Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wspomnienia Jadwigi Chmielowskiej

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wspomnienia, Relacje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Lip 14, 2009 9:50 pm    Temat postu: Wspomnienia Jadwigi Chmielowskiej Odpowiedz z cytatem

Wielu przyjaciół i znajomych nie tylko zachęca mnie do pisania wsponień ale wręcz tego żąda. Uległam namowom, choć czasu mam tak mało pochłonięta bieżącymi sprawami i pracą zawodową. W tym cyklu bedą zarówno opublikowane już teksty jak i nowe. Postaram sie każdego dnia coś napisać.

JEDEN DZIEŃ W GRUZJI

Piękny pogodny dzień – w Gruzji już wiosna w pełni. 20 kwietnia 91r. wraz z gruzińskimi przyjaciółmi wyruszyłam do Cchinwali.

Południowa Osetia – termin i autonomia zostały wymyślone przez Lenina. Osetyjczycy jak i Ormianie, i Azerowie osiedlali się w Gruzji głównie w poszukiwaniu pracy. Duża fala emigracji osetyjskiej przybyła w XIX w., po zniesieniu w Gruzji pańszczyzny w 1864 roku. Obecnie mieszka tu 160 tys. Osetyjczyów, w tym 50 tys. w tzw. Jużnoj Osetii, 500 tys. Ormian, 360 tys. Azerów.

W 1920 r., gdy Gruzja walczyła z agresją turecką, bolszewicy wywołali zamieszki we wsi Roki zamieszkanej przez Osetyjczyków. Usiłowali wzniecić powstanie antygruzińskie. Ordżonikidze, obok Berii i Stalina czołowy gruziński komunista, zorganizował w marcu 1920 r. fikcyjny rząd tzw. Jużnoj Osetii. Wieś Roki ogłosiła przyłączenie Płd. Osetii do ZSRS. Gruzińskiej armii udało się jednak opanować sytuację. W 1921 r. bolszewicy powtórzyli scenariusz prowokacji. Tym razem posłużyli się Azerami, którzy wezwali na pomoc krasnoarmiejców. 11 Armia pod dowództwem Ordżonikidze w 1921 r. położyła kres trzyletniej niepodległości Gruzji. Lenin i Ordżonikidze dotrzymali przyrzeczenia danego Osetyjczykom w zamian za antygruzińskie powstanie. W 1924 r. część ziemi gruzińskiej pod nazwą Osetia Płd. otrzymała autonomię i 1 mln rubli na oczyszczenie ziemi z Gruzinów, co odbyło się głównie przez wymordowanie w niektórych przypadkach całych wsi.

Bomba z opóźnionym zapłonem zawsze może przydać się sowieckiej władzy. Minęło 70 lat i znów Kreml gra kartą osetyjską. Autonomiczna obłast (województwo) ogłosiła się Republiką Autonomiczną i zażądała wyłączenia z Gruzji i przyłączenia do ZSRS. Do wybuchu konfliktu przyczyniła się również polityka okrągłego stołu i Zwiada Gamsachurdii. W tak ciężkiej dla Gruzji sytuacji politycznej błędem było cofanie autonomii obłasti i wypowiedź samego Z. Gamsachurdii na wiecu (wg oświadczenia uczestników mityngu) w Cchinwali: „Tak was urządzimy, że przez góry uciekniecie do Osetii”.

W Płn. Osetii w broń zaopatrywali się zarówno Osetyjczycy, jak i Gruzini. Dopóki teren kontrolowali Mhedroni (tj. do jesieni 1990 r.), którzy rozbrajali bojówki osetyjskie i gruzińskie, konfiskowali całe transporty broni na granicy z Płn. Osetią, dopóty sytuacja była mniej więcej stabilna. Po wkroczeniu gruzińskiej gwardii i uzbrojonych oddziałów gruzińskich „bojowników” Mhedroni wycofali się z cchinwalskiej obłastii w obawie przed prowokacją ze strony Gamsachurdii. W lutym br. 67 osób z Organizacji Mhedroni zostało aresztowanych, łącznie z przywódcą Dżabą Joseliani. Dziś na drodze do Cchinwali stoi sowiecki BTR (samochód opancerzony).

Przed płytami betonowymi na drodze zostawiliśmy samochód i żołnierzom przy BTR zgłosiliśmy chęć przejścia linii demarkacyjnej. Młody Polak z Litwy na wieść, że przyjechała Polka, szybko podszedł do mnie. Mundur khaki, zielone i różnokolorowe cętki, zdradza formację. Do końca służby zostało naszemu rodakowi jeszcze pół roku. Unikał rozmowy o tym, co się tu dzieje. Nawet na pytanie, czy ciężka służba, odpowiedział „normalna”, tylko gorzko się uśmiechnął. Pytał o Wilno, o Polskę. Przez chwilę mógł oderwać się od koszmarnej rzeczywistości, od munduru, BTR... Mógł mówić w rodzinnym języku, tu, tysiące mil od domu, na linii frontu.

Przed budynkiem posterunku gruzińskiej milicji, ok. 100 m przed sowieckim BTR, kilkuset Gruzinów dniem i nocą oczekuje na informacje o bliskich. 8 wsi gruzińskich jest odciętych od świata od trzech miesięcy. Wielu zakładników po prostu zamordowano. Były przypadki spalenia żywcem nawet w samej Cchinwali.

Gruzińscy milicjanci wylegitymowali się przede mną. Przejechali wiele kilometrów, by dowiedzieć się o los swoich bliskich kolegów z rustawskiej milicji, st. porucznika Guszaraszwili i kapitana Sogii, aresztowanych w Cchinwali. Sankcję wydał prokurator Puchajew. Prosili, bym spytała o ich los i o co są właściwie oskarżeni.

Mój przyjaciel, wynajęty oficjalnie jako tłumacz, został rozpoznany przez Osetyjczyka jako Gruzin i ostrzeżony, że w Cchinwali czeka go śmierć. Od Gruzinów oczekujących przy linii frontu dowiedziałam się, że ten Osetyjczyk wielokrotnie przekracza linię demarkacyjną przewożony przez krasnoarmiejców wraz z dziennikarzami. Sytuacja zaostrzyła się. Zostawiliśmy u kierowcy wszystkie nasze dokumenty, jedynie paszport mój i Gruzina zostawiłam w swojej torebce. Przekazałam wraz z instrukcją numer telefonu konsulatu polskiego w Kijowie na wypadek, gdybym w ciągu dwóch dni nie wróciła. Ostentacyjnie mówiłam do Gruzina po polsku. Ustaliliśmy fikcyjną sumę, za którą go wynajęłam jako tłumacza i ochronę – w razie aresztowania może się przydać. Wreszcie oczekiwany samochód przyjechał i znów „nasz” Osetyjczyk postarał się, bym ja weszła do samochodu, a mój tłumacz został z braku miejsca. Szybka decyzja – wysiadam, samochód odwiezie Amerykanina i Holendra wraz z tłumaczami i przyjedzie jeszcze raz po mnie.

Minęliśmy gazikiem wojsk wewnętrznych linię demarkacyjną, przejechaliśmy most, za nim barykady z bloków cementowych. Obok kierowcy żołnierz – Mołdawianin z utęsknieniem oczekuje na koniec służby, lecz na pytanie, czy mu ciężko, odpowiada wymijająco, tak jak spotkany wcześniej Polak.

W centrum Cchinwali tylko obecność wojska i BTR w pobliżu Komitetu KPZS, gdzie mieści się sztab, świadczy o sytuacji. W budynku Komitetu Wojewódzkiego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego mieści się również „Adamon Nichas” – Narodowe Forum Osetyjskie. W zastępstwie przewodniczącego Alana Czoczijewa na konferencji prasowej wystąpił Koczijew. Podawał przykłady bestialstwa Gruzinów. Całą odpowiedzialnością za wydarzenia obarczył władze w Tbilisi.

Nie wiem, czemu przypisać szczególne zainteresowanie Koczijewa i pułkownika wojsk wewnętrznych nami, a nie Amerykaninem i Holendrem. Na lotnisko odwoził nas sam Koczijew. Pułkownik w wieku ok. 50 lat, wysportowany, w mundurze khaki, zaprosił do helikoptera. Omonowskim helikopterem lecieliśmy (10 dziennikarzy i 10 żołnierzy) ok. 15 min. Kilka kółek zrobiliśmy nad spaloną wsią, w której nie ocalał ani jeden dom. Tylko Kaukaz z wysokości swych szczytów spoglądał na wszystkich i wszystko z politowaniem. W dole, w wymarłej na pierwszy rzut oka wsi, wokół domów kwitły drzewa. Był to szok, kontrast. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że oto ja, Polka, po przeszło 8 latach podziemia, i mój przyjaciel Gruzin, były więzień polityczny i jedna z czołowych postaci opozycji gruzińskiej, lecimy sobie jakby nigdy nic omonowskim samolotem z ochroną wojsk KGB. Surrealizm czy po prostu Związek Sowiecki?

Wylądowaliśmy ok. 10 minut marszu od wioski. Trzech żołnierzy z przodu, trzech z tyłu i czterech po bokach, karabiny gotowe do strzału. Tak wkroczyliśmy do wsi. Niemal wszyscy mieszkańcy przybiegli nam na spotkanie. Rano wrócili do wsi, by rozpocząć prace wiosenne. Domy bez okien, wybite szyby, w niektórych wyrwane framugi, większość budynków bez dachów.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wioska jest przygotowana na nasze przybycie. Próbowałam nagrywać na magnetofon rozmowy z przypadkowymi mieszkańcami. Dwie kobiety zaczęły krzyczeć, że im nie wolno udzielać wywiadów, bo słabo mówią po rosyjsku. Tylko jedna kobieta i mężczyzna po pięćdziesiątce – nauczyciel – opowiadali ze szczegółami, co tu się wydarzyło. Oskarżali mieszkańców sąsiedniej wioski – Gruzinów – o rzeź. Zaniepokoiło mnie to, że kilku mieszkańców dopuszczonych do rozmowy z dziennikarzami używało słownictwa z nowomowy propagandowej: „grupy nieformałów” itp. Coraz bardziej utwierdzałam się w przeczuciu, że biorę udział w spektaklu przygotowanym przez OM ON i wojska wewnętrzne. Postanowiłam więc urządzić spontaniczny mityng. Głośno wyraziłam swoją opinię o przyczynie konfliktu, gdy oświadczyłam, że Moskwa za pośrednictwem Tbilisi urządziła tę masakrę. Moja krytyka polityków okrągłego stołu i Gamsachurdii oraz emocje zebranych, które wzięły górę, sprawiły, że sytuacja wymknęła się spod kontroli reżyserów wycieczek dla dziennikarzy. Okazało się, że wszyscy znają język rosyjski i w gruncie rzeczy orientują się, że są marionetkami. Padło nawet stwierdzenie, że to nie tylko ich tragedia, lecz gruzińska także. Podszedł do mnie starszy człowiek, około sześćdziesiątki, bardzo biednie ubrany. Mówił cicho, tak, by nikt nie słyszał: „Moja żona jest Gruzinką, dwaj jej bracia zamordowani zostali przez Osetyjczyków, dwaj moi cioteczni bracia zginęli z ręki Gruzinów, czy ja mam teraz zabić żonę, którą kocham, czy ona mnie? Ta wojna, prawdę Pani powiedziała, potrzebna jest Moskwie, nie nam. Musimy dogadać się z Gruzinami, póki nie jest za późno. Dziękuję, że Pani przyjechała. Cieszę się, że mimo rzezi są Gruzini, którzy chcą z nami rozmawiać, u nas też są tacy, co pragną zgody. Niech Bóg Pani pomoże. Pani nas rozumie. Sowieci odejdą, a my będziemy na wieki żyć obok Gruzinów. To nasza wspólna tragedia, że nie jesteśmy razem.”

Młody porucznik wojsk wewnętrznych w zielonym mundurze rozpoczął rozmowę. Gdy dowiedziałam się, że jest Ukraińcem zaczęliśmy rozmawiać w swoich rodzinnych językach, on po ukraińsku, ja po polsku. Na pożegnanie poczęstowano nas winem, serem i jabłkami. Wsiadając do helikoptera byłam pewna, że moja ocena sytuacji jeszcze sprzed przyjazdu do Osetii nie uległa zmianie. To nie Gruzini napadali na Osetyjczyków, a Osetyjczycy na Gruzinów. To Kreml przygotował scenariusz, który bezwiednie realizowany jest niemal dokładnie przez obie strony konfliktu. Zdałam sobie sprawę, jak trudno jest pokrzyżować plany całej sowieckiej machiny, która przez dziesięciolecia pracowała tylko nad tym, jak utrzymać władzę. Dla Sowietów nawet miliony ofiar są bez znaczenia.

W Cchinwali zaproponowano mi pozostanie przez kilka dni. Propozycja spotkań nieformalnych, zarówno ze strony przywódców osetyjskich, jak i wojsk wewnętrznych. Kolejny krok w kierunku rozmów w celu zakończenia konfliktu opozycja gruzińska wykonała. Teraz, niestety, jak stwierdził Koczijew, jest za wcześnie na rozpoczęcie rozmów, gdyż emocje po obu stronach mogą spowodować, że ci, którzy zaczną rozmawiać, zostaną przez obie strony okrzyknięci zdrajcami. Dzień przed naszym przyjazdem młoda Osetyjka została zastrzelona przez wojsko tuż po godzinie policyjnej, gdy z chłopakiem wracała do domu. Gdyby nie trzecia siła – nie byłoby tego konfliktu lub dawno by się zakończył. Później na rozmowy może być za późno.

Dla mojego przyjaciela Gruzina pozostanie na noc w Cchinwali było niebezpieczne. Koczijew również ostrzegał. Ja mogłam zostać, lecz wtedy mój przyjaciel nie zostawiłby mnie samej. Nie mogłam narażać jego życia, tym bardziej, że mamy zaproszenie przywódców osetyjskich i w każdej chwili możemy tam znów pojechać.

I znów prywatnym samochodem osetyjskim dojechaliśmy w pobliże BTR, pieszo przez linię demarkacyjną i dalej gruzińskim samochodem prosto do Tbilisi. Przed wjazdem do Tbilisi zostaliśmy zatrzymani przez gwardię. To rutynowa kontrola – poszukują broni. Gdy weszliśmy do mieszkania, z oddali słychać było strzały. Nad Tbilisi zapadła noc.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Wrz 21, 2009 9:03 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolportaż

W czasie strajku w sierpniu 1980r do Huty Katowice przyjechali doradcy Wiesław Chrzanowski i Władysław Siła Nowicki. To oni zaproponowali by naszym doradcą był Janusz Krzyżewski. Przyjeżdżał on dość często do MKZ-tu, lecz w czasie gotowości strajkowej w marcu przysłał w swoim imieniu Jana Łopuszańskiego. Miał nie tylko doradzać ale pomóc w redagowaniu tekstów i organizacji strajku generalnego. Już w drugim dniu oznajmił, że ma żonę w ciąży i się o nią martwi, więc musi wracać do Radomia, bo nie wiadomo czy nie będzie konfrontacji z władzą. Zaproponowałam ściągniecie jej na Śląsk, bo tu przecież bezpieczniej i łatwiej się ukryć niż w małym Radomiu. Zgodził się. Pojechał po nią swoim samochodem Krzysztof Barcikowski mój kolega z Instytutu Systemów Sterowania i przywiózł do mojej mamy. Mama szukała dla niej wśród kolegów z AK ze Stanisławowa jakieś kryjówki. Niestety Łopuszański kilka dni później tuz przed strajkiem ostrzegawczym stwierdził, że jest odpowiedzialnym ojcem rodziny zabrał żonę i wrócił do Radomia. Doszło miedzy nami do ostrej wymiany zdań. Powiedziałam mu, że ja też jestem mężatką, mam starą matkę i jestem jedynaczką a nie tchórzę jak on. Jeśli wyjedzie to niech pamięta, ze zawsze będę opowiadać jak uciekł w popłochu ze strajku. Jacek Jagiełka miał od lat 70-tych kontakty z ROPCiO, więc udało mu się ściągnąć do Katowic Andrzeja Czumę. Byliśmy bardzo zadowoleni. Człowiek z takim wspaniałym doświadczeniem i w dodatku prawnik. A. Czuma zaczął wydawać dziennik WIADOMOŚCI KATOWICKIE. Współpracowali z nim stale Ania Hebrowska i Zbyszek Mądzelewski i dorywczo jeszcze inne osoby.
Powstał problem kolportażu. Dotąd wydawaliśmy tygodniki więc do czytelników trafiały na bieżąco, kilkudniowe opóźnienia nie były problemem. Dziennik musiał się rozchodzić każdego dnia.
Po gotowości strajkowej w marcu miałam dobrze opracowana siatkę informacyjną w miastach. Postanowiłam to wykorzystać. Paczki z prasą wysyłane były pociągami. Na kolejnych stacjach na perony wychodzili członkowie jednej z komisji zakładowej w danym mieście i odbierali przesyłki. Potem w ciągu dnia zgłaszały się do nich Komisje zakładowe ze wszystkich zakładów w danej miejscowości. Było to bardzo uciążliwe. Więc ktoś wymyślił by zobowiązać do odbioru prasy z peronów „Solidarność” kolejarską. Nareszcie zajęli się tym fachowcy i znowu myśleli jak usprawnić pracę. Pewnego dnia przyjechał kolejarz ( niestety nie pamiętam nazwiska, wiem że był potem na emigracji w Danii, spotkałam się z nim pod koniec lat 90-tych w Chorzowie) z przewodniczącym swojej Komisji „S” i zajął się tym profesjonalnie. Codziennie późnym wieczorem przyjeżdżał do MKZ-tu na Stelmacha, wypełniał dokumenty przewozowe i dzięki nim prasa czekała spokojnie na dworcach a nie trzeba jej było odbierać od drużyny konduktorskiej o 5 czy 6 rano. Wszyscy byli zadowoleni. W rozdziale prasy na miasta pomagali młodzi chłopcy z KPN i RMP. Ładowali do naszego samochodu służbowego marki Nysa i potem pomagali roznosić na perony. Pomiędzy godziną 4 a 6 rano obsługiwane były kierunki: Pyskowice, Bielsko-Biała, Tarnowskie Góry, Rybnik, Zawiercie, Wolbrom (Olkusz). Z okolicznych miejscowości nie położonych na trasie, Komisje Zakładowe dojeżdżały niekiedy autobusami po prasę do najbliższej stacji kolejowej i zabierały gazety dla całego miasta. Ta forma kolportażu przetrwała do stanu wojennego. W Zarzadzie Regionu Śląsko-Dabrowskiego, czyli po wyborze Waliszewskiego byłam u przewodniczącego "podpadnięta" jako człowiek Rozpłochowskiego. Dziełanie kolportazu wspomógł Tadek Buranowski. On miał wielkie uznanie wśród młodych KPN-owców. Powiedział krótko: "Chmielowska z tą całą prasą sama, bez Was nie da rady, więc do roboty! Gorczyca, członek Prezydium, nie dezorganizował mi pracy i dbał o to by kolportaż sprawnie funkcjonował. Taka forma kolportażu wyłoniła się z doświadczeń strajkowych. W opracowanej przeze mnie sieci łączności wytypowane były zakłady odpowiedzialne za struktury w mieście. Miały przygotować łączników na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego, wyłączenia telefonów itp. Różnie z tym bywało ale przynajmniej odbiór prasy konsolidował miasta, członkowie KZ poznawali się osobiście.
Oczywiście można było też przyjechać do MKZ-tu bezpośrednio po odbiór prasy. Dość dużo indywidualnych czytelników przychodziło po 1-5 egzemplarzy. Zakłady katowickie odbierały prasę z ul. Stalmacha.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Czw Wrz 24, 2009 9:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Strajk marzec 1981.

Zarząd MKZ Katowice podjął decyzję przeniesienia siedziby MKS, w który przekształciłby się po ogłoszeniu strajku, do Huty Baildon. Zadecydowało jej położenie praktycznie w centrum Katowic przy jednej z głównych ulic miasta prowadzącej do Chorzowa. Linia tramwajowa i autobusowa umożliwiała sprawną komunikację. Po drugiej stronie jezdni znajdowała się kopalnia „Gottwald”. Miejsce więc strategicznie wymarzone. Tory kolejowe z Huty przecinały główną ulicę, można więc było w razie strajku czy ataku na MKS zatarasować jedną z dróg przelotowych Bytom – Warszawa. W czasie strajku ostrzegawczego tak się właśnie stało. Wyjechał pociąg z wlewkami i stanął poprzek ulicy. Oczywiście kierowcy samochodów osobowych byli kierowani na objazd, ruch był zresztą nieduży – wszyscy strajkowali swoich zakładach pracy. Karetki pogotowia i straż pożarna zostały powiadomione o braku przejazdu obecną ul. Chorzowską.

W siedzibie Zarządu przy ul Stelmacha zostali jedynie dyżurni. Mieli oni zabezpieczać budynek, prowadzić kolportaż dla mieszkańców Katowic i informować, gdzie znajduje się Komitet Strajkowy. Część druku odbywała się nadal na Stelmacha.

Zarząd powierzył mi zorganizowanie łączności strajkowej. Zbudowałam siatkę obejmującą wszystkie zakłady pracy zarejestrowane w MKZ-cie Katowice. Do budowy siatki wykorzystałam umiejętności zdobyte w czasie studiów na Wydziale Automatyki i Informatyki Politechniki Śląskiej. Struktura była terytorialna. Informacja z Komitetu Strajkowego biegła do dwóch zakładów w każdym większym mieście. Zakłady były tak powiązane by dostawały też informacje z trzech kierunków. Z większych miast codziennie przyjeżdżali łącznicy na wypadek przerwania łączności telefonicznej i teleksowej. Kilka zakładów w danym mieście dostawało też informacje z innych miast. Siatka łączności telefonicznej była zdublowana siatka łączności teleksowej. Bardzo szybko do naszej sieci zaczęły podłączać się zakłady zarejestrowane w MKR Jastrzębie. Po kilku dniach strajkowy serwis informacyjny MKZ Katowice docierał już w zasadzie do wszystkich zakładów pracy województwa. Pracowaliśmy w trzy osoby przy telefonach i koordynacji Anna Hebrowska, Andrzej Czekaj z Chorzowa i ja. Za obsługę przygotowanej przeze mnie siatki teleksowej odpowiadał inżynier łącznościowiec Tadeusz Żuczkiewicz z synem (przebywa na emigracji w USA). Pracowały tam też maszynistki, więc kilka teleksów dzień i noc wysyłało informacje. Pewnego dnia zgłosił się do mnie członek Komisji Zakładowej Elektrowni Łagisza. Zaproponował, że w razie strajku i odcięcia łączności możemy wykorzystywać WCz. (wysoką częstotliwość), czyli łączyć się liniami energetycznymi. Powierzyłam im opracowanie takiej siatki opartej na elektrowniach i hutach. Kopalnie miały też łączność tzw. "węglówką”, kolej swoje linie telefoniczne, więc nie było tak źle. Pracowaliśmy dzień i noc. Bez snu prawie tydzień. Anka dostała zapalenia spojówek, zapomniała zdjąć szkła kontaktowe. Przyjechała z domu na chwilę do pomocy została do końca. Spaliśmy później na zmianę, po godzinie, na podłodze w śpiworach. Nie czuliśmy nawet, że łącznicy przybywający z miast potykają się o nas. Ochrypliśmy potwornie. Pewnego dnia drzwi się otwierają i wchodzi moja mama. Byłam zaskoczona, bo żeby dostać się do Komitetu Strajkowego trzeba było uzyskać przepustkę. Mama weszła bo pokazała swój dowód osobisty – Jadwigę Chmielowską przepuszczono. Dopiero jak zaczęła pytać na terenie Huty o siedzibę Komitetu Strajkowego wzbudziła zainteresowanie. Jeden z pracowników przyprowadził ją do mnie. Mama myślała, że jednak strajk się odbędzie. Nie było wiadomo jak zachowa się władza. Przyszła być może pożegnać się z córką. Kilka razy weszłam do głównej sali KS. Atmosfera była bojowa. Niektórzy śpiewali piosenki antykomunistyczne, najbardziej podobały mi się antyrosyjskie. Kawałek wolnej Polski. Ja niestety nie miałam na to czasu. Nawet jadłam w pokoju. Drzwi nasze były zamknięte a na drzwiach lista, krótka osób upoważnionych do wejścia. Prosiła wtedy Baronowska, że jak ma tyle młodzieży z KPN to niech pogoni ich do roboty, niech pokurierują do miast z prasą, pomogą pisać na teleksach a w zasadzie wykręcać numery teleksowe i puszczać tasiemki już wyperforowane. Wtedy poznałam niezwykle ofiarnego młodego człowieka z KPN. Pracował później u mnie w kolportażu. To on przekazał mi informację od oficera LWP o zamiarze wprowadzenia stanu wyjątkowego. ( Twarz stoi mi przed oczyma – nazwiska nie pamiętam).
Zgłosił się do mnie jeden z pracowników Huty. Powiedział, że chce mi coś pokazać. Miałam zakaz opuszczania siedziby komitetu strajkowego, gdyż ze względu na charakterystyczną barwę głosu miałam potwierdzać telefonicznie ogłoszenie strajku lub jego odwołanie. Powiedziałam tylko Jackowi Jagiełce, że wychodzę z budynku ale będę na terenie Huty. Rozpłochowskiego bałam się zawiadamiać a nuż się nie zgodzi.
Dwóch pracowników huty ( pokazali przepustki) powiedziało mi, że jest połączenie pod szosą między Hutą Baildon a KWK „Gottwaldt”. Jest wprawdzie zamknięta krata na kłódkę, ale właśnie zmienili kłódkę i mają do niej klucze. Powiedzieli, że dogadali się z kolegami z kopalni i odbiorą nas po drugiej stronie. W razie pacyfikacji mogę wziąć Rozpłochowskiego Jagiełkę i najważniejsze osoby z łączności i przeprowadzą nas bezpiecznie. Z Kopalni „Gottwaldt” można było wyjść szybem „Kleofas”. Powiedzieli mi, że za zorganizowanie tej łączności bezpieka mnie nienawidzi i nie mogę wpaść w jej łapy. Trzeba też będzie kontynuować walkę.”
To informacja nasunęła mi pomysł opracowania planów strajkowych dla całego województwa. Zamówiłam u Staszka Aloszko i Krysi Blachaczek (Komisja Zakładowa Geodezji, byli w stanie wojennym przepytywani czy nie dostarczyli Chmielowskiej planów) bardzo szczegółowe mapy geodezyjne miejscowości i zaczęłam zaznaczać duże zakłady pracy – huty, kopalnie. Próbowałam tez dowiedzieć się, które kopalnie są pod ziemią połączone i którymi szybami można wyjść.
Wtedy byłam przekonana, że wola walki w przywództwie „Solidarności” jest. Nad tymi planami pracowałam jeszcze jakiś czas po strajku. Niestety nie zostały nigdy ukończone. 12 grudnia 1981r dałam je Buremu – wiceprzewodniczącemu ZR Śl-D NSZZ„S’. Powiedziałam że nie są jeszcze skończone ale już cos jest. Nie byłam przez Waliszewskiego przewidziana do strajku w głównej siedzibie MKS-u tylko skierowano mnie do KWK „Dymitrow” w Bytomiu. Nie znałam ani Komisji Zakładowej ani miasta, bo to był były MKZ Bytom Cierniewskiego( tw Cierń).
Gdyby ten strajk w marcu się odbył, historia moim zdaniem potoczyłaby się inaczej. Wtedy byliśmy świetnie przygotowani. Wola walki olbrzymia. Dostawaliśmy nawet uchwały POP PZPR solidaryzujące się ze strajkiem. Rosjanie by nie wkroczyli ( dokumenty ujawnione przez W. Bukowskiego w książce „Moskiewski Proces”) i Polska poszłaby swoja drogą. Rok 89 nastąpiłby w 1981r. Wtedy jeszcze, być może okrągły stół miałby jakikolwiek sens. Sytuacja bowiem zmieniać się zaczęła w Rosji błyskawicznie od 1986r.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Lip 01, 2011 9:37 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

SPRAWA MIELEWCZYKA

W listopadzie 1988r. skręciłam nogę w kostce zbiegając z Oźnej. Śpieszyłam się na autobus do Żywca. Dotarłam z opuchniętą nogą do Szpitala Górniczego w Sosnowcu. Tam pracował Krzysztof Ślaski. Był wprawdzie stomatologiem ale dla podziemia szefem służb medycznych dla ukrywających się. Zapakowano mnie w gips i z mokrym jeszcze tylko owiniętym plastikowym workiem pojechałam do Wrocławia na posiedzenie Komitetu Wykonawczego „SW”. Byłam umówiona też z Romanem Zwiercanem na wizytę w Trójmieście. Pomimo tego, że skakałam na kulach bo uczyłam się dopiero chodzić, pojechałam na Wybrzeże. Jednym z punktów programu było spotkanie z Markiem Czachorem, synem Ewy Kubasiewicz. Późnym popołudniem ( było już prawie ciemno) Roman Zwiercan przekazał mnie w umówione miejsce . Przechodziłam wprawdzie jakimiś podwórkami ale na kobietę z gipsem nikt specjalnie uwagi nie zwracał a na pewno nie podejrzewał jej o terroryzm i obalanie siłą ustroju w PRL. Spotkanie odbyło się w kamienicy na parterze. Duże przedwojenne mieszkanie, dawno nie remontowane oświetlone tylko wolnostojącą lampą urywało wiele szczegółów. Ściany żółte, latami nie malowane były już ciemne i miały bardzo ciekawy odcień. Marek Czachor przedstawił mi swoją żonę Magdę. Nie była obecna podczas całej rozmowy, przygotowała herbatęi pełniła role gospodyni. Właścicieli mieszkania nie było w domu. Najważniejsze jednak tematy omawialiśmy wspólnie. Magda podawała więcej szczegółów. Marek powiedział mi, że kilka osób chce przystąpić do SW i poprosił o przyjęcie od nich przysięgi. Jedną z tych osób miał być Zbigniew Mielewczyk. Czachorowie opowiedzieli o jego przypadku. Otóż w pierwszych dniach stanu wojennego wpadł w łapy bezpieki. Zastraszony podpisał współpracę. Wyszedł jeszcze przed Bożym Narodzeniem 1981r. Od razu przyznał się kolegom. Prosił o radę co ma zrobić. Miał ochotę zgłosić Prokuraturze informację o popełnieniu przestępstwa przez SB poprzez stosowanie gróźb i wymuszenie podpisania zgody na współpracę. Marek Czachor powiedział mi, że to między innymi on odradzał zrobienie takiego kroku. Czołgi stały na ulicach, dekret o stanie wojennym za wszystkie wykroczenia przewidywał od 2 miesięcy do kary śmierci….Ustalili więc, że Mielewczyk będzie chodził na spotkania jedynie do siedziby SB. Myślano, że może spotka kogoś ciekawego na korytarzach, w razie spotkań w Lokalach Kontaktowych miał podawać ich lokalizację. Pomyślałam, że usiłowali zrobić z niego podwójnego agenta – czyli swojego kreta w SB. Marek Czachor mówił też, że uzgadniali ewentualne informacje przekazywane SB - musiały być spójne z ewentualnymi zeznaniami Marka. Pamiętam jedną taką historyjkę. Mielewczyk czasem w pilnej sprawie przychodził wprost do mieszkania Czachora. Wiedzieli, że jest podsłuch w mieszkaniu, wiec gadali na kartkach, które później niszczyli. Zawsze włączone było radio – najczęściej Wolna Europa albo inna rozgłośnia wolnego świata. Na pytanie co Pan robił u Czachora miał opowiadać, że słuchali Radia Wolna Europa. Na pytanie ale o czym rozmawialiście – przygotowana odpowiedź brzmiała – nie mogliśmy rozmawiać, bo bardzo źle było słychać i tylko czasami powtarzaliśmy sobie usłyszane słowa. No a co było potem? – Potem musiałem iść do domu bo była godzina policyjna. Po wyrażeniu przeze mnie zgody na zaprzysiężenie Magda na chwile wyszła z mieszkania. Po jakimś czasie przyszedł Zbigniew Mielewczyk. Opowiedział swoją historię z zatrzymaniem przez SB, przyznał się do podpisania współpracy, opowiedział jak wyglądały spotkania i że chyba SB zaczęła go traktować jak debila bo dość szybko zrezygnowali z nękania go. Spotkania były coraz rzadsze a w końcu chyba o nim zapomnieli. Wszystkie próby nagabywania kończyły się fiaskiem. Zbigniew Mielewczyk opowiadał też przy Czachorach o tym, na czym polegała jego praca w podziemiu. Mówił, że nie chciał za dużo wiedzieć, by w razie wpadki nie było na niego. Bał się, by koledzy mimo jego przyznania się do podpisania współpracy nie pomyśleli, że jednak ich zdradził.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wspomnienia, Relacje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum