Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zamach w Smoleńsku - lot PLF101
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 31, 32, 33, 34, 35  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 21, 2012 5:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,14187320,wiadomosc.html?ticaid=1dc7a
Fakt
Wstrząsające wyznanie archeologów ze Smoleńska


Wstrząsające wyznanie archeologów, którzy przeszukiwali miejsce katastrofy prezydenckiego tupolewa: - To zbiorowa mogiła - tak mówi Maksymilian Frąckowiak z Instytutu Prehistorii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza. Bo jak wyjaśnia - w smoleńskiej ziemi nadal są fragmenty ciał tych, którzy zginęli w tragicznym locie 10 kwietnia 2010 r. Niektóre z nich zostały wydobyte pół roku po tragedii.

– Można powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że w tej ziemi zalegają jeszcze ludzkie szczątki. Jeśli byśmy chcieli przekopać ziemię i je odnaleźć, mogłoby to potrwać kilka lat – mówi na antenie TVN24 archeolog. – Wiemy, jak to miejsce teraz traktować. To jest miejsce pamięci i zbiorowa mogiła – mówi Frąckowiak.

Tam wciąż są ludzkie szczątki

Ekipa archeologów pojechała do Smoleńska dopiero pół roku po katastrofie – tyle trwało uzyskanie pozwoleń ze strony Rosji na dostęp do miejsca, w którym rozbił się tupolew. Ich misja była niezbędna, bo mimo zapewnień ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz (56 l.), że ziemia w miejscu, gdzie rozbił się tupolew, została przekopana i sprawdzona na metr w dół, ludzie wciąż odnajdywali tam fragmenty samolotu czy nawet osobiste rzeczy pasażerów.

Zespół archeologów pracował tam przez dwa tygodnie. Z terenu wielkości około pół hektara wydobyli z ziemi pięć tysięcy znalezisk. Podzielono je wtedy na pięć kategorii: części samolotu, jego wyposażenie, osobiste przedmioty ofiar, ale też ludzie szczątki.

Ziemia będzie wyrzucać to, co zabrała

Beata Gosiewska (41 l.), której mąż – poseł PiS – zginął w katastrofie smoleńskiej, nie ma jednak nadziei, że uda się te wszystkie szczątki wydobyć. – Nasi archeolodzy tam byli, ale z nieoficjalnych informacji wiem, że Rosjanie nie pozwolili im kopać głęboko. Mogli tylko przesiać ziemię z wierzchu. To jeden wielki skandal, że ziemia jest nieprzebadana i że nasz rząd na to pozwolił – mówi Faktowi senator PiS.

– Ta ziemia będzie wyrzucać jeszcze długo to, co zabrała – potwierdza profesor Bronisław Młodziejowski, światowej sławy kryminolog, człowiek, który ekshumował zwłoki w Miednoje i badał ciała po katastrofie w Lesie Kabackim.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 21, 2012 5:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Spór o brzozę w Smoleńsku. Tupolew w nią nie uderzył?
Fakt Fakt | dodane (13:41)
http://wiadomosci.wp.pl/title,Spor-o-brzoze-w-Smolensku-Tupolew-w-nia-nie-uderzyl,wid,14187478,wiadomosc.html

Czy brzoza o 44-centymetrowej średnicy mogła ściąć skrzydło tupolewa? A nawet - czy samolot w ogóle w nią uderzył? O to spierają się eksperci i jeszcze ostrzej politycy. "Sprawa brzozy" ze Smoleńska powróciła ze zdwojoną siłą, gdy okazało się, że na nagraniach z tupolewa - na nowo odczytanych przez ekspertów z Krakowa - nie słychać, że samolot uderza w drzewo.

Według Rosjan tupolew na brzozie stracił część skrzydła i huk ten został zarejestrowany na czarnych skrzynkach. Ale polscy prokuratorzy wojskowi tak pewni tego już nie są.

– Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy uszkodzenia skrzydła są spowodowane bezpośrednim uderzeniem w brzozę – tłumaczył płk Ireneusz Szeląg, powołując się na najnowsze ustalenia, czyli odczyty krakowskich specjalistów, którzy orzekli, że na nagraniach słychać tylko przesuwające się przedmioty.

Wątpliwości co do brzozy od dawna już zgłaszał Antoni Macierewicz (64 l.) z PiS, szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej – komputerową analizę dla jego grupy przygotował prof. Wiesław Binienda (56 l.) z amerykańskiego uniwersytetu. Według niego nie ma takiej możliwości, by skrzydło 80-tonowej maszyny lecącej z prędkością nawet 280 km/h zostało urwane przez drzewo.

Jednak większość polskich ekspertów, jak choćby Tomasz Białoszewski, publicysta i ekspert lotniczy, jest zdania, że brzoza mogła i pewnie urwała tupolewowi skrzydło.

Mimo wszystko prokuratura wojskowa na razie nie orzeka ostatecznie o sprawie brzozy. – Wyniki eksperymentów, czy skrzydło samolotu mogło zostać uszkodzone przez brzozę, będą zawarte w końcowej opinii – tłumaczy płk Szeląg z prokuratury wojskowej, zapowiadając, że śledczy dokładnie zajmą się tym drzewem.

Jeden odgłos, trzy odczyty

- Raport MAK

8:40:59 odgłos zderzenia z drzewami
- Raport Millera
8:41:02 odgłos przypominający stuknięcie, zmiana akustyki

- Analiza krakowskich ekspertów
08:41:01 odgłosy przemieszczających się przedmiotów - do końca nagrania

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 21, 2012 5:39 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/69745,795425-Znikajacy-glos-generala-Blasika.html

"Rzeczpospolita" ujawnia
Kto usłyszał gen. Błasika
Michał Majewski, Paweł Reszka 20-01-2012, ostatnia aktualizacja 20-01-2012 22:00


Tego, że generał Błasik był w kokpicie, nie potwierdza żadne z trzech badań zapisu czarnych skrzynek tupolewa

Choć generała wymieniono i w rosyjskim, i polskim raporcie o katastrofie smoleńskiej – to nie ma twardego dowodu, że w ogóle wchodził do kokpitu.

Głos gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów po raz pierwszy został rozpoznany w dokumencie MAK z 2 maja 2010 r. Był to pierwszy stenogram nagrań z kokpitu. Chodzi o jedno krótkie zdanie: "Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr.)" – wypowiedziane niespełna dwie minuty przed katastrofą. Dalej uwaga w nawiasie klamrowym "Głos w tle czytania karty – gen. Błasik".

Stroiński zaprzecza

Sytuacja wygląda na taką: Rozpoczyna się końcowa faza lotu. Załoga czyta kartę, czyli wymienia po kolei czynności, które zgodnie z procedurą należy wykonać. Błasik ( pojawia się w kokpicie nie wiadomo skąd) objaśnia (nie wiadomo komu) jeden z fachowych terminów wyczytanych przez lotników.

Pytanie, kto rozpoznał głos dowódcy Sił Powietrznych? Pod stenogramami są podpisy dwóch przedstawicieli MAK i rosyjskiego tłumacza. Jednak to nie oni rozpoznawali głosy – bo nie znali przecież ani generała, ani członków załogi. Musiał to być ktoś z Polaków. Kto?

To z pozoru jest jasne, bo pod stenogramami jest uwaga: "Identyfikacji rozmówców dokonał dowódca eskadry [36. pułku] ppłk Bartosz Stroiński".

Problem w tym, że Stroiński nie podpisał się pod stenogramami. Tłumaczył, że dokument MAK pochodzi z maja, a on był w Moskwie w kwietniu.

Zapytaliśmy Stroińskiego, czy to on rozpoznał głos generała. Zaprzeczył. Stwierdził, że gdy przyjechał, głos był już rozpoznany. W dodatku nie mógłby go zidentyfikować, bo gen. Błasika znał słabo: "rozmawiałem z nim może dwa razy w życiu".

A więc kto? Pod stenogramami są jeszcze dwa podpisy polskich ekspertów, członków komisji Millera. Pierwszy to były pilot 36. pułku Waldemar Targalski. On już 27 sierpnia 2011 r. w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" mówił: "Znałem pana generała. Ale kto go rozpoznał, nie wiem, bo wtedy nie byłem akurat w Moskwie".

Zostaje jeszcze ppłk Sławomir Michalak, inżynier, kierownik Zakładu Awioniki Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. – Ppłk Michalak, który był na miejscu, powiedział mi, że głos generała został rozpoznany przez członka komisji Millera – mówi nam Stroiński. Co na to Michalak? Zadaliśmy mu pytania. W instytucie poinformowano nas, że kontakt z pułkownikiem jest niemożliwy.

Szum na ścieżce

Na razie więc nie wiadomo, kto rozpoznał głos generała. Wiadomo, że odbyło się to jeszcze w kwietniu – zaraz po katastrofie. Wiadomo (choćby z raportu MAK czy wypowiedzi Targalskiego), że ścieżka dźwiękowa była niewyraźna. Wiadomo także, że MAK nie zamówił ekspertyzy fonoskopijnej głosu Błasika – choć zamówił taką ekspertyzę dla identyfikacji głosu szefa protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany.

MAK twierdzi w raporcie, że aby potwierdzić obecność Błasika w kabinie, sięgnięto po opinie innych ekspertów – osób, które go dobrze znały. Jakich ekspertów – nie wiadomo. 17 czerwca 2010 r. polscy i rosyjscy specjaliści podpisali się pod drugą wersją stenogramów – ale ta nie została udostępniona opinii publicznej.

Na razie pewne jest tylko to, że generałowi przypisano zdanie o mechanizacji skrzydła. Lecz na jakiej podstawie?

Przypisana Błasikowi fraza była powodem zamówienia przez MAK dodatkowej ekspertyzy: "O możliwości obecności w kabinie pilotów osoby postronnej". Ekspert notuje na początku opinii, że w protokole stenogramów zapisano "zdanie wypowiedziane przez człowieka, którego głos był rozpoznany jako głos generała Andrzeja Błasika". Na podstawie analizy materiałów medyczno-sądowych ciała dowódcy Sił Powietrznych orzeka: "z wysokim stopniem prawdopodobieństwa można stwierdzić", że generał znajdował się w kabinie pilotów w chwili katastrofy.

Jakie były przesłanki do tego stwierdzenia?

Po pierwsze, generał nie był przypięty pasem bezpieczeństwa (czyli mógł np. stać w kokpicie).

Po drugie, doznał poważnych (wymienionych ze szczegółami) urazów tułowia – to też może wskazywać, że znajdował się w "niewielkiej kabinie" pilotów.

Po trzecie, "ciało A. Błasika zostało odnalezione w sektorze 1, to jest w rejonie przedniej części samolotu. W tym sektorze zostało odnalezione też ciało nawigatora".

Czy to przekonujące dowody? Raczej nie. Sam ekspert zauważa, że Błasik nie był przypięty pasem, "podobnie jak wszyscy wysocy rangą przedstawiciele Ministerstwa Obrony, dwoje członków delegacji i stewardesa".

Fakt – doznał ciężkich obrażeń ciała, ale czy nie mógłby ich doznać, znajdując się w również niezbyt dużym przedziale dla VIP-ów za salonką prezydenta?

To, że ciało generała znaleziono obok ciała nawigatora, też nie jest dowodem. W sektorze pierwszym było jeszcze 11 innych ciał. Przy tym szczątki pozostałych członków załogi – obu pilotów i technika pokładowego – były w innych sektorach.

MAK miał więc nikłe dowody. Mimo to Rosjanie uznali, że obecność generała w kokpicie bezpośrednio przyczyniła się do katastrofy. Miał wywierać na kapitana samolotu presję, by "lądował za wszelką cenę".

Osiem słów dowódcy

Jak sprawę Błasika widzieli polscy eksperci? Latem 2011 r. raport na temat katastrofy zaprezentowała komisja Jerzego Millera. W stenogramach dołączonych do dokumentu Błasikowi przypisano trzy wypowiedzi z ostatniej minuty lotu: "250 metrów", "Sto metrów" oraz "Nic nie widać". W sumie osiem słów.

Ostatnią frazę umieszczono w nawiasie ze znakami zapytania, co znaczy, że były wątpliwości co do odczytu. Kto go dokonywał? W dokumencie zapisano, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji. Wiadomo, że nad rozszyfrowaniem zapisów na zlecenie komisji Millera pracowali także specjaliści z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wnioski na temat wpływu generała na przebieg tragedii są sformułowane dużo łagodniej niż w dokumencie MAK, ale jednak są. Miller i jego eksperci zapisali to tak: "Elementem presji pośredniej była obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie, gdyż w świadomości dowódcy statku mogła pojawić się obawa o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania".

W ostatni poniedziałek wojskowi prokuratorzy ujawnili zapisy rozmów, które na ich zlecenie przygotowali specjaliści z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. Zapanowała konsternacja, bo oni z kolei nie wychwycili żadnej wypowiedzi gen. Błasika. Jak to możliwe, że specjaliści od fonoskopii tak się w tej kwestii różnią?

Od sprawy ekspresowo zdystansowała się ABW. – W badaniach eksperci ABW nie wskazali żadnej wypowiedzi śp. gen. Andrzeja Błasika – powiedziała TVN 24 rzeczniczka Agencji.

Dopytywany Jerzy Miller przyznał w końcu, że również eksperci Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji wcale nie przypisali wspomnianych wypowiedzi Błasikowi. – Odczytali słowa, natomiast słów nie przypisali nikomu – wyjawił w Radiu RMF. Kto więc to zrobił? Miller wytłumaczył, że jego komisja, biorąc pod uwagę "cały kontekst zdarzeń w tym dniu i wszystkie okoliczności, które były znane". – Członkowie komisji przez długie miesiące słuchali tego nagrania, nie potrafię teraz powiedzieć, kto pierwszy zidentyfikował głos generała – uzupełniał w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

O jakim "całym kontekście" mowa? Chodzi o dwie sprawy. Po pierwsze, o sytuację, która rozegrała się w kokpicie na nieco ponad 4 minuty przed katastrofą. Mikrofony zarejestrowały wtedy wymianę powitań, co może sugerować, że nowe osoby/nowa osoba zjawiły się w kabinie. Ale część odczytu jest niepewna (ze znakami zapytania), nie wiadomo, kto i z kim się wita.

Wątła podstawa, by szarżować z wnioskami i twierdzić, że jedną z tych osób jest akurat Błasik.

Odpada też argument, że ciało generała znaleziono w okolicy zniszczonego kokpitu. Przypomnijmy – było tam w sumie 13 ciał, w tym tylko jedne zwłoki członka załogi.

Pewność po polsku

Nie wiadomo, czy gen. Błasik tuż przed katastrofą był w kokpicie tupolewa. Na pewno nie ma na to twardych dowodów.

Komisja Millera w raporcie pisała bez cienia wątpliwości: "do kokpitu wszedł Dowódca Sił Powietrznych" albo "obecny w kabinie załogi w trakcie podejścia końcowego Dowódca Sił Powietrznych trzykrotnie przekazał swoje obserwacje".

Komisja nie zastrzegła się: nie ma głosu generała w ekspertyzach fonoskopijnych. Twierdziła, że Błasik w kabinie to fakt, a nie wniosek "wysnuty z kontekstu". Gdyby nie ujawniona przez prokuraturę ekspertyza Instytutu Sehna, Miller pewnie nigdy by tego nie przyznał.

Do tej pory Jerzy Miller budował wizerunek chłodnego i rzeczowego państwowca. W sierpniu zeszłego roku byliśmy u niego na wywiadzie, tuż po zakończeniu prac komisji. O sprawie gen. Błasika wypowiadał się wyjątkowo ostrożnie. Mówił np., że nieprawdą jest rzekoma kłótnia jeszcze na Okęciu między generałem a kapitanem tupolewa. O obecności generała w kokpicie mówił tak: "Mieliśmy świadomość, że musimy być pewni tego, co zapiszemy w dokumentach końcowych. Nie możemy podać jakiegoś faktu opinii publicznej, skoro sami mamy różne zdania. Lepiej wykonać jeszcze dodatkowe badania i wydłużyć czas przygotowania raportu końcowego. Niektórzy mówią, że nasz raport jest bez żadnych nowości. My podpisaliśmy się pod tym, czego byliśmy pewni".

Pewność w sprawie gen. Błasika to chyba nie jest dziś najbardziej odpowiednie słowo.
Rzeczpospolita

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 21, 2012 5:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/69745,795423-Kto-uslyszal-generala-Blasika.html
Znikający głos generała
Paweł Reszka, Michał Majewski 20-01-2012, ostatnia aktualizacja 20-01-2012 22:00

Nikt nie chce się przyznać do rozpoznania głosu generała Błasika, a komisje wciąż twierdzą, że był w kokpicie

Pierwszy raz głos generała Andrzeja Błasika w kabinie pilotów prezydenckiego tupolewa rozpoznano jeszcze w kwietniu 2010 roku. Tyle że do dziś nie wiadomo, kto dokonał identyfikacji.

Pod stenogramami rozmów z kokpitu opracowanymi przez rosyjski MAK jest dopisek: "Identyfikacji rozmówców dokonał dowódca eskadry 36. pułku ppłk Bartosz Stroiński".

– Nie rozpoznałem głosu generała. Słabo go znałem. Rozmawiałem z nim może dwa razy w życiu – mówi "Rz" i dodaje, że gdy przyjechał do Moskwy, "głos Błasika" był już rozpoznany. Przez kogo?

– Poinformowano mnie, że przez kogoś z polskiej komisji badającej katastrofę – mówi Stroiński. Pod MAK-owskim stenogramem podpisał się też Waldemar Targalski, również członek polskiej komisji. Targalski kilka miesięcy temu w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" powiedział, że to nie on rozpoznał na taśmie głos dowódcy Sił Powietrznych. Spytaliśmy go w piątek ponownie o tę sprawę, ale nie odpowiedział. Wiadomo też, że MAK nie zamówił ekspertyzy fonoskopijnej głosu gen. Andrzeja Błasika.

Eksperci nie usłyszeli

Zagadka. Tym bardziej ciekawa, że nie udało się to ekspertom z trzech niezależnych instytucji: Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji (obie na zlecenie komisji Millera) i Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna (najnowsza opracowana na zlecenie prokuratury). W żadnej ekspertyzie nie pada nazwisko Błasika.

Mimo wątłych przesłanek MAK w raporcie końcowym orzekł, że obecność Błasika w kabinie i presja, którą wywierał na lotników, była jedną z bezpośrednich przyczyn katastrofy.

Polska komisja Jerzego Millera badająca katastrofę nie stawiała tak radykalnej tezy. Jednak w jej raporcie napisano, że generał Błasik bez wątpienia wszedł do kabiny pilotów. Przypisano mu trzy konkretne wypowiedzi.

Skoro nie ustalono tego na podstawie ekspertyz fonoskopijnych, to jak?

– Z całego kontekstu zdarzeń w tym dniu i wszystkich okoliczności, które były znane, komisja uzupełniła tę nierozpoznaną osobę, przypisując ten głos generałowi Błasikowi – wyjaśniał w rozmowie z RMF Miller. Były minister argumentuje, że ciało generała znaleziono w sektorze numer 1, gdzie znajdowały się zwłoki nawigatora tupolewa. A to znaczy, że Błasik mógł być w momencie wypadku w kokpicie. Tyle że oprócz generała i nawigatora w sektorze numer 1 znajdowało się jeszcze 11 innych zwłok. Nie były to ciała pozostałych członków załogi Tu-154M, które odnaleziono w innych rejonach katastrofy.

Bez wznawiania prac

W piątek z Millerem i członkami jego komisji rozmawiał premier Donald Tusk. – Według zgodnej opinii wszystkich biorących udział w spotkaniu w tej chwili nie ma żadnych przesłanek do wznowienia prac komisji – poinformował rzecznik rządu Paweł Graś.
Rzeczpospolita

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Sty 23, 2012 3:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Według zgodnej opinii wszystkich biorących udział w spotkaniu w tej chwili nie ma żadnych przesłanek do wznowienia prac komisji – poinformował rzecznik rządu Paweł Graś.

Po przeczytaniu takiej zgodnej opinii i przy jednoczesnym przekonaniu znacznej części społeczeństwa, że praca Komisji i jej owoc w postaci raportu, to jedna wielka lipa, trudno oprzeć się wrażeniu, że "wszyscy biorący udział w spotkaniu" są żywotnie zainteresowani tym, by stan niewiedzy został utrwalony. Motywów można się domyślać przeróżnych - takim postępowaniem "wszyscy biorący..." dają nam carte blanche.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Sty 27, 2012 3:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem


"Ciała Polaków były brudne, w workach"

Paulina Piekarska

Uwierzyliśmy Rosjanom, że uczciwie wyjaśnią sprawę katastrofy. Dziś już wiemy, że nas oszukali. Chyba sam Donald Tusk po raporcie MAK zrozumiał, że został oszukany. Raport Millera okazał się nieudolną próbą obrony polskiego interesu. Nic dziwnego, premier boi się przecież reakcji Rosji.

Mec. Bartosz Kownacki


- Dziś sypią się i raport MAK, i raport komisji Jerzego Millera. Chyba sam Donald Tusk zrozumiał, że został oszukany przez Rosjan. Jeśli pozwala, by inne państwo tak nas traktowało, pluło nam w twarz, to znaczy, że nie potrafi stać na straży polskiej godności - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Bartosz Kownacki. Pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym wdowy po gen. Andrzeju Błasiku, a także poseł Klubu Parlamentarnego Solidarna Polska ujawnia też, że polska prokuratura po wielu miesiącach starań w końcu otrzymała od Rosjan zdjęcia wykonane tuż po katastrofie. – Dowodzą one, w jak skandaliczny sposób potraktowano szczątki ofiar. Ciała wkładano do trumien brudne, w workach. Przecież można było tych ludzi umyć, ubrać, zapewnić im minimum godności - podkreśla.



Paulina Piekarska: Czy opinia biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, zawierającą nowy odczyt czarnej skrzynki Tu-154M, przybliżyła nas do prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r.?

Mec. Bartosz Kownacki: Pokazała mały fragment prawdy. Widzimy, że sypie się zarówno raport MAK, jak i raport komisji Jerzego Millera. Ekspertyza dowiodła, jak nierzetelnie były wykonane oba dokumenty. Rosjanie nie postępują uczciwie, a polski rząd niestety uległ ich kłamstwom, czego dowodem jest raport komisji.

Ekspertyza została wykonana na podstawie kopii. Oryginały nagrań mogłyby wnieść do sprawy jeszcze więcej?

- Dla czystości procesowej biegły powinien pracować na oryginale. Kopia zawsze obciążona jest pewną dozą ryzyka. Prokuratorzy powiedzieli, że mają pewność, że nie było tu żadnego fałszerstwa, ponieważ w Moskwie mieli możliwość porównania kopii z oryginałem. Moim zdaniem nie można jednak wykluczyć w 100%, że pracując na oryginalnych taśmach, nie udałoby się im uzyskać dodatkowych informacji.
MAK już sprawę załatwił, w sposób wygodny dla strony rosyjskiej. Świat usłyszał, co miał usłyszeć.Mec. Bartosz Kownacki


Jak wdowa po gen. Błasiku zareagowała na opinię krakowskich biegłych?

- Znaliśmy tę ekspertyzę dużo wcześniej, niż została ona ujawniona w mediach, ale wiem, że pani Ewa czekała na konferencję prasową prokuratorów. To pokazuje, jak była zaszczuta przez ten cały czas. Nawet gdy zobaczyła dokument podpisany przez biegłych, uwierzyła w niego dopiero wtedy, gdy przeczytano go głośno. Dopiero wtedy poczuła ulgę. W tym miejscu trzeba oddać szacunek prokuraturze, która w tej sytuacji zachowała się tak jak należy. Podejrzewam, że po części konferencja została zorganizowana właśnie ze względu na rodziny – prokuratorzy mieli świadomość, jak jest to dla nich ważne.

MAK powinien odnieść się do najnowszych materiałów opublikowanych przez polską prokuraturę? Przewodniczący rosyjskiego zespołu stwierdził, że Komitet wykonał już swoje zadanie i nie widzi podstaw do ponownego zajmowania się tą sprawą.

- Powinien się odnieść, ale wiadomo, że tego nie zrobi. MAK już sprawę załatwił, w sposób wygodny dla strony rosyjskiej, więc po co ma znowu do niej wracać? Świat usłyszał, co miał usłyszeć. A to, że część dokumentów była fałszywa, niewiele ich obchodzi. Polski rząd powinien przewidzieć taką sytuację zaraz po katastrofie. Dziś nie ma nawet trybu formalno-prawnego do zmuszenia MAK-u do zabrania głosu w tej sprawie.

Donald Tusk powinien wymóc to na stronie rosyjskiej?

- Dzisiaj tylko przy nacisku ze strony polskiego rządu jesteśmy w stanie cokolwiek wyegzekwować. Rosjanie sami z siebie na pewno nie podejmą żadnej decyzji. Dla nich sprawa jest zamknięta. Ale gdybyśmy głośno mówili na arenie międzynarodowej o tym, jak nierzetelne są rosyjskie dokumenty, że część z nich została sfałszowana i że domagamy się międzynarodowej komisji, Rosja musiałaby się do tego odnieść. Wtedy nie mogłaby milczeć. Ale to pozostaje w gestii rządu i naszych dyplomatów.

Premier raczej nie podejmie takich działań.

- W mojej ocenie polityka międzynarodową polskiego rządu jest w ogóle na bardzo niskim poziomie. Uwierzyliśmy Rosjanom, że uczciwie wyjaśnią sprawę katastrofy. Dziś już wiemy, że nas oszukali. Chyba sam Donald Tusk po raporcie MAK zrozumiał, że został oszukany. Raport Millera okazał się nieudolną próbą obrony polskiego interesu. Nic dziwnego, premier boi się przecież reakcji Rosji. Po części go rozumiem – żeby się jej postawić, potrzeba determinacji i odwagi. Przypomnę jednak, że w katastrofie nie zginęło kilka przypadkowych osób, tylko prezydent i najważniejsi urzędnicy państwa. Jeśli pozwalamy, by inne państwo tak nas traktowało, to znaczy, że premier i rząd nie potrafią stać na straży polskiej godności. Pozwalamy, żeby ktoś nas oszukiwał i pluł nam w twarz.

Co nasz rząd powinien zrobić w tej sytuacji?

- Działać w dwóch kierunkach - formalno-prawnym – wszcząć postępowanie karne w stosunku do osób, które po stronie rosyjskiej dopuściły się fałszerstwa, ale też pociągnąć do odpowiedzialności dyscyplinarnej lub karnej polskich biegłych przy komisji MAK, którzy - jak się okazało - w nienależyty sposób chronili nasze interesy. Przecież ich zadaniem było m.in. kontrolowanie, jak sporządzana jest opinia fonoskopijna, czy jak przebiega proces sekcji zwłok. Skoro tego nie dopilnowali, to po co tam w ogóle byli? Po wszczęciu takich procedur można zacząć rozmowy z Rosją. Powiedzieć wprost, że nie zgadzamy się na takie traktowanie. Oczywiście groziłoby to bardzo poważnym nadwątleniem i tak już słabych stosunków dyplomatycznych między naszymi krajami.

W świetle najnowszych ustaleń raport MAK ma jeszcze jakąkolwiek wartość czy można go wyrzucić do kosza?

- W tym momencie wiarygodność Rosji jest dla mnie zerowa. Jeżeli kolejne przygotowane przez Rosjan dokumenty okazują się nierzetelne, to istnieje ogromne ryzyko, że wyciągnięte na ich podstawie wnioski są błędne. Dziś nie mam zaufania nie tylko do raportu MAK, ale do żadnych rosyjskich dokumentów.

Jak pan odbiera doniesienia, że żaden z polskich ekspertów nie chce się przyznać do zidentyfikowania głosu gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów?

- Sytuacja jest żenująca i niebezpieczna pod względem prawnym. Przecież na dokumencie znajdują się podpisy konkretnych osób. A przy sporządzaniu rzetelnego raportu nie można opierać się jedynie na swoim „odczuciu”. Takie tłumaczenie wywołuje śmiech. Jeżeli były wątpliwości co do głosu w kokpicie, powinno się go opisać jako niezidentyfikowany.

W świadomości dużej części opinii międzynarodowej istnieje przekonanie, że to Polacy, naciskani przez pijanego generała i prezydenta, swoją brawurą doprowadzili do katastrofyMec. Bartosz Kownacki
Ktoś powinien za to odpowiedzieć karnie?

- Dziwię się, że premier nie zażądał od Jerzego Millera wyjaśnienia tej sprawy. Jeżeliby się okazało, że faktycznie ktoś dopisał głos generała na podstawie jedynie swojego „wrażenia” czy „kontekstu sytuacyjnego”, to moim zdaniem doszło do fałszerstwa intelektualnego, czyli przestępstwa.

Jacek Kurski uważa, że rząd powinien przeprowadzić kampanię informacyjną w zachodnich mediach, która będzie miała na celu „odkłamanie tez zawartych w raporcie MAK”. Uważa pan, że taka akcja jest potrzebna?

- Niestety dziś po prawie dwóch latach od katastrofy na świecie coraz mniej osób pamięta, kim był Lech Kaczyński czy gen. Błasik, ale na pewno w świadomości dużej części opinii międzynarodowej istnieje przekonanie, że to Polacy, naciskani przez pijanego generała i prezydenta, swoją brawurą doprowadzili do katastrofy. W takiej sytuacji, kiedy pojawia się tyle rozbieżności, rząd powinien zrobić wszystko, by nagłośnić tę sprawę i pokazać opinii światowej, że potrzebna jest międzynarodowe śledztwo. Żyjemy w takich czasach, że kampania medialna, uświadamiająca, że Rosjanie przekazują nam kolejne nieprawdziwe dokumenty, mogłaby okazać się skuteczna. Mamy swoich sojuszników w NATO, a to jest sprawa ocierająca się o bezpieczeństwo państwa. Moglibyśmy poprosić ich o pomoc. Powstanie międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy leży też w interesie samej Rosji – mogłaby się uwiarygodnić.

Pana zdaniem politycy, w tym premier Donald Tusk, powinni przeprosić wdowę po gen. Błasiku oraz rodziny pilotów Tu-154M?

- To jest kwestia empatii i kultury osobistej. Przeprosiny nie załatwiają sprawy. Wolałbym nawet, żeby ktoś nie przeprosił, ale wyjaśnił, jak mogło dojść do sporządzenia tak nierzetelnych opinii, przez które przez rok żyliśmy w błędnym przekonaniu, na temat ostatnich chwil przed katastrofą.
Płk Edmund Klich powinien zostać odwołany ze stanowiska przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych? Podobno wniosek o jego odwołanie jest już gotowy.

- Jeśli Edmund Klich rzeczywiście czułby się winny, to sam zrezygnowałby ze swojej funkcji. Jako oficer powinien honorowo powiedzieć: „Nie sprostałem zadaniu, odchodzę”. To by znaczyło dużo więcej niż słowo „przepraszam”. Powinien również wyjaśnić, w jaki sposób zabezpieczał polskie interesy jako polski akredytowany przy MAK, jak nadzorował opinię fonoskopijną czy sekcje zwłok ofiar - jakie miał do tego zaplecze i kto nawalił? Być może nie miał odpowiedniego wsparcia ze strony rządu. Ucięcie sprawy poprzez odwołaniem go ze stanowiska nie wystarczy.

Dziś nie mam żadnego zaufania do ustaleń komisji Jerzego Millera. Uważam jednak, że powinna wznowić działania, chociażby po to, by poprawić swój raport, który zawiera oczywiste nieprawdy.Mec. Bartosz Kownacki
Zaskoczyło pana, że Edmund Klich nagrywał rozmowę z szefem MON?

- Dla mnie podważa to jego wiarygodność i pokazuje, jaką osobą naprawdę jest. Nie mówiąc już o tym, że jeśli urzędnik nagrywa ministra, to jest to coś niebywałego. Pytanie – dlaczego to zrobił? To dowodzi, że od samego początku czuł, po jak niepewnym gruncie stąpa. Wiedział, że sprawa jest niewygodna, że lepiej się ubezpieczyć nagrywając innych urzędników. Podejrzewam, że to nie jest jedyne nagranie, jakiego dokonał. Pewnie jest ich więcej.

Wdowiec po Aleksandrze Natalii-Świat mówił w programie Tomasza Lisa, że 21 miesięcy po katastrofie ma poczucie, iż znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.

- Może nie tyle w punkcie wyjścia, ile nie poruszamy się do przodu. Przecież wciąż nie otrzymaliśmy od Rosji wszystkich potrzebnych dokumentów, nie mamy rzetelnej dokumentacji z początkowej fazy śledztwa, nie dysponujemy wiarygodnymi opiniami z sekcji zwłok.

Na miejscu wypadku podobno wciąż można znaleźć ludzkie szczątki.

- Wiemy to od polskich archeologów, którzy podczas swojej wizyty kilka miesięcy po katastrofie odnaleźli tam ogromną liczbę przedmiotów, elementów samolotu, a także szczątków ofiar. To dowodzi, że ta ziemia nigdy nie została przez Rosjan przekopana, o czym nas zapewniali, zebrali tylko to, co znaleźli na wierzchu.

Komisja Jerzego Millera powinna wznowić prace? Poprawić swój raport?

- Raport komisji Millera, podobnie jak raport MAK, uważam za bardzo słaby. Polska komisja pracowała w dużej mierze na dokumentach przekazanych przez Rosjan, wykonała bardzo mało własnych ekspertyz. Zresztą po ujawnieniu krakowskiej opinii fonoskopijnej śmiem podważać ich jakość. Dziś nie mam żadnego zaufania do ustaleń rządowej komisji. Być może eksperyment na tupolewie też był oparty na czyimś wrażeniu. Być może przycisk „uchod” nie zadziałał 9 na 10 razy, więc komisja uznała, że nie działał zawsze.

Prokuratura nie daje sobie rady ze śledztwem smoleńskim. Widać to było wielokrotnie po wypowiedziach prokuratora SeremetaMec. Bartosz Kownacki
Uważam jednak, że komisja powinna wznowić działania, chociażby po to, by poprawić swój raport, który zawiera oczywiste nieprawdy. Na ich usunięciu powinno zależeć premierowi. Przecież z takim raportem Polska staje się pośmiewiskiem. Wątpię, czy oprócz sprostowań, komisja będzie potrafiła intelektualnie czy też wydolnościowo zrobić cokolwiek więcej. W tej kwestii bardziej liczę na prokuraturę.

Jarosław Kaczyński uważa, że śledztwo powinno zacząć się od początku, mimo że prokuratura wojskowa nadal nie skończyła śledztwa i to nie ona opublikowała raport, który okazał się być oparty na błędnych przesłankach.

- Od początku prace prokuratury były chaotyczne. Wyznaczono za mało prokuratorów i urzędników, aparat administracyjny był niewystarczający, by obsłużyć tak poważną sprawę. Po odwołaniu prokuratora Marka Pasionka nadzór w ogóle nie funkcjonuje. Prokuratura nie daje sobie rady z tym śledztwem. Widać to było wielokrotnie po wypowiedziach prokuratora Seremeta, który mówił coś, czego nie potrafili potwierdzić później prokuratorzy referenci. Oczywiście nie można też mówić, że prokuratura wszystko robi źle. W ostatnim czasie znacznie polepszyły się jej stosunki z rodzinami ofiar. Trzeba też przyznać, że prokuratorzy starają się bezpośrednio przeprowadzać dowody – świadczy o tym m.in. krakowska ekspertyza czy ekshumacja ciała śp. Zbigniewa Wassermanna. Prokuratorzy w końcu ją zrobili, choć mam wrażenie, że przez wiele miesięcy bali się podjąć taką decyzję.

Czego się bali?

- Tego, jak zareaguje opinia publiczna, przełożeni, być może były na nich wywierane jakieś naciski. Pamiętamy przecież, że prokurator Seremet początkowo twierdził, że nie można przeprowadzić ekshumacji w okresie wiosenno-letnim. Później okazało się, że jednak ją przeprowadzono w tym czasie.

Zdaniem Joachima Brudzińskiego odpowiedzialność za złą sytuację w prokuraturze wojskowej, szczególnie w kontekście śledztwa smoleńskiego, ponosi szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski. Pan również ma zastrzeżenia do jego działań?

- Tak. Źle zorganizowana praca prokuratorów na samym początku, która do dziś pokutuje, to właśnie jego wina, on był szefem tej instytucji. Jego decyzja o odwołaniu prokuratorów Marka Pasionka i Zbigniewa Woźniaka to wynik przenikania polityki w śledztwo smoleńskie. Gen. Parulski nie mając zaufania do osób związanych z inną opcją, wolał ich po prostu usunąć. To był katastrofalny błąd. Prok. Pasionek świetnie znał sprawę, naprawdę chciał ją wyjaśnić. Być może usuwając go i zmniejszając nadzór nad śledztwem szef NPW chciał zamieść sprawę pod dywan. Odejście gen. Parulskiego może tylko pomóc w śledztwie.

Antoni Macierewicz oskarża wojskowych prokuratorów o liczne błędy i twierdzi, że dalsze śledztwo powinni poprowadzić nowe osoby.

- Odsunięcie dotychczasowych prokuratorów byłoby katastrofą. To są ludzie, którzy najlepiej znają tę sprawę. Ktoś nowy musiałby się w nią wgryzać przez wiele lat, a czas biegnie. To nie oznacza, że z obecnej pracy prokuratury jestem zadowolony. Uważam, że ten zespół nie tyle powinien zostać zmieniony co poszerzony o nowe osoby.

Macierewicz, powołując się na analizy amerykańskich ekspertów, przekonuje, że bezpośrednią przyczyną katastrofy nie było uderzenie z brzozę, ale dwa wielkie wstrząsy.

- Ten wątek jest bardzo ważny i należy zwrócić uwagę na to, co podają te osoby. Profesorowie z USA podkreślają, że ich ustalenia oparte są na modelu teoretycznym. Nie mają dostępu do wszystkich potrzebnych dokumentów źródłowych, jak choćby m.in. zapisu ATM, opinii z oględzin wraku, czy dokładnych pomiarów uszkodzeń. Prosili o nie prokuraturę, ale nie otrzymali od niej zgody. Dopiero dysponując wszystkimi danymi model nabrałby cech rzeczywistych. W tym kontekście całkowicie nie rozumiem działań prokuratury, która od wielu miesięcy odmawia nam wydania kopii zapisu ATM, aby właśnie niezależni eksperci mogli na niej pracować. To pozwoliłoby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Nie przekonują więc pana analizy tych ekspertów?

- Nie jestem od tego, żeby oceniać, czy coś mnie przekonuje, czy nie. Chciałbym, aby mogli wreszcie zacząć pracować na całości dokumentów.

Macierewicz jest pewny, że wersja z brzozą jest fikcją.

- Ma prawo mocno stawiać swoje tezy. Ja jako adwokat mogę się opierać tylko na dokumentach. A tych nie mamy. A te które posiadamy są w dużej części nieprawdziwe, o czym mówiłem wcześniej. Dlatego teza, że to był zwykły wypadek, który był wynikiem błędów pilotów, jest tak samo bezpodstawna, jak mówienie o tym, że samolot został zestrzelony.

Grzegorz Schetyna stwierdził w programie „Z każdej strony”, że krakowska ekspertyza stała się kolejnym odcinkiem politycznej wojny, a PiS z raportu komisji Millera robi oręż polityczny.

Boję się, że sprawa zakończy się postawieniem zarzutów urzędnikom niższych szczebli, z których zrobi się kozły ofiarne. Prawdziwi winni nie zostaną ukaraniMec. Bartosz Kownacki
- Katastrofa smoleńska ma charakter narodowy, jest sprawą ponadpolityczną. Żadna partia nie ma prawa jej zawłaszczać, ale obowiązkiem każdej partii i każdego polityka jest żądanie dojścia do prawdy. Nie uważam, żeby PiS wykorzystywało katastrofę politycznie. W świetle najnowszych faktów takie oskarżenia są daleko krzywdzące i nieprawdziwe. Czy najnowsza opinia fonoskopijna jest prywatną sprawą Ewy Błasik i najlepiej, żeby nikt się w tej sprawie nie wypowiadał? Jeśli zawinili polscy urzędnicy, politycy mają prawo o tym mówić.

Czy w najbliższym czasie w śledztwie smoleńskim zostaną komuś postawione zarzuty? Mec. Rafał Rogalski twierdzi, że mogą je usłyszeć m.in. funkcjonariusze BOR oraz urzędnicy kancelarii prezydenta, kancelarii premiera, a także MON.

- Boję się, że sprawa zakończy się postawieniem zarzutów urzędnikom niższych szczebli, z których zrobi się kozły ofiarne. Tymczasem oni wykonywali jedynie polecenia swoich przełożonych. To nie oni są odpowiedzialni za katastrofalny stan państwa. Prawdziwi winni nie zostaną ukarani. Zarzuty nie dojdą do ludzi z pierwszego szeregu, do ministrów. Polityka zrobi w tej sprawie swoje.

Wspominał pan o ekshumacji Zbigniewa Wassermanna. Czy inne rodziny też napisały wnioski w tej sprawie?

- Z tego, co się orientuję, do prokuratury wpłynęły wnioski rodziny Stefana Melaka, Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki. Kilka rodzin wciąż się zastanawia. To dla nich bardzo trudna sytuacja. Uważam, że po ekshumacji śp. Zbigniewa Wassermanna, która wykazała fałszerstwo Rosjan, prokuratura powinna z urzędu podjąć decyzję o kolejnych. Jest rzeczą skandaliczną, że ujawnienie tak ważnego dla sprawy faktu, było skutkiem nie pracy organów państwowych, ale ogromnego zaangażowania jednej rodziny.

Powinno dojść do ekshumacji gen. Błasika?

- Na tym etapie wszystko zależy od tego, co wykażą kolejne ekshumacje. Jeżeli by się okazało, że one również potwierdzą błędy w rosyjskiej dokumentacji, niewykluczone, że prokuratura podejmie decyzję o powtórzeniu wszystkich sekcji.

Według pana prokuratura podejmie taką decyzję?

- Gdyby to postępowanie było prowadzone zgodnie z zasadami przewidzianymi w kodeksie postępowania karnego, to prokuratorzy już dawno podjęliby stosowne decyzje o ekshumacji. Niestety w tej sprawie zbyt wielką rolę odgrywa polityka, ale i tak podejrzewam, że do takich ekshumacji dojdzie.

Pod koniec lutego rosyjska prokuratura ma przekazać Polsce nagranie z kamery wieży kontroli lotów lotniska Siewiernyj. Te taśmy będą miały duże znaczenie dla śledztwa?

- Jeśli to prawda, to jesteśmy w kropce dyplomatycznej. Przez wiele miesięcy Rosja twierdziła, że tych nagrań w ogóle nie ma, że nic się nie nagrało. Jeśli teraz nagle te taśmy by się „odnalazły”, to znaczyłoby, że Rosjanie kpią z nas i że od początku kłamali. Poczekajmy, czy faktycznie je dostaniemy.

W wielu przypadkach szczątki ofiar potraktowano w sposób skandaliczny. Ciała wkładano do trumien brudne, w workach. Przecież można było tych ludzi umyć, ubrać, zapewnić im minimum godności. Mec. Bartosz Kownacki
Sądzi pan, że te nagrania dowiodą winy rosyjskich kontrolerów, dadzą odpowiedź na pytanie, czy ich sprzęt, w tym radiolokator, były sprawne?

- Nie wierzę w to, żebyśmy kiedykolwiek byli w stanie zarzucić coś kontrolerom czy osobom, które zabezpieczały lotnisko Siewiernyj. Rosja nigdy nie przekaże nam takich dowodów. A nawet jeśli chcielibyśmy postawić komuś zarzuty, Rosja nigdy nie wyda nam swojego obywatela. Ta sprawa została pogrzebana na samym początku przez nasze zaniedbania.

A co ze zdjęciami z sekcji zwłok ofiar – udało je się w końcu wyegzekwować?

- Na początku Rosjanie wmawiali nam, że te zdjęcia były robione, ale gdzieś wyparowały. Gdy w końcu trafiły do Polski, okazało się, że nie są to wcale zdjęcia z sekcji. Niektóre są czarno-białe, inne kolorowe, niewyraźne. Każde robione na innej zasadzie.

Co na nich jest?

- Są fragmentaryczne zdjęcia ciał w trumnach, zdjęcia z oględzin miejsca zdarzenia, często zupełnie bezużyteczne. Zdjęć niektórych osób w ogóle nie ma. Małgorzata Wassermann powiedziała kiedyś, że „zwierzęta się lepiej traktuje niż ciała ofiar w Smoleńsku". Te zdjęcia są tego dowodem.

To znaczy?

- Niektóre ciała wkładano do trumien brudne, w workach. Przecież można było tych ludzi umyć, ubrać. To nie było tak, jak próbowano nas przekonać, że wszystkie ciała były w tak fatalnym stanie, że nie można było zapewnić im minimum godności. W wielu przypadkach szczątki ofiar potraktowano w sposób skandaliczny.

Czy Rosjanie mogą ukrywać jeszcze jakieś ważne dowody?

- Jestem tego pewien. Chociażby kilkadziesiąt dokumentów, o których pisała strona polska składając uwagi do raportu MAK. Do dziś ich nie mamy. A jest też pewnie ogromna liczba materiałów, o których istnieniu nawet nie wiemy.

Prokurator generalny Andrzej Seremet ocenił, że polskie śledztwo "jest bliżej ukończenia niż dalej". Wiadomo, kiedy mogłoby się zakończyć?

- Mam dość komentowania wypowiedzi prokuratora generalnego. Nie wiem, na jakiej podstawie tak mówi. W takich sprawach nie można się spieszyć. Jeśli śledztwo ws. katastrofy Casy, która miała miejsce w Polsce i nie była tak skomplikowana, trwało dwa lata, to oczywiste, że sprawa wypadku w Smoleńsku musi trwać dłużej. Najpierw musimy poczekać na zakończenie śledztwa rosyjskiego, a nic nie wskazuje na to, żeby miało się to stać w najbliższych miesiącach.

Sądzi pan, że tragedia smoleńska znajdzie swój jednoznaczny koniec? Dowiemy się, jakie były prawdziwe przyczyny tej katastrofy?

- Tej sprawy nie da się zamknąć, tak jak nie da się jej wymazać z naszej historii. Ona będzie badana przez kolejne 20 czy 50 lat i mam nadzieję, że kiedyś dotrzemy do prawdy. Dziś najważniejsze, co trzeba zrobić, to zebrać wszelkie możliwe dokumenty i wykonać rzetelnie wszelkie badania i ekspertyzy. Chodzi o to, żeby w przyszłości nie było podstaw do tworzenia teorii spiskowych. Dzisiaj musimy wyjaśnić każdy najbardziej absurdalny wątek.

Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

http://wiadomosci.wp.pl/title,Ciala-Polakow-byly-brudne-w-workach,wid,14202861,wiadomosc.html

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Czw Lut 02, 2012 9:46 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z tego tekstu wygląda jakby rozmawiający próbowali wierzyć, że komisje i rządy Rosji i Polski miały rozbieżne intencje co się tyczy wyjaśnienia sprawy katastrofy i jakby choć jedna ze stron dążyła do wyjawienia prawdy (bo może ją i znają). Dla mnie od początku wyglądało to na wspólną grę, co gorsza jeszcze dość kiepską.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sro Lut 15, 2012 9:22 pm    Temat postu: O hipotezie 2 miejsc Odpowiedz z cytatem

O hipotezie 2 miejsc

Tu znajdują się rozdziały: pierwszy, drugi i trzeci nowej książki blogera o pseudonimie "Free Your Mind", zatytułowanej "Czerwona strona Księżyca", w której została przedstawiona "hipoteza dwóch miejsc", wedle której samolot Tu-154 został przez Moskali porwany, a w pobliżu Smoleńska katastrofę zainscenizowano. Można sobie ściągnąć: pierwszy plik liczy ok. 14 megabajtów, a tekst w nim zawarty ― 166 stronic, następne dwa ― po ok. 10 megabajtów, i 47 stronic odpowiednio:

http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/02/FYM-cz-1.pdf,
http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/02/FYM-cz-2.pdf,
http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/02/FYM-cz-3.pdf.


Do tej samej hipotezy nawiązuje (albo ku niej prowadzi) następujący materiał: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=5580&Itemid=100, zob. także tutaj: http://www.bibula.com/?p=51899.


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Nie Mar 04, 2012 10:07 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Lut 18, 2012 8:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na salonie24.pl Rolex odkrywa wiele ważnych, wręcz pryncypialnych 'błędów', które do tej pory 'umykały uwadze profesjonalistów'. Ba, kto wie czy nie za te 'błędy' byli awansowani i nagradzani.
Cytat:
PROSZĘ PAŃSTWA TO JEST KRYMINAŁ
Autor: niewolnik
Powiedział pułkownik rezerwy Tomasz Grudziński, były wiceszef BOR-u oceniając przygotowanie tragicznie zakończonej wizyty w Smoleńsku w dniu 10 kwietnia 2010 roku na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds Wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej. „Ci ludzie mają na sumieniu 96 ofiar” dodał mając na myśli obecnego szefa i wiceszefa BOR-u oraz Ministra Jerzego Millera, bo tylko on, jak mówi ustawa, mógł obniżyć stopień ochrony VIP-ów. Zarówno pułkownik Tomasz Grudziński jak i pirotechnik, major rezerwy Robert Tereli, nie byli w stanie wytłumaczyć w jaki sposób mogło dojść do złamania wszystkich wymaganych prawem procedur na każdym z etapów przygotowywania wizyt. Pytany czy brak ochrony w Smoleńsku, w dniu 10 kwietnia 2010 roku mógł być wynikiem bałaganu, odpowiedział, że biorąc pod uwagę fachowość wiceszefa BOR-u jest to wykluczone. Co więcej, panowie uznali tłumaczenia, że na lotnisku wojskowym działalność funkcjonariuszy biura mogła być ograniczona za kłamliwe; wielokrotnie w swojej zawodowej karierze zabezpieczali VIP-ów na lotniskach wojskowych, w szczególnych wypadkach wspomagając się żandarmerią.

Major Tereli poddał również w wątpliwość obecność funkcjonariuszy BOR-u na pokładzie Tu-154 (sic!) ze względu na zbyt małą odległość czasową jaka według oficjalnej wersji wydarzeń dzieliła lądowanie Ił-a 76 i Tu-154. Obecny na pokładzie szef prezydenckiej ochrony miał obowiązek zakazać lądowania do czasu wylądowania Ił-a-76 i wyładowanie z niego samochodów dla VIP-ów, co jest czynnością czasochłonną. Działanie funkcjonariuszy na miejscu tragedii było sprzeczne ze wszelkimi procedurami, grupa przygotowująca i osobista ochrona nie zostały wyposażone w środki łączności, nie mogły więc wypełnić żadnych działań zabezpieczających na miejscu.

Wizytę głowy państwa (plan tej wizyty) przygotowano w taki sposób, żeby uniemożliwić jakiekolwiek działania zabezpieczające, a sam plan został zatwierdzony przez nieuprawnionego do tego funkcjonariusza. Major Tereli poddał też krytyce działania swoich byłych kolegów po uzyskaniu wiadomości o zdarzeniu. Obserwując materiały filmowe dostrzegł grupę swoich byłych kolegów pozostających poza ogrodzonym miejscem zdarzenia, pomimo iż obowiązkiem funkcjonariuszy było kontynuowanie ochrony do czasu stwierdzenia zgonu i przekazania ciała VIP-a odpowiednim służbom polskim.

Od jednego z przebywających w Katyniu uczestników planowanych uroczystości dowiedział się również, że oficer BOR-u miał podjąć odwołaną później decyzję o ewakuacji uczestników w czasie, gdy powinien raczej podjąć decyzje o wykorzystaniu osób posiadających immunitety dyplomatyczne do akcji operacyjnej. Za zastanawiające uznał nieprzekazanie kamizelek BOR-u, a nawet ich zdjęcie z ciał poległych funkcjonariuszy. Jako pirotechnik uznał je za bardzo ważne dowody w sprawie. Uprawnienia do posiadania broni palnej przez grupę przygotowawczą pan major uznał za oczywiste, bo wchodzi tu w grę zasada wzajemności, a Rosjanie podczas wizyt swoich VIP-ów są w taką broń wyposażeni.

Niezwłocznie po zdarzeniu Biuro Ochrony Rządu powinno wszcząć postępowanie wyjaśniające, a tak się do dzisiaj nie stało. Tłumaczenie o kolizji postępowania prokuratorskiego i postępowania wewnętrznego jest kłamliwe.

W części poświęconej na zadawanie pytań, major Tereli zauważył, że wszystkie bagaże osób nieobjętych immunitetem dyplomatycznym są prześwietlane, a zdjęcia skanów RTG przechowywane w pamięci komputera. Te zdjęcia, wykonane na lotnisku Okęcie powinny zostać zabezpieczone i posłużyć jako ważny materiał porównawczy w postępowaniu prokuratorskim, w trakcie którego powinno dojść do konfrontacji tego, co wyjechało, z tym, co wróciło.

W tym momencie obrad były prezydencki minister Andrzej Duda zaproponował, żeby Zespół Parlamentarny wystosował uchwałę do Premiera Tuska o odwołanie z zajmowanych stanowisk generała Janickiego i Jerzego Millera sprawującego dzisiaj funkcję wojewody małopolskiego. Uchwała została podjęta.

Pani Beata Gosiewska zadała pytanie o to, czy na podstawie wieloletniego doświadczenia funkcjonariusze BOR przyjęliby wersję, że nagromadzenie podstawowych błędów było wynikiem bałaganu, czy celowego działania, i co wniosłoby do śledztwa badanie kamizelek poległych BOR-owców oraz jaka powinna być rola oficerów biura ochrony rządu po katastrofie.

Pułkownik Tomasz Grudziński, odpowiadając Beacie Gosiewskiej uznał, że znając profesjonalizm wiceszefa BOR-u zaniedbania nie mogły być wynikiem bałaganu po czym podjął wątek kolumny samochodowej na lotnisku. Po wysłuchaniu wypowiedzi świadków oraz po zapoznaniu się materiałami fotograficznymi pułkownik Grudziński doszedł do wniosku, że na lotnisku brakowało czterech samochodów. Co najmniej czterech samochodów: dwóch głównych i dwóch ochronnych lub trzech ochronnych. Procedura w przypadku braku zabezpieczenia kolumny powinna prowadzić do poinformowania szefa BOR-u, a następnie premiera, lub – bezpośrednio, prezydenta.

W kontekście postępowania po katastrofie oficerowie BOR-u mają obowiązek, pod rygorem odpowiedzialności karnej, zabezpieczyć ciała VIP-ów, 24 godziny na dobę, dopóki nie znajdą się w kraju. Poseł Lisiecki zadał pytanie, czy na generała B. mogła zostać wywarta formalna (rozkaz) presja na odstąpienie od procedur oraz czy uzgadniane ze służbami obcych państw plany ochrony VIP-ów podlegają raportowaniu, i czy również powinno to objąć rozmowę ministra Arabskiego z funkcjonariuszami rosyjskimi odbytą w przydrożnym barze.

Pułkownik Grudziński odpowiadając na zadane pytania podkreślił, że każde tego polecenie służbowe powinno być wydane na piśmie, a zaistniała sytuacja jest niewytłumaczalna. Major Tereli podkreślił wyjątkowość sytuacji, w której o organizacji wizyty, wymieniając informacje niejawne, rozmawia się w takim miejscu jak przydrożny bar.

Wracając do pytania Beaty Gosiewskiej na temat kamizelek kuloodpornych, major Tereli opisał budowę kamizelki podkreślając, że rodzaj i typ odkształceń i zniszczeń potrafi być kopalnią wiedzy na temat sił (bądź innych zjawisk – temperatur), którym została poddana. Odpowiadając na pytanie o los kamizelek major Tereli odpowiedział, że według stanu jego wiedzy „kamizelek nie ma”.Zwrócił również uwagę, że o dokonaniu kontroli pirotechnicznej lotu w książce serwisowej samolotu pirotechnik wpisuje obowiązkowo „dokonałem zabezpieczenia pirotechnicznego. Brak uwag.”, i taka adnotacja powinna się znaleźć również i w tym przypadku, bo jest standardowa.

Kolejny uczestnik spotkania poseł Kaczmarek zadał pytanie, jak oficerowie oceniają nadanie pirotechnikowi odpowiedzialnemu za zabezpieczenie pirotechniczne 10 kwietnia 2010 tytułu „pirotechnika roku”, oraz awanse, które stały się udziałem wysokich funkcjonariuszy BOR po tragedii. „Człowiek człowiekowi nie równy. Jeden jest oficerem, inny ma tylko stopień” podsumował osobę generała Janickiego major Tereli.

Odpowiadając na pytanie przewodniczącego A. Macierewicza major Tereli podkreślił, że pirotechnik ma obowiązek przeprowadzenia zabezpieczenia pirotechnicznego pojazdów kawalkady, stąd obowiązek obecności przy pasie pirotechnika.
Zasadą działania BOR-u jest brak zaufania dla partnerów w krajów pobytu VIP-ów. Tak zachowują się również Rosjanie podczas wykonywania zadań zabezpieczających na terenie Polski nadzorując każdy etap zabezpieczeń, mają również dostęp na tereny lotnisk wojskowych, więc na terenie Rosji obowiązuje zasada wzajemności.

Pan Zagrodzki zadał pytanie, czy funkcjonariusze BOR uczestniczą w planowaniu wizyt przygotowywanych przez urzędy państwowe. Pułkownik Grudziński odparł, że jest to oczywiste, że każda wizyta przygotowywana przez urzędy państwowe odbywa się przy udziale BOR-u i ten udział jest obszernie dokumentowany. Drugie pytanie pana Zagrodzkiego dotyczyło możliwości teoretycznego wykorzystania żołnierzy kampanii reprezentacyjnej do działań operacyjnych. Pułkownik Grudziński wyjaśnił, że takie prawo obowiązuje bezwzględnie w Polsce, natomiast na terenie państwa rosyjskiego istnieje teoretycznie taka możliwość przy współdziałaniu z Ministrem Obrony Narodowej i służb dyplomatycznych.

„Ja osobiście wykorzystałbym wszystkie możliwe środki, żeby zabezpieczyć miejsce zdarzenia. Użyłbym osób wyposażonych w immunitet dyplomatyczny” oświadczył major Tereli podkreślając, że taką możliwość daje mu ustawa o BOR. Major Tereli nie potrafił zrozumieć, jak to się stało, że odpowiednie komórki w BOR, nie podjęły działań w odpowiedzi na informację (09 kwietnia 2010 o godz. 22) o możliwym zamachu terrorystycznym na terenie Unii Europejskiej.[/ccolor]

Antoni Macierewicz uzupełnił, że na terenie lotniska przebywał ambasador, dwóch konsulów, i attache wojskowy z ambasady z Moskwie. [color=red]Antoni Macierewicz podał również informację, że już po katastrofie zastępca Ambasadora Polski w Moskwie wysłał do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji stanowisko RP w sprawie eksterytorialności Tu-154 nr 101, i że działania podejmowane przez słuzby rosyjskie muszą być nakierowane na ratunek, ale i na nieingerencję w żadne przedmioty. To stanowisko zostało zmienione decyzją ministra Sikorskiego.
W pierwszym odruchu stanowisko ambasady były trafne i można było z tego wyciągać wnioski.

Major Tereli zwrócił również uwagę, że funkcjonariusze BOR-u nie mają uprawnień do orzekania o śmierci osoby chronionej; mają obowiązek udzielić jej pierwszej pomocy, a następnie innym osobom poszkodowanym. „Miałem daleko posunięte wątpliwości, co do akcji pierwszej pomocy” powiedział major Tereli komentując znany mu materiał fotograficzny.

Pani poseł Paluch zadała pytanie z zakresu koordynacji działań służb, a w szczególności czy obowiązuje „zasada domniemani kompetencji”, kiedy to zakłada się, że w sytuacji braku regulacji przyjmuje się kompetencję BOR-u. Pani poseł pytała również, czy są miejsca, gdzie BOR nie może wejść.

„Ma pani rację, Biuro Ochrony Rządu może żądać pomocy od każdego w sytuacji zagrożenia” odpowiedział Pułkownik Grudziński. Zakres ochrony, użycie sił i środków zależy tylko od oceny stopnia zagrożenia. „Nie ma takiego miejsca, gdzie nie możemy wejść”. „Po pierwsze plan tego zabezpieczenia w Smoleńsku. Gdzie on jest? Musiałbym zobaczyć plan, który jest tak tajny, jak tajne są informacje dla Gazety Wyborczej po wizycie z 2007.”Pułkownik Grudziński ocenił na podstawie własnej wiedzy, że w skali od zera do dziesięciu zabezpieczenie wizyty było następujące: lotnisko – zero, przejazd – zero, Katyń – dwa do trzech.

Na pytanie o sposoby zabezpieczenia łączności, a więc tego, czy funkcjonariusze BOR-u mają możliwość komunikowania się bezpośrednio z załogą samolotu, major Tereli odpowiedział: „Połączenie się z samolotem nie powinno sprawiać większego problemu w formie w jakiej byłoby to zaplanowane.” Antoni Macierewicz uzupełnił, że instrukcja „Head” zawiera taki wymóg i nakłada obowiązek zorganizowania łączności na BOR.

Funkcjonariusze BOR-u mają obowiązek ujawniać zjawiska, a więc na przykład złe warunki atmosferyczne, które mogą grozić osobom chronionym, i mogą zadecydować o braku warunków do lądowania. Takie sytuacje miały miejsce w przeszłości.

„Ja powiem tylko jedną rzecz. Ten człowiek (Janicki) powinien być dawno odwołany, choćby dlatego, że kłamał, że na lotnisku byli funkcjonariusze BOR-u” – zakończył pułkownik Grudziński.

„To było świadectwo powrotu sowietyzmu do Polski” – dodał Antoni Macierewicz.

Praktycznie po zakończeniu wysłuchania major Tereli zwrócił uwagę na prezentowany w mediach klip pokazujący funkcjonariusza rosyjskiego nieszczącego okna tupolewa. Uznał, że okna mają szczególną wartość dowodową jako materiał warstwowy "zapisujący" rodzaj i charakter naprężeń.



więcej: http://www.pomniksmolensk.pl/news.php?readmore=1355


Źródło: http://hekatonchejres.salon24.pl/392137,prosze-panstwa-to-jest-kryminal
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Lut 28, 2012 2:04 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dostałem e-mailem dwa dokumenty. Pierwszy to:
Cytat:
Refleksje ze spotkań z zespołem naukowców z USA w sprawie katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r.

W dniach 3 i 4 lutego b.r. gościliśmy w Ottawie Antoniego Macierewicza, Posła na Sejm RP, PiS, Przewodniczącego Zespołu Parlamentarnego d/s zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej oraz naukowców z USA: Prof. dr inż. Wiesława Biniendę z Universytetu w Akron, Ohio, Prof. dr Kazimierza Nowaczyka z Universytetu Maryland w Baltimore, oraz Mec. Marię Szonert-Biniendę z Libra Institute w Cleveland, Ohio.
Naukowcy z USA przedstawili swoje opracowania polemizujące z kluczowymi fragmentami Raportu MAK oraz jego polskiego odpowiednika, znanego jako raport komisji Millera. Ich prezentacje pozwoliły w czterech podstawowych punktach wykazać celowe działania MAK niezgodne z etyką inżynierską:
1. Celowe fałszowanie przez MAK odczytów z komputera TWAS (Terrain Warning and Avoidance System). W szczególności odczytu lokatora #38, którego odczyt potwierdza, że samolot TU-154M leciał prosto kursem 267 stopni, minął brzozę w odległości 20 metrów i dopiero po pokonaniu odległości ok. 69 m, nastąpiła katastrofa samolotu (Nagłe zastopowanie wszystkich urządzeń pokładowych na wysokości ok. 15 m, poprzedzone dwoma gwałtownymi wstrząsami). Zespół Antoniego Macierewicza jest w posiadaniu tych samych danych co MAK; odczytanych z komputera w USA.
2. Postawienie fałszywej tezy o uderzeniu w brzozę. Po pierwsze, nie ma wyników mikroskopijnego badania powierzchni uszkodzonego skrzydła by potwierdzić uderzenie w brzozę, a po drugie, uderzenie skrzydłem w brzozę nie może spowodować oderwania skrzydła, jak to udowodniono w symulacji komputerowej. Uszkodzony kawałek skrzydła nie wykazuje zniszczeń, jakich ten kawałek doznałby, gdyby oderwał się na wysokości złamanej brzozy (6.5m). Uszkodzenie kawałka skrzydła stwierdzone na podstawie zdjęć wykazuje, że odpowiada ono uszkodzeniom występującym przy znacznie mniejszych prędkościach przy zetknięciu z ziemią. Te obserwacje pokrywają się z odczytem z TWAS, który umiejscawia samolot na wysokości 15 m w momencie utraty z nim kontaktu.
3. Fałszywe oskarżenie generała Błasika o wywieranie presji na pilotów w ich kabinie. Odczyt zapisu głosów w kabinie pilotów komisja MAK błędnie (lub celowo) przypisała generałowi. Jak się okazało, był to głos drugiego pilota. Nie ma żadnych odczytów sugerujących jakąkolwiek presję na załogę samolotu TU-154M.
4. Fałszywe oskarżenie pilotów o nieprawidłowe prowadzenie samolotu oraz podważanie ich kwalifikacji zawodowych. Postępowanie pilotów było do końca prawidłowe jak wykazuje zapis TWAS oraz CVR (rejestrowanie rozmów w kabinie pilotów). Działania pilotów były odpowiednie do sytuacji, w jakiej się znaleźli - próba odejścia na drugi krąg. Ich kwalifikacje zawodowe, w tym znajomość języka rosyjskiego, były odpowiednie do wykonywanego lotu.

Aby dokładniej określić, co rzeczywiście stało się z samolotem, potrzeba badań oderwanej końcówki skrzydła oraz urządzeń samolotu. Profesor Binienda zgłosił nawet chęć zapłacenia kosztów przesyłki urwanej końcówki skrzydła do USA w celu zbadania jej pod okiem niezależnych fachowców. Jak dotychczas, nikt ze strony rosyjskiej, ani polskiej nie wyraził zgody na przeprowadzenie takich badań. Raporty MAK i Komisji Millera po podważeniu ich wiarogodności zarówno przez badania prof. W. Biniendy i prof. K. Nowaczyka, jak i przez niezależną ekspertyzę Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dr Jana Sehna z Krakowa, nie zawierają przekonywujących dowodów na obecnie przyjęty przez stronę rosyjską i polską przebieg wypadków w ostatniej fazie tragicznego lotu. Celowym krokiem powinno być powołanie niezależnej międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej na podstawie dokładnej ewidencji istniejących zapisów instrumentów pokładowych, badań resztek wraku samolotu, przekazanych stronie polskiej czarnych skrzynek oraz szczegółowych badań pozostałych dowodów rzeczowych.

Dr inż. Bogdan Gajewski - Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie - Oddział w Ottawie
Dr inż. Aleksander Maciej Jabłooski - Polski Instytut Naukowy w Kanadzie - Oddział w Ottawie
Stefan Skulski - Związek Narodowy Polski w Kanadzie, Gmina Nr 25 w Ottawie
Jerzy Czartoryski - Kongres Polonii Kanadyjskiej - Okręg Stołeczny - Ottawa
a drugi jest oświadczeniem o treści:
Cytat:
Ottawa, 10 lutego 2012

W. Pan Antoni Macierewicz, Przewodniczący Zespołu Parlamentarnego d/s zbadania przyczyn katastrofy samolotu TU-154M pod Smoleńskiem, 10 kwietnia 2010 r., Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa, Polska
W. Pani Teresa Berezowska, Prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Zarząd Główny, Toronto, Ontario, Kanada


OŚWIADCZENIE

W sobotę, 4 lutego 2012 r., w Sali Parafialnej kościoła św. Jacka Odrowąża w Ottawie, odbyło się spotkanie i panel dyskusyjny p.t.: ,,Pytania oczekujące odpowiedzi – katastrofa polskiego rządowego samolotu TU-154M 10 kwietnia 2010 r.".

W spotkaniu i panelu wzięli udział:
Antoni Macierewicz, Poseł na Sejm RP, PiS, Przewodniczący Zespołu Parlamentarnego d/s zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej,
Prof. dr inż. Wiesław Binienda, University of Akron, Ohio
Prof. dr Kazimierz Nowaczyk, University of Maryland at Baltimore, Maryland
Mec. Maria Szonert-Binienda, Libra Institute, Cleveland, Ohio

Uczestnicy spotkania i panelu uchwalili jednogłośnie następującą uchwałę:

Wszyscy uczestnicy spotkania i panelu w Ottawie, zgromadzeni 4 lutego 2012 r., jednogłośnie wyrażają swoje poparcie dla projektu stworzenia Międzynarodowej Komisji do zbadania tragicznej katastrofy polskiego rządowego samolotu TU-154M, pod Smoleńskiem, 10 kwietnia 2010 r.
Spotkanie i ten panel, zostały zorganizowane przez Oddziały Ottawskie: Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie i Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie, oraz Gminę Nr 25, Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie, pod patronatem Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Okręg - Ottawa.
Przypominamy, że oświadczenie tej samej treści zostało również jednogłośnie uchwalone przez osoby zebrane na podobnym spotkaniu-panelu w Sali Towarzystwa Orła Białego, w Montrealu 2 lutego 2012 r., zorganizowanego przez te same organizacje pod patronatem Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Okręg - Quebec.

Stwierdzamy również, że podobnej treści wniosek został uchwalony znaczną większością głosów przez Delegatów Polonii z całej Kanady, na Walnym XLI Zjeździe Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Montrealu, 17 października 2010 r.

W imieniu Komitetu Organizacyjnego spotkań i paneli w lutym 2012 r.:

Dr inż. Bogdan Gajewski, Prezes, Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie, Oddział Ottawa
Dr inż. Aleksander Maciej Jabłoński, Prezes, Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Oddział Ottawa
Stefan Skulski, Prezes, Gmina Nr 25 w Ottawie, Związek Narodowy Polski w Kanadzie
Jerzy Czartoryski, Prezes, Kongres Polonii Kanadyjskiej, Okręg Stołeczny Ottawa.
cc.
J.E. Zenon Kosiniak-Kamysz, Ambasador RP w Kanadzie
Prof. dr inż. W. Binienda, University of Akron, Ohio
Prof. dr K. Nowaczyk, University of Maryland at Baltimore, Maryland
Mec. Maria Szonert-Binienda, Esq., Libra Institute, Cleveland, Ohio
Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie, Zarząd Główny, Toronto
Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie, Oddział Ottawa
Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Zarząd Główny, Montreal
Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Oddział Ottawa
Związek Narodowy Polski w Kanadzie, Zarząd Główny, Toronto
Związek Narodowy Polski w Kanadzie, Gmina Nr 25, Ottawa
Kongres Polonii Kanadyjskiej, Okręg Stołeczny Ottawa
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Lut 29, 2012 10:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oto tekst Aleksandra Ściosa pt. "BRATERSTWO WYROSŁE Z KRWI"
Cytat:
Wczorajszy wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie Tomasza Turowskiego może stanowić jedno z najważniejszych wydarzeń przybliżających nas do oceny okoliczności związanych z tragedią smoleńską.

Orzeczenie S.A. zdaje się potwierdzać, że postać ambasadora tytularnego w Moskwie stanowi klucz do zrozumienia procesów zapoczątkowanych na długo przed dniem 10 kwietnia 2010 roku.

Tomaszowi Turowskiemu możemy przypisać rolę inicjatora i moderatora procesu „zbliżenia” polsko-rosyjskiego. Wynika to z jego aktywności w latach 2007-2010 i bliskich związków z moskiewską Akademią Ekonomii i Prawa (MAEiP). Tuż po zwycięstwie wyborczym Platformy Obywatelskiej, z inicjatywy MAEiP powołano do życia tzw. Klub Polski w Moskwie. Inicjatywie patronował rektor MAEiP Władymir Bujanow, który od lat próbował wiązać swoją placówkę z polskimi uczelniami. Tomasz Turowski - jako ambasador tytularny w Moskwie oraz doradca szkół wyższych, prowadził w tym czasie ożywioną działalność na rzecz integracji środowisk uniwersyteckich. Jego bliskie związki z MAEiP zaowocowały podpisaniem umów o współpracy z polskimi uczelniami, m.in. z Uniwersytetem Warszawskim. W marcu 2008 roku powstał Klub Rosyjski w Warszawie, założony pod patronatem byłego ambasadora PRL w Moskwie Stanisława Cioska, prezesa Stowarzyszenia "Polska-Wschód" (wcześniejsza nazwa: Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) Stefana Nawrota oraz „przyjaciela uczelni” Tomasza Turowskiego.

Zwieńczeniem działalności ambasadora tytularnego były wydarzenia kończące rok 2010. Podczas wizyty w Polsce prezydenta Rosji Miediwiediewa, Warszawę odwiedziła również delegacja MAEiP. Zapowiedziano podpisanie kolejnej umowy o współpracy, (tym razem z Wyższą Szkołą Menedżerską w Warszawie) zaś 6 grudnia w Pałacu Kultury i Nauki – w obecności Turowskiego - odbyło się wspólne posiedzenie „Klubu Rosyjskiego” w Warszawie i „Klub Polskiego” w Moskwie. Oficjalny komunikat głosił, iż „w oparciu o zasady dobrego sąsiedztwa i pojednania, podpisano porozumienie w sprawie utworzenia na ich bazie, "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Warszawie i "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Moskwie”.

Obecna władza w błyskawicznym tempie przeforsowała specjalną ustawę o powołaniu takiego Centrum, nadając mu uprawnienia instytucji rządowej odpowiedzialnej za zadekretowanie „przyjaźni polsko-rosyjskiej”. Cele działalności Centrum są niemal identyczne z treścią zarządzeń ministrów spraw wewnętrznych PRL z 1975 i 1989 roku, w sprawie ustalenia statutu TPPR Choć projekt ustawy wpłynął do Sejmu w dniu 3 grudnia 2010 roku, to już 25 marca 2011 została ona uchwalona. Za przyjęciem był cały klub PO i PSL, przeciwko 138 posłów PiS-u. W kwietniu 2011 ustawę podpisał Bronisław Komorowski.

Nie ulega wątpliwości, że Tomasz Turowski był jednym z najaktywniejszych architektów tego procesu, a jego działalność przerwała dopiero publikacja Cezarego Gmyza na temat agenturalnej przeszłości ambasadora.

Moskiewska MAEiP – z którą łączyły Turowskiego bardzo bliskie związki, jest – nawet jak na warunki rosyjskie – bardzo szczególną uczelnią.

Pielęgnuje się w niej „tradycje ZSRR”, „dzieła Wojny Ojczyźnianej” i wojny afgańskiej oraz pamięć weteranów Armii Czerwonej. W ramach Akademii działają m.in. kluby patriotyczne „Pamięć” oraz klub przyjaźni rosyjsko-wietnamskiej, a częstymi gośćmi uczelni są sowieccy generałowie i delegacje KC Komunistycznej Partii Wietnamu. W gronie wykładowców uczelni znajdziemy wielu pracowników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, weteranów GRU i KGB oraz tak egzotyczne postaci, jak minister spraw zagranicznych rządu Republiki Beninu, czy ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Republiki Socjalistycznej Wietnamu.

Podstawowe pytanie, jakie pojawia się przy okazji aktywności Turowskiego dotyczy ustalenia pozycji, z jakiej prowadził swoją szczególną działalność. Z oświadczenia MSZ, wydanego po ujawnieniu przeszłości Turowskiego wynika bowiem, że został on przywrócony do służby dyplomatycznej 14 lutego 2010 roku, po trzyletniej przerwie i natychmiast skierowany do Moskwy na stanowisko kierownika wydziału politycznego ambasady RP. W jakim charakterze występował zatem Tomasz Turowski w latach 2008-2010, działając jako „akuszer” polsko-rosyjskiego „pojednania”? Nie był wówczas urzędnikiem polskiego MSZ ani pracownikiem ambasady w Moskwie. Warto przypomnieć, że po powrocie do Polski w roku 2005, Turowski pracował w MSZ jako radca-minister w dyspozycji Biura Kadr i Szkolenia oraz radca-minister w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Od lutego do maja 2007 roku pełnił funkcję ambasadora tytularnego w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Z informacji przekazanych przez ministerstwo wynika, ż, trzy miesiące po tym awansie, nastąpiło "rozwiązanie stosunku pracy w MSZ".

Jeśli zatem wytłumaczyć jego wspólne wizyty w MAEiP z ambasadorem Bahrem czy rolę „eksperta ministerstwa” podczas uczelnianego wykładu z kwietnia 2009 roku? Kogo wówczas reprezentował Turowski i w jakim charakterze „zacieśniał” przyjaźń polsko-rosyjską?

Myślę, że również w tym zakresie wczorajsze orzeczenie Sądu Apelacyjnego przynosi podpowiedź.

Z doniesień prasowych wynika, że SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o uchylenie wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, w którym uznano ambasadora tytularnego za „kłamcę lustracyjnego” i zakazano mu na 3 lata pełnienia funkcji publicznych. Zdaniem mediów - z tajnego uzasadnienia wyroku SA ujawniono tylko dwa zdania o tym, że "sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu, a postępowanie lustracyjne nie powinno się odbyć".

Nieco więcej informacji można wyczytać z {również tajnego) uzasadnienia Sądu Okręgowego z 10.10.2011 r., w którym napisano: „Nie można wykluczyć, że zaszła sytuacja nielojalności państwa wobec swojego funkcjonariusza, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia”.

W świetle powyższych stwierdzeń, uwolnienie Tomasza Turowskiego od zarzutu „kłamstwa lustracyjnego” może wskazywać, że ten były oficer Departamentu I SB MSW i wieloletni watykański „nielegał”, nadal jest funkcjonariuszem lub współpracownikiem w czynnej służbie i pracuje dla Agencji Wywiadu III RP. Gdyby tak było, Turowski winien złożyć do zbioru zastrzeżonego IPN tajną "Deklarację o pracy lub służbie w organach bezpieczeństwa państwa", do której dostęp ma wyłącznie "osoba wyznaczona" przez szefa służby. Jeśli Turowski nie złożył takiej deklaracji lub nie trafiła ona do zbioru zastrzeżonego, IPN, działając na podstawie pozyskanych materiałów - miał prawo zakwestionować jego oświadczenie lustracyjne i wystąpić z wnioskiem do sądu. Jeśli deklaracja znajdowała się w zbiorze zastrzeżonym, a IPN o tym nie wiedział – doszło do dekonspiracji czynnego funkcjonariusza Agencji Wywiadu.

Przypomnę, że taką tezę postawiła przed kilkoma miesiącami„Gazeta Wyborcza” , sugerując, że Turowski był funkcjonariuszem lub współpracownikiem AW, a jego praca w MSZ (od 1993r) stanowiła „przykrycie” dla działalności wywiadowczej. Dowodem miał być również fakt, że Rosjanie już raz - w 1998 r. - podejrzewali Turowskiego o działalność agenturalną, a jego nazwisko znalazło się na liście 19 polskich dyplomatów "biorących udział w działalności wywiadowczej na terenie krajów WNP".

Nietrudno zrozumieć, że wczorajsze orzeczenie Sądu Apelacyjnego może potwierdzać, że ambasador tytularny działał w III RP jako czynny oficer lub współpracownik Agencji Wywiadu.

Gdyby tak było, należałoby całkowicie zweryfikować ocenę aktywności Turowskiego w latach 2007-2010 oraz w zupełnie innym świetle spojrzeć na jego rolę w przygotowaniu wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Ponieważ trudno przypuszczać, by służby sowieckie, a później rosyjskie, nie znały pełnego dossier agenta „Orsoma” – jego nagłe skierowanie na moskiewską placówkę należałoby raczej oceniać, jako nawiązanie szczególnej formy współpracy między służbami III RP, a służbami Federacji Rosyjskiej. Wówczas pojawia się pytanie o rolę Agencji Wywiadu, a generalnie, tajnych służb III RP w całym, wielomiesięcznym procesie „zacieśniania” przyjaźni polsko-rosyjskiej oraz w przygotowaniach zmierzających do tragicznego lotu. Odpowiedź na pytanie: jaką misję wypełniał w tym okresie Tomasz Turowski - może przynieść zasadnicze rozstrzygnięcie również w kwestii odpowiedzialności za śmierć Prezydenta i polskiej elity.

Teza, iż ambasador Turowski był czynnym oficerem polskich służb musi prowadzić do wniosków, przy których bledną dotychczasowe ustalenia w sprawie tragedii smoleńskiej , zaś refleksja wynikająca z tej informacji otwiera nas na rzeczywistość, którą tylko niewielu z nas potrafiłoby podźwignąć...





Linki:



http://www.rp.pl/artykul/580731.html

http://www.radiopomost.com/index.php?option=com_content&view=article&id=1580:turowski-szpieg-w-smolesku-przedtem-w-watykanie-i-paryu&catid=38:polska&Itemid=58

http://cogito.salon24.pl/283511,tomasz-turowski-architekt-przyjazni-z-moskwa

http://cogito.salon24.pl/268779,dyplomaci-z-departamentu-i-sb

http://cogito.salon24.pl/302631,przyjazn-z-mocy-ustawy

http://cogito.salon24.pl/319970,centrum-kata-i-ofiary

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110601&typ=po&id=po22.txt

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110603&typ=po&id=po05.txt

http://www.tvn24.pl/12691,1736332,,,turowski-oczyszczony-do-msz-nie-wroci,wiadomosc.html





Tomasz Turowski podczas wywiadu, jakiego udzielił w dniu 12 kwietnia 2010 roku rosyjskiemu radiu FINAM FM. powiedział: „I Rosja, i Polska należą [...] do tej samej ogromnej judeo-chrześcijańskiej tradycji, a wielkie rzeczy w tej tradycji zawsze rodziły się we krwi. I jestem pewien, że z tej krwi wyrośnie to, na co my wszyscy czekamy - nowe, dobre stosunki pomiędzy Polską i Rosją”.





Żródło: http://cogito.salon24.pl/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Nie Mar 04, 2012 10:03 am    Temat postu: Cykl rozmów z analitykiem i blogerem ZeZorro Odpowiedz z cytatem

Cykl rozmów z analitykiem i blogerem ZeZorro,

dotyczących prawdy i fikcji Tragedii 10 Kwietnia 2010.




Mielenie zeZorrem: prawda i fikcja o 10 Kwietnia
Z blogerem i analitykiem zeZorro rozmawia Joanna Mieszko Wiórkiewicz.








Oto linki do audycji:



Część 1: http://www.radiownet.pl/#/publikacje/mielenie-zezorrem-10-kwietnia-prawda-i-fikcja-cz1

Część 2: http://www.radiownet.pl/#/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-cui-bono-cz2

Część 3: http://www.radiownet.pl/#/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-ofiary-cz31

Część 4: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-ofiary-cz32

Część 5: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-co-to-jest-maskirowka

Część 6: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-o-filmie-swisniewskiego-czyli-10-minut-ktore-wstrzasnelo-polakami

Część 7: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-saga-o-pancernej-brzozie

Część 8: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-latajace-trumny

Część 9: http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem10-kwietnia-prawda-i-fikcja-czy-komputer-pokladowy-fms-byl-zmanipulowany-przez-rosjan-radioboja-na-zlomowisku


gwoli wyjaśnieniu ― Klub Wałdajski: http://pl.wikipedia.org/wiki/Klub_Wa%C5%82dajski


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Czw Kwi 19, 2012 9:04 am, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Mar 04, 2012 9:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po odsłuchaniu tych dwóch nagrań (co zajmuje niemało czasu - dobrze ponad 1.5 godz.) można się upewnić, że w istocie NIC nie wiadomo. To napisanie przeze mnie NIC dużymi literami nie jest przypadkowe. Ale faktycznie dyskutująca para takie właśnie wrażenie pozostawia. Gdy się do tego jeszcze dołączy minowanie terenu pod tym co robi pos. A.Macierewicz, to pojawia się pytanie, czy te wnioski nie są założoną tezą. Podobne zdanie (smutek wywołany sianiem niesnasek) wyraża w swoich tekstach seawolf. Wydaje mi się, że sugerowanie celowych zaniechań nie jest uprawnione, choć muszę przyznać, że pójście na 'zostawienie Smoleńska' w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej mnie nie zachwyciło (to taki eufemizm), natomiast spodobało się mocno salonowi, który zaraz to wykorzystał i z utęsknieniem czekał na jakiekolwiek wyłamanie się PiSu z nie wiadomo po co 'kupionych' ograniczeń (przypomnijmy sobie tu rolę Kluzik-Rostkowskiej), by rozpocząć kampanię pod hasłem "To było nieszczere - oni już wracają do walki Smoleńskiem".
Popatrzyłem też na wspomniane w rozmowie 7 złotych pytań kryminalistyki. I znalazłem - może i warto je przyswoić, bo postawienie ich rzeczywiście prowadzi do logicznych wywodów, które przeciwnicy od razu okrzykną "teoriami spiskowymi". Oto parę słów o tych pytaniach:
Cytat:
Podstawowym celem oględzin jest obiektywna rekonstrukcja przebiegu zdarzenia i zabezpieczenie rzeczowego materiału dowodowego dla potrzeb postępowania karnego.
Osiągnięcie głównego celu możliwe jest dzięki realizacji celów cząstkowych, które określa reguła tzw. 7 złotych pytań kryminalistyki - co? gdzie? kiedy? jak? czym? dlaczego? kto?
Co się wydarzyło? - należy ustalić, czy zdarzenie będące przedmiotem zainteresowania jest przestępstwem, czy może jest to innego rodzaju zdarzenie, np. nieszczęśliwy wypadek, działanie sił przyrody (pożar) itp.
Gdzie miało miejsce zdarzenie? - trzeba ustalić, gdzie faktycznie przebiegało całe zdarzenie (przestępstwo) oraz gdzie nastąpił skutek, a następnie ustalić inne miejsca mające związek ze zdarzeniem.
Kiedy zaistniało zdarzenie? - chodzi tu o ustalenie czasu popełnienia przestępstwa, ewentualnie czasu trwania zdarzenia.
Jak przebiegało zdarzenie? - przede wszystkim należy ustalić dokładny przebieg zdarzenia (chronologię),
Czym posługiwał się sprawca? - należy ustalić rodzaj środków i narzędzi, które służyły sprawcy do popełnienia przestępstwa.
Dlaczego sprawca popełnił przestępstwo? - trzeba określić, czym kierował się sprawca, dokonując przestępstwa, jaki był motyw jego działania.
Kto był uczestnikiem zdarzenia? - przede wszystkim należy ustalić sprawcę (sprawców) i pokrzywdzonych, a następnie określić rolę poszczególnych uczestników zdarzenia (np. sprawca główny, pomocnik).

Cytat pochodzi z http://pila.szkolapolicji.gov.pl/mambo2/magazyn/ogledziny/pojecie_ogledzin_i_ich_podstawy_prawne.html , co trochę materiał z radia 'rozmiękcza'. Może jestem przewrażliwiony.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Mar 05, 2012 8:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wczoraj po odsłuchaniu poleconych przez EQV audycji radiowych korzystając z rekomendacji znajdującej się na stronie radia, ściągnąłem "Czerwoną stronę księżyca". Najrócej ujmując nie wygląda to na kupę niedorzeczności. Gdy się zobaczy w stopce taki tekst:
Cytat:
Por. też http://freeyourmind.salon24.pl/303888,dobrynskoje#comment_4359323 (relacja jednego z ruskich ratowników: „(...)
Wylecieliśmy o drugiej, a o piątej po południu znaleźliśmy się na miejscu katastrofy. Był już tam rozstawiony sztab operacyjny z ministrem Siergiejem Szojgu na czele. Całą strefę podzielono na sektory, w każdym pracowała osobna grupa:
współpracownicy FSB, milicji, kryminolodzy, ratownicy, lekarze. Już na pierwszy rzut oka było jasne, że żywych w tym miejscu być nie może. Widok był, łagodnie mówiąc, nieciekawy: samolot rozbił się w dość błotnistym miejscu, błota tam było prawie po kolana, wszędzie walały się odłamki samolotu (tylko część ogonową odrzuciło gdzieś na 100 metrów) – prawdziwa mieszanina ziemi, kawałków pokrycia, różnych przedmiotów. I w tym błocie ludzie przy pomocy łopat próbowali znaleźć i wydobyć zwłoki ofiar. Zobaczyliśmy jeszcze tę złamaną brzozę, o którą zaczepił samolot przed upadkiem i kilka radiwojolatarni (радиовышек), o które zaczepił.
Potem ratownicy smoleńscy opowiedzieli nam, że kiedy spadł polski samolot, to na lotnisku usłyszeli tyko plaśnięcie, nie było ani wybuchu, ani dużego pożaru – paliło się trochę rozlanej na ziemi nafty. Zapewne, gdyby ogień był duży to rozpoznanie ofiar w ogóle by się nie udało. Ratownicy, którzy pierwsi przybiegli na miejsce zdarzenia, musieli ręcznie burzyć kawałek betonowego ogrodzenia lotniska, potem ugasili ogień. A potem pojawili się kryminolodzy, którzy zbadali ten teren. Wszystkie prace związane z poszukiwaniem ciał zaczęły się gdzieś o czwartej. ”)
Por. też komentarz http://freeyourmind.salon24.pl/338767,medytacje-smolenskie-3#comment_4921016 na temat zdjęć „wynoszenia ciał w trumnach”: „Wygląda, że niosą je pełne do ciężarówek. Ale idą nie od strony miejsca katastrofy, tylko po usypanej piaszczystej drodze koło muru, czyli z przeciwnego kierunku. Gdyby ciała złożone były bliżej, u początku tej piaszczystej drogi, bezsensem byłoby noszenie ich wstecz do ciężarówki, która przecież mogła podjechać. Dlatego to wygląda tak teatralnie.Nie ma natomiast ani jednego zdjęcia dokumentującego miejsce składania ciał ofiar przed włożeniem do trumien. ”


można całkowicie przestać wierzyć, że to był 'wypadek'. Czytając ten tekst przychodzą przed oczy wspomnienia sprzed dwóch lat i jawią się różne informacje, które i wtedy w podświadomości siały niepokój i wzbudzały podejrzenia. Np. tzw. "drastyczne zdjęcia" nie zawierające w sumie niczego, Dziś można je kojarzyć jako próbę odciągnania od twardych dowodów.
W każdym razie poczytać warto (i na objętość jest co).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Mar 07, 2012 10:07 pm    Temat postu: ]AKT ZGONU A ZAPROSZENIE NA POGRZEB Odpowiedz z cytatem

Oto dzisiejszy tekst z niezależnej.pl pt."AKT ZGONU A ZAPROSZENIE NA POGRZEB"
Cytat:
AKT ZGONU A ZAPROSZENIE NA POGRZEB
Wahałem się, czy podjąć ten temat, ale ostatecznie zdecydowałem się, że warto; nie ze względu na personalia, ale ze względu na wagę pewnego rodzaju zjawiska. Można to zjawisko określić: „lekceważeniem zdrowego rozsądku ludzi nie należących do grupy, która zdrowy rozsądek ma ex definitione, więc po pierwsze nigdy się nie myli, a jeśli się myli, to patrz po pierwsze”. Ponieważ nie należę do grupy więc mój zdrowy rozsądek bywa poddawany w wątpliwość, co mnie ni ziębi ni parzy; martwię się natomiast o grupę, bo tak los sprawił, że w szerokim zakresie swojej działalności ta grupa reprezentuje mnie, a z jej działaniem ja osobiście wiążę duże nadzieje. W jednym z moich tekstów poświęconych pewnej herezji, odstępstwu od obowiązującego kanonu, oraz bluźnierstwu przeciw jedynej możliwej interpretacji zdarzeń, rekonstruując założenia herezjarchy stwierdziłem, co następuje:

1. „Opinii publicznej nie są znane żadne materiały dokumentujące wylot, przebieg lotu, proces podchodzenia do lądowania, przebieg katastrofy.” [...]

2. „Nie istnieje dokument niezbędny, by polski statek powietrzny mógł przekroczyć granice RP. Prezentowany w mediach jest sporządzony wadliwie i nie mógł być podstawą do wykonania lotu.”

Te dwa moje stwierdzenia spotkały się z miażdżącą krytyką osób bardzo blisko związanych z badaniami nad katastrofą prowadzonymi przez akredytowane do tego typu zadań grupy robocze (umocowane w strukturze sejmu Rzeczpospolitej). Usłyszałem wiele dość uszczypliwych uwag, dowiedziałem się również, że są w Polsce dziennikarze (jak rozumiem zawodowo zajmujący się sprawą) którzy od dawien dawna posiadają dostęp do dokumentów, w których istnienie śmiem wątpić, a nie mogąc patrzeć na męczarnie będące następstwem ignorancji, są nawet gotowi stosowne kopie owych dokumentów mi dostarczyć. No i dostałem. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że przez kilka dni z rzędu byłem potwornie zajęty; dowód mojej ignorancji leżał spakowany w mailu i czekał.

Świadomość, że czeka, tkwiła gdzieś tam w zakamarach pamięci i nie było to uczucie miłe. Nikt nie lubi być sprowadzany na ziemie i dowiadywać się, że w sprawie, o której wydawało mu się, że wie wiele, i zapoznał się z podstawowymi materiałami źródłowymi, nie odchował należytej staranności w odniesieniu do jednego z najważniejszych dokumentów. Przykre to, ale takim sytuacjom trzeba stawić czoła z pokorą, choćby po to, żeby od podobnych, grubych błędów uchronić się w przyszłości.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu pliku zawierającego rzekomo poszukiwany przeze mnie dokument, wcale go tam nie było. Był inny, ale o nim później.

Otóż „dokument niezbędny, by polski statek powietrzny mógł przekroczyć granice RP.” nazywa się planem lotu i takiego dokumentu od dość dawna szukam. Jego losy są bardzo mgliste, a związane są z nim dramatyczne losy osób, które się o jego zagadkę otarły. Wkrótce po 10 kwietnia rzekomy plan lotu został przedstawiony ekspertowi – Dariuszowi Szpinecie ze szkoły pilotażu Ad Astra - przez dziennikarza TVN24 info. Plik flv z wywiadem znajdziecie Państwo tu: http://www.youtube.com/watch?v=phTPN_oftr0 (nie zamieszczam clipu z uwagi o dbałość o nienaruszanie praw autorskich)

„Bez planu takiego lotu statek powietrzny nie może wykonać lotu w przestrzeni kontrolowanej” stwierdza ekspert i umówmy się, że zapamiętamy, jaki rodzaj dokumentu jest „niezbędny, by polski statek powietrzny mógł przekroczyć granice RP”. Precyzyjnie rzecz ujmując, żeby samolot w ogóle mógł opuścić lotnisko. „Wiemy, że samolot miał wystartować z Warszawy o godzinie piątej czasu uniwersalnego, czyli o godzinie siódmej naszego czasu” informuje nas ekspert analizując zapisy dokumentu. Po omówieniu prędkości, pułapu, ekspert przechodzi do trasy. „Samolot powinien wystartować z Okęcia w kierunku punktu BAMSO Z182, który jest punktem wylotowym [...] tutaj widzimy literówkę w tym planie lotu. Tutaj napisane jest AKSIL, a on w rzeczywistości nazywa się ASKIL. Zostały przestawione te dwie litery. „Co to może oznaczać dla tego planu”? pyta zupełnie rozsądnie dziennikarz. „Komputer nie przyjmuje, nie koryguje tego planu. Taki plan może zostać odrzucony, jeżeli zrobimy taką literówkę”. „Czy to znaczy, że taki plan lotu mógł zostać odrzucony?” dopytuje dalej bardzo przytomnie dziennikarz.

„To należałoby sprawdzić, natomiast w takich przypadkach zostaje odrzucony, i zostaje powiadomiony ten, który go składał, lub musi odczytać to w systemie, że ten plan nie został przyjęty, że wisi jako zawieszony z jakiegoś powodu. [...] Musimy wyznaczyć dwa lotniska zapasowe, i w tym planie lotu takie lotniska zostały wyznaczone; został zaznaczony Witebsk (UMII), został zaznaczony Mińsk (UMSS) jako drugie lotnisko zapasowe.”

Musi więc istnieć (nie ma innej możliwości) poprawnie sporządzony plan lotu, bez literówek, by do wylotu Tu-154 z Okęcia 10 kwietnia 2010 roku w ogóle doszło. Ale nie tylko to. Zachęcam do zajrzenia Wikipedii; zawarta w niej informacja jest dosyć skrupulatna, a jeśli (w co wątpię) zawierałaby błędy, to jest wśród nas tylu ekspertów od lotnictwa, że natychmiast wyłapią:http://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_lotu

Ja chciałem tu zwrócić szczególną uwagę na tę część, która dotyczy zmiany planu lotu (za Wikipedią):

„Zgodnie z postanowieniami Niezamierzonych zmian planu lotu wszystkie zmiany w stosunku do planu lotu przedstawionego na lot IFR lub lot VFR wykonywany jako lot kontrolowany, powinny być zgłaszane tak szybko, jak tylko to będzie możliwe, właściwemu organowi służb ruchu lotniczego. Na inne loty VFR znaczące zmiany w planie lotu powinny być zgłaszane, jak tylko to będzie możliwe, właściwemu organowi służb ruchu lotniczego.

Jeżeli przedstawione przed odlotem informacje dotyczące zapasu paliwa lub liczby wszystkich osób na pokładzie nie będą ścisłe w chwili odlotu, stanowią one istotne zmiany do planu lotu i jako takie muszą być zgłoszone.

Zasady przedstawiania zmian do powtarzalnych planów lotu są zawarte w PL-4444.



Dowódca statku powietrznego wykonując lot kontrolowany może odstąpić nieumyślnie od bieżącego planu lotu; powinien wtenczas:

· w przypadku odchylenia od linii drogi: natychmiast zmienić kurs, aby możliwie jak najprędzej wejść ponownie na tę linie drogi;

· w przypadku odchylenia od rzeczywistej prędkości powietrznej: jeżeli przeciętna rzeczywista prędkość powietrzna na poziomie przelotu między punktami meldowania różni się lub przewiduje się, że będzie różnić się w granicach plus lub minus 5% od rzeczywistej prędkości powietrznej podanej w planie lotu — zawiadomić o tym właściwy organ służb ruchu lotniczego;

· w przypadku zmiany przewidywanego czasu: jeżeli przewiduje się, że czas przelotu nad następnym obowiązkowym punktem meldowania lub nad granicą rejonu informacji powietrznej, albo nad lotniskiem docelowym, w zależności od tego, który z powyższych punktów będzie pierwszy, różni się więcej niż trzy minuty od czasu, który został podany służbom ruchu lotniczego lub różni się o odstęp czasu ustalony przez państwowy organ zarządzania ruchem lotniczym — podać niezwłocznie zainteresowanemu organowi służb ruchu lotniczego poprawiony przewidywany czas.” (wszystkie podkreślenia moje).

Jak widzimy przepisy zastosowane do lotu Tu-154 10 kwietnia MUSIAŁY spowodować niezwłoczne, kilkukrotne, obowiązkowe przekazanie informacji zainteresowanemu organowi służb ruchu lotniczego. Na mój ułomny w porównaniu z autorytetami umysł załoga TU-154 musiała przekazać do Centralnego Organu Zarządzania Przepływem Ruchu Lotniczego (CFMU) dwie, trzy, lub cztery informacje. Informację o zmianie liczby osób na pokładzie z 97 na 96 (jedna osoba nie zgłosiła się do odprawy i w tym zakresie zgłoszony 9.10.2010 plan lotu uległ modyfikacji, nastąpiła również zmiana czasu, i to jak wiemy o więcej niż trzy minuty. Obydwie te informacje powinny dotrzeć i zostać odebrane w CFMU jeszcze przed startem i muszą tam być. Ponadto zmianie mogła ulec rzeczywista prędkość powietrzna na poziomie przelotu pomiędzy punktami meldowania się, jeśli załoga chciała „nadgonić”. No a na koniec do CFMU powinna zostać przekazana informacji o zamknięciu jednego z zapasowych lotnisk wraz z informacją o wybraniu nowego. W państwie tuskizmu w praktyce wszystko jest możliwe, ale nie każcie mi Państwo wierzyć, że 10 kwietnia 2010 spontanicznemu zamrożeniu zostały poddane wszystkie możliwe procedury, na każdym poziomie zarządzania.

Dariusza Szpinety, eksperta lotnictwa, który jako pierwszy odsłonił dziwne zaniedbania związane z przygotowaniem kluczowego dokumentu nie ma dziś wśród żywych. Pozwólcie Państwo na obszerne zacytowanie artykułu poświęconego śp. Dariuszowi Szpinecie w Gazecie Polskiej Codziennie:

„Dariusz Szpineta, ekspert i prezes spółki lotniczej, został znaleziony martwy w łazience ośrodka wczasowego w Indiach. Wcześniej parokrotnie wypowiadał się w mediach w sprawie Smoleńska,wskazując, że lot Tu-154 10 kwietnia był lotem wojskowym.

Zarząd Ad Astra Executive Charter SA w lakonicznym oświadczeniu poinformował o śmierci założyciela i prezesa firmy, nie podając jednak okoliczności jego śmierci. Jak się dowiedziała „Gazeta Polska Codziennie”, Dariusza Szpinetę znaleziono powieszonego w łazience. Osierocił dwoje dzieci. Znajomi z 13-osobowej grupy, która pojechała do Indii, mówią, że przed śmiercią był w dobrym nastroju.


Dariusz Szpineta był zawodowym pilotem i instruktorem pilotażu oraz wielkim miłośnikiem lotnictwa. W mediach parokrotnie wypowiadał się na temat katastrofy rządowego samolotu w Smoleńsku. Wskazywał jednoznacznie, że lot Tu-154M był lotem wojskowym.

W tekście pt. „Operacja «Kłamstwo smoleńskie»”, który pojawił się na portalu Niezależna.pl w styczniu tego roku, pojawia się jego analiza dokumentów lotu rządowego tupolewa. „Plan lotu jest to depesza, którą musi nadać każdy statek powietrzny, żeby mógł wykonać lot w przestrzeni kontrolowanej. (…) Według przepisów wykonywania lotu, według instrumentów był to lot wojskowy”– podkreślał Szpineta. Dodał, że to właśnie litera „M” (od ang. military) znajdująca się na końcu numeru lotu oznacza jego wojskowy charakter.


W lipcu 2011 r. wyszło na jaw, że MSZ wiedziało, iż 8 kwietnia 2010 r. lotnisko Siewiernyj nie miało jeszcze numeru zgody na przelot i lądowanie. Szpineta wskazywał w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że brak takiego numeru to poważne przeoczenie. – Na pewno spowodowałby niewpuszczenie prezydenckiego samolotu na lotnisko – mówił, zaznaczając, że zdarzało się, iż lotniska, np. w Berlinie, nie wpuszczały lub kazały płacić kary za brak numerów takich pozwoleń.”

Mam nadzieję, że po tych obszernych wyjaśnieniem moje męki z problemem stały się nieco jaśniejsze i dla dziennikarzy (którym serdecznie dziękuję za troskę), i dla osób, które podjęły wysiłek, by je skrócić i przesłać mi dokument mający rozwiać moje wątpliwości.

Niestety, przesłany dokument ich nie rozwiał, bo nie był szukanym przeze mnie panem lotu, ale listą pasażerów lotu planowanego na 10 kwietnia 2010 roku. Lista pasażerów jest dokumentem, który potwierdza imienną listę pasażerów przewidzianych do lotu Tu-154 nr 101 w dniu 10 kwietnia 2010 roku, i jest cennym dowodem na to, że pasażerowie w liczbie 88 osób (jedna nie stawiła się do odprawy) przeszli z hali odlotów przez odprawę celną i znaleźli się po jej drugiej stronie w oczekiwaniu na wylot.

Z listy pasażerów, dokumentu służącego przewoźnikowi i służbom celnym, nie wynika nawet to jakiego rodzaju statkiem powietrznym ostatecznie dane osoby wyleciały. Przypomnijmy, że tego samego dnia doszło do wylotu dziennikarzy INNYM statkiem powietrznym niż ten ujęty w liście pasażerów, a to z powodu awarii statku pierwotnie przygotowanego do lotu.

Lista pasażerów jest interesującym dokumentem z innego powodu. Otóż wbrew wszelkim procedurom bezpieczeństwa była ona znana dziennikarzom PRZED wylotem, i dzięki tej wiedzy mogli oni już w kilka minut po katastrofie odtworzyć listę poległych. Jak to się stało, że po uzyskaniu informacji o możliwym zamachu terrorystycznym na statek powietrzny Unii Europejskiej, biorąc pod uwagę fakt, że lista pasażerów była znana, żadna z odpowiednich za bezpieczeństwo służb nie zarządziła oczywistego w tej sytuacji rozdzielenia delegacji, w zgodzie ze wszystkimi standardami bezpieczeństwa, w tym zasadami obowiązującymi w NATO; jak doszło do złamania tych procedur przez co najmniej 8 osób (siedmiu dowódców sił zbrojnych oraz dowódca zabezpieczenia wizyty z BOR), które miały obowiązek nie tylko zaprotestować, ale i nie dopuścić do ich łamania, nie wiem, nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.

Prosiłem o akt zgonu, dostałem zaproszenie na pogrzeb.


Źródło: http://niezalezna.pl/24771-akt-zgonu-zaproszenie-na-pogrzeb

Można powiedzieć, że im dalej od nieszczęścia, tym mętniej wyglądają próby oficjalnego wyjaśnienia i tym mocniej ugruntowuje się hipoteza zamachu, czy lądowania nie wiadomo gdzie (vide plan lotu, lista pasażerów).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 31, 32, 33, 34, 35  Następny
Strona 32 z 35
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum