Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tego jeszcze nie grali > Polska założona przez Ukrainców?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Maj 14, 2010 9:28 am    Temat postu: Tego jeszcze nie grali > Polska założona przez Ukrainców? Odpowiedz z cytatem

Źródło informacji:
http://www.ahistoria.pl/index.php/2010/05/polska-zalozona-przez-ukraincow/


Tego jeszcze nie grali “Polska założona przez Ukraińców” ? ???

Wydanie na Ukrainie przewodnika po „Polsce założonej przez Ukraińców” to dobry pretekst, by przyjrzeć się resztkom narodowych demonów, które – choć na szczęście słabe, jak chyba nigdy wcześniej – nadal pokutują w Europie.

Ukraińska Polska. I Europa. I…

Swiatosław Semeniuk to autor tez, na podstawie których skonstruowano historyczną część przewodnika „Ukraińskie miejsca w Polsce”. Przewodnik niedawno ukazał się na zachodniej Ukrainie. Trudno pozbyć się wrażenia, że Semeniuk oddał się ulubionej rozrywce historyków-pasjonatów: poddał rwącemu nurtowi własnej tezy i popłynął radośnie na tak szerokie wody, że sam chyba się zdziwił. W końcu uświadomienie sobie faktu, że połowa Europy to w gruncie rzeczy Ukraina może być zaskakujące.

Wszyscy jesteśmy Ukraińcami

W swoim upartym szukaniu ukraińskości w historii Europy Semeniuk zagalopowuje się imponująco daleko. Przyjrzyjmy się jego tezom.

Od V do X w. niemal pół Europy zamieszkiwały plemiona ukraińskie. Tak twierdzi Semeniuk i można nawet zrozumieć, co mu w duszy gra: w końcu, jak przypuszcza obecna nauka, właśnie na terenach leżących obecnie na terytorium Ukrainy znajdowała się praojczyzna Słowian; stąd nasi przodkowie rozeszli się po Europie. Jeśli iść za tą tezą w ten sposób, w jaki podąża za nią „Przewodnik (…)”, uznać można, że właściwie wszystkie ludy słowiańskie są potomkami Ukraińców.

Wielkopolscy Polanie, którzy dali początek naszemu krajowi to – według Semeniuka potomkowie Polan„ukraińskich”: plemienia, które siedziby swoje miało w okolicach obecnego Kijowa (co jest faktycznie hipotezą braną pod uwagę przez historyków). Kim więc są Polanie? Nikim innym, jak Ukraińcami.

Małopolskę z kolei zamieszkiwali Chorwaci (Chrobaci), którzy byli – jak uważa Semeniuk powołując się na staroruskiego kronikarza Nestora – jednym z ludów ruskich. Chorwaci owi, a raczej ta ich część, która pozostała w Małopolsce zamiast wyemigrować na cieplejszą stronę Karpat – mają być protoplastami Wiślan, drugiego obok Polan „plemienia założycielskiego” Polski. A jeśli to Chorwaci-Ukraińcy założyli Kraków, to określanie go „starym ruskim grodem” jest w pełni uzasadnione.

Są to, oczywiście, tezy posunięte do absurdu. Po pierwsze, Semeniuk za pewnik bierze historyczne hipotezy, które przez naukę nie są uważane za obowiązujące (niekiedy popełniając rażące błędy, np. nazywając „bizantyńską i prawosławną” nieistniejącą już kaplicę św. Jerzego na Wawelu). Po drugie: owszem, za praojczyznę Słowian uważa się tereny obecnie należące do Ukrainy. Nie oznacza to, oczywiście, że nasi przodkowie opuszczali naddnieprzańskie stepy jako świadomi Ukraińcy i że tożsamość krajów, które stworzyli jest w gruncie rzeczy „podtożsamością”, podrzędną wobec tożsamości ukraińskiej.

Brnijmy dalej…

Zresztą, sprawę można rozszerzyć jeszcze bardziej (doprowadzając ją do jeszcze większego absurdu): jak wskazują badania, tereny obecnej Ukrainy mogły być ziemiami, na których żyły ludy posługujące się językiem praindoeuropejskim, czyli językowi przodkowie prawie wszystkich narodów Europy. Ci, którzy bardzo chcą, mogą zacząć głosić zatem, że Ukraińcami są wszyscy Europejczycy. Oprócz Finów, Basków, Węgrów i Estończyków.

Co tam granice etniczne…

Można byłoby więc z czystym sumieniem zignorować tę radosną kreatywną historię, tym bardziej, że jest to rzecz istniejąca na marginesie ukraińskiej debaty publicznej i – last, but not least – nikt z wydawców ani autorów przewodnika, powiedzmy to jasno, nie namawia do rewizji granic z Polską.

Piszemy jednak o przewodniku z tego powodu, że stanowi kuriozum, a takimi właśnie sprawami zajmuje się AHISTORIA. A także dlatego, że to dobra okazja do przyjrzenia się, w jaki sposób poszczególne narody uzasadniają swoją potrzebę funkcjonowania – w jakiejkolwiek formie – poza własnym etnicznym terytorium.

Co to jest “Zakerzonia”? Przeczytaj artykuł “Oddać Suwałki, odzyskać Lwów”

Czasem mamy do czynienia z opartą na ekstremalnie naciągniętych argumentach potrzebą podbicia narodowego bębenka, jak w ukraińskim “Przewodniku (…)”. Czasem, jak w przypadku międzywojennej Polski – z traktowanymi bardzo serio politycznymi koncepcjami, które z dzisiejszej perspektywy mogą wydawać się mało zrozumiałe, kilkadziesiąt lat temu jednak były przedmiotem uniwersyteckich i ministerialnych debat.

„Przyrodzone terytorium” RP

Jeszcze Polska nie zdążyła się porządnie odrodzić po zaborach, a nasi rodacy już zaczęli rysować granice Polski daleko na wschód i zachód od polskiego obszaru etnicznego. Prawie wszyscy politologowie, historycy i geografowie, którzy zajmowali się kwestią przyszłego kształtu Polski podkreślali, że niekorzystne dla Polski stosunki narodowe na Kresach Wschodnich i terenach na zachód od wersalskiej granicy nie mają żadnego znaczenia. Liczyły się „historyczny obszar”, „zasięg polskiej cywilizacji” i „racje geopolityczne”.

Trudno, oczywiście, do międzywojennych stosunków przykładać dzisiejszą miarę. Po 1918 roku (i często wcześniej) uważano po prostu za coś najzupełniej naturalnego, że Polska nie kończy się nie tylko na linii Curzona, ale nawet i na Zbruczu. Całkiem powszechnie uznawano Mińsk, Witebsk, a nawet Kijów za polskie miasta i domagano się przyłączenia ich do Rzeczpospolitej, która odrodzić się miała w przedrozbiorowych granicach.

Narodowości II RP z międzywojennego "Powszechnego Atlasu Geograficznego" E. Romera


Narodowości II RP z międzywojennego “Powszechnego Atlasu Geograficznego” E. Romera

Stosunkowo niewielu specjalistów zwracało wystarczającą uwagę na prawa Ukraińców, Białorusinów i Litwinów, tym bardziej, że przecież sami jeszcze dobrze nie wydostaliśmy się z niewoli zaborców, a podstawą naszej niepodległości była idea samostanowienia narodów. Najbardziej czuli na te sprawy byli „federaliści” , którzy optowali raczej za związkiem państw narodowych, zdając sobie sprawę, że rosnących w siłę nacjonalizmów – głównie ukraińskiego i litewskiego, ale i białoruskiego – nie da się zatrzymać, a wszelkie próby zwalczania ich siłą skończyć się mogą wyłącznie ich wzmocnieniem.

Na wschód!

Mapa E. Romera z 1920 roku z nie do końca jeszcze określonymi granicami z ZSRR i Litwą
Zwolennicy koncepcji „inkorporacyjnej” natomiast – związani często z Narodową Demokracją – widzieli Polskę, w ramy której wchodzą ziemie niekoniecznie etnicznie polskie, ale mające historyczne związki z Rzeczpospolitą. Choć, zauważmy, raczej z Wielkim Księstwem Litewskim, niż Koroną.

Przeczytaj, jak przyszłe granice Polski widział Roman Dmowski

Podkreślano „wyższość cywilizacyjną” i lepszą organizację ludności polskiej od Ukraińców i Białorusinów, co miało uprawniać Polaków do przyłączenia do Polski terytoriów, na których etniczni Polacy stanowią mniejszość. Eugeniusz Romer, ceniony polski kartograf, powoływał się na przykład na „pięć razy większą siłę podatkową Polaków, niż Rusinów”.

Jakie były Kresy Wschodnie? “Koniec pewnej Polski”

Inni mówili o „naturalnych” czy „przyrodzonych granicach” Polski. Generał Tadeusz Rozwadowski uważał, cokolwiek naiwnie, że „granica Dniepru i Dźwiny” jest naturalną granicą między Polską a Rosją, i że taka granica „położyłaby kres wszelkiej ekspansji polskiej i rosyjskiej”. Dlaczego? Dlatego, że z granicą na Dnieprze i Dźwinie oba kraje miałyby czuć się „zadowolone”, choć nie wiadomo, jakie przesłanki kazały gen. Rozwadowskiemu zakładać „zadowolenie” Rosji z takiego stanu rzeczy.

Inna, oczywiście, sprawa, że nasi sąsiedzi podchodzili do kwestii etnicznych w równie umowny sposób. Polskie myślenie zatem nie było tu odosobnione. Rosjanie choćby – by przywołać przykład pierwszy z brzegu – miewali skłonność nie tylko uznawać Ukrainę i Białoruś za integralną część Rosji, ale wielu nawet i polskie ziemie uznawała za “rdzenną Rosję”. Tym bardziej dziwi – notabene – optymistyczna wizja generała Rozwadowskiego.

“Prosimy, przyłączcie nas do Polski!” i jak Polska głupio zmarnowała kredyt zaufania

W międzywojennej Polsce zwyciężyła koncepcja “integracyjna” i polityka polonizacji kresów. Była to spektakularna klapa polskiej polityki kresowej, o tyle bezsensowna, o ile nietrudno było ją przewidzieć.

“Koncepcja inkorporacyjna mająca na celu wzmocnienie polskości na kresach wschodnich przyniosła odwrotny skutek do zamierzonego” – pisze Piotr Eberhardt w wydanej w 2004 roku przez UMCS książce “Polska i jej granice”. “Prowadzona w sposób nieudolny doprowadziła w ostatecznym efekcie do destabilizacji i wrogości między uprzywilejowaną ludnością polską a dyskryminowanąludnością niepolską”.

W tym kontekście szczególnie smutny jest fakt, że Polska zmarnowała bardzo duży kapitał zaufania, którym obdarzyła ją kresowa ludność czasie wytyczania polsko-radzieckiej granicy. Eberhardt, powołując się na wspomniejnia L. Wasilewskiego, wspomina, że na całej granicy, liczącej ponad 1400 kilometrów, znaleziono jedynie jedną wieś białoruską, która prosiła o przyłączenie jej do ZSRR. Wszystkie pozostałe wsie białoruskie i ukraińskie domagały się włączenia do Rzeczpospolitej. Podobnie, jak wiele z tych, które w końcu pozostały po radzieckiej stronie.

Niecałe 20 lat polonizacji spowodowały, że ci, którzy z entuzjazmem witali polskie porządki, stali się ich przeciwnikami. Ukraiński ruch niepodległościowy dokonał m.in. skutecznego zamachu na szefa polskiego MSW Bolesława Pierackiego. “Wydarzenie związane z klęską Polski w 1939 roku były przez mniejszości narodowe przyjęte z zadowoleniem względnie z obojętnością” – pisze Eberhardt. – “Wynika z tego, że polityka inkorporacyjna międzywojennej Polski antagonizująca masy ludności białoruskiej i ukraińskiej zakonczyła się spektakularną katastrofą”.

Na zachód!

Na zachodzie z kolei to Niemcy podnosili argument niższego cywilizacyjnego rozwoju Polaków i traktowali go jako usprawiedliwienie dla ich germanizacji, ergo: „cywilizowania”. W opracowywanych w międzywojennej Polsce analizach narodowościowych potrafiono jednym tchem narzekać na spustoszenie, jakie w polskim narodzie poczyniła germanizacja i cieszyć się, że polonizacja Rusinów idzie nie najgorzej.

Wielu politologów uważało Niemców mieszkających pomiędzy granicą wersalską a Łabą za zgermanizowanych Słowian i domagało się ich reslawizacji i oparcia granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej (co, jak wiemy stało się ciałem po II wojnie światowej, ale z perspektywy międzywojnia wydawało się niemożliwością). Pojawiały się skrajnie naiwne głosy, że spolonizowanie „powierzchownie zgermanizowanego” narodu będzie dość proste.

“Niech Niemcy oddadzą nam swoje kolonie!”

Pojawiały się także – oczywiście – nawoływania do podboju niemieckich w owym czasie ziem Polski piastowskiej. Pojawiały się także głosy zaskakująco wręcz kuriozalne, jak ten dra Stanisława Pawłowskiego pod koniec lat trzydziestych XX w., który domagał się od Niemców dziewięciu procent niemieckich kolonii. Dlaczego akurat dziewięciu? Bo taki właśnie procent swoich ziem utraciły na rzecz Polski Niemcy w 1918 roku.

Poczytaj o kolonialnych ambicjach RP

Odtworzyć Połabian!

Ostatni raz postulaty reslawizacji wschodnich Niemiec podnoszono już po drugiej wojnie światowej i po dociągnięciu polskiej granicy do Odry i Nysy, choć powiedzieć trzeba jasno, że były to głosy raczej odosobnione. Karol Stojanowski, polityk i antropolog związany przed wojną z Obozem Wielkiej Polski, domagał się w 1946 roku utworzenia państwa Łużyczan i Połabian. Że Połabianie już nie istnieją? Stojanowski zalecał w rekonstrukcji połabskiego państwa oparcie się na świadomości narodowej Wendów Lundeburskich, którzy, choć niemieckojęzyczni, uważać się mają za Słowian, oraz na szlachcie z Meklemburgii, „dawniej słowiańskiej, a dziś zgermanizowanej” – jak pisał Stojanowski w publikacji „O reslawizację wschodnich Niemiec. – „Podobno u szlachty tej od jakiegoś czasu utrwala się zwyczaj, że jeden ze synów w rodzinie uczy się jakiegoś żyjącego języka słowiańskiego”.

Bałkańska koncepcja maksimum: Wielka Albania, Wielka Serbia, Wielka Macedonia, Wielka Bułgaria…

Robert Kaplan w swojej książce o Bałkanach zauważył, że w regionie panuje terytorialna koncepcja maksimum. Narodowcy wszystkich bałkańskich narodów za do przyjęcia uważają te granice, które ich państwo posiadało w chwili największej terytorialnej rozciągłości.



Mapa “wielkiej Albanii” znaleziona w internecie (www.kosovo.net)


W ten sposób np. w Kosowie lokalni Albańczycy wytłumaczą nam, że do Wielkiej Albanii wrócić musi nie tylko samo Kosowo, ale i całe południe Serbii oraz połowa Macedonii. Kosowscy Serbowie natomiast – że nie tylko całe Kosowo to Serbia, ale do kraju tego przyłączyć należy również północną Albanię ze Szkodrą i Durres, nie zapominając o Czarnogórze, Macedonii, Bośni, zdrowych kawałach Chorwacji, a nawet Bułgarii, Rumunii i Węgier.

XIV-wieczna Serbia za czasów cara Duszana. Niektórzy serbscy nacjonaliści byliby ją w stanie zaakceptować dopiero w takim kształcie.

Niektórzy Macedończycy chcą przyłączenia do swojego kraju części Bułgarii (bo Bułgarzy to w gruncie rzeczy Macedończycy)


Pokój londyński kończący w 1913 roku II wojnę bałkańską wielu Macedończyków uznało za zdradę i podział Macedonii. Są tacy, którzy chcą ustanowienia takich granic, jak na powyższym rysunku

północnej Grecji z Salonikami (Sołuniem), a Bułgarzy – Macedonii (bo Macedonia to w gruncie rzeczy Bułgaria) i również północnej Grecji z Salonikami, a także części Serbii i Turcji.

za czasów cara Iwana Asena II. Są tacy nacjonaliści, którzy domagają się jej odbudowy w takich właśnie granicach.

Dla Greków z kolei istnienie za ich północną granicą słowiańskiego państwa o nazwie Macedonia jest niedopuszczalna (bo to nazwa nazwa historycznej i obecnie istniejącej greckiej prowincji), zmuszają więc Skopje do używania na forum międzynarodowym nazwy FYROM (Former Yugoslav Republic of Macedonia). Zaskoczeniem może być fakt, że nawet w niewielkiej Słowenii można znaleźć gigantyczne apetyty bazujące na wizji równie wielkiej przeszłości. Albo jej omamie.

Również niektórzy Chorwaci chcą utworzenia “wielkiej Chorwacji”, sięgającej od Boki Kotorskiej w obecnej Czarnogórze aż po południe Węgier. Obejmować by miała całą Bośnię i Hercegowinę oraz Sandżak i część serbskiej Wojwodiny.

w internecie mapa “wielkiej Chorwacji” (http://klimatizirano.files.wordpress.com/2008/01/2-velika-hrvatska.png)

Nawet Bośniacy, których kraj najmocniej chyba został dotknięty przez wojnę w dawnej Jugosławii nie są wolni od nacjonalistycznych rojeń. Według bośniackich nacjonalistów teren “wielkiej Bośni” powinien pokrywać się z terytoriami zamieszkanymi w czasach ottomańskich przez słowiańskich muzułmanów. Czyli powinien wyglądać mniej więcej tak, jak na poniższej mapie.

Przy czym – dodajmy – obecne stosunki etniczne na wyżej wymienionych ziemiach są rzeczami o wiele mniej istotnymi od przywoływanych przy każdej okazji „historycznych praw”.


Jakie „Wielkie Węgry”? Mówimy tylko o basenie karpackim…

Traktat w Trianon z 1920 roku okroił Węgry z dwóch trzecich ich ówczesnego terytorium. Poza granicami potrianońskiego państwa węgierskiego pozostało 5 milionów Węgrów. W niektórych miejscach, jak na przykład w rumuńskiej obecnie Transylwanii, serbskiej Wojwodinie czy południowej Słowacji etniczni Węgrzy stanowią dużą część populacji. Poza tymi rejonami jednak dominuje żywioł lokalny.

W opinii jednak wielu Węgrów Słowacja to nadal „Górne Węgry”, a chorwackie wybrzeże Adriatyku to nic innego, jak węgierski dostęp do morza. Węgierski rząd, w naturalny sposób broniąc węgierskich mniejszości, wykazuje dość małą wrażliwość na obawy Bratysławy czy Bukaresztu przed podbijaniem separatystycznych nastrojów na terenach zamieszkanych przez Węgrów. Węgierski prezydent, Laszlo Solyom, już dwa razy doprowadził stosunki z sąsiadami do szczytowej nerwowości.

Na Węgrzech wizerunek przedtrianońskiego państwa wydaje się być rodzajem ikony. Kontur tego kraju, przez Krzysztofa Vargę w „Gulaszu z turula” porównanego do kotleta schabowego, spotkać można na plakatach, naklejkach na samochodach, flagach, ulotkach etc.

Podkładka pod myszkę w kształcie Wielkich Węgier


się również tego typu radosna twórczość.

Pamięć i nostalgia za utraconymi terenami jest na Węgrzech powszechna. „Okrojone Węgry to nie kraj, całe Węgry to raj” – głosi często powtarzane powiedzenie. Określenie „basen karpacki”, region, w ramach którego funkcjonowało przedtrianońskie państwo węgierskie, używane bywa jako eufemizm dla „wielkich Węgier”. Jak pisze wspomniany Krzysztof Varga, zdarza się, że telewizja węgierska podaje prognozę pogody nie tylko dla obecnych Węgier, ale dla całego „basenu” właśnie.

Trzeba, oczywiście, pamiętać, że zdecydowana większość Węgrów zdaje sobie sprawę, że na terenach tych obecnie dominują narodowości zdecydowanie niewęgierskie i sprzeciwiłoby się jakimkolwiek naciskom na sąsiednie państwia w sprawie odzyskania przedtrianońskich terenów, jednak potępienie trianońskiego dyktatu jest powszechne.

Funkcjonują jednak organizacje, działają strony internetowe, wydawane są broszury, które w mniej lub bardziej otwarty sposób domagają się „sprawiedliwości dla Węgier” i wydaje się, że można zaryzykować twierdzenie, że ruch ten jest bardziej powszechny, niż obecnie działające polskie ambicje „odzyskania Kresów”, które funkcjonują na zupełnym marginesie.

Narodowe obsesje…

Oczywiście – obsesje narodowe, traktowane mniej lub bardziej poważnie, występują w każdym chyba kraju na świecie. Są Niemcy, którzy nigdy nie wybaczą nam Wrocławia, Szczecina i Olsztyna (Danzig, Breslau und Stettin sind Deutsche Staedte wie Berlin” śpiewał w 1992 roku neonazistowski zespół Landser), a Rosjanom – Królewca. Są tacy Litwini, którzy nigdy nie pogodzą się z faktem, że Suwałki leżą w Polsce

w internecie zdjęcie mapy Litwy, na której Suwalszczyzna i północna Białoruś opisane są jako przynależne Litwie.

i tacy Rosjanie, którzy piszą książki traktujące o panowaniu Rosji nad całą północną Eurazją (Rosja od Lizbony po Władywostok i od Grenlandii po Izrael). Nadal zapewne spotkać można Czechów domagających się Dolnego Śląska (Jak Czesi zmieniali granice Polski) i Rumunów, którzy chcą włączenia pod władzę Bukaresztu nie tylko Mołdawii, ale także ukraińskiego Budziaku po Odessę, ukraińskich Czerniowiec i bułgarskiej części Dobrudży.

Wielu Rumunów nadal uważa, że ta wizja "wielkiej Rumunii" z 1928 roku jest obowiązująca

Wielu Greków nadal nie może przeboleć utraty Konstantynopola i wybrzeży Azji Mniejszej na rzecz Turków. Jak też sami doskonale wiemy, są także tacy Polacy, którzy głośno gardłują za powrotem do Polski Kresów, przy czym mało któremu z nich uśmiechałby się odwrót znad Odry i Nysy.

Należy pamiętać, że są to sprawy marginalne i w obecnej chwili absolutnie niegroźne i nie będące w żadnym stopniu odbiciem skłonności społecznych w opisywanych krajach. Są jednak z historycznego punktu widzenia interesujące, a takimi właśnie sprawami zajmuje się AHISTORIA.

…I prawdziwe problemy

Oczywiście, w obecnych stosunkach międzynarodowych unika się jak ognia zmiany narodowych granic, nawet, jeśli nie przebiegają zgodnie z przebiegiem granic etnicznych. Zaleca się raczej ochronę mniejszości etnicznych w ramach państw, w których przyszło im żyć. Podważanie zasadności przebiegu istniejących obecnie granic stwarza zbyt duże zagrożenie dla porządku międzynarodowego i stałości granic jako takich. Poparcie dużej części Zachodu dla niepodległości etnicznie głównie albańskiego Kosowa jest sprawą dość wyjątkową, która – notabene – dała Rosji do ręki konkretny argument podczas odrywania od Gruzji Osetii Południowej i Abchazji.

Można, oczywiście, zrozumieć racje kosowskich Albańczyków. Ale rozumieć należy także argumenty serbskie, tym bardziej, że w granicach nowego, nie do końca uznanego przez świat państwa, znalazły się terytoria zamieszkane prawie wyłącznie przez Serbów.

Istnieją także, oczywiście, także w Europie do tej pory nierozwiązane roszczenia terytorialne. Jest to jednak temat na kolejny artykuł.

Źródło informacji:
http://www.ahistoria.pl/index.php/2010/05/polska-zalozona-przez-ukraincow/

Komentarz:


Mapa z 1877 , ze zbiorów własnych.

Gdybym nawet na przekór wszystkiemu
chciał uwierzyć w te "rewelacje" to umarłbym
ze śmiechu, a wolę żyć. Lubie humor,
ale to nie są żarty, ale czyjaś świadoma
zagrywka , aby skłócić Polaków i Ukraińców.
A kto mógłby to zrobić ... zapewne
nie trzeba się domyślać.


Mapa z 1914 , ze zbiorów własnych.

We Lwowie można kupić ten "niezwykły"
historyczny folderrr historyczny ...
http://www.ahistoria.pl/index.php/2010/05/polska-zalozona-przez-ukraincow/

Brrrrr aż ciarki
przechodzą po plecach jak pomyśleć
skąd się wzięli inni ludzie na globie .... Laughing Laughing Laughing

Ja jednak czuje się trzeźwo myślącym Polakiem
i nic tego nie zmieni.

Źródło informacji:
http://www.ahistoria.pl/index.php/2010/05/polska-zalozona-przez-ukraincow/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum