Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Solidarni z generałem Andrzejem Błasikiem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Sob Lis 20, 2010 8:08 pm    Temat postu: Solidarni z generałem Andrzejem Błasikiem Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101120&typ=po&id=po41.txt

HONOR 2010
Solidarni z generałem Andrzejem Błasikiem, Dowódcą Sił Powietrznych RP

Skoro Rosjanie zgodzili się na dwie wizyty, przy czym wizytę prezydenta zlekceważyli, to mieli w tym jakiś cel, prowadzą w ten sposób politykę. Natomiast naszą sprawą jest tak prowadzić politykę, by żadne inne państwo, nie tylko Rosjanie, nie było w stanie przeszkodzić nam w osiągnięciu założonych celów
To polski rząd oddał Rosji śledztwo smoleńskie



Z gen. broni w st. spocz. pilotem Stanisławem Targoszem, byłym dowódcą Sił Powietrznych RP, rozmawia Marta Ziarnik


Generał Andrzej Błasik był Pana uczniem?

- Rzeczywiście, Andrzej Błasik od roku 1987 był szkolony na nowo wprowadzony na uzbrojenie Wojska Polskiego samolot Su-22 w jednostce, którą dowodziłem. W ciągu około 5 lat został w pełni wyszkolony na ówcześnie bardzo nowoczesnym samolocie bojowym, jakim był wspomniany już Su-22, uzyskując nalot około 500 godzin. Andrzej Błasik należał do grupy młodych, zdolnych lotników, którzy relatywnie szybko opanowali nową technikę. Efektem tego było przyznanie mu zaszczytnego tytułu "Pilota Roku 1991". Jest to prestiżowe wyróżnienie za bardzo dobrą realizację planu szkolenia lotniczego i uzyskanie najwyższej, lub jednej z najwyższych, liczby godzin spędzonych w powietrzu w danym roku. Na podkreślenie zasługuje fakt, że Andrzej był bardzo lojalnym podwładnym, mającym pełne zaufanie do przełożonych, którzy przekazywali mu lotniczą wiedzę i umiejętności. Następnie został skierowany na studia w Akademii Obrony Narodowej, której ukończenie umożliwiło dalszy rozwój jego kariery. Po ukończeniu Akademii nie powrócił jednak do dowodzonej przeze mnie jednostki bojowej, gdyż został skierowany do służby w Dowództwie Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju.

Jakie zachował Pan wspomnienia związane z gen. Błasikiem z tego czasu?
- Generał Błasik pozostanie w mojej pamięci jako bardzo zaangażowany młody człowiek. Był bardzo rozsądnym pilotem, nie przypominam sobie, aby podejmował jakiekolwiek ryzyko podczas szkolenia i służby w mojej jednostce. Zawsze skrupulatnie i z pełnym zaangażowaniem wykonywał postawione przed nim zadania. Spotkaliśmy się ponownie w roku 1998, kiedy zostałem wyznaczony na stanowisko w strukturach Dowództwa Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju. Jednak wówczas już nie był moim bezpośrednim podwładnym.

Obraz tej postaci, który od czasu katastrofy kreują media, jest prawdopodobny?
- Od siedmiu miesięcy w mediach pojawiają się różnego rodzaju spekulacje i trudno jest mi się do nich wszystkich ustosunkowywać. Nieraz zarzuca się, że gen. Błasik był zbyt młodym człowiekiem, kiedy został dowódcą rodzaju sił zbrojnych. I choć faktycznie był młody, gdy je obejmował, to jestem przekonany, że tak jak zawsze, tak i na stanowisku dowódcy Sił Powietrznych postawione zadania realizował z pełnym zaangażowaniem i determinacją. Natomiast ocena jakości realizacji tych zadań nie należy do mnie. Jak w każdej dobrze zorganizowanej strukturze każdy oficer podlega ocenie zarówno swojej wiedzy, jak i jakości pracy, co jest oczywiście dokonywane przez przełożonych. Chciałbym też dodać, że kierowanie Siłami Powietrznymi jest procesem złożonym. Uczestniczy w nim wiele osób, którzy m.in. gromadzą materiały, a następnie - po analizie - przygotowują wnioski umożliwiające dowódcy podjęcie właściwej decyzji. Dla każdego dowódcy, w tym i gen. Błasika, dowodzenie Siłami Powietrznymi to nie tylko przyjemność czy zaszczyt, ale ciężka i odpowiedzialna praca. Wydaje mi się, że dla gen. Błasika był to szczególnie trudny okres, mając na uwadze jego proces przygotowania do objęcia tego stanowiska.

Przed katastrofą podkreślano jednak duże zasługi i uznanie, jakim gen. Błasik cieszył się wśród dowódców NATO.
- To prawda. Generał Błasik dzięki biegłej znajomości języka angielskiego swobodnie poruszał się wśród oficerów państw NATO. Również zapoznawanie się z dokumentami Sojuszu było dla niego łatwym zadaniem. Myślę także, że młody wiek, dobre zdrowie, ogromna pracowitość i determinacja pozwoliły mu uzyskiwać takie oceny. Moim zdaniem jednak, znacznie więcej zadań było przed nim niż za nim.

Jak Pan ocenia medialne sugestie, jakoby gen. Błasik miał sam zasiąść za sterami Tu-154M i przyczynić się do katastrofy?
- Nie wierzę, że gen. Błasik siedział za sterami tego samolotu. A to dlatego, że nie ma takiej procedury, żeby dowódca pilotował samolot wiozący najważniejszą osobę w państwie. To było zadanie dla załogi w pełni wyszkolonej na tym typie samolotu. Z całą pewnością gen. Błasik nie miał czasu, dowodząc Siłami Powietrznymi, na uzyskanie pełnego wyszkolenia na samolotach transportowych. Także nie ma takiej procedury, żeby dowódca siedział za sterami w tak trudnych warunkach meteorologicznych, jakie panowały w Smoleńsku podczas feralnego lotu. Nawet wtedy, gdy na pokładzie takiej osoby nie ma, sam przecież należy do osób dość ważnych. Generał Błasik mógł co prawda wejść do kabiny, ale nie jestem przekonany, że ingerował w pracę załogi. Są to jednak - podkreślam - moje własne przekonania, fakty zostaną ustalone przez komisję techniczną i prokuraturę.

Zastanawiał się Pan nad przyczynami katastrofy na Siewiernym?
- Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Nie wiem też, co wydarzyło się na pokładzie samolotu bezpośrednio przed katastrofą, i nie chcę na ten temat spekulować. Jako pilot wiem, że przy widzialności poziomej 200 m i takim wyposażeniu radionawigacyjnym lotniska lądowanie nie było możliwe i jestem pewien, że załoga też o tym wiedziała.

Sądzi Pan, że załoga, zdając sobie sprawę ze złych warunków, postanowiła za wszelką cenę wylądować?
- Wcale nie uważam, że załoga, zdając sobie sprawę z panujących warunków meteorologicznych, zdecydowała się za wszelką cenę lądować. Obecnie nie można mówić o ich jakiejkolwiek winie, ponieważ jest to przedmiotem prowadzonych postępowań. Mogę jedynie powiedzieć, że jest to ogromna strata dla nas wszystkich, a także dla Polski. A to dlatego, że zginął nasz prezydent z grupą ważnych osób w państwie.

Postanowili podejść do lądowania, jednak w pewnym momencie padło kluczowe słowo "odchodzimy".
- Tak, ale samolot nie odszedł. Dlaczego? Nie wiem. Samolot dalej się zniżał, a nawigator podawał kolejne malejące wysokości. W stenogramie nie ma także komendy dowódcy załogi o kontynuowaniu zniżania, chociaż zarejestrowano wiele komend niezrozumiałych bądź nieodczytanych. Podkreślam jeszcze raz, że to, o czym mówimy, to tylko zapisy rozmów w kabinie, do tego bardzo niekompletne i na tej podstawie nie można wyciągać wniosków.

Takie słowa nie padły, więc są podstawy sądzić, że chcieli odejść, ale nie byli w stanie. Może to świadczyć o problemie technicznym maszyny.
- Parametry techniczne i sprawność urządzeń jest zapisywana na rejestratorach i myślę, że odpowiedź na to pytanie będzie zawarta w protokole końcowym prac komisji.

Chyba że te fragmenty wycięto bądź urządzenia źle działały...
- Moim zdaniem, nie jest realne, aby dane z rejestratorów można było zafałszować w sposób uniemożliwiający wykrycie. Natomiast nieprawidłowa praca tych urządzeń lub przerwy w zapisie także są możliwe do zidentyfikowania.

Podkreśla Pan, że czeka na raport. Naprawdę wierzy Pan, że dowiemy się z niego, co faktycznie stało się 10 kwietnia w Smoleńsku?
- Wierzę, że z raportu dowiemy się, co działo się na pokładzie samolotu i czy sprawne były jego urządzenia.
Ponadto prędzej czy później wróci do Polski wrak samolotu, który też będzie można poddać badaniom.

Pytanie tylko, w jakim stanie. Przecież Rosjanie doprowadzili do tego, że wrak przez kilka miesięcy był wystawiony na działanie czynników atmosferycznych, był niszczony.
- Myślę, że nie powinniśmy formułować takich zarzutów. Komisja wykorzystywała to, co zostało z samolotu, do badania przyczyn katastrofy. Po zbadaniu istotnych ocalałych elementów samolotu dla komisji przedmioty te stały się bezużyteczne. Inaczej sprawa wygląda z naszej strony - to my powinniśmy bardziej zdecydowanie występować o zabezpieczenie wraku przez Rosjan lub zrobić to sami.

Wrak nadal jest jednak materiałem dowodowym i nie powinien ulegać procesom destrukcji.
- Zgadzam się, że w żadnym wypadku do czasu zakończenia śledztwa to, co pozostało po samolocie, nie powinno być niszczone ani wykorzystywane do innych celów niż badanie przyczyn katastrofy.

Zastanawia się Pan, dlaczego doświadczony pilot podchodził - załóżmy - do lądowania z trzykrotnie większą prędkością niż dopuszczalna?
- Ujawnione w stenogramie dane pozwalają ocenić prędkość pionowego zniżania samolotu, która faktycznie była zbyt duża. Jest to dla mnie niezrozumiałe, ale nie posiadam danych, aby na ten temat się wypowiadać lub ten fakt interpretować. Dopiero odczyt rejestratorów parametrów lotu i nagranych rozmów w kabinie pozwoli dokonać ocen. Materiały, które są ogólnodostępne, nie pozwalają na jakiekolwiek głębsze lub bardziej szczegółowe analizy i wnioski.

Wyklucza Pan możliwość awarii?
- Niczego nie wykluczam, natomiast uważam, że wszystko jest zapisane na rejestratorach, a ja tych zapisów nie znam. Nawet jeśli załoga nie zauważyłaby awarii jakiegoś urządzenia, to wnikliwa analiza zapisanych parametrów w rejestratorach katastroficznych pozwoli na jej ujawnienie.

Nie dziwi Pana, dlaczego w stenogramie MAK jest tak dużo dziur i momentów oznaczonych jako "niezrozumiałe"?
- Te stenogramy, które otrzymaliśmy od Rosjan, a które zostały opublikowane w internecie, faktycznie zawierają wiele nieodczytanych lub niezidentyfikowanych głosów, komend. Są to jednak wyłącznie rozmowy z kabiny pilotów i nie są one jedyną podstawą do badania przyczyn i przebiegu zdarzenia. W tej chwili nad zapisami rozmów pracują nasi eksperci i mam nadzieję, że oni poradzą sobie z ich odczytaniem i z interpretacją zawartych tam informacji. Brak 17,3 sekund w zapisie zastanawia mnie, jednak nie mam na ten temat wyrobionego poglądu.
Uważam również, że w przypadku zaistnienia niesprawności urządzeń sygnał o tym fakcie powinien znaleźć się na zapisie rozmów z kabiny pilotów. Należy jednak podkreślić, że załoga skupiona była na czynnościach związanych z procedurą zniżania i gdyby jakaś niesprawność nie została dostrzeżona, to na pewno została zarejestrowana w czarnej skrzynce.

Od katastrofy minęło już siedem miesięcy, a my nadal nie znamy tych zapisów i pozostałych istotnych faktów. Rozumiem, że badanie katastrofy to nie jest rzecz łatwa ani szybka, ale ten czas, który już minął, jest chyba wystarczającym okresem na rozszyfrowanie zapisów z czarnych skrzynek.
- Pani redaktor, przyjęta formuła pracy komisji zakłada przekazanie stronie polskiej projektu raportu, co odbyło się kilka tygodni temu. Strona polska ma obecnie określony czas na ustosunkowanie się do tez zawartych w raporcie. Najważniejszym teraz zadaniem polskich ekspertów jest wnikliwa analiza przekazanego raportu, następnie międzynarodowa komisja dokona analizy wniosków strony polskiej. Kolejnym etapem będzie raport końcowy, który, mam nadzieję, w pełni obiektywnie wyjaśni wszystkie interesujące nas kwestie. Informacje z czarnych skrzynek - w mojej ocenie - stanowią najistotniejszy materiał dowodowy i na pewno są jednym z elementów przekazanego projektu raportu. Myślę także, że ujawnianie tych materiałów w czasie trwania postępowania wyjaśniającego byłoby kolejnym źródłem różnego rodzaju niepotrzebnych, dowolnych interpretacji.

Te "dowolne" interpretacje wynikają z potrzeby zrozumienia tego, co się stało 10 kwietnia, w sytuacji totalnej blokady informacyjnej ze strony instytucji, które mają dostęp do materiału dowodowego.
- Uważam, że na temat katastrofy zasadniczo nie ma informacji, bo dysponujemy tylko stenogramami. Reszta to, według mnie, różnego rodzaju przecieki, sygnały, domysły, wywiady z "naocznymi" świadkami itp. Nie chciałbym brać udziału w analizie możliwości niewłaściwego przeprowadzenia remontu przez zakłady w Samarze i innych pojawiających się pogłoskach, gdyż nie mam na ten temat wiedzy. Samolot został po remoncie przez stronę polską sprawdzony i przyjęty do eksploatacji, to polscy specjaliści sprawdzają i przygotowują samolot do każdego wylotu. Robią to również służby ustawowo odpowiedzialne za bezpieczeństwo ważnych osób.

A przyznanie się kontrolera z wieży lotów Pawła Plusnina do przekazywania fałszywych danych meteo? To standardowa procedura?
- Moim zdaniem, nie jest to normalna procedura. Kontrolerzy lotów nie powinni podawać załogom żadnych nieprawdziwych danych, niezależnie od tego, jaki temu przyświeca cel, ponieważ informacje te są podstawą do podjęcia decyzji przez dowódcę załogi. Z tego, co wiem, rosyjska prokuratura szczegółowo badała ten wątek i sądzę, że nasza prokuratura także poświęci temu wiele uwagi.

Jednak to Rosjanie zapoczątkowali falę spekulacji. Mówię m.in. o podawaniu fałszywych informacji o godzinie katastrofy, zrzucaniu od razu po tragedii - bez żadnych dowodów - całej winy na załogę, kłamstwach dotyczących czasu odnalezienia czarnych skrzynek i ich niepełnych zapisów etc.
- Nie znam żadnego oficjalnego stanowiska strony rosyjskiej na temat katastrofy. Oczywiście bezpośrednio po tragedii w mediach pojawiło się wiele informacji, jak się okazywało, często niepełnych bądź nieprawdziwych. Myślę, że mogłoby być inaczej, gdyby strona polska podjęła inną decyzję odnośnie do badania zdarzenia. Jednak decyzja została podjęta i zgodnie z nią prowadzone jest wyjaśnianie katastrofy. To może być kwestionowane lub budzić zastrzeżenia, ale taką decyzję podjął polski rząd i w takiej formule zostaną wyjaśnione przyczyny tej tragedii.

Dlaczego, Pana zdaniem, od samego początku próbuje się obarczyć odpowiedzialnością za katastrofę prezydenta Lecha Kaczyńskiego?
- Nie słyszałem, aby instytucja, która mogłaby zwracać uwagę panu prezydentowi, zabierała głos na ten temat. Natomiast jeśli są ludzie, którzy twierdzą, że prezydent postępował niewłaściwie, powinni to udowodnić przed odpowiednimi instytucjami, a nie wypowiadać się na forum publicznym. Nie istnieje w Polsce "samolot prezydencki", "samolot premiera" lub "marszałka Sejmu". Wszystkie samoloty w 36. pułku są samolotami rządowymi, których celem jest zabezpieczenie transportu ważnych osób w państwie. Kolejną sprawą jest konieczność zbadania sposobu, w jaki ta konkretna wizyta była przygotowywana i zabezpieczana. Co w tym celu zrobiły instytucje za to odpowiedzialne - takie jak MSZ, MON, MSWiA oraz Kancelaria Prezydenta. Trzeba sprawdzić, jaki był plan przelotu, czy były przygotowane plany alternatywne na wypadek nieprzewidzianych okoliczności itp. Jestem przekonany, że sprawy te są badane, i mam nadzieję, że zostaną drobiazgowo wyjaśnione.

Rząd źle przygotował wizytę prezydenta w Katyniu?
- Pani redaktor, ja nie jestem osobą, która mogłaby oceniać postępowanie rządu. Zastanawia mnie jednak fakt, że doszło do dwóch niezależnych wizyt delegacji pana premiera i delegacji pana prezydenta. To są dwie najważniejsze osoby w państwie i - moim zdaniem - powinny postępować i mówić w sposób uzgodniony i służący państwu polskiemu. Nie wydaje mi się, aby protokół dyplomatyczny jakiegokolwiek innego kraju planował wizyty dwóch najważniejszych osób w państwie w tym samym miejscu, lecz z różnicą 3 dni - tak jak to wydarzyło się w tym wypadku.

Jak w takim razie ocenia Pan przygotowanie strony rosyjskiej do tej ważnej wizyty?
- Jeżeli chodzi np. o lotnisko, to uważam, że Rosjanie nie przygotowali go na najwyższym poziomie. Na uwagę zasługuje jednak fakt, iż jest to lotnisko praktycznie nieczynne. Uważam jednak, że organizatorzy wizyty powinni uzgodnić z Rosjanami m.in. sposób zabezpieczenia lądowania samolotu z panem prezydentem na pokładzie i wyposażenie lotniska w środki radionawigacyjne i na tej podstawie określić minimalne warunki dla wykonania tego zadania.

Stwierdzenie, że "nie przygotowali go na najwyższym poziomie", to eufemizm.
- Wiem, że pan prezydent leciał na nieczynne lotnisko i zadaniem osób przygotowujących tę podróż było dokonanie rekonesansu i ocena zarówno wyposażenia lotniska, jak i możliwości jej wykonania. Myślę także, że można było w czasie przygotowania wizyty uzgodnić z Rosjanami niezbędne wyposażenie lotniska, a jeśli niemożliwe byłoby spełnienie naszych oczekiwań, to wówczas należało zaplanować lądowanie na w pełni wyposażonym lotnisku komunikacyjnym i stamtąd zapewnić transport delegacji na cmentarz polskich oficerów w Katyniu lub całkowicie zrezygnować z tej wizyty. W żadnym wypadku nie można było zakładać, że nic nieprzewidzianego się nie wydarzy.

Kto powinien tego dopilnować?
- Tak jak powiedziałem poprzednio - za organizację wizyty pana prezydenta odpowiedzialne są: MSZ, MON, MSWiA oraz Kancelaria Prezydenta.

Dlaczego zatem Rosjanie te wszystkie wymogi spełnili podczas przygotowywania wizyty Donalda Tuska, łącznie ze ściągnięciem do Smoleńska potrzebnych na każdą ewentualność urządzeń, a trzy dni później ich już nie było?
- Ja nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie mam wiedzy, w jaki sposób zabezpieczano wizytę pana premiera na lotnisku w Smoleńsku. Transport najważniejszych osób w państwie powinien być dla wszystkich organizatorów traktowany jako przedsięwzięcie najważniejsze, szczególnie pod kątem zapewnienia jak najwyższego poziomu bezpieczeństwa. Na każdym etapie realizacji tego zadania jakiekolwiek zakłócenie ustalonych procedur winno być powodem przerwania realizacji tego zadania, wdrożenia planu alternatywnego lub powrotu na lotnisko macierzyste. Jak już mówiłem, podczas wykonywania tego typu zadań nie powinno rozważać się możliwości ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka.

Może Rosjanie powinni dołożyć większych starań do przygotowań?
- Czy sugeruje pani, że to może Rosjanie powinni zorganizować nam tę wizytę? Myślę, że nie. Podkreślam raz jeszcze, organizatorem wizyty była strona polska. Zapewniam panią, że w Polsce jest wystarczający potencjał, aby tak stosunkowo proste zadanie zrealizować bezpiecznie i na odpowiednim poziomie. Można jednak wysnuć wniosek, że skoro Rosjanie zgodzili się na dwie wizyty, przy czym wizytę prezydenta zlekceważyli, to mieli w tym jakiś cel. I zgoda. Ale oni mają do tego prawo, gdyż prowadzą w ten sposób swoją politykę. Natomiast naszą sprawą jest tak prowadzić polską politykę, aby żadne inne państwo, nie tylko Rosjanie, nie było w stanie przeszkodzić nam w osiągnięciu założonych celów politycznych.

Nie sądzi Pan, że wpływ na organizację wizyty prezydenta miały zachowania wielu polityków, które nosiły znamiona lekceważenia głowy państwa? Słowa Sikorskiego, Niesiołowskiego, Palikota, Tuska i Komorowskiego, że "kiedyś prezydent poleci samolotem", że "długo po ziemi już nie będzie chodził" i wiele podobnych.
- Nad tego typu zachowaniami nie powinno się przechodzić obojętnie, bo taki lekceważący stosunek tych ludzi do prezydenta może przenosić się na inne, niż przewidują procedury, traktowanie głowy państwa np. przez BOR, instytucje rządowe, wojsko czy wreszcie obywateli. A do tego nie powinno dochodzić. Urząd prezydenta jest najważniejszym urzędem w państwie i już z samej definicji prezydentowi należy się szacunek i uznanie, ponieważ został wybrany w wyborach powszechnych. Wszystkie słowa uwłaczające czy lekceważące pana prezydenta, szczególnie jeśli padają z ust ludzi piastujących wysokie stanowiska państwowe, bardzo źle świadczą o ich poziomie. Byłoby najlepiej, gdyby takie zachowania nie były nagłaśniane przez media. Ale niestety tak nie jest. Im bardziej brutalne zachowanie, tym większa uwaga poświęcana jest tym osobom. Osobiście najbardziej razi mnie, gdy takie brutalne słowa padają z ust ludzi zajmujących wysokie stanowiska w administracji rządowej. Świadczy to także o wielkiej nieodpowiedzialności tych ludzi. Prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy z tego, że słowem można bardzo zranić, a nawet zabić (spójrzmy np. na to, co stało się kilka tygodni temu w Łodzi). Jeżeli komuś nie podobał się sposób sprawowania urzędu przez Lecha Kaczyńskiego, to jest to jego problem. Demokratyczne wybory wykazały bowiem, że Polacy chcieli właśnie Lecha Kaczyńskiego na swojego prezydenta i należało to uszanować.

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Lis 27, 2010 9:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

O ile wiele wcześniejszych odpowiedzi można uzanć za dość pokrętne czy eufemstyczne, to dwie ostatnie są dość precyzyjne i dobrze charakteryzują niedobre obyczaje czy wręcz wrogie działania przeciw śp. Prezydentowi prof. Lechowi Kaczyńskiemu.
Cytat:
Może Rosjanie powinni dołożyć większych starań do przygotowań?
- Czy sugeruje pani, że to może Rosjanie powinni zorganizować nam tę wizytę? Myślę, że nie. Podkreślam raz jeszcze, organizatorem wizyty była strona polska. Zapewniam panią, że w Polsce jest wystarczający potencjał, aby tak stosunkowo proste zadanie zrealizować bezpiecznie i na odpowiednim poziomie. Można jednak wysnuć wniosek, że skoro Rosjanie zgodzili się na dwie wizyty, przy czym wizytę prezydenta zlekceważyli, to mieli w tym jakiś cel. I zgoda. Ale oni mają do tego prawo, gdyż prowadzą w ten sposób swoją politykę. Natomiast naszą sprawą jest tak prowadzić polską politykę, aby żadne inne państwo, nie tylko Rosjanie, nie było w stanie przeszkodzić nam w osiągnięciu założonych celów politycznych.

Nie sądzi Pan, że wpływ na organizację wizyty prezydenta miały zachowania wielu polityków, które nosiły znamiona lekceważenia głowy państwa? Słowa Sikorskiego, Niesiołowskiego, Palikota, Tuska i Komorowskiego, że "kiedyś prezydent poleci samolotem", że "długo po ziemi już nie będzie chodził" i wiele podobnych.
- Nad tego typu zachowaniami nie powinno się przechodzić obojętnie, bo taki lekceważący stosunek tych ludzi do prezydenta może przenosić się na inne, niż przewidują procedury, traktowanie głowy państwa np. przez BOR, instytucje rządowe, wojsko czy wreszcie obywateli. A do tego nie powinno dochodzić. Urząd prezydenta jest najważniejszym urzędem w państwie i już z samej definicji prezydentowi należy się szacunek i uznanie, ponieważ został wybrany w wyborach powszechnych. Wszystkie słowa uwłaczające czy lekceważące pana prezydenta, szczególnie jeśli padają z ust ludzi piastujących wysokie stanowiska państwowe, bardzo źle świadczą o ich poziomie. Byłoby najlepiej, gdyby takie zachowania nie były nagłaśniane przez media. Ale niestety tak nie jest. Im bardziej brutalne zachowanie, tym większa uwaga poświęcana jest tym osobom. Osobiście najbardziej razi mnie, gdy takie brutalne słowa padają z ust ludzi zajmujących wysokie stanowiska w administracji rządowej. Świadczy to także o wielkiej nieodpowiedzialności tych ludzi. Prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy z tego, że słowem można bardzo zranić, a nawet zabić (spójrzmy np. na to, co stało się kilka tygodni temu w Łodzi). Jeżeli komuś nie podobał się sposób sprawowania urzędu przez Lecha Kaczyńskiego, to jest to jego problem. Demokratyczne wybory wykazały bowiem, że Polacy chcieli właśnie Lecha Kaczyńskiego na swojego prezydenta i należało to uszanować.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum