Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Postpolska, czyli "jaśni" i "ciemni"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Czw Lip 29, 2010 6:41 pm    Temat postu: Postpolska, czyli "jaśni" i "ciemni" Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9157,514533_Szczesny__Postpolska__czyli__jasni__i__ciemni__.html

Postpolska, czyli „jaśni” i „ciemni”
Jerzy Szczęsny 27-07-2010, ostatnia aktualizacja 27-07-2010 23:50

W imię pamięci o swoim bracie Jarosław Kaczyński powinien powrócić do zmodernizowanej koncepcji IV RP – pisze prawnik i publicysta
autor: Darek Golik

Jak powszechnie wiadomo, ludzie dzielą się na optymistów i pesymistów. Dziś optymiści odtrąbili pogrzeb IV RP (Sadurski, Wroński, Wołek), pesymiści natomiast mają w tym względzie niejakie wątpliwości, a najuczciwsi z nich mizdrzą się do nowego prezydenta, aby „dorżnął zarazę i ostatecznie zerwał z IV RP” (Żakowski). Kto ma rację? Odpowiedź wymaga kilku przypomnień.

Uczciwi bliźniacy

Nomenklaturowy kapitalizm z początków lat 90. zrodził kleptokrację, a afera Rywina była spektakularnym dowodem na degenerację państwa i polityki. Afera nie rozwinęła się należycie i nie pogrążyła ważniejszych od Rywina przestępców, gdyż jej bohater przyjął, że obowiązuje go omerta, a prokuratorzy III RP okazali się chłopcami na posyłki. Jednakże kwintesencją degeneracji państwa i polityki była inna drobna sprawa. Otóż dużo wcześniej urzędujący minister sprawiedliwości przepisał swoje mieszkanie na córkę i jako bezdomny wyłudził od państwa służbowe mieszkanie, które następnie wykupił za bezcen. Po ujawnieniu sprawy przez prasę nic się nie stało. Po prostu przyschła i rozeszła się się po kościach.

Rzecz w tym, że tej podobnych, drobnych aferek były w historii III RP tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. One właśnie stworzyły klimat, w którym nośne stało się hasło IV RP. Nośne i groźne, jeśli hipoteza o dziesiątkach tysięcy jest trafna. Groźne również dla samego projektu IV RP, gdyż jej zajadłymi przeciwnikami stali się od razu wszyscy o niezbyt czystych rękach.

Ich strach przed nowymi porządkami potęgowany był przez fakt, że demokratycznie wyniesionym do władzy „upiornym bliźniakom” – jak by ich nie opluwać i dezawuować – nie podobna było odmówić krystalicznej uczciwości. Dlatego wrogiem publicznym nr jeden w III RP był i pozostaje odsunięty na razie – popularny w narodzie na co dzień widzącym bezkarne kanty i oszustwa – Zbigniew Ziobro, a postulat czystych rąk polityków pozostaje jednym z głównych punktów dzielącego dziś Polaków programu IV RP.

Mit podziału

Polska nie jest podzielona na pół, gdyż dla każdego, kto umie liczyć, to pół Polski jest podzielone na pół, gdyż połowa Polaków nie głosuje. Jeśli coś jest w Polsce podzielone na dokładnie pół to Trybunał Konstytucyjny, który się waha, czy pozbawić mocy prawnej kompromitującą uchwałę Sądu Najwyższego sankcjonują ewidentne bezprawie i stawiającą Sąd Najwyższy III RP w rzędzie popleczników zamachu stanu z 13 grudnia. To na marginesie, bo sprawa jest fundamentalna i wymaga szerszego potraktowania.

Zatem, czy ta druga połowa, czy nawet te 40 procent, którzy nie głosują, to obywatele ukontentowani III RP? Czy przeciwnie, ich absencja przy urnie jest wynikiem niewiary w zmiany na lepsze przy którymkolwiek wyborze personalnym? Tu rodzima socjologia nie jest bezradna.

Drżącym głosem prof. Janusz Czapiński przyznał niedawno, że ponad 50 procent, tym razem ze 100, jest naturalnym elektoratem PiS. „I to się nie zmienia. Naprawdę!” – bije się w pierś. Tu ma rację. Polska przeglądająca się w socjologicznym lustrze jest w większości konserwatywna, katolicka, dumna ze swej polskości, usposobiona rodzinnie i patriotycznie.

Że to boli i przeraża byłych członków Towarzystwa Ateistów i Wolnomyślicieli, jest zrozumiałe. Ale, że red. Tomasz Wołek, który onegdaj wręczył gen. Augusto Pinochetowi ryngraf Matki Boskiej, obecnie po 10 kwietnia poczuł się „w atmosferze pogromu”, to już chyba przesada.

Chęć wykradzenia bogom ognia była zawsze uzurpacją. Porażka Prometeusza ludziom nie wystarczyła, więcej – niczego nie nauczyła. Nadal zatem usiłują unieważnić Boga. I nie czytają Dostojowskiego, który opisał tego konsekwencje. Gdy nie ma reguł wyższych ponad wolę człowieka, zło i cnota są przypadkiem lub kaprysem. Wtedy możliwe są sowieckie łagry, narodowosocjalistyczne krematoria, a dziś zjadanie z głodu własnych dzieci w komunistycznym raju Korei Płn.

Trochę patosu

Z tych patetycznych, ale i również bardziej pragmatycznych powodów IV RP powinna zwrócić się ku wartościom elementarnym. Tym, które legły u podstaw solidarnościowego buntu: wolności, prawdy i sprawiedliwości. Te trzy wartości w III RP są na oczach wszystkich reglamentowane.

Reglamentacja pierwszej z nich polega na arbitralnym i nieuprawnionym z żadnego dobrego powodu podziale na Polaków lepszych, tych warszawsko-krakowskich, rzekomo modernistycznie i europejsko usposobionych oraz tych gorszych, zaściankowych, ostatnio jakże nieodpornych na „mroczne wyziewy polskiego pseudomesjanizmu”. Ci lepsi uzurpują sobie prawo reprezentacji tzw. głównego nurtu, który utworzony już u zarania III RP marginalizuje, dezawuuje i wyszydza wszystko, co z nim nie płynie.

Spektrum przemocy ograniczającej wolność innych jest szerokie. Obejmuje ono także sterowane przez media, deprecjonowanie i szydzenie ze skali wartości współziomków, którym odmawia się równoprawnego ze swoim poglądu na świat. Skutkiem tej odmowy jest wykluczenie wzmacniane zinstytucjonalizowaną kpiną. Po 10 kwietnia rechot jakby trochę przycichł, gdyż pojawiły się objawy paniki i obawa, czy ten główny nurt nie jest aby zbyt często śmierdzącym ściekiem mającym swe źródła w okolicach Lublina.

Geneza konfliktu

Na pytanie, co ukształtowało arenę konfliktu polsko-polskiego, prawdziwa odpowiedź jest jedna – kłamstwo. A właściwie wiele kłamstw. Genetycznie pierwszym, pierworodnym było wmówienie obywatelom, że projekt Polski dla wszystkich ustalony w Magdalence przez niektórych, był jedynym możliwym i najlepszym. Po tym kłamstwie przyszły kolejne.

Jeżeli Adam Michnik publicznie – na zawstydzenie hitlerowskimi obozami koncentracyjnymi bijącego się w pierś za zbrodnie dziadów Niemca – reaguje uwagą, że i my, Polacy, mieliśmy także obozy koncentracyjne i przywołuje Berezę Kartuską, to jakakolwiek miara zostaje przekroczona. Potem już wolno wszystko i nic nie powinno dziwić.

A jednak dziwi, jak Władysław Bartoszewski, nestor polskiej przyzwoitości, zaświadczonej w jakże trudniejszych niż obecne czasach, obraża znaczącą część narodowej publiczności. Mimo wszystko dziwi, jak wybitny reżyser, nie pomny tego, że mówi to w kraju, który kolaborację ukarał szubienicą, sugeruje nikczemność tragicznie zmarłego prezydenta.

Co tu ma do rzeczy marny los Lavala? Otóż ma, bo Polak w Paryżu powinien pamiętać, że jego kraj kolaboracją z Hitlerem się nie zhańbił. Przekaz Andrzeja Wajdy był poza tym kłamstwem, bo reżyser nie poinformował Francuzów, że ich prezydent bez przeszkód bezpiecznie wylądował w Tbilisi godzinę przed przyjazdem samochodów z Lechem Kaczyńskim i innymi prezydentami. Co było zresztą politycznym celem całej intrygi.

Wobec kłamstw i niezałatwionych remanentów historii w IV RP będzie obowiązywało prawo odłożonego protestu. Dlatego i lustracja, i dekomunizacja przyjdzie. Tyle że może być bardziej bolesna i przyjdzie z najmniej spodziewanej strony. Lewica, kiedy sięgnie po prawdziwych antenatów – rozstrzelanego w Palmirach Niedziałkowskiego, zakatowanego w Rawiczu Pużaka, po Ciołkoszów i Zarembę – za pierwszy obowiązek uzna dekomunizację doktryny i dokładnie przejrzy biografię swoich protagonistów.

Ta powoli konstytuowana lewica zmyje z siebie kapepowską truciznę i uprzytomni sobie, że jakakolwiek obrona PRL jest moralnie chybiona, politycznie niecelowa, a Bierut, poprzez kolejnych sowieckich namiestników na Jaruzelskim kończąc, miał tyle wspólnego z troską o interesy prostych ludzi, co Józef Stalin z Mahatmą Ghandim.

Z końcem historii, podobnie jak z końcem polityki jest identycznie. Rzadko kiedy idiotyzm jest tak wyraźny. Dlatego w IV RP nie będzie żadnej rewolucji. Dzieło śp. Lecha Kaczyńskiego należy pieczołowicie kontynuować, nadając mu nowe impulsy.

Sędziwy mistrz Jerzy Hoffman, reżyser, którego zasługi w krzewieniu polskości obrazem filmowym są nie do przecenienia, kręci obecnie film o Bitwie Warszawskiej 1920 roku. Bitwie, w wyniku której Europa może się dziś cieszyć wolnością i dobrobytem. Bo, gdyby wówczas – kiedy w Bawarii i Berlinie już była zainstalowana komunistyczna agentura – Polacy przegrali, to pradziadowie Zapatero w Hiszpanii zaczęliby trochę wcześniej wieszać księży ku uciesze potomków Robespierre’a, którzy niedługo później nie chcieli umierać nie tylko za Gdańsk, ale przede wszystkim za Paryż. Wówczas Europę po Morze Śródziemne łatwo zalałoby nowożytne bolszewickie barbarzyństwo. Prawdopodobnie na długi, jeśli nie po wieczny czas.

Polityka historyczna

Dlatego powinnością IV RP będzie spłacenie długu, jaki ma Europa wobec Polaków tej Europy broniących. Ma obowiązek wystawienia łuku triumfalnego bohaterów Bitwy Warszawskiej. Bitwy, którą lord d’Abernon nazwał „18. decydującą bitwą w dziejach świata”, a którego książki wydanej podziemnym sumptem nigdy nie wznowiono w niepodległej III RP z powodu okrągłostołowej wersji polityki historycznej. A ta wyłącznie miała zawstydzać Polaków Jedwabnem, a nie wbijać w dumę Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata, rozmiarami Utajonego Miasta, w którym dziesiątki tysięcy uczestniczyło w ukrywaniu żydowskich współobywateli, czy zwycięską właśnie Bitwą Warszawską.

Polityka historyczna IV RP wymaga konsekwencji i wzmocnienia. Dziś, kiedy odzywają się dalekie echa Rapallo, kiedy nagle zapachniało gruzińską wersją Monachium, kiedy stoimy wobec współczesnego – jak arcysłusznie zauważył onegdaj Radosław Sikorski – gazowego tym razem wspomnienia paktu Ribbentrop-Mołotow, kołysanie europejską drzemką o wiecznym pokoju zostaje zakłócone.

U genezy IV RP będzie zatem również przesłanie do Europy i świata, że między Niemcami i Rosją istnieją spokojne, niesezonowe państwa zamieszkane przez nieagresywne narody i wśród nich jest Polska – z jej umiłowaniem wolności i honoru, wartościami, którym zaświadczała zawsze, odkąd sięga historyczna pamięć.

Wataha wiecznie żywa

Jarosławowi Kaczyńskiemu nie wolno odejść od linii i etycznego poziomu, które reprezentował jego krystalicznie uczciwy śp. Brat. I w imię Jego pamięci powinien powrócić do zmodernizowanej koncepcji IV RP zasadzającej się na republikańsko definiowanej polskości, która sprowadza się do kardynalnego twierdzenia, że moralność obywateli poprzedza modernizację państwa.

„Sprawiedliwość nie zatriumfowała. Nie ma co się dziwić, że szaleje korupcja i rośnie przestępczość, skoro miliony ludzi otrzymały lekcję: moralność nie popłaca” – stwierdziła na tych łamach wnikliwa obserwatorka III RP Anne Applebaum (notabene żona obecnego szefa MSZ, który bezskutecznie usiłował „dorżnąć watahę” IV RP).

W przyszłej IV RP odrzucona zostanie tzw. postpolityka, w jej wyniku bowiem powstała jakaś Postpolska, kraj, w którym istnieją – jak za PRL, tylko trochę inaczej – ci „jaśni” i ci „ciemni”, równi i równiejsi, a o tym, kto jest kim, decydują samozwańcze i dawno już zwietrzałe autorytety. Kraj, w którym zupełnie na poważnie odbyła się niedawno debata, czy funkcjonariusze SB mogą mieć emerytury wyższe od nauczycieli. Kraj, w którym nic nie hańbi.

Zatem o „dorżnięciu watahy IV RP” nie może być mowy. W III RP ona ulega bowiem naturalnej reprodukcji – płciowo, wegetatywnie, jeśli zajdzie potrzeba, to nawet in vitro. I mimo że manichejska dychotomia „swój-obcy” przybiera w polskich połajankach – bo przecież nie w debacie – ostrzejszą formę „wróg-przyjaciel”, a z oczu Niesiołowskiego wyziera czasem z bezsilności chęć sięgnięcia po semteks, to należy zachować spokój. Czego dał wyraz Tadeusz Mazowiecki na łamach „Wyborczej”, proponując Jarosławowi Kaczyńskiemu abdykację.

Jak powszechnie wiadomo, propozycja została odrzucona.

Autor jest prawnikiem. W latach 1963 – 1968 był seminarzystą profesorów Jerzego Wróblewskiego i Aleksandra Kamińskiego, a w latach 1978 – 1980 studentem Andrzeja Wajdy
Rzeczpospolit

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum