytyczona w tekście Donalda Tuska opublikowanym w odpowiedzi na ankietę tygodnika "Znak" w 1987 r.: "Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność (...)"

Rząd Tuska realizuje politykę Putina

Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana", rozmawia Mariusz Bober

Pomnik z kosztownego granitu dla sowieckich żołnierzy i brak woli należytego upamiętnienia prezydenta Polski i innych ofiar katastrofy smoleńskiej - czemu służy polityka historyczna Platformy Obywatelskiej?
- Tyle niechęci widać w ostatnich działaniach obecnego prezydenta oraz innych funkcjonariuszy rządzącej partii, w tym generalnego konserwatora zabytków m. st. Warszawy (na pierwszą wzmiankę o inicjatywie upamiętnienia ofiar katastrofy katyńskiej zareagował zapowiedzią wydania zakazu wzniesienia jakiegokolwiek pomnika), że budzi to zażenowanie. To wszystko przypomina jakąś szokującą groteskę. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę inicjatywę odsłonięcia pomnika żołnierzy sowieckich, którzy zginęli w walkach z Polakami podczas Bitwy Warszawskiej. Bronisław Komorowski wspierał taką inicjatywę, jeszcze zanim został prezydentem. W tym przypadku błyskawicznie zrealizowano pomysł wzniesienia całkiem okazałego pomnika. W dodatku jego odsłonięcie zaplanowano dokładnie w 90. rocznicę Bitwy Warszawskiej. Sprawa pomnika w Ossowie wpisuje się w nową politykę historyczną obecnych władz wobec Rosji.

Politykę tzw. pojednania Platforma chce prowadzić na kolanach.
- To przejaw tzw. nowego otwarcia na Rosję Putina zapoczątkowanego z chwilą dojścia do władzy Platformy Obywatelskiej. Działania towarzyszące tej polityce nasiliły się zwłaszcza podczas ubiegłorocznych obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Znaczące było tu zwłaszcza szokujące wystąpienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Chodzi o jego artykuł w "Gazecie Wyborczej" będący swoistym przywitaniem przybywającego do Polski premiera Rosji Władimira Putina. Przypomnę, że Sikorski napisał, iż Rosja nigdy nie była tak bliska wartościom demokratycznym świata zachodniego jak wówczas, czyli w 2009 roku. A przecież w ciągu 9 lat rządów Władimira Putina w Rosji zostało zamordowanych ok. 300 dziennikarzy, wszystkie media elektroniczne 140-milionowego kraju zostały w komplecie podporządkowane dyspozycji Kremla; armia rosyjska pozbawiła życia dziesiątki tysięcy Czeczeńców - obywateli Federacji Rosyjskiej... Czy te właśnie standardy tak zachwyciły ministra Sikorskiego? Szokujący był też aplauz dla wystąpienia Władimira Putina na Westerplatte, które tylko "Nasz Dziennik" i nieliczne media skomentowały adekwatnie do jego treści. Przypomnijmy, że premier Rosji de facto usprawiedliwił sowiecką agresję na Polskę 17 września 1939 r., twierdząc, że porozumienie sowiecko-niemieckie było naturalną konsekwencją "niesprawiedliwego" traktatu wersalskiego. Putin w tamtym przemówieniu zwracał się faktycznie nie do Polski, ale znów do Niemiec, przypominając, co zawdzięczają one Rosji. Milczące przyjęcie przez stronę polską tego wystąpienia oraz kolejnych porcji propagandowych kłamstw Putina w Smoleńsku 7 kwietnia było również szokujące. Przypomnę, że na konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Tuskiem Putin wrócił do oskarżeń wobec Polski o rzekome "wymordowanie" - i tu użył "fantastycznej" liczby 35 tysięcy - jeńców rosyjskich pojmanych po Bitwie Warszawskiej. W ten sposób wrócił do propagandowego chwytu Michaiła Gorbaczowa, który nakazał rosyjskim propagandystom szukać "anty-Katynia", aby "zmiękczyć" wymowę sowieckiej zbrodni na polskich oficerach z 1940 roku. Niestety, w ten schemat myślenia wpisuje się pomnik wzniesiony sowieckim żołnierzom w Ossowie...

...który jest de facto pomnikiem polityki historycznej Władimira Putina.
- Tak, ponieważ upamiętnia walczących z Polską czerwonoarmistów, i to nie pod czerwoną gwiazdą, co byłoby zgodne z prawdą historyczną, ale pod prawosławnym krzyżem. To całkowicie sprzeczne z historyczną prawdą o Armii Czerwonej, ale doskonale zgodne z nową syntezą historyczną, jaka jest tworzona w Rosji na zamówienie Kremla i rządu rosyjskiego. Polega ona na tym, aby wszystkie podboje Związku Sowieckiego usankcjonować jako kontynuację imperium rosyjskiego, by "biała" Rosja - w tym, co w niej najgorsze, czyli imperializmie, zlała się w doskonałą jedność z imperializmem sowieckim, ale już nie pod znakiem czerwonej gwiazdy, tylko prawosławnego krzyża. Skrajna nieuczciwość tego zabiegu i budowy pomnika w Ossowie polega m.in. na tym, że to nie była wojna prawosławia z katolicyzmem, ani też na odwrót. To była wojna agresywnej ideologii komunistycznej z całym Starym Światem. Szeregi Armii Czerwonej zasilali nie tylko Rosjanie, ale także np. polscy komuniści, którzy walczyli przeciwko swoim rodakom! Sowietów wspomagali też łotewscy ochotnicy, dzieci luterańskich rodziców, Żydzi czy Kałmucy. Na pewno nie łączyło ich prawosławie! Po polskiej stronie do walki z tą nawałą stanęli przecież nie tylko Polacy, ale Ukraińcy, Białorusini, a także - i to warto było raczej upamiętnić - Rosjanie antykomuniści spod znaku Borysa Sawinkowa czy Stanisława Bułak-Bałachowicza. Z politycznych przyczyn Bronisław Komorowski wolał jednak upamiętnić nie ich, ale żołnierzy Armii Czerwonej - i to jako "prawosławne" ofiary. Ofiary wojny z Polską. W Rosji odczytywane jest to natychmiast bezbłędnie: "nowe polskie władze" gotowe są uczcić "rosyjskie" ofiary - te, które może nawet usprawiedliwiają jakoś, a przynajmniej tłumaczą Katyń... Kto nie wierzy, niech sięgnie do wydania moskiewskiego dziennika "Wriemia Nowostiej" z 17 sierpnia.

Czyli obecne władze Polski realizują politykę historyczną Rosji?
- Nie oceniam intencji. Widzę skutki. Moim zdaniem, przyczynia się ona faktycznie do realizacji polityki historycznej Rosji Putina. Wpisuje się bowiem w tezy jej propagandy - że to Polacy są odpowiedzialni za śmierć rosyjskich jeńców, dlatego budują im pomniki, uznają swoją winę. Tak to już ujmuje kontrolowana przez Putina rosyjska prasa. Przedstawiciel państwa polskiego, obecny prezydent, postanowił uczcić czerwonoarmistów pomnikiem z wkomponowanym prawosławnym krzyżem, który czci żołnierzy armii idącej na Warszawę, by zlikwidować państwo polskie! Ona szła po to, by zrobić z Polaków bolszewików. Jeżeli więc teraz legalne władze Polski stawiają pomnik armii bolszewickiej, a w dodatku "chrzczą" go prawosławnym krzyżem, to nie tylko dokonują manipulacji historycznej zgodnej z "polityką pamięci" Putina, ale zacierają sens polskich walk o niepodległość, o Polskę w XX wieku! Jeśli bowiem stawiają pomnik Armii Czerwonej, która chciała zlikwidować państwo polskie, to powstaje pytanie: po co nasi przodkowie ginęli, stając w 1920 r. do obrony Warszawy?

Przedstawiciele władz, w tym obecny sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, utrzymują, że w ten sposób chcieli upamiętnić jedynie ofiary walk...
- Godny pochówek zmarłych jest ludzkim obowiązkiem. Warto jednak przypomnieć kilka okoliczności. Po pierwsze, dlaczego państwo polskie zadbało o efektowny, granitowy pomnik dla żołnierzy Armii Czerwonej, a nie zdecydowało się na odnowienie skromnych, postawionych jeszcze przed wojną betonowych krzyży polskich obrońców Ossowa i Europy? Po drugie, w Rosji polskich cmentarzy wojennych, cmentarzy polskich ofiar stalinowskich zbrodni nie buduje państwo rosyjskie - buduje je i utrzymuje z polskich środków państwowych Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Czy w Polsce pomniki żołnierzom Armii Czerwonej powinna zatem także budować strona polska? Na pewno prosta mogiła żołnierska z napisem: "Przyszli zdobywać Warszawę. Niech spoczywają w pokoju" - należy się tym żołnierzom. Ale ważne jest również to, a przynajmniej powinno być ważne dla państwa polskiego, czy ktoś zginął, bo szedł, by zniszczyć Polskę, czy dlatego, że bronił naszego kraju przed wrogą armią. Nowe władze państwowe Polski szybko i łatwo stawiają pomnik żołnierzom, którzy szli zlikwidować państwo polskie. Jednocześnie bronią się rękami i nogami przed upamiętnieniem demokratycznie wybranego przywódcy państwa, czyli prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w tym roku pod Smoleńskiem.

Ważniejsze staje się uczczenie tych, którzy przyszli zlikwidować Polskę, niż tych, którzy jej bronili.
- Przypomnę w tym kontekście, że to Bronisław Komorowski był tym parlamentarzystą w Sejmie kontraktowym, a także w Sejmie pierwszej kadencji, który najostrzej spośród "solidarnościowych" posłów protestował przeciwko przywróceniu daty 15 sierpnia jako Święta Wojska Polskiego. Tłumaczył wtedy, jako nowy minister Obrony Narodowej, że to święto nie odpowiada generalicji (odziedziczonej po Ludowym Wojsku Polskim)... I teraz nagle okazuje się, że 15 sierpnia może być jednak dobrą datą - dla upamiętnienia żołnierzy Armii Czerwonej. Budzi to co najmniej zdziwienie.

Czy to oznacza, że obecne władze nie są w stanie wyartykułować zasad propolskiej polityki historycznej?
- Trudno mi to w pełni ocenić. Będzie to łatwiejsze, gdy dobiegnie końca czas obecnej władzy, a czas każdej władzy kiedyś się kończy... Ale można już obecnie pokusić się o wstępne oceny. Wydaje się, że główna linia tej polityki historycznej jest wytyczona w tekście Donalda Tuska opublikowanym w odpowiedzi na ankietę tygodnika "Znak" w 1987 r.: "Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać... Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem". W tamtym wystąpieniu ówczesny 30-letni absolwent historii z Uniwersytetu Gdańskiego, liberalny działacz gdańskiej opozycji, zdefiniował swoją wizję polityki historycznej. Była to wizja radykalnie przeciwstawiona przez Donalda Tuska temu, co nazywał nienormalnością. A rozumiał przez to kultywowanie pamięci o walkach, zwycięstwach, porażkach i ofiarach poniesionych dla polskości, co symbolizuje właśnie Bitwa pod Grunwaldem czy Bitwa Warszawska.

Środowisko PO twierdzi często, że w ten sposób walczy z fatalizmem w polskiej historii, ale przecież Bitwa Warszawska jest przykładem wspaniałego tryumfu.
- Tak, było to wielkie zwycięstwo nie tylko dla Polski, ale także dla Europy. To nie była bezsensowna ofiara. Pamięć o Bitwie Warszawskiej to nie anachroniczna martyrologia. Ta bitwa przyniosła realny sukces: było nim samo utrzymanie państwa polskiego. Przecież bez tej zwycięskiej bitwy nie byłoby II Rzeczypospolitej i dwudziestu lat niepodległości - po 123 latach niewoli. Tamto dwudziestolecie przyniosło nieporównywalnie więcej, choćby w dziedzinie kulturalnej, niż cała historia ostatniego dwudziestolecia - III RP! Bez zwycięstwa w 1920 r. nie byłoby utrwalenia dorobku Żeromskiego, Reymonta, nie byłoby Iwaszkiewicza (innego niż ten z ody ku czci Bieruta) ani Leśmiana, nie byłoby muzyki Szymanowskiego, nie byłoby przecież także sztuki Schulza, ani nawet ironii Gombrowicza. Także dorobek ekonomiczny II RP był bezsprzecznie pokaźniejszy w porównaniu z dwiema ostatnimi dekadami. Cóż zostaje nam z tych ostatnich 20 lat poza blichtrem nowych banków i sklepów oraz styropianami, którymi przykryto fasady blokowisk z PRL? Nie mamy drugiej Gdyni! Przeciwnie, zrobiliśmy wszystko, by zlikwidować gospodarcze znaczenie tej pierwszej, by zlikwidować nie tylko przemysł stoczniowy, ale także szereg innych gałęzi przemysłu. Nie możemy być dumni ze zreformowanej złotówki, bo przecież dążymy do tego, by jak najszybciej zastąpić ją euro... Tamta ofiara w Bitwie Warszawskiej została zamieniona na konkretną korzyść dla całego Narodu, dla milionów Polaków. Polska pozostała Polską - wbrew zamiarom tej armii, której żołnierzy uhonorować miał w 90. rocznicę Bitwy Warszawskiej nowy pomnik w Ossowie.

Być może nie byłoby także polskiego Papieża...
- Trudno sobie wyobrazić, by chłopiec urodzony w maju 1920 r. mógł otrzymać katolickie wychowanie, gdyby bolszewicy opanowali Polskę. Nie można redukować naszej historii jedynie do ofiar, którym odmawia się sensu. Z nich wyrósł konkretny sukces Polski w wielu wymiarach. Być może dziś nie rozmawialibyśmy ani w ten sposób, ani w ogóle w języku polskim, gdyby Armii Czerwonej udało się podbić Polskę 90 lat temu.

Dziękuję za rozmowę."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Sie 21, 2010 7:17 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,524551_Nowak__Ossow_to_rosyjski_Katyn__.html

"Ossów to rosyjski Katyń?
Andrzej Nowak 19-08-2010, ostatnia aktualizacja 19-08-2010 19:03

Czy pomnik w Ossowie miał być rzeczywiście rycerskim gestem wobec poległych przeciwników? Czy też chodzi tu raczej o racje polityczne (zgoda z Rosją Putina)? – zastanawia się historyk
Andrzej Nowak


Śmierć na polu bitwy jest w naszej kulturze obiektem specjalnej pamięci. Przynajmniej od czasu śmierci 300 Spartan. Ludzie, którzy stają naprzeciw siebie, by walczyć w imię jakiejś idei, by narażać się dla jakiegoś celu uznanego za większy od ich indywidualnego życia, zasługują na współczucie, a także na szacunek. Współczucie może być identyczne – dla wszystkich ofiar. Szacunek zależy w jakiejś przynajmniej mierze od idei, od owego celu, w imię którego walczyli i zginęli.

Może dlatego do dziś pod Termopilami jest pomnik 300 Spartan właśnie, a obok nie ma pomnika tysięcy poległych w walce z nimi żołnierzy Kserksesa? Ci pierwsi bronili bowiem wolności greckich sposobów życia. Ci drudzy, pędzeni przez rozkaz namiestników króla królów, mieli poszerzyć granice jego imperium.

Upłynęło już 2490 lat od tamtej bitwy, emocje chyba już wygasły, a jednak jeszcze ją pamiętamy. Rozumiemy jej sens. Nie domaga się on dopełnienia przez nowy pomnik, pomnik grecko-perskiej zgody, pomnik – symboliczną mogiłę poległych żołnierzy wschodniego imperium. A przecież leżą tam – nieupamiętnieni.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,524551_Nowak__Ossow_to_rosyjski_Katyn__.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Sie 21, 2010 10:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdyby Grecy mieli swojego Komorowskiego z Kunertem, a Turcja była potęgą, to też by się musieli uginać. Nie mają tych kłopotów, mają inne - bardziej współczesne, bo wiadomo, że obecnie wojna militarna kosztuje znacznie więcej niż ekonomiczna.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 08, 2010 8:39 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/533077-Nowak--Niebezpieczne-zwiazki-z-Rosja.html

"Niebezpieczne związki Europy z Rosją
Andrzej Nowak 08-09-2010, ostatnia aktualizacja 08-09-2010 18:17

Partnerem Rosji może być tylko „stara Europa" pod dyktatem Niemiec, Francji i ewentualnie Włoch. Polska należy do „małych narodów" i nigdy przez Rosję nie będzie traktowana inaczej niż jako przedmiot w grze – ostrzega historyk

"Minister Siergiej Ławrow na zaproszenie polskiego MSZ spotkał się na zamkniętej naradzie z polskimi ambasadorami. To pierwsze tego typu spotkanie w historii stosunków polsko-rosyjskich. A także, jak dziś komentują rosyjskie media, znak ocieplenia w relacjach między Rosją i Polską. […] Wiadomo, że w jego trakcie minister spraw zagranicznych Rosji wygłosił przemówienie na temat poglądów swego kraju na stosunki międzynarodowe. Po zakończeniu spotkania Ławrow rozmawiał z Radosławem Sikorskim, szefem polskiego MSZ. Obaj ministrowie zadeklarowali chęć dążenia do "ostatecznej normalizacji" stosunków polsko-rosyjskich." ("Gazeta Wyborcza", 3 IX 2010).

(...)"


Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/533077-Nowak--Niebezpieczne-zwiazki-z-Rosja.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Wrz 08, 2010 10:29 pm    Temat postu: Wasalizacja na potęgę Odpowiedz z cytatem

Ta ostateczna normalizacja, to odtworzenie RWPG, Układu Warszawskiego i przywrócenie funkcjonowania 'doktryny Breżniewa'. Czy ktoś z Państwa słyszał, by w suwerennym kraju, w zamkniętej naradzie z ambasadorami tego kraju w innych krajach uczestniczył minister spraw zagranicznych obcego państwa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Wrz 10, 2010 5:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100910&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Piątek, 10 września 2010, Nr 212 (3838)

"Moskwa uzależniła od siebie potężne lobby gospodarczo-polityczne w najważniejszych państwach Europy za pomocą dwóch gigantycznych projektów energetycznych - Gazociągu Północnego i Gazociągu Południowego. W ten sposób stworzyła gospodarcze mechanizmy, poprzez które może wpływać na akceptację przez Unię Europejską politycznego projektu, jakim jest Związek Europy i Rosji

Polska pionkiem w imperialnej grze

Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, kierownikiem Pracowni Dziejów Rosji i ZSRR w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, publicystą, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana", rozmawia Mariusz Bober

Do kogo adresowany jest artykuł szefa komitetu doradczego przy rosyjskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych Siergieja Karaganowa, w którym proponuje utworzenie Związku Europy i Rosji?
- Artykuł ten jest adresowany do najpoważniejszych partnerów Federacji Rosyjskiej. Został on opublikowany w rządowej "Rossijskoj Gazietie" jako podstawa dyskusji na najbliższym, dorocznym spotkaniu prezydenta Rosji z wybranymi, zaproszonymi gośćmi z zagranicy. Jest ono okazją do zaprezentowania głównych kierunków polityki zagranicznej Rosji w najbliższych latach. Zaś sam Karaganow jest na pewno najpoważniejszym rzecznikiem takiej polityki w ostatnich 20 latach. To on pisał niegdyś przemówienia dla Jurija Andropowa [przywódcy ZSRS w latach 1982-1984 - przyp. red.] i Konstatnina Czernienki [przywódcy ZSRS w latach 1984-1985 - przyp. red]. Później natomiast został jednym z najważniejszych doradców ds. polityki zagranicznej prezydentów - Borysa Jelcyna i Władimira Putina.

Jego tekst należy więc odczytywać jako stanowisko władz rosyjskich, które w aspekcie polityki zagranicznej Karaganow współtworzy?
- Jest on jednym z "mózgów" rosyjskiej polityki zagranicznej co najmniej ostatniego 10-lecia.

Karaganow ubrał rosyjskie propozycje w szaty przyjaznej współpracy z korzyścią dla Rosji i Europy...
- Na pewno nie jest to luźna propozycja zacieśnienia kontaktów. To projekt "ubrany" w formę konkretnego związku Rosji z Europą opartego na konkretnych aktach prawnych, które Karaganow wymienia.

Jak należy rozumieć jego koncepcje dotyczące "utworzenia wspólnego obszaru strategicznego zakładającego ścisłą koordynację polityk zagranicznych" w proponowanym związku?
- Karaganow podkreśla, że ma wizję polityki mocarstwowej Rosji, w której Moskwa zachowuje tradycyjne narzędzia polityki zagranicznej. Jak twierdzi, Rosja obroniła taką pozycję, natomiast nie ma jej żadne z państw Unii Europejskiej, nawet Niemcy, Francja czy Włochy, ale dopiero wspólnie narzucając swoją wolę pozostałym krajom Unii, mogą sobie zapewnić pozycję równorzędną wobec Rosji. Chodzi mu więc formalnie o umowę UE z Rosją, ale przez Unię rozumie wspólnotę poddaną kontroli "koncertu" XIX-wiecznych mocarstw europejskich. Zdaniem Karaganowa, dzięki takiej kontroli można byłoby porozumieć się co do wspólnoty interesów i wspólnego działania na arenie międzynarodowej. Rosyjski politolog odrzuca faktycznie instytucje Unii Europejskiej i odmawia respektowania równych praw w niej wszystkich krajów, zwłaszcza tych małych - do których zalicza wszystkie kraje przyjęte po 2004 roku. Politolog namawia, by Unia zdominowana przez Francję, Niemcy, ewentualnie także Włochy, narzuciła mniejszym członkom, w tym Polsce, swoją wolę, i w imię odzyskania znaczenia na arenie globalnej porozumiała się z Rosją.

Czyli oferta zbudowania związku jest tak naprawdę skierowana do Niemiec, Francji i ewentualnie Włoch, a nie do Unii jako całości?
- Tak. Karaganow rozumie UE jako nowy twór imperialny, kierowany przez stare ośrodki - stolice, które wcześniej realizowały taką politykę. W tej polityce nie liczyłoby się zdanie Warszawy, Budapesztu, Pragi czy Brukseli, ponieważ ich opinie nie mają dla Moskwy żadnego znaczenia. Dla Kremla słabi nie mają racji. Posiadają ją tylko silni, a Europa będzie ich zdaniem taka, gdy największe państwa narzucą swoją wolę pozostałym i uzgodnią ją z Rosją.

W ten sposób dzisiejsza Rosja wraca do imperialnej polityki carskiej rodem z XIX wieku?
- Karaganow mówił o tym wprost podczas dyskusji, której zapis opublikowała dwa lata temu "Gazeta Wyborcza". Szkoda, że dziś także ona nie przypomina tej wypowiedzi. Rosyjski politolog mówił wtedy, że jego ideałem jest Europa z czasów kanclerza Niemiec Otto von Bismarcka [który prowadził bezwzględną walkę z polskością na terenach zaboru pruskiego - przyp. red.]. Na uwagę podczas tej dyskusji, że tamten okres nie był dobry dla Polaków, Litwinów czy Ukraińców, Karaganow odparł, że jeśli zaczniemy mówić o interesach małych narodów, to oczywiście zawsze ktoś cierpi. Jego zdaniem, dzięki współpracy wielkich mocarstw panował wtedy spokój, rozwijała się gospodarka i dzięki tej stabilizacji Europa jakoby dokonała wielkiego kroku naprzód. W ten sposób politolog powtarza również opinię swojego premiera Władimira Putina, który często podkreślał, że najlepszy w dziejach Europy był okres ścisłej współpracy Rosji i Niemiec. Często odwoływał się w tym kontekście właśnie do XVIII-XIX w. - do czasów carycy Katarzyny i króla Fryderyka, Bismarcka i Michaiła Gorczakowa. Tak należy odczytywać również obecną wizję Karaganowa.

Można powiedzieć, że Rosja proponuje największym państwom UE kolejny rozbiór Polski i innych krajów naszego regionu?
- Nie, dziś to nie odbywałoby się w formie zaborów, ale w postaci stref interesów. Byłoby to zapewne podobne do podziału stref w byłych Austro-Węgrach, gdzie nastąpił w 1867 r. podział przestrzeni odpowiedzialności za administrowanie wzdłuż rzeki Litawy. Jednak rosyjski politolog podważa w zaprezentowanym planie suwerenną pozycję mniejszych państw członkowskich UE, w tym Polski. Rosja dzięki ogromnym sukcesom w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy może przedstawić Europie propozycje podziału stref interesów wzdłuż linii najkorzystniejszej dla siebie.

Jak miałaby ona przebiegać?
- Po stronie rosyjskiej miałyby znaleźć się wszystkie kraje byłego Związku Sowieckiego (z Ukrainą, Gruzją, Białorusią włącznie). Jednak w wizji Karaganowa nie ma miejsca na niezależne funkcjonowanie również takich krajów jak Polska, Czechy czy Węgry. Faktycznie byłyby tylko 2 stolice Związku Europy i Rosji: jedna w Moskwie, a druga w Berlinie, Paryżu lub gdzieś między nimi.

Czy to właśnie znaczyły słowa Karaganowa sprzed 2 lat: "Jeśli będziemy bardziej demokratyczni i bogaci, to wy będziecie się nas bać jeszcze bardziej. Rosja zawsze będzie zagrożeniem. Jeżeli przestaniemy być zagrożeniem, to przestaniemy być Rosją, przestaniemy być silnymi, wolnymi, szczęśliwymi ludźmi"?
- Te słowa, wypowiedziane przez Karaganowa w rozmowie w "Gazecie Wyborczej" w maju 2008 roku, miały wyleczyć jego rozmówców - Polaków, Litwinów, Gruzinów, Ukraińców - ze złudzeń, że Rosja Putina mogłaby zrezygnować z imperialnych ambicji i twardego, "realistycznego" postrzegania polityki jako przestrzeni, w której silny pomiata słabym.

Jak na te plany powinien zareagować rząd Donalda Tuska, gdyby rzeczywiście chciał realizować suwerenną polską politykę?
- Wydaje mi się, że obecne władze już wybrały inną politykę. Jej symbolem jest 10 kwietnia, a konkretnie decyzja premiera Donalda Tuska, by oddać śledztwo w sprawie wyjaśnienia największej tragedii w historii Polski po II wojnie światowej w ręce Władimira Putina i podporządkowanej mu rosyjskiej prokuratury generalnej. Przypomnę, że to właśnie ta prokuratura całkowicie skompromitowała się w oczach całego cywilizowanego świata podczas śledztw prowadzonych w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki, Anny Politkowskiej czy potraktowania Michaiła Chodorkowskiego. Sposób prowadzenia tamtych postępowań dobitnie pokazał, że rosyjska prokuratura jest tylko narzędziem w ręku autorytarnej władzy. Wskazują na to wszystkie najpoważniejsze gazety europejskie! Pisano o tym nie tak dawno w gazetach polskich - ale teraz jakoś przestano... Decyzja Tuska pokazała, że takiej Rosji podporządkował się jego rząd. Premier Tusk i prezydent Bronisław Komorowski stwarzają wrażenie, że chcą reanimować Trójkąt Weimarski, że Polska chce w jakiś sposób dołączyć do grona stolic, które będą współtworzyć nowy związek Europy i Rosji, czyli do Paryża czy Berlina. Ale w istocie obecne władze potrafią uprawiać tylko politykę PR - propagandy, wspieranej przez największe media w Polsce. Jest ona jednak skuteczna wyłącznie wobec polskich odbiorców mediów. Taka polityka - po 10 kwietnia - nie robi jednak żadnego wrażenia na Europie Zachodniej. Ani tym bardziej na Moskwie.

Decyzje podjęte wówczas przez rząd PO - PSL pokazały dobitnie państwom zachodnim, że władze w Polsce poddały się wpływom rosyjskim.
- Tak, one pokazały, że Polska realnie podporządkowuje się Rosji, i to Rosji reprezentowanej przez Putina i Jurija Czajkę [rosyjski prokurator generalny nadzorujący śledztwa m.in. w sprawie zabójstwa Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki, które oczywiście niczego nie wyjaśniły - przyp. red.]. W Berlinie czy Paryżu odebrano to w ten sposób: "Polska nawet nie chce, byśmy pomagali jej w tej sprawie, i całe szczęście. Bo mamy to z głowy. Zajmie się tym Rosja". Polityka obecnego polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i działania takie jak np. zaproszenie szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa do pouczenia polskiego korpusu dyplomatycznego nie przekonują Moskwy, że Polska jest równoprawnym partnerem, z którym należy liczyć się w realizacji rosyjskich planów strategicznych. O pozycji poważnej, z którą Moskwa musiałaby się liczyć, świadczyłaby konsekwentna wola polskich władz, aby najlepiej wykorzystać możliwości eksploatacji złóż gazu niekonwencjonalnego w naszym kraju, aby zadbać o kontynuację aktywnej polityki wschodniej i o zabezpieczenie elementarnych interesów energetycznych Polski, zagrożonych przez politykę Moskwy wobec Polski.

W jaki sposób?
- Przypominam, że gazoport w Świnoujściu został zagrożony przez budowę Gazociągu Północnego, a rząd Donalda Tuska nie reaguje adekwatnie na to zagrożenie. Nie mamy wciąż żadnego potwierdzenia, że wielkie gazowce będą mogły wpływać do gazoportu, ponieważ zbyt płytkie umieszczenie rosyjsko-niemieckiego rurociągu może to uniemożliwić.

Rząd i polskie firmy zaangażowane w projekt zapewniają, że dla gazowców nie będzie to stanowić problemu...
- Ale ja mówię o stanie realnym, a sprawa sprowadziła się do tego, że musimy zabiegać o zgodę Rosji i Niemiec na zagłębienie rurociągu [w dnie, na trasie podejściowej do gazoportu - przyp. red.]. Czyli o otwarciu lub zamknięciu tej części przestrzeni Morza Bałtyckiego dla Polski będzie decydowała dobra lub zła wola Władimira Putina i jego niemieckich kolegów. Drugim przykładem jest sprawa mostu energetycznego z Litwą. Ten ważny projekt, który mógłby wzmocnić więzi polsko-litewskie i bezpieczeństwo energetyczne całego regionu Europy Północno-Wschodniej, Rosja skutecznie torpeduje. Zaprasza bowiem obecne władze w Warszawie do współpracy przy budowie elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. A przecież taki projekt wyklucza realizację polsko-litewskiego mostu energetycznego. Cel tej rosyjskiej propozycji jest jasny. Entuzjastyczne podejście obecnego rządu do tej propozycji oznacza dalsze uzależnianie Polski od rydwanu imperialnej polityki rosyjskiej. Paradoksem jest również, że to Unia Europejska broni obecnie Polski przed niekorzystną umową gazową, jaką premier Waldemar Pawlak podpisał z Gazpromem.

Czy w takim razie Polska powoli traci suwerenność?
- Zastanawiam się, czy powoli, czy raczej szybko. Na pewno jednak ten proces postępuje. To nie jest tylko efekt rządów Platformy Obywatelskiej, ale także zmiany sytuacji geopolitycznej na świecie dokonującej się w sposób od nas niezależny. Jednak to obecny rząd odpowiada za podejmowanie decyzji o tym, czy w takiej sytuacji w ogóle chcemy zabiegać o utrzymanie wolnej przestrzeni politycznej i ekonomicznej dla Polski, czy też uznajemy, że tę przestrzeń będzie wyznaczał dyktat silniejszych od nas sąsiadów. Rząd polski w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy wybierał konsekwentnie to drugie. W dodatku "sprzedaje" to polskiej opinii publicznej jako wybór "racjonalny".

Dlatego rosyjscy decydenci poklepują po plecach przedstawicieli polskiego rządu?
- Warto przypomnieć komentarze Karaganowa po ostatnich wyborach parlamentarnych w Polsce, w których wygrała PO. Otóż mówił on wtedy, że "w Polsce wygrał zdrowy rozsądek". To znaczy, że uznał on, iż nasz kraj przestanie się opierać rosyjskiej polityce imperialnej i podporządkowuje się planom Rosji. Karaganow powiedział wtedy bez ogródek: "Polska miała ogromny problem w postaci rządu PiS i cieszę się, że polski naród pozbył się tego problemu". Zaś w maju 2008 r. stwierdził nie mniej stanowczo, że "Polacy są chorzy na kompleks katyński" i muszą się z niego wyleczyć. Stwierdził wtedy również, że "co do Katynia, to przyznaliśmy, że zabił Stalin. Putin nieoficjalnie przeprosił, chociaż nie bardzo rozumiem, dlaczego. (...) Oficjalnie tego nie będzie". Oznacza to, że Rosja nigdy nie uzna formalnie ludobójstwa katyńskiego. I rzeczywiście - tak pozostaje do dziś. Moskwa nie uznaje naszego kraju za partnera, także pod rządami Tuska i Sikorskiego.

Możemy liczyć na to, że ofertę Moskwy odrzucą kraje Unii Europejskiej?
- Problem polega na tym, że propozycję Karaganowa trzeba potraktować poważnie również dlatego, że znajduje ona poważnych odbiorców także po stronie zachodniej. Przypomnę tu choćby list bardzo ważnych postaci życia publicznego, przedstawicieli świata gospodarki i publicystów niemieckich sprzed kilku miesięcy, wzywający do przyjęcia Rosji do NATO. Chcę przypomnieć także pochwałę Karaganowa pod adresem tegorocznego szczytu Rosja - Unia Europejska w Rostowie nad Donem, podczas którego mówiono o "partnerstwie dla modernizacji". Jak z satysfakcją stwierdził moskiewski politolog na tym spotkaniu, "Unia przestała pouczać Rosję". Oznacza to, że kraje UE już nawet nie udają, że chcą, by Rosja przyjmowała europejskie standardy w dziedzinie praw człowieka, wolności mediów itd. Największe państwa europejskie wymieniane przez Karaganowa chcą współpracy z Rosją bez względu na to, że kraj ten nie przestrzega europejskich wartości, z prawami człowieka na czele. Warto powtórzyć, że Moskwa uzależniła od siebie potężne lobby gospodarczo-polityczne w najważniejszych krajach Starego Kontynentu za pomocą swoich dwóch gigantycznych projektów energetycznych - Gazociągu Północnego i Gazociągu Południowego [ang. Nord Stream i South Stream - przyp. red.]. W ten pierwszy projekt Moskwa wciągnęła największe koncerny niemieckie, a w drugi - włoskie i francuskie, a także mniejsze firmy z Bułgarii, Węgier, Grecji, Austrii, Słowenii i innych państw. W ten sposób stworzyła gospodarcze mechanizmy, poprzez które może wpływać na akceptację przez Unię Europejską politycznego projektu, jakim jest Związek Europy i Rosji.

Państwa europejskie będą więc skłonne przyjąć tę propozycję?
- Myślę, że jeśli nie odbuduje się inna wspólnota, gotowa bronić tych wartości, wokół których Europa organizowała się po II wojnie światowej, oparta na współpracy transatlantyckiej, obronie praw mniejszych narodów do suwerenności, wówczas projekt Karaganowa, który jest faktycznie projektem putinowskiej polityki zagranicznej, będzie miał poważne szanse realizacji. Tym bardziej że natrafia obecnie na korzystną dla tego celu sytuację w postaci polityki obecnego prezydenta USA, który dystansuje się od swoich poprzedników i gotów jest do zawierania globalnych porozumień ponad głowami Europy z wybranymi partnerami - Rosją, Chinami czy Indiami, pozostawiając Europę, a w szczególności jej region środkowo-wschodni, wyłącznie grze największych sąsiadów. Znajdujemy się zatem w bardzo trudnym momencie, w którym Rosja może zrealizować swój plan. Jest jednak także druga możliwość odczytania tekstu Karaganowa.

Jaka?
- Możliwe, iż ten tekst nie ma charakteru propozycji tak poważnej, jak sugeruje pomysł związku rosyjsko-"staroeuropejskiego". Cel tej propozycji może być bardziej doraźny, choć nie mniej ważny. Streszczałby się on w tych słowach Karaganowa: "Kluczową umową współtworzącą związek Rosji i Europy powinien być traktat energetyczny" - ustalający jednakowe zasady dostępu do złóż itd. Przypomnę, że Rosja zainwestowała gigantyczne pieniądze i wiele pracy w realizację strategicznego programu uzależnienia Europy od swoich dostaw gazu poprzez oba rurociągi, którymi łącznie mogłaby dostarczać do Europy docelowo ok. 120 mld m sześc. gazu rocznie (pokrywa to całość zapotrzebowania na ten surowiec Francji, Niemiec i krajów Beneluksu). Ale oba projekty mogą zostać zagrożone, jeśli np. w Polsce złoża gazu niekonwencjonalnego okazałyby się realną alternatywą dla uzależnienia Europy od rosyjskich dostaw gazu i ropy. A przecież sprawa ta rozstrzygnie się w stosunkowo krótkim czasie - ok. 5 lat. Gdyby potwierdziła się możliwość eksploatacji tych złóż na skalę, o której pisały największe czasopisma gospodarcze, wówczas z całą pewnością ich eksploatacją zainteresowałyby się największe firmy zachodnie, w tym amerykańskie, które posiadają w tym obszarze największe doświadczenie. W ślad za ewentualnym poważnym zaangażowaniem amerykańskich firm w eksploatację dużych złóż gazu w Polsce na pewno poszłoby ponowne zainteresowanie Waszyngtonu naszym regionem. To z kolei niewątpliwie mogłoby pokrzyżować plany takiego związku Europy i Rosji, o jakim pisze Karaganow, a mówiąc wprost - rosyjskiej dominacji nad Europą, w szczególności nad Europą Środkowo-Wschodnią, za pomocą strategii osaczania energetycznego.

Stworzenie związku Europy i Rosji mogłoby negatywnie rzutować na wydobywanie gazu łupkowego w Polsce?
- Zawarcie przez UE umowy z Rosją mogłoby się okazać na tyle wiążące, że wykluczyłoby zainteresowanie poważną eksploatacją alternatywnych złóż energii, np. w Polsce. Dzięki temu rosyjska dominacja energetyczna, a także geopolityczna - nad Europą Środkowo-Wschodnią pozostałaby niezagrożona.

Ta imperialna wizja dawałaby Rosji rolę hegemona w Europie.
- Już kilka lat temu czytałem opracowanie, w którym japoński teoretyk geopolityki Yamashita Norihisa wyliczył, że obecne procesy geopolityczne przebiegają w taki sposób, iż ok. 2020 r. zostanie przywrócona struktura dominacji imperialnej na obszarze Eurazji, w ramach której zostanie wyznaczona nowa strefa wpływów między ("starą") Europą a Rosją. Przewidywania sprawdzają się na naszych oczach - i to nawet szybciej, niż zakładał japoński naukowiec.

Próby realizacji planu, który miałby doprowadzić do powstania podmiotu rywalizującego z USA o wpływy na świecie, powinny zaniepokoić Waszyngton.
- W tej chwili Ameryka traktuje Chiny jako głównego partnera i rywala zarazem, zmaga się także z własnymi problemami gospodarczymi, a w polityce zagranicznej minimalizuje swoje zadania (wciąż priorytetem pozostaje w nich sprawa poparcia dla Izraela i kwestia Bliskiego Wschodu - z Iranem jako głównym problemem). Na Rosję Obama patrzy z tej perspektywy wciąż jak na partnera, nie na rywala. Europę lekceważy.

Jakie kroki powinny podjąć w tej sytuacji polskie władze?
- Próbować przeciwdziałać realizacji tych planów, choć niektórzy przekonują, że to proces nieuchronny. Ale nie ma żadnej nieuchronności! Trzeba przypominać o takich wartościach jak niepodległość, suwerenność, tradycja narodowa, a także wartość wspólnoty europejskiej opartej na chrześcijaństwie, które były przywoływane w Europie jeszcze po 1945 roku. One wcale nie muszą przegrać! Mogą wręcz ożywić się w obliczu nowego zagrożenia, nowego cynizmu, jaki zalewa nas poprzez takie propozycje jak plan Karaganowa. Trzeba też szukać partnerów do obrony przed tymi zakusami, a także materialnych środków do oporu, np. poprzez próby przyciągania na nowo zainteresowania z USA naszym regionem. Dla Rosji imperialnej najkorzystniejszym rozwiązaniem jest całkowite odseparowanie Ameryki od Europy. Na tym zresztą założeniu opiera się projekt Karaganowa. Tymczasem w naszym interesie jest, aby funkcjonowała nie tylko wspólnota europejska, ależ też szersza, zachodnia, oparta na współpracy transatlantyckiej. Dopiero na bazie tej wspólnoty można byłoby myśleć w dłuższej perspektywie o wciąganiu do takiej współpracy Rosji. Na tym właśnie polega misja, do której powinniśmy nawiązać, zachęcać do niej: aby Rosję przyciągać długofalowo do współpracy z Zachodem, ale nie rezygnując z wartości, które w naszej cywilizacji powinny obowiązywać. Nie porzucajmy naszej misji wobec Europy Wschodniej, tej misji, jaką odziedziczyliśmy po I Rzeczypospolitej. Walczmy o to, by Europa pozostała Europą, by nie wypłukiwać jej cywilizacyjnej treści ze wschodniej części kontynentu. Do takiej Europy warto zapraszać Rosję. Alternatywą jest zaproszenie Putina, przedstawione piórem Karaganowa.

Dziękuję za rozmowę."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 22, 2010 12:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.polskieradio.pl/trojka/salon/default.aspx?id=189723

Salon polityczny Trójki

Profesor Andrzej Nowak
Poniedziałek, 20 września 2010
Gościem Salonu politycznego Trójki był profesor Andrzej Nowak, historyk.
Dołączone pliki

*
Salon polityczny Trójki (9,89 MB)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Sty 19, 2011 6:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,596209-Nowak--Zgoda-z-Putinem-na-jego-warunkach-.html

"Zgoda z Putinem na jego warunkach?
Andrzej Nowak 19-01-2011, ostatnia aktualizacja 19-01-2011 01:31

Proces Chodorkowskiego przygotował osobiście prokurator Czajka. Ten sam, który po zakończeniu postępowania MAK będzie nadzorował śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej – pisze znawca Rosji

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,596209-Nowak--Zgoda-z-Putinem-na-jego-warunkach-.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Sty 19, 2011 9:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

WARTO PRZECZYTAĆ!
Ten artykuł obnaża serwilizm i miałkość polityki tych, którzy PRowskimi zabiegami dostali się do kluczowych stanowisk w Polsce i dalej 'umacniają' wznosząc pomniki krasnoarmiejcom.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Sty 20, 2011 6:50 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110120&typ=my&id=my02.txt

NASZ DZIENNIK Czwartek, 20 stycznia 2011, Nr 15 (3946)

"Po co nam Polska?
Imperia potykają się o Polskę

Prof. Andrzej Nowak

Po co jest Polska? Na to pytanie odpowiadać można w dwóch jakby porządkach. W jednym zastanawiamy się nad tym, na co Polska, na co Ojczyzna jest nam, do czego nam jest potrzebna. W drugim możemy zmierzyć się z trudniejszą jeszcze kwestią: na co Polska jest nie nam tylko, ale światu, innym ludziom, może Bogu?

Spróbujmy zacząć od łatwiejszego zadania.
Na odbywającym się jesienią w Warszawie V Kongresie Obywatelskim, organizowanym przez Jana Szomburga, miałem okazję przysłuchiwać się wypowiedziom przedstawicieli środowisk, które od pojęcia narodu, a nawet od poczucia patriotyzmu dystansują się stanowczo. Jeden z nich, reprezentant radykalnie lewicowego pisma "Krytyka Polityczna", zadeklarował wprost, że na dźwięk Mazurka Dąbrowskiego żadnych wzruszeń nie odczuwa, a z każdym odrodzeniem Polski ma wrażenie, że jest nam gorzej, ponieważ za każdym razem zmniejsza się "pluralizm" zamieszkującego ją społeczeństwa. Jednocześnie jednak z pasją podjął krytykę polityki PO skierowanej przeciwko "ludziom starszym, gorzej wykształconym, mieszkającym na wsi". W imię lewicowego etosu zadeklarował solidarność z tymi, którzy są w Polsce poddani takiemu niesprawiedliwemu, pogardliwemu ostracyzmowi. Zapytałem go wtedy - dlaczego interesuje go niesprawiedliwość w Polsce, skoro żadnych emocji Polska sama w nim nie budzi? Dlaczego nie wyjedzie nieść pomoc upośledzonym, realizować swój etos lewicowy gdzieś na Sri Lankę czy do Afryki, gdzie nędzy i niesprawiedliwości i potrzebujących pomocy jest przecież nie mniej niż pod Garwolinem? Co go wiąże z tym miejscem? Odpowiedział wtedy dwoma argumentami: "bo każdy jest skądś", "bo tu są moje groby" (tj. groby bliskich).
Inna przedstawicielka "młodych, wykształconych, z wielkich miast" opowiedziała na tym samym Kongresie o sytuacji swojej i wielu sobie podobnych - robiących szybkie kariery w Warszawie (Wrocławiu, Krakowie, Gdańsku...), ale pozostawiających swoich rodziców czy dziadków w "innym świecie", gdzieś na "prowincji", w małym miasteczku czy na wsi, z której pochodzą. Trochę się wstydzą tych korzeni, ale przecież czują żywą więź z tymi rodzicami, dziadkami, chcieliby utrzymać z nimi, z ich światem, jakąś nić porozumienia. Zachować albo odnaleźć wspólny język.
Wtedy pomyślałem, że jest w tych dwóch szczerych relacjach jakiś bolesny problem - problem ojczyzny. To nie jest tylko problem Polski, ale dotyka również zapewne wielu Niemców, Francuzów, Duńczyków czy Hiszpanów, którzy stali się we współczesnym świecie turystami, jednak czują gdzieś w sobie dramat utraconej ojczyzny. Cieszą się z wolności turysty, dziś studiują tu, jutro tam, wędrują w poszukiwaniu pracy i przyjemności po różnych krajach, do niczego jakby nieprzywiązani. Ale czegoś im brak, coś im, przynajmniej od czasu do czasu, doskwiera. Co?
To właśnie, o czym mówili młodzi uczestnicy wspomnianego Kongresu, a co już dwieście lat temu opisał bardzo precyzyjnie pewien niemiecki poeta, zaś uwiecznił w swej pieśni Franciszek Schubert. To pieśń o wędrowcu - wędrowcu, który tęskni za domem, za ojczyzną. "Wo bist du, mein geliebtes Land (...)/ Wo meine Toten auferstehn,/ Das Land, das meine Sprache spricht,/ O Land, wo bist du?" - Gdzie jesteś, ukochany Kraju?/ Gdzie moi zmarli zmartwychwstają/ Kraju, gdzie moja mowa mówi (gdzie mówi się moim językiem)/ O, gdzie jesteś, Kraju?
Tak, to jest właśnie tęsknota za grobami naszych zmarłych, do których wracamy w poczuciu pewnej ciągłości, pewnej wspólnoty, której często nie daje nam teraźniejszość. To jest tęsknota za swoim językiem - tym, którym możemy się porozumieć z naszymi bliskimi. Tęsknotę taką może zaspokoić tylko powrót do Ojczyzny.
Powinniśmy naszym zagubionym "wędrowcom" pomagać ją odnaleźć.
To zadanie niełatwe, wymaga ono bowiem odbudowy żywej pamięci, a raczej poczucia osobistego uczestnictwa w tej wspaniałej historii, która stanowiła dotąd o zachowaniu więzi między przeżyciem indywidualnej wolności i poczuciem odpowiedzialności za dobro wspólne, za Polskę. Andrzej Kijowski opisał kiedyś prosto potrzebę tej historii, która przechowuje podanie o "dobrym Naczelniku" i "niezłomnych rycerzach", odnawiając je, nadając im nowe imiona w każdym pokoleniu: "To potrzeba istnienia sfery, która wobec wszelkich przemian ostanie się bez zmian, potrzeba zachowania właśnie tego, co Polak kocha, co jest dla niego obrazem ojczyzny. Jest on ciekaw zmian i ciekaw świata i łatwo adaptuje się do nowego życia, ale tylko pod tym warunkiem, że będzie miał do czego wrócić i raz jeszcze przeżyć to, co było, jeszcze raz wstąpić do tej samej rzeki. Musi to mieć, a jeśli nie ma, nic nie kocha, niczemu się nie poświęca, nic nie ceni i wszystko wokół siebie niszczy".
Jak odnowić tę sferę po latach jej dewastacji przez komunizm i jego "transformacje"? Kiedy w roli "dobrego Naczelnika" udaje się obsadzić gen. Jaruzelskiego; kiedy pojęcie niezłomności kojarzone jest powszechnie ze starczą sklerozą? Kiedy wszelkie odwołania do narodowej tradycji są traktowane jako objaw groźnej choroby, zaś odniesienia do narodowej martyrologii są po prostu ośmieszane, a jej wartość kwestionowana zasadniczo przez tych, którzy twierdzą - coraz bardziej otwarcie - że racje były równo rozłożone pomiędzy tych, którzy strzelali w tył głowy, i tych, do których strzelano?
Zadanie nie jest łatwe. Ale historia potrafi przyjść, niestety, bardzo brutalnie, z pomocą. Tak jest właśnie dziś. W dniu opublikowania raportu Anodiny - Burdenki trudno nie zadumać się nad tym: po co jest Polska? Jaka jest jej rola - obok rosyjskiego, wciąż się odnawiającego imperium, w słabnącej duchowo już od wieków Europie?
Historia Polski nie skończyła się jeszcze, a wtedy dopiero, kiedy zostanie postawiona kropka w tym dziejowym zdaniu, jakie pisze polska wspólnota, jego sens ujawni się do końca. Teraz jednak, w tym dniu, zdaje mi się, że Polska jest, a w każdym razie bywa często w swej historii po to, żeby przeszkadzać imperiom. Potężne siły zła, jakie skupiają się w imperialnej ambicji panowania nad innymi, poniewierania słabszymi, od ponad 300 lat potykają się o Polskę.
Tak było pod Wiedniem w 1683 roku, kiedy imperialna pycha zaprowadziła tam zielony sztandar padyszacha. Tak stało się również ostatecznie z imperium Katarzyny i Mikołajów. Przez ponad 140 lat starało się ono wchłonąć ogromną większość (dokładnie 82 procent) Rzeczypospolitej - i zadławiło się ostatecznie tym kąskiem. Przykład polskiej niezgody na zniewolenie, polskiej walki o narodową wolność, przykład, którego symbolami byli konfederaci barscy, Kościuszko, powstańcy 1830 roku, powstańcy styczniowi, aż do Piłsudskiego - rozsadził w końcu państwo carów eksplozją ruchów odśrodkowych w I wojnie światowej.
Bez porównania gorsze od Rosji carów imperium sowieckie chciało nad trupem II Rzeczypospolitej podać rękę równemu sobie partnerowi: III Rzeszy. Porozumiały się tylko na chwilę - której symbolami stały się Katyń i niemiecka akcja AB, a potem, raz jeszcze los Powstania Warszawskiego. Zwycięskie imperium sowieckie rozciągnęło swoje panowanie po Berlin, Pragę, Budapeszt i Sofię. Za zgodą imperiów Zachodu wydaną w Jałcie.
Polska niezgoda na zniewolenie znów jednak dawała o sobie znać: w 1956, 1966, 1968, 1970, 1976 i w końcu w 1979 roku, w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny i w zasianym przez nią, a wzrosłym rok później wielkim ruchu "Solidarności". Namiestnik imperium mógł jeszcze narzucić stan wojny w polskiej prowincji, ale imperium było już nieodwołalnie podważone przez ruch polskiej niezgody. I runęło.
Żadne zwycięstwo nie jest tutaj ostateczne. Imperialna arogancja odradza się i zaprasza do przyjęcia jej logiki - logiki siły dyktującej swą wolę słabszym. Zaprasza do przyjęcia tej logiki swoich tradycyjnych partnerów - na Zachodzie, który raz jeszcze wycofuje się ze swych moralnych deklaracji i zasad. Znów w Polsce ujawnia się ta arogancja, ta pycha ze szczególną brutalnością, której imię dziś nadaje generał Tatiana Anodina.
Polska jest po to, żeby tę pychę obnażyć i ostatecznie ukarać - wezwaniem do sprzeciwu, wezwaniem do prawdy. To bardzo ambitna rola. Dla tych, którzy nie chcą tylko płynąć z prądem. Szukajmy ich wśród tych, którzy tęsknią dziś za swoją ojczyzną.
12 I 2011 r.

Autor jest historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana". "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pią Sty 21, 2011 12:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przekopiowałem całość z obawy że zaraz zniknie w przepasnym archiwum RZECZPOSPOLITEJ:

Zgoda z Putinem na jego warunkach?


Andrzej Nowak 19-01-2011, ostatnia aktualizacja 19-01-2011 01:18

Proces Chodorkowskiego przygotował osobiście prokurator Czajka. Ten sam, który po zakończeniu postępowania MAK będzie nadzorował śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej – pisze znawca Rosji


Dr Zaborowski stanowczo twierdzi, iż krytycy linii porozumienia z Putinem to „ideologowie” lub też ludzie nierozumiejący wyzwań nowej globalnej sytuacji geopolitycznej. Nową politykę realizowaną przez swojego przełożonego ministra Sikorskiego nazywa „polityką zrywania z dominującym do niedawna tabu” – a to, jak protekcjonalnie dodaje – „budzi opór przyzwyczajonych do obowiązującej tradycji”.



„Tabu”, z którym minister Sikorski zrywa, to koncepcja funkcjonująca w polskiej polityce zagranicznej do 2007 roku (zarówno pod auspicjami prezydenta Kwaśniewskiego, jak i Kaczyńskiego), a znana najczęściej jako koncepcja wypracowana w kręgu paryskiej „Kultury”, oparta na zasadzie dezimperializacji obszaru Europy Wschodniej. Należę do grupki osób do tej zasady i do tej koncepcji przywiązanych. Uznaję jednak potrzebę rozważenia jej alternatywy realizowanej przez rząd Donalda Tuska.


Bez praktycznych rezultatów

Nowa polityka jest już prowadzona od trzech lat – od stycznia 2008 roku i wizyty ministra Sikorskiego w Moskwie, która miała przygotować wizytę premiera Tuska na Kremlu, a stała się prawdziwym kamieniem milowym na drodze do zepsucia stosunków polsko-ukraińskich (polski rząd zdecydował się zamanifestować wybór Moskwy w dniu, w którym prezydent Putin przykładał pistolet gazowy do głowy premier Tymoszenko). Warto zatem już może zapytać o praktyczne rezultaty. Bez pojedynku na „ideologie” i inne epitety.

Tu jednak napotykamy od razu pewien opór. Dyrektor Zaborowski pisze: „Sytuację komplikuje fakt, że zrywanie z tabu nie oznacza, iż polityka wschodnia Warszawy przyniesie natychmiastowe rezultaty”. Natychmiastowych nie należy oczekiwać, ale po trzech latach wolno już chyba zapytać, jakie rezultaty zapowiadano, a jakie zostały osiągnięte.

Przypomnijmy: przed swoją pierwszą wizytą na Kremlu premier Tusk zapowiadał, że będzie zabiegał o zmianę decyzji o budowie gazociągu północnego. Nie udało się. Gazociąg jest już w budowie i okazało się, że może ona zagrodzić drogę największym okrętom do gazoportu w Świnoujściu – kluczowej inwestycji Polski na rzecz bezpieczeństwa energetycznego. Minister Sikorski kilkakrotnie powiedział publicznie, że problemu nie ma, a jeśli jest, to będzie błyskawicznie rozwiązany. Niestety – do dzisiaj rozwiązany nie jest.

W sprawie nowej umowy o dostawach gazu do Polski, zawieranej z Gazpromem, musiała interweniować Komisja Europejska, do tego stopnia stanowisko przyjęte przez stronę polską w negocjowaniu tej umowy okazało się niekorzystne dla polskich (czyli europejskich) konsumentów.

Proszę zatem o odpowiedź na pytanie: jak wygląda bilans korzyści i strat polityki zerwania z „tabu”, nowej polityki wobec Federacji Rosyjskiej, w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego Polski? Czy stanowisko Rosji uległo w tej dziedzinie jakiemuś zwrotowi, jakiejś redefinicji, poprawiającej wyraźnie położenie Polski?

Dyrektor Zaborowski spieszy z uspokajającą deklaracją: „W stosunkach z Moskwą uczyniliśmy ogromny postęp, szczególnie w odniesieniu do kwestii historycznych”. Skoro tak, to proszę o wskazanie konkretnych skutków owego „ogromnego postępu” – skutków dla polskiej gospodarki, dla bezpieczeństwa państwa? Czy kolejne wizyty premiera Putina na Westerplatte i w Katyniu albo wizyty prezydenta Miedwiediewa na pogrzebie prezydenta Kaczyńskiego w Krakowie oraz na dzień św. Mikołaja w Warszawie coś w tych dziedzinach zmieniły? Proszę o konkrety. Może jestem niedoinformowany.


Przełom tylko w mediach

Nieco pewniej czuję się w dziedzinie „kwestii historycznych”, w której dyrektor Zaborowski ogłasza „ogromny postęp”. W tej dziedzinie Władimir Putin wykonał w ostatnich latach rzeczywiście ogromną pracę. W centrum swej polityki historycznej osadził na nowo chwałę imperium zbudowanego dzięki wielkiemu zwycięstwu w II wojnie światowej.

To jest wciąż i niezmiennie linia masowej propagandy docierającej do milionów obywateli Rosji. Do niej dodany został nowy, nieobecny tak mocno w czasach sowieckich akcent: „chwała czekistom”, setki filmów i popularnych publikacji sławiących pracowników „organów” przy robocie – wszystko dla obrony imperium, oczywiście. Nic w tym zakresie się nie zmieniło w roku 2009 czy 2010. Niestety.

Dwa pokazy filmu Andrzeja Wajdy o Katyniu toną, niestety, w morzu tego rodzaju codziennie prezentowanych dzieł polityki historycznej Rosji Putina. Sam premier Rosji konsekwentnie przeciw wspomnieniu Katynia wysuwa – rzekomo je równoważący – polski „anty-Katyń”, czyli los jeńców sowieckich z wojny 1920 roku. Konsekwentnie także relatywizuje pakt Ribbentrop – Mołotow jako odpowiedź na niebezpieczny dla pokoju „polski imperializm” itd., itp. Tak to brzmi w najbardziej poczytnych tytułach rosyjskiej prasy. Proszę poczytać: „Wiedomosti”, „Izwiestia”, „Komsomolską Prawdę”, „Moskowskogo Komsomolca”, „Rossijską Gazietę”, „Krasną Zwiezdę” z lat 2009 i 2010.

Warto też przypomnieć sobie sentencje wyroków i decyzji Naczelnej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej wydawanych w ostatnich latach i miesiącach w sprawie Katynia. To wciąż kolejne kroki wstecz w stosunku do sytuacji prawnej z lat 1992 – 1993. Przynajmniej z polskiego punktu widzenia, a na pewno z punktu widzenia rodzin katyńskich ofiar. Te ofiary są wciąż podejrzanymi o działalność przestępczą osobnikami, które być może zasłużyły na swój los – według oficjalnego, przedstawionego w Strasburgu stanowiska rządu Federacji Rosyjskiej.

To jest aktualne stanowisko rządu Władimira Putina. Czy dyrektor Zaborowski chce z tymi faktami dyskutować? „Przełom” w dziedzinie kwestii historycznych występuje, niestety, tylko w życzliwych premierowi Tuskowi polskich mediach.

Warto zapytać wreszcie o bilans naszych stosunków z Ukrainą i Litwą uznawanych przez zwolenników „tabu” (czyli koncepcji dezimperializacji Europy Wschodniej) za strategicznych partnerów Rzeczypospolitej. Truizmem jest stwierdzenie, że są one obecnie znacznie gorsze, niż były na początku rządów Donalda Tuska. Czy jest to wyłącznie wina strony litewskiej i ukraińskiej? A może jednak to pogorszenie ma jakiś związek ze strategiczną koncepcją realizowaną od trzech lat przez ministra Sikorskiego i (od krótszego czasu) dyrektora Zaborowskiego, iż to Moskwa jest dla Warszawy partnerem na Wschodzie, nie Kijów i nie Wilno?


Z Europy czy z Łubianki?

Ktoś może powiedzieć – to drobiazgi. Trudne początki na dobrej drodze. Ale dokąd prowadzi ta droga? Minęły ledwie trzy lata od zainaugurowania nowej polityki wschodniej premiera Tuska, a doktor Zaborowski, podobnie jak profesor Żerko, proponuje spojrzenie w znacznie dłuższej perspektywie – przynajmniej 30 lat. Zwracają oni uwagę na wielkie zmiany w geopolitycznej sytuacji świata. Wzrost znaczenia Chin i Indii, można by do tego dodać jeszcze nie wygasłą ekspansję demograficzną i ideologiczną islamu. Tak jak Siergiej Karaganow stwierdzają, że w tej sytuacji Rosja i Europa muszą ze sobą współpracować.

Mają rację. Podzielam ten pogląd. Pozwolę sobie jednak zapytać, jakie z tej słusznej konkluzji powinny wynikać polityczne wnioski? To nie Unia Europejska, nie Polska w pierwszym rzędzie jest zagrożona ekspansją geopolityczną i geoekonomiczną Chin. To nie polskiej strefie wpływów w Azji Środkowej zagraża wzrost asertywności Indii. To nie Unia Europejska leży przy linii frontu w Afganistanie i nie Polska ma ogromne enklawy ludności muzułmańskiej na swoim terytorium, ot takie choćby jak Dagestan czy Tatarstan.

Trzeba powiedzieć jasno: wszystkie wymienione słusznie przez autorów globalne zmiany uderzają przede wszystkim w pozycję imperialną Rosji. To Rosja musi im stawić czoła, jeśli chce przetrwać, być może nie tylko jako imperium, ale jako wspólnota polityczna w ogóle. I to Rosja w takiej długofalowej perspektywie potrzebuje wsparcia Europy (a może, dlaczego nie?, należałoby powiedzieć: Zachodu).

Rosja nie ma dokąd pójść. Tylko do Europy. Jeśli mamy negocjować nowy układ o współpracy z Rosją, to może warto byłoby sobie przypomnieć, że jesteśmy podobno częścią większej, europejskiej wspólnoty – i po to do niej wstąpiliśmy, aby lepiej radzić sobie z wyzwaniami XXI wieku. Czy nie powinniśmy lepiej korzystać z naszego członkostwa w Unii? Tak, by zbliżenie z Rosją odbywało się raczej na europejskich warunkach, aniżeli na warunkach opracowanych na Łubiance?

Celowo użyłem tej ostatniej „ostrej” metonimii. Zrobiłem tak dlatego, że – po pierwsze, faktem jest, iż obecne elity polityczne Rosji składają się w ok. 70 procentach z funkcjonariuszy służb specjalnych, spadkobierców dawnej KGB i GRU (vide:

O. Kryshtanovska, S. White, The Sovietization of Russian Politics, „Post-Soviet Affairs”, Vol. 25, No. 4/2009). Niektóre media zachodnie, jak np. tygodnik „Economist” piszą wprost o „neo-

-KGB state”. Po drugie, profesor Żerko stwierdził faktycznie, że nie powinniśmy się tym przejmować. I z tym stanowiskiem pozwalam sobie polemizować.

Prof. Żerko podsumował stanowisko zwolenników zbliżenia z dzisiejszym rządem Rosji następującymi słowami: „Priorytetem polskiej polityki wschodniej nie może być promowanie zachodniego systemu wartości w Rosji, na Białorusi czy na Ukrainie wbrew stanowisku większości społeczeństw tych państw”. Do niedawna wydawało się, że promowanie „zachodniego systemu wartości”, a konkretnie np. przestrzegania praw człowieka czy wolności mediów, jest jednym z priorytetów w stosunkach nie samej Polski, ale całej Unii Europejskiej z Rosją.

Czy porzucenie tego priorytetu powinniśmy uznać za korzystne dla Polski? Oczywiście, forsowanie idei praw człowieka wbrew społeczeństwom musi wydawać się absurdalne. Czy jednak dokonywane w warunkach pełnej kontroli władzy nad wielkimi mediami elektronicznymi dziesięcioletnie „pranie mózgów” milionów obywateli rosyjskich pod rządami Władimira Putina i jego skutki, nałożone na dziesięciolecia totalitarnej propagandy sowieckiej, można uznać za ostateczny, wolny wybór społeczeństwa rosyjskiego?


Niebezpieczny sąsiad
Kto chce, może przyjąć taki ryzykowny wniosek. Wtedy jednak i tak pozostaje pytanie – konkretne pytanie: czy Polakom, jako bezpośrednim sąsiadom wielkiego państwa rosyjskiego, może być obojętne, jak to państwo funkcjonuje, na jakich zasadach opiera swoją politykę?

Dam jeden przykład: zachowanie strony rosyjskiej w śledztwie smoleńskim. Czy manifestacyjnie okazywane niszczenie dowodów w tej sprawie, odwoływanie zeznań własnych świadków – uczestników tego tragicznego zdarzenia, ostatnia informacja stwierdzająca, że nagranie ostatnich fragmentów lotu na taśmach z radaru smoleńskiego lotniska „zacięło się” i jest już nie do odtworzenia – czy to wszystko pokazuje obraz wielkiego sąsiada, obok którego życie jest bezpieczne?

Premier Tusk nieoczekiwanie stwierdził, że projekt raportu MAK jest „nie do przyjęcia”. Ale kiedy ten projekt stał się faktem – przyjął go bez większych zastrzeżeń. Czy mógł zrobić inaczej? Musiałby zaprzeczyć całej swej polityce zgody z Putinem na jego warunkach.

Przecież całkowite oddanie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej MAK i prokuratorowi Czajce było właśnie rezultatem polityki wschodniej premiera Tuska: polityki „zrywania z dotychczasowym tabu”, polityki wyboru rządu premiera Putina jako partnera, któremu można całkowicie zaufać. Bez jakiejkolwiek próby weryfikowania czy podważania standardów, na których rząd ten opiera swoje działania.


Anodina ogłasza hańbę
Problem tych standardów powrócił w naszych „main- streamowych” mediach dopiero z chwilą ogłoszenia nowego wyroku na Michaiła Chodorkowskiego. Teraz nagle przypomniano sobie znowu, już powszechnie (na jak długo?), że Rosja dzisiejsza rzeczywiście funkcjonuje w pewnych istotnych aspektach jako „neo-KGB state”. Zauważmy więc, że proces Chodorkowskiego przygotował osobiście prokurator Czajka – ten sam, który po zakończeniu postępowania MAK będzie nadzorował śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Czy przypadkiem pogorszenie stosunków Polski z Ukrainą i Litwą nie ma związku ze strategiczną decyzją, iż to Moskwa jest dla Warszawy partnerem na Wschodzie, nie Kijów i nie Wilno?
Teraz zatem pozwolę sobie zapytać raz jeszcze: czy rzeczywiście może nam być wszystko jedno, na jakich zasadach opiera swą politykę Rosja? Czy próbę wiązania, nie polskiej tylko, ale europejskiej polityki wobec Rosji z żądaniem poszanowania pewnych norm, powiedziałbym wprost: cywilizacyjnych – należy uznać tylko za ideologiczne szaleństwo? A może jednak jest w tym także pewien pragmatyczny element? Element troski o własne bezpieczeństwo, bezpieczeństwo sąsiadów takiej Rosji?

Czy zadając te pytania: o dotychczasowy bilans i perspektywy polityki wschodniej Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego – „pławię się w poniżeniu własnego państwa”, jak to zarzucił redaktor Paweł Lisicki („Polska we władaniu wieszcza”, Rzeczpospolita z 30 grudnia 2010 r.) stawiającemu analogiczne pytania innym tylko, poetyckim językiem Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi? Czy daję jedynie wyraz „frustracji i resentymentowi”, sycę „urażoną ambicję”? Nie wiem. Proszę tylko o odpowiedź na wyżej postawione, ważniejsze pytania.

Pisałem ten tekst przed ogłoszeniem raportu MAK. Kończę go w poczuciu, że dla ratowania wizerunku tej polityki, o której rezultaty pytam, zostało istotnie przełamane tabu: z chwilą ogłoszenia na cały świat przez generał Anodinę hańby polskiego munduru, hańby polskiego orła

– oskarżonego bez żadnych dowodów o zabójcze pijaństwo. Tabu nie złamała następczyni prokuratora Burdenki. Złamało je milczenie w tej sprawie zwierzchnika polskich sił zbrojnych, prezydenta RP, polskiego premiera i ministra obrony narodowej.

Autor jest historykiem i publicystą, znawcą Rosji, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Arcana”

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Lut 04, 2011 10:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,604869-Nowak--Pytania--o-matematyke-reformy.html

"Pytania o matematykę reformy
Andrzej Nowak 04-02-2011, ostatnia aktualizacja 04-02-2011 00:02

Proponowałbym nie używać takich retorycznych argumentów, za pomocą których pani minister chce zasugerować, że tylko jacyś „niefachowcy” krytykują jej reformę nauki historii – historyk polemizuje z Katarzyną Hall

(...)"

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/9133,604869-Nowak--Pytania--o-matematyke-reformy.html

ZOBACZ:

http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/warto-rozmawiac/wideo/czy-patriotyzm-jest-potrzebny-w-xxi-wieku-10112010/3063540


Warto rozmawiać - Czy patriotyzm jest potrzebny w XXI wieku? 10.11.2010Goście: prof. Jolanta Choińska-Mika (historyk, UW), Jacek Strzemieczny (Prezes Centrum Edukacji Nauczycielskiej), Andrzej Waśko (były wiceminister edukacji narodowej), Piotr Zaremba („Rzeczpospolita”) oraz Ryszard Nowak (nauczyciel) i Jacek Stroiciak (nauczyciel). »

Więcej:
http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/warto-rozmawiac/wideo/czy-patriotyzm-jest-potrzebny-w-xxi-wieku-10112010/3063540

dr Barbara Fedyszak-Radziejowska; Jak uczyć o historii

http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt9877.htm
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Maj 05, 2011 1:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/61991,650794-Zgoda__prawda__i_szyderstwo.html

"Zgoda, prawda i szyderstwo
Andrzej Nowak 30-04-2011, ostatnia aktualizacja 30-04-2011 00:01

Jeśli zaakceptujemy szyderstwo z prawdy historycznej, tej najbardziej elementarnej – będziemy się staczać coraz niżej. Nie sami – ale razem z Rosjanami

Zacznijmy od pierwszego słowa. Zgoda – nie ma jej, nie ma spokoju między nami. Słyszymy przestrogi przed wojną domową. Jak tego uniknąć? Trzeba wrócić do centrum niezgody. Jest nim dziś to, co miało być – tuż po 10 kwietnia 2010 roku – ośrodkiem zgody: żałoba po katastrofie, uznanej przez parlament za największą w powojennej historii Polski.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/61991,650794-Zgoda__prawda__i_szyderstwo.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum