Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zamach w Smoleńsku - lot PLF101
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32, 33, 34, 35  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Sro Gru 07, 2011 9:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.youtube.com/watch?v=phTPN_oftr0

Ten młody człowiek nie żyje....
Pytanie czy z tej wiadomości (niestety TVN24) ponownie wykreuje się "wina pilotów" że nie powinni lecieć kiedy komputer "wyrzucił dane"....
Piotr Z

To był młody człowiek - nie ugna się przed niczym - każdy kto cos wie lub moze wiedziec - ginie.
Na filmie jest Dariusz Szpineta ze Szkoły Pilotażu Ad Astra wyjaśniał dziennikarzom stacji, jak to interpretować: „operatorem jest wojsko".
Smolensk Plan Lotu.flv
http://www.youtube.com/watch?v=phTPN_oftr0

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon Gru 12, 2011 11:00 pm    Temat postu: tzw. katastrofa gibraltarska Odpowiedz z cytatem

tzw. katastrofa gibraltarska


czy podobna była smoleńska?



tylko 4 minuty (nagranie z 2002 roku):

http://www.youtube.com/watch?v=wh0uiUVUDCk

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Wto Gru 13, 2011 7:54 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mamy tajne taśmy Klicha
Mamy tajne taśmy Klicha - niezalezna.pl(foto. Paweł Kula/PAP)
Kilka dni po katastrofie rządowego tupolewa przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych płk Edmund Klich złożył ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi meldunek, że Rosjanie ponoszą odpowiedzialność za tragedię smoleńską. Bo choć zobowiązywały ich do tego procedury, mimo fatalnej pogody nie zamknęli lotniska. Minister zareagował zaskakująco: zakazał Edmundowi Klichowi formułowania wniosków obciążających Rosjan. – Sformułowanie takiej tezy przez przewodniczącego na tym etapie jest sprawą kłopotliwą – stwierdził. „Gazeta Polska” poznała te szokujące fakty dzięki nagraniu poufnej rozmowy odbytej kilkanaście dni po katastrofie między ministrem i Edmundem Klichem. Klich – wówczas polski akredytowany przy rosyjskim MAK, który badał okoliczności katastrofy Tu-154 – przyznał „GP”, że dokonał nagrania „na własne potrzeby”.

Nagranie zaczyna się, gdy płk Edmund Klich jest w samochodzie. Następnie pułkownik przechodzi przez biuro przepustek, dociera do sekretariatu ministra obrony. Wreszcie wchodzi na poufną naradę w gabinecie ministra.

Spotkanie Edmunda Klicha z ministrem odbywa się przy udziale świadków. Jednym z nich jest szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Cieniuch. Rozmowa dotyczy m.in. wskazania winnych katastrofy oraz tego, jak uzasadnić oparcie postępowania na konwencji chicagowskiej, a nie na polsko-rosyjskim porozumieniu z 1993 r.

Treść zapisu szokuje, bo jest namacalnym dowodem, że rząd polski od początku miał dowody rosyjskiej winy za tragedię smoleńską ale postanowił je ukryć. Miał niewiele do powiedzenia w sprawie śledztwa – i to na własne życzenie.

W jutrzejszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska” opublikujemy stenogram całej rozmowy Bogdana Klicha z polskim akredytowanym przy MAK. Dziś przytaczamy jeden z jej fragmentów, dotyczący pierwszego meldunku Edmunda Klicha do ministra obrony. Tego meldunku nie ma w aktach śledztwa prokuratorskiego ani komisji Millera.

Minister atakuje

Co zawiera meldunek? Edmund Klich opisywał w nim przebieg ostatnich kilkunastu minut lotu tupolewa na podstawie relacji zebranych od Rosjan zaraz po katastrofie. Przesłuchania prowadzili prokuratorzy rosyjscy i polscy, a równolegle członkowie komisji badającej przyczyny katastrofy. Wśród nich płk Mirosław Milanowski, jeden z najlepszych polskich ekspertów meteorologii. Wnioski polskich ekspertów są jasne: odpowiedzialność za tragedię ponosi strona rosyjska.

Pod wpływem presji ze strony ministra Edmund Klich się wikła i wskazuje Milanowskiego jako autora tezy o winie rosyjskiej.

– Skąd ta wiedza? – pyta Bogdan Klich. – Mianowicie, że to rosyjska. Znaczy nie zaskoczyła ta teza, ale zaskoczył fakt sformułowania na tak wczesnym etapie tej tezy, tam pan to wyboldował (pogrubił – przyp. red.) tłustym drukiem, że odpowiedzialna jest strona rosyjska.
Edmund Klich: Że jest odpowiedzialna strona rosyjska?
B.K.: Ze względu na to, że nie zamknęła lotniska, tak.
E.K.: Być może to jest, że to jest… Oj, to chyba coś… Jeśli to jest mój meldunek, to ja tutaj… chyba tak nie… to chyba…
B.K.: Pan stawia taką tezę, że były to warunki poniżej minimalnych lotniska, które wynoszą widzialność najmniejsza tysiąc, podstawa sto, i wtedy lotnisko powinno być zamknięte dla ruchu lotniczego. A, to jest dokładnie to.
E.K.: Tak, już wiem, już wiem. Bazowałem na tym, że w naszych warunkach, polskich, my byśmy to zamknęli, bo my mamy takie procedury, prawda, że byłoby zamknięte. Natomiast, to było... godzina 15, to było na wczesnym jeszcze etapie…
B.K.: To jest dla nas zaskakujące (…) Ten dokument nie ma statusu prawnie żadnego. Dokumenty, które nie mają prawnie wiążącego statusu, zawsze mogą gdzieś wypłynąć. W związku z tym sformułowanie przez przewodniczącego komisji takiej tezy na tym etapie (…)jest sprawą… no, kłopotliwą.
E.K.: Yhm, rzeczywiście. Ale ja bazowałem… Może tak: ta teza wynikła głównie z oceny sytuacji przez pana meteorologa. (…) Myśmy dyskutowali, że według naszych procedur powinno być zamknięte. Bazowaliśmy na naszej wiedzy. (…) Bo myśmy ten wątek bardzo mocno drążyli. (…)
B.K.: Wróćmy do pytania, bo ono dla mnie jest bardzo ważne. Czy to jest kompilacja różnych wypowiedzi?
E.K.: To są nasze wnioski z tych pierwszych... To jest właściwie wniosek bym powiedział głównie pana Mirosława Milanowskiego, meteorologa. Taka ocena.
B.K.: To dosyć marna podstawa do formułowania takich wniosków. (…)
E.K.: To jest dokładnie relacja pana Milanowskiego, którą złożył na podstawie udziału w przesłuchaniach z prokuraturą. Na sto procent już teraz wiem. (…).

W trakcie rozmowy ani minister, ani szef komisji nie wspominają, że Mirosław Milanowski, który zadawał podczas przesłuchań świadków zbyt dociekliwie pytania, został odsunięty od czynności śledczych przez Edmunda Klicha już trzeciego dnia po katastrofie – na wyraźne żądanie Rosjan. Taką decyzję wymusił na polskim akredytowanym osobiście Aleksiej Morozow, zastępca szefowej MAK gen. Tatiany Anodiny.

Edmund Klich: nagrywałem na własne potrzeby

Następnego dnia po spotkaniu z ministrem Edmund Klich udzielił wywiadu TVN24. Zaatakował tam Bogdana Klicha za brak wsparcia dla ekipy pracującej w Smoleńsku. Jednocześnie (jak wynika z listu polskich doradców z 2 lutego br.) działał pod dyktando strony rosyjskiej, utrudniając polskim ekspertom zbadanie wraku oraz uczestniczenie w oblocie.

19 maja 2010 r. odbyła się konferencja szefostwa MAK-u z udziałem polskiego akredytowanego, która narzuciła opinii publicznej nie tylko w Polsce rosyjską wizję przebiegu zdarzeń z 10 kwietnia. Tatiana Anodina poinformowała m.in., że lotnisko było przygotowane do przyjęcia tupolewa w każdych warunkach pogodowych. Edmund Klich nie zaprzeczył temu stwierdzeniu.

W kwietniu 2011 r. Edmund Klich ponownie zaatakował Bogdana Klicha. Zarzucił mu, że w pierwszych dniach po katastrofie minister usiłował wymóc na nim, by zajmował się tylko odpowiedzialnością strony rosyjskiej – co stoi w jaskrawej sprzeczności z przebiegiem spotkania, które teraz poznaliśmy.

Edmund Klich przyznał w rozmowie z „GP”, że zarejestrował spotkanie.

– Brałem udział w tej rozmowie, miałem pełne prawo nagrywać – stwierdził. – Powinna pani wskazać, kto to ujawnił, bo to jest naganne.
– Ile takich rozmów z panem Klichem pan nagrał? – zapytaliśmy.
– Proszę o następne pytanie.
– Czy pan dzielił się nagraniami z Rosjanami?
– Ja się z nikim nie dzielę nagraniami, które są moimi prywatnymi nagraniami.

Bogdan Klich powiedział „GP”, że absolutnie nic nie wiedział o nagraniu. Jak to możliwe, że Edmund Klich potajemnie nagrywał ministra i szefa Sztabu Generalnego? I po co? Nie wiadomo. Tym powinna zająć się prokuratura, do której trafiło nagranie.

Artykuł ukazał się w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

http://niezalezna.pl/20303-mamy-tajne-tasmy-klicha

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Czw Gru 22, 2011 9:10 am    Temat postu: Kolejna poszlaka Odpowiedz z cytatem

Kolejna poszlaka

http://demostenes.nowyekran.pl/post/44918,slady-materialow-wybuchowych-na-ciele-zbigniewa-wassermanna

z nieocenionym komentarzem red. Stanisława Michalkiewicza:

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=28657

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Gru 27, 2011 2:36 pm    Temat postu: Spojrzenie prof. Jacka Trznadla Odpowiedz z cytatem

Dodam jeszcze to, jak sprawę widzi prof. Jacek Trznadel, co można znaleźć pod "MOŻE GDZIE INDZIEJ ALE NA PEWNO" na salonie24.pl
Cytat:


Zaraz po 10 kwietnia, pierwsze moje wrażenia z oglądanych filmowych reportaży z Siewiernego: tu i tam widać duże szczątki samolotu i całkowicie pustą przestrzeń pomiędzy nimi. Żadnych niedużych fragmentów rozbitej maszyny, szczątków, żadnych przedmiotów należących do pasażerów. Jakiegoś prozrzucanego bagażu osobistego. A przede wszystkim żadnych zwłok. Żadnych porozrzucanych ubrań. To budziło ogromne zdziwienie. Zwłoki mogły być już usunięte, ale cała reszta? Wrażenie, że to nie są zdjęcia zaraz po rozbiciu się Tupolewa. Mówiłem sobie: przecież w kabinie było 120 foteli z jakiegoś lekkiego metalu, nic nie widać, ani całych, ani porozbijanych. Ta pustka… Nie wyglądało to zgoła na uchwycenie sytuacji zaraz po wypadku.

Potem, w toku nadchodzących reportaży, ciała pasażerów pojawiały się nagle, nie wiadomo, gdzie znalezione, wręcz tajemniczo. Nikt nie zmarł przed chwilą i nie dogorywał. Żadnych zdjęć „rumowiska” wypadku, nawet z oddalenia. Nie wyjmowano ciał z jakiegoś kłębowiska korpusu samolotu. Żadnych ujęć z akcji ratowniczej. Nie wiadomo nawet, jaki obszar zalegały ciała. Nie wiadomo, skąd „postronni” Rosjanie wzięli wiedzę, w formie powtarzającego się zdania „Wsie pogibli”… Kto zdecydował się to nadać, lub się na to ośmielił. Bo musiało to pochodzić z jakiegoś jednego źródła.



A jeśli masakra nastąpiła nie na Siewiernym?

Wyobrażam to sobie różnie, czasem tak: zmuszono lub zachęcono samolot do wylądowania na innym lotnisku czy awaryjnie, na płaskim, chronionym terenie („zaprietnaja zona”).Podjechały samochody ze zbiornikami gazu. W zaskoczeniu wprowadzono końcówki rur do kabiny. Zaczął działać gaz. Potem mogło to zapewnić w ciągu dosłownie kilku minut uzyskanie telefonu satelitarnego, kodów telefonów przy wojskowych, telefonów komórkowych (na ogół nie uszkodzonych i czasem zalogowanych do sieci lokalnej – w przerwie między lądowaniem a wprowadzeniem np. gazu). Następnie saperzy przeszli we wnętrzu kabiny i rozmieścili bomby. Po wyniesieniu materiałów strategicznych one dokonały masakry. Bo jednak nie sądzę, by okaleczano osobę po osobie. Jeśli żyjących jeszcze – dobito, to nie bronią palną, ta była całkowicie wyłączona, lecz jakimiś łomami, tak jak zabijano kiedyś w Winnicy. Ochotników psychopatów w oddziałach specjalnych jest zawsze dosyć.

Miejsce lądowania i egzekucji mogło się znajdować nawet w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Tam wybuch w samolocie mógłby być całkowicie kontrolowany. Ocaleni nie mogliby nawet próbować ucieczki z miejsca „wypadku”. A taką wersję wprowadza właśnie film 1,24 min. Ta możliwa fałszywka ocierająca się niby prawie o oskarżenie (ale proszę to udowodnić!...) miałaby na celu potwierdzenie Siewiernego jako miejsce rozbicia się maszyny. Strzały, niby dobijanie, trudno to udowodnić, łatwo zanegować. Im więcej niepełnych dowodów na katastrofę tuż przed pasem na Siewiernym, tym bardziej stanowiłyby one „maskirowkę”! Pozory zbrodni, na podstawie których jednak nie da się nic udowodnić! Nie dopuszczono lekarzy i ratowników polskich, a przede wszystkim świadków, do ujrzenia akcji ratowniczej, bo jej w tym miejscu nie było!

Jednocześnie, prócz mętnych dowodów poszlakowych zbrodni na Siewiernym, nie ma ani jednego dowodu materialnego na inne, może rzeczywiste miejsce egzekucji. Szczątki wraku mogły być uzupełniane o szczątki prawdziwe, dowiezione przez wielkie helikoptery. W każdym razie zbrodni tej nie można byłoby dokonać w innym miejscu bez tej tu maskirowki! Znamy to z wielu zamachów, że kieruje się uwagę na inne miejsce niż to, w którym operuje rzeczywisty zamachowiec. Tak najprawdopodobniej było z zamachem na prezydenta Kennedyego: składnica księgarska była „maskirowką”, strzelano spoza zarośli na wzniesieniu. Nie ustalono torów kul, bo Kennedy i ranni w chwili otwarcia ognia zmieniali swoją pozycję.

Teorie i dowody o rodzaju bomb użytych wobec Tupolewa na Siewiernym są może prawdziwe, ale mogą się odnosić do tych samych bomb użytych wobec Tupolewa w innym miejscu. I jak już raz napisałem, tylko to inne miejsce mogło zagwarantować bezbłędność operacji. Zniknięcie kokpitu staje się całkowicie wytłumaczone – mógł to być kokpit innego Tupolewa (w prawdziwym nie dało by się tak łatwo „ustawić” aparatury pomiarowej). Zaś jeśli to był prawdziwy kokpit prezydenckiego Tupolewa – musiał zniknąć, by nie świadczył (aparatura) o ostatniej fazie lotu. Czarne skrzynki mogły być fałszowane w względnym spokoju laboratoryjnym, choć może i w pewnym pośpiechu (trzeba je było szybko podrzucić). Podrzucenie ich byłoby łatwiejsze niż podrzucanie ciał. Bo przecież nie ma ani jednego zdjęcia, gdzie ciała leżałyby obok szczątków samolotu lub w nim uwięzione. A przecież dzisiaj ratownicy mają kamery w ekipie. Tak jakby cała akcja odnajdywania ofiar była tajna! Bo i była tajna…

Cały późniejszy wysiłek śledczych urzędowych i śledczych nie-urzędowych-internautów szedł w kierunku uzasadnienia logiki zdarzeń w posiadanych, celowo mętnych danych. Do dzisiaj rozważa się czas rozbicia się Tupolewa.Nie znam katastrof lotniczych na lądzie (nie nad oceanem) i w pobliżu miejsc zamieszkałych, gdzie byłyby wątpliwości co do godziny i minuty uderzenia samolotu w ziemię. Czas przeniesienia elementów z miejsca prawdziwego zamachu (przede wszystkim zwłok) na miejsce maskirowki na Siewiernym, zmieszczenie tego w określonym czasie – to byłby chyba jeden z najtrudniejszych elementów do wykonania przez zamachowców. Po co to wszystko? Pozorne umieszczenie katastrofy (a więc i zamachu) na Siewiernym, gdzie nic się nie działo, wikłałby działania śledcze związane z tym miejscem w logiczne wysiłki i oczywisty brak jakichś niezbitych dowodów zamachu.

A ogromna ilość umundurowanych agentów, którzy otoczyli miejsce katastrofy? Sugeruje się, że byli na miejscu ze względu na planowany zamach. Ale równie dobrze ich zadaniem na terenie strzeżonym było pogłębienie wrażenia, że tutaj coś się stało, a oni muszą to ukrywać. Może ukrywali fakt, że tutaj niczego w istocie nie było? Dopuszczam wersję, że ci mundurowi nie musieliby 10 kwietnia zdawać sobie sprawę z osłonowej roli „maskirowki”, jaką odgrywali, by odwrócić uwagę od innego mejsca zbrodni.

Stworzono więc szereg gmatwających się poszlak, z których żadna, jak widzimy, nie prowadzi do dowodu popełnionej zbrodni. Te wszystkie niby-dowody, z których niczego nie można wysnuć, kierując wyłączną i całkowitą uwagę na teren obok pasa startowego na Siewiernym – prowadziłyby do odwrócenia uwagi od rzeczywistego miejsca zbrodni. Jednocześnie sugerowałoby się odwagę badań, potwierdzających tu zbrodnię. Wychodząc od okoliczności katastrofy-zamachu na Siewiernym, jeśli (gdyby) to tam nie miało miejsca, można prowadzić śledztwo na jałowym biegu nawet przez dziesięć lat. Oczywiście, jeśli istotnie zamach miałby miejsce gdzie indziej.

Dlatego takie ważne jest wskazywanie na brak takich elementów, które powinny się odnajdywać po katastrofie na Siewiernym. Wziąłem pod uwagę ilość foteli w samolocie (około stu dwudziestu), których szczątki powinny zalegać teren katastrofy. Lekkość ich budowy powinna je raczej chronić przed totalnym zniszczeniem, a nie znaleziono bodaj ani jednego autentycznego fotela z Tupolewa. Nigdy nie rozpoznano kawałków wewnętrznego wystroju kabiny salonu czy pasażerskiej. Powinny przecież zalegać jakieś strzępy. Dodajmy wypowiedzi świadków naocznych, niby potwierdzających autentyczność katastrofy, a mających tylko wartość konfabulacji. Nie sądzę zresztą, żeby którykolwiek ze świadków prowincjonalnego miasta Smoleńska miał odwagę zaprzeczyć czemukolwiek z oficjalnych wersji. Pamiętam, kiedyś w Gniezdowie, obok katyńskiego lasu, rozmowę ze starym świadkiem przywożenia oficerów polskich na stację w Gniezdowie. Jego początkowe milczenie córka skwitowała niby żartem, że boi się, jeśli powie coś nie tak, to go wywiozą na Biełomor-Kanał. Sądzę, że wobec takiej masakry, jak katastrofa polskiego prezydenckiego samolotu, świadkowie, licząc się z przesłuchaniami, mogli tylko potwierdzać oficjalne wersje, lub – jeśli byli wcześniej przygotowani – coś tam niby prawdziwego sobie przypominać.

Za uznaniem tej „maskirowki” za coś rzeczywistego mogą przemawiać także względy psychologiczne u tych, którzy będąc prawie na miejscu zdarzenia, przeżywali tę „maskirowkę” jako realność, i u tych, co dowiadywali się o faktach „maskirowki” podawanych jako rzeczywiste. Łatwo dziennikarzom czegoś nie opisać, ale bardzo trudno chcieć się narazić na opis według hipotezy innego zgoła, niż będący w obiegu, scenariusza tragedii. Takie ciążenie może trwać i trwać, nawet latami. Tak przecież było w wypadku zamachu na generała Sikorskiego. Pamiętajmy, że od pewnej chwili prawdziwość scenariusza „maskirowki” jako nie „maskirowki”, lecz faktu, potwierdzały prawdziwe zwłoki. Tak jak w kryminalnej powieści: sprawca przenosi zwłoki do innego mieszkania, chaos powywracanych mebli będzie świadczył, że tutaj zabito ofiarę, która się broniła. Po polsku można to nazwać aranżacją, po rosyjsku to „maskirowka”.Czy świadkowie mogli wiedzieć, co się naprawdę działo za zasłoną gęstej mgły, która na domiar była określona jako jeden z powodów katastrofy?

Napiszę dla porządku tego tekstu, że ja pierwszy zabrałem głos jeszcze w kwietniu 2010 roku, postulując powołanie międzynarodowej komisji dla zbadania smoleńskiej tragedii. Nie zrobiono tego. Więc przypomnę jeszcze, że sprawstwo zbrodni katyńskiej udowodnili w Smoleńsku Niemcy w kwietniu roku 1943, powołując międzynarodową komisję lekarzy patologów do zbadania zwłok w katyńskich mogiłach. Dodam, że w ogłoszonym wkrótce urzędowym dokumencie niemieckim na temat orzeczeń tej komisji – nie było ani jednego kłamstwa! Natomiast ogłoszony później rosyjski komunikat o Katyniu, podpisany przez samego akademika Burdenkę, zawieral same kłamstwa… Ale Niemcy nie powołali jednak międzynarodowej komisji do zbadania warunków panujących w Konzentrationslager Auschwitz.

Starożytni Rzymianie mówili, że od historii można się wiele nauczyć: Historia magistra vitae!

Jacek Trznadel


Źródło: http://dakowski.salon24.pl/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Gru 30, 2011 10:23 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"I nagle słychać krzyki przerażenia"


Wywiad z Antonim Macierewiczem, posłem PiS, szefem zespołu badającego tragedię smoleńską.


Co dziś wiemy o tym, co naprawdę wydarzyło się rankiem 10 kwietnia 2010 r. nad lotniskiem Siewiernyj w Smoleńsku?


Na pewno zginęła polska elita narodowa. To jest bezsporne. Doszło do tego na skutek katastrofy samolotu rządowego Tu-154M, którym prezydent wraz z delegacją leciał, żeby złożyć hołd pomordowanym przez Sowietów w Katyniu. Wiemy już dzisiaj z pewnością, że ta katastrofa nie była wynikiem ani błędu pilotów, ani naturalnych właściwości aerodynamicznych samolotu. Wiemy, że mieliśmy do czynienia z działaniem osób trzecich. Samolot rozpadł się w powietrzu, nie uderzając o żadne drzewa, i dopiero później spadł na ziemię.



Kiedy i gdzie dokładnie doszło do momentu kluczowego? Innymi słowy, w którym momencie zaczęła się ta tragedia, skoro – jak pan mówi – nie było to uderzenie w ziemię ani w drzewa?



Szczątki tupolewa spadły na ziemię zapewne z wysokości 15 m, chociaż wydaje się, że główny moment katastrofy nastąpił na wysokości 26 m, kiedy odpadło skrzydło maszyny. To było początkiem katastrofy. Chwilę później, na wysokości 15 m, padło zasilanie i samolot się rozpadł.



Do tej pory Rosjanie i wtórujące im polskie czynniki oficjalnie utrzymują, że miało miejsce zderzenie z brzozą i wtedy doszło do tragedii.



Nic takiego się nie wydarzyło. Skrzydło odpadło w powietrzu na wysokości 26 m, to się zdarzyło wiele metrów nad brzozą. Którą szybko ścięto.

Nie zajmuję się demaskowaniem wszystkich działań Rosjan i weryfikacją wszystkich fałszywych tropów. Szukam prawdy wraz z zespołem parlamentarnym, którym kieruję, i z wieloma ekspertami, w tym głównie skupionymi wokół profesorów Wiesława Biniendy i Kazimierza Nowaczyka z USA, ale także z ekspertami pracującymi na polskich uczelniach.



I z tych prac wynika teza o rozpadzie samolotu nad ziemią?



Tak. Z tych badań wynika, że samolot zaczął rozpadać się na wysokości 26 m. I jest to zsynchronizowane z dwoma wstrząsami odzwierciedlonymi w trajektorii lotu i zapisanymi w rejestratorach lotu ATM.



Przyczyna?



Na razie to badamy. Sądzę, że pierwsze miesiące przyszłego roku przyniosą odpowiedź.



Kiedy dochodzi do tych dwóch wstrząsów?



Na kilka sekund przed zatrzymaniem się rejestratorów. To z kolei nastąpiło 15 m nad ziemią, gdy padł system zasilania elektrycznego.

Piloci zdają sobie wtedy sprawę, że coś się dzieje? Dotychczasowa interpretacja stenogramów z kokpitu na to nie wskazuje.

Wskazuje. Jedno z badań, które prowadzimy, polega na zsynchronizowaniu głosów z kabiny z przebiegiem wydarzeń fizycznych, zrekonstruowanych przez naszych ekspertów. Widać, że przebieg wydarzeń wywołuje bardzo dojmującą, głośną, tragiczną i wstrząsającą swoim dramatyzmem reakcję zarówno pilotów, jak i pasażerów. Są nagrane głosy zbiorowe i pojedyncze. Pierwszą ich falę słychać na wysokości 26 m, gdy dochodzi do oderwania skrzydła. Najpierw poznajemy reakcję pilotów, potem słychać pierwszą falę głosów przerażenia pasażerów, a na wysokości 15 m, gdy wszystko gaśnie, drugą.


Stwierdza więc pan poseł, że ludzie w tupolewie widzą, co się dzieje?



Tak. Widzą, czują, są świadomi przebiegu dramatu. Zarówno piloci, jak i pasażerowie.


Jak długo trwa ten stan?



Do pięciu sekund. Tyle czasu widzą, że samolot zaraz się rozpadnie.

Ale przecież nie było w tym tupolewie rejestratora tego, co dzieje się w kabinie pasażerskiej.

Rejestrator w kabinie pilotów zbiera głosy z całego samolotu, zwłaszcza gdy są one pełne przerażenia i bardzo głośne. Ale chcę podkreślić, że to nie jest jedyne źródło. Jest też źródło drugie, które niestety prokuratura próbuje zdezawuować. Otóż do żony jednego z posłów, dziesięć minut po tym, jak dowiedziała się o tragedii z telewizji, dotarło nagranie głosowe od jej męża na jej telefonie. Odsłuchała je i zrelacjonowała Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A po kilku miesiącach przekazała do wiadomości publicznej.



Co usłyszała?



Głos męża wołającego ją po imieniu: „Asiu, Asiu”. W tle słychać głosy przerażonych ludzi oraz trzask rozpadającego się samolotu. To jest jej relacja: „… na poczcie głosowej zarejestrowane było nagranie głosu mojego męża, który krzyczał »Asia, Asia«. W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle, a dominujące były huk i trzaski. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie było to wyraźne. Nie rozpoznałam jakichkolwiek słów. Był to krzyk ludzi. Nagranie to trwało dwie, trzy sekundy. Głos męża był niewyraźny. Trzaski to były krótkie, ostre dźwięki. Tak, jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu”.



Ale nagrania nie ma?



Nie. Choć natychmiast przekazano tę informację. ABW stwierdziła, że nagranie zostało skasowane, i operator nie może go odzyskać. Moja wiedza na temat rejestracji rozmów telefonicznych każe mi wątpić w słowa funkcjonariuszy ABW. A prokuratura po pięciu miesiącach milczenia wydała komunikat stwierdzający, że pani Joanna D. się pomyliła, bo to nie był głos jej męża, ale dzwonił ktoś inny i w innej sprawie. Trudno uwierzyć, że żona może pomylić głos męża. I że wymyśliła ten opis, tak zgodny z zapisem dźwiękowym z pokładu samolotu. Zwłaszcza że uczyniła to w czasie, kiedy nasze ustalenia nie były znane, a media dezinformowały o uderzeniu w brzozę.



Wracając do przebiegu wydarzeń. Piloci w pewnym momencie podejmują decyzję o odejściu. Ono się udaje?



Wbrew twierdzeniom rosyjskich śledczych – tak. Samolot odchodzi, piloci nie popełniają żadnego błędu. Sprawdzili, że nie można lądować, decydują się odejść. W tym momencie na wysokości 26 m, gdy się wznoszą, odpada skrzydło. Maszyna zaczyna spadać. Na 15 m zanika zasilanie. Samolot się rozpada. Części spadają na ziemię.

Utrata zasilania mogła być wynikiem utraty skrzydła?

Żaden ze znanych mi ekspertów nie potwierdza takiej możliwości. W tym tupolewie były trzy generatory, dwa równoległe systemy zasilania w energię elektryczną. Ten samolot – z tego punktu widzenia – był bardzo bezpieczny. I tylko rozpad samolotu mógł doprowadzić do tego, że zasilanie padło.

W potwierdzeniu tego lub zaprzeczeniu temu mogło pomóc badanie wraku tupolewa. Niestety go nie przeprowadzono.



Tak. To niezrozumiałe. Ale podjęliśmy prace nad analizą tysięcy zdjęć wraku i szczątków. Badania jednego z zespołów naszych ekspertów pozwoliły zidentyfikować miejsce, gdzie zaczął się rozpad kadłuba. Oczywiście, badanie śladów, które widać na zdjęciach, nie jest tak wiarygodne jak badania na miejscu. To hipoteza, ważna wskazówka. Na rekonstrukcjach widać, że w śródpłaciu, a więc w najmocniejszej części samolotu, znajduje się miejsce najbardziej zniszczone, rozerwane. Od niego zapewne rozchodziła się fala uderzeniowa, która była przyczyną rozpadu samolotu. Podkreślam, że to hipoteza, ale zbieżna z innymi danymi i analizami.
To wszystko jest całkowicie sprzeczne z tezami raportu komisji Millera, która twierdzi, że kluczowa była pomyłka w odczycie wysokościomierza. Piloci myśleli ponoć, że są wyżej, niż byli.

W mojej ocenie osią raportu Millera jest teza o uderzeniu w brzozę, stwierdzenie, że gdyby nie to, samolot by odszedł bezpiecznie. Trochę inaczej podchodzi do tego Anodina, ale i ona uważa, że uderzenie w drzewo miało kluczowe znaczenie. Żaden z tych raportów nie przytacza ani jednego dowodu na fakt uderzenia w brzozę, ani też jakiejkolwiek analizy, iż takie uderzenie oderwałoby skrzydło. Dowody zastąpiono propagandą i medialnym praniem mózgów.



Tak, ale samolot właśnie dlatego miał uderzyć w drzewo, bo źle działał wysokościomierz.



Dokładnie tak. Warto zwrócić uwagę na to, że w nagranej potajemnie przez Edmunda Klicha rozmowie minister Bogdan Klich podkreśla, a robi to kilka dni po katastrofie, że dla niego najbardziej zaskakujące jest to, iż piloci do końca reagują spokojnie, nie ma żadnych nerwowych ruchów. Załoga uważa, że wszystko przebiega zgodnie z planem, nie ma żadnego chaosu, a nawigator spokojnie odczytuje kolejne informacje o zmianie wysokości.



Skąd minister to wie?



Zapewne odsłuchał czarną skrzynkę. Albo miał dokładny stenogram tego zapisu. I wyciągnął słuszne wnioski, tylko nie rozumiał tego, co mówi. Gdy odłożymy na bok medialną propagandę, zobaczymy taki właśnie obraz. Wszystkie procedury są z góry zaplanowane. Kapitan Protasiuk dziewięć minut przed planowanym lądowaniem mówi, że jeśli nie będzie można wylądować, to odejdą w automacie. I tak się dzieje. Spokojnie słucha nawigatora relacjonującego opadanie samolotu, które poprzedza odejście podczas manewru odchodzenia. Wreszcie samolot zaczyna się wznosić. I nagle dochodzi do katastrofy. Mamy 26. m nad ziemią. Coś się dzieje. Co? Dziś już wiemy, że odpada skrzydło, następują dwa silne wstrząsy, samolot się rozpada…



Media bez przerwy wrzucały, w większości fałszywe, informacje o jakimś straszliwym chaosie na pokładzie, wyłaniał się z tego obraz bałaganu i nieodpowiedzialności.

Dziś wiemy, że to wszystko nieprawda. Kapitan Protasiuk nie był w żadnym, jak twierdziła Anodina, tunelu świadomościowym. Nikt nie biega, nie krzyczy ani nerwowo nie wypatruje ziemi przez okno. To nieprawda. W rzeczywistości wszystko aż do 26. m nad ziemią przebiega tak, jak zaplanowano. Piloci podejmują decyzję o odejściu wtedy, gdy na wysokości 100 m nad pasem nie widać ziemi. Samolot zachowuje się prawidłowo, reaguje na to polecenie. Wtedy jednak następuje wydarzenie zewnętrzne, dochodzi do dwóch wstrząsów, samolot traci skrzydło.



Komisja Millera stwierdziła, że piloci źle czytają dane z wysokościomierza, a prawidłowo robi to tylko generał Błasik obecny w kokpicie.

Tak stwierdziła, ale to nieprawda. Nic, dokładnie nic na to nie wskazuje. Gdy generał Błasik podaje wysokość, kpt. Protasiuk wydaje komendę „odchodzimy” którą powtarza drugi pilot. W kokpicie jest pełen spokój, Protasiuk mówi najpierw „odejdziemy w automacie”, potem „odchodzimy”, a następnie podaje kolejne meldunki o paraboli zejścia zakończonej wznoszeniem. Te fakty świadczą o tym, że nie było żadnej pomyłki. Mogłoby do niej dojść tylko w sytuacji chaosu, zdenerwowania. A nic takiego nie miało miejsca. Dlatego tak często mieliśmy do czynienia z podrzucanymi fałszywymi informacjami o rzekomym bałaganie na pokładzie. Żaden fakt tego nie potwierdza. Nikt w żadnym momencie nie krzyczy, że są za nisko, że się pomylili, że coś jest nie tak. Nie. Odwrotnie – do ostatnich sekund wszystko jest w porządku. Krzyki przerażenia słyszymy dopiero wtedy, gdy samolot traci skrzydło i zaczyna się rozpadać.
Dokładnie to samo usłyszała pani Joanna D. w nagraniu pochodzącym od męża. Dlatego ten kluczowy dowód zniszczono, a następnie próbuje się go zdezawuować.



Rozumiemy pana tezę w ten sposób, że wszystko tak naprawdę wydarzyło się po prostu dziesięć metrów wyżej, niż twierdzą Rosjanie i niż uznała komisja Millera?



Dokładnie tak. I o tym także mówi Bogdan Klich, słusznie zdziwiony, dlaczego oni się nie denerwują. Klich jednak, który sam ukrywa dowody winy rosyjskiej, boi się nawet pomyśleć, co naprawdę znaczą opisywane przez niego fakty. A taki właśnie przebieg wydarzeń potwierdzają wszystkie dane i analizy, z jakich korzystamy, a są to – jak panowie wiedzą – materiały wszechstronne.

Co ma pan na myśli, gdy mówi o czynniku zewnętrznym?

Nie przesądzam, co to jest. Nie mogę wykluczyć, że była to także awaria silników.



Trudne do wyobrażenia.

Też tak sądzę, ale nie można pomijać faktu, że silniki tupolewów często ulegały awarii. Katastrofę widziało, o czym rzadko się mówi, bardzo wiele osób. One wszystkie mówią, że samolot wydawał jakiś przeraźliwy, dziwny dźwięk silników tuż przed katastrofą. Te sformułowania pojawiają się także w relacjach polskich pilotów, którzy czekali na przylot samolotu w Smoleńsku. Oni na tych maszynach latają, słyszą, że coś jest nie tak. Czy to była przyczyna katastrofy, czy skutek jakichś czynników zewnętrznych – to temat na osobną dyskusję. Natomiast pewne jest, że nie było żadnego błędu pilotów.


To mógł być zamach?

Tego nie możemy dziś rozstrzygnąć, ale na pewno nie wolno nam tego odrzucić. Nawet nasza prokuratura, która 1 kwietnia zawiesiła rozpatrywanie tej hipotezy, dodała ustami prokuratora generalnego pana Andrzeja Seremeta, że jeśli pojawią się nowe fakty, to jej badanie może zostać wznowione. Nowe fakty właśnie się pojawiły. To są zarówno wyniki prac naszego zespołu, jak i taśmy pana Edmunda Klicha. Dziś dowiedziałem się od prokuratury, że nasze podejrzenie o odpowiedzialności „osób trzecich” jest badane…

Z taśm Klicha wiemy, że polscy eksperci uznali w pierwszym momencie, iż to wina rosyjska. Zakazano im jednak tego typu wnioskowania i poszukiwań w tym kierunku.

Tak, ale to tylko dwa słowa. A przecież to materiał 40-stronicowy, opisujący wydarzenia od godziny 8 rano czasu polskiego, niezwykle szczegółowy, zawierający wyniki przesłuchań Rosjan, formułujący tezę o winie rosyjskiej.

Na tych nagraniach Bogdan Klich krytykuje Edmunda Klicha za materiał płk. Milanowskiego, w którym ten wskazuje na winę Rosjan. A ten bez szemrania przyjmuje dyspozycję, by zaniechać badania wątku rosyjskiej winy.

Żaden z nich nie jest dobrym bohaterem. Edmund Klich wydaje się być zdziwiony tym materiałem.

Znamy ten materiał?

Nie, nikt go nie zna. Został schowany.



Dlaczego Edmund Klich to nagrywał? Dla Rosjan?!

To warto by zbadać. Ale wiemy, że pana Edmunda Klicha wybrała – jako polskiego akredytowanego przy śledztwie – strona rosyjska. On sam to przyznaje. To on namawia polskich przedstawicieli do wyboru protokołu 13. konwencji chicagowskiej, tak wygodnego dla Rosji. Ta nić działania w interesie Rosji jest w jego postępowaniu stała. Nie zdejmuje to oczywiście winy z polskiego premiera, który dał mu taką władzę. Chociaż wiedział, że Edmund Klich zawsze przedkłada w tym dochodzeniu interesy strony rosyjskiej nad interesy polskie. Dlaczego premier to zrobił? Nie wiemy. Ale doszło do działania na szkodę interesu Polski, przeciw prawdzie.

Załóżmy na chwilę, że ten czynnik zewnętrzny doprowadzający do katastrofy to świadome działanie.



Kto na tym zyskał najbardziej?

Rosja. Całkowitej zmianie uległa polska polityka, nastawiona wcześniej na tworzenie obszaru współpracy między Odrą a Kaukazem, między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym. Przy wszystkich swarach wielkość Lecha Kaczyńskiego i wspierającej go elity – ale także uwarunkowania historyczne dające Polsce siłę moralną do koordynowania tego procesu – powodowała, że to przynosiło efekty. Nawet kiedy po 2007 r. zaczął funkcjonować rząd odrzucający tę koncepcję.



Jak wyglądałaby polska polityka zagraniczna, gdyby nie doszło do tragedii smoleńskiej?

Gdyby żył prezydent Kaczyński, minister Sikorski nigdy by nie wygłosił przemówienia w Berlinie. To oczywiste.



Nawet gdyby przegrał wybory?

Jestem pełen uznania dla osiągnięć Jarosława Kaczyńskiego w kampanii wyborczej w roku 2010, ale każdy, kto zna się trochę na polityce, wie, że śp. Lech Kaczyński miał dużo większe możliwości poszerzenia spektrum swojego poparcia.

Tu pada kontrargument, że było to możliwe w atmosferze po tragedii smoleńskiej.

Kiedy Jarosław Kaczyński startował w wyborach prezydenckich, a to było już po 10 kwietnia, mówiono, że uda mu się zdobyć kilka procent. Więc trzeba ostrożnie dywagować. Poparcie dla Lecha Kaczyńskiego tuż przed 10 kwietnia poważnie wzrosło. Wizja kontynuacji jego polityki wielu przeszkadzała, także Rosji.


Mogli chcieć go wyeliminować?

Na pewno Rosja miała interes w tym, by wyeliminować tak poważnego i skutecznego polityka przeszkadzającego w realizacji planu zdobycia przez nią dominacji w regionie. Dokonało się to po jego śmierci. A plan utworzenia bloku państw Europy Środkowo-Wschodniej nie powiódł się i został porzucony.



Polski prezydent był dla Rosji śmiertelnie poważnym zagrożeniem?

Tak. I nie można zapomnieć o tym, że trzy dni wcześniej w Katyniu, w trakcie rozmów między premierem Donaldem Tuskiem a Władimirem Putinem, podjęto decyzję o porozumieniu gazowym. O tym, że Polska będzie nadal uzależniona od rosyjskiego gazu i że nie będzie walczyła o suwerenność energetyczną. To wówczas podjęto kluczową decyzję polityczną, bo premier Tusk po prostu zaakceptował kształt polityki europejskiej widziany przez Putina i Schroedera. O to Rosji chodziło, to jej podstawowy cel.



By go osiągnąć, Rosjanie gotowi byli zabić?

Po śmierci prezydenta Kaczyńskiego premier Tusk i prezydent Komorowski natychmiast rozpoczęli realizację polityki alternatywnej, prorosyjskiej.

Jest prawdą, że przestrzegał pan śp. prezydenta przed lataniem rosyjskim samolotem do Rosji?

Zwracałem panu prezydentowi uwagę na szereg kwestii, także związanych z jego bez-pieczeństwem. Zwłaszcza od 1 lipca 2008 r., kiedy na rozkaz ówczesnego szefa MSWiA i stojącego za nim premiera Tuska żołnierze weszli do Biura Bezpieczeństwa Narodowego i łamiąc wszelkie możliwe przepisy, wykradli dokumentację byłych WSI, nawet nie zostawiając pokwitowania. Po prostu zdjęto ochronę BOR, żołnierze weszli i wzięli, co chcieli. To był sygnał, że stan zabezpieczenia pana prezydenta jest dramatyczny. Ale Lech Kaczyński w walce o niepodległość Polski był gotów podjąć najwyższe ryzyko. Tak mi odpowiedział. Wskazywał, że zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Ale że ma do wyboru albo położyć wszystko na jednej szali, albo zrezygnować z polityki budowania niepodległości Polski. Mówił: „Ta mafia jest do wszystkiego zdolna, ty sobie nie wyobrażasz, do jakich rzeczy są zdolni”. Mówił to z pozycji wiedzy prezydenta do człowieka, który też miał informacje o sile i groźbie mafii postkomunistycznej.



Nie można było zwiększyć liczby ochrony?

Prezydent o tym myślał, ale wiedział, że przedstawiono by to w sposób tak perfidny, iż straciłby szanse na walkę o reelekcję. Ekipa Tuska nie potrafiła zaakceptować i uszanować nawet konieczności zapewnienia prezydentowi bezpieczeństwa. Być może uratowałby życie, ale musiałby zrezygnować z polityki niepodległościowej.



Zginąć mieli obaj Kaczyńscy?

Na pewno do 7 kwietnia Jarosław Kaczyński znajdował się na oficjalnej liście pasażerów.



Ktoś mógł przeżyć katastrofę?

Informację o śmierci wszystkich pasażerów podano natychmiast po katastrofie. Nikt ich nie ratował, nie sprawdzono, czy ktoś żyje.



Przyszły rok może przynieść przełom i prawdę o tragedii smoleńskiej?

Nasza praca ma kilka faz. Mam nadzieję, że na początku 2012 r. sfinalizujemy prace nad fizycznym przebiegiem katastrofy. Drugim etapem będzie rekonstrukcja politycznego tła katastrofy. Tu też jesteśmy na dosyć zaawansowanym etapie. Ale jest i trzeci – ustalenie listy winnych. Mamy już wiele danych w tej sprawie. Wiemy na przykład, kto z Moskwy wydawał rozkazy, zdecydował o tym, by wbrew stanowisku kontrolerów lotu w Smoleńsku samolot jednak lądował.



Jeden z kontrolerów, Paweł Plusnin, rzucił polskim dziennikarzom: „Ja ich próbowałem ratować”. To znaczy, że ktoś chciał ich zabić?

Dobre pytanie. Decyzje podjęto w Moskwie i to z pewnością nie na poziomie generała wydającego rozkazy Krasnokutskiemu czy Plusninowi. Rosjanie złamali swoje własne prawo. Determinacja, by sprowadzić tam samolot, była więc ogromna. Jednocześnie warto pamiętać, że 7 kwietnia, w czasie wizyty premiera Tuska w Katyniu, rosyjskie służby bezpieczeństwa koncentrowały się wokół cmentarza w Katyniu. Trzy dni później, 10 kwietnia, w czasie planowanego lądowania prezydenta Kaczyńskiego, służb tych było dużo więcej i były skoncentrowane wokół lotniska. Był tam OMON, był Specnaz, o czym mówi wielu świadków, byli funkcjonariusze Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. W sumie pięć służb, w bardzo dużej, niezwykłej liczbie.

I sprzęt, którym w dobę po tragedii cięto wrak, wybijano łomami szyby. To w świecie cywilizowanym niepojęte. Po tragedii nad Lockerbie zebrano każdy kawałeczek, wyłowiono szczątki z morza. I w końcu znaleziono element wygięty wybuchem bomby.

Nikt z polskich ekspertów nie badał tego wraku! Nie badał skrzydła! Musimy także ustalić odpowiedzialność po polskiej stronie. Przecież nie wskazano winnych. Odwrotnie – nagrodzono szefa Biura Ochrony Rządu generała Mariana Janickiego, który odpowiada za brak sprawdzenia i zabezpieczenia lotniska w Smoleńsku.

Jakby chciano powiedzieć „zrobimy wszystko, nie ma granicy wstydu, nikomu włos nie spadnie z głowy”?

Tak. I to rodzi kolejne pytanie – co ich tak cementuje z ludźmi takimi jak Janicki? Jaka tajemnica? Jakie poczucie winy?

Albo strach, że prawda oznacza wojnę?

To myślenie niewolnicze. I nieprawdziwe. Prawda nie oznacza wojny. Prawda przynosi wolność.

Rozmawiali: Jacek i Michał Karnowscy

UWAŻAM RZE XII 2011

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Gru 30, 2011 10:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Myślę, że już do Was dotarła informacja iż podczas sekcji zwłok Z.Wassermana znaleziono ślady materiału wybuchowego. Stąd podobno kłopoty z brakiem odwagi na złożenie podpisów pod protokołem z sekcji przez ekspertów... Może to kolejna "wrzutka" ale w mediach o nich cicho po za lakoniczną informacją iż rosyjski protokół z sekcji zawiera błędy ale meritum się nie zmienia.
Tego nie rozumiem - gdyż jest albo błędny albo nie... chyba że można przyjąć taki oto wariant: - w rosyjskim protokole nie zbadano lub nie podano faktu (ślady mat,. wybuchowego) co jest wadą ale prawdą jest to że Z.Wasserman umarł...
Przepraszam że tak analizuję ten ważny fakt przed świętami ale w normalnym państwie byłoby trzęsienie ziemi w tej sprawie...
Tak samo jak w tym że zginęło 5 żołnierzy w Afganistanie a co robił wywiad w tym czasie tak przetrzebiony przez rząd Tuska który wymienił zweryfikowanych żołnierzy na tych z poprzedniego systemu.
Pozdrawiam
Piotr Z

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Sty 07, 2012 3:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W ostatnim tekście (z dziś, tj. 07.01.12), zamieszczonym na stronie Rzepy pt. "Życie z dziurą w potylicy" Rafał Ziemkiewicz daje pewne podsumowanie faktów, jak i całej otoczki zamachu smoleńskiego. Warto przeczytać:
Cytat:
Subotnik Ziemkiewicza

O Zbrodni Katyńskiej − nie znając jeszcze jej szczegółów − elity państwa polskiego na wychodźstwie wiedziały znacznie wcześniej, zanim w wydawanych w okupowanej Polsce gazetach pojawiły się zdjęcia rozkopanych przez Niemców dołów, pełnych zetlałych zwłok w resztkach mundurów. Już w pierwszych miesiącach po porozumieniu Sikorski − Majski stało się jasne, że wśród zgłaszających się do wojska oficerów brakuje tych, którzy trzymani byli w Ostaszkowie, Starobielsku i Miednoje. Potem pojawiły się relacje, wśród nich nie pozostawiająca już żadnej wątpliwości opowieść Stanisława Swianiewicza − tego, którego egzekucję, z racji jego wiedzy fachowej, sowieci w ostatniej chwili wstrzymali i który na stacji kolejowej obserwował, jak jego koledzy wywożeni są w las wracającym co kwadrans autobusem o zamalowanych szybach. A jednocześnie z kraju doszły do Londynu raporty wywiadu AK, który dotarł do świadectw okolicznej ludności.

Wszystkie te informacje polscy przywódcy wojskowi i cywilni próbowali utrzymać w ścisłej tajemnicy. Swianiewiczowi i innym, którzy otarli się o tragedię, surowo zakazano jakichkolwiek rozmów na ten temat, podobnie zrobiono z raportami wywiadu. Dowódcom nakazano z całą surowości karać podwładnych za jakiekolwiek publiczne dociekania losu zaginionych oficerów i w ogóle wszelkie dyskusje na ten temat.

Straszny, zupełnie pomijany moment w naszych dziejach. Wtajemniczonym i tym, którzy chcą o tym wiedzieć, stopniowo odsłania się przed oczami obraz masowego mordu, obraz, którego nie sposób odrzucić, ale i nie sposób przyjąć go do wiadomości − trwa przecież wojna z Niemcami, z Hitlerem. A Hitler jest dla całego wolnego świata ucieleśnieniem zła, wrogiem numer jeden, wielkim szatanem, którego pokonaniu trzeba podporządkować wszystko. Stalin jest w tej walce ważnym sojusznikiem, to Sowiety wszak dźwigają największy ciężar tej wojny, jakim jest wielokilometrowy front wschodni, stopniowo pochłaniający siły i rezerwy Niemiec. Przywódcy Zachodu nie wybaczą Polsce jakichkolwiek antyrosyjskich fobii i uprzedzeń. Sowieci doskonale o tym wiedzą, i przejawiają jeszcze większą niż zwykle drażliwość na swoim punkcie. Jakiekolwiek, najbardziej nawet uniżone prośby o wyjaśnienie, gdzie podziali się zaginieni Polacy, wywołują natychmiast furię Moskwy i gromkie pogróżki, a wtedy Churchill z Rooseveltem naskakują brutalnie na polskich przywódców za brak odpowiedzialności i szkodnictwo. Polskie emigracyjne gazety, i tak cenzurowane przez samych Polaków, objęte zostają dodatkowo cenzurą brytyjską, wykreślającą bezlitośnie jakąkolwiek aluzję do tego, co działo się tak niedawno w okupowanej Polsce i „na nieludzkiej ziemi", gdzie rzucono setki tysięcy zesłańców.

Realia polityki i geopolityki − oczywiste. Wymogi toczącej się wojny, interesy aliantów – jasne. A z drugiej strony − tysiące pomordowanych, wołających do rodaków z masowych grobów. Więc − wypieranie ze świadomości faktów, zagłuszanie wyrzutów sumienia, wmawianie sobie, że musi być jakieś inne wyjaśnienie, że przecież to niemożliwe, przecież bolszewicy, jacy są tacy są, ale do aż takiej zbrodni posunąć się nie mogli.

Szuka ktoś tematu do tragedii na miarę Ajschylosa? Bardzo proszę.

W tej sytuacji Polacy nie przedsięwzięli w końcu nic (Sikorski podobno coś zamierzał, ale trafunkiem miał wypadek). Milczeli, próbowali coś wyjaśniać w cztery oczy („taaak, bolszewicy potrafią być bezwzględni", mruknął Churchill do polskiego premiera między jednym a drugim kieliszkiem i na tym się wątek urwał). W końcu sprawę załatwili Niemcy, rozkopując przed oczami świata groby, i Sowieci, wykorzystując ten fakt by z oburzeniem, przy pełnym poparciu Londynu i Waszyngtonu zerwać stosunki z polskim „faszystowskim" rządem i ostatecznie przesunąć nas z grona aliantów do grona przegranych tej wojny. Dopiero po latach, gdy nad światem zapadła „żelazna kurtyna" i w interesie USA zaczęło leżeć dekonstruowanie lukrowego wizerunku „wujka Joe", Kongres USA powołał komisję, która uchyliła rąbka tabu i zalegalizowała podstawowe fakty o zbrodni.
ak by się w tej naszej sytuacji zachowali Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Niemcy − narody, którym nikt nie zarzuca „wariactwa" ani „fobii", pouczające nas chętnie co to jest realpolitik, a co bzdurny mesjanizm i irracjonalne cierpiętnictwo? Nie można tego wiedzieć, bo oni nigdy się w porównywalnej sytuacji nie znaleźli. Łatwo im.

Rządowy tupolew z dwoma prezydentami RP − aktualnym i byłym prezydentem na wychodźstwie − bohaterską Anną Walentynowicz i kilkudziesięcioma innymi wybitnymi obywatelami spadł pono wypadkiem, bo we mgle podczas próby lądowania zahaczył skrzydłem o drzewo. Zahaczył, bo rosyjski kontroler upewniał pilotów, że są „na kursie i na ścieżce", ale nauczyliśmy się już nie wypominać tego Rosjanom, w końcu wiadomo, jacy są drażliwi, i jak bardzo naszym zachodnim sojusznikom zależy na tym, żeby polskie fobie nie komplikowały im stosunków z tak ważnym graczem światowej polityki.

Kilka miesięcy po Tragedii Smoleńskiej inny tupolew, pod względem konstrukcji kadłuba identyczny jak ten nasz, podczas przymusowego lądowania zahaczył o lasek i skosił kilkadziesiąt drzewek, żłobiąc w nim sporą przecinkę − a skrzydła mu nie odpadły. Można zobaczyć zdjęcia z tego zdarzenia w Internecie.

Można też znaleźć w sieci zdjęcia wraków różnych porównywalnych z tupolewem samolotów, które ulegały rozmaitym katastrofom. Spadały z wielkiej wysokości, zahaczały o maszty i domy, rozbijały się o zbocza gór. Przeważnie są one poharatane, ale w całości. A tupolew, który − załóżmy − stracił skrzydło wskutek zahaczenia o brzózkę, został dosłownie rozpylony, jakby ktoś jego szczątkami psiknął na lasek z jakiegoś gargantuicznego dezodorantu. Te zdjęcia także można zobaczyć.

Może to wszystko ma swoje niezapalne wyjaśnienie. Może z jakiegoś powodu rzeczywiście skrzydło się urwało, może w tym akurat momencie uderzenie ciągu przestawianych przez pilota na maksymalną moc silników naprawdę mogło spowodować przewrócenie okaleczonego samolotu do góry nogami i anihilację kokpitu. A może, nawet jeśli oficjalna wersja jest tak monstrualnym kłamstwem, na jakie zakrawa, da się jednak znaleźć wyjaśnienie nie tak straszne, jak zbrodnia. Może Rosjanie coś sknocili podczas gwarancyjnego przeglądu tuż przed katastrofą, może wskutek tego coś pękło w chwili, gdy pilot chcąc ratować maszynę dał pełną moc...

Nie wiem, nie jestem fachowcem. Wiem, że takie rzeczy się bada. Kiedy kapitan Wrona wylądował na Okęciu bez podwozia − w końcu głupstwo w porównaniu z katastrofą w Smoleńsku − lotnisko było przez półtora dnia zablokowane, niczego było wolno tknąć, zanim wszystkie okoliczności wypadku nie zostaną zbadane, a ślady zabezpieczone. Taki jest światowy standard postępowania.

Gdyby polski rządowy tupolew rozbił się gdziekolwiek na obszarach cywilizowanych, każdy okruch zostałby najpierw starannie obfotografowany, sporządzono by szczegółową mapę, potem nakarmiono by tymi danymi wielkie komputery, które by odtworzyły proces rozpadania się maszyny co do ułamka sekundy i co do milimetra.

Ale jak wiemy, niszczenie śladów zaczęło się już w pierwszej godzinie po tragedii. Nie przekopywano ziemi na metr w głąb, jak kłamała z sejmowej trybuny pani Kopacz (jeszcze wiele dni potem szczątki walały się po lesie i może walają się tam nadal) ale starannie wszystko wymieszano, zaorano, i metodycznie zniszczono resztki wraku. Wszystko przy pełnym współudziale polskich władz, które gorliwie wyrzekały się chęci jakiegokolwiek partycypowania w śledztwie, badaniu śladów i zapisów czy sekcjach zwłok, jakiejkolwiek ciekawości co do zdarzenia. Tak gorliwie, że posunęły się nawet do kuriozalnego ogłoszenia post factum maszyny wojskowego specpułku w locie specjalnym rejsowym samolotem cywilnym.

Historia się nie powtarza, i proszę nie iść za daleko tropem dziejowych analogii. Generał Sikorski czy inni emigracyjni przywódcy nie spiskowali bezpośrednio przed zbrodnią ze Stalinem, żeby wyeliminować część kadry oficerskiej polskiego wojska, ani nic podobnego − nie byli więc żywotnie współzainteresowani, żeby zagadce zniknięcia kilkunastu tysięcy rodaków ukręcić jak najszybciej łeb. Nie mówiąc o tym, że bez wątpienia byli polskimi patriotami, oddanymi swej Ojczyźnie i jej interesy traktującymi jako nadrzędne, a nie drobnymi cwaniaczkami, którym udało się zrobić wielki skok na kasę państwa i rządowe stołki.
Profesorowie, którzy dokonali obliczeń przedstawionych przez Macierewicza są uznanymi fachowcami, ale oczywiście mogli się mylić. Tylko nikt nie przedstawia żadnych innych obliczeń, nikt z nimi nie polemizuje na argumenty i fachową wiedzę. Jedynym powodem, dla którego mamy im nie wierzyć, jest chóralny rechot jaśnie oświeconych i fakt, że wyliczenia te przedstawił Macierewicz. Jedynym powodem, dla którego mamy nie myśleć o tragicznej zagadce, jest fakt, że „z oficjalnych materiałów śledztwa nie wynika". Nie wiem, czy widzieli Państwo ten żenujący spektakl, jakim był wywiad Moniki Olejnik z prokuratorem Seremetem: Panie prokuratorze, a Macierewicz mówi, że tupolew się rozpadł? Z oficjalnych materiałów śledztwa to nie wynika, odpowiada prokurator. A Macierewicz mówi też... Z oficjalnych materiałów śledztwa to nie wynika... A co może, kurwa mać, wynikać z oficjalnych materiałów śledztwa, jak w nich gówno w ogóle jest?! Zero najważniejszych dowodów, zero danych, nic − co w tej samej rozmowie, kilka minut później, pan prokurator generalny sam przyznał oględnymi słowy, że „czekamy na udostępnienie przez stronę rosyjską..." Jak by niby mogło cokolwiek wynikać, skoro „oficjalne materiały" i całe „śledztwo" było tylko udowadnianiem z góry założonej tezy winy pilota, niszczeniem i ukrywaniem wszystkiego, co do niej nie pasowało, oraz fabrykowaniem różnych świństw mających sugerować „naciski"?!

Proszę wybaczyć, że się unoszę. Jak się nie unosić? Przecież wszystkie te „śledztwa", o którym nam może opowiadać pan Seremet, to jak w tej anegdocie Suworowa: skąd pan bierze pieniądze? Z kasetki. A skąd się biorą pieniądze w kasetce? Żona wkłada. A żona skąd ma pieniądze? Ja jej daję. A pan skąd bierze pieniądze? Wyjmuję z kasetki. Kasetka nazywa się MAK, względnie generał Anodina. A wszystko, co z tej kasetki wychodzi, jest równie wiarygodne, jak tamto wyjaśnienie Stalina: „rozbiegli się. Może uciekli do Mandżurii"...

Nie, to przecież niemożliwe, żeby Putin i jego czekiści mogli robić takie rzeczy. No, otruć Litwinienkę, wysadzić parę domów w Moskwie, żeby był pretekst do zaorania Czeczenii, to jeszcze, ale nie TO. Nie można w to uwierzyć. Trzeba myśleć rozsądnie. Jasne, wszyscy chcemy myśleć rozsądnie, wszyscy chcemy wierzyć, że to niemożliwe. No, prawie wszyscy − poza smoleńskimi wdowami i poza tymi, których rozmiar tego kłamstwa tak poraził i przeszył, że, jak Ewę Stankiewicz czy Joasię Lichocką zamienił w mickiewiczowskie upiory, próbujące kąsać rodaków i zarażać ich tym, co wszak najnormalniejsze, najoczywistsze, najbardziej ludzkie, ale właśnie dlatego − nie do przyjęcia, bo burzy cały porządek świata. A przecież trzeba żyć normalnie.

Żeby nie zburzyć tego porządku, żeby żyć normalnie, staliśmy się − Polacy − świniami, gremialnie lejącymi od miesięcy na groby naszych wielkich rodaków, porozrywanych w rozbitym samolocie, i na zagadkę ich śmierci. Przecież oni już nie żyją − więc czego jeszcze chcą? Pochowaliśmy ich, pokazując, że państwo polskie jest dość sprawne, by rozdystrybuować po cmentarzach i kryptach 96 trumien, wykonaliśmy egzaltowane gesty żałoby, i już, wystarczy, i won z naszej pamięci! − wojny przecież ruskim nie wypowiemy...

Próbujemy żyć normalnie. Być realistami. Prowadzić politykę. Nie wierzyć w złe, a tym bardziej w najgorsze, zracjonalizować jakoś kłamstwa, niszczenie dowodów, zacieranie śladów i kolaborację w tym haniebnym dziele demokratycznie wybranego polskiego rządu. Przynajmniej do momentu, kiedy któraś ze światowych potęg nie uzna, że zauważenie tego, co się stało, jest w jej interesie. Że teraz się akurat Zachodowi opłaci odpalić Polskę jak podłożony pod ruskie siedzenie kapiszon, bez oczywiście cienia troski o to, jak się to skończy dla tego kapiszona − wtedy nagle trafią na stół zdjęcia satelitarne, ekspertyzy i stwierdzenia tego, co oczywiste.

Próbujemy jakoś nie zauważać, że mamy dziurę w potylicy. Żyć, jakbyśmy jej nie mieli. Jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej, ale, generalnie, okazuje się, że można. Przynajmniej przez jakiś czas.


Źródło: http://www.rp.pl/artykul/774489,788044-Zycie-z-dziura-w-potylicy--Subotnik-Ziemkiewicza.html?p=1
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Nie Sty 08, 2012 3:25 pm    Temat postu: Smoleńsk - dlaczego nie było akcji ratunkowej? cz.1 Odpowiedz z cytatem

http://ander.salon24.pl/379012,smolensk-dlaczego-nie-bylo-akcji-ratunkowej-cz-1

Smoleńsk - dlaczego nie było akcji ratunkowej? cz.1

Notka ta jest próbą opisania działań rosyjskich służb ratunkowych w rejonie lotniska Smoleńsk "Północny" dnia 10.04.2010 r., w miejscu hipotetycznej "katastrofy" samolotu TU154M. W części pierwszej niniejszego opracowania przywołuję związane z tym tematem fragmenty dokumentów, wytworzonych przez oficjalne państwowe i rządowe instytucje polskie i rosyjskie, jak i przez działający niezależnie od nich poselski Zespół Parlamentarny, kierowany przez Antoniego Macierewicza. Jednocześnie zwracam Państwu uwagę, że część lub nawet w niektórych przypadkach, całość danego dokumentu, wytworzonego przez czynniki rządowe i państwowe obydwu krajów, prowadzących tzw. badania czy też tzw. śledztwa w sprawie "katastrofy smoleńskiej", może przedstawiać lub opisywać dane wydarzenia lub okoliczności niezgodnie z prawdą czy też zaistniałym stanem faktycznym, wobec czego należy do nich podchodzić z uzasadnioną ostrożnością. Jednak w przypadku tego typu opracowań, dotyczących tak ważnych, a jednocześnie bolesnych spraw, aby nie posuwać się wyłącznie do spekulacji, oparcie się na oficjalnej dokumentacji jest konieczne, chociażby po to, aby wykazać, że może być ona niewiarygodna lub wręcz fałszywa.
Ideą tej notki jest również zgromadzenie w jednym miejscu niemal wszystkich dostępnych dokumentów, istotnych relacji czy też ważnych informacji, dotyczących smoleńskiej "akcji ratunkowej", aby ułatwić Państwu uzyskanie obrazu sytuacji, co się tam wtedy faktycznie działo i na tej podstawie wyciąganie wniosków czy też jej skomentowanie.
Nie ukrywam, że bardzo liczę na Państwa merytoryczne komentarze, bowiem w kolejnych częściach tego opracowania będę chciał skonfrontować te oficjalne, przedstawione poniżej, dokumenty, z relacjami świadków tamtych wydarzeń, czy też osób, które się za takich świadków uważają (prawdopodobnie w cz.2), jak również przedstawić skondensowane wnioski na temat smoleńskiej "akcji ratunkowej", które z tych konfrontacji wynikają (prawdopodobnie w cz.3, w zależności od ilości materiałów).
Co prawda ktoś mógłby się upierać, że już sam tytuł notki jest swojego rodzaju odpowiedzią na wynik tych konfrontacji, ale zwracam Państwu uwagę, że mimo wszystko jest on pytaniem - a dlaczego właśnie tak postawionym, zorientują się już Państwo po lekturze tej części mojego opracowania.
1. Raport MAK polskie tłumaczenie (w nawiasach tłumaczenia skrótów wg raportu MAK str.4 - 11)
1.15. Działania zespołów ratunkowych i przeciwpożarowych.(str.102-103)
Zabezpieczenie działań ratunkowych na miejscu zdarzenia lotniczego wykonywane było przez siły MCZS, RPSB, lokalnymi i federalnymi organami władzy. Prace na miejscu zdarzenia lotniczego prowadzone były w następującej kolejności:
10 kwietnia 2010:
10:42 - otrzymanie informacji o utracie łączności radiowej ze statkiem powietrznym przez dyżurnego Regionalnej bazy poszukiwawczo ratowniczej (RPSB) od dowódcy jednostki wojskowej 06755;
10:43- ogłoszenie alarmu przez kierownika RPSB i wydanie rozkazu do wyjazdu zmiany dyżurnej;
10:46 - wyjazd samochodu Kamaz-43108 oddziału pożarniczego jednostki wojskowej 06755 na miejsce zdarzenia lotniczego;
10:48 - wyjazd samochodu GAZ-4795 NPSG (3 ludzi) RPSB z lotniska Smoleńsk „Południowy” na lotnisko Smoleńsk „Północny”; (NPSG - naziemna grupa poszukiwawczo-ratownicza)
10:50 - otrzymanie informacji o zdarzeniu lotniczym przez dyżurnych operacyjnych MCZS okręgu Smoleńskiego od naczelnika RPSB; (MCZS - Ministerstwo ds Sytuacji Nadzwyczajnych Federacji Rosyjskiej)
10:51 - wyjazd na miejsce zdarzenia lotniczego dyżurnej ochrony MCzS (PCz- 3 - dyżur na lotnisku od 08:00 w celu zabezpieczenia przyjęcia lotów szczególnie ważnych, OP SMAZ, PS PASS, PCz-5, SCz-2) – ogółem 40 ludzi i 11 jednostek techniki: (PCz - jednostka straży pożarnej; OP SMAZ - samodzielny posterunek Smoleńskiego zakładu lotniczego; PS PASS - podstacja zawodowej służby awaryjno – ratunkowej; SCz - część specjalna)
10:53 - naczelnik GU MCzS Rosji okręgu Smoleńskiego wydał rozporządzenie o przybyciu na miejsce CzS wszystkich sił; (GU - główne kierownictwo; CzS - sytuacja nadzwyczajna)
10:54 - siły UWD okręgu Smoleńskiego i FSO wykonały zabezpieczenie miejsca upadku samolotu w promieniu 500 metrów, 80 ludzi, 16 jednostek samochodowych (UWD - wydział spraw wewnętrznych; FSO - Federalna służba ochrony
10:55 - przybycie pierwszego zespołu strażackiego z PCz-3, podano dwa strumienie GPS-600 (pianowe) i 2 strumienie SWP; (GPS - generator piany; SWP - dysza powietrzno-pianowa)
10:57 - informacja dotarła do ODS CUKS RC z SOD CUKS MCzS Rosji dla okręgu smoleńskiego (ODS CUKS RC - dyżurna służba operacyjna centrum kierowania sytuacją kryzysową centrum regionalnego; SOD CUKS MCzS - prawdopodobnie chodzi o ODS a nie SOD - dyżurna służba operacyjna centrum kierowania sytuacją kryzysową Ministerstwa ds Sytuacji Nadzwyczajnych)
10:58 - do ODS CUKS RC wpłynęło zawiadomienie z FGU „Rosaeronawigacja” (FGU - Federalny urząd państwowy)
10:58 - przybycie na miejsce zdarzenia lotniczego pierwszej brygady medycznego pogotowia ratunkowego;
10:59 - likwidacja otwartego ognia na miejscu upadku samolotu;
11:00 - na miejsce zdarzenia lotniczego wyjechali: zmiana dyżurna ratowników PSO PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi , 1 jednostka techniczna), dyżurna zmiana ratowników ASO MU „GO i CzS m. Smoleńska”, 4 ludzi., 1 jednostka techniczna), ASO na akwatoriach PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi., 1 jednostka techniczna),OG FSB (7 ludzi, 7 jednostek technicznych) , OG UWD (40 ludzi., 12 jednostek technicznych)
( PSO PASS GU MCzS - oddział poszukiwawczo ratunkowy zawodowej służby awaryjno – ratunkowej głównego kierownictwa Ministerstwa ds Sytuacji Nadzwyczajnych; ASO MU GO i CzS - oddział awaryjno – ratunkowy urzędu miejskiego obrony cywilnej i sytuacji nadzwyczajnych miasta Smoleńska; OG FSB - grupa operacyjna Federalnej służby bezpieczeństwa; OG UWD - grupa operacyjna wydziału spraw wewnętrznych)
11:00 - wprowadzenie GOTOWOŚCI nr 1 w pełnym składzie GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego 11:00 - naczelnik GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego wydał rozporządzenie o zebraniu całego składu osobowego.
11:00- organizacja ochrony miejsca AP przez siły UWD miasta Smoleńsk (AP - zdarzenie lotnicze)
11:03 - pełna likwidacja pożaru;
11:03- na miejsce CzS przybyła OG GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego, (Starszy naczelnik GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego, a także 3 ludzi., 1 jednostka techniczna) z ruchomym kompleksem WKS (5 ludzi, 1 jednostka techniczna) (OG GU MCzS - grupa operacyjna głównego kierownictwa Ministerstwa ds Nadzwyczajnych; WKS - wideo konferencja)
11:05- rozłożony OSz LCzS (sztab operacyjny likwidacji zdarzeń nadzwyczajnych))
11:10 - przybycie na miejsce zdarzenia lotniczego 7 brygad pogotowia ratunkowego;
11:25 - przybycie na miejsce zdarzenia lotniczego samochodu GAZ-4795 NPSG RPSB;
11:40 - wprowadzenie do GOTOWOŚCI nr 1 w pełnym składzie Kierownictwa RC, CUKS RC, CRPSO, GU MCzS Rosji dla okręgów Brańska i Kaługi (CRPSO - centralny regionalny oddział poszukiwawczo – ratowniczy)
11:40 - ustalenie faktu braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego;
(...)
Ogólny wniosek: Działania wszystkich słuŜb awaryjnych były prawidłowe i terminowe,co pozwoliło zapobiec rozwojowi pożaru i zapewnić ochronę rejestratorów pokładowych, fragmentów statku powietrznego i szczątków znajdujących się na pokładzie ludzi.

2. Polskie uwagi do raportu MAK
17.05.2010 Prośba o udzielenie odpowiedzi na pytania:
Kto, w jakim czasie i z użyciem jakich środków uruchomił system ratownictwa lotniczego i naziemną akcję ratowniczą? - Nie otrzymano.(str.9)
Czas i sposób działania systemu ratownictwa lotniczego (czas i sposób odnalezienia ofiar katastrofy, wraku i elementów oddzielających się przed zderzeniem)? - Nie otrzymano.(str.9)
29.07.2010 Prośba o udzielenie odpowiedzi na pytania:
Jakie było wyposażenie ratownicze lotniska Smoleńsk "Północny" w dn.10.04.2010 r.? - Nie udzielono odpowiedzi.(str.16)
Jakie siły i środki, i w jakim czasie były użyte w trakcie prowadzenia akcji poszukiwawczo-ratowniczej po zaistnieniu katastrofy samolotu TU-154M? - Nie udzielono odpowiedzi.(str.16)
Strona polska wystosowała w Czerwcu 2010 wniosek do Federacji Rosyjskiej o udostępnienie dokumentów, danych i informacji obejmujących:
Dokument opisujący wyposażenie ratownicze lotniska Smoleńsk "Północny" w dn.10.04.2010 r. - Nie otrzymano.(str.22)
Dokument z przeprowadzonej akcji poszukiwawczo-ratowniczej po zaistnieniu katastrofy samolotu TU-154M w dn. 10 kwietnia 2010 zawierający informacje dotyczące sił i środków użytych w trakcie prowadzenia akcji - Nie otrzymano. (str.22)
Raporty/oświadczenia opisujące przebieg i działania służb poszukiwawczo-ratowniczych w trakcie wykonywania czynności związanych z katastrofą samolotu TU-154M - Nie otrzymano. (str.23)
Dokument określający zasady organizacji i działanie systemu ratownictwa lotniczego obowiązujące w Federacji Rosyjskiej - Nie otrzymano. (str.23)
Materiał filmowy sporządzony na miejscu zdarzenia bezpośrednio po katastrofie - Nie otrzymano.(str.24)
Dokumentacja fotograficzna z miejsca zdarzenia wykonana bezpośrednio po katastrofie - Nie otrzymano. (str.24)
Oświadczenia i notatki z rozmów ze świadkami zdarzenia (lista powinna obejmować zarówno osoby ze strony polskiej znajdujące się na lotnisku w Smoleńsku jak również świadków ze strony Federacji Rosyjskiej, w tym osób uczestniczących w akcji ratowniczej) - Nie otrzymano. (str.25)
1.15 Działania ratunkowych przeciwpożarowych oraz ratunkowych. (od str.56 - najbardziej istotne fragmenty wg autora notki, ewentualne objaśnienia skrótów w nawiasach wg polskich uwag str. 3-4)
Materiał źródłowy.(str.56)
W Raporcie brak jest jakichkolwiek informacji na jakiej podstawie sporządzono opis czynności ratowniczych na miejscu wypadku. Strona polska nie otrzymała stenogramów prowadzonych korespondencji radiowych i telefonicznych, planów sytuacyjnych, udokumentowanych relacji wszystkich uczestników akcji ratunkowo-gaśniczej, dokumentacji fotograficznej, w tym materiałów filmowych, co ma ogromny wpływ na ocenę poziomu zabezpieczenia lotniska Smoleńsk "Północny" w zakresie ochrony przeciwpożarowej i medycznej oraz przebiegu akcji ratowniczej. (...)
Warunki meteorologiczne w aspekcie działań ratowniczych.(str.57)
Warunki meteorologiczne, wyraźnie pogarszające się w przewidywanym czasie lądowania samolotu TU-154M, wskazywały na zmniejszające się bezpieczeństwo wykonania operacji lotniczej. Brak jest informacji o ogłoszeniu podwyższonej gotowości bojowej dla jednostek ratowniczych (...)
Alarmowanie i dysponowanie jednostek ratowniczych.(od str.57-5Cool
Brak jest informacji o alarmowaniu oddziału pożarniczego JW 06755 o wypadku bezpośrednio przez GKL lotniska (GKL - Grupa Kierowania Lotami). Dowódca JW 06755 przekazał informację o utracie łączności ze statkiem powietrznym do Dyżurnego Regionalnej Bazy Poszukiwawczo-Ratowniczej o godz.6:42 UTC, tj. minutę po wypadku, brak jest jednak informacji aby zaalarmował podległy mu oddział pożarniczy. (...)
O godz.6:43 UTC Dyżurny RBP-R (2 minuty po wypadku) wydał rozkaz wyjazdu dla zmiany dyżurnej. Na miejsce wypadku udał się pojazd Kamaz 42108 oddziału pożarniczego JW 06755 (wyjazd 6:46 UTC, tj. 5 minut po wypadku) z lotniska Smoleńsk "Północny" oraz pojazd GAZ 4795 Regionalnej Bazy Poszukiwawczo-Ratowniczej z lotniska Smoleńsk "Południowy" (wyjazd 6:48 UTC, tj. 7 minut po wypadku). Alarmowanie jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego nastąpiło o godz. 6:50 UTC, a ich wyjazd o godz.6:51 UTC (t.j. odpowiednio dopiero 9 i 10 minut po wypadku). Z treści raportu nie wynika, dlaczego bezpośrednio po wypadku nie alarmowano jednostki PCz-3, a dopiero o godz.6:50 UTC. Zgodnie z Raportem jednostka PCz-3 była w dyżurze na lotnisku Smoleńsk "Północny" w dn.10 kwietnia 2010 r. od godz.6:00 UTC.
Dodatkowo z zapisu korespondencji wewnątrz SKL (Stanowisko Kierowania Lotami) wynika, że o godz.6:41:48 UTC płk.Krasnokutski, zastępca dowódcy bazy lotniczej, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji stwierdzając: "Kurwa, dawajcie straż tam, gdzie kurwa", na co o godz.6:42:49 UTC otrzymał odpowiedź: "Upadł po bliższej, lewej stronie drogi". Dla strony polskiej jest niedopuszczalne, aby obsada SKL, mając świadomość, że samolot TU-154M "upadł" nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk "Północny" oraz nie przekazała informacji o wypadku do jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego. (...)
Zadysponowany sprzęt i personel oraz dojazd jednostek ratowniczych na miejsce wypadku. (str.5Cool
Brak jest jednoznacznej informacji o trasie dojazdu jednostek ratowniczych na miejsce wypadku. W Raporcie podano, że na miejsce wypadku udał się pojazd Kamaz 42108 oddziału pożarniczego JW 06755 (obsada 5 ludzi) lecz nie wskazano, aby kiedykowiek tam dotarł. W ""Protokole rozmów z dn.16.04.2010 r." świadek Paweł Pliusnin stwierdza, że: "zgodnie z regułami przyjętymi na lotnisku, na miejsce upadku skierowano 4 samochody straży pożarnej z załogami, Grupę Naziemnego Poszukiwania, grupę pomocy technicznej ze sprzętem, karetki medyczne z personelem medycznym (...)".
Natomiast z Raportu wynika, że faktycznie zadysponowano tylko jeden pojazd, który miał się udać na miejsce wypadku. Pojazd GAZ 4795 Regionalnej Bazy Poszukiwawczo-Ratowniczej lotniska Smoleńsk "Południowy" dojechał do miejsca wypadku po przejechaniu przez miasto Smoleńsk, przybycie o godz.7:25 UTC, tj. dopiero po 44 minutach po zaistnieniu wypadku. (...) Faktycznie na miejsce wypadku jako pierwsza przybyła jednostka PCz-3 o godz.6:55 UTC, tj. 14 minut po wypadku, mimo że wypadek miał miejsce ok. 400 m od progu DS-26. (DS - Droga Startowa) (...)
Zastosowane środki gaśnicze i ich ilość. (str.59)
W przekazanym Raporcie strona rosyjska zawarła niepełne informacje o zastosowanych środkach gaśniczych w trakcie akcji ratowniczej (...)
Kierowanie działaniem ratowniczym. (str.59)
Strona rosyjska nie przekazała informacji o zakresie podjętych działań ratowniczych, wynikach rozpoznania, podjętych decyzjach odnośnie form i metod prowadzenia działań ratowniczych. (...)
Działanie zespołów ratownictwa medycznego. (str.59)
(...) Brak jest informacji o zespole ratownictwa medycznego na lotnisku Smoleńsk "Północny" w grupie do zabezpieczenia lądowania i startów samolotów z delegacją Rzeczypospolitej Polskiej, jest tylko mowa o lekarzu dyżurnym (felczer). Strona polska wskazuje, że pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce wypadku o godz.6:58 UTC, tj. 17 minut po zaistnieniu wypadku, a 7 zespołów pogotowia ratunkowego przyjechało na miejsce wypadku o godz.7:10 UTC, tj. dopiero 29 minut po zaistnieniu wypadku pomimo, że lotnisko Smoleńsk "Północny" jest położone w obrębie miasta Smoleńsk.
Ewakuacja ciał ofiar. (str.60)
Strona rosyjska w Raporcie nie przekazała stronie polskiej informacji o czynnościach dochodzeniowych prowadzonych na miejscu wypadku i stosownej dokumentacji miejsca zdarzenia przed przemieszczeniem ciał ofiar wypadku.

3."Biała Księga" Zespołu Parlamentarnego pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza
15. Zaniechanie przez Rosjan prowadzenia akcji ratunkowej po katastrofie Tu-154M nr 101
Z dokumentów przywołanych w załącznikach nr 63, 64 i 65 wynika, że wbrew twierdzeniom strony rosyjskiej:
- obsada stanowiska kontroli lotów nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj oraz nie przekazała informacji o wypadku dla jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego,
- jednostki służb ratowniczych okręgu smoleńskiego wezwano na miejsce katastrofy dopiero po 10 minutach od katastrofy, - pierwsze jednostki straży pożarnej przybyły na miejsce 14 minut po wypadku, - pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce 17 minut po wypadku, a siedem kolejnych zespołów dopiero 29 minut po wypadku, - jeszcze przed stwierdzeniem, jaka jest liczba ofiar śmiertelnych, zaniechano prowadzenia faktycznej akcji ratowania ofiar katastrofy. Rosjanie zaniechali ratowania ofiar, z góry założywszy, że nikt nie przeżył. Dotychczas nie wyjaśniono, skąd mieli tę pewność.

4. Raport tzw. komisji Millera
Rozmiar strefy zniszczeń spowodowanej zderzeniem samolotu z ziemią (Rys.1 str.1Cool: ok.52 x 165m
Odległość strefy zniszczeń od DS26 (Tab.1 str.66): 414m - 564 m
1.14. Pożar (str.70)
Jedynym dokumentem opisującym przebieg akcji gaśniczej, do którego Komisja miała dostęp, jest Raport MAK. Materiały, którymi dysponowała Komisja, nie pozwoliły:
• szczegółowo ocenić przebiegu działań ratowniczych (w świetle zasad działania podczas wypadku lotniczego);
• ustalić zakresu przedsięwzięć podnoszących skuteczność akcji ratowniczo-gaśniczej;
• ustalić stopnia wykorzystania sprzętu ratowniczego użytego podczas akcji ratowniczo-gaśniczej;
• ocenić organizacji akcji ratowniczo-gaśniczej.
1.14.2. Źródło pożaru i jego charakter (str.70-71)
Na podstawie dokumentacji fotograficznej oraz filmowej można stwierdzić, że pożar powstał po zderzeniu samolotu z ziemią w co najmniej dwóch miejscach, obejmując szczątki samolotu oraz część terenu zadrzewionego. Pożar był lokalny i nie rozprzestrzeniał się, teren był bowiem błotnisty, rzadko zadrzewiony, a powietrze wilgotne i wiał słaby wiatr. Strona rosyjska nie przekazała pełnych informacji o ilości i rodzaju środków gaśniczych do zabezpieczenia operacji lotniczych na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY, ze szczególnym uwzględnieniem gaszenia pożaru paliw lotniczych oraz środków użytych w trakcie akcji ratowniczo-gaśniczej. Polska nie otrzymała informacji, czy jednostki ratownicze do zabezpieczenia operacji lotniczych oraz uczestniczące w akcji ratowniczo-gaśniczej na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY dysponowały odpowiednim rodzajem i ilością środków gaśniczych do gaszenia pożaru statku powietrznego wielkości Tu-154M. (...)
1.15. Czynniki przeżycia
1.15.1. Przebieg akcji ratowniczej (str.72)
Przebieg akcji ratowniczej znany jest Komisji tylko z Raportu końcowego MAK. W Raporcie MAK brakuje informacji, na jakiej podstawie sporządzono opis czynności ratowniczych na miejscu zdarzenia. Z zapisów zawartych w rozdz. 1.15 Raportu MAK wynika:
• na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY był lekarz dyżurny (felczer);
• pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce zdarzenia o godz. 6:58
(17 min po zaistnieniu wypadku lotniczego);
• siedem zespołów pogotowia ratunkowego przybyło na miejsce wypadku po 29 min od
chwili wypadku lotniczego.
1.15.2. Działanie systemów ratowniczych samolotu Tu-154M (str.72 - 73)
W samolocie Tu-154M nr 101 nie pracowała automatyczna radiostacja ratownicza ARM-406P (ELT). Decyzję o wyłączeniu ELT podjęto po stwierdzeniu zakłócania przez tę radiostację pracy odbiorników GPS1 i GPS2 w systemie UNS-1D podczas lotu z KRAKOWA do WARSZAWY w dniu 28.02.2010 r. Decyzję o dalszej eksploatacji samolotu bez ARM-406P podjął Szef Sekcji Techniki Lotniczej (STL) 36 splt, który do czasu rozwiązania problemu przez zakład remontowy zalecił wykonywanie lotów z wyłączoną radiostacją ratowniczą. Wyłączenie radiostacji ELT nie miało wpływu na prowadzenie akcji poszukiwawczo-
-ratowniczej w dniu 10.04.2010 r.

5. Załącznik nr 5 do tzw. raportu Komisji Millera: Zabezpieczenie wysokościowo-ratownicze i ratownictwo lotnicze.
2. Dane w zakresie ratownictwa lotniczego (str.3-4):
1) uruchomienie systemu ratownictwa lotniczego (kto, w jakim czasie i z użyciem jakich środków podjął akcję)
– strona polska nie uzyskała od strony rosyjskiej dokumentów na temat uruchomienia akcji ratowniczej. Z informacji uzyskanych przez Komisję wynika, że pierwszy zespołu strażacki przybył dopiero po 14 min po zaistnieniu. Podmokły i wilgotny teren, na którym rozbił się Tu-154M, uchronił przed rozprzestrzenianiem się pożaru. Na pokładzie samolotu była niewielka ilość paliwa – w wyniku urwania się fragmentu skrzydła i rozszczelnienia się zbiorników paliwowych. Te dwa czynniki ograniczyły zasięg pożaru. W żadnym razie nie można mówić o dobrze przeprowadzonej akcji ratowniczej;
2) działanie systemu ratownictwa lotniczego (czas i sposób odnalezienia załogi, udzielanie pomocy oraz inne istotne informacje)
W informacji na temat grupy zabezpieczającej lądowania i starty samolotów z delegacją Rzeczpospolitej Polskiej nie ma danych o zespole ratownictwa medycznego lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY, jest tylko mowa o lekarzu dyżurnym (felczer). Pierwsze zespoły pogotowia ratunkowego przybyły na miejsce wypadku 29 min po zderzeniu samolotu z ziemią. Biorąc pod uwagę położenie lotniska w obrębie dużego miasta, czas przybycia był zbyt długi. W sytuacji przeżycia poszkodowanych z bardzo ciężkimi obrażeniami, otrzymanie kwalifikowanej pomocy medycznej w odpowiednio krótkim czasie byłoby bardzo ograniczone, a to skutkowałoby wzrostem liczby ofiar śmiertelnych.;
3) organizacja i działanie systemu ratownictwa lotniczego oraz stwierdzone niedociągnięcia –
Strona polska nie otrzymała od strony rosyjskiej żadnych dokumentów i wyjaśnień na temat organizacji i działania systemu ratownictwa lotniczego. Z informacji uzyskanych przez Komisję wynika:
• zabezpieczenie medyczne lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY nie gwarantowało
udzielenia pomocy medycznej 96 osobom na pokładzie samolotu Tu-154M;
• sposób działania straży pożarnej nie zapewnił sprawnego prowadzenia akcji ratowniczo-
-gaśniczej na terenie lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY;

6. Końcowe fragmenty zapisów rozmów ((polskie tłumaczenie) na tzw.wieży kierowania lotami lotniska Smoleńsk "Północny" wg Załącznika nr 8 do tzw.raportu komisji Millera (str.204 - 205)
Jest to kompilacja(wg czasu) wypowiedzi i rozmów prowadzonych na tzw. wieży przez telefon stacjonarny, podłączony do urządzenia rejestrującego, rozmów prowadzonych przez radiowe lub telefoniczne systemy głośnomówiące, całych wypowiedzi niesłyszalnych w "otwartym" kanale, odtworzonych na podstawie ścieżki 1-ej, rozmów prowadzonych przez radio, wypowiedzi odtworzonych na podstawie innych nagrań, rozmów prowadzonych prawdopodobnie przez telefon komórkowy lub nie rejestrowany telefon stacjonarny.
(...)
6:41:35 P Y, sto jeden.
6:41:38 K/P Kurwa!
6:41:45 P Sto jeden.
6:41:49 K Kurwa, dawajcie tam straż (przyp. tłum.: pożarną), dokąd,
kurwa!
6:41:51 ............... ……………
6:41:57 K/P Kurwa!
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
6:42:13 K Kurwa twoja mać!
6:42:16 K No, kurwa!
6:42:21 P Sto jeden, PLF.
6:42:23 K Kurwa!
6:42:30 P PLF, sto jeden.
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
6:42:34 Sygnał telefonu komórkowego.
6:42:34 Kurwa!
6:42:35 Radiolatarnia/prowadząca …… (wywołuje ?) ……
6:42:36 . …………. tam.
6:42:37 No do ciebie on doleciał, czy nie, na radiolatarnię/na prowadzącą, do radiolatarni/do prowadzącej? Gdzie on teraz jest?
6:42:42 Radiolatarnię/prowadzącą minął, tak?
6:42:44 Gdzie on jest?
6:42:54 Radiolatarnię/prowadzącą minął, po lewej i przy drodze gdzieś.
6:42:48 P PLF, sto jeden.
6:42:49 Spadł za bliższą, na lewo od drogi.
6:42:52 Tak.
6:42:52 Kurwa.
6:42:54 (No na lewo ?) …
6:42:55 Zaczął odchodzić na drugi krąg, potem zniknął ……….
6:43:04 P Kurwa!!!
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
6:43:54 P ((Kurwa, podchodził, kurde ?)!
6:43:57 P ((Podchodził, kurwa, we mgle spadł?).
6:44:01 (Spadł, kurde ?)!
6:44:08 (Spadł, kurde ?)!
6:44:10 P Spadł, kurwa, ……
6:44:15 P Polski samolot!
6:44:18 P No gdzieś.
6:44:21 P Tak.
6:44:22 P Gdzieś (obok ?) bliższej.
6:44:27 P Tak.
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
6:46:21 P Cała informacja: …… spadł …… drugi ……
6:46:24 P Właśnie, teraz samochód …… jest mgła.
6:46:27 P Ja mu powiedziałem: "Sto metrów, odejście na drugi", kurde.
6:46:30 . ...... (czterdzieści pięć ?).
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
6:46:49 P Normalnie, kurwa, powiedziałem …………………: "Horyzont, horyzont", kurwa ……
6:46:57 P Tak, ……
6:46:59 P Dawaj.
Kilka niezrozumiałych wypowiedzi.
P – Kierownik lotów KORSAŻ
K – Koordynator KORSAŻ/Zastępca Dowódcy Twer, kryptonim "Pierwszy"
Jak wynika z przedstawionych powyżej dokumentów, strona polska w swoich "Uwagach" do raportu MAK miała bardzo wiele poważnych wątpliwości dotyczących sposobu przeprowadzenia akcji ratunkowej:
"Dla strony polskiej jest niedopuszczalne, aby obsada SKL, mając świadomość, że samolot TU-154M "upadł" nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk "Północny" oraz nie przekazała informacji o wypadku do jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego."
Na podstawie pkt.6, czyli fragmentu stenogramów tzw. rozmów z wieży, nie można się w ogóle zorientować, czy jakieś służby ratownicze zostały przez Grupę Kierowania Lotami zawiadomione, a jeśli tak, to jakie, mimo, że ich zapis kończy się prawie 6 min po czasie hipotetycznej "katastrofy".
Z kolei strona polska pomiędzy ogłoszeniem swoich uwag, a publikacją tzw. raportu komisji Millera, nie otrzymała odpowiedzi od strony rosyjskiej na zadane jej w "Uwagach" pytania dotyczące szczegółów akcji ratowniczej, a jednak w swoim raporcie nie jest już tak kategoryczna w swoich sformułowaniach, jak była w "Uwagach", posuwając się w zasadzie do stwierdzenia, że " W żadnym razie nie można mówić o dobrze przeprowadzonej akcji ratowniczej", choć zwraca równocześnie uwagę na bardzo istotny fakt, że pomoc w postaci siedmiu karetek pogotowia ratunkowego przybyła dopiero po 29 min. od zaistnienia "katastrofy: "W sytuacji przeżycia poszkodowanych z bardzo ciężkimi obrażeniami, otrzymanie kwalifikowanej pomocy medycznej w odpowiednio krótkim czasie byłoby bardzo ograniczone, a to skutkowałoby wzrostem liczby ofiar śmiertelnych."
Jeden, powtarzam - JEDEN zespół ratownictwa medycznego, który przybył na miejsce hipotetycznej "katastrofy" 17 minut po jej zaistnieniu, to chyba, jak sami Państwo przyznacie, zdecydowanie za mało w przypadku rozbicia się samolotu, na pokładzie którego było 96 osób.
Do tej kwestii jeszcze powrócę w kolejnych częściach; przypomnę tylko jeszcze raz, że strona polska w swoim opisie przebiegu działań ratowniczych i ich ocenie opierała się praktycznie wyłącznie na raporcie MAK, ponieważ "Jedynym dokumentem opisującym przebieg akcji gaśniczej, do którego Komisja miała dostęp, jest Raport MAK." Niestety, na podstawie tego "raportu" przygotowanego przez komisję pani Anodiny i pana Morozowa, nie można się zorientować, kto konkretnie alarmował które służby ratownicze, np. zespół ratownictwa medycznego, który jako pierwszy przybył na miejsce "katastrofy". Nie można się również dowiedzieć, jakie ten zespół podejmował działania na miejscu "wypadku". Nie wiadomo również, kto ustalił "fakt braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego" w ciągu 42 minut od pojawienia się na miejscu wspomnianej, pierwszej jednostki ratownictwa medycznego; do tego oczywiście jeszcze powrócę, ponieważ aby wypowiedzieć autorytatywnie słowa "wsie pagibli" trzeba mieć do tego jakieś podstawy, a jak wiadomo, przez dość długi czas nie można było nawet ustalić, ile osób leciało samolotem TU-154M na uroczystości w Katyniu.
Czy Naczelna Prokuratura Wojskowa, która prowadzi swoje "śledztwo" w sprawie Tragedii Smoleńskiej, otrzymała od strony rosyjskiej jakieś dodatkowe materiały dokumentujące akcję ratowniczą w dn.10.04.2010 r.? Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Do kwestii "czasowych", dotyczących akcji ratunkowej, tj. jakie jednostki i o której godzinie pojawiły się lub mogły się pojawić na miejscu hipotetycznej "katastrofy", oczywiście powrócę w kolejnych częściach swojej notki, ale jeśli chcecie Państwo to już teraz komentować lub wypowiadać się w tek kwestii, nie widzę absolutnie żadnych przeszkód, wręcz przeciwnie: być może zwrócicie mi Państwo uwagę na istotne okoliczności akcji "ratowniczej", które będę mógł uwzględnić w kolejnych częściach swojej notki.
W części 2 najprawdopodobniej (bo być może będą również inne materiały) zaprezentuję Państwu fragmenty z relacji Pana Sławomira Wiśniewskiego, dotyczącej tej "akcji ratowniczej" (łącznie z omówieniem tego, co widać na jego filmie), Pana Marcina Wierzchowskiego z Kancelarii Prezydenta, ambasadora RP w Rosji, Pana Jerzego Bahra, gubernatora okręgu smoleńskiego Pana Siergieia Antufieva oraz płk. Andrieia Miedwiediewa, zastępcy naczelnika smoleńskiego oddziału MCzS, który dowodził operacją "ratunkową" na miejscu "katastrofy".
Zakonczę część pierwszą cytatem z "Białej Księgi":
Rosjanie zaniechali ratowania ofiar, z góry założywszy, że nikt nie przeżył. Dotychczas nie wyjaśniono, skąd mieli tę pewność.

Materiały źródłowe:
Raport MAK polskie tłumaczenie:http://slimak.onet.pl/_m/TVN/tlumaczenie_rap.pdf
Polskie uwagi do raportu MAK:http://slimak.onet.pl/_m/TVN/tvn24/comment_polsk.pdf
Biała Księga: http://www.naszdziennik.pl/zasoby/smolensk/bialaksiega.pdf
Raport komisji Millera:http://www.newsweek.pl/bins/media/binaries/c8/c873/c87334d0d87344d6b0ee7f2069042fb5.pdf
Załączniki do raportu komisji Millera: http://www.tvn24.pl/1,1716365,druk.html
Inne przydatne materiały i dokumenty:http://www.tvn24.pl/0,11152,0,1,raport.html

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pią Sty 13, 2012 9:20 am    Temat postu: srebrnik smoleński Odpowiedz z cytatem

srebrnik smoleński



_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Sty 14, 2012 9:39 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Może dlatego dano celowo aptekarzom "po uszach" by społeczeństwo nie myślało o smoleńsku...
Piotr Z


http://wpolityce.pl/artykuly/21395-ws-1004-robi-sie-goraco-przed-nami-kajanie-odszczekiwanie-powolywanie-nowych-komisji-i-spektakularne-upadki


Myślałem, że gdy wstanę rano, w polskich telewizjach dezinformacyjnych zobaczę czerwono-żółte paski z sensacyjnymi doniesieniami ws. zapisów czarnych skrzynek. Że portale internetowe będą krzyczeć czerwienią i hasłami: "PILNE!", dziennikarze będą przepraszać, kłamcy w mundurach i garniturach kupionych za ministerialne pensje podawać do dymisji. A tu nic.

Rozumiem, że cała ta zakłamana ekipa ma jeszcze trzy dni na zastanowienie się, jaką formę współczesnego, medialnego sepuku wybrać. Ale w poniedziałek wyjścia już nie będzie. Usłyszą to oficjalnie, z ust prokuratura wojskowego. To będzie dla nich pracowity weekend.

To nieprawdopodobne, że Edmund Klich ma czelność w ogóle zabierać głos i bredzić, że nie ma znaczenia brak nagrania głosu gen. Błasika na nagraniu z kokpitu. Klich powinien raczej schować się pod spódnicą Tatiany Anodiny – tam mógłby czuć się bezpiecznie.

OCZYWIŚCIE, ŻE MA TO ZNACZENIE I TO FUNDAMENTALNE. Wszystko nagle zmienia się o 180 stopni. Wychodzą na jaw kłamstwa, sypią się oficjalne teorie (to nigdy nie były fakty, ale wciskane nam na siłę teorie), z wielkim hukiem wali się dwudziestomiesięczna machina propagandowa.

Ciekawe, jak wyglądało wczorajsze spotkanie Andrzeja Seremeta z Jurijem Czajką? Gdy prokurator generalny wylatywał do Moskwy, wiedział już, co zawiera ekspertyza, a zatem – jak bardzo Rosjanie okłamali światową opinię publiczna i znieważyli Wojsko Polskie, a gen. Błasika w szczególności. Seremet wie (powinien to wiedzieć od bardo dawna), że nie należy Rosjanom ufać i zacząć stanowczo domagać się egzekwowania tego, co nam należne. Problem w tym, że nie bardzo mamy narzędzia, by tego wymagać. Wszystko oddaliśmy.

A teraz pojawia się kolosalny problem.

Bo w tej sytuacji trzeba wreszcie anulować stek bzdur i domysłów, jakim był raport komisji Millera, powołać nową i rozpocząć prace od początku – oczywiście z udziałem międzynarodowych ekspertów.

Sporo pracy będzie też miała prokuratura – z jednej strony wyłapująca odpowiedzialnych za manipulowanie faktami, a więc utrudniającymi dochodzenie do prawdy, z drugiej – ścigająca tych, którzy bezpodstawnie obrażali śp. generała Wojska Polskiego. Jego rodzina żyje i może składać pozwy.

Dziennikarze prorządowych mediów powinni zacząć z całych sił szczekać i zapisywać mnóstwo szpalt przeprosinami nie tylko pod adresem pani Ewy Błasik, ale też wszystkich tych, których opluwali tylko dlatego, że nie poddawali się oficjalnej propagandzie.

W najtrudniejszej sytuacji są ludzie polskiej władzy – co teraz zrobią z raportem MAK? Nic. Co zrobią, by odzyskać skrzynki i wrak? Nic. Mają związane ręce. Sami podali Rosjanom sznur. Są ubezwłasnowolnieni. To konsekwencja przyjęcia takich a nie innych rozwiązań prawnych. To konsekwencja zgodzenia się na rosyjskiego wybrańca – Edmunda Klicha – jako nasze oko i ucho w Moskwie – to tak jakbyśmy własnym sztyletem obcięli sobie uszy i wydłubali oczy. To wreszcie konsekwencja tchórzostwa, braku kompetencji oraz obawa przed odkryciem wszystkich kart z pełnej fauli gry przeciw własnemu prezydentowi, którą prowadzili urzędnicy podlegli premierowi oraz on sam.

Kłamali i manipulowali „eksperci”, politycy, dziennikarze – ich lista jest potwornie długa i nie ma sensu na razie wyróżniać kogokolwiek. Ten czas nadejdzie.

Teraz jest czas na zastanowienie się, jak naprawić choć część tego, co ekipa zakłamanych z taką premedytacją tak koncertowo zepsuła.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Nie Sty 15, 2012 12:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wiadomosci.wp.pl/title,Blasik-poza-kabina-fundament-klamstwa-sie-rozsypal,wid,14167582,wiadomosc.html?ticaid=1dbe5

Błasik poza kabiną; "fundament kłamstwa się rozsypał"
Radio Zet | dodane 1 godzinę i 49 minut temu

Goście Moniki Olejnik komentowali w audycji "7 Dzień Tygodnia" informacje na temat nowego stenogramu z kabiny Tu-154, przygotowanego przez Instytut Ekspertyz Sądowych, wedle którego gen. Błasika miało nie być w kabinie Tu-154. - Fundament kłamstwa się rozsypał - dowodził Zbigniew Girzyński z PiS. Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota zastanawiał się, dlaczego wierzyć polskiemu, a nie rosyjskiemu raportowi.

- Informacja, że na podstawie miejsca znalezienia ciała określono, że generał Błasik był obecny w kabinie, jest informacją podaną przez Rosjan. My nie mamy żadnej wiedzy. Skromne dokumenty i dowody, które mamy, dowodzą że go w kabinie nie było - uważa polityk PiS Zbigniew Girzyński.

- Jeśli to się potwierdzi, to fundamentalne założenie, zaprezentowane zarówno w rosyjskim raporcie jak i w raporcie komisji Millera, jest nieprawdziwe. To by oznaczało, że fundament się rozsypał, ta główna teza Rosjan brzmiała, że na skutek nacisków dowódcy Sił Powietrznych, i to w stanie spożycia alkoholowego, doszło do lądowania w warunkach, w których samolot nie powinien lądować - mówił. - Dobrze się stało, że to kłamstwo zostało przekreślone i oddaje się honor polskim żołnierzom, których w ten sposób Rosjanie oczernili, a polskie służby i komisja Millera to oczernienie podtrzymały - dodał Zbigniew Girzyński z PiS.

Z kolei Tomasz Nałęcz rozpoczął swoją wypowiedź od pytania do obecnego w studio b. ministra sprawiedliwości, Krzysztofa Kwiatkowskiego, o podanie na jakich materiałach opierały się wnioski komisji Millera. Minister przypomniał, że komisja Jerzego Millera opierała się na ekspertyzach Laboratorium Komendy Głównej Policji. - W takim razie to było oparte na polskiej ekspertyzie. To nie jest nic nowego, że jak się pracuje nad trudnym źródle, to opiera się na aktualnym odcyfrowaniu tego źródła.
Jeżeli polskie ekspertyzy mówiły, że to jest głos gen. Błasika w kokpicie, to polski raport nie mógł tego nie uwzględnićTomasz Nałęcz
Jeżeli polskie ekspertyzy mówiły, że to jest głos gen. Błasika w kokpicie, to polski raport nie mógł tego nie uwzględnić - mówił Nałęcz. - Ale ze wznawianiem prac komisji powinniśmy zaczekać na zakończenie procesu dowodowego.

Były Jacek Kurski, polityk PiS, obecnie w Solidarnej Polsce, mówił: - Teza raportu Anodiny była taka, że pijany generał w pijackim widzie sterroryzował załogę i zmusił ją do lądowania w miejscu, gdzie nie było do tego warunków, roztrzaskał samolot i zabił dużą część polskiej elity państwowej.
Jeżeli to jest prawdą, to ta teza wylatuje w powietrzeJacek Kurski
Jeżeli to, co mówi "Rzeczpospolita" i "Gazeta Polska" jest prawdą, to ta teza wylatuje w powietrze - uważa Kurski. - W związku z tym potrzebne jest nowe otwarcie. Jeżeli polscy eksperci byli w stanie na podstawie kopii dojść do tych nowych rozstrzygnięć, to jakie mieliby szanse, gdyby dysponowali oryginałem! Jeżeli prokuratura wojskowa potwierdzi tę wersję wydarzeń, do Solidarna Polska przedstawi nową inicjatywę - mówił Jacek Kurski z Solidarnej Polski.

Innego zdania był Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota. - Mamy do czynienia z dwiema wykluczającymi się ekspertyzami, rosyjską i polską. Nie wiem dlaczego to polska ekspertyza musi być prawdziwa, bo równie dobrze to polscy eksperci mogli się pomylić w sprawie identyfikacji głosu - zauważył. - W raporcie MAK jest napisane, że to jest głos gen. Błasika, natomiast w ekspertyzie krakowskiego Instytutu zakłada się, że to nie jest głos gen. Błasika. Nie wiem
Dlaczego od razu zakłada się, że raport rosyjski jest nieprawdziwyAndrzej Rozenek
dlaczego od razu zakłada się, że raport rosyjski jest nieprawdziwy - mówił Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota.

- Ruch Palikota jak widać bardziej wierzy Rosjanom niż polskim ekspertom - skomentował jego słowa Zbigniew Girzyński z PiS.

- Rzeczywiście, jeśli w tym momencie mi się przerwie, wyjdzie na to że jestem jakimś rusofilem. Ja po prostu staram się bronić logiki. Zauważam, że nie wiadomo które twierdzenia są prawdziwe, a które nie - i tu i tam badali to eksperci. Jeżeli założymy, że gen. Błasika nie było w kokpicie, to wina pilotów jest tym większa, bo bez nacisków zrobili rzecz niewyobrażalną i niezrozumiałą - dowodził Rozenek. - Po drugie, to że nie było gen. Błasika nie oznacza, że nie było nacisków, naciski można wywierać inaczej, sama atmosfera mogła być formą nacisku, podobnie jak poddenerwowanie głównego pasażera. Takie przesądzanie, że wydarzyło się coś niezwykłego, że należy prowadzić całe śledztwo od nowa, bo jeden zakład odczytał zapis nieco inaczej, jest za daleko idące. Choć te wątpliwości rzeczywiście są dziwne i należy je wyjaśnić - mówił polityk Ruchu Palikota.

- Nikt nie kwestionuje tego, że do kabiny wchodził szef protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazana, oraz że jakaś presja była wywierana jest dla mnie dość oczywista. O ile ja pamiętam, najbardziej bulwersujący był ten wizerunek pijanego generała, a tego stanu po spożyciu nikt nie zakwestionował. Być może generał siedział gdzieś indziej - powiedział eurodeputowany Marek Siwiec z SLD. - Natomiast nie chciałbym, żeby na podstawie jednego nowego elementu, który nie jest moim zdaniem przełomowy, bo nawet jeśli generała nie było w kabinie, to świadczy tylko dobrze o nim. Wszystko to razem nie zmienia faktu, że ktoś podjął decyzję o lądowaniu i że samolot się rozbił. Fakt jest taki, że nie ma żadnej perspektywy zakończenia tego śledztwa, znów był przeciek, znowu wracamy do mgły informacyjnej, w której się tworzy to zamieszanie. Czas, żebyśmy doszli do prawdy niekwestionowanej.

- Nigdy jako okoliczność, która miała zasadniczy wpływ na katastrofę, nie było podane złamanie zasady czystego kokpitu, czyli wejście dowódcy Sił Powietrznych do kabiny pilotów - przypomniał b. minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. - Trzy zasadnicze elementy to po pierwsze złe warunki pogodowe, złamanie procedury podejścia przez polskich pilotów, i złe prowadzenie podejścia przez rosyjskich nawigatorów - mówił Kwiatkowski.

Jak dodał, "dziś mamy o tyle trudną sytuację, że komentujemy zdarzenie, które jeszcze nie miało miejsca". - Instytut Sehna jest uznawany za jeden z najlepszych na świecie. Wszyscy zadajemy sobie pytanie, dlaczego to tak długo trwał ten odczyt. Musimy sobie zdawać sprawę, że to co zostało nagrane, to szumy i trzaski, które się odczytuje bardzo żmudną procedurą. Poczekałbym do poniedziałku, aż prokuratura która zamówiła te badania przedstawi swoje ustalenia. Pytaniem jak najbardziej zasadnym jest to, dlaczego ta informacja jest podawana, bo nawet nie wiemy, czy jest prawdziwa - uważa Kwiatkowski.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Sty 15, 2012 8:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Innego zdania był Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota. - Mamy do czynienia z dwiema wykluczającymi się ekspertyzami, rosyjską i polską. Nie wiem dlaczego to polska ekspertyza musi być prawdziwa, bo równie dobrze to polscy eksperci mogli się pomylić w sprawie identyfikacji głosu - zauważył.

Jakiego zdania miał być przedstawiciel Ruchu Palikota, gdy jego parti wśród doradców ma gen. Dukaczewskiego?
Co z kolei do niby niekwestionowania stanu "po spożyciu" gen. Błasika, to mamy tu z kolejną komunistyczną fałszywką. Ale oni wiedzą, że takie 'fakty prasowe' jest bardzo dobrze tworzyć, a raz utworzone ugruntowywać.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Sty 16, 2012 9:08 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pytał o Smoleńsk, musi odejść

http://niezalezna.pl/21863-pytal-o-smolensk-musi-odejsc

Nadzorujący smoleńskie śledztwo gen. Zbigniew Woźniak, zastępca naczelnego prokuratora wojskowego, odchodzi z prokuratury. To on uznał, że należy wykonać ekspertyzę w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna - ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”.

Ekspertyza Instytutu im. J. Sehna całkowicie zmienia dotychczasowe ustalenia i pokazuje fałszerstwa w raportach MAK-u i komisji Jerzego Millera.
- Wcześniej opierano się tylko na ekspertyzie kryminalistycznej biegłych z Komendy Głównej Policji. To prokurator Woźniak stwierdził, że musi być ekspertyza biegłych z Instytutu im. prof. J. Sehna - mówią nasi informatorzy.

- Sytuacja w prokuraturze wojskowej jest nie do zniesienia. Gen. Woźniak po prostu został zmuszony do odejścia. Zastanawiające jest to, że jego nazwisko pojawia się w aktach prokuratorskich w sprawie prokuratora Marka Pasionka. To może oznaczać, że prok. Woźniak, zastępca szefa NWP, był inwigilowany - dodają nasi rozmówcy.

Chodzi o postępowanie dotyczące rzekomych przecieków do mediów informacji ze śledztwa smoleńskiego. Zdaniem naszych informatorów przecieki były wygodnym pretekstem do pozbycia się gen. Woźniaka z prokuratury wojskowej.

- Parulski nie znosi gen. Woźniaka od czasu wyborów prokuratora generalnego. Gen. Woźniak wystartował w nich, gdyż chciał odejść z prokuratury wojskowej. Jego zwierzchnikiem był szef NPW Krzysztof Parulski, który wówczas był pułkownikiem, a jego podwładny prok. Woźniak - generałem. Istotne jest także to, że generalskie szlify prok. Woźniak dostał od prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który jednocześnie nie dał „generała” Parulskiemu ze względu na jego przeszłość w czasach PRL-u - mówi nam jeden z prokuratorów.

Informacje o odejściu zastępcy szefa NWP potwierdza rzecznik prasowy płk Zbigniew Rzepa. - Pan gen. Woźniak nabył prawa emerytalne i z dniem 1 marca odchodzi w stan spoczynku - mówi nam płk Rzepa.

Gen. Woźniak nadzorował śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej i chciał, aby sprawą zajął się prok. Marek Pasionek. Dzięki Woźniakowi do Polski trafiły stenogramy przesłuchań kontrolerów wieży smoleńskiej, dzięki niemu również podjęto badanie jednego z kluczowych dowodów - filmu „1'24” nagranego telefonem komórkowym w pierwszych minutach po katastrofie. Ekspertyza zamówiona przez gen. Woźniaka w ABW już 14 kwietnia 2010 r. wykazała, że film jest autentyczny i nie był montowany.

- Odejście gen. Woźniaka z prokuratury oznacza, że śledztwo smoleńskie będzie prowadzone pod dyktando gen. Krzysztofa Parulskiego. Nie wolno będzie się zwracać o pomoc do Amerykanów, bo „chcą skłócić Polaków”, więc za kontakty z nimi można usłyszeć zarzuty. Przykładem takiego stawiania sprawy jest prok. Marek Pasionek - mówi nam Antoni Macierewicz (PiS), szef zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską.

Macierewicz dodaje, że gdyby nie ekspertyza filmu „1'24”, zamówiona przez gen. Woźniaka, jedynym dowodem filmowym z pierwszych chwil po katastrofie byłby materiał Sławomira Wiśniewskiego, który - jak się okazało - był przez autora zmontowany.
- Prok. Woźniak podważał wartość materiałów, które otrzymaliśmy od rosyjskiej prokuratury. Uważał, że Rosjanie przekazują nam niepełne akta, a to, co trafia do Polski, jest mało istotne - mówi nam osoba znająca szczegóły smoleńskiego śledztwa.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Sty 17, 2012 9:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Polecam oberzenie dyskusji w studio Rzepy. Bronisław Wildstein rozmawia z prof. Zdzisławem Krasnodębskim o śledztwie smoleńskim, putinadzie, tunelu psychologicznym i podziałach w społeczeństwie.
Dwie części:
1. Fatalne śledztwo - Bronisław Wildstein przedstawia
2. Chcemy wierzyć w kłamstawa - Bronisław Wildstein przedstawia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32, 33, 34, 35  Następny
Strona 31 z 35
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum