Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

J.A.Gwiazda:O niewygodnej prawdzie sierpniowych strajków

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Nie Wrz 01, 2013 10:30 am    Temat postu: J.A.Gwiazda:O niewygodnej prawdzie sierpniowych strajków Odpowiedz z cytatem

Źródło inf:
http://wzzw.wordpress.com/2013/09/01/%E2%98%9E-joanna-i-andrzej-gwiazda-o-niewygodnej-prawdzie-sierpniowych-strajkow-%E2%98%9A%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99/

Joanna i Andrzej Gwiazda: O niewygodnej prawdzie sierpniowych strajków





Jerzy Dąbrowski (JD) W połowie lat 70-tych w Polsce zaczęła się organizować antykomunistyczna opozycja. Czy wówczas byli Państwo obecni w jakiś opozycyjnych strukturach?

Joanna i Andrzej Gwiazdowie (J.A.G) Oficjalnie weszliśmy w struktury opozycji w 1976 r., pisząc do sejmu PRL list w obronie KOR-u. Pozostaliśmy jego sympatykami aż do 88r, kiedy spod maski dawnego KOR-u wylazła „Gazeta Wyborcza”. 1 maja 1978r ogłosiliśmy powołanie Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych. Od tego momentu zaczęła się poważna działalność opozycyjna. Głównie w środowiskach robotniczych.

JD: Życie opozycjonisty w PRL – u nie było łatwe. Jak wyglądała inwigilacja ze strony bezpieki?

J.A.G: Łaziła za nami bez przerwy „obstawa”, mieszkanie pod obserwacją i na podsłuchu. Gdy wyłączali prąd w dzielnicy (oszczędność), nasz blok świecił jak latarnia na morzu ciemności. Bali się zostawić nas bez posłuchu nawet na jeden dzień. A my opowiadając o wycieczkach, psach, kotach i wspomnieniach, pisaliśmy na karteczkach natychmiast palonych. Mieliśmy też symbole migowe: Mysz trzymana za ogon – Myszk, nożyczki – Mec. Taylor, dłoń nisko – mały czyli Borusewicz. Ale podsłuch to świetne narządzie dezinformowania SB i wpuszczania ich w kanał. Wiele akcji udało się tylko dzięki umiejętnemu wykorzystaniu podsłuchu.

JD: A agenci? Byli obecni i aktywni. Czy nikt nie miał wobec nich cienia podejrzenia? Jak to możliwe, że podczas sierpniowych strajków, oni w ogóle znaleźli się w Prezydium Komitetu Strajkowego? Jak Pan mówił, na 11 jego członków, aż 5 było agentami.

J.A.G: Przykrą stroną opozycji była konieczność podejrzewania wszystkich najlepszych kolegów. A proces potwierdzenia lub wykluczenia agentury jest długi i uciążliwy. Dziś wiemy, że proces przygotowania pieriestrojki zaczął się w 1968r. Mieli więc 10 lat na werbunek i wyszkolenie nowej agentury. Zadaniem tej agentury nie była obrona komunizmu, lecz takie mentalne obezwładnienie, by społeczeństwo pozwoliło komunistom zmienić się na kapitalistów, rozkraść narodowy majątek i utrzymać władzę.

JD: Ciągle jednak zadajemy sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt nie domyślał się nawet, że w opozycji było tylu agentów?

J.A.G: Trzeba sobie raczej zadać pytanie, jakim cudem w wolnych związkach, oprócz agentów, my się tam znaleźliśmy? Agenci odgrywali pierwszoplanową rolę. Myśmy tam byli jak ziarnka piasku, które wpadły w dobrze naoliwioną maszynę. Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, to był taki wypadek przy pracy. To, że ideę WZZ-tów podjęły miliony, o mało nie zakończyło się katastrofą komunizmu. Pomimo wszystkich zastrzeżonych w IPN-ie zbiorów, wychodzi na jaw, że w opozycji i w Solidarności było aż gęsto od agentów.

JD: A Państwo podejrzewali kogoś o współpracę z SB?


J.A.G: Mieliśmy oko na Lecha Wałęsę i na Myszka. Edwin Myszk cieszył się dużym zaufaniem Bogdana Borusewicza, który stawiał go nam za wzór. Borusewicz mówił, że jak trzeba pojechać po powielacz, to my sobie nie potrafimy załatwić urlopu, a Myszk dostawał delegację z pracy. Gdy dowiedzieliśmy się, że Myszk był oszustem matrymonialnym, doszliśmy do wniosku, że skoro facet jest w stanie udawać miłość, to jest też w stanie udawać przyjaźń. On się do tego przyznał. Przy okazji doniósł nam, że Wałęsa nie rozdał ulotek w Somoninie, które od nas dostał. Jak ich razem skonfrontowaliśmy, to obaj krzyczeli na siebie – ty Ubeku! Gdy Myszk potwierdził swą agenturalność wydając fałszywy numer Robotnika Wybrzeża, większość kolegów uznała, że Wałęsa został oczyszczony.

JD: W książce “Anna Solidarność” Cenckiewicz pisze, że Wałęsa spóźnił się na sierpniowy strajk. Jaka była jego prawdziwa rola w strajku?


J.A.G: Każdy z działaczy WZZ przygotowywał swój zakład do strajku. Jedynym niepracującym był Borusewicz, zaproponował więc, że wspomoże Stocznię Gdańską i zainstalował Wałęsę w mieszkaniu opozycyjnym, na rogu ul. Wałowej i Gazowniczej, żeby mógł rano wejść do stoczni.Po latach, w 1991 roku, były pracownik Elmoru i były Ubek powiedział mi, że, Wałęsa był zainstalowany w mieszkaniu operacyjnym SB i pokazał mi okna tego samego mieszkania. Jest kilka wersji tego, jak Wałęsa dostał się do stoczni. W “Nie” był rysunek: spocony Kwaśniewski podsadza Wałęsę, by mógł przeleźć przez mur, ale bez skutku, więc mówi: “Lechu może lepiej wrócimy do motorówki.” Coś z tą motorówką musiało być, bo Wałęsę nazywali pontonem. Tak na prawdę, to nikt tego nie widział jak on się dostał do stoczni. Żołnierz pełniący wartę w porcie Marynarki Wojennej 13.08. widział jak o godz. 18-tej Wałęsa wsiadał do motorówki d-cy Marynarki Wojennej. Tylko jak on rozpoznał, nikomu nieznanego Wałęsę? W 2000 roku śp. pan Mościbrocki opowiedział mi, że w pierwszym dniu strajku spytał Wałęsę, czy nie boi się, że ten strajk się za bardzo rozbucha. Wałęsa odparł: “coś pan, za 3 dni zagonię hołotę do roboty”. To było pierwsze zadanie. Lecz odpowiedzią na zerwanie strajku, było powołanie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który mógł się okazać całkowicie niezależny. Dlatego Wałęsie kazano wrócić na Stocznię by wejść do MKS-u. Możliwa jest też inna interpretacja: Wałęsa jako agent SB, podlegał ministrowi Spraw Wewn. S. Kowalczykowi. Kowalczyk uspakajał Edwarda Gierka, żeby się nie martwił, bo na czele strajku stoi jego człowiek. Gierek posłał potem Wałęsie książkę “Przerwana Dekada”, w której było napisane, że był on człowiekiem Kowalczyka, a Wałęsa posłał Gierkowi książkę “Droga Nadziei”, w której napisał na okładce, że z bezpieką współpracował na gruncie politycznym, a gdy się umocnił, to pokazał im drzwi. I że to było jego pokerowe zagranie. Wałęsa zerwał strajk jako człowiek Kowalczyka, ale zaraz zdradził Kowalczyka i Gierka, przechodząc na stronę Kani czyli ekipy pierestrojki.


JD: Do sierpniowego strajku w Stoczni doszło po zwolnieniu Anny Walentynowicz. Czy uczestniczyli Państwo w jego ogłoszeniu?


J.A.G: Strajk ogłaszała załoga każdego zakładu indywidualnie. Stocznia Gdańska stanęła na apel WZZ o obronę Anny. Do apelu dołączona była instrukcja: „Jak strajkować”. 15-tego zastrajkowało kilka następnych fabryk, w tym Elmor. 16-tego kilkadziesiąt. Oczywistą koniecznością stało się powołanie wspólnego kierownictwa strajku. Z tą propozycją grupa WZZ udała się do Stoczni. Lecz Wałęsa z Borusewiczem nie wpuścił nas na obrady Komitetu Strajkowego. Czekając na zakończenie obrad, ze zdumieniem usłyszeliśmy przez głośniki Wałęsę, ogłaszającego zakończenie strajku, wzywającego do opuszczenia Stoczni i obiecującego: „wytężoną pracą nadrobimy wszystkie straty spowodowane strajkiem”. Pobiegliśmy do Elmoru, mijając stoczniowców ze spuszczonymi głowami słuchających, jak Wałęsa solo śpiewa Hymn. W Elmorze zwołaliśmy załogę na plac. Powiedziałem, że wobec zdrady Stoczni, jedyną szansą uratowania strajku jest utworzenie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Mówiłem, że musi się znaleźć jedna załoga, która obieca, że się nie wyłamie niezależnie od tego, co by się działo. W razie przegranej, cała nienawiść władzy skupi się na tej załodze. Tak się złożyło, że obowiązek ratowania strajku spadł na nas. Pytałem kto jest za. Powoli podniósł się las rąk. Na 2200 pracowników Elmoru tylko 2 osoby się wstrzymały. No, to pojechaliśmy po strajkujących zakładach, wzywając na zebranie MKS-u w Elmorze. Wracając zobaczyliśmy na murach stoczniowców z polskimi flagami. Strajk w Stoczni trwał, gdyż Anna Walentynowicz, Alina Pieńkowska i Ewa Osowska (wykreślona z historii) przekonały niewielką część załogi do dalszego strajkowania.Wobec tego zdecydowaliśmy by zebranie założycielskie MKS-u przenieść na teren Stoczni. Uczestniczyło w nim 28-u delegatów strajkujących zakładów, którzy mieli czynne i bierne prawo wyborcze, oraz wiele osób bez uprawnień delegata. Ci ludzie widzieli się po raz pierwszy w życiu. W ciągu 8-u godzin ustaliliśmy regulamin działania, zasady podejmowania decyzji i uchwał, stworzyliśmy listę 21 żądań strajkowych oraz wybraliśmy władze MKS-u. O godz. 6.oo rano mieliśmy wszystkie dokumenty, oraz listę 21 żądań strajkowych porządnie przepisane na maszynie.

JD: Jak to możliwe, że Wałęsa został wybrany na przewodniczącego MKS?


J.A.G: To proste. Delegaci nie znali się. Gdy trzeba było zgłaszać kandydatów na przewodniczącego, ktoś rzekł: „Proponuję aby przewodniczącym MKS-u, został gospodarz, czyli przewodniczący Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej”. Logiczne prawda? Wniosek został przegłosowany. A wnioskodawca nie musiał być agentem. Ja już od trzeciego dnia strajku wiedziałem, że Wałęsa był agentem. Kiedy ktoś przemawiał na sali obrad, to Wałęsa dawał znaki swojemu zaufanemu koledze, który obsługiwał mikrofon, kiedy ma go wyłączyć. Nazywaliśmy go “ministrem łączności”. On się okazał agentem w stanie wojennym. Kiedy powiedziałam Wałęsie, że jest agentem, to on odpowiedział: dobrze, zawsze będziesz miała prąd w mikrofonie. Poza tym Wałęsie pomagał inny agent, Florian Wiśniewski. Jakaś dziewczyna z Warszawy spała pod stołem nakrytym serwetą i słyszała jego rozmowę z czerwonymi przez telefon. Wywaliliśmy go z władz pod pretekstem przyjęcia talonu na samochód, bo też nie mieliśmy dowodu.

JD: A rola Bogdana Borusewicza w strajku?

J.A.G: Borusewicz powiedział, że to on sam osobiście zastrajkował i ponoć Wałęsa umówił się z Borusewiczem, który go wprowadził. Nikt z nas i naszych znajomych nie pracował w Stoczni Gdańskiej. Myśmy robili strajki w naszych zakładach. Tym młodym chłopakom ze Stoczni Borusewicz obiecał, że przyśle im kogoś, no i przysłał Wałęsę. Myśmy chcieli Wałęsę wyrzucić, ale zawsze wstawił się za nim Borusewicz. Kilkakrotnie go zresztą ratował.

JD: Proszę podać przykłady?

J.A.G: Zrobiliśmy takie duże zebranie i była ciekawa dyskusja na temat strajku grudniowego w 70 r. Podczas tego spotkania Wałęsa przyznał się, że po 1970 roku rozpoznawał dla milicji kolegów na zdjęciach, bo mówił, że władza musi wiedzieć. Borusewicza nie było na tym spotkaniu. Mieliśmy dowód nagrany na taśmę i dałem ją Bogdanowi, bo chciał ją przesłuchać. W rezultacie nigdy tej taśmy nie dostałem z powrotem, a Borusewicz zawsze uchylał się od odpowiedzi co się z nią stało.

JD: Jaka była rola Lecha Kaczyńskiego w podczas sierpniowego strajku? Czy był obecny w Stoczni?


J.A.G: My wróciliśmy z urlopu w początku sierpnia na wiadomość o ciężkiej chorobie Mamy. Leszek był na urlopie w Bułgarii, wrócił natychmiast na wiadomość o strajku. Ale wtedy kierownictwo strajku było już wybrane. Gdyby był od początku, z całą pewnością zostałby członkiem prezydium, a być może przewodniczącym MKS. Leszek był popularny i niezwykle ceniony wśród robotników. Przez ponad rok, prowadził szkolenia z prawa pracy na tajnych kilku osobowych zebraniach. Ich uczestnicy przekazywali zdobytą wiedzę kolegom. Wieść, że doktor Prawa Pracy, naukowiec z uniwersytetu, uczy prawa robotników rozchodziła się szeroko. Ponieważ Mazowiecki nie zgodził się włączyć Kaczyńskiego do swego zespołu, MKS mianował go niezależnym doradcą.

JD: No właśnie. Doszliśmy do grupy tak zwanych „ekspertów” i doradców. Jak oni się znaleźli wśród strajkujących?


J.A.G: W strajku nie było ekspertów, byli doradcy, a to istotna różnica. Doradcy nie mieli prawa podejmować żadnych decyzji, mogli jedynie odpowiadać na zadane pytania. Za podjęte decyzje odpowiadały wyłącznie władze strajku, a nie doradcy. Doradcami MKS-u byli: Lech Kaczyński, Jan Olszewski, Romuald Kukułowicz, Jadwiga Staniszkis, oraz zespół T. Mazowieckiego. Zespół Mazowieckiego utworzył warszawski „salon” na prośbę premiera Jagielskiego. Do Gdańska przywieziono ich specjalnym samolotem i zakwaterowano w hotelu. Ich zadaniem było zmiękczenie naszego stanowiska, co się im nie udało. My przyjęliśmy ten zespół, gdyż w niczym nie mógł nam zaszkodzić, a mógł pomóc w załagodzeniu ostrego konfliktu z komisją rządową. Czarna legenda „ekspertów” Mazowieckiego, powstała znacznie później, gdy ludzie winę za szkodliwe wypowiedzi Wałęsy zwalali na doradców. Było to o tyle słuszne, że Mazowiecki i s-ka, mając znikomy wpływ na prezydium i Komisję Krajową, realizowali swe cele poprzez Wałęsę.

JD: A jak wyglądała sytuacja po podpisaniu porozumień sierpniowych?

J.A.G: To był czas niesłychanie intensywnej pracy nad budową Związku. Pracy z załogami w całym kraju, które popierały Gdańsk i 21 postulatów, ale nie bardzo wiedziały co dalej. Nie znały sposobu działania związków zawodowych. Dla „warszawki” był to „karnawał”, dla nas mordercza praca. Wiedzieliśmy, że „porozumienie” jest wybiegiem, wiedzieliśmy o licznej agenturze. Musieliśmy przed agenturą dotrzeć do załóg i tak je przygotować, by agentura stała się bezradna. Aby wybuch sierpniowego entuzjazmu przekuć w sprawną, bojową i zdyscyplinowaną organizację, konieczna było poświęcenie, inteligencja i ciężka praca tysięcy ludzi. Oczywiście wiedzieliśmy o walce doradców o ucho Wałęsy, walkę karierowiczów o solidarnościowe stołki kwitowaliśmy: „ci durnie nie wiedzą, że walczą o długość wyroku”. Pomimo tak ogromnej liczby agentów, komunistom nie udało się całkowicie przechwycić władzy w związku i trzeba było wprowadzić stan wojenny. Płynie z tego ważna nauka na przyszłość: Jeżeli naród kieruje się solidarnością i demokracją, nawet tak liczna i fachowa agentura okazuje się bezradna. Ewa Kubasiewicz, skazana na 10 lat w stanie wojennym opowiadała, że prosiła Bogdana Borusewicza o jakąś maszynę, aby mogła drukować ulotki. Borusewicz odmówił jej, pomimo, że był szefem podziemnej Solidarności w Gdańsku. Mówił otwarcie, że nie chce, aby ludzie Gwiazdy mieli na czym drukować. Każdy, kto miał niezależne poglądy, kto drukował pisma niecenzurowane przez Borusewicza, stawał się jego wrogiem, zwalczanym bez etycznych czy moralnych ograniczeń, np. ogłaszając, że niewygodna osoba jest agentem SB. Borusewicz w swych magazynach miał ogromne ilości powielaczy i offsetów, lecz nie tylko Ewa ich nie dostała, nie miała maszyny nawet podziemna drukarnia Stoczni Gd. A gdy świetnie zakonspirowane pismo „Robotnik Lęborski” dostało powielacz, to z nadajnikiem „tu jestem”. W piętnaście minut po włączeniu do prądu weszła bezpieka. My mamy mocne podstawy do skrajnej nieufności wobec Borusewicza. Po wyjściu z internowania, przez Alinę Pieńkowska posłałam Borusewiczowi pytanie, w czym mogę mu pomóc? Borusewicz odpisał, żebym nigdy nie próbowała się z nim kontaktować, zakazał mi działalności związkowej i polecił żebym zajęła się rozdawnictwem darów u księdza Henryka Jankowskiego. A gdy ja wyszedłem z więzienia, w wielkiej konspiracji koledzy z „S” przepraszali, że nie mogą się ze mną kontaktować, bo Borusewicz im kategorycznie zabronił.

JD: Co Państwo myślą o ostatnim konflikcie Wałęsy z Borusewiczem?


J.A.G: Jeżeli główni fałszerze historii się kłócą, to otwiera się furtka dla prawdy. W tym sporze Borusewicz jest bez szans. Wałęsa jest zdemaskowany, nie ma już nic do stracenia. A Wałęsa kradnąc swoje donosy z akt SB, ponoć ukradł też akta Borusewicza. Konflikt zgasł, gdy Wałęsa zagroził, że powie kto nas truł w czasie strajku.

JD: Czy oprócz Pana, w latach osiemdziesiątych, siedzieli w więzieniu jeszcze inni działacze Solidarności?


J.A.G: Tak. Ok. 10 000 w internie, kilka tysięcy w więzieniu, kilkuset z dużymi wyrokami. Ze znanych – Romaszewski, Rozpłochowski no i Jacek Kuroń, który podczas przesłuchań doradził gen. Kiszczakowi, żeby skłócił nas o pieniądze.

JD: Niemożliwe?

On sam mi to powiedział. A po uwolnieniu, na naradach „pod legendą przesłuchań” obiecywał Kiszczakowi utworzenie listy osób, które nie będą się mogły zapisać do nowej Solidarności. /patrz raport o likwidacji WSI/.

JD: Czy na takich samych zasadach siedział w więzieniu Adam Michnik? Pisał tam przecież książki, więc miał raczej luksusowe warunki.


J.A.G: On mógł pisać książki, a ja nie mogłam Andrzejowi wysłać nawet Głosu Wybrzeża. Przy kapusiu pod każdą celą, częstych „kipiszach” i drobiazgowej rewizji osobistej z obmacywaniem szwów ubrania, z trudem dawało się wynieść gryps na kawałku bibułki z papierosa. Ale książkę można było napisać wyłącznie za zgodą władz.

Jerzy Dąbrowski • pomniksmolensk.pl
Wywiad autoryzowany 16.08.2013 roku.


Źródło inf:
http://wzzw.wordpress.com/2013/09/01/%E2%98%9E-joanna-i-andrzej-gwiazda-o-niewygodnej-prawdzie-sierpniowych-strajkow-%E2%98%9A%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99/





ZAMIAST KOMENTARZA




Witold Kieżun - " Patologia transformacji " (26.04.12) .

VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=Me3GBDUDSGk









Tygodnik Solidarność Nr 12 (1170) 18 marca 2011 r.

Polska neokolonią


http://www.tygodniksolidarnosc.com/2011/12/5_pol.htm




– Pakiet klimatyczny jest korzystny dla zachodu Europy, który kombinuje, by eksploatować kraje Europy Środkowej. To mają być neokolonie. Temu służy likwidacja polskich banków, ciężkiego przemysłu i handlu – z profesorem Witoldem Kieżunem rozmawia Krzysztof Świątek.

– Głosi Pan pogląd, że Polska podlega rekolonizacji. Na czym to polega, kto realizuje tę koncepcję i jakie będą jej skutki?


– Problem rekolonizacji znam o tyle dobrze, że przez 10 lat prowadziłem jeden z największych programów ONZ modernizacji krajów Afryki Centralnej. I miałem możliwość zorientowania się, jak wygląda polityka wielkiego kapitału w stosunku do dawnych krajów kolonialnych. Kiedy stawały się wolne, z reguły odzyskiwały dostęp do źródeł surowców, a także przedsiębiorstw znajdujących się wcześniej w rękach kolonizatorów. W II połowie lat 80. rozpoczęła się olbrzymia rekolonizacja. Kapitał międzynarodowy „oświadczył” mieszkańcom Afryki: macie niepodległość, swoje państwa, natomiast my wykupimy wasze przedsiębiorstwa, głównie zajmujące się eksploatacją złóż minerałów, ale także uprawą kawy, herbaty czy egzotycznych owoców. Wy będziecie prowadzić małe i średnie firmy, pracować na roli i oczywiście kupować nasze towary, bo sami, niewiele produkując, zostaniecie zmuszeni do importu.
Na przełomie lat 70. i 80. rozpoczyna się rewolucja informatyczna. Pojawia się możliwość tworzenia potężnych imperiów gospodarczych, które zyskują szansę oddziaływania na cały świat. To stworzyło kapitalną okazję do rekolonizacji. Jedna grupa kapitałowa mogła przejąć np. kopalnie w Kongo, Rwandzie i Ugandzie. Przerażająca korupcja w Afryce ułatwiała niezwykle tani zakup. Ta akcja, akceptowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, niesłychanie się rozwinęła.


– Skutki polityki wielkiego kapitału widział Pan w Rwandzie.

– Znam podłoże konfliktu rwandyjskiego. W moim projekcie pracowało 56 osób, w tym 45 Murzynów, z których tylko dwóch przeżyło. Resztę zamordowano. Cały konflikt był olbrzymią akcją kapitału amerykańskiego. Kiedy na początku lat 60. Rwanda i Burundi odzyskały niepodległość, władzę opanowali Tutsi. Później w Rwandzie doszło do rewolucji i władzę przejęli Hutu, a większość Tutsi uciekła do Ugandy. Reprezentowali wyższy poziom niż ludność miejscowa, opanowali więc władzę w wojsku. I wtedy doszło do porozumienia z amerykańskim kapitałem zbrojeniowym – dacie nam na kredyt broń, a my uderzymy na Rwandę, potem przez Burundi dojdziemy do Zairu, który jest najbogatszym krajem zasobnym w minerały, diamenty i uran. Zair był wtedy opanowany przez kapitał belgijski i francuski, a chciał tam wejść kapitał amerykański. Wszystko rozgrywało się na moich oczach. Amerykanie przekazali sprzęt do Ugandy i ta rozpoczęła wojnę. Rwanda miała gorsze uzbrojenie, radzieckie. Ewakuowano mnie w momencie, kiedy mój zastępca został zamordowany, a armia ugandyjska była 20 km od stolicy Rwandy. Hutu, w odwecie zaczęli mordować miejscowych Tutsi. Tutsi z Ugandy zdobyli Rwandę, przeszli pokojowo przez Burundi – cały czas opanowane przez Tutsi – i ruszyli na Zair. W tym kraju wymordowano 500–600 tys. ludzi i region został opanowany przez kapitał amerykański i brytyjski. Dziś kontroluje on całą Afrykę centralną.


– W jaki sposób przeniesiono pomysł na rekolonizację Afryki tak, by objęła naszą część Europy?

– Sytuacja Afryki była interesująca ze względu na surowce, ale przedstawiciele kapitału światowego zdawali sobie sprawę, że tam robotnik, a nawet inżynier jest słabo wykwalifikowany. Kocham Murzynów, są sympatyczni, mili, ale mają jedną wadę – brakuje im zmysłu do systematycznej pracy. Kultura afrykańska zrodziła się nie z pracy, a z zabawy. W Burundi są np. lasy bananów, z których można zrobić zupę, piwo czy chleb. Jeszcze w latach 30. po ulicach Bużumbury biegały daniele, wystarczyło z łuku strzelić, nie trzeba było pracować. Mieszkańcy wyżywali się w zabawie i to zostało do dziś. Uroczystości zaręczyn i ślubu trwają wiele dni.
Tymczasem Polska dysponowała kadrą wykwalifikowanych inżynierów i robotników. Wedle źródeł amerykańskich, w 1980 roku znajdowała się na 12. miejscu, jeśli chodzi o wielkość produkcji. Pojawia się więc kolejna fantastyczna okazja dla światowego kapitału zdobycia atrakcyjnego rynku. I rusza George Soros. To jeden z 10 najbogatszych ludzi na świecie, dorobił się na spekulacjach giełdowych.
Polska jest otwartym krajem, w którym znaczna część młodszej kadry przywódczej przebywała w USA na stypendiach. Jest wielu Cimoszewiczów, Kwaśniewskich, Rosatich, Balcerowiczów. Leszek Balcerowicz uzyskał tytuł MBA na Saint John’s University. Decyzja – zaczynamy w Polsce. Wielki reprezentant światowego kapitału George Soros przyjeżdża w maju ’88. Spotyka się z Rakowskim i Jaruzelskim. Natychmiast tworzy za miliony Fundację Batorego, stawiając jako cele: otwarte społeczeństwo i otwarty rynek. Niedługo później NBP tworzy 9 banków komercyjnych z partyjnym kierownictwem. Zaczyna się I etap tworzenia tzw. przedsiębiorstw nomenklaturowych. Soros opracowuje program w oparciu o tzw. konsensus waszyngtoński. Zakłada on otwarcie granic, możliwość dużego importu i jak najdalej idącą prywatyzację. Bazuje na koncepcji neoliberalizmu Miltona Friedmana, absolutyzującą wolny rynek, w której państwo nie ma nic do gadania. Soros sprowadza Sachsa, który jest finansowany przez Fundację Batorego.

– Sachs spotyka się ze strategami Solidarności.

– W maju ’89 roku idzie do Geremka. Potem wspólnie z Liptonem, który pracuje w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, a jednocześnie w redakcji „Gazety Wyborczej” jadą do Kuronia. Kuroń mówi: „W porządku, zrozumiałem. Zrobimy to. Napiszcie plan”. Sachs obiecuje przesłać zapisy pomysłów w ciągu dwóch tygodni. Kuroń oponuje: „Nie! Potrzebujemy planu teraz”. Jadą do „Gazety Wyborczej”, gdzie jest komputer i do rana Lipton z Sachsem opracowują program. Biegną do Michnika, który wyznaje: „Nie jestem ekonomistą. Nie rozumiem tych rzeczy”. Ale decyduje się napisać artykuł: „Wasz prezydent, nasz premier” i zobowiązać rząd do realizacji programu. Nie odkrywam przed czytelnikami niczego nowego, wszystko znajdą w książce Jeffreya Sachsa „Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia”. Wracając do tematu: wtedy Sachs spotyka się z OKP w sejmie...

– Większość posłów też nie ma wiedzy ekonomicznej...


– Aleksander Małachowski przyznał później – byliśmy jak barany. Powstaje pytanie: kto ma realizować tę koncepcję? Jako pierwszy brany jest pod uwagę Trzeciakowski, który odmawia. Nie zgadzają się także Jóźwiak i Szymański. Wtedy Stefan Bratkowski stawia moją kandydaturę. Ja jestem w Burundi, gdzie nie ma ambasady, dlatego dzwoni ambasador z Kenii, ale nie umie sprecyzować, o jaką propozycję chodzi. Brakowało mi roku do zakończenia 10-letniego programu, stąd odmawiam. Wtedy Kuczyński ni stąd, ni zowąd łapie Balcerowicza. Co ciekawe, Balcerowicz robi doktorat w ’75 roku, a w ’89 nie ma jeszcze habilitacji. Kiedy pracowałem w Wydziale Zarządzania UW to nasi adiunkci musieli w ciągu pięciu lat zrobić habilitację. W przeciwnym razie byli zwalniani. Sprawa druga – Balcerowicz nie brał udziału w pracach „okrągłego stołu”. Po trzecie – nigdy w życiu niczym nie kierował. Dobór więc bardzo dyskusyjny. W tym czasie OKP tworzy komisję do stworzenia programu gospodarczego pod przewodnictwem prof. Janusza Beksiaka. I wtedy Mazowiecki stawia sprawę na ostrzu noża – albo oni, albo my. Zostaje Balcerowicz.

– Dlaczego inni nie chcieli jej realizować?

– Bo poza zdławieniem inflacji, skutkowała zniszczeniem państwowych przedsiębiorstw, likwidacją pegeerów, masowym bezrobociem, a jednocześnie zalewem importu – importowaliśmy wówczas nawet spinki do włosów i makulaturę. Przyjeżdżam wtedy do Polski i widzę mleko francuskie na półkach. Kuzynka mówi mi, że jest propaganda, by nie kupować polskiego mleka, bo rzekomo butelki myje się proszkiem IXI. Pytam o „Mazowszankę”, którą zawsze lubiłem. Okazuje się, że nie ma. Można za to nabyć niemieckie wody mineralne. Chcę kupić krem do golenia Polleny. A trzeba pamiętać, że Szwedzi specjalnie przyjeżdżali do Polski po wódkę i polskie kosmetyki. Polleny też nie ma, jest Colgate. W końcu ekspedientka znajduje Pollenę w magazynie. Widzę, że jest trzy razy tańsza. Kobieta tłumaczy, że bardziej opłaca jej się sprzedawać droższy towar, więc polskiego nie wystawia. Krótko mówiąc, rozpoczyna się świadoma likwidacja konkurencji. Siemens kupuje polski ZWUT, który dysponuje wówczas monopolem na telefony w Związku Radzieckim. Niemcy dają pracownikom dziewięciomiesięczną odprawę. Wszyscy są zadowoleni. Po czym burzą budynek, całą aparaturę przenoszą do Niemiec i przejmują wszystkie relacje z Rosją. Likwiduje się „Kasprzaka”, produkcję układów scalonych, diod, tranzystorów, a nawet naszego wynalazku, niebieskiego lasera. Wykupuje się polskie cementownie, cukrownie, zakłady przemysłu bawełnianego, świetną wytwórnię papieru w Kwidzyniu. A my uzyskane pieniądze przejadamy.

– Największy skandal to jednak sprawa Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

– Kupiłem wtedy świadectwo NFI za 20 zł, wychodzę z banku i zatrzymuje mnie mężczyzna, oferując za nie 140 zł. Okazało się, że posiadacz 35 proc. akcji miał prawo do podejmowania decyzji sprzedaży. NFI tworzyło ponad 500 najlepszych przedsiębiorstw. Wszystkie upadły albo zostały za grosze sprzedane. I potem te świadectwa były po 5 zł. Toczyły się procesy, m.in. Janusza Lewandowskiego, zakończony w zeszłym roku uniewinnieniem. Wszyscy porobili kariery, a Balcerowicz dostał Order Orła Białego i był kandydatem do Nagrody Nobla. To nie do wiary!

– Polska oddała banki, a sektor energetyczny przejmują firmy narodowe innych państw, np. szwedzki Vatenfall.

– Wcześniej TP SA przejął państwowy France Telecom. Podobnie działo się w Afryce. Wszystkie towary eksportowane z Europy albo Ameryki były bez porównania droższe. Kupiłem w Afryce volkswagena za 15 tys. dolarów, przyjechałem do Berlina, patrzę – kosztuje tylko 8 tys. Teraz także ceny artykułów przemysłowych są w Polsce dużo wyższe, zaś płace nieporównywalnie niższe. Na tym polega interes firm zagranicznych. Gdyby płace, żądaniem związków zawodowych, doprowadzono do poziomu wynagrodzeń za granicą, to koncerny przeniosłyby się do Rumunii, Bułgarii, na Białoruś, do Chin, a nawet do Afryki. Przecież Ford zlikwidował fabrykę pod Warszawą i otworzył ją w St. Petersburgu.


– Czy podobnie rekolonizowano inne kraje, które wychodziły z komunizmu?

– Tak, tę koncepcję zrealizowano w całej Europie Środkowej.


– Jak ocenia Pan aktualną sytuację Polski?

– Jest tragiczna. Suma długu państwa i długu prywatnego przekracza poziom dochodu narodowego. A dług rośnie, bo całe te 20 lat mamy ujemny bilans w handlu zagranicznym. Żyjemy wedle filozofii sformułowanej przez premiera Tuska – „tu i teraz”. Nie ma żadnego planu strategicznego.


– Czy limity emisji CO2 to pomysł na doprowadzenie do upadku polskiego przemysłu?

– Pakiet klimatyczny jest korzystny dla zachodu Europy, który kombinuje, by eksploatować kraje Europy Środkowej. To mają być neokolonie. Temu służy likwidacja polskich banków, ciężkiego przemysłu i handlu. To są ostatnie lata polskiego handlu. Tylko w tym roku Carrefour i Biedronka zamierzają otworzyć paręset nowych placówek.


– Czyli Polacy nie mają być właścicielami dużych firm?


– Taki jest cel. Polsce grozi poważny kryzys finansowy. Zagrożony jest system ubezpieczeń społecznych. Jak można było stworzyć OFE – kilkanaście zagranicznych firm, które biorą po 7,5 proc. prowizji? Należało powołać jedno polskie towarzystwo emerytalne, które tworzy fundusz inwestujący tylko w budowę wieżowców, duże przedsiębiorstwa i na tym zarabia. Tak jak ONZ, którego fundusz emerytalny jest właścicielem wieżowców w Nowym Jorku, których wartość idzie co roku w górę. Ale zagranicznym firmom ubezpieczeniowym dawać takie zarobki?!


– Dlaczego Niemcy zdecydowali się otworzyć swój rynek pracy?


– Jest zapotrzebowanie na konkretne zawody, m.in. informatyków, lekarzy oraz osoby do opieki nad ludźmi starszymi. Zarazem Niemcy prowadzą konsekwentną politykę. W latach 70. wyemigrowało paręset tysięcy Polaków, którzy mieli rodziny w Niemczech. Oni się zgermanizowali. Także część mieszkańców Dolnego Śląska ma już obywatelstwo niemieckie i praktycznie tylko wakacje spędza w Polsce, a pracuje w Niemczech. Zakładamy, że po 1 maja wyjedzie kolejne 400 tys. Polaków

.
– Za granicą pracuje już 1,5 mln Polaków. Jakie będą konsekwencje masowej emigracji zarobkowej?


– Tragiczne. Zabraknie nam specjalistów i robotników wykwalifikowanych, a to ograniczy możliwości rozwoju. Najzdolniejsi wyjeżdżają i tylko niewielki procent z nich wróci. W tej chwili przysyłają jeszcze pieniądze do Polski, ale to się skończy, kiedy ściągną rodziny. A przecież wymieramy jako naród, bo statystyczna Polka rodzi 1,23 dziecka. W rekordowym tempie rośnie mocarstwowość i rola Niemiec, które już są 4. potęgą świata i ściągają najlepszych specjalistów, również z Polski.
Program Solidarności sformułowany na I zjeździe w Oliwie to była koncepcja samorządności – tworzenia samorządów przedsiębiorstw i samorządów zawodowych. Po ’89 roku udało się utworzyć 1500 spółek pracowniczych, które dziś świetnie prosperują. Ale na poziomie państwa projekt „S” odrzucono. n



Ryszard Bugaj: Czy istniała alternatywa dla transformacji? (26.04.12) .

VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=Sm3Jc-zvxVg



Debata - Dokąd zmierzamy (18.04.2011) cz. 1/2 .
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=f__rHD4KpAw



.Debata - Dokąd zmierzamy (18.04.2011) cz. 2/2 .
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=VM1V0hMWvWo



Prof. Witold Kieżun miał przeprowadzić przemiany ustrojowe w Polsce. Gdyby to zrobił, nie byłoby planu Balcerowicza, wielomilionowego bezrobocia i rozkradania polskiego majątku. Wybór gorszej drogi zaprowadził nas tu, gdzie jesteśmy...

Witold J. Kieżun urodził się w Wilnie dnia 6 lutego 1922 jako syn ojca lekarza internisty i matki lekarza dentysty. W 1931 roku przeniósł się do Warszawy, gdzie w 1939 roku zdał maturę w Gimnazjum i Liceum Humanistycznym im Księcia Józefa Poniatowskiego. W roku 1942 ukończył studia w Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki (dawniejszej Wawelberga i Rotwanda) uzyskując dyplom technika – inżyniera budowy maszyn. Począwszy od 1942 roku studiował na Wydziale Prawa tajnego Uniwersytecie Warszawskiego.
Od października 1939 roku brał udział w wojskowej działalności podziemnej.W czasie Powstania Warszawskiego walczył w Oddziale Specjalnym Harnaś, odznaczony w sierpniu 1944 Krzyżem Walecznym, a w dniu 23 września 1944 roku dekorowany osobiście przez dowódcę AK generała Bora-Komorowskiego wojennym orderem Virtuti Militari i awansowany do stopnia podporucznika. Po kapitulacji uciekł z niewoli niemieckiej pod Ożarowem.
W marcu 1945 roku aresztowany w Krakowie przez NKWD. Po ciężkim śledztwie (z pozorowanym rozstrzelaniem) w więzieniu na Montelupich, wywieziony do Gułagu Krasnowodsk na Pustyni Kara Kum nad granicą Iranu (Turkmenia). Ciężko chory na tropikalną beri-beri, z częściowym paraliżem nóg przewieziony do szpitala w Kaganie, (Uzbekistan), a następnie przetransportowany do Brześcia nad Bugiem. Wydany polskim władzom bezpieczeństwa został osadzony w Obozie Pracy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie. W lipcu 1946 zwolniony z obozu. W 1948 roku prewencyjnie aresztowany na 48 godzin.
Po uzyskaniu stopnia magistra prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim przenosi się do Warszawy, pracując w Narodowym Banku Polskim.W roku akademickim 1951-1952 pracuje jako asystent w SGPiS. Od roku 1961 uczestniczy w seminarium doktoranckim profesora Jana Zieleniewskiego w Zakładzie Prakseologii PAN. Uzyskuje w roku 1964 w SGPiS (obecnie SGH) stopień doktora nauk ekonomicznych ze specjalizacją organizacja i zarządzanie za pracę „Zarządzanie Oddziałem Narodowego Banku Polskiego”, a w roku 1969 stopień doktora habilitowanego za pracę: „Autonomizacja jednostek organizacyjnych. Z Patologii Organizacji.”

Po przejściu prof. Jana Zieleniewskiego na emeryturę obejmuje po nim w roku 1971 kierownictwo Zakładu Prakseologii PAN i nawiązuje kontakt z USA Information Agency opracowując program polsko–amerykańskich badań organizacyjnych. W roku 1973 został usunięty ze stanowiska kierownika Zakładu Prakseologii z inicjatywy organizacji partyjnej. Następnie pełni funkcję kierownika Zakładu Teorii Organizacji Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego i Zakładu Administracji Publicznej Instytutu Organizacji Zarządzania i Doskonalenia Kadr. Tytuł naukowy profesora uzyskał w 1975 roku. Wypromował 12 doktorów i 72 magistrów.
W roku 1980 wyjechał z kraju na kontrakt w School of Business and Administration Temple University w Filadelfii.
Od 1980 był kolejno profesorem School of Bussines Administration Temple University w Filadelfii, Duquesne University w Pittsburgu, kierownikiem projektu (chief technical advisor) Organizacji Narodów Zjednoczonych w Centralnej Afryce (Burundi i Rwanda), ekspertem rządu w Burkina Faso, profesorem EHC Universite de Montreal i Universite du Quebec a Montreal, Kierownikiem Rady Programowej Polish Institute of Arts and Sciences McGill University w Montrealu, Profesorem Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie.

W okresie od 1993 do 1998 roku spędzał w Polsce 1-2 miesiące rocznie wykładając w Międzynarodowej Szkole Zarządzania, Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania (obecnie im. Leona Koźmińskiego) i w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku (obecnie im. Aleksandra Gieysztora).
W latach 70., 80., 90-tych wygłaszał odczyty i krótkie serie wykładów w licznych uniwersytetach w: Wielkiej Brytanii, USA , Kanadzie, Francji , Holandii, Finlandii, Czechosłowacji, Burundi, Rwandzie, m/innymi w Universite Paris - Dauphine Sorbonne IX i Sorbonne II, School of Business Administration Harvard University, Faculty of Administrative Studies York University Toronto, Michigan State University Ann Arbor, School of Business Administration Catholic University Seton Hall, School of Management Bradford University (Yorkshire, Anglia), Fordham Catholic University New York, Universite de Bujumbura.
W latach 1980 – 1981 wygłosił serię publicznych odczytów na temat: ”Spirit of Solidarity” w 14 uniwersytetach amerykańskich i kanadyjskich. utrzymując kontakt z Centrum Spraw Polskich przy Michigan State University w Ann Arbor, kierowanym przez prof. Andrzeja Ehrenkreutza.
Profesor Kieżun jest autorem ponad 70 zwartych pozycji wydawniczych (książek i skryptów naukowych) i około 300 artykułów, referatów i rozdziałów w zbiorowych monografiach w języku polskim, angielskim, francuskim, hiszpańskim, rosyjskim i czeskim, oraz dwóch pozycji literackich i szeregu utworów muzyki fortepianowej.



Dokumenty pomimo przekazania ich ,
nigdy nie ukazały się w środkach przekazu.
Potwierdzenia otrzymania egzemplarza znajdują się na kopii.
Katowickie forum Solidarności Walczacej ,
jest pierwszym miejscem gdzie je Państwu przedstawiam.

Oto te dokumenty z przed wielu lat


http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988&postdays=0&postorder=asc&start=0












Moje motto: Nie ma skutku bez przyczyny.


Rolling Eyes





Robert Majka , Solidarność Walcząca Przemyśl, 1 września 2013 r g.11.30
Kawaler KRZYŻA Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski,
Nr 452-2009-17 nadany 9 grudnia 2009 przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Radny Rady Miasta Przemyśla (2002 - 2006)

www.sw.org.pl
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7234.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988
http://tygodnik.onet.pl/35,0,14472,pierwsza_magdalenka,artykul.html
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5131
http://www.polityczni.pl/oblicza_stanu_wojennego,audio,51,4505.html
http://home.comcast.net/~bakierowski/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Sob Lis 23, 2013 9:47 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wieczór autorski Sławomira Cenckiewicza - "Lech Wałęsa. Człowiek z teczki" (15.10.2013)
DVD
http://www.youtube.com/watch?v=crEzS8Ng7Y4



Źródło inf: http://www.naszdziennik.pl/mysl/60424,tajemnice-lecha-walesy.html#.UpCTQjFPDtw.facebook

Sobota, 23 listopada 2013 (02:04)


Tajemnice Lecha Wałęsy





Chciałem was poinformować oficjalnie, że Wałęsa to nasz człowiek, współpracujemy z nim, także finansowo”…

Czy ktokolwiek z milionów Polaków, śledzących w sierpniu 1980 roku w Wolnej Europie strajk Stoczni Gdańskiej, mógł przypuścić, że tak właśnie Stanisław Kowalczyk, szef komunistycznego MSW, uspokaja przywódcę partii Edwarda Gierka? I że nie kłamie? Słowa te przytacza w swojej najnowszej książce „Wałęsa. Człowiek z teczki” Sławomir Cenckiewicz, od lat przedzierający się przez archiwalia, by ujawnić prawdę o „narodowej ikonie”.

Grzech pierworodny


Do dziś niejasna pozostaje rola Wałęsy podczas krwawego Grudnia ’70 w Stoczni Gdańskiej. Badacz przypomina, że rozmowy SB z Wałęsą nocą z 13 na 14 grudnia, a więc w przeddzień wybuchu strajku, zbiegły się w czasie z wprowadzeniem do stoczni pracowników operacyjnych SB w celu kontrolowania coraz gorętszych nastrojów. „Pewnym jest – pisze Sławomir Cenckiewicz – że rozmowy z Wałęsą musiały być związane z początkiem protestu w Stoczni”, i dodaje: „Wałęsa wszedł prawdopodobnie w poufny kontakt z bezpieką, zanim jeszcze doszło do decydującej eskalacji grudniowego protestu i jego formalnego werbunku 19 grudnia!”.

Grzechu pierworodnego, który zaprowadził Wałęsę na równię pochyłą, dopuścił się on, zdaniem Cenckiewicza, właśnie przed strajkiem. Po raz pierwszy usłyszał słowo „zdrajca!”, gdy pokazał się w oknie obleganej przez robotników Komendy Miejskiej MO przy ul. Świerczewskiego. Wciąż nie wiadomo ani jak, ani po co się tam dostał. Dziś rozpowszechnia legendę, jakoby usiłował „negocjować” z milicjantami”, „rozegrać sprawę po swojemu” – jakoby właśnie wtedy narodzić się miał przyszły „mąż stanu”, widzący szerzej i dalej niż inni.

Kiedy „uśmiercony” przez bezpiekę na potrzeby postępowania przed sądem lustracyjnym w 2008 roku kpt. Edward Graczyk zwerbował Wałęsę 19 grudnia 1970 roku, ten okazał się „bezwzględny wobec kolegów, na których donosił – pisze Cenckiewicz.

– Śledził ich, podsłuchiwał, dostarczał bezpiece ich rękopiśmienne notatki, by porównać charakter pisma z kolportowanymi ulotkami, a jak nie znał nazwiska, to opisywał w szczegółach i ich sylwetki, zapewniając, że ustali, jak się nazywają”. Od dawna wiadomo, że identyfikował znajomych sfilmowanych i sfotografowanych podczas rozruchów. Płacono mu za to dobrze – tak dobrze, że kolegom opowiadać musiał o swoim niebywałym szczęściu w totolotku… A kiedy przestał być potrzebny, wydzwaniał tygodniami do prowadzącego go oficera, nachalnie narzucając się z propozycjami współpracy.

Zdemaskowane mity

Najbardziej interesujące w książce „Wałęsa. Człowiek z teczki” jest to, co autor – historyk trzymający się twardo dowiedzionych faktów – musi pozostawić niedopowiedziane. Nurtuje go sprawa Sierpnia ’80 roku i roli, jaką wówczas odegrał Wałęsa.

O tym, że władze traktowały go jako swojego do chwili zakończenia przezeń strajku, wiemy z różnych źródeł. Kim jednak był dla nich potem, gdy dzięki m.in. Annie Walentynowicz postanowiono kontynuować protest z żądaniem zalegalizowana Wolnych Związków Zawodowych? W stoczni potrzebny był przywódca, koniecznie robotnik.

„Lechu”, rozbiwszy strajk, zniknął, wrócił jednak do zakładu, gdzie znalazł się między młotem a kowadłem: zdenerwowanymi działaczami WZZ a czuwającą bezpieką. I stało się tak, że jego awanturze ze zwolennikami strajku zaczęła przysłuchiwać się grupka stoczniowców.

„Ludzie nie byli pewni, co się dzieje. Ktoś zaczął wpychać wodza na wózek, a inni zaczęli skandować jego imię. W tej sytuacji nie miał żadnego wyboru, jak chwycić za mikrofon i zacząć mówić” – te słowa świadka wydarzeń cytuje Cenckiewicz, dodając: „W takich sytuacjach nawet niewielka, ale dobrze zorganizowana grupa, która w sposób zdyscyplinowany wykonuje rozkazy, potrafi skutecznie sterować nastrojami i działaniami wielkich mas ludzkich. SB taką organizacją dysponowała. Czy jej użyła, by obsadzić i umocnić Wałęsę na pozycji lidera? Na pewno SB mogła znów być usatysfakcjonowana…”.

Kiedy już został wodzem „Solidarności”, tajemnicą poliszynela stały się jego obyczajowe ekscesy – schadzki organizowane przez kierowcę o podejrzanie dużych prerogatywach, Mieczysława Wachowskiego. Ich dokumentacja trafiła, jak podaje autor, w 1981 i 1982 roku do przedstawicieli Watykanu.

Gdy Wałęsa uwierzył po Sierpniu w swoją charyzmę, nadszedł czas wyrzucania z „S” osób mogących go zdemaskować. Wszak sam wyznał, że donosił, w chwili słabości lub z głupoty, m.in. Annie Walentynowicz, Joannie i Andrzejowi Gwiazdom i Kazimierzowi Szołochowi, autentycznemu przywódcy stoczniowego Grudnia. Zasługi tego ostatniego przypisał, rzecz jasna, sobie.

Znana skądinąd rozpaczliwa szamotanina przewodniczącego między władzą a kolegami z „S” staje się zrozumiała, gdy Cenckiewicz cytuje Stanisława Kanię, następcę Gierka: „Postępujmy ostrożnie, bo go obalą. (…) Wałęsa jest potrzebny (…). Stał się już instytucją i parawanem, za którym można manipulować ’Solidarnością’”.

Autor pisze o zagadkowych posunięciach „wodza”, takich jak próba nawiązania kontaktów z KGB w 1981 roku nad głowami władz PRL; o sprawach niby znanych, lecz nabierających w nieobciążonej aparatem naukowym książce mocniejszej wymowy: o wiernopoddańczym zachowaniu Wałęsy po 13 grudnia 1981 roku, gdy on był „gościem władz”, a tysiące działaczy „S” siedziały w więzieniach, wierząc, że „Lechu” się trzyma; o jego zobowiązaniach wobec aparatu przed zwolnieniem; o przyczynach wysłania pamiętnego listu do Jaruzelskiego od „kaprala Wałęsy”; o bezmiernym zdumieniu, że „S” jeszcze istnieje po przyjeździe z Arłamowa do Gdańska; o niechętnym stosunku do „radykała” bł. ks. Jerzego Popiełuszki. I wreszcie o rozbijaniu podziemnej „S” przez powoływanie struktur „nowej ’Solidarności’”.

Cenckiewicz celnie puentuje lata 80., mówiąc o holowaniu przez władze „wiernego neosolidarnościowego partnera z Matką Boską w klapie, z którym można było w przyszłości zawrzeć prawdziwą transakcję epoki – Okrągły Stół i bezkonfliktowe przejście z PRL do postkomunizmu”.

Lektura „Człowieka z teczki” pozostawia obraz krętacza chytrego na pieniądze, zdrajcy i mitomana wierzącego, że jest potomkiem cesarza rzymskiego Walensa z IV w. po Chrystusie. A nade wszystko człowieka opętanego strachem przed ujawnieniem prawdy o jego życiu.

„Jest prawda i półprawda”

Także o jego życiu sprzed ery „Lecha”. Autor sięga po świadectwa ludzi pamiętających młodego Wałęsę, chuligańskie wybryki na mazowieckiej wsi. Rozmawia ze świadkami tragicznej historii jego nieślubnego syna Grzesia, którego się wyrzekł; odnajduje „podmytą przez deszcze mogiłę” bez tabliczki z nazwiskiem. „Wiadomo tylko, że Wałęsa zainteresował się grobem, gdy został prezydentem, ale nie po to, by uczcić pamięć pierworodnego, tylko żeby ją zatrzeć” – pisze. Po co wyciągać te brudy – mógłby ktoś spytać. Autor tłumaczy, że sprawa syna „jest jeszcze jednym świadectwem kłamstwa III RP związanym z nieodkrytą do końca przeszłością Lecha Wałęsy”.

Przeciwstawiając się hagiograficznemu przesłaniu filmu Andrzeja Wajdy, Cenckiewicz kreśli obraz kombinatora rządzącego się w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Łachocinie jak na własnym podwórku. Ważne są te początki zawodowego życia byłego prezydenta, ponieważ wówczas ukształtowała się jego „socjalistyczna mentalność, przeniesiona na postawę lat następnych, gdy miał realny wpływ na losy państwa”. To z tamtych czasów wyniósł przekonanie, że „jest mniejsze większe zło, jest prawda i półprawda, a nawet ćwierćprawda, pamięć może być niepamięcią, bo to, co było, może po prostu przestać istnieć, przeszłość można ukształtować w dowolny sposób, a za dokonywane wybory można nie ponosić odpowiedzialności”.

Obrońca postkomuny


Ten, któremu czasem roi się, że w pojedynkę „obalił komunizm”, oczekuje świadectwa moralności od Jaruzelskiego i Kiszczaka, umawia się z dawnymi ubekami, szukając pomocy – jak to uczynił w czerwcu 2008 roku, spotykając się na lotnisku im. Lecha Wałęsy z mjr. Jerzym Frączkowskim, u którego UOP znalazł w 1993 r. mikrofilmy z tysiącem stron dokumentów obciążających „ikonę”. Jego paniczny lęk potęguje świadomość, że materiały kompromitujące czekają gdzieś na półkach w instytucjach obcych państw, m.in. w Moskwie.

Dlaczego „sprawy Wałęsy” nie można odłożyć ad acta? Bo jako prezydent „gwarantował osłabionej Moskwie geopolityczne status quo, deklarując, że Polska nie będzie zgłaszać swoich proatlantyckich aspiracji”. Bo wymyślił NATO-bis, a on i jego wiceminister obrony Bronisław Komorowski „fraternizowali się z najbardziej gorliwymi oficerami stanu wojennego”. Bo, wreszcie, obalenie przezeń rządu Jana Olszewskiego miało „swój kontekst interesu rosyjskiego i postsowieckiego w wojsku polskim”, a ze swojego gabinetu „uczynił rodzaj urzędu grupującego takich jak on byłych, wszelkiego rodzaju agentów komunistycznych”.

Koniec końców, pisze Cenckiewicz, „spełnił wyznaczoną mu przez Jaruzelskiego rolę obrońcy postkomunizmu”. Ile nieszczęść ściągnął na Polskę? Jakie decyzje wagi państwowej podjął w interesie ochraniających go służb? Co zrobił pod presją grup biznesowych o ubeckim rodowodzie? Ten, kto podjął się pracy nad rozwikłaniem kłamstwa, któremu na imię „Wałęsa”, uchylił drzwi do prawdy o III RP.

Od poprzednich publikacji dotyczących roli „Bolka” w historii Polski od Grudnia ’70 ta różni się lekką, publicystyczną formą. Tym, którym zabraknie w niej aparatu naukowego, przypomnieć wypada, że autor ma prawo formułować twierdzenia obalające oficjalną wersję biografii Lecha Wałęsy i identyfikować go jako bezpieczniacką wtyczkę i donosiciela, bowiem źródłowe dowody potwierdzające ten fakt zawarł w obszernej książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, wydanej wspólnie z Piotrem Gontarczykiem przez IPN w 2008 roku.

Historyk obnażający Wałęsę mimo wszystko współczuje mu. „Nawet ten nieszczęśnik może któregoś dnia przemówić ludzkim, szczerym, własnym głosem. Gdy odejdą Jaruzelski i Kiszczak, ’ikona’ może poczuć się wolna od zagrożenia z ich strony. Może więc któregoś dnia zrobi nam niespodziankę. Bo przecież póki człowiek żyje, żyje z nim jego sumienie…”.






-------------------------------------------------------------

Sławomir Cenckiewicz, Wałęsa. Człowiek z teczki, Poznań 2013 Książkę Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa. Człowiek z teczki” (Poznań 2013) można nabyć w księgarniach „Naszego Dziennika”: – w Warszawie, al. Solidarności 83/89, tel. (22) 850 60 20, – w Krakowie, ul. Starowiślna 49, tel. (12) 431 02 45.

Księgarnia w Krakowie prowadzi także sprzedaż wysyłkową. Zamówienia można kierować na adres e-mail: zamowienia@naszdziennik.pl

KOMENTARZ




Wałęsa. Człowiek z teczki
Sławomir Cenckiewicz

Tak demaskatorskiej książki o Lechu Wałęsie jeszcze nie było! Ostry, odkrywczy i nowatorski publicystyczno-historyczny pamflet będący odpowiedzią na zalew kłamstwa o „naszej ikonie”. Kontrapunkt do filmu Andrzeja Wajdy!
Tym razem Sławomir Cenckiewicz - popularny historyk, znany dotąd z opasłych i naukowych tomów, wspiął się nawyżyny publicystyki i napisał wreszcie książkę bez przypisów, w przystępnej formie odsłaniającą nowe i skrywane fakty. Wałęsa. Człowiek z teczki to jaskrawa prawda o esbeckich źródłach mitu Wałęsy. To oskarżenie elit III RP -okrągłostołowego sojuszu nomenklatury z jej agentami i „pożytecznymi idiotami” - o sprzeniewierzenie się i poniżenie narodowego ruchu „Solidarności”.
Wolisz prawdę od kłamstwa? Czujesz sie oszukany przez tandem Jaruzelski-Wałęsa? Pozostajesz lojalny wobec Sierpnia '80 i idei „Solidarności”? Koniecznie przeczytaj prawdziwą książkę zamiast oglądać fałszywy film!





Moje motto: Nie ma skutku bez przyczyny.


Rolling Eyes





Robert Majka , Solidarność Walcząca Przemyśl, 23 listopada 2013 r
Kawaler KRZYŻA Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski,
Nr 452-2009-17 nadany 9 grudnia 2009 przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Radny Rady Miasta Przemyśla (2002 - 2006)

www.sw.org.pl
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7234.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988
http://tygodnik.onet.pl/35,0,14472,pierwsza_magdalenka,artykul.html
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5131
http://www.polityczni.pl/oblicza_stanu_wojennego,audio,51,4505.html
http://home.comcast.net/~bakierowski/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum