Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Stary Wiarus pisze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr
Bywalec Forum


Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 38

PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 8:49 am    Temat postu: Stary Wiarus pisze Odpowiedz z cytatem

Autor : Stary Wiarus

http://wtemaciemaci.salon24.pl/178992,dymiacy-nagan-poradnik-rusznikarza

"Dymiący nagan - Poradnik Rusznikarza"

Motto:

"Zaprzeczaj wszystkiemu! Jakie by nie były zarzuty, mów że nie, i powtarzaj, że nie. Jeśli wszystkiemu zaprzeczysz, jesteśmy bezsilni."


Gienrik Grigoriewicz Jagoda (1891-1938),
szef NKWD 1934-1936,
do Antoniny Pirożkowej,
kochanki pisarza Izaaka Babla (1894-1940)

w odpowiedzi na zadane żartem pytanie: "A jak się zachowywać, gdybym wpadła w ręce waszych ludzi?" (żródło: A.N. Pirozhkova;At His Side: The Last Years of Issac Babel.Steerforth Press 1998, ISBN 978-1883642983)


------------------------------------------------------------------------------------------



Powinszowania dla tych moich czytelników, którzy spostrzegli prawidłowo, że mój ostatni artykuł dotyczyl sposobu prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, oraz potulnego łykania przez polską opinię publiczną takich bzdur, jakie tylko klasa rządząca jej zaserwować raczy, natomiast NIE dotyczył kwestii ustalenia, czy w kabinie pasażerskiej Tu-154M nr 101 doszło do eksplozji wolumetrycznej, zwanej także termobaryczną.


Zamiast eksplozji termobarycznej w kabinie, mogłem wybrać jeszcze bardziej ekstremalną hipotezę, np. taką, że szczątki złożone na kupę pod Smoleńskiem to w ogóle inny Tu-154M. Taką hipotezę też można postawić, jak się mocno uprzeć, i oprzeć ją o co najmniej dwa razy za długi czas lotu od granicy białoruskiej przestrzeni powietrznej do Smoleńska, oraz dotychczasowy brak wiarygodnej identyfikacji płatowca na podstawie numerów seryjnych kluczowych części.

Nie było moim celem promowanie ani obalanie żadnych konkretnych hipotez. W rzeczy samej, można nawet postawić ambitną hipotezę, że Rosjanie dotąd sami nie wiedzą co, jak i dlaczego się stało od Smoleńskiem. Takiej hipotezy też sie w tej chwili nie da ani podtrzymać, ani obalić z powodu sposobu, w jaki Rosja prowadzi śledztwo. Zwlaszcza, że ani państwo rosyjskie, ani jego struktura władzy to nie jest monolit. Historia Rosji zna drastyczne przypadki wzajemnego podkładania sobie świni przez członków wierchuszki władzy, owocujące śmiercią osób trzecich, że wspomnimy tylko zabójstwo Kirowa. Jest więc całkiem niewykluczone, że nawet sami Rosjanie prowadzący śledztwo też nie do końca wiedzą, kto trzyma nagan.

Moja myśl była inna. Taka mianowicie że w katastrofie tej wagi muszą być brane pod uwagę i traktowane początkowo jako równoprawne wszystkie fizycznie realne hipotezy, w tym także te mało prawdopodobne. Hipotezy należy kolejno wykluczać, aż zostanie na stole tylko jedna, najbardziej prawdopodobna.



Normalnie tak się w świecie robi. Normalnie robi się to przy drzwiach zamkniętych, a opinia publiczna czeka cierpliwie w przedpokoju na raport, bo nie ma powodu, by nie mieć do komisji zaufania. Nie jesteśmy jednak w świecie, tylko w Rosji, a polski prezydent zginął 20km od Katynia, gdzie leży kilkanaście tysięcy powodów, by nie ufać Rosji. Zatem pardon, mes amis russes, ale obawiam sie że tego luksusu zaufania społecznego ani wasza komisja badania wypadkow lotniczych MAK, ani wasza prokuratura nie mają, i nie bedą miały.

Aby mieć choć minimalny kredyt zaufania, MAK i rosyjska prokuratura muszą działać wręcz wbrew rosyjskiemu instynktowi narodowemu - w sposób otwarty i publiczny.

W przeciwnym razie, komisja badająca przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem automatycznie nabiera w oczach Polaków charakteru komisji Burdenki. Jak wie każdy, kto się kiedykolwiek interesował sprawą mordu katyńskiego, komisja ekspertów pod przewodnictwem profesora N.N. Burdenki, wybitnego lekarza, została powołana przez ZSRR w 1944 r., w celu ukrycia prawdy o zbrodni katyńskiej. Komisja wykonała
zadanie, raportując, że polskich oficerów rozstrzelali Niemcy.
Z tego powodu, imperatywem kategorycznym obecnych badań katastrofy jest zachowanie tak ich całkowitej otwartości, jak i 'world's best practice', czyli światowego standardu profesjonalizmu. Choćby od takiego pogwałcenia moskiewskiego zwyczaju chowania wszystkiego pod siódmą pieczęcią tajemnicy państwowej ciarki miałyby chodzić po plecach rosyjskim prokuratorom. Stan rosyjskich pleców i okolic oraz rosyjskiego samopoczucia to jest w tej chwili nasz najmniejszy problem.


W obecnych warunkach i przy obecnym sposobie prowadzenia śledztwa, nawet o ile Rosjanie rzeczywiście nie mieli nic wspólnego ze śmiercią polskiego prezydenta, żaden Polak znający historię klamstwa katyńskiego i przypatrujący się temu, co się obecnie wyrabia wokól smoleńskiej katastrofy, w rosyjską niewinność nie uwierzy. Zapewne co najmniej przez następne 50 lat, być może w ogóle nigdy.

Cywilizacyjnym identyfikatorem Dzikiego Wschodu pozostaje tak zwane "chodzenie w zaparte", niezdolność przyznania się do winy. Wschód ma swoje historyczne powody, w tym takie, jak w cytacie z szefa NKWD otwierającym ten artykuł. W Moskwie 1936 roku, kto chciał żyć, ten musiał umieć iść w zaparte. Ale teraz nie jesteśmy w 1936 roku, i metoda coraz bardziej zgrzyta.

Jeszcze 25 lat temu można bylo w Polsce wylądować w więzieniu za publiczne zaprzeczanie, że mordu katyńskiego dokonali Niemcy. W tym samym czasie, w ówczesnej RFN można było wylądować w więzieniu za publiczne zaprzeczanie, że mordów w Oświecimiu dokonali Niemcy. W tym się odbija, jak w kropli wody na brzozowym liściu pod Smoleńskiem, fundamentalna różnica pomiędzy Zachodem i Wschodem. Zachód wyciąga, choćby za późno i nie do końca, wnioski z błędów. Wschód grzebie swoje błędy w lasach i tajnych archiwach.

Nic na to nie pomogą publiczne uściski premierów Tuska i Putina ani zapalanie świeczek poległym w Polsce żołnierzom radzieckim. Leonid Breżniew publicznie całował Wojciecha Jaruzelskiego w usta, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej organizowało co roku paradne koncerty orkiestr niezwykle dętych w rocznicę Rewolucji Październikowej, a wiarygodność PRL jakoś nie wzrastała od tego wszystkiego ani na jotę.

Mowiąc brutalnie, albo Rosjanie publicznie udowodnią na oczach świata, że potrafią wznieść się ponad własne ograniczenia cywilizacyjne i uwarunkowania polityczne, i podać wiarygodne, sprawdzalne wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej, albo w oczach wielu milionów Polakow państwo rosyjskie zostanie, na długo lub na stałe, mordercą demokratycznie wybranego prezydenta.

W oczach zachodnich stolic Rosjanie zostaną śliskimi, mało wiarygodnymi i potencjalnie niebezpiecznymi partnerami.

Nikt nie może za Rosjan dokonać wyboru, które wyjście im na obecnym etapie rosyjskiej historii lepiej pasuje i jak chcą się prezentować światu.

Co nie znaczy, że nie należy wywierać na Rosjan nacisku. W poprzednim artykule podałem odnośniki do dwóch raportów dwóch różnych komisji badania wypadków lotniczych:

PanAm 103, Lockerbie, Szkocja, 21.12.1988,
Concorde F-BTSC, Gonesse, Francja, 25.07.2000

Nawet średnio rozgarnięty czytelnik z przeciętną znajomością angielskiego bez trudu zorientuje się z tych raportów, jaki jest światowy standard profesjonalnego badania poważnych wypadków lotniczych, i jak daleko Rosjanie są od tego standardu.

Przytoczyłem także amerykański regulamin wojskowy, ktory w krótkich żołnierskich słowach precyzuje, co i w jaki sposób należy robić ze zwłokami ofiar wojskowych wypadków lotniczych, i jakie informacje muszą być zebrane podczas medycznej części dochodzenia. Bez wyjątków, bez dyskusji, bez telefonów z Waszyngtonu. Ma być zrobione, na zdrowej wojskowej zasadzie 'zamknąć mordę, odmaszerować, wykonać i zameldować'.

W dodatku ten regulamin stosuje się do każdego wojskowego wypadku lotniczego, bez względu na to, czy zginął prezydent i całe ścisłe dowództwo sił zbrojnych, czy tylko podporucznik pilot, technik pokładowy w stopniu kaprala, i pies dowódcy eskadry ugodzony przez spadające szczątki.

Każdy czytelnik prasy krajowej może na wlasny użytek samodzielnie ocenić dystans cywilizacyjny pomiędzy prozaiczną amerykańską instrukcją wojskową, obowiązującą od 1976 roku, a rosyjskimi lekarzami piszącymi w 2010 roku w protokołach sekcji, na których brak podpisów świadków: "przyczyna śmierci - mnogie obrażenia".

Kontrast pomiędzy tym, jak postępują w sprawie katastrofy Rosjanie, a tym, do czego cywilizacyjnie aspirują Polacy, służy też oświetleniu sprawy traktowania obywateli polskich przez ich własne demokratycznie wybrane władze, które przeżywają wyraźny dylemat Hamleta, komu są winne lojalność - własnemu narodowi, czy starszemu bratu ze Wschodu.

Córka śp. Zbigniewa Wassermanna jedzie do Moskwy by zidentyfikować ciało ojca. Na miejscu zostaje poddana impertynenckiemu przesłuchaniu przez klasycznego sowieckiego prokuratora, obcesowo wypytującego o sprawy nie mające nic wspólnego ze śmiercią ojca, natomiast wiele z wiedzą rosyjskiego wywiadu o zmarłym, byłym koordynatorze polskich służb specjalnych. Podsuwa się zszokowanej kobiecie do podpisu zgodę na zniszczenie pokrwawionej odzieży ojca (potencjalnie bezcennego eksponatu do niezależnych badań kryminalistycznych i medycyny sądowej) oraz oddaje się jej drobiazgi osobiste ojca, które wyglądają na świeżo wyczyszczone. Przy tym wszystkim zdaje się nie jest obecny żaden polski dyplomata, a tłumacza zapewniają Rosjanie.

Gdybym to ja siedział w tych okolicznościach na krześle przed biurkiem rosyjskiego czynownika, nie byłbym sam. Byłoby nas trzech. Po mojej lewej stronie siedziałby młody, podejrzanie muskularny i dziwnie spostrzegawczy wicekonsul z biegłą znajomością jezyka rosyjskiego i włączonym cyfrowym dyktafonem w kieszeni marynarki. Po mojej prawej stronie siedziałby prawnik z ambasady, demonstracyjnie trzymający na wierzchu notes i włączony dyktafon.

Po każdym pytaniu, wicekonsul po lewej bez pośpiechu tłumaczyłby mi pytanie rosyjskiego prokuratora na angielski, dając mi w ten sposób czas do namysłu. Na irytację czynownika, że on też zna angielski, więc tłumacz niepotrzebny, wicekonsul odparłby chłodno, że rosyjski zna tak samo dobrze jak prokurator, a angielski lepiej, więc rozmowa będzie przez niego albo wcale.

Prawnik po prawej szeptałby mi do ucha: - … to pytanie jest w porządku, może pan odpowiedzieć … to też w porządku … na to pan nie musi odpowiadać jeśli pan nie chce … stop, na to pytanie proszę nie odpowiadać … proszę nie podpisywać zgody na zniszczenie rzeczy … proszę zapytać, czy może pan to wszystko zabrać ze sobą … proszę zapytać, czy zawartość telefonu komórkowego została skopiowana … proszę dopisać na marginesie protokołu: "zawartość telefonu skopiowana przez prokuraturę federalną FR", datę i inicjały … proszę się uprzejmie pożegnać … następnie głośno do prokuratora: - spasiba, Iwan Wasiljewicz, do swidanja.

Gdybym poprosił, za dwa tygodnie dostałbym pocztą z ambasady spisany z nagrania stenogram rozmowy.

To byłaby, w okolicznościach po tego rodzaju katastrofie, zwykła pomoc prawna mojego państwa dla obywatela australijskiego, przesłuchiwanego przez władze lokalne w obcej jurysdykcji, w niejasnym celu.

Dla p. Małgorzaty Wassermann nie było takiej pomocy, a w praktyce nie było też dla pani Małgorzaty jej państwa. Nie istniało. Przed biurkiem rosyjskiego czynownika była w zasadzie bezpaństwowcem. Sytuację całkowicie kontrolował Rosjanin, pytał o co chciał, udzielał takiej informacji jak mu się podobało, uchylał się od odpowiedzi na pytania jak mu się podobało, rozgrywał scenariusz napisany całkowicie w Moskwie. Dobrze, że nie groził. Zaś przy pani Wassermann, obywatelce polskiej, nie było nikogo, kto przerwałby tą upokarzającą farsę i zadbał o jej interesy.

Nie lękajcie się jednak. Może jest sposób na cudowną reanimację państwa?

Istnieją dwa niedawne precedensy międzynarodowe niezależnego badania tragicznych zdarzeń związanych ze śmiercią przywódców, które w zamyśle sprawców były przeznaczone do zamiecenia pod dywan. Oba przyniosły interesujące wyniki.


1. United Nations International Independent Investigation Commission established pursuant to Security Council Resolution 1595 to investigate the assassination of Rafiq Hariri, the former Prime Minister of Lebanon on 14 February 2005.
http://www.un.org/apps/news/infocus/lebanon/tribunal/


2. United Nations Commission of Inquiry into the facts and circumstances of the assassination of former Pakistani Prime Minister Mohtarma Benazir Bhutto
http://www.un.org/News/dh/infocus/Pakistan/UN_Bhutto_Report_15April2010.pdf

Co by zatem było. gdyby Polska powiedziała "sprawdzam"?

Co by było. gdyby rząd RP wystąpił formalnie do Rady Bezpieczeństwa ONZ o powołanie Niezależnej Międzynarodowej Komisji Śledczej dla przeprowadzenia dochodzenia w sprawie faktów i okoliczności śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Aleksandra Kaczyńskiego?

Albo chociaż niższej rangą Komisji Śledczej ONZ?


3. The United Nations International Independent Investigation Commission established pursuant to Security Council Resolution XXXX to investigate the death of the President of Poland, Lech Aleksander Kaczynski, on 10 April 2010..

albo


3. United Nations Commission of Inquiry into the facts and circumstances ofdeath of the President of Poland, Lech Aleksander Kaczynski.


Brzmi nieźle, nieprawdaż? Oczywiście taka komisja nie powstanie w kotle ścierających się przeciwstawnych interesów, jakim jest Organizacja Narodow Zjednoczonych.

Byłoby jednak pouczającym zobaczyć reakcję rządu Donalda Tuska na tego rodzaju propozycję. Rząd musiałby zostać do tego społecznie przymuszony, inaczej nie da się zrobić, ponieważ ONZ jest forum suwerennych podmiotów państwowych.

A jeśliby się udało rząd zmusić do złożenia takiego wniosku, to jak by glosowali Rosjanie? Z jednej strony, Rosja ma veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Z drugiej strony, podobno Rosja nie ma nic do ukrycia, więc dlaczegóż miałaby wetować międzynarodową wentylację katastrofy smoleńskiej?

Donaldzie Donaldowiczu, ja mam nadzieję, że ten pomysł nie pójdzie spać. Myślę, że lepiej jest zająć się tym teraz, mając jeszcze immunitet, niż gdyby kolejny rząd miał się tym zająć za pięć, dziesięć, albo dwadzieścia lat.


PS.
Otczestwo Donalda Donaldowicza nie jest w moich ustach szydercze.Ja po prostu ćwiczę, by się przygotować do nadchodzącej ery braterstwa. Na razie mi zgrzyta, ale z czasem się przywyczaję. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr
Bywalec Forum


Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 38

PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 8:52 am    Temat postu: Stary Wiarus pisze 2 Odpowiedz z cytatem

Autor - Stary Wiarus

http://wtemaciemaci.salon24.pl/

"Dymiący nagan przechodzi w czwarty wymiar"

Fakt, że w 28 dni po wypadku nadal brak oficjalnej godziny katastrofy, stanowił do tej pory poszlakę, a może nawet dowód, że panowanie Federacji Rosyjskiej nad jej przestrzenią powietrzną nie rozciąga się na czasoprzestrzeń, czyli że państwo rosyjskie jest trójwymiarowe, nie czterowymiarowe.

Dokładny czas katastrofy stawał się w miarę postępów śledztwa coraz bardziej elastyczny. Tyle się na razie da powiedzieć, że samolot rozbił się prawdopodobnie 10 kwietnia 2010 roku, między godziną ósmą trzydzieści kilka a ósmą czterdzieści kilka czasu polskiego, ale na pewno nie o oficjalnie od początku podawanej godzinie, czyli 8:56.

Biorąc pod uwagę, że Rosjanie mają od początku oba rejestratory pokładowe, FDR i CVR, a jeden i drugi rejestrują czas na osobnej ścieżce taśmy (timestamp signal), wytłumaczenie, że zapis "czarnych skrzynek" się właśnie "synchronizuje" przestało wytrzymywać próbę czasu po najdalej trzech dniach, zwłaszcza, że ani rosyjska prokuratura nie mówiła z czym się ten zapis konkretnie synchronizuje, ani mało pojętni technicznie polscy dziennikarze Rosjan nie pytali.

Trudno powiedzieć, czy z trudnościami w synchronizacji i kłopotami z odkryciem rzeczywistego czasu katastrofy miało cokolwiek wspólnego odesłanie do Polski dnia 13 lub 14 kwietnia cyfrowego rejestratora szybkiego dostępu produkcji warszawskiej firmy ATM PP, typu ATM-QAR/R128ENC, który, jakkolwiek nieopancerzony, kaprysem losu wyszedł cało z katastrofy.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Trzecia-czarna-skrzynka-bedzie-odczytana-w-Polsce,wid,12168997,wiadomosc.html

Rejestrator odesłano do Warszawy, ponieważ był polskiego patentu i strona rosyjska nie posiadała software umożliwiającego odczytanie jego zapisu. Pozostałe dwa rejestratory, produkcji rosyjskiej, znacznie mniej nowoczesnego typu, pozostały w Moskwie.

Trudno powiedzieć, czy strona rosyjska odesłała urządzenie do Warszawy w błędnym przekonaniu, że to jest wyłącznie rejestrator parametryczny ograniczonego zastosowania, monitorujący czysto techniczne parametry eksploatacyjne samolotu, których znajomość ułatwia obnsłudze naziemnej utrzymanie podzespołów samolotu w należytym stanie.

Jak się rychło okazało, rejestrator R128 był istotnie rejestratorem parametrycznym, ale dużo lepszym niż pierwotnie sądzono, rejestrującym daleko szerszy wybór parametrów, niż się to komisji śledczej zrazu wydawało, i stanowił niezależną kopię głównego rejstratora pokładowego MŁP 14-5.

"Ano da się z niego odczytać wszystko to samo co z rejestratora MŁP-14-5 /głównego crash recordera ten jest w pancerzu/ poniewaz QAR jest wpiety równolegle w instalacje MSRP-64 /czyli system rejestracji parametrów lotu/. Pochylenie ,przechylenie ,kurs ,przyspieszenia we wszystkich osiach itp itd a takze tzw pojedyńcze zdarzenia ,czyli nas interesujace, np wysokosc decyzji, nacisniecie przycisku "Uchod"- 2 krąg. Wysokość z RW i baro. Po za tym ten sam system jest zainstalowany na naszych Su-22."

źródło:

http://lotnictwo.net.pl/3-tematy_ogolne/15-wypadki_i_incydenty_lotnicze/24626-2010_04_10_tu_154_samolot_prezydenta_rp_rozbil_sie_pod_smolenskiem-57.html


Otóż ja bardzo chciałbym się dowiedzieć, w dodatku ze źródła całkowicie niezależnego od rosyjskiej komisji, rosyjskiej prokuratury, rosyjskiego producenta samolotu i rosyjskiego braterstwa, co się stało, kiedy kapitan Protasiuk zdał sobie sprawę, że leci zaledwie kilka metrów nad ziemią, i nacisnął przycisk "Uchod".



Przycisk "Uchod" (уход) na tablicy przrządów Tu-154M, to po angielsku "TOGA switch" (TakeOff/Go Around switch). Naciska się go w chwili, kiedy istnieje potrzeba natychmiastowego przerwania lądowania i odejścia na drugi krąg. To najszybszy sposób zwiększenia ciągu wszystkich silników do maximum. Jest w zasadzie gwarancja, że pilot znalazłszy się podczas lądowania w gardłowej sytuacji naciśnie ten przycisk, ponieważ zabiera to mniej czasu niż ręczne przesunięcie trzech dźwigni ciągu. Przycisk "Uchod" jest podczas lądowania tylko do użytku awaryjnego, nie znajduje zastosowania w normalnych manewrach.

Ale niewykluczone, że się nigdy nie dowiem, co się stało po naciśnięciu tego przycisku. Polski rejestrator danych ATM-QAR/R128ENC z pokładu Tu-154M nr 101, został właśnie przekazany z powrotem Rosjanom.

Ponieważ teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, by zsynchronizować ze sobą nawzajem wszystkie trzy czarne skrzynki, należy jak sądzę lada chwila spodziewać się dobrej wiadomości, że wreszcie ustalono dokładną godzinę katastrofy.





http://www.rp.pl/artykul/2,472324.html


Trzecia czarna skrzynka wróciła do Rosji

jen 07-05-2010, ostatnia aktualizacja 07-05-2010 12:03

Badany w Polsce rejestrator samolotu Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem, został już przekazany wraz z analizą do Rosji - poinformował prokurator generalny Andrzej Seremet.

Prokurator nie chciał ujawnić żadnych szczegółów badań, bo jak zaznaczył były one prowadzone w ramach rosyjskiego śledztwa. Chodzi o trzecią z czarnych skrzynek, tzw. rejestrator parametrów lotu, która była badana w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych w Warszawie. Skrzynka musiała być przebadana w Polsce, bo jest to produkt polski i tylko u nas można ją odczytać.

Seremet odniósł się także do współpracy między polskimi i rosyjskimi prokuratorami. Zaznaczył, że formuła prawna, według której się ona odbywa, jest "jedyną możliwą". Dodał, że konwencja chicagowska nie odnosi się do postępowań karnych i w tym przypadku wykorzystywana jest jedynie do prowadzenia badań przez komisje wyjaśniające okoliczności tragedii. (PAP)
"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 10:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wtemaciemaci.salon24.pl/178177,towarzysz-charon-i-presume

Towarzysz Charon, I presume?


1. Koleżanka z forum zwrócila mi uwagę, że w 0:04 i ponownie w 1:13 na słynnym filmie 1:24, tym, w którym wszyscy z wyjątkiem ABW słyszą strzały z broni krótkiej, dwukrotnie pojawia się w kadrze ten sam barczysty obywatel w niebieskiej kurtce i czarnej czapce, trzymający w ręku dużą, ciemną teczkę, i odznaczający się całkowitym brakiem jakiegokolwiek poruszenia czy pośpiechu. Na obywatelu tym nie robi żadnego wrażenia pandemonium, jakie się dookoła niego rozgrywa, biegi, krzyki, strzały, wycie syren. Stoi i kontempluje scenerię. Nic by w tym ciekawego nie było, gdyby nie to, że wszystkie próby poruszenia tematu tego obywatela na rosyjskojęzycznych forach mają życie krótkie jak motyl, znikają po upływie od kilkudziesięciu sekund do kilku minut. Nawet na forach, gdzie swobodnie dyskutuje się całkiem wariackie hipotezy. Byłbyż to tow. Charon, przewoźnik przez Styks?


2. Dokonano, jak się wydaje, tzw. kontrolowanego przecieku do mediów szczegółu, który początkowo wydaje się trywialny. Że na taśmie rejestratora CVR (Cockpit Voice Recorder) zapisującego rozmowy prowadzonew kabinie pilotow Tu-154 M nr 101, w ciągu ostatnich trzydziestu minut przed katastrofą zarejestrowano głos piątej osoby, spoza ścisłej załogi. Podobno kobiety?

http://www.tvn24.pl/0,1654929,0,1,piaty-glos-w-kokpicie-tu_154,wiadomosc.html

Banalna ta wiadomość nabiera być może nieco innych kolorów, gdy sobie przypomnieć, że na pokładzie Tu-154M była tylko jedna kobieta, która mogła jak najlegalniej i jak najsensowniej wejść w każdej chwili, bez pukania, do kabiny pilotów, i nie była to bynajmniej małżonka prezydenta.

Na pokładzie była funkcjonariuszka BOR, pracująca 'pod przykryciem', udająca członka 'mniej ścisłej' załogi, mianowicie stewardesę, działająca niezależnie od pozostałych członków ekipy ochrony, którzy nikogo nie udawali. Młodszy chorąży Agnieszka Pogródka-Węcławek, w BOR od 1998 roku jako pracownik cywilny, od 2002 jako funkcjonariusz. Pośmiertnie awansowana do stopnia podporucznika.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7781215,Ppor__Agnieszka_Pogrodka_Weclawek.html

Samą w sobie interesująca jest kwestia, dlaczego 'jawna' ekipa ochrony prezydenta byla uznawana przez BOR za niewystarczającą, i uzupełniono ją funcjonariuszką BOR 'pod przykryciem', która miała wobec nie znających kulis operacyjnych pasażerów samolotu uchodzić za stewardesę. Środki ostrożności na wypadek próby dokonania zamachu przez VIP-a? Wyraz nieufności BOR wobec załogi? Tego już się nie dowiemy. Mniejsza z tym zresztą.

Niemniej w tej fazie lotu jest w zasadzie tylko jedna możliwa przyczyna, dla której członek ochrony prezydenta pilnie wchodzi do kabiny pilotów, zajętych ostatnimi przygotowaniami do lądowania w trudnych warunkach. Mianowicie nie cierpiące zwłoki ostrzeżenie o bezpośrednim niebezpieczeństwie na pokładzie. Zachowanie kogoś na pokładzie? Gwałtowna zapaść któregoś z pasażerów? Dziwny zapach, dym, para lub mgiełka z wylotów wentylacyjnych? Niezidentyfikowany przedmiot, który nie powinien się znajdować w samolocie? Zasobnik z jakąś substancją? Czy padło ostrzeżenie dla pilotów, że samolot absolutnie musi lądować natychmiast? Tego nigdy się nie dowiemy.

W charakterze nagrody pocieszenia ja natomiast chciałbym wiedzieć, czy w momencie zderzenia z ziemią któryś z pilotów miał na twarzy maskę tlenową.

Bez spiskowej histerii uważam także że, na wszelki wypadek, bez żadnych ceregieli i bez względu na stanowisko strony rosyjskiej, pozbierane z wraku elementy wyposażenia kabin, wyściólki ścian i sufity, fragmenty foteli etc. powinny iść teraz do polskiego laboratorium wyposażonego w pierwszorzędną aparaturę do chromatografii gazowej i spektroskopii masowej (GC/MS) i zatrudniającego biegłych w tych technikach analitycznych.

Ja wiem, że strona rosyjska już oświadczyła, że nie wykryto śladow wskazujących na obecność materiałów wybuchowych w samolocie. Ale nie wiem, czy szczątki maszyny i ludzi badano tylko pod kątem obecności lub nieobecności kilkunastu najczęściej spotykanych rodzajów wojskowych, cywilnych i improwizowanych materiałów wybuchowych. Nie wiem też, jakich metod analitycznych użyto.



Nie wiem, czy badanie szczątków objęło również poszukiwanie metodami analizy instrumentalnej śladowych ilości tlenku etylenu, tlenku propylenu, metaloorganicznych związków fluoru, cząstek aluminium o wysokiej czystości i innym widmie MS niż stopy użyte w konstrukcji kadłuba samolotu, oraz produktów spalania wszystkich tych substancji. Kto rozumie, dlaczego być może warto poszukać tych, a nie innych substancji, i potrafi to skojarzyć ze stanem wraku i zwłok, ten wie, o jaką hipotezę mi chodzi. A kto nie wie, ten nie potrzebuje.

Stary Wiarus

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum