Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zamach w Smoleńsku - lot PLF101
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34, 35  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Mar 12, 2012 10:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Salon24 przedstawił w wywiadzie cyklicznym, tym razem "ANTONI MACIEREWICZ W JANKE I KOZAK". Warto obejrzeć jak wygląda wywiad na 'opozycyjnym' forum, a przynajmniej za takie uchodzącym.
Głowa boli. Pan Antoni Macierewicz mógł tym bardziej pokazać swą klasę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Mar 28, 2012 11:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzisiejsze (28.03.2012) wysłuchania publiczne w Brukseli.
Część 1.
Część 2.
Część 3.
Część 4.
Część 5.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Kwi 02, 2012 10:31 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wart przeczytania tekst pt. "UJAWNIAMY. Jak władze Uniwersytetu Warszawskiego rzucają kłody pod nogi tym naukowcom, którzy chcą szukać prawdy w sprawie Smoleńska", który ukazał się na wPolityce.pl.

Cytat:
Na początku artykuł grupy naukowców Uniwersytetu Warszawskiego, który wysłali do uczelnianego kwartalnika "UW". Warto przeczytać, bo sam w sobie jest tego wart:



prof. dr hab. Lucjan Piela (WCh), dr hab. Leszek Plaskota (WMatIM), dr Piotr Romiszowski (WCh), prof. dr hab. Rafał Siciński (WCh), dr hab. Andrzej Sikorski (WCh), dr hab. Janusz Stępińsk (WFiz), dr hab. Leszek Z. Stolarczyk (WCh), prof. dr hab. Henryk Woźniakowski (WMatIM), prof. dr hab. Krzysztof Woźniak (WCh), mgr Adam Chajewski (WCh), prof. dr hab. Zbigniew Czarnocki (WCh), prof. dr hab. Edward Darżynkiewicz, (WFiz), prof. dr hab. Jan S. Jaworski, (WCh), prof. dr hab. Marek K. Kalinowski (WCh), prof. dr hab. Tadeusz M. Krygowski (WCh), prof. dr hab. Krzysztof Meissner (WFiz), dr Krzysztof Pecul (WCh), dr hab. Marek Pękała (WCh)

Polska nauka ma obowiązki względem społeczeństwa polskiego, obowiązki, w których nikt jej nie może wyręczyć. Bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej śledztwo prowadzono, jak powiedział były premier p. Włodzimierz Cimoszewicz, tak jakby była to sprawa włamania do garażu na Pradze. Teraz, po dwóch latach, ta ocena wydaje się niezasłużonym komplementem. Nie wykonano oczywistych procedur, nie przedstawiono wyników badań kinematycznych i laboratoryjnych, unika się jak ognia konfrontacji z wynikami niezależnych badań naukowych, za to ogłasza się domniemania, nawet bez żadnych podstaw, licząc na naiwność lub/i brak wiedzy obywateli.

Nie ma to nic wspólnego z metodologią naukową. Nie możemy się na to zgodzić, bo to obraża nas przede wszystkim jako uczonych - przyzwolenie na to byłoby kompromitacją polskiej nauki, obraża nas także jako obywateli Rzeczypospolitej i Unii Europejskiej, obraża nas jako wolnych ludzi.

Uczeni z dziedziny fizyki i wielu specjalności technicznych, widząc skrajny brak profesjonalizmu dotychczasowych postępowań, podjęli inicjatywę organizacji poprawnych metodologicznie i wykonalnych badań naukowych nad mechaniką zniszczenia samolotu. Nie interesuje ich polityka, ani wielka ani mała, sympatie polityczne takie czy inne, oni chcą zbadać metodami naukowymi coś, co od polityki w ogóle nie zależy: jak z punktu widzenia praw fizyki przebiegało to zdarzenie. Tej chęci wyświetlenia sprawy nie da się zatrzymać, także ze względu na niezwykłe możliwości dzisiejszej techniki. Nie może być tak, że w swojej pracy możemy badać najsubtelniejsze efekty i widzieć pojedyncze atomy, a nie jesteśmy w stanie zobaczyć i zidentyfikować mikrośladów... farby lotniczej na przekroju drzewa. Po prostu, zobaczmy, najstaranniej jak to możliwe, jak działały te same prawa przyrody, które codziennie wykorzystujemy w naszych badaniach.

Nie wyobrażamy sobie uczonego, który powiedziałby, że te badania nie powinny być prowadzone. A dlaczego nie miałoby być wolno prowadzić takich badań? Każda katastrofa, jeśli jej przyczyny są wyjaśniane, jest nie tylko tragedią, ale także lekcją i bezcennym materiałem mogącym przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa przyszłych lotów. Dla tych wszystkich, którzy bez badań naukowych wiedzieli już po kilku minutach, co się stało, będzie pouczającą obserwacja, jak naprawdę wygląda metodologia badań naukowych, zasady wnioskowania, jak następuje wyjaśnianie wątpliwości na drodze empirycznej, itd.

Grupa inicjatywna profesorów mechaniki i fizyki z całej Polski chce zintensyfikować i skoordynować już prowadzone kompleksowe badania naukowe i poszukuje jak najszerszego poparcia profesorów i doktorów habilitowanych z zakresu nauk technicznych i ścisłych. To deklaratywne poparcie kompetentnego środowiska jest potrzebne dla uzyskania finansowania badań w wyspecjalizowanych jednostkach badawczych. Deklaracja profesorów i doktorów habilitowanych nauk ścisłych z UW (można zgłaszać się p. prof. Piotra Witakowskiego z AGH (...) byłaby bardzo ważna, bo pokazywałaby, że uczeni uważają, iż zdarzenie mechaniczne trzeba badać metodami naukowymi, a nie zostawiać ustalanie praw fizyki politykom.

"Każdy ma w życiu swoje Westerplatte" - to słowa Jana Pawła II. To jest Westerplatte polskiej nauki, także nasze własne, osobiste Westerplatte badaczy: czy opowiadamy się za rozwiązywaniem problemów z dziedziny mechaniki czy chemii za pomocą badań naukowych czy prawda nas w ogóle nie interesuje.



A jednak... publikacji w kwartalniku UW odmówiono pod wymyślonym powodem. Sprawa jakże symboliczna, pokazująca zarówno wciąż żywe niebezpieczeństwo cenzury, jak i wrogość części środowiska akademickiego do szukania prawdy o 10/04.



Już po odmowie publikacji autorzy artykułu, który padł ofiarą cenzury, skierowali do Senatu Do Senatu Uniwersytetu Warszawskiego list protestacyjny.



Warszawa, dn. 22 marca 2012 r.

Do Senatu Uniwersytetu Warszawskiego

na ręce Delegata Wydziału Chemii do Senatu

p.prof.dra hab. Grzegorza Chałasińskiego

Wysoki Senacie,

sprawa, którą pragniemy przedstawić, dotyczy samej istoty uniwersytetu: wolności wypowiedzi w naszej społeczności. Dlatego decyzja Senatu Uniwersytetu Warszawskiego będzie miała znaczenie podstawowe nie tylko dla UW, będzie także na pewno punktem odniesienia w przyszłych historycznych ocenach wolności słowa w Polsce/

Grupa osiemnastu pracowników z trzech wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego (Chemii, Fizyki oraz Matematyki, Informatyki i Mechaniki)) wysłała do redakcji naszego uniwersyteckiego kwartalnika "UW" krótki artykuł. Artykuł dotyczył inicjatywy profesorów różnych uczelni w Polsce, także naszej uczelni, aby oderwać się od jakiejkolwiek polityki, i wielkiej, i małej, i po dwóch latach zbadać mechanikę katastrofy smoleńskiej rzetelnymi metodami fizyki. Poinformowano nas, że nie możemy w ogóle liczyć na opublikowanie tego artykułu, gdyż "nie wpisuje się on w tematykę pisma", która jakoby ma dotyczyć "rozmaitych aspektów funkcjonowania Uniwersytetu i zmian w szkolnictwie wyższym". To stwierdzenie jest nieprawdziwe: po pierwsze, w piśmie znajdziemy artykuły spoza tej tematyki, po drugie, artykuł, podnosząc sprawy ważkie ogólnie, dotyczy roli naszej akademickiej społeczności (która również poniosła ofiary w tej katastrofie) wobec tych ważkich spraw, zgodnej z Misją UW.

Odmowa publikacji tego artykułu (nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasz list - w załączniku) i to pod tak błahym i wątpliwym pretekstem, nie może być odczytana inaczej niż jako blokada swobody wypowiedzi na forum Uniwersytetu Warszawskiego (w tym przypadku profesorów, doktorów habilitowanych i innych pracowników, wśród nich kilki byłych dziekanów i prodziekanów).

Naturalną droga postępowania, zwłaszcza w środowisku akademickim, jest dyskusja na argumenty ("nie argument siły, ale siła argumentów"). Jest oczywiste, że można się z naszymi poglądami nie zgadzać, ale zarówno zgadzający się, jak i nasi koledzy niezgadzających się z nami mają prawo do wolności wypowiedzi w UW, to podkreśla z największą mocą oficjalny dokument uchwalony przez Senat: Misja UW. Oto jej fragmenty:

"Uniwersytet jest wspólnotą dialogu. Wymiana poglądów, ścieranie się argumentów, otwartość na nowe idee i pomysły wiążą się tutaj nieodłącznie z respektowaniem odmienności i poszanowaniem godności osobistej. W ten sposób Uniwersytet rozwija umiejętności współpracy niezależnie od różnic politycznych, ideowych i wyznaniowych, tworzy też wzory debaty publicznej. (...)

Przyjęta przez Senat Misja Uniwersytetu Warszawskiego jest zobowiązaniem dla wszystkich członków naszej akademickiej wspólnoty. Jest drogowskazem naszych działań oraz podstawą programową Uniwersytetu. Do niej winny się odnosić plany jego rozwoju oraz decyzje władz."

Zamiast dyskusji i dialogu z Misji UW otrzymaliśmy zapis cenzury wewnątrzuniwersyteckiej. Ten groźny precedens jest śmiertelnym zagrożeniem samej idei uniwersytetu, jest także bardzo wielkim zagrożeniem dla całego społeczeństwa. Ten przypadek to tylko papierek lakmusowy wolności wypowiedzi w Uniwersytecie. Jeśli taki sposób postępowania przejdzie w UW jako norma działań właściwych, to bez żadnej wątpliwości pojawią się zagrożenia na znacznie poważniejszą skalę, być może taką jaką znamy z przeszłości.

Bardzo prosimy Wysoki Senat o wyrażenie swojego stanowiska nie tyle w sprawie tego niezwykłego incydentu (bo już ze względu na presję czasu skierowaliśmy publikację gdzie indziej), ale przede wszystkim w sprawie generalnej: odrzucenia cenzury w Uniwersytecie Warszawskim jako metody postępowania fundamentalnie niezgodnej z Misją UW.

prof. dr hab. Lucjan Piela, były dziekan Wydziału Chemii UW

dr hab. Leszek Plaskota, profesor UW, prodziekan Wydziału Matematyki, Inf. i Mech. UW

dr Piotr Romiszowski - Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Rafał Siciński, Wydział Chemii UW

dr hab. Andrzej Sikorski , Wydział Chemii UW

dr hab. Janusz Stępiński, Wydział Fizyki UW

dr hab. Leszek Z. Stolarczyk, Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Henryk Woźniakowski, były dziekan Wydziału Matematyki, Inf. i Mech UW

prof. dr hab. Krzysztof Woźniak, Wydział Chemii UW

mgr Adam Chajewski, Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Zbigniew Czarnocki, były prodziekan Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Edward Darżynkiewicz, Wydział Fizyki UW

prof. dr hab. Jan S. Jaworski, Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Marek K. Kalinowski, były prodziekan Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Tadeusz M. Krygowski, były prodziekan Wydział Chemii UW

prof. dr hab. Krzysztof Meissner, Wydział Fizyki UW

dr Krzysztof Pecul, Wydział Chemii UW

dr hab. Marek Pękała, Wydział Chemii UW



Publikujemy także list prof. Lucjana Pieli do Jej Magnificencji Rektor UW prof. Katarzyny Chałasińskiej-Macukow:


Warszawa, 7 III 2012 r.

Droga Kasiu,

Chciałbym Cię serdecznie prosić, żebyś jeszcze raz rozważyła Twoją decyzję, co do niepublikowania naszych artykułów w kwartalniku UW, póki sprawy stoją jeszcze w miejscu, póki jeszcze mamy do siebie przyjacielskie uczucia, póki jeszcze możemy wszystko włożyć w tory normalności i zapomnieć, że był jakikolwiek problem.

Twoja decyzja to decyzja o ważnym charakterze ogólnym, a nie szczegółowym (dotyczących jednego czy dwóch artykułów):

CZY WOLNO CENZUROWAĆ W UW WYPOWIEDZI (W TYM PRZYPADKU PROFESORÓW, DZIEKANÓW, PRODZIEKANÓW, POLSKICH NOBLISTÓW, ETC.) CZY NIE?

Przecież to byłoby jak spoliczkowanie tych ludzi. Nasze wypowiedzi mogą Ci się nie podobać, choć dalibóg, chciałbym od Ciebie jako fizyka usłyszeć, z którym fragmentem naszego artykułu się nie zgadzasz. Jeśli tylko zechcesz, możemy to spokojnie przedyskutować. Ty czy także inni mogą nie podzielać naszych stwierdzeń, ale to jest całkiem inne zagadnienie: wtedy właściwą drogą jest polemika z nami na artykuły, nie możesz zabronić nam wygłaszania w UW naszych poglądów. Nawet więcej, nie wolno Ci tego robić. Przecież: "Siła argumentów a nie argument siły", to dla Ciebie nie są chyba puste słowa? W "Solidarności" walczyliśmy przecież o to, aby cenzury nie było.

Przypomnę, co zapisano w Misji UW:

"Uniwersytet jest wspólnotą dialogu. Wymiana poglądów, ścieranie się argumentów, otwartość na nowe idee i pomysły wiążą się tutaj nieodłącznie z respektowaniem odmienności i poszanowaniem godności osobistej. W ten sposób Uniwersytet rozwija umiejętności współpracy niezależnie od różnic politycznych, ideowych i wyznaniowych, tworzy też wzory debaty publicznej. (...)

Przyjęta przez Senat Misja Uniwersytetu Warszawskiego jest zobowiązaniem dla wszystkich członków naszej akademickiej wspólnoty. Jest drogowskazem dla wszystkich członków naszej akademickiej wspólnoty. Jest drogowskazem naszych działań oraz podstawą programową Uniwersytetu. Do niej winny się odnosić plany jego rozwoju oraz decyzje władz."

Jeśli taki sposób postępowania, który zarysowałaś, przeszedłby w UW jako norma właściwych działań, to bez najmniejszej wątpliwości pojawią się w UW i poza UW zagrożenia na dużo poważniejszą skalę, potem i Ty będziesz miała zakneblowane usta. Na UW patrzą oczy całej Polski. Jeśli Ty wprowadzisz cenzurę na UW, to nie przejdzie to bez echa, będzie huk w Polsce i Europie, także sygnał dla całego życia społecznego w Polsce.

Po co masz występować w historii jako autorka cenzury? Nie bój się, Ty jesteś Rektorem tej uczelni, w uczelni ma być swoboda wypowiedzi, a Ty jesteś najważniejszą osobą w UW na jej straży.

Mam nadzieję, że zrozumiesz wagę tego, o czym mówię, i że spokojnie wrócimy do normalności i zapomnimy o incydencie.

Pozdrawiam Cię serdecznie




Jak widzimy, metody działania władzy centralnej zainfekowały także najważniejszą polską uczelnię i niszczą uniwersytecki etos wolności i swobody wypowiedzi.

Pat


Źródło: http://wpolityce.pl/wydarzenia/25845-ujawniamy-jak-wladze-uniwersytetu-warszawskiego-rzucaja-klody-pod-nogi-tym-naukowcom-ktorzy-chca-szukac-prawdy-w-sprawie-smolenska

Polecam także komentarze.
Jako przykład mogą służyć dwa komentarze broniące 'postępu i czerwono-różowego patrzenia w przyszłość':


Cytat:
anula (87.206.104.***) wczoraj, 19:27 Zgłoś nadużycie

62.121.86 nie trzeba czytać tego artykułu żeby wiedzieć,że najlepiej wam wychodzą harce a to na Krakowskim a to pod jakimś pomnikiem,wasz guru tylko tam się czuje dobrze a wy tworzycie dla wodza tło
skrzat (188.33.183.***) wczoraj, 19:57 Zgłoś nadużycie

PISOWIEC POSPOLITY (łac. pisoviate commune) - podgatunek ssaka trzeciej kategorii zamieszkujący obszary Europy Środkowo-Wschodniej - w szczątkowych ilościach spotykany także w innych krajach Starego Kontynentu (np. Irlandia, Szkocja, Anglia, Holandia) oraz w Ameryce Północnej. Zamieszkuje tereny bagienne i leśne. Jako drapieżnik żywi się głównie mięsem i krwią. Rozmnaża się szybko przenosząc groźne dla zdrowia i życia choroby. W przeciwieństwie do ludzi, PISowce pospolite nie są indywidualistami i czują potrzebę jednoczenia stada, najczęściej w szykach bojowych. W okresie zimowym niewielka głowa pokrywana jest futrem lub moherem, dla zatrzymania ciepła oraz zachowania pełnej tożsamości stada. Trzeba pamiętać, że PISowce nie tolerują ludzi w swoim otoczeniu. Agresją wykazują się także w stosunku do Lisów. Czując zagrożenie atakują. Wzmożona aktywność PISowców przypada na wiosnę. Większe stada można zaobserwować w pierwszej połowie kwietnia (okolice 10.04), kiedy to PISowce wychodzą ze swoich nor, w których spędziły zimę i udają się na poszukiwania mięsa i krwi. Ten okres nazywany jest przez naukowców i badaczy "tragoedia smolensciae" (łac.), Niestety ofiarami coraz częściej padają ludzie. Obserwatorzy, od lat badający życie PISowców, powtarzają, że trzeba być bardzo ostrożnym w kontakcie z tymi zwierzętami, bo charakteryzują się niezwykłą krwiożerczością oraz agresją. Należy pamiętać, że ich mózgi nie zostały do końca wykształcone, a wiele funkcji życiowych po prostu zanika. Bardzo źle funkcjonują o świcie i we mgle. Czasami odznaczają się także pewną deformacją umysłową (łac. mentis deformatio ridzicovo) i potrafią atakować bez powodu. Wzburzone stado może być niebezpieczne dla ludzkiego życia i zdrowia. Charakteryzują się formowaniem stadnej hierarchii, w której najważniejszą rolę odgrywa przewodnik stada (łac. praeses pisoviate), będący najczęściej niewielkim samcem o krótkich łapkach, wykazujący się najgłośniejszym szczekiem wśród innych osobników.

I zaraz pod nimi trafna odpowiedź na nie:
Cytat:
gaga (67.176.158.***) wczoraj, 20:17 Zgłoś nadużycie

prosze spojrzec na komentarze niejakich buha-jow,anuli/krasuli/...Brak jakichkolwiek argumentow/bo nie moze ich byc/...Osmieszaja tylko i wylacznie samych siebie,jednoznacznie obnazajac swoja bezdenna glupote,ciemniactwo i arogancje...Och,gdybyz glupota miala skrzydla,moze odfrunelaby wraz z nimi bezpowrotnie

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Kwi 14, 2012 6:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"Wrak wróci do Polski wtedy, kiedy Polacy zakończą śledztwo"

Już wiemy jak - niestety - zagłosowali w Sejmie.


Źródło: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=30272
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Kwi 16, 2012 10:23 am    Temat postu: wielki statek kłamstwa smoleńskiego tonie Odpowiedz z cytatem

Mecenas Hambura:

Wersja oficjalna przebiegu tragedii smoleńskiej
czyli ten wielki statek kłamstwa smoleńskiego tonie





Dowiemy się kiedyś pełnej prawdy?

Tak. Już widać światło w tunelu.




Całość wywiadu z mec. Hamburą tutaj:

http://wpolityce.pl/wydarzenia/26400-nasz-wywiad-mecenas-hambura-wersja-oficjalna-przebiegu-tragedii-smolenskiej-czyli-ten-wielki-statek-klamstwa-smolenskiego-tonie





Przy okazji inne pokrewne tematycznie publikacje:




Grzegorz Rossa

Oświetlenie lotniska wojskowego Sieviernyi pod Smoleńskiem



http://grzegorz.rossa.nowyekran.pl/post/23100,oswietlenie-lotniska-wojskowego-sieviernyi-pod-smolenskiem





„Mechaniczne uderzenie
nie uzasadnia takiego rozczłonkowania konstrukcji.
Nastąpił wybuch”


http://wpolityce.pl/wydarzenia/26052-mechaniczne-uderzenie-nie-uzasadnia-takiego-rozczlonkowania-konstrukcji-nastapil-wybuch




Jarosław Kaczyński:

mam poczucie, że Lech Kaczyński został zamordowany


http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/jaroslaw-kaczynski-mam-poczucie-ze-lech-kaczynski-,1,5093023,wiadomosc.html




Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza
potwierdza teorie "maskirowki" FYM-a


http://niepoprawni.pl/blog/3527/zespol-parlamentarny-antoniego-macierewicza-potwierdza-teorie-maskirowki-fym




Bardzo ważny, porządkujący wiedzę o Smoleńsku
artykuł Antoniego Macierewicza.


"Jeśli to nie był zamach, to co?"


Najważniejszym była relacja żony jednego z posłów lecących samolotem, który w ostatnich sekundach zdążył zatelefonować do niej.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/26704-bardzo-wazny-porzadkujacy-wiedze-o-smolensku-artykul-antoniego-macierewicza-jesli-to-nie-byl-zamach-to-co



SZOKUJĄCE słowa Edmunda Klicha:

„nie sprawdzaliśmy wersji zamachu”,
„tendencja była taka, żeby pokazać, że to piloci zawinili"


http://wpolityce.pl/wydarzenia/26717-szokujace-slowa-edmunda-klicha-nie-sprawdzalismy-wersji-zamachu-tendencja-byla-taka-zeby-pokazac-ze-to-piloci-zawinili



Jak ściągnąć wrak do Polski? Jarosław Kaczyński:

procesem przed trybunałem haskim.
Przecież samolot jest naszą własnością


http://wpolityce.pl/wydarzenia/26710-jak-sciagnac-wrak-do-polski-jaroslaw-kaczynski-procesem-przed-trybunalem-haskim-przeciez-samolot-jest-nasza-wlasnoscia




Andrzej Dera

„Na naszych oczach urodziło się kłamstwo smoleńskie
i najgorsze, że w tym kłamstwie uczestniczą Polacy”

Nieprawdziwy był zarówno raport MAK, jak i Komisji Millera.


http://wpolityce.pl/wydarzenia/26708-nasz-wywiad-andrzej-dera-na-naszych-oczach-urodzilo-sie-klamstwo-smolenskie-i-najgorsze-ze-w-tym-klamstwie-uczestnicza-polacy




Kaczyński

Źródło zamachu mogło być w Polsce


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/kaczynski-zrodlo-zamachu-moglo-byc-w-polsce,1784879









Od dwóch lat rosyjska agentura wpływu (i nie tylko) wspólnie z pożytecznymi idiotami grają w Polsce makabryczny koncert

http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest-naprawde/26662-od-dwoch-lat-rosyjska-agentura-wplywu-i-nie-tylko-wspolnie-z-pozytecznymi-idiotami-graja-w-polsce-makabryczny-koncert









Smoleńsk cała prawda, zamach

http://www.youtube.com/watch?v=QwzbHQt9_rY






A. Macierewicz
"Od strony technicznej już wiemy, co się zdarzyło"
(Klub "Gazety Polskiej", Krosno, 15 IV 2012 r.)


http://www.youtube.com/watch?v=GWLiyrWKaxw





prof. Mirosław Dakowski
"Zbrodnia Smoleńska"
(29 IV 2012)


http://www.youtube.com/watch?v=woBVVlTKeXw


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Pon Maj 07, 2012 3:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Wto Kwi 24, 2012 11:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://niepoprawni.pl/blog/2140/klucz-do-zrozumienia-przyczyn-katastrofy-zatajony-zapis-taws38

Klucz do zrozumienia przyczyn katastrofy: zatajony zapis TAWS#38.
Marek Dąbrowski, 24 kwietnia, 2012 - 16:10

W Raportach: MAK oraz Millera zatajono dane pochodzące z systemu TAWS i komputerów pokładowych FMS tupolewa. Jednak Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza wszedł w ich posiadanie, co umożliwiło przeprowadzenie niezależnych analiz. Dopiero ujawnienie, że Zespół dysponuje zapisami TAWS i FMS, zmusiło KBWL LP do podania do publicznej wiadomości opracowanych w USA pełnych raportów z odczytania tych urządzeń. Zostały one odtajnione na jesieni 2011 roku.

W każdym z punktów TAWS w pamięci komputera pokładowego były zapisywane dane dotyczące m.in.: pozycji geograficznej samolotu, wysokości jego lotu nad poziomem pasa i nad terenem (wysokość barometryczna i radiowa), poziomej prędkości lotu oraz prędkości pionowej (wznoszenia lub opadania).

Najbardziej nietypowym zapisem w historii całego lotu okazał się ostatni z TAWS-ów, noszący kolejny numer porządkowy #38. Już naniesienie tego punktu i punktu go poprzedzającego (#37) na mapę satelitarną pokazało, że po uderzeniu w brzozę, o którym wspomniano w raportach Millera i MAK, nie było zmiany kierunku lotu samolotu, co oznacza iż nie mogło być także beczki autorotacyjnej, stanowiącej podstawę oficjalnej narracji, objaśniającej rzadko spotykany stopień zniszczenia samolotu.



Rys.1. Naniesione przez doktora Kazimierza Nowaczyka na mapę satelitarną współrzędne punktów, w których włączył się system TAWS: #37 (tutaj oznaczony TAWS 4) oraz #38 (tutaj: TAWS 5). Czerwoną linią prostą oznaczono kierunek lotu samolotu. Jak widać, między brzozą na której maszyna miała stracić końcówkę lewego skrzydła (Brzoza 2) i punktem TAWS#38 samolot nie zmienił kierunku lotu, co wprost świadczy o braku beczki autorotacyjnej i nieprawdziwości wniosków Komisji Millera i MAK. Sama mapa satelitarna pochodzi z zasobów firmy GeoEye i została zakupiona w 2010 roku przez blogera Pluszaczek i udostępniona do badań w Internecie. Większa rozdzielczość tutaj: http://picasaweb.google.com/lh/photo/GMMQveg5ZTYfnBr_J50j_dMTjNZETYmyPJy0liipFm0

Zarówno obiektywne dane, jak i wypowiedzi pilotów Tu-154 jednoznacznie wskazują, że nie ma możliwości, aby w czasie wykonywania niekontrolowanej beczki autorotacyjnej samolot nie zmienił kierunku lotu przed znalezieniem się w położeniu ze skrzydłami prawie prostopadle do gruntu- a taki właśnie wniosek przedstawiła w raporcie Komisja Millera.

Sam punkt TAWS#38 znajdował się na północny wschód od autokomisu, pomiędzy ulicami Gubienki i Kutuzowa. Parametry lotu tupolewa w tym miejscu zostały zaś zapisane przez komputery pokładowe, ponieważ właśnie tam system TAWS zachował się identycznie jak przy dotknięciu kołami pasa: wygenerował bowiem i zapisał w komputerze pokładowym informację „Landing” („Lądowanie”) na skutek zadziałania znajdującego się na goleni podwozia głównego czujnika A/G włączającego się, gdy koła stykają się z gruntem a amortyzator goleni podwozia ugina się pod ciężarem lądującej maszyny. Co ważne, system TAWS zapisał w tym miejscu wysokości, na jakich znajdował się tupolew: 36,52 metra wysokości barometrycznej (nad poziomem pasa) i 12,66 metra według radiowysokościomierza, oraz prędkość wznoszenia: 2 metry na sekundę. W tym miejscu zapisana przez TAWS prędkość wykonywania zakrętu (zmiany kierunku lotu) wynosiła 0,064 stopnia na sekundę, co jest dodatkowym dowodem na brak beczki autorotacyjnej i fałszywość tezy MAK i KBWL LP o narastającym niekontrolowanym obrocie samolotu wzdłuż osi podłużnej, który miał zacząć się tuż po uderzeniu w brzozę i trwać w punkcie TAWS#38.




Rys.2. Fragment załącznika do Raportu Millera, pokazujący trajektorię samolotu. Komisja próbowała na tym rysunku pogodzić rzeczy wzajemnie sprzeczne: pomysł, że tupolew w punkcie TAWS#38 był przechylony o ponad 45 stopni na lewe skrzydło ze stwierdzeniem, że w tym czasie nie skręcał. Konieczne było zatem zarówno „dogięcie” po linii prostej toru lotu do punktu TAWS#38, jak i zaprezentowanie samolotu w tym miejscu w ogóle bez przechylenia (punkt oznaczony „6”). Zgodnie z zaprezentowanym rysunkiem, według komisji 80-tonowa maszyna w czasie około 1 sekundy (pomiędzy punktami „6” i „7”) przechyliła się o 90 stopni na skrzydło, osiągając prędkość obrotu zbliżoną do kilkadziesiąt razy lżejszych jednosilnikowych myśliwców z drugiej wojny światowej. Ostatecznie KBWL LP wymyśliła salomonowe (w swoim pojęciu) rozwiązanie tego problemu, zamazując na rysunku lokalizację punktu TAWS#38 i w całości utajniając amerykańskie dane, z których byłoby można odczytać jego współrzędne geograficzne.



Rys.3. Próba rekonstrukcji położenia tupolewa w momencie uaktywnienia się informacji o zdarzeniu „Landing” (TAWS#38 ). Zapisy wysokości w tym miejscu (samolot był około 12 metrów nad koronami drzew) jednoznacznie wskazują, że podwozie nie uderzyło w gałęzie, co mogłoby uaktywnić czujnik lądowania. Po lewej stronie zdjęcia widać drzewa, które zostały częściowo zniszczone i połamane, prawdopodobnie przez spadające części samolotu. Cały zagajnik koło autokomisu, widoczny na fotografii (za wyjątkiem jednego świerku) został przez Rosjan wykarczowany w lecie 2010 roku. W okolicach ulicy Gubienki (z prawej strony zdjęcia) krzaki leżały pokotem, znajdowano tam także drobne odłamki samolotu. Opr. Autora na zdjęciu Siergieja Amielina.




Rys.4. Charakter zniszczenia drzew po wschodniej stronie ulicy Gubienki, przed punktem TAWS#38, wskazuje na bombardowanie przez spadające z dużą prędkością odłamki samolotu.

Samo zadziałanie tego czujnika na wysokości kilkunastu metrów ponad koronami drzew nie jest jeszcze wyjaśnione i świadczy o jakimś nietypowym wydarzeniu w tym miejscu (trudno ocenić, czy jest to np. awaria czujnika A/G związana z problemami z hydrauliką, zasilaniem elektrycznym, albo bardzo gwałtowna turbulencja, czy też inna, nieznana jeszcze przyczyna- wstępnie wskazuje się na eksplozję lub początki rozpadu samolotu od wcześniejszego wybuchu). Stanowi to przedmiot badań ekspertów Zespołu Parlamentarnego.

Należy przypomnieć, że to właśnie w pobliżu punktu TAWS#38, gdy samolot wznosił się w trakcie odejścia na drugi krąg, rejestratory parametrów lotu: rosyjski MSRP i polski ATM QAR, zarejestrowały dwa wstrząsy skierowane w dół i w prawą stronę. Drugi z nich był znacznie silniejszy od pierwszego (pierwszy wstrząs działający w płaszczyźnie pionowej miał ok.0,4g, drugi- 1 g). Dzieliła je niecała sekunda. Najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że to właśnie jeden z nich doprowadził do włączenia TAWS#38.




Rys.5. Rekonstrukcja położenia samolotu w miejscu włączenia się TAWS#38 (1), zamrożenia komputera pokładowego FMS (3) oraz 1 sekundę przed zamrożeniem FMS (2) opracowana przez doktora Kazimierza Nowaczyka. W momencie gdy FMS ulegał zamrożeniu, czujniki ciśnienia znajdujące się na dziobie samolotu opadały z prędkością ponad 12 metrów na sekundę. Widać, że za punktem TAWS#38 trudno mówić o locie sterowanym. Lot z gwałtownie narastającym przechyleniem na skrzydło zaczął się właśnie w okolicach TAWS#38, a rejestratory parametryczne zapisały wartość kąta przechylenia rosnącą do ok. 65 stopni w czasie, gdy maszyna w niekontrolowanym locie dodatkowo skręcała w lewo przed uderzeniem w ziemię.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Maj 08, 2012 9:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak widać umiejętoności Rosji na Ukrainie są dobrze znane i chyba dlatego ukraiński politolog swobodnie pisze o Smoleńsku-2, jako o realnym zagrożeniu dla władz Ukrainy. U nas też wie o tym każde dziecko, jedynie salonowi politycy takich 'niedorzeczności' pod uwagę brać nie mogą. Przeczytajmy tekst z onetu pt. "Ekspert: Putin urządzi dla ukraińskiej elity drugi Smoleńsk"
Cytat:
- Nowy prezydent Rosji Władimir Putin wkrótce rozpocznie potężną antyukraińską ofensywę propagandową – ostrzegł na wczorajszej konferencji prasowej ukraiński politolog Wiktor Niebożenko. Tymczasem Putin powołał dzisiaj na stanowisko premiera Dmitrija Miedwiediewa.

"Putin urządzi dla ukraińskiej elity drugi Smoleńsk"

- Jakiekolwiek wydarzenia na Ukrainie – zamachy terrorystyczne, futbol, wybory – zostaną wykorzystane jako informacyjne powody w tej ofensywie – podkreślił ekspert. – Oprócz tego, grozi nam Charków-2, kiedy naszych polityków nieoczekiwanie zbiorą razem: premiera, prezydenta, kluczowych ministrów, szefów administracji, "siłowików" itd., wsadzą do samolotu i postawią wobec alternatywy: albo Smoleńsk-2, albo Charków-2 – dodał politolog.

Mówiąc o drugim Smoleńsku, jak podkreśla agencja Regnum, miał na myśli katastrofę smoleńską, a wspominając o drugim Charkowie chodziło mu o porozumienia między Rosją a Ukrainą podpisane w Charkowie, dotyczące obniżenia cen gazu w zamian za wydłużenie okresu stacjonowania Rosjan w bazie na Krymie do 2042 roku.

Dzisiaj prezydent Ukriany Wiktor Janukowycz złożył Władimirowi Putinowi życzenia w związku z jego inauguracją, która odbyła się wczoraj.

Miedwiediew premierem

Dzisiaj natomiast powołał na stanowisko szefa rządu Dmitrija Miedwiediewa. Uczynił to po otrzymaniu uprzedniej zgody Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu Rosji. Za powierzeniem Miedwiediewowi teki szefa rządu opowiedziało się 299 deputowanych. Przeciwko głosowało 144.

Wcześniej Jedna Rosja i nacjonalistyczna Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji (LDPR) Władimira Żyrinowskiego zadeklarowały, że będą głosowały za powołaniem byłego prezydenta na stanowisko premiera. Dysponują one łącznie 294 mandatami w 450-osobowej Dumie. Aby otrzymać tekę szefa rządu, Miedwiediew potrzebował co najmniej 226 głosów.

Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (KPRF) Giennadija Ziuganowa i socjalistyczna Sprawiedliwa Rosja Siergieja Mironowa odmówiły poparcia poprzedniego gospodarza Kremla.

Putin osobiście przyjechał do Dumy, aby przedstawić deputowanym kandydaturę Miedwiediewa. W celu jej zaopiniowania izba zebrała się na specjalnym posiedzeniu.

Prezydent oświadczył, że Miedwiediew jest doświadczonym politykiem, nastawionym na reformy i rozwój. Podkreślił, że to on zainicjował ważne przemiany w systemie politycznym i sądownictwie. - To z jego inicjatywy przyjęto pakiet ustaw antykorupcyjnych - przypomniał. Putin wyraził przekonanie, że Miedwiediew jako szef rządu będzie otwarty na współpracę ze wszystkimi partiami politycznymi i organizacjami pozarządowymi.

Sam zainteresowany ze swej strony zadeklarował, że będzie dążyć do skonsolidowania społeczeństwa wokół rozwiązywania najważniejszych zadań stojących przed krajem.

Miedwiediew zapewnił również, że modernizacja Rosji pozostanie priorytetem rządu. Oświadczył, że państwo powinno ingerować w gospodarkę tylko na podstawie czytelnych reguł lub w czasie kryzysu. Zaproponował też, aby ograniczyć do 1 proc. PKB dopuszczalny deficyt budżetu federalnego.

Kandydat na premiera podkreślił także potrzebę zredukowania do 2020 roku energochłonności produktu krajowego brutto o 40 proc. w stosunku do 2008 roku. Zauważył przy tym, że poprawić musi się też czystość energii. - Działania te pozwolą istotnie poprawić sytuację ekologiczną w kraju - powiedział.

Nowy premier ma teraz tydzień na zaproponowanie struktury i składu swojego gabinetu. Niektóre źródła nie wykluczają jednak, że Miedwiediew może to uczynić już we wtorek.

Analitycy spodziewają się, że wielu członków poprzedniego rządu, którym kierował Putin, wejdzie w skład nowego.

Dekrety Putina

Wczoraj także Putin po swym powrocie na Kreml podpisał serię dekretów dotyczących modernizacji sił zbrojnych, stosunków z USA, polityki gospodarczej i społecznej. Są to cele prezydenta, które mają być osiągnięte do 2018 roku.

Pierwszy dekret dotyczy "długoterminowej państwowej polityki gospodarczej". Prezydent zobowiązał w nim rząd do stworzenia biznesowi dogodnych warunków działania, aby Rosja w rankingu Banku Światowego przesunęła się z zajmowanego obecnie 120. miejsca w świecie na 50. w 2015 roku i na miejsce 20. w 2018 roku.

Do 2020 roku ma w Rosji powstać nowych 25 mln miejsc pracy, a zarobki mają do 2018 roku wzrosnąć o 40-50 procent. Udział produkcji wysokich technologii w PKB ma wzrosnąć do 30 procent.

Osobny dekret dotyczy polityki demograficznej Rosji. Średnia długość życia w tym kraju ma osiągnąć 74 lata, a - dzięki zachętom finansowym i innym udogodnieniom - współczynnik dzietności kobiet ma osiągnąć 1,75. Z budżetu federalnego mają być wyasygnowane pieniądze na dodatkowe zasiłki rodzinne dla rodzin, w których po 31 grudnia 2012 r. urodzi się trzecie lub kolejne dziecko.

W kolejnym dekrecie - "O środkach realizacji polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej" - napisano, że celem Rosji w kontaktach z UE jest stworzenie wspólnej przestrzeni gospodarczej i w wymiarze ludzkim na obszarze od Atlantyku do Pacyfiku. MSZ Rosji otrzymało polecenie od prezydenta dążenia do zawarcia porozumienia z UE w sprawie obustronnego zniesienia wiz przy krótkoterminowych podróżach obywateli.

Putin liczy również na obustronnie korzystne partnerstwo energetyczne z UE „w celu stworzenia wspólnego europejskiego kompleksu energetycznego”.

W dekrecie dotyczącym rosyjskich sił zbrojnych Putin nakazał, aby do 2018 roku armia była w 70 procentach wyposażona w nowoczesne systemy militarne. Co roku, przez pięć lat, armia ma być zwiększana co najmniej o 50 tysięcy żołnierzy kontraktowych. Emerytury wojskowych w stanie spoczynku mają być corocznie zwiększane co najmniej o 2 procent powyżej poziomu inflacji.

Według innego dekretu od września zostaną wprowadzone dla imigrantów egzaminy z języka i kultury rosyjskiej. Nie obejmą one jedynie "wysoko wykwalifikowanych specjalistów".

Putin osobnym dekretem nakazał też, aby do 2014 roku oczekiwanie na załatwienie sprawy w urzędach administracji publicznej nie trwało dłużej niż 15 minut, a poziom zadowolenia ludności z jakości pracy służb publicznych osiągnął w 2018 roku 90 procent.

(RZ)


Źródło: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/ekspert-putin-urzadzi-dla-ukrainskiej-elity-drugi-,1,5125051,wiadomosc.html


P.S. Warto zwrócić też uwagę na dekrety Putina. Szczególnie ten ostatni, o załatwianiu spraw przez w urzędach - jakby Putin był na jakiejś wspólnej naradzie z towarzyszami z nadwiślańskiego kraju.
Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że Rosja ma nowe władze - nowego prezydenta i całkiem nowego premiera (D.Miedwiediew nigdy dotąd stanowiska premiera nie piastował)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Maj 15, 2012 9:09 pm    Temat postu: Wywiad z prof. J. Trznadlem Odpowiedz z cytatem

Na salonie24 pojawił się "Wywiad z prof. J. Trznadlem", dodatkowo uzupełniony przez prowadząego wywiad FYM'a oryginalnym tekstem prof. J.Trznadla. Oto ten materiał:
Cytat:
1. FYM: Szanowny Panie Profesorze, zechce Pan przyjąć moje szczere podziękowania za znalezienie czasu na udzielenie odpowiedzi na garść moich pytań w sprawie śledztw „smoleńskich”, chciałbym jednak, jeśli Pan pozwoli, zacząć naszą rozmowę zupełnie nietypowo. Pomińmy ostatnie dwa lata tego, co się działo (i wciąż dzieje) nad Wisłą (czy szerzej w naszej części Europy). Załóżmy, że dochodzi dziś do lotniczej katastrofy amerykańskiego samolotu rządowego, giną wysocy urzędnicy państwowi z jakąś częścią administracji waszyngtońskiej oraz jakimiś dowódcami US Army – gdzieś dajmy na to w Afryce. Czy ktokolwiek, zaraz po tym zdarzeniu, ośmieliłby się stwierdzić, że doszło do nieszczęśliwego wypadku? Czy w mediach amerykańskich ogłoszono by przede wszystkim żałobę i zaczęto tygodniowy cykl wspomnień o ofiarach wsparty rzewnymi melodiami?

Prof. J. Trznadel: Taka reakcja byłaby na pewno niemożliwa. Jeśli zważyć, że wszelkie samoloty rządowe rzadko ulegają zwykłym awariom, podstawowy wysiłek natychmiast powołanej komisji amerykańskiej, poszedłby w kierunku pytania, czy nie był to zamach. Wymagałby tego już sam zestaw osobistości, które w takiej katastrofie straciłyby życie. Wrak samolotu zostałby ewakuowany przy pomocy ciężkiego lotnictwa transportowego. Nie byłoby nawet mowy o oddaniu śledztwa rządowi kraju, w którym doszło do katastrofy. Tak właśnie np. postąpił Izrael po katastrofie izraelskiego helikoptera w Rumunii. Oddanie obcemu państwu badania katastrofy, w której ginie prezydent kraju, to totalna kompromitacja rządu. Część Polaków przyjęła to, bo nastąpił upadek i zanik państwowego myślenia.

2. FYM: Pozwolę sobie teraz na nieco szersze wprowadzenie w dalszą część naszej rozmowy. Te ostatnie dwa lata dla Polski, przynajmniej z mojego punktu widzenia (nie wiem, czy Pan się też z tym stwierdzeniem zgodzi), to jakiś rodzaj koszmarnego snu. Długiego, z którego nasz kraj nie może, nie umie lub też nie chce się wybudzić. Z jednej strony doszło do tragedii 10 Kwietnia, lecz z drugiej ani nie wiadomo, co się stało, ani jaki dokładnie był przebieg zdarzeń. Nikt właściwie (ani z urzędników państwowych, ani z przedstawicieli służb czy wojska) do tej pory za nic nie odpowiedział w związku z tą tragedią, mnożą się tylko jakieś dokumenty, raporty etc., którymi i tak mało kto się przejmuje, bo „życie polityczne toczy się dalej”. Nie uruchomiono żadnych publicznych przesłuchań urzędników państwowych, którzy decydowali o sprawach związanych z przygotowaniami do uroczystości, jak też z tym, co się działo podczas wylotów, przelotów i później (np. jeśli chodzi o odpowiednie do skali wydarzenia, zabezpieczenie szczątków); pomijam tu kilka dość zdawkowych przesłuchań ludzi z kancelarii Prezydenta. Nie dokonano sekcji zwłok ofiar ani stosownych badań medyczno-sądowych, utajniono zawartości olbrzymiej większości nośników elektronicznych, które miały przy sobie osoby uczestniczące w delegacji prezydenckiej. I tak dalej. I właściwie nic – nadchodzi lato 2012 i spora część naszych rodaków „wraca do grillowania”.

Co więcej, jeślibyśmy cofnęli się do samego przedpołudnia 10-04, to przecież zrazu nie wiadomo było, o jaki samolot rządowy chodzi i co się z nim naprawdę dzieje. Najpierw pojawiają się doniesienia o „prezydenckim jaku”, ten jednak wnet zamienia się w „prezydenckiego tupolewa” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/byy-dwie-maszyny-ktora-sie-rozbia.html). Oczywiście nikt się tym wtedy specjalnie nie dziwi, choć oficjalnie żaden „prezydencki jak” z Okęcia nie wyleciał, a jeśli już to „jak dziennikarski”. Skąd więc nagle mógłby się pojawić jakiś inny samolot w tak poważnych relacjach, w tak poważnej sprawie, jeśli oficjalnie wyleciały wyłącznie dwa?

Niedługo po wpół do 10-tej pol. czasu jest mowa o 87 śmiertelnych ofiarach (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/proste-pytania.html), potem zaś (tuż przed 10-tą) dowiadujemy się z komunikatu gubernatora obw. smol., że „wsie pogibli”, o 10.18 zaś korespondent z Moskwy W. Pac podaje na antenie TVP Info wiadomość o 132 ofiarach (http://freeyourmind.salon24.pl/410648,medytacje-smolenskie-8-132). Później będzie jeszcze wieść o 3 osobach rannych, co zresztą nie przeszkodzi prezenterom telewizyjnym odczytywać na antenie „listę pasażerów”, na której znajdą się także nazwiska osób żyjących (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/rozszerzona-lista-polegych.html).

Myślę, że samo przypomnienie zaledwie tych kilku „newsów” z 10-04 obrazuje dziwność, tajemniczość tego, co się wtedy działo. Tymczasem to powinna być „arcyboleśnie prosta” sprawa, że posłużę się słynnym już określeniem. Jeśli wyleciał jeden „prezydencki tupolew” i jeśli rozbił się w Smoleńsku podczas podchodzenia do lądowania o godz. 8.41 pol. czasu, to już (najpóźniej) z parominutowym opóźnieniem powinny być na miejscu takiego lotniczego wypadku pierwsze kamery pokazujące relację z akcji poszukiwawczo-ratowniczej – tak jak to zwykle na lotniskach po katastrofach bywa. Powinna być od razu znana urzędnikom i dziennikarzom precyzyjna lista ofiar, godzina wylotu z Okęcia oraz wstępny przebieg wydarzeń (wszak do wypadku miałoby dojść w paruset tysięcznym mieście, a nie na pustkowiu za górami za lasami).

Dzieje się jednak coś zupełnie innego. Pierwsze oficjalne informacje (te właśnie o „prezydenckim jaku”) pojawiają się o 9.19 w rządowej i najlepiej przecież zwykle poinformowanej telewizji TVN24. No więc minęło pół godziny od wypadku i dopiero wtedy pojawia się pierwsza związana z nim wiadomość (i to o „problemach z lądowaniem”)? Gdyby tego było mało – pierwsze zdjęcia/migawki z „miejsca katastrofy” prezentowane są dopiero koło godz. 10.17 pol. czasu, czyli jakieś 100 minut od Zdarzenia. Na tym jednak wcale nie koniec, bowiem na tych obrazach z wojskowego smoleńskiego lotniska nie tylko nie widać żadnej akcji poszukiwawczo-ratowniczej, ale nawet foteli i blisko setki zabitych ofiar (nie mówiąc o 132 ofiarach, jak to podawano przez jakiś czas). I znowu – nikt się temu nie dziwi, że paradujący między lotniczymi szczątkami polski montażysta nie jest w stanie złapać w obiektyw tak wielu charakterystycznych szczegółów dla, zdawać by się mogło, zwykłej lotniczej katastrofy.

Prof. J. Trznadel: Bo zastał sytuację zaskakująco nietypową. Nasz montażysta szukał elementów prawdziwej katastrofy i nic mu nie wychodziło. Wprost potykał się o dekoracje, o których jeszcze powiem. Uważam, że jego przesłuchanie przez komisję sejmową świadczy, że i przesłuchujący poszli podobnym tropem. Tak jakby wszyscy stracili podstawowy zmysł krytyczny, nie zastanawiając się nad sensem blokady miejsca wypadku przez policyjne służby rosyjskie, czy nad sprzecznościami w podawanych informacjach. Nikt chyba nie zastanawiał się, dlaczego podaje się różne godziny katastrofy czy różną ilość ofiar!... Tam, na miejscu, myślenie obserwatorów odrzucało sprzeczność informacji bez zastanowienia. Choć miejsce katastrofy było oddalone zaledwie o kilkaset metrów od wieży kontrolnej! Pomyśleć, że informacje pochodzą może z innego miejsca, a nie od służb Siewiernego, wychodziło poza ramy ich doświadczenia.

3. FYM: Obecnie w przestrzeni publicznej mamy rywalizujące ze sobą, choć wzajemnie sprzeczne, dwie wersje tego, co się stało 10 Kwietnia. Jedna już „utrwalona medialnie” – wypadkowa – lansowana w reżimowych środkach przekazu już od pierwszych oficjalnych doniesień ze Smoleńska. Druga – zamachowa – związana z ustaleniami ekspertów Zespołu min. Macierewicza. Mimo różnic między tymi scenariuszami wydarzeń i mimo że obie wersje są ze sobą nie do pogodzenia, dają się dostrzec istotne podobieństwa między oficjalną Millerowo-Klichową narracją a tą, powiedzmy, Macierewicza (resp. Zespołu).

Po pierwsze, nie odtwarza się w obu podejściach śledczo-badawczych sytuacji na Okęciu sprzed wylotów. Po drugie, rekonstruuje się (nie dysponując żadnymi wiarygodnymi materialnymi świadectwami – typu film rejestrujący katastrofę) „ostatnie minuty i sekundy” lotu „prezydenckiego tupolewa”. Po trzecie, uznaje się za miarodajne przynajmniej niektóre dane dostarczone przez komisję Burdenki 2 (zwaną potocznie „MAK”) typu „zapis komputera pokładowego”, zapisy CVR, zapisy z wieży ruskich szympansów (zwanej potocznie „wieżą kontroli lotów”) etc. Przede wszystkim jednak w obu scenariuszach dość zgodnie przyjmuje się, iż w tak fatalnych warunkach atmosferycznych (jak te, o których się nam z naciskiem mówi od pierwszych relacji o „katastrofie”) i przy bieda-oświetleniu lotniska piloci zdecydowaliby się na zniżanie z całą delegacją na pokładzie, nawet nie próbując „powisieć” i przeczekać sytuacji, pozostając np. na 500 metrach wysokości – a tym bardziej (przy „nielotnych warunkach”), nie decydując się na międzylądowanie w pobliskim Witebsku (wpisanym do planu lotu).

W obu wersjach (Millerowo-Klichowej i Macierewiczowej) przechodzi się również do porządku dziennego nad tym (co zrazu ustalili dziennikarze, a co potwierdziła kontrola NIK), iż nie było pisemnej, dyplomatycznej zgody na wlot prezydenckiej delegacji w ruską przestrzeń powietrzną oraz na lądowanie na smoleńskim wojskowym lotnisku (taka zgoda była tylko na wlot w białoruską przestrzeń i lądowania na tamtejszych lotniskach). W jaki zatem sposób 10 kwietnia natowski, rządowy, z takiej rangi pasażerami, statek powietrzny mógł sobie spokojnie (bez moskiewskiej bumagi) wlecieć w obszar kontrolowany przez wrogie wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego państwo? I „komisja Millera”, i najwyraźniej Zespół Macierewicza zakładają, że „prezydencki tupolew” najwyraźniej „po prostu wleciał”. Owszem, niewykluczone, że samolot mógł „po prostu wlecieć”, bo ktoś z Kremla „zezwolił telefonicznie” na taki wlot – ale też ów samolot (trzymam się tu oficjalnej narracji z „prezydenckim tupolewem”, nie zaś scenariusza z rozdzieleniem delegacji na Okęciu na przynajmniej dwa samoloty) mógł „po prostu nie wlecieć”, czyli załodze, gdy statek zbliżał się do punktu ASKIL (na białorusko-ruskiej powietrznej granicy), moskiewska kontrola obszaru mogła przekazać polecenie skierowania się (choćby w celu przeczekania) na zapasowe lotnisko w związku z trudnymi warunkami atmosferycznymi w Smoleńsku. Jak Pan sądzi, dlaczego z takim uporem unika się badania alternatywnego scenariusza tragedii, a więc takiego, że do żadnej katastrofy „prezydenckiego tupolewa” w Smoleńsku nie doszło?

Prof. J. Trznadel: Bo jest silna obawa przed moralnym i intelektualnym wyjściem poza „oficjalne” opisy wydarzenia. Skrępowanie myśli. Pamiętajmy, że katastrofa jest przecież niezbywalną częścią raportów MAK i Millera. Wiarę w to słowo wyznaje przeważająca chyba część opinii publicznej. Wszystkie relacjonowane wersje katastrofy, opierają się na obliczeniach przebiegu lotu Tupolewa, wynikających ze wskaźników i przyrządów pokładowych. Na tym polega ich względne podobieństwo. Wyjście poza zapisy przyrządów (i czarne skrzynki) widziane jest jako zderzenie z ziemię i koniec lotu. Dopiero komisja Macierewicza orzekła, że w ostatnich chwilach zapisu znaleziono dowód na zamach. Oddalono ingerencję owej fatalnej i symbolicznej brzozy, na której zapewne rozbiłaby się lotnia, ale nie szczególnie wytrzymały Tupolew. Koniec Tupolewa według Macierewicza wyznaczają dwa zarejestrowane wstrząsy, oznaczające wybuchy, jak dwie ostateczne salwy wymierzone w samolot.

Spadając z tak niskiej wysokości, samolot rozbija się jednak w niespotykany sposób, jak kryształowy puchar, na tak drobne cząstki, że nie dałoby się go złożyć, co jest jedną z czynności dokonywanych wszędzie po katastrofie. Ale dowody, że los i tragedia pasażerów dokonały się właśnie na Siewiernym, mają znaczące braki. Różne zapisy bardzo podważają to przekonanie. Pan stawia tu wielki znak zapytania, a właściwie zaprzeczenia. Siewiernyj – to byłby główny akt „maskirowki”, podmieniającej miejsce i sposób zagłady pasażerów. Wiele przemawia za tym, że „akt ostateczny” nie odbył się w Smoleńsku.

4. FYM: Czy bierze Pan pod uwagę taki (możliwy) scenariusz dalszych losów śledztwa, iż zostanie jakby „zadekretowana” alternatywa „wypadek bądź zamach (na smoleńskim Siewiernym)”, przy czym obie strony (i prokuratury, i Zespół) będą bezradnie rozkładać ręce, że i tak materiał dowodowy pozostaje wciąż pod kontrolą Moskwy, w związku z tym „nie jesteśmy w stanie zbyt wiele z tym zrobić”?

Prof. J. Trznadel: Mimo to Macierewicz próbował, ale mnie osobiście nie przekonał. Najściślejsze operowanie wykresami i logarytmami, gdy sama podstawa jest niepewna… Chodzi nie tylko o niszczejący w Smoleńsku wrak, ale także czarne skrzynki, całą aparaturę zapisów, która znajdowała się w kokpicie, którego zresztą nie ma wśród szczątków wraku. Pomijam wersję MAK i Millera, ale nie ufam też pozornej precyzji komisji Antoniego Macierewicza. Dostępne dane przeszły wcześniej przez rosyjską kontrolę. Prawdopodobnie wszystko, co spoczywa na Siewiernym, to pozostałe rekwizyty sztucznej scenerii, którą określa się też „maskirowką”. Chciano jednak wywołać wrażenie, ba, pewność, że w tym miejscu runął polski prezydencki Tupolew. Nawet początkowe sprzeczności informacji łudziły autentyczną prawdą. Przecież samolot miał o tej porze przylecieć, był oczekiwany.

5. FYM: Czy widzi Pan jakiekolwiek szanse i na przełom w śledztwie, i na powstanie międzynarodowej komisji, która podjęłaby się zadania wyjaśnienia przyczyn tragedii? Przed dwoma laty wydawało się to poniekąd kwestią czasu, iż taka instytucja wesprze nasz kraj w działaniach na rzecz wyjaśnienia tragedii. Dziś natomiast chyba tylko zmiana na stanowisku prezydenta USA mogłaby także przyczynić się do zmiany w interesującej nas sprawie. Ale czy na pewno? Może Polska przestała być już traktowana jako kraj „rokujący nadzieje” dla Zachodu, tylko została „spisana na straty” i „oddana” Moskwie, która zbrodnią z 10 Kwietnia przywróciła określone (powojenne, sowieckie) status quo?

Prof. J. Trznadel: Wydarzenie, które pociągnęło za sobą śmierć elity europejskiego państwa, choć pokrywane milczeniem, jest tej miary, że niezależne dochodzenie międzynarodowe bez udziału rządu polskiego i moskiewskiego, wywołałoby skandal polityczny, co nie mieści się, jak sądzę, w obecnym status quo układów Zachodu z Moskwą. Bo Moskwa rzuciła na szalę swój prestiż, dokonując jako pierwsza komisyjnej oceny wydarzenia (MAK). Prezydent Miedwiediew powiedział, że nie wyobraża sobie, by można było zaproponować inną wersję. Dlatego wątpię, by mogła powstać komisja o prestiżowym, międzynarodowym umocowaniu. I czy przed wejściem w skład takiej komisji nie powstrzymywałyby ludzi różne formy politycznej niewygody, ale i strachu przed działaniem formacji, którą nazwałem w mojej książce o Smoleńsku „szwadronami śmierci” (termin Anny Walentynowicz), a która „wytwarza” tak zwanych „seryjnych samobójców”.

6. FYM:W ubiegłorocznym tekście zamieszczonym na blogu przez prof. M. Dakowskiego (http://dakowski.salon24.pl/344309,zamach-smolenski-wokol-hipotez) zwrócił Pan uwagę, iż nie ma dowodu na to, że „rozbite fragmenty wraku Tupolewa na Siewiernym są na pewno częściami samolotu, który tego dnia rano wyleciał z delegacją prezydencką z Okęcia”. Od września 2011, kiedy Pański tekst się ukazał, nic w tej kluczowej przecież sprawie się nie zmieniło – szczątki przedstawiane jako „wrak prezydenckiego tupolewa” pozostają w gestii Kremla, aczkolwiek, jak niedawno mogliśmy usłyszeć z ust prok. gen. A. Seremeta (http://wyborcza.pl/1,75478,11576169,Tu_154__Wybuchu_nie_bylo.html) (wspominałem o tej sprawie także w rozmowie z prof. M. Dakowskim (http://freeyourmind.salon24.pl/412847,wywiad-z-prof-m-dakowskim)), polskie śledztwo mogłoby się zakończyć nawet bez uprzedniego sprowadzenia tychże lotniczych fragmentów do naszego kraju.

Mnie osobiście włos się jeży na głowie, gdy słyszę tego rodzaju wypowiedzi wygłaszane przez generalnego prokuratora, ale czy taki rozwój wypadków nie jest niemożliwy? Polska zakończy śledztwo w sprawie największej powojennej tragedii, nie zbadawszy ani „wraku prezydenckiego tupolewa” (trudno bowiem to, co zrobiła przez jeden dzień na pobojowisku na Siewiernym grupka ludzi z „komisji Millera” nazwać badaniem), ani nawet nie dokonawszy szeroko zakrojonych badań medyczno-sądowych ciał ofiar tragedii (Seremet jest przeciwny dalszym ekshumacjom; na razie dokonano zaledwie trzech, jak wiemy)? Byłby to chyba ewenement w skali światowej – ustalić przebieg lotniczej katastrofy nie dysponując żadnymi poważnymi materialnymi dowodami ani nawet jej wizualnym udokumentowaniem.

Prof. J. Trznadel: Niestety, i komisja Millera, i Macierewicza w jakimś sensie pogodziła się z tą sytuacją. Nie spodziewam się też istotnych wyników śledztwa prokuratury. Obecny stan polskiej prokuratury to brak niezależności, która z zasady powinna tu być cechą nadrzędną. Wszystko to każe przypuszczać, że nasza prokuratura nie zdobędzie się na niezależne śledztwo, lecz nadal podlegać będzie dyrektywom rządowym. Od długiego czasu tę niekonstytucyjną zależność prokuratury potwierdzają różne karygodnie umorzone śledztwa.

7. FYM: W przywoływanym wyżej tekście pisał Pan też o ewentualnym zamachu, że: „Jeśli został dokonany na Siewiernym, to wszystko musiałoby być gorączkową wręcz improwizacją, wyśrubowaną w mijającym krótkim czasie. Czy jednak decyzja o zamachu – mogła być taką improwizacją, dokonaną w ostatniej fazie lotu Tupolewa? Czy zainteresowanym służbom i zamachowcom przekazano by decyzję dokonania improwizowanej akcji? Zauważmy, że w każdej improwizacji trudno przewidzieć jej dokładne skutki. Czy wtedy, choćby z dużym wykorzystaniem wcześniej przygotowanych elementów, zamachowcy nie musieliby się liczyć także z pojawieniem się faktów przypadkowych, czy nawet – demaskujących?” Rozwijając tę myśl, rzekłbym, iż zwolennicy hipotezy smoleńsko-zamachowej pewnych pytań sobie zwyczajnie nie zadają. Skąd miałaby istnieć pewność, że piloci zdecydują się na zniżanie, wiedząc, że warunki się nie nadają do lądowania? Skąd pewność, że daliby się wciągnąć w pułapkę?

Załóżmy jednak, iż faktycznie zachodzi taka sytuacja, iż zbagatelizowawszy zagrożenie, załoga „prezydenckiego tupolewa”, dokonuje takiego zniżenia na wysokość decyzji (nie informują przy tym Prezydenta, że w trudnych warunkach atmosferycznych spróbują ewentualnie podejść do lądowania, gdyż zachęciła ich do tego załoga jaka (A. Wosztyl ma wszak mówić załodze tupolewa, wg „stenogramów CVR”: „powiem szczerze, możecie spróbować jak najbardziej. Dwa APM-y są, bramkę zrobili, tak że możecie spróbować...”)). Załóżmy, że daje się jednak wciągnąć w pułapkę – tj. na określonej wysokości dojść ma do bombowego zamachu(pomijam kwestię kto i kiedy mógłby zainstalować takie ładunki). Pojawia się teraz pytanie: w jaki sposób można byłoby zapobiec pożarowi samolotu, upadkowi płonących części na pobliską stację benzynową (i kolejnej eksplozji) i/lub na budynki mieszkalne (bloki i hotel w pobliżu lotniska)? Dochodzi do wysadzenia i rozerwania samolotu, a na drzewach nie leżą rzeczy ofiar (lub nawet ciała), zaś wrak rozsypany jest na terenie wielkości piłkarskiego boiska? Scenariusz z zamachem nad Siewiernym byłby zarazem trudną do wyobrażenia i opanowania katastrofą humanitarną części miasta Smoleńsk. Owszem, możemy założyć, iż zamachowcom szczęśliwie udało się „wycelować z upadkiem samolotu” akurat w łączkę przy lotnisku, jak też sprawić, że nie tylko nie doszło do wielkiego pożaru (nawet drzewa pobliskie się nie zapaliły), ale i szczątki ofiar jakoś się szczęśliwie znalazły generalnie w jednym miejscu (jak to miał opowiadać jeden z ruskich strażaków – w postaci „kuli ciał” we wraku (http://wyborcza.pl/1,105743,8599278,To_byla_kula_z_ludzkich_cial__320_fragmentow_96_ofiar.html)) – jednakże chyba byłoby to zbyt wiele „szczęśliwych zbiegów okoliczności”. Co gorsza, gdyby rzeczywiście „kula ciał” była „we wraku”, to niemal natychmiastowe stwierdzenie, iż „wsie pogibli” byłoby niemożliwe przed wydobyciem ciał „z wraku”.

Prof. J. Trznadel: Twierdzenie, że lot prezydenckiego Tupolewa zakończył się na Siewiernym, nie przekonuje mnie dzisiaj ani w wersji katastrofy, ani w wersji zamachu. Okoliczności i szczegóły katastrofy z Siewiernego, relacjonowane przez świadków i komisję MAK, ale to także, czego w tych relacjach nie ma (a co pojawia się w opisach wielkich katastrof lotniczych na świecie), to wszystko budzi niepewność – czy rzeczywiście doszło tam do katastrofy Tupolewa. Dotyczy to także relacji osób, które znalazły się w tym czasie tuż obok lotniska. Te relacje robią wrażenie przepisanych ze stronic jakiejś powieści. Przypomnę raz jeszcze, że dla celów urzędowego druku niemieckiego o Katyniu (1943) niemiecka komisja przywołała tylko czterech czy pięciu świadków, podczas gdy w rosyjskim komunikacie akademika Burdenki (1944), przypisującym zbrodnię Niemcom, występuje sześćdziesięciu świadków. Dwadzieścia lat temu rozmawiałem z jednym z nich, chłopem z Gniezdowa. Musiał podpisać swoje zeznanie nie czytając go.

8. FYM:Prof. Dakowski w (linkowanym wyżej) wywiadzie stwierdził: „Chyba się nie mylę, że odlot z Okęcia samolotów (tutka, parę jaków?) jest jedynym w światowej historii odlotem Głowy Państwa, Generalicji, osób towarzyszących, dziennikarzy itp.) bez dokumentacji fotograficznej i filmowej, bez dokumentów lotu. Nawet osobiście odczułem Paraliż Strachu u osób, które mogłyby wiedzieć, czy mieć dowody na to, co rankiem 10 kwietnia działo się na Okęciu. Pewna Poważna Pani profesor (...) pisała mi w 2010 r. ostrzegawczo, bym tak nie nastawał na niezależne ekshumacje, bo jeśli PRAWDA wyjdzie na jaw - to co nam zostanie? Wojna z Rosją? Przy takiej dysproporcji sił?”

Jak Pan sądzi, może to jest ów klucz do całej zagadki nieefektywnych śledztw smoleńskich, jak też do zagadki zdumiewającej, apatycznej czy wprost nieprzytomnej postawy sporej części polskiego społeczeństwa – może wielu z nas zwyczajnie woliniewiedzieć, co się naprawdę stało, niż dowiedzieć się wszystkiego? Czy nie powróciła ta postawa, którą kiedyś J. Mackiewicz sformułował jako „nie trzeba głośno mówić”?

Prof. J. Trznadel: Wiele przemawia za tym, że brak dokumentów pożegnania i odlotu delegacji polskiej, wraz z parą prezydencką, do Smoleńska, prowadzi do refleksji: czy taki samolot rzeczywiście wystartował z Okęcia i rzeczywiście doleciał do Smoleńska? Nie ma zdjęć, ani najkrótszego nawet nagrania kamerą tego odlotu. Więc co, niewidzialny samolot? A druga sprawa: pojawiają się u nas głosy, że gdybyśmy jednak dowiedli bez cienia wątpliwości, że zamach był dziełem rosyjskim – to groziłaby nam wojna. Jest to tylko nieuzasadniony strach lub propaganda ze strony tych, którym zależy, by nie dociekać prawdy. Ale nie widzę analogii na przykład do niemieckiej prowokacji gliwickiej z 1939 roku, po której nastąpiła wojna. Hitler zdecydował o napaści nie dlatego, że rząd polski dobrze znał prawdę o gliwickiej prowokacji. Zamach „smoleński” (a być może także w Mirosławcu) to inna droga do ustanawiania „podległości” naszego kraju.

Jednak słowo „Okęcie” pojawiające się pod koniec naszej rozmowy, jeśli przywoływanie go jest trafne, otwierałoby nie badaną dotychczas możliwość i zupełnie inną rozmowę. Niewiele mówi się o tym na popularnych blogach, jak Salon24 czy Niepoprawni. Ale w wypowiedziach na przykład K. Cierpisza umieszczenie centrum zamachu i tragedii na Okęciu i w Polsce pojawia się z całą siłą. Rozwiązywałyby się w tej sytuacji pewne zagadkowe absurdy. Jeśli dałoby się to potwierdzić (a żadnych badań świadków w zasadzie nie przeprowadzono), oznaczałoby to w Polsce wstrząs moralny i polityczny o nie dających się przewidzieć konsekwencjach.

9. FYM: Dziękuję serdecznie za rozmowę i za Pańską wytrwałość w walce o prawdę o pierwszym, jak i drugim Katyniu.

* * *
Poniżej zamieszczam jeszcze niedawno opublikowany w Sieci tekst prof. Trznadla, który może stanowić uzupełnienie wywiadu:

MASKIROWKA W SMOLEŃSKU, A ZAMACH?


Jacek Trznadel, 30 kwietnia 2012

Od początku śledziłem pilnie wszelkie doniesienia o katastrofie smoleńskiej, utwierdzając się w przekonaniu o przeprowadzonym zamachu i dokonanej zbrodni. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że sądy wyrażane w dociekaniach śledczych pozaurzędowych, a przede wszystkim w trwającej na ten temat już prawie dwa lata, pełnej argumentów, dyskusji w Internecie, zaczęły się, polaryzować w dwu nurtach: nazwę je nurtem Antoniego Macierewicza i FYM-a.

Macierewicz opiera się przede wszystkim na analizie uzyskanej z ocalonych zapisów przyrządów pomiarowych Tupolewa. Z nieubłaganą logiką pragnie ukazać zaistniałą, wywołaną? katastrofę-zamach w jej przebiegu aż po dwie trzy sekundy przed uderzeniem samolotu o ziemię. Wszystko by się zgadzało, jeśli mieć pewność że przyrządy pomiarowe Tupolewa nie zostały zmienione, sfałszowane. Że zapisy nie zostały po katastrofie ustawione. Teza o podrzucaniu szczątków samolotu nie jest nowa. Czarne skrzynki należą do szczątków.

Macierewicz raczej nie uwzględnia dowodów przeciwnych. A nawet zdarzyło mu się podejrzewać „fymowców” o agenturalność! Wierzy w wartość wywodu opartego na aparaturze pomiarowej Tupolewa, i w analizie dzieli go już tylko kilka czy kilkanaście sekund od prawdy (dwa wstrząsy!). Ale czy zapisy pomiarowe, na których się opiera, są prawdziwe? Obrazowi po katastrofie Macierewicz się nie przygląda.

FYM ogranicza się do ukazania prostych spostrzeżeń z opisów, bez wniosków całościowych, bez polemiki z innymi nurtami. Ukazuje sprzeczności w widzeniu Siewiernego, jako miejsca katastrofy (pokaźna książka FYM’a „Czerwona strona księżyca”). Jest tu logika różnych spostrzeżeń i proste, prawie nie interpretowane cytaty o zdarzeniach, urastające do rangi dowodów. FYM nie tworzy logiki doprowadzonej aż do rozbicia się samolotu. Jest jak strażak, który nie widząc, co się pali, wnioskuje o tym z barwy płomienia.

Ta różnica między dwoma zasadniczymi wywodami uzasadniającymi zamach na polską delegację posiada pewne odniesienie do sposobu postrzegania Polaków. Od 1944 roku (choć i wcześniej) nasiliło się komunistyczne owijanie mentalności polskiej w wielowarstwowe kłamstwo polityczne i społeczne. Od Wschodu szło to fałszywe światło. Społeczeństwo wkuwało na pamięć fałszywą prawdę, że – jak to powiedział Józef Mackiewicz – czarne bywa białe, a białe to czerń. Reakcją na to była skłonność do wiary tylko w rzeczy bezpośrednio namacalne. Żąda się naiwnie naocznego świadka lub ostatecznego dokumentu…

A każdy świadek boi się śmierci. Na świadkach takich, nawet po latach, choćby znajdowali się pod ochroną na Zachodzie, wykonuje się egzekucje. Zaraz po ostatniej wojnie los Krawczenki, czy niedawny los Litwinienki, czy bliższy naszej historii a mniej znany los Iwana Kriwoziercewa (powieszony w Anglii) – ukazują kruchość życia współczesnego świadka zbrodni. A dokument? Pewne zamiary i rozkazy nie są dokumentowane na piśmie. Tylko utopijna wiara w wieczną niedostępność rozkazu katyńskiego przyczyniły się do powstania, a później obnażenia takiego rozkazu. Dziś niczego już nie ma na piśmie.

Społeczeństwo skłonne jest powątpiewać w dowody nie bezpośrednie, ale nie można z nich rezygnować. Na plaży bezludnej wyspy, gdzie na pewno były tylko dwie osoby, znaleziono ofiarę z nożem wbitym w plecy. Nie było świadków. Sędziowie nie wierzyli jednak w duchy. Wystarczyły okoliczności. Jednak ciała ofiar są zawsze konieczne, by mówić o zbrodni. Gdyby Tupolew prezydencki utonął w Bałtyku lub Morzu Czarnym, być może prawie wszystkie dowody pośrednie by zniknęły. Natomiast miejsce o sto metrów przed pasem na Siewiernym jest dostatecznie „rozległe”, by szukać na nim i z powodu niego innych dowodów. Mocnych poszlak fałszerstwa, a fałszerstw dokonuje od początku świata sprawca zbrodni, nigdy ofiara.

Nie wyrokuję, która droga prowadzi do prawdy. Jednak wszystkie spostrzeżenia pośrednie o zachowaniu się Tupolewa 154 M, mogą być uzależnione od sfałszowanych danych na rejestratorach lotu.

Spostrzeżenia FYM-a są zawsze pośrednie, ale pewne. Nie ma tu żadnej kalkulacji, matematycznych wzorów. Nie ukazują agresora naciskającego brutalnie na orczyk samolotu i każde z osobna dowodowo znaczy niewiele, ale zebrane razem, są wymowne.

Chciałbym podobne spostrzeżenia, zauważone przeze mnie a najczęściej skopiowane za tekstami FYM-a, po krótce wymienić. Nie odbudowuję tylko chronologii ich ogłaszania. Są tu i fałsze, ale fałsz może być poszlaką zbrodni lub świadczyć o jej zacieraniu. Z tych spostrzeżeń wynika dla mnie nieodparte przekonanie, że polska delegacja z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele zginęła w zamachu. Dodam tylko, że na tej samotnej wysepce, gdzie dokonał się polski dramat, spostrzeżono tylko tubylców dwu sąsiadujących szczepów.

NIEKTÓRE ELEMENTY NIE PASUJĄCE DO SIEWIERNEGO:
(większość uwag opiera się na zdjęciach)
Brak od początku ścisłego określenia chwili rozbicia się samolotu, choć stało się to tuż, nieledwie „na oczach”, a nie w odległym masywie górskim. A obok była wieża kontrolna! To gdzie indziej niespotykane.

Brak kokpitu Tupolewa.
Brak odnalezienia w pobliżu rozbitego tupolewa rozrzuconych ponad dziewięćdziesięciu zwłok i w tym właśnie miejscu zidentyfikowanych przez świadków (kordon służb rosyjskich).
Brak zdjęć (rzutu ogólnego i wybranych ujęć) zwłok koło rozbitego Tupolewa.

Brak zdjęć bagażu rozrzuconego wokół rozbitego samolotu.
Brak dowodu na wyciągnięcie z wraku lub znalezienie obok – bagażu z poświadczoną własnością któregoś z pasażerów.

Brak szczątków stu dwudziestu metalowych foteli, ewentualnie z przymocowanym do fotela indywidualnym pasażerem.
Ten brak zwłok i bagażu jest sprzeczny z całkowitym rozbiciem samolotu na drobne szczątki, nic przecież nie mogło pozostać „wewnątrz”.

Niedopuszczenie przez Rosjan do filmowania zwłok i rozbitego samolotu (casus Wiśniewski).
Bezsensowne opowieści personelu „ratunkowego” (pielęgniarki), o natychmiastowym oglądzie dziewięćdziesięciu zwłok.

Późne (odległe o wiele godzin) „dawkowanie” wiadomości o odnalezionych zwłokach (np. Prezydenta Kaczyńskiego). Czyżby nie znajdowały się „na miejscu” – i upływał czas „dowiezienia”?
Świeżo ucięte kołki, którymi podparte były niektóre szczątki Tupolewa.

Na fotografowanych szczątkach samolotu czasem kontrast mocno przytłumionego koloru czerwonego i fragmentów „świeżej”, ostrej czerwieni.

Mocno „odleżały” wygląd niektórych części wraku.
Bardzo liczne ogólnikowe relacje zewnętrznych świadków o spostrzeżeniu samolotu spadającego tuż obok Siewiernego. Analogia: relacja niemieckiego dokumentu o Katyniu (1943) zawiera zeznanie kilku świadków, relacja komisji Burdenki – około sześćdziesięciu. Z kolei komisja Burdenki okazała kilka dokumentów znalezionych przy zwłokach oficerów, międzynarodowa komisja powołana przez Niemców – wiele tysięcy dokumentów.

Niewydanie wraku przez Rosjan to nie tylko możliwa obawa przed stwierdzeniem na nim jakichś elementów wybuchu (poza paliwem), ale także takich cech wraku, że nie mógł on pochodzić z egzemplarza polskiego Tupolewa.

Dodajmy jeszcze:
Zauważam u publicystów i internautów wiele magicznej wręcz wiary, że Tupolew musiał się rozbić na Siewiernym (Macierewicz). Zwalczanie spostrzeżeń FYM’a.

Znane jest z literatury przekonanie rosyjskich władz, że na ogół dawana jest wiara najbardziej nieprawdopodobnym ich twierdzeniom (Mackiewicz).

Brak logicznego myślenia strategicznego u oceniających katastrofę, co było (i jest obecne do dziś) np. w spojrzeniu na zamach gibraltarski na gen. Sikorskiego. Historycy potrzebują jakiegoś dokumentu -podkładki. To wiara bardzo „wschodnia” (w Rosji usiłuje się teraz dowieść, że oryginał rozkazu mordu katyńskiego (odtajniony przez Jelcyna), podpisany przez Stalina, członków biura politycznego i rządu, jest fałszywką.

Na tle tego magicznego otumanienia ożywiona działalność publicystycznych łajdaków, nawet wśród pisarzy.

A jeśli była to MASKIROWKA!? Jeśli wylądowali gdzieś dalej? Chyba nie na Jużnym! Gdzie by to mogło być? Gdzieś na odległość posiadanej benzyny w baku? Nie wiemy.
Ale na pewno nie na jakiejś pustyni. Jest jednak jeszcze jedna możliwość, jeśli działano RAZEM I W POROZUMIENIU… Maskirowka mogła przecież mieć na celu tylko to: stworzyć iluzję, że Tupolew wyleciał z Okęcia i rozbił się w Smoleńsku!...

Więc upozorowanie katastrofy, której nie było? Przecież nikt nie był dopuszczony na pozorne miejsce katastrofy. Mijały godziny nim zostały zidentyfikowane poszczególne zwłoki. Dosyć czasu, aby dostarczyć je z Warszawy. Zapadał zmrok. Jeszcze raz: nie ma zdjęć zwłok rozrzuconych wokół szczątków tupolewa. Dziewięćdziesiąt sześć – to jest niemało. Ani jednego zdjęcia!!! Choćby z odległości 20-30 metrów. Zwłoki mogły być dostarczane z Warszawy do przystanku Siewiernyj w Smoleńsku, a potem do Moskwy...

Jacek Trznadel
(http://freeyourmind.salon24.pl/412847,wywiad-z-prof-m-dakowskim#comment_6065865)

P.S.
Dla przypomnienia: http://freeyourmind.salon24.pl/412847,wywiad-z-prof-m-dakowskim
http://www.youtube.com/watch?v=woBVVlTKeXw&feature=player_embedded (Tajne komplety z prof. M. Dakowskim)


Źródło: http://freeyourmind.salon24.pl/417743,wywiad-z-prof-j-trznadlem

P.S. Przedstawione wyżej spostrzeżenia i argumentacje są dla mnie trudne do odrzucenia, a warte do wzięcia pod uwagę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Maj 27, 2012 11:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Źeby nie otwierać nowego Tematu, przytaczam tutaj wypowiedź Pani Ewy Stankiewicz, co do charakteru działalności rządowej w stosunku do możliwości skorzystania z wizyty w Polsce światowego eksperta prof. W.Biniendy. Dalsza część wypowiedzi omawia ogólny charakter tego popieranego przez lemingów i chyba moim zdaniem już tylko pomylonych rządu. Kto oglądał ostatnie "Bliżej" mógł zobaczyć buractwo akcji, lub raczej w reakcji na możliwość wymiany doświadczeń przez ekspertów. Mogliśmy się przekonać, że u nas istnieje nadal otwartość na prawdę partyjną i żadną inną.
Proszę zobaczyć Ewa Stankiewicz dla Solidarnych 2010 po spotkaniu z prof. Biniendą
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Wrz 10, 2012 6:24 pm    Temat postu: raport po 29 miesiącach Odpowiedz z cytatem

raport po 29 miesiącach

Najprawdopodobniej przyczyną katastrofy smoleńskiej były eksplozje, które zniszczyły samolot jeszcze w powietrzu. Można o tym przeczytać w raporcie parlamentarnego zespołu kierowanego przez posła Antoniego Macierewicza. Raport został opublikowany 10 września 2012 r. i jest dostępny pod adresem: http://smolenskzespol.sejm.gov.pl/28.pdf. Raport w formacie PDF zajmuje 169 stronic, a z powodu licznych ilustracji jego "informatyczna" objętość wynosi ok. 13 megebajtów.

Wg raportu doszło do "bezprawnych działań na szkodę głowy państwa i interesu RP w porozumieniu z przedstawicielami władz Federacji Rosyjskiej [...] sprzecznych z Konstytucją RP, a mających na celu ukrycie prawdziwego przebiegu katastrofy w Smoleńsku, jej sprawców i osób z nimi współdziałających", zaś "premier Donald Tusk prowadził grę z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi RP" i "nie zapewnił prezydentowi RP właściwej ochrony kontrwywiadowczej". Po katastrofie rząd Tuska "odrzucił pomoc ekspertów z NATO, UE oraz z Polski" i "zgodził się na rosyjski dyktat w sprawie wyjaśniania katastrofy", ponadto "doszło do działań na szkodę państwa polegających m.in. na bezprawnym przyjęciu za podstawę wyjaśniania katastrofy załącznika 13. do Konwencji Chicagowskiej", w raporcie jest mowa także o "świadomym współdziałaniu przedstawicieli rządu premiera Tuska z władzami Federacji Rosyjskiej na szkodę polskiego śledztwa i w celu uniemożliwienia dojścia do prawdy". Zdaniem zespołu parlamentarnego "przedstawiciele rządu ponoszą odpowiedzialność za brak odpowiedniej reakcji na rosyjską kampanię oczerniającą ofiary katastrofy", zaś "MSZ świadomie współdziałało ze stroną rosyjską w takim organizowaniu wizyty Prezydenta RP, by była ona gorzej przygotowana i gorzej zabezpieczona niż spotkanie premiera D. Tuska z W. Putinem".


Na początku raportu jest mowa o upłynięciu 28, ale faktycznie 10 września 2012 r. upłynęło 29 miesięcy od katastrofy smoleńskiej.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pią Wrz 21, 2012 9:21 am    Temat postu: eksperyment w USA Odpowiedz z cytatem

eksperyment w USA

otrzymałem mailem:

Brytyjska telewizja Chanel 4 zorganizowała i sfilmowała eksperyment pokazujący, co się dzieje z samolotem i pasażerami po uderzeniu w ziemię, z prędkością 140 mph (225 km/h - to prędkość podobna do tej, którą miał spadając, rządowy Tu 154 w Smoleńsku). W tym celu stacja kupiła nieużywany samolot Boeing 727, czyli prototyp Tu-154m. W trakcie eksperymentu Boeing rozbił się, każdy element lotu został zbadany dzięki aparaturze zainstalowanej na pokładzie. Pilot James Slocum wyskoczył na spadochronie, na wysokości ok. 800 m nad ziemią, a samolot był prowadzony ku zderzeniu z ziemią, zdalnie sterowany z lecącego powyżej samolotu Cesna. Wszystko to, działo się na pustyni Sonoran w Meksyku. W eksperymencie, który miał miejsce pod koniec kwietnia 2012 roku, brali udział naukowcy zajmujący się lotnictwem i badaniem wypadków lotniczych. Bliźniaczy do Tu-154m samolot był wypełniony po brzegi aparaturą i sprzętem badającym wszystkie parametry istotne dla poprawy bezpieczeństwa lotów. W
samolocie umieszczono także, podłączone do aparatury badawczej - manekiny, by zbadać jak zachowuje się ludzkie ciało w takich katastrofach, jakie obrażania są możliwe i jaka jest śmiertelność. Był to pierwszy taki eksperyment od kilkudziesięciu lat.

Dla nas wyniki tego eksperymentu mogą być ważne, bo Rosjanie tworząc Tu-154 skopiowali konstrukcję właśnie Boeinga 727. Eksperyment na Boeingu może więc zbliżyć nas do wyjaśnienia, co mogło stać się z Tu-154M w Smoleńsku.

Poniżej film z eksperymentu:

http://www.youtube.com/watch?v=RKOYKd7kB2s.

Już teraz wiadomo, że Boeing 727 w trakcie eksperymentu przełamał się tylko na dwie części, a 78% osób, czyli ponad dwie trzecie, powinno przeżyć takie zderzenie samolotu z ziemią.


UWAGA: powyższy filmik szybko znikł z YouTube, ale są inne o tej albo zbliżonej treści:

http://www.youtube.com/watch?v=6mtM8R7KWyY,

http://www.youtube.com/watch?v=cdQO6Tlr9XY,

http://www.youtube.com/watch?v=54LQ51mSlBg.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Pią Paź 26, 2012 1:42 pm    Temat postu: Zadbajmy o Kwaterę Smoleńską Odpowiedz z cytatem

Zadbajmy o Kwaterę Smoleńską

http://niezalezna.pl/34207-zadbajmy-o-kwatere-smolenska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Paź 30, 2012 6:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Trotyl na wraku tupolewa
Cezary Gmyz 30-10-2012, ostatnia aktualizacja 30-10-2012 06:30
Wrak Tu-154, choć jest własnością państwa polskiego, nie może wrócić do kraju
źródło: pap/itar-tass
Wrak Tu-154, choć jest własnością państwa polskiego, nie może wrócić do kraju

Polacy, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych

Badania przeprowadzali przez miesiąc w Smoleńsku polscy prokuratorzy i biegli – ustaliła „Rzeczpospolita". Wrócili dwa tygodnie temu.

Informację o tym, że prokuratura od kilkunastu dni zna wyniki ekspertyz, potwierdziliśmy w rozmowie z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.

Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Dostarczona przez Rosjan analiza nie spełniała wymogów proceduralnych. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania wraku. Domagali się ponownego wyjazdu do Smoleńska. Twierdzili, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.

Do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu.

Komentarze na bieżącoŚlady materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu, ujawnione podczas tej właśnie wyprawy do Smoleńska.

Wiadomość o odkryciu osadu z materiałów wybuchowych natychmiast przekazano do Warszawy na ręce prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta oraz naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka. Prokurator generalny osobiście przekazał informacje premierowi Donaldowi Tuskowi. Od powrotu ze Smoleńska trwają intensywne konsultacje, co dalej robić z tym odkryciem.

Eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny. Wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej. Wówczas w rejonie Smoleńska toczyły się bardzo ciężkie walki.

Do tej pory biegli pracujący dla prokuratury nie stwierdzili obecności we wraku materiałów wybuchowych. Powoływali się przy tym na ekspertyzy rosyjskich specjalistów.

Rzecznik prokuratora generalnego Mateusz Martyniuk w rozmowie z „Rz" zapowiedział wczoraj, że w najbliższych dniach prokuratura zajmie stanowisko w tej sprawie.

http://www.rp.pl/artykul/459542,947282-Trotyl-na-wraku-tupolewa.html

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Paź 30, 2012 6:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Raport komisji Millera
Komisja Millera i prokuratura wykluczyły eksplozję i materiały wybuchowe
p.mal 30-10-2012, ostatnia aktualizacja 30-10-2012 11:44

Końcowy raport komisji Millera, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej i polska prokuratura, a wcześniej wstępny raport MAK wykluczyły eksplozję i obecność materiałów wybuchowych na pokładzie TU-154M

W raporcie końcowym komisji ds. badania wypadków lotniczych (tzw. komisji Millera) zapisano, że "komisja w wyniku przeprowadzonych ekspertyz i analiz stanu zespołu napędowego, paliwa, układu sterowania, wskazań przyrządów pokładowych oraz najważniejszych systemów samolotu Tu-154M, na podstawie dostępnych szczątków samolotu i zapisów rejestratorów stwierdziła, że:

(...) nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych ani paliwa lotniczego. Niewielki pożar objął swym zasięgiem tylko nieliczne elementy wraku samolotu i został zainicjowany w trakcie lub bezpośrednio po zderzeniu się samolotu z ziemią. Nie stwierdzono śladów charakterystycznych dla pożaru w trakcie lotu samolotu".

W protokole komisji z 26 lipca 2011 r. zapisano dane o materiałach pirotechnicznych znajdujących się na pokładzie tupolewa:

"(...) Na pokładzie samolotu zabudowane były pironaboje typu PP-3:

 12 szt. w głowicach typu APC-1670 gaśnic ppoż. typu 2-8-1 systemu gaszenia pożaru w przedziałach silników;

 3 szt. w głowicach typu GZSM gaśnic typu OSU-5P-01 instalacji gazu neutralnego systemu awaryjnego lądowania bez wypuszczonego podwozia".

Wcześniej - 29 kwietnia 2010 r. polska prokuratura ogłosiła badane wersje przyczyn tragedii w Smoleńsku - usterki techniczne samolotu, zachowanie załogi, zła organizacja i zabezpieczenie lotu oraz "zachowania osób trzecich" (np. zamach terrorystyczny, sugestie i oczekiwania od załogi określonego postępowania). Odnosząc się do ostatniej z tych wersji, prokuratura podkreśliła wtedy, że "żaden z uzyskanych dotychczas dowodów tej wersji nie potwierdza". "Niemniej jednak odrzucenie tej wersji na obecnym etapie śledztwa byłoby przedwczesne. Może to nastąpić w sposób kategoryczny dopiero po przeprowadzeniu i ocenie całości materiału dowodowego" - podkreślała pod koniec kwietnia 2010 r. prokuratura.

Wtedy podano także, że strona rosyjska wykonała dwie ekspertyzy przeprowadzone przez Centrum Ekspertyz Kryminalistycznych MSW Federacji Rosyjskiej w sprawie ustalenia użycia materiałów wybuchowych. Pierwszą ekspertyzę wykonano 12 kwietnia, wykorzystując próbki do badań pobrane z części samolotu znajdujących się na miejscu katastrofy. Z jej treści wynika, iż nie ujawniono obecności materiałów wybuchowych. Nadto przeprowadzono badania broni znalezionej na miejscu zdarzenia. "Opinie balistyczne wykluczyły oddanie strzałów z zabezpieczonych sztuk broni" - dodano.

1 kwietnia 2011 r. prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wykluczyła, by w Smoleńsku doszło do zamachu terrorystycznego. Zarazem prokuratorzy mówili, że wciąż nie wiedzą, co było przyczyną tragedii.

W dotychczasowym materiale prokuratura nie znalazła przesłanek, by stwierdzić, że doszło do "czynu o charakterze terrorystycznym" - mówił szef WPO płk Ireneusz Szeląg. - Takie stanowisko będzie potwierdzone w dokumencie kończącym postępowanie - mówił wtedy. Zastrzegł, że jeśli pojawiłaby się w tej materii jakaś nowa - jak podkreślił - racjonalna przesłanka, prokuratura wróci do badania tego wątku.

Na potwierdzenie tego ustalenia przywołano np. wyniki badań rzeczy ofiar katastrofy, na których nie stwierdzono śladów materiałów wybuchowych. Ponadto uzyskano w śledztwie opinie biegłych: Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, który nie stwierdził obecności w miejscu katastrofy materiałów wybuchowych, toksycznych i radioaktywnych ani ponadnormatywnego promieniowania; Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych - uznał, że paliwo tupolewa było prawidłowe; Instytutu Geologii PAN - stwierdził, że mgła w Smoleńsku była zjawiskiem naturalnym; biegłych ds. nawigacji lotniczej - zbadali karty podejścia do lotniska (opinia będzie jeszcze poszerzana). Są też opinie kryminalistyczne ABW i KGP filmu z miejsca katastrofy - według Szeląga nie stwierdzono, by dźwięki z filmu były wystrzałami z broni palnej, ale nie ustalono ich pochodzenia.

Natychmiast po otrzymaniu wraku Tu-154 polscy eksperci poddadzą go badaniu, także w kontekście wątku zamachu - zapowiadał wtedy ówczesny naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski.

We wrześniu w Smoleńsku przebywała grupa biegłych i prokuratorzy polskiej prokuratury wojskowej, którzy wzięli udział w uzupełniających oględzinach wraku i elementów samolotu oraz miejsca i rejonu katastrofy. - W toku tych oględzin pobrano szereg (ponad 200) próbek, które obecnie będą podlegały dalszym szczegółowym badaniom na terenie Rzeczypospolitej Polskiej; pobrano także do badań fragment brzozy, w której tkwiły elementy, które mogą pochodzić z samolotu Tu-154M nr 101 - informował rzecznik NPW Zbigniew Rzepa.

19 maja 2010 r. szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Tatiana Anodina mówiła ogłaszając wstępny raport ws. katastrofy smoleńskiej, że komitet wykluczył zamach terrorystyczny, awarię techniczną, pożar czy wybuch na pokładzie. W treści wstępnego raportu MAK zapisała "Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła - w czasie lotu nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią".

Według ekspertów parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza (PiS), wytłumaczeniem katastrofy jest wybuch, do którego miało dojść na pokładzie. Podczas niedawnej konferencji naukowej na UKSW w Warszawie przekonywano, że nie doszło do uderzenia maszyny w brzozę, a otwarcie ścian kadłuba na zewnątrz świadczy o wybuchu w jego wnętrzu.
http://www.rp.pl/artykul/615247,947385-Komisja-Millera-i-prokuratura-wykluczyly-eksplozje-i-materialy-wybuchowe.html

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Paź 30, 2012 6:54 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Link do nagrania z nadzwyczajnego posiedzenia Zespołu Parlamentarnego Ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10.04.2010 r. http://www.popler.tv/PrawoiSprawiedliwosc/50991#50991
_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34, 35  Następny
Strona 33 z 35
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum