Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

List Jarosława Kaczyńskiego do członków PiS

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Nie Wrz 26, 2010 10:14 pm    Temat postu: List Jarosława Kaczyńskiego do członków PiS Odpowiedz z cytatem

http://www.files.jasnet.pl/wydarzenia/17016_&123.pdf

Prawo i Sprawiedliwość
ul. Nowogrodzka 84/86, 02-018 Warszawa
tel. (+48) 22 6215035, faks (+48) 22 6216767
e-mail: biuro.prezydialne@pis.org.pl
www.pis.org.pl
www.pis.org.pl

Jarosław Kaczyński
Prezes Prawa i Sprawiedliwości
Warszawa, 1 września 2010 r.

Szanowni Państwo
Członkowie Prawa i Sprawiedliwości

Szanowna Pani, Droga Koleżanko
Szanowny Panie, Drogi Kolego


Postanowiłem powrócić do stosowanego kiedyś w mojej poprzedniej parti i –
Porozumienie Centrum – obyczaju pisania listów prezesa parti i do jej członków. Zarówno
wtedy, w latach 90., jak i dziś, chodzi o bezpośredni przekaz pewnych informacji i interpretacji
wydarzeń, które albo nie docierają do Koleżanek i Kolegów za pośrednictwem mediów,
albo też docierają, ale w formie mocno zniekształconej, niekiedy całkowicie opacznej,
przekręconej, i to intencjonalnie. Intencje te z reguły sprowadzają się do jednego celu:
zaszkodzić naszej formacji, wprowadzić zamieszanie, zarówno w opinii publicznej, jak
i w szeregach członkowskich.
Gdy spojrzymy na przeszło dziewięcioletnie dzieje Prawa i Sprawiedliwości, możemy
łatwo zauważyć pewną prawidłowość. Otóż niezależnie od tego, że niemal zawsze jesteśmy
traktowani przez większość mediów, a zwłaszcza przez te tworzące tzw. główny nurt,
z wielkim dystansem i jednostronnym krytycyzmem (co łatwo dostrzec na tle traktowania
naszych politycznych konkurentów), od czasu do czasu mamy do czynienia z momentami
szczególnego natężenia skierowanych przeciwko nam akcji. Są to akcje o specyfi cznym
charakterze, próbujące całkowicie nas zdezawuować, skłócić, podważyć pozycję kierownictwa
parti i, doprowadzić do kryzysu. Akcje te występują z reguły w momentach, w których mają
miejsce jakieś korzystne dla nas wydarzenia lub zmiany sytuacji. Można powiedzieć, że
gdy tylko „zaczerpniemy głęboki oddech”, natychmiast następuje próba pewnego rodzaju
„przyduszenia” nas. Przykłady łatwo można mnożyć.
Gdy powstało Prawo i Sprawiedliwość i sondaże pokazały, że nowa formacja ma pełne
szanse na wejście do parlamentu, a być może nawet na dwucyfrowy wynikw wyborach,
przeprowadzono operację „Dramat w trzech aktach”. To znaczy wyemitowano w telewizji
film będący jedną wielką insynuacją na temat rzekomych związków PC, a w szczególności
niżej podpisanego, z niejakim Januszem Iwanowskim-Pineiro, a przez niego z aferą FOZZ.
Nie spotkało się to wtedy z pełnym poparciem innych mediów, niemniej bardzo nam
zaszkodziło. Gdy jednak weszliśmy do Sejmu, uzyskując 9,5% głosów i 43 mandaty,
w prasie niemal natychmiast zaczęły się ukazywać sondaże wskazujące, że mamy tylko
6% poparcia – a więc biorąc pod uwagę ówczesne realia byłby to ogromny spadek –
a także liczne artykuły zapowiadające, iż z całą pewnością bracia Kaczyńscy rozbiją PiS,
gdyż rozbijali już inne partie. Mój śp. Brat nie był nigdy wcześniej w żadnej partii (wbrew
bardzo często głoszonemu poglądowi nie należał do PC i nie uczestniczył w jego pracach),
ja zaś byłem w jednej, tj. PC, przy czym PiS w tej fazie swojej działalności, a więc jeszcze
przed zjednoczeniem z Porozumieniem Prawicy, był prostą kontynuacją PC. Nigdy więc
niczego nie rozbijaliśmy, ale fakty nie miały tu najmniejszego znaczenia – chodziło o to,
by zaszkodzić.
Gdy śp. Lech Kaczyński został wybrany na prezydenta Warszawy, już po kilku tygodniach
zaczęto go atakować za stan miasta, choć zastał jego administrację w stanie całkowitego
rozkładu. A kilka miesięcy po wyborze, w lecie 2003 roku, przeprowadzono wielką akcję
medialną w sprawie pomyłki, jaką popełnił w deklaracji majątkowej. Pomyłkę tę popełniła
ogromna większość członków rządu, łącznie z premierem Leszkiem Millerem, oraz wszyscy
prezydenci miast, ponieważ błędnie skonstruowano formularz. Nie przeszkodziło to jednak
temu, że celem kampanii insynuującej w całkowicie absurdalny sposób świadome oszustwo,
był tylko prezydent Warszawy. Akcja ta skutecznie, choć przejściowo, osłabiła zaufanie
społeczne do Niego.
Gdy na wiosnę 2005 roku wyprzedziliśmy w sondażach Platf ormę Obywatelską, parti a
ta zaczęła przeciwko nam szybką, ostrą, a czasem brutalną akcję, do której dołączyła się
znaczna część mediów. Natomiast po zwycięskich wyborach 2005 roku rozpętał się wobec
nas atak, który Ryszard Legutko słusznie określił jako wściekliznę polityczną. Trwał on bez
jakiegokolwiek liczenia się z faktami przez cały dwuletni okres naszych rządów.
Po przegranej w 2007 roku nadano ogromny rozgłos wystąpieniu z PiS grupy dysydentów
i podtrzymywano go długo, uzyskując realne skutki w postaci spadku naszych sondaży.
Gdy przeprowadziliśmy na początku 2009 roku zjazd programowy w Krakowie,
próbowano go ośmieszyć, używając do tego Janusza Palikota i jego zapowiedzi udziału w nim.
Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, w których nie uzyskaliśmy
wyniku na miarę naszych aspiracji, ale i tak był on znacznie lepszy od oczekiwań naszych
przeciwników, wróżących nam poparcie poniżej 20%, reakcja była charakterystyczna.
Pierwsza, natychmiast po ogłoszeniu wyników, można rzec bez przemyślenia: PiS zaczerpnął
drugi oddech. Ale zaraz potem zaczęła się potężna kampania mająca skłócić i rozbić parti ę,
wyolbrzymić spory, jakie miały miejsce na listach (skądinąd niewłaściwe i bardzo szkodliwe
– powinniśmy z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość), doprowadzić do głębokiego kryzysu.
Gdy w marcu 2010 roku odbył się kolejny kongres PiS, na którym zostałem wybrany
na prezesa dużą większością głosów, gdzie bardzo dobrze wypadła część programowa,
ze znakomitym wystąpieniem śp. Grażyny Gęsickiej, i na którym wystąpił prezes Polskiej
Akademii Nauk (skądinąd bardzo charakterystyczne – media całkowicie pominęły ten fakt,
gdyż nie mieścił się w konstruowanym przez nie obrazie PiS jako parti i „obciachowej”),
cała uwaga mediów skoncentrowała się na w najwyższym stopniu niefortunnym wpisie na
twitt erze Pawła Poncyljusza i aż do tragedii smoleńskiej sprawa ta była przez nie nieustannie
podnoszona.
Tragedia smoleńska i ponowne wybory prezydenckie zmieniły sytuację. Mimo przegranej
uzyskaliśmy wyraźny wzrost poparcia, zarówno w porównaniu z poprzednimi sondażami, jak
i wynikami wyborów w 2007 r. Chodzi o zdobyte 36,5% głosów w pierwszej turze, w której
konkurowali przedstawiciele wszystkich liczących się ugrupowań, a także 47% w drugiej
turze, które choć oznaczały przegraną, to jednak wskazywały, iż mimo wieloletniej, niezwykle
intensywnej, skierowanej przeciw nam kampanii, wciąż możemy liczyć na poparcie prawie
połowy społeczeństwa. Sondaże partyjne PiS doszły do 40%, a zdarzały się i lepsze. W badaniach
prowadzonych przez nasze stronnictwo, które począwszy od 2005 roku znakomicie się
sprawdzały, pięciokrotnie wyprzedziliśmy nawet PO, dochodząc do 44% głosów.
Zgodnie z tym, czego można było oczekiwać, nastąpiła reakcja, tzn. kolejna kampania
przeciwko nam. I to – jak niestety zdarzało się w przeszłości – z wykorzystaniem członków
parti i albo ludzi z nią związanych. Chodzi o tzw. list Marka Migalskiego. Trzeba zwrócić uwagę,
że nie jest to pierwsze wystąpienie tego europosła, który uzyskał mandat dzięki wysunięciu go
przez grupę posłów śląskich i – co muszę przyznać – mojej akceptacji. Pomijając zachowania
całkowicie kompromitujące, których nie będę tu opisywał, Marek Migalski już rok temu
złamał ważny zakaz obowiązujący w PiS i wystąpił w dyskusji publicznej z Palikotem, czym
ogromnie pomógł temu znajdującemu się wtedy w niełatwej sytuacji politykowi PO. Dziś
jego całkowicie bezpodstawne merytorycznie i sformułowane w niedopuszczalnym tonie
wystąpienie, ogłoszone w momencie, w którym prowadzone są sondaże partyjne, o czym jako
politolog nie mógł nie wiedzieć, stało się elementem potężnej kampanii, której absurdalność
jest z jednej strony zabawna, ale z drugiej jednak groźna. Powoduje bowiem zamieszanie
w naszych szeregach, a także obniża poparcie społeczne dla nas.
Najwyższy czas wyciągnąć wnioski z tych powtarzających się wydarzeń. Są one
następujące.
Po pierwsze, nie można w żadnym wypadku twierdzić ani przyjmować, że osoby w ten
czy inny sposób związane z PiS, które biorą w tych wydarzeniach udział, robią to z dobrą wolą.
Trzeba by założyć, że nie mają elementarnego rozeznania politycznego, a takie założenie nie
znajduje jakichkolwiek podstaw.
Po drugie, należy zdecydowanie odrzucić wszelkie próby analiz kampanii wyborczej na
podstawie założeń sufl owanych przez niechętne nam media i prawd niezweryfi kowanych
przez jakiekolwiek empiryczne badania. Podstawą analizy, która jest prowadzona i która musi
stać się przesłanką naszego dalszego postępowania, mogą być tylko fakty, liczba głosów,
ich rozkład przestrzenny w poszczególnych regionach, miastach różnej wielkości, na wsi,
porównania z wynikami poprzednich wyborów, analizy zachowań różnych typów elektoratów.
Już wstępne rozpoznanie przeprowadzone tą metodą każe podać w wątpliwość różne głoszone
w mediach stereotypy, np. ten o skuteczności tzw. miękkiej kampanii, nienawiązywania
do sprawy Smoleńska itp. Nie ma dziś jeszcze podstaw do ostatecznych konkluzji, ale
wiele wskazuje (choćby porównanie wyników w wielkich miastach z 2007 i 2010 roku), że
skuteczność różnego rodzaju zabiegów mających zmienić mój wizerunek, a także znaczące
ograniczenie tematyki kampanii, np. wykluczenie z niej niemal w całości kwesti i związanych
z postawą i poprzednią działalnością Bronisława Komorowskiego, nie przyniosło znaczących
skutków. Dlatego ci, którzy dziś zabierają głos, przyjmując pozycję mentorów, w najlepszym
razie wykazują się brakiem elementarnej wiedzy, któremu towarzyszy wskazana wyżej zła
wola.
Po trzecie, powrót po kampanii, a dokładniej położenie większego nacisku na sprawę
Smoleńska (gdyż sprawa Smoleńska, mimo zaleceń, była w pewnym zakresie podnoszona,
np. w takich moich wypowiedziach jak „Wojna polsko-polska skończyła się tragedią” czy
„Chłopcy bawili się zapałkami i podpalili dom” – to o politykach PO; czy w akcji prowadzonej
przez Zbigniewa Ziobro, szczególnie na terenie województwa lubelskiego, skądinąd z bardzo
dobrym rezultatem wyborczym) nie jest kwesti ą, którą można dyskutować w kategoriach
innych niż zasadnicze. Jest to sprawa związana ze statusem naszej Ojczyzny, Polski,
statusem wszystkich Polaków. To sprawa naszej lojalności wobec Rodaków w ogóle, wobec
tych, którzy reprezentują polskie państwo, w tym Prezydenta RP. Wreszcie jest to sprawa
lojalności wobec naszych Koleżanek, Kolegów, współpracowników, towarzyszy politycznej
drogi. Postulat jej wyciszenia ma charakter, który można śmiało określić jako patologiczny,
pokazujący głęboką degenerację naszego życia publicznego i niektórych jego uczestników.
Trzeba też podkreślić, że nasze inicjatywy, a w szczególności powołanie zespołu sejmowego,
doprowadziły do pewnego ożywienia działań władzy w sprawie Smoleńska, choć nie
doszło tu do zasadniczej zmiany. To znaczy nadal prowadzona jest polityka serwilizmu
wobec Rosji. Jeśli połączymy to z innymi elementami obecnej polityki zagranicznej, np.
jaskrawo widocznym klientyzmem wobec Niemiec, to jeszcze raz trzeba podkreślić, że
sprawa Smoleńska w ostatecznym rozrachunku dotyczy statusu naszego kraju jako państwa
niepodległego, odgrywającego podmiotową rolę w stosunkach z innymi państwami, w tym
także z potężnymi sąsiadami.
Po czwarte, sprawa uczczenia śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Jego Małżonki
Marii i wszystkich Ofi ar katastrofy jest także kwesti ą o zasadniczym znaczeniu moralnym.
Zaniechanie starań o nie byłoby nie tylko skrajną nielojalnością, ale także zgodą na utrwalanie
dominacji tych, którzy robią wszystko, aby zepchnąć Polaków do roli narodu (raczej grupy
o bliżej nieokreślonej przynależności) uznającego swą niższość, zawstydzonych swoją
historią i kulturową przynależnością zarówno wobec Zachodu, jak i wobec Wschodu. Lech
Kaczyński wszelkimi sposobami, często skutecznie, czynnie i energicznie przeciwstawiał się
tej dominacji, wypierał ją z naszego życia. Stąd nienawiść, jaką budził w tzw. establishmencie,
i stąd trwałość tej nienawiści, także po Jego tragicznej śmierci. Stąd także niechęć, jaką budził
wśród tych czynników zewnętrznych, dla których mało ambitna postawa Polski i Polaków jest
bardzo wygodna.
Ci, którzy 10 kwietnia 2010 roku wybierali się do Katynia, niezależnie od różnic, jakie
ich dzieliły, mieli uczestniczyć w wydarzeniu, które w zamyśle Prezydenta miało być kolejnym
aktem odrzucenia wskazanej wyżej postawy. Zasługują więc na upamiętnienie, niezależnie od
tego, że bardzo wielu z nich zasługuje na nie także ze względu na to, co uczynili dla Polski.
Po piąte, jednym ze sposobów atakowania PiS jest przypisywanie mi organizacji
czy też inspirowania akcji obrony krzyża stojącego przed Pałacem Prezydenckim. Jest to
insynuacja. Skierowaliśmy w tej sprawie list do wszystkich biskupów polskich. Szanujemy
obrońców krzyża, traktując ich jako ludzi mocno związanych z wartościami religijnymi
i patriotycznymi. Z oburzeniem odnosimy się do aktów jego profanacji, a także do niebywałej
i nieprawdopodobnie wręcz wulgarnej agresji, jakiej ofi arą padają obrońcy. Jesteśmy oburzeni
postawą Prezydenta RP, który wywołał konfl ikt, oraz władz rządowychi samorządowych
Warszawy, które nie chcą przeciwstawić się łamaniu prawa i elementarnych reguł kultury.
Jednak jako parti a polityczna nie jesteśmy w ten spór zaangażowani. Proponujemy we
wspomnianym liście do biskupów rozwiązanie. Z nadzieją odnosimy się też do społecznej
inicjatywy Komitetu Społecznego na rzecz budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego i 95 ofi ar
katastrofy pod Smoleńskiem, ale zdajemy sobie sprawę, że w istocie wszystko zależy od władz
państwowych i samorządowych. To one mogą doprowadzić do likwidacji konfl iktu w ciągu
jednego dnia, gdy tylko zechcą kierować się interesem społecznym i narodowym, a nie
interesem establishmentu, który w istocie reprezentują.
Po szóste, zaangażowanie PiS w sprawę Smoleńska w najmniejszym stopniu nie może
ograniczyć zaangażowania parti i w inne bieżące przedsięwzięcia, zarówno dotyczące funkcji,
jaką musi ona wypełniać jako opozycja, krytykując władzę – a jest do tego mnóstwo powodów
– jak i wobec przygotowania do wyborów samorządowych, które są dla nas bardzo ważne.
Każdy baczny obserwator sceny politycznej może zauważyć, że te zadania są wykonywane.
Trudność tkwi w mechanizmie medialnym, koncentrującym się na wydarzeniach, na które
jest zapotrzebowanie. A zapotrzebowanie jest na atak na PiS – za Smoleńsk, za krzyż, za
rzekomą brutalność (chodzi o jednoznaczne stawianie sprawy roli takich osób, jak Palikot).
Wystarczy podać przykład jednej naszej konferencji prasowej (7 sierpnia 2010) – 90% jej czasu
poświęcono sprawom ekonomicznym i tzw. ustawie kompetencyjnej, czyli statusowi Polski
w Unii Europejskiej, tymczasem przekaz medialny skoncentrował się prawie wyłącznie na
sprawie Smoleńska. Stoi przed nami zadanie znalezienia sposobu ominięcia tych medialnych
przeszkód i pracujemy nad tym.
Po siódme, wskazane wyżej sprawy stawiają na porządku dziennym zorganizowanie na
nowo sposobu komunikowania się kierownictwa PiS i Klubu Parlamentarnego PiS z członkami
parti i. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma po prostu czasu na dokładne śledzenie
wszystkich wydarzeń, nawet tych bezpośrednio związanych z PiS, i siłą rzeczy może się
znaleźć pod wpływem przekazów całkowicie lub częściowo zafałszowanych. Na najbliższym
posiedzeniu Rady Politycznej mamy nadzieję przedstawić nowe sposoby działania w tej
kwesti i.
Chcę jednak już tu zapewnić, że wszelkie informacje o mojej „abdykacji” czy dymisji
są całkowicie nieprawdziwe. To samo dotyczy informacji o tym, że działam pod wpływem
jakiejś mającej przewrotne cele grupy. Jedno, co mogę dziś powiedzieć, to to, że musimy
koniecznie uporać się ze zjawiskiem nielojalności w naszym ugrupowaniu, z grami medialnymi
prowadzonymi dla własnych celów itp. Brak pełnego zdecydowania w tej sprawie kosztował
nas już zbyt wiele. Członkowie Klubu Parlamentarnego PiS i inne osoby z naszej parti i
zajmujące eksponowane stanowiska muszą wybrać lojalność lub pójść własną drogą.
Nie oznacza to oczywiście, że uniemożliwiamy dyskusję. Często rozpowszechniane
wiadomości, że istnieją w tej kwesti i ograniczenia na posiedzeniach władz partyjnych, są
nieprawdziwe. Chodzi o to, czy rozumiemy, że bieg historii uczynił nas dziś depozytariuszami
wartości narodowych, o których pisała przed kilkoma miesiącami zmarła niedawno Zofi a
Korbońska: „Czy chcemy niepodległości? Na pytanie to powinien sobie odpowiedzieć każdy
Polak na świecie, jeśli chce skorzystać z najważniejszego, jakie mu przysługuje, prawa wyboru.
Chwila zastanowienia absolutnie niezbędna póki jeszcze jest alternatywa, póki istnieje
możliwość wyboru (…)”. Tylko my możemy przeciwstawić się fatalnemu biegowi spraw,
z którym mamy dziś do czynienia. Kwesti a takiej lub innej taktyki jest zawsze do dyskusji, ale
dyskusja ta musi się opierać na faktach, a nie na arbitralnie przyjmowanych i – jak pisałem
– często sufl owanych, a jednocześnie wygodnych dla niechcących się narażać, założeniach.
Musi uwzględniać cel, tzn. zmianę sytuacji naszego Kraju w wymiarze międzynarodowym
i wewnętrznym.
Dziś rysuje się przed Polską perspektywa narodu kurczącego się (a wiele narodów
europejskich, nie mówiąc już o innych, ma się liczebnie rozwijać), pozostającego daleko w tyle
za innymi i wyprzedzanego przez innych, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy, poziom życia
i poziom nauki. Wystarczy spojrzeć na to, w jakim tempie rozwijają się kraje, które łącznie
mają przeszło 2,5 mld ludzi – Chiny, Indie, Brazylia, Rosja czy Turcja. Wystarczy uświadomić
sobie, że jeśli chodzi o PKB na głowę jednego mieszkańca, nie tak odległe od Polski są już
Brazylia czy Turcja, żeby zrozumieć, gdzie możemy się za niedługo znaleźć. A dodać do tego
trzeba sprawę zaopatrzenia ludzi starszych i wiele innych negatywnych skutków społecznych,
zmniejszania się populacji Polaków.
Polską nie mogą dłużej rządzić ludzie, których jedynym celem jest pilnowanie interesów
establishmentu i którzy są jednocześnie głęboko przekonani, że w naszym kraju nic tak
naprawdę zmienić się nie da. Którzy nie potrafi ą nawet wykorzystać środków „leżących wręcz
na stole" (środki europejskie po prawie czterech latach, jeśli liczyć uczciwie, są wykorzystane
w minimalnym stopniu), ale za to biorący się za zniszczenie tego, co stanowi jedyna moralną
podstawę funkcjonowania naszego społeczeństwa, czyli religii katolickiej. Chodzi przy tym
nie o kwesti e wiary lub niewiary, tylko o świadomość, że to niszczenie jest jednoznaczne
z otwieraniem drogi dla nihilizmu, który swoją twarz pokazuje, atakującw odrażający sposób
krzyż i jego obrońców. W Polsce nie ma bowiem żadnego szerzej znanego systemu moralnego
niż ten wyrastający z katolicyzmu. Dlatego jedyna realną dlań alternatywą jest nihilizm. Tylko
my jesteśmy w stanie się temu wszystkiemu przeciwstawić. Dlatego mamy prawo i mamy
obowiązek zewrzeć szeregi z całym zdecydowaniem, łącząc potrzebę dyskusji z potrzebą
jedności, i zabiegać o to, żeby przyszłe wybory były dla nas zwycięskie.

z wyrazani szacunku i serdecznmi pozdrowieniami
Jarosław Kaczyński

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum