Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

LIST OTWARTY DO PREZYDENTA BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Wto Gru 14, 2010 1:02 pm    Temat postu: LIST OTWARTY DO PREZYDENTA BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO Odpowiedz z cytatem

http://wyszkowski.eu/index.php/artykuy/26/1691-list-otwarty-do-prezydenta-bronisawa-komorowskiego

LIST OTWARTY DO PREZYDENTA BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO

Zwracam się z uprzejmą prośbą do Pana Prezydenta, o publiczne PRZEPROSINY w programie tewizji TVN 24, a także na łamach „Gazety Wyborczej".
Inne media, szczególnie polskojęzyczne, działające poza granicami Polski zostaną poinformowane osobno.

W dzisiejszym programie TVN 24 usłyszałam fragment Pana wypowiedzi dotyczącej tej grupy społecznej, która nie zgadza się i protestuje przeciwko polityce Pana i Pańskiego Rządu, a także przeciwko niewiarygodnie beztroskiemu traktowaniu Polskich obywateli zarówno w kraju jak i tych przebywających za granicą.

Użył Pan w tym tekscie słów , które obraziły głeboko mnie , a także setki moich przyjaciół i tysiące Polaków, o których wiem: powiedział Pan o nas „to są ci, którzy uciekli w stanie wojennym za granicę, albo Ci, którzy przez cały okres lat osiemdziesiątych trzymali nogi w wannie".

To kłamstwo i hańba, w ten sposób wyrażać się o tych, którzy dla Polski oddali najwięcej, często życie, lub niezmiennie od lat póznych 70 prowadzili działalność opozycyjną, nie dorobiwszy się niczego, umierając o wiele za wcześnie, lub żyjąc wręcz w biedzie, upokorzeni i wykorzystani, zniszczeni przez 10 lat podziemnej pracy i dwadzieścia lat tzw. Niepodległości. Myślę w tej chwili o wszystkich stoczniowcach, pracownikach PKP, robotnikach, którzy potracili warsztaty pracy, mieszkańców prowincji, żyjących ze zbioru jabłek lub umierających w drodze do pracy.

Myślę także o sobie i ludziach do mnie podobnych, przyjaciołach na całym świecie, którzy przez całe lata 80-te pracowali bez wytchnienia w podziemnej „Solidarności", i jak wszyscy ludzie uczciwi, potem, w czasach tzw. Drugiej „Solidarności", zostali albo ośmieszeni, albo potraktowani na tyle zle, że albo nie żyją, albo wtedy wyjechali za granicę albo żyją w Polsce o którą nie walczyli i która się teraz na nich mści.

Nazywam się Joanna Wojciechowicz, jestem architektem i dziennikarzem, na rencie inwalidzkiej od dwudziestu lat, do której dorabiam ciągle pracując w Stanach Zjednoczonych.

W czasach „legalnej „Solidarności" - Kierownik Działu Rozpowszechniania Informacji w Gdańskiej „Solidarności", internowana pierwszej nocy z 12-go do 13 -go grudnia 1981, do końca czerwca 1982, potem wielokrotnie aresztowana i stawiana przed Kolegium do spraw Wykroczeń, byłam także autorką i pomysłodawcą pierwszej Wystawy o „Grudniu 70'" otwartej 16-go grudnia 1981 roku. Na dwa lata przed Okrągłym Stołem założyłam GAI, (Gdańską Agencję Informacyjną „Solidarności") przekazującą informacje z podziemia do wszystkich polskojęzycznych (i nie tylko) międzynarodowych mediów.

Nie siedziałam i nie trzymałam nóg w wannie przez te wszystkie lata, jak Pan widzi,

Nie „uciekłam za granicę", choć azyl polityczny do Stanów otrzymałam już w 1982 roku.

Wyjechałam, jak „wygraliśmy", tj, w końcu czerwca 1989, i nigdy nie wykorzystałam azylu politycznego. Dalej tu mieszkam, bo nie mam za co żyć i mieszkać w Polsce, poza tym, przeraża mnie beztroska i działalność Pańskiego Rządu, przeraża mnie fakt, ze zeszłej zimy zamarzło w Polsce 100 osób, przeraża mnie fakt, ze widziałam Pana w TVN 24 mówiącego „polski lotnik to jest taki, który na drzwiach od stodoły poleci", po czym na takich właśnie drzwiach wysłaliście na pewną śmierć najszlachetniejszych ludzi Polskiej elity politycznej.

Przeraża mnie pogardliwe traktowanie ludzi. Przeraża mnie Wasze nieustanne manipulowanie faktami i fałszowanie historii. Przeraża mnie Wasz stosunek do „Smoleńskiego" śledztwa i nie kończące się oszustwa i manipulacje. Przeraża mnie Pan, jako prezydent mojego kraju.

Człowiek, który zaprosił generała Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego zhańbił się.

Ja sama jestem jednym z tysiąca świadków w sprawie GrudniA 1970' , wskazując ówczesnego Ministra Obrony Narodowej, jako autora kolosalnej prowokacji, zamienioną w masakrę, w Gdańsku, 15-go Grudnia 1970 roku.

Ten sam człowiek dokonał inwazji Czechosłowacji w 1968 roku. Stan Wojenny był tylko jedną z jego zbrodni.

I Pan jeszcze śmie obrażać publicznie nas, tych właśnie, którzy nigdy idei „Solidarności" nie zdradzili?

W swoim i ich Imieniu domagam się Pańskich publicznych przeprosin,

Joanna Wojciechowicz

Działaczka „Solidarności", uczestniczka strajku w 1980 roku, odznaczona przez ś.p. Prezydenta Lehca Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w 2006 roku.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tadeusz Świerczewski
Moderator


Dołączył: 12 Wrz 2006
Posty: 505

PostWysłany: Wto Gru 14, 2010 6:36 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Szanowna Pani Joanno!.
"TYLU NAS A JAK BY NIKOGO NIE BYŁO"
Tak, wielu z Naszych ludzi było zmuszonych do wyjazdu z Ojczyzny, gdyż ich pobyt zagrażał ich życiu i ich rodzin. Sam wysyłałem na obczyznę takich ludzi. Teraz już nikt nie chce pamiętać o Nich, pomijam mego "pieszczocha", tak go nazywałem na forum SWS, oraz na naszym forum p.t. "Wszyscy ludzie Komorowskiego". Proszę nie liczyć na to, że ten "człowiek" odpisze Pani. Gdzie my żyjemy najlepiej obrazuje J. Rymkiewicz:
Czy Jarosław Kaczyński jest skończony”
22 lis, 10:53 Joanna Lichocka / Newsweek Polska
Jest mi obojętne, że Prawo i Sprawiedliwość przegrywa wybory. Jarosław Kaczyński i PiS istnieją po to, żeby przechować wartości i odbudować Królestwo Wolnych Polaków – mówi Jarosław Marek Rymkiewicz.
Joanna Lichocka: Jeśli wierzyć prasie, Jarosław Kaczyński jest skończony. Już nigdy niczego nie wygra.
Jarosław Marek Rymkiewicz: Kaczyński ma przed sobą wszystko do wygrania. Przede wszystkim ma do wygrania niepodległość Polski. Choć ja nie wiem, czy to właśnie on ją wygra. Czeka nas długa, bardzo długa droga do niepodległości – będziemy do niej szli może pięćdziesiąt, a może sto lat. Zapewne niepodległą Polskę wybuduje więc któryś z jego następców. Po walecznym Władysławie Łokietku musi się pojawić (tak chcą dzieje Polski) Kazimierz Wielki. Ale żeby ktoś taki się pojawił, Jarosław Kaczyński – jak Łokietek, książę brzesko-kujawski – musi jeszcze wygrać wiele bitew.
Dlaczego tak pan w niego wierzy”
Dlatego, że jego partia reprezentuje moje interesy. A to znaczy, że reprezentuje interesy wszystkich Polaków, którzy pragną tego samego, czego ja pragnę – to znaczy tych wszystkich, którzy chcą żyć w niepodległej Polsce. To jest teraz jedyna taka partia w Polsce.
Jednak Kaczyński nie wygrywa kolejnych wyborów.
A to mnie mało obchodzi. To mi jest nawet kompletnie obojętne. Prawo i Sprawiedliwość oraz Jarosław Kaczyński istnieją po to, żeby przechować te wszystkie wartości, które posłużą do zrekonstruowania Królestwa wolnych Polaków. Jak pani widzi, ja Kaczyńskiego traktuję nawet trochę instrumentalnie. Może nawet chciałbym trochę nim manipulować.
Pan go kocha”
Kocham Ewę, Wawrzka, Anielkę i Ignacego. Anielka i Ignacy to są moje wnuki. Kocham też moje trzy koty i chciałbym, żeby wymienione były tutaj ich imiona – Psotka, Filek i Szarak. No i kocham też Polskę, bo jestem Polakiem o niemiecko-, rusko-, litewsko-, francusko-tatarskich korzeniach. Lecha i Jarosława – tych dwóch chłopców, którzy siedzieli na żoliborskim murku i pijąc wodę z sokiem z saturatora doszli do wniosku, że koniecznie chcą żyć w niepodległej Polsce – podziwiam. Ja też w pewnej chwili doszedłem do wniosku, że mogę żyć tylko w niepodległej Polsce – i zacząłem ją wokół siebie budować.
Pan rozumie to, co teraz robi Jarosław Kaczyński” Rozumie pan tę taktykę”
Ja wszystko rozumiem. A on to wszystko dobrze przemyślał – strategię i taktykę tych wszystkich Łokietkowych bitew, dzięki którym odzyskamy niepodległość.
Przemyślane jest usuwanie z partii popularnych polityków”
Jeśli mamy jedną partię, która służy niepodległości Polski, nie może być tak, żeby ktoś, kto działa w tej partii, myślał o własnych korzyściach i powodował się własnymi ambicjami. Jeśli to jest jedyna taka partia w Polsce, to musi ona być silna, spójna i zdolna do skutecznego działania. Kto szkodzi Prawu i Sprawiedliwości, ten szkodzi niepodległości Polski. Dobrze więc byłoby, żeby ludzie, którzy mają na uwadze własne ambicje i własne kariery, a interes Polaków jest dla nich rzeczą drugorzędną, wyszli z Prawa i Sprawiedliwości i poszli sobie gdzieś indziej. Jest tyle partii postkolonialnych – niech tam idą i tam walczą o władzę i wpływy.
Ale politycy PiS, którzy się z partią rozstali, mogą uważać, że właśnie służą krajowi. A pan z grubej rury, że występują przeciw niepodległości”
Powtarzam: teraz tylko Prawo i Sprawiedliwość służy sprawie polskiej – tak jak należy jej służyć w państwie postkolonialnym. Tak się bowiem złożyło (nad tym ubolewam), że wszystkie inne duże partie utrwalają i przedłużają ten postkolonialny stan rzeczy, w którym się znajdujemy; to nasze postkolonialne istnienie. Dlaczego one tak działają, to ja tego nie wiem, ale widać tak musi być. Żyjemy w postkolonialnym zamęcie i politycy nie bardzo potrafią się w tym połapać, nie rozumieją, jakie są teraz ich dziejowe obowiązki – może tak dałoby się to wytłumaczyć. Już to mówiłem, ale jeszcze raz powtórzę. To, że w tym zamęcie Lechowi i Jarosławowi Kaczyńskim udało się stworzyć niepodległościową partię Polaków i że tę partię popiera 20 czy nawet 30 procent tubylców, to jest prawdziwy cud. To bardzo dobrze o nas świadczy – o naszych dziejowych aspiracjach.
Co pan właściwie ma na myśli, gdy mówi, że Polska nie jest niepodległa”
Żaden kraj postkolonialny nie jest całkowicie niepodległy. Ukraina, Mołdawia, Indie, Botswana, nawet Finlandia, która bardzo długo była rosyjską kolonią, to są kraje postkolonialne. No i Polska. We wszystkich tych krajach zaborcy-kolonizatorzy nadal mają ogromne wpływy – kontrolują gospodarkę, działają w nich ich służby specjalne. Postkolonialny kraj ma postkolonialną literaturę i postkolonialną (naśladowczą) sztukę filmową. Jego gazety są postkolonialne, postkolonializm gnieździ się w głowach jego mieszkańców (tubylców). Prowadzi też postkolonialną politykę – wciąż stara się usłużyć i przypodobać swoim dawnym zaborcom-kolonizatorom.
To przykre, wstydliwe” A owszem. Ja się wstydzę. Trzeba tu jeszcze dodać, że niepodległość, tak jak demokracja i różne wolności (wśród nich wolność słowa), są w naszym postkolonialnym kraju strefowe. To znaczy – w pewnych strefach jest więcej niepodległości, w pewnych mniej, a w pewnych nie ma jej w ogóle. To się nawet rozkłada geograficznie. W Warszawie jest mniej niepodległości, a w Milanówku więcej. A tu, w tym pokoju, gdzie rozmawiamy, z widokiem na mój ogród, niepodległość jest stuprocentowa. Niech się pani przyjrzy, pani Joasiu, moim kotom i moim dereniom – one są całkowicie niepodległe.
Jak pan to mierzy”
Co do kotów, to zmierzyć to łatwo. Kiedy zawoła pani któregoś z nich, to uda, że tego nie słyszy, i odejdzie, pogardliwie unosząc w górę swój ogon. Jak pani widzi, Psotka ma tylko pół ogona, bo została przejechana przez samochód, kiedy, jako wolny kot, siedziała na środku jezdni. Spraw ludzkich tak dokładnie zmierzyć się nie da. Ale każdy chyba widzi, że w małych miasteczkach i wioskach jest więcej niepodległości niż w wielkich miastach. Kto mieszka w apartamentowcu, ten ma mniej wolności niż taki, który mieszka w swoim domu na prowincji, choćby i koślawym, i pracuje na swoim. Kto kupuje kartofle i brukselkę na milanowskim targu u pani Basi (która myśli dokładnie tak jak ja), ma więcej niepodległości niż ktoś taki, kto biega po warszawskich galeriach handlowych i kupuje tam jakieś zbytkowne rzeczy. Ale przecież w roku 1989 wierzyliśmy wszyscy (niemal wszyscy – ja nie wierzyłem), że cała Polska będzie niepodległa – że będziemy mieli niepodległość w jej wspaniałej całości! Dlaczego więc jej nie mamy” Po pierwsze dlatego, że kolonialne jarzmo to nie jest rzecz łatwa do zrzucenia; tego się nie zrzuca w kilka czy w kilkanaście lat. A po drugie dlatego, że właśnie wtedy, w czerwcu 1989 roku, haniebnie daliśmy się oszukać. I to jest nasza hańba – hańba tubylców! – a nie hańba tych, którzy nas oszukali. Uwierzyliśmy, że odzyskujemy niepodległość, kiedy na naszych oczach (oślepionych) wojskowy reżim przekazywał władzę wybranym przez siebie następcom.
Jakby miał pan śpiewać "Boże, coś Polskę", to zamiast słów "Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie", śpiewałby pan "racz nam wrócić, Panie"„ Tak jak ci Polacy na Krakowskim Przedmieściu, którzy 10. każdego miesiąca wspominają katastrofę w Smoleńsku”
Oczywiście, że śpiewałbym "racz nam wrócić, Panie". Ale śpiewałbym z głębokim przekonaniem, że Bóg nie ma z tym nic wspólnego – jeśli istnieje, to nie jest od tego, żeby zwracać nam niepodległość. Tę sprawę musimy wziąć we własne ręce. Bóg może będzie się temu przyglądał, jeśli zechce.
Mówi pan rzeczy dla liberalnego czytelnika straszne.
To teraz powiem coś, co wszystkim się spodoba. Trzeba bowiem przyznać, że w roku 1989 stało się też coś bardzo dobrego. Nastąpiła tak zwana ruska smuta, ruskie imperium rozpadło się (niestety, na krótko) i życie w jego koloniach zaczęło wyglądać nieco inaczej. Polacy, Węgrzy i Czesi odzyskali możliwość powrotu do swojego polskiego, węgierskiego oraz czeskiego życia. Ale uwaga! Powrót do polskich sposobów życia nie oznacza jeszcze powrotu do życia niepodległego. To jest powolny proces odbudowywania polskich obyczajów i polskich sposobów myślenia, które zostały wypracowane w dawnej polskiej (nawet staropolskiej) cywilizacji, a przez kolonizatorów były świadomie i okrutnie niszczone. Ten proces odbudowy życia polskiego zaczął się faktycznie już wcześniej – historycy powinni to opisać, a ja myślę, że zaczęło to się wtedy, kiedy Polacy uwierzyli, że kiedyś będą niepodlegli i że carskie imperium, choć odwieczne – nie jest wieczne. Wtedy zaczęli odbudowywać swoje życie i wracali do swoich zamierzchłych sposobów urządzania się w świecie. Ja wtedy zacząłem pisać mój cykl mickiewiczowski, cykl książek o Mickiewiczu, bo chciałem pokazać, jak można żyć po polsku, nawet pod rosyjską okupacją. Na tym fundamencie – polskich sposobów życia – trzeba teraz zbudować niepodległe państwo wolnych Polaków, które będzie naszą własnością, będzie nam sprzyjać i będzie nas bronić. O jak chciałbym tego dożyć! Ale nie dożyję.
Mam wrażenie, że gdy pan mówi o "polskim sposobie życia", myśli o XVI-wiecznej szlachcie, tej, o której pisze w książce o Samuelu Zborowskim. A jeśli współcześni Polacy, ci nowi, wielkomiejscy, wcale nie mają ochoty do tamtej tradycji nawiązywać” Może po wszystkich kataklizmach historii wcale nie czują się spadkobiercami szlachty” I wykuwają własny sposób życia, nie oglądając się na anarchistę Zborowskiego”
Tak się jakoś odwiecznie dzieje, że jedyną żywą tradycją polskiego życia jest życie szlacheckie. Czyli wszystko to, co wydarzyło się w I Rzeczpospolitej. Ja kompletnie tego nie pojmuję i nie wiem, dlaczego tak właśnie jest – może dlatego, że polscy chłopi pańszczyźniani też chcieli żyć jak ich panowie” Chcieli być polską szlachtą i co więcej, stali się nią. Bo my wszyscy jesteśmy polską szlachtą. Wszyscy jesteśmy polskimi rycerzami, wszyscy jesteśmy równi, równie piękni i równie wolni. I wobec tego każdy ma prawo domagać się dla siebie takiej wolności, jaka przysługiwała obywatelom I Rzeczpospolitej. Nie ma innej skutecznie działającej tradycji w Polsce. Nie ma tradycji pańszczyźnianego niewolnika. Nie ma nawet tej tradycji, która ukształtowała się w wieku XIX, czyli tradycji niewolnictwa proletariackiego. Wszyscy jesteśmy polską szlachtą i mamy do tego prawo – bez względu na to, czy nasi przodkowie mieli ziemie i dwory, czy małe chatynki, czy zgoła nic nie mieli.
Czyli szlachcic Tusk i panowie bracia z PO mówiąc nam: "nie róbmy polityki, budujmy mosty", realizują polski sposób życia”
Ale dlaczego mamy nie politykować” Przecież politykowanie to jest także nasz odwieczny polski sposób życia. Kto mówi: "nie politykujmy", ten chce nam odebrać nasz polski przywilej. Każdy polski szlachcic w I Rzeczpospolitej był uprawniony do politykowania. Wezwany, stawiał się na wolną elekcję, która wybierała świętego króla polskich rycerzy. Mógł się też awanturować na tej elekcji, nawet mógł się pojedynkować. Dochodziło tam do straszliwych napięć, takich, które groziły wybuchem wojny domowej. I często, na przykład po elekcji Stefana Batorego czy po elekcji Zygmunta III Wazy, do takich wojen – szczęśliwie niegroźnych – dochodziło. Właśnie dlatego, że każdy szlachcic miał równe prawo do udziału w polityce. Nie było tak, że szlachta uprawiała ziemię, wysyłała zboże do Amsterdamu i mówiła przy tym do jakiejś magnackiej elity: no, to teraz zajmijcie się za nas politykowaniem, a my będziemy zajmowali się miłym życiem w naszych dworach. Polacy są od wieków narodem politycznym. Dlatego w hasło "nie róbmy polityki" nikt tu nie uwierzy, bo to jest hasło lekceważące polskie sposoby istnienia, a przede wszystkim starodawne polskie prawo do wolnego politykowania.
Jak to nikt” Nie widzi pan, jakie poparcie ma Platforma Obywatelska”
W postkolonialnym kraju muszą być tubylcy – i nie może być inaczej – przyzwyczajeni do swojego postkolonialnego istnienia. Tacy, którzy uważają, że postkolonialne życie (czyli podrzędność) to jest coś miłego i bezpiecznego. Ci polscy tubylcy wierzą (ale to jest za dużo powiedziane – nie tyle wierzą, ile mówi to im ich postkolonialna podświadomość), że są ludźmi podrzędnymi, byle jakimi; że kto jest Polakiem, ten jest z urodzenia marniejszy od innych; że lepiej mieć tu drugą Irlandię albo drugą Japonię niż Polskę. To jest przykre, ale trzeba to wyraźnie powiedzieć: są wśród Polaków i tacy, którzy już nie chcą być Polakami, bowiem uważają, że Polak to jest ktoś taki, kto jest czyimś niewolnikiem, a przede wszystkim ktoś taki, kto jest niewolnikiem swojej gorszości, podrzędności, bylejakości. Gombrowicz! Stąd właśnie niebywały sukces tego postkolonialnego pisarza, który przyzwyczajał Polaków do ich postkolonialności. Nie chodziło mu o to, żeby wydobyć Polaków z tej dziury, ale o to, żeby uświadomić im ich podrzędność, drugorzędność. Francuzi, różne Sartre’y – to dla Gombrowicza było wyśmienite, pierwszorzędne. Jakie to niemiłe. Świetny stylista, znawca polszczyzny, ale dusza postkolonialna. Zresztą wszyscy jesteśmy po trosze postkolonialni. Dobrze pokazuje to również nasz podziw dla niemieckiego porządku i niemieckiej gospodarki. Przecież mamy swój ideał życia, ukształtowany przez I Rzeczpospolitą, i to jest ideał życia w wolności, z pewną skłonnością do anarchii. Taka anarchiczna wolność jest absolutnym przeciwieństwem niemieckiego porządku. Ów niemiecki Ordnung powinien więc nas raczej śmieszyć jako coś podrzędnego wobec naszego wspaniałego ideału życia w wolności, jako coś godnego lekceważenia czy politowania. Tymczasem u nas Ordnung się podziwia. A jednocześnie trochę się go boimy, bo przewidujemy, że Ordnung może się nam objawić w porządku maszerujących pułków SS. Oraz sztandarów ze swastyką w skolonizowanej Warszawie.
Ale z drugiej strony, przyjemnie jest, gdy pociąg przyjeżdża punktualnie.
Anarchiczna wolność może nie sprzyja punktualnemu przyjeżdżaniu pociągów, ale też mu szczególnie nie przeszkadza. To pokazuje nam tajemniczo I Rzeczpospolita. Przez cały XVI wiek na wszystkich granicach Rzeczypospolitej trwały (nieustannie!) wojny, a w Małopolsce i na Mazowszu w tym samym czasie panowały nienaganne stosunki gospodarcze; zaś w Czarnolesie Jan Kochanowski zaprowadzał idealny (choć zarazem trochę anarchiczny) porządek estetyczny. Porządek, ale anarchiczny – tu właśnie dotykamy istoty polskości. Piękno anarchicznego porządku to jest właśnie to, co nas czyni Polakami. Polska wolnych ludzi może więc być państwem porządnie zorganizowanym, a nawet potężnym. Ludzie postkolonialni, tubylcy, mają z tym pewne kłopoty, bowiem uważają (raczej czują), że piękne oraz godne podziwu są inne narody, a Polacy są brzydkimi nieszczęśnikami. Lepiej więc być Japończykiem czy Irlandczykiem niż Polakiem. Ja sądzę inaczej, choć Japończycy też mi się bardzo podobają. Szczególnie podoba mi się muzyka Takemitsu, którego uwielbiam. Japończyk Takemitsu, niemal mój rówieśnik, nie miał żadnych kłopotów ze swoim istnieniem, bo był z narodu kolonizatorów. Uważał, że jest równie dobry jak Debussy czy Ravel, i chyba się nie mylił. My, tubylcy, powinniśmy się uczyć na takich przykładach.
Tubylcy”
To brzmi trochę lekceważąco, ale musimy się przyzwyczaić, że z punktu widzenia Niemców czy Rosjan jesteśmy tubylcami. Mieszkańcy podbitych kolonii, a nawet byłych kolonii, to tubylcy, prawda” Wieki kolonialnego bytowania doprowadziły naszą społeczność do stanu, w którym wydaje się jej, że nie będzie mogła żyć w wolności. "Gdyby Niemcy nami rządzili, wreszcie zapanowałby tu jakiś porządek" – sądzę, że taka myśl pojawia się w głowach wielu Polaków. Ja charyzmatyczną siłę Jarosława Kaczyńskiego – siłę Łokietkową – upatruję właśnie w tym, że on stworzył partię, która mówi: nie jesteście gorsi; stańcie na nogi; macie prawo do niepodległego istnienia.
To dlaczego tak wielu Polaków głosuje na PO”
Dlatego, że wielu Polaków ma w głowach postkolonialny mąt i woli oddać władzę reżimowi, który reklamuje się jako liberalny, niż zaryzykować. Całkowicie niepodległe polskie istnienie wydaje się im czymś ryzykownym, bo nie wiadomo, co z niego wyniknie. I nawet mają trochę racji, bo wolność to jest coś wspaniale ryzykownego.
Raczej boją się PiS i Kaczyńskiego.
To jest domysł, z którym należy się liczyć. Istnieje – i to jest opisane w książkach socjologicznych i filozoficznych – coś, co jest lękiem przed wolnością. Murzyni z wielu afrykańskich kolonii też bali się wziąć sprawy w swoje ręce, dlatego oddawali władzę w ręce dyktatorów. Bali się wolności, nie wiedzieli, co z nią zrobić. A byłym kolonizatorom byli oczywiście na rękę postkolonialni tyrani, bo można było z nimi robić dobre interesy.
Czemu używa pan słowa "reżim" na określenie rządów, które są wynikiem demokratycznych wyborów w demokratycznym kraju”
Wybory w kraju postkolonialnym nigdy nie są demokratyczne, ponieważ w postkolonialnym kraju nie ma demokracji. Gdyby była demokracja, to by była wolność słowa. Gdyby była wolność słowa, to byłyby różne stacje telewizyjne – nie tylko takie, które nienawidzą Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. Gdyby była wolność słowa, byłoby też dużo różnych gazet, które działałyby na równych prawach. Wtedy żylibyśmy w kraju, w którym możliwe są demokratyczne wybory. Tu chodzi o równowagę opinii – wszystkie opinie, które się pojawiają, są uprawnione do równorzędnego istnienia. Otóż tego w Polsce nie ma. Upubliczniane, w sposób niemal totalny, są takie opinie, które są na rękę reżimowi. Ja mogę się wprawdzie odezwać i mogę nawet liczyć, że zostanie to opublikowane. Ale czy zostanę wysłuchany, to już inna sprawa. W tym sensie nie ma w Polsce żadnej wolności słowa. Zamiast wolności słowa jest przemoc medialna. To jest przemoc gorsza niż fizyczna, gorsza niż miażdżenie palców i wybijanie zębów. Przemoc medialna jest czymś wyjątkowo ohydnym.
Polacy na to pozwalają. W każdym razie nie przeszkadza im to, skoro telewizje i gazety, o których pan mówi, są czytane i oglądane. Może więc mamy innych Polaków, niż się panu wydaje” Takich, którym to nie przeszkadza” To są ich media, ich elity, ich autorytety. Są całe dzielnice, takie jak warszawskie Miasteczko Wilanów, głosujące masowo na PO.
To potwierdza moje przekonanie, że niepodległość Polski to jest rzecz strefowa. Gdzieś jest, a gdzieś jej nie ma. Znajdzie pani z pewnością takie wioski, które w całości głosowały na Jarosława Kaczyńskiego.
Wioski tak, ale nie całe miasta czy duże dzielnice.
Bo Polska jest teraz w wioskach i w miasteczkach. To tam jest centrum życia polskiego. Wielkie miasta nie odgrywają teraz w życiu polskim niemal żadnej roli. To bardzo ciekawe zjawisko. Nie chcę powiedzieć, że w wielkich miastach nie ma życia polskiego, ono w utajeniu istnieje, choć słabiej się objawia. Tym razem będzie więc tak, że wymarsz Pierwszej Kadrowej odbędzie się nie z krakowskich Oleandrów, ale spod Nowego Targu lub spod Łysej Góry. Tego już nie zobaczę, ale jestem pewien, że ten wymarsz nastąpi.
Skąd ta pewność”
W Polakach jest wielka wola życia. Niech pani pomyśli, ile przetrwaliśmy, nawet nie w ostatnich dziesięcioleciach, ale w ostatnich stuleciach; jak kolejni kolonizatorzy nas zastraszali, jak odbierali nam ochotę do życia – a my ciągle jesteśmy. Owszem, są dwie Polski. O tym mówi mój wiersz "Do Jarosława Kaczyńskiego", napisany po katastrofie smoleńskiej. Są dwie Polski. Ta, do której ja należę, jest ogromna, potężna, odwieczna. Ja uważam nawet, że jest wieczna – będzie istnieć wiecznie, pokąd istnieją narody. To jest Polska tych Polaków, którzy chcą pozostać Polakami. I jest druga Polska, mała i strachliwa, i wstydząca się swojego polskiego istnienia. To jest Polska tych Polaków, którym znudziła się, którym obrzydła ich polskość, którzy chcieliby porzucić swoją narodowość. Która z nich zwycięży – jak pani myśli” Ta ogromna czy ta malutka”
Ale przecież podział Polski pokazujący się w kolejnych wyborach to niemal pół na pół.
To dlatego, że mentalność postkolonialna jest złożona, dwoista. I bywa tak, że sama nie wie, jak się ma, i co ma o sobie sądzić. To jest też fenomen postkolonializmu. Postkolonialny Polak mówi sobie tak: jestem gorszy, nędzny, odrażający, bo jestem Polakiem. A zaraz potem mówi: jestem dumny, bo jestem Polakiem. Ale Polska na pewno nie jest pęknięta na pół. Jest teraz dokładnie tak, jak było wtedy, kiedy Mickiewicz pisał III część "Dziadów". Naród jest jak lawa, z wierzchu jest skorupa, a ogień jest w głębi. Trzeba docenić geniusz Mickiewicza, który opisał naszą obecną sytuację.
Mówi pan tak, jakby pan nie jeździł autobusem czy kolejką i nie widział, jak Polacy nawzajem się nie znoszą, bo ten z PO, a tamten z PiS. Twierdzi pan, że nie ma podziału, że nasz naród jest jak lawa” Może czas wyrzucić z głowy tę frazę”
Ja tę lawę widziałem, patrząc na krakowski rynek podczas uroczystości pogrzebowych. Widziałem i słyszałem to, co wszyscy widzieli i słyszeli. Widziałem ogromny tłum śpiewający "Jeszcze Polska nie zginęła". Widziałem, jak wynoszono trumny z kościoła Mariackiego. Widziałem, jak je układano na lawetach. Słyszałem ten straszny, wielki krzyk osieroconych Polaków: "dziękujemy, dziękujemy". A potem z kościoła wyszedł Jarosław Kaczyński i wtedy zapanowała wielka cisza, a w tej ciszy odezwał się jakiś męski, jeszcze nawet młodzieńczy głos. Trochę nawet z takim łobuzerskim akcentem. Co ten ktoś krzyknął, to wszyscy słyszeli: "Jarek, trzymaj się". To była wielka narodowa chwila. To było tak, jakbym to ja krzyczał, jakby krzyczał każdy, kto był przytomny tej chwili. Jakby to Polska krzyknęła: "Jarek, trzymaj się". Wtedy zrozumiałem, że to jest pointa tego mojego wiersza – "Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie". To, co się zdarzyło 10 kwietnia i po 10 kwietnia, od razu weszło między wielkie wydarzenia historii Polski. To wszystko – ten pogrzeb warszawski i ten krakowski, i ten Wawel, i te trumny przewożone na lawecie, i ten uścisk premiera Tuska z carem Północy – to wszystko już się usymbolizowało. Te symbole szukają teraz swego miejsca między wielkimi symbolami naszej narodowej historii. Walka z mitem, który powstał, jest bezowocna, a kto z nim walczy, ten ów mit wspomaga, ten go też buduje.
Mamy nowy mit narodowy, a Polacy lubią mieć mity.
Mity są nie tylko niezbędne dla życia narodowego, ale są też piękne, nawet jeśli są okrutne, a ich piękno ustanawia okrutne, dzikie piękno naszych narodowych dziejów. Trochę boję się o tym mówić, bo może należałoby z tym poczekać, uzyskać jakiś większy dystans, ale powiem, bo ktoś, tak czy inaczej, musi to wreszcie powiedzieć. Ja widzę wielkie dziejowe piękno tego wszystkiego, co wydarzyło się 10 kwietnia i zaraz potem. I nie chodzi tu tylko o piękno pogrzebu i pochówku na Wawelu, bo wiadomo, że Wawel jest piękny ze swojej natury, jak piękny jest każdy narodowy początek, jak piękne są każde legendarne narodziny narodu. Pogrzeb Piłsudskiego był piękny. I Słowackiego, bo tak chciał Piłsudski. Ale ta straszna katastrofa także staje się już piękna. Szczątki tupolewa są piękne. Piękne jest to okropne pole i połamane drzewa w pobliżu smoleńskiego lotniska. W historii Polski wydarzyło się coś wielkiego, strasznego i pięknego. Trzeba na to spojrzeć z perspektywy stuleci, bo polska opowieść o tym, co się wydarzyło pod Smoleńskiem, będzie opowiadana także i za tysiąc lat. Dlatego szczątki samolotu są piękne – jak nasze narodowe dzieje.
Niewątpliwie mamy tu do czynienia z natychmiastową symbolizacją.
Co się dość rzadko zdarza w historii – zwykle musi upłynąć trochę czasu, żeby pojawiła się mityczna opowieść. Mit ma swoje tajemnicze zawiłości. Pewne wydarzenia – nie bardzo wiadomo dlaczego – szybko się symbolizują. Jak choćby śmierć księcia Józefa skaczącego do Elstery, śmierć, prawdę mówiąc, trochę przypadkowa, nawet niepotrzebna. A inne ważne wydarzenia w ogóle nie wchodzą w przestrzeń mityczną. Jak choćby nieudane samobójstwo Tadeusza Kościuszki na pobojowisku pod Maciejowicami. Świetna scena, która powinna stać się symbolem polskiego losu – i nic z tego, historia ją gdzieś schowała, zatarła. A jeśli już mówimy o mitycznych symbolizacjach, to chcę powiedzieć, że Jarosław Kaczyński też już staje się, a nawet stał się symbolem. Dlatego na początku naszej rozmowy porównałem go do walecznego Władysława Łokietka, który przegrywał, wygrywał, i znów przegrywał, i znów wygrywał, i tak przez całe swoje życie, bitwa po bitwie, z Krzyżakami, z Wacławem II, aż zrekonstruował zrujnowane Królestwo Polaków. Co do wzrostu, to też zachodzi wyraźne podobieństwo. Jarosław Kaczyński jest świetnym, zręcznym politykiem, ale to już nie jest takie ważne, bo ważniejsze jest teraz coś innego. Otóż ten człowiek, już niemłody, ale przecież też nie stary, któremu nie wszystko się udawało, który musiał znieść wiele upokorzeń i porażek, pewnie wcale nie myśląc o tym, że zmierza w takim właśnie kierunku, stał się obecnie żywym symbolem niepodległej Polski, którą ma dla nas wywalczyć. Jak Łokietek ze swojej rycerskiej groty pod Ojcowem, tak on wyszedł ze swojej inteligenckiej żoliborskiej groty, żeby walczyć z wrogami Polski. Patrzę teraz na niego i widzę mitycznego bohatera Polaków. Niech się Pan trzyma, Drogi Panie Jarosławie.
Gdy spotkaliśmy się trzy lata temu, mówił pan, że Jarosław Kaczyński jest postacią historyczną, bo ugryzł żubra w dupę. Żubr, symbol Polski, spał pod lipą, prezes PiS podszedł, ugryzł go i obudził. Ale ten żubr chyba uciekł Kaczyńskiemu”
Przecież było wiadomo, że ugryziony żubr gdzieś ucieknie, no i uciekł, gdzieś pomknął. Ale ja w tej rozmowie mówiłem też, że żubr galopuje w jakąś nieznaną przyszłość. Teraz to już widać trochę lepiej, a moja koncepcja Polski postkolonialnej pozwala to lepiej zrozumieć – żubr przez jakieś straszne ostępy, chaszcze, zarośla galopuje ku niepodległości. Słyszę jego tętent, tętent odradzającego się polskiego życia. Będziemy mieli wspaniałe państwo wolnych Polaków, w którym Jarosław Kaczyński będzie miał pomniki. Będzie stał obok Lecha. Albo będą siedzieli na murku, pijąc wodę z sokiem z żoliborskiego saturatora.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Gru 14, 2010 7:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ale to jest właśnie ta klasa. Przed chwilą znalazłem dość trafne:
Cytat:
wyborcy PO uwielbiają jej chamstwo i jej łamanie reguł. Oni tym żyją. To ci sami młodzi-wykształceni dla których szczytem finezji w dowcipie jest puszczanie wiatrów w stronę zapalonej zapalniczki. Oni chcą by Bronek był chamem.
I love Polish Ham !

I dla nich mam tekst jak nic dziś aktualny .
Jacek Zwoźniak - Piosenka na wszelki wypadek

Kiedy przyjdą podpalić dom,
Jeśli ci zechcą go zapaskudzić,
To nie czekaj, aż zbudzi cię dzwon,
Bo się z ręką w nocniku obudzisz.
...

(wyrwane z I love Polish Ham...- po debacie)

I listy otwarte ludzie piszą (o choćby tu: http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt10478.html ), ale przysłana nam ekipa chyba czeka aby rozstrzygnięcie finalne było takie jak w proponują to słowa przytoczonej wyżej piosenki (choć brak ich w cytowanym fragmencie).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pią Gru 17, 2010 2:22 pm    Temat postu: Dr Elżbieta Morawiec "Poczet prezydentów III RP" Odpowiedz z cytatem

Dr Elżbieta Morawiec



Jeszcze chwila, a na salony belwederskie trafi "człowiek honoru" ― generał Kiszczak

Poczet prezydentów III RP



"Nasz Dziennik", nr 294(3920) z 17 grudnia 2010 r.,
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101217&typ=my&id=my05.txt




Cóż z tego, że Bronisław Komorowski był w opozycji, skoro zapraszając i rehabilitując Wojciecha Jaruzelskiego, sowieckiego janczara, wymierzył policzek wszystkim bezimiennym działaczom, drukarzom, kolporterom podziemnej "Solidarności".

Wojciech Jaruzelski, kryptonim "Wolski", pierwszy prezydent III RP, wybrany z łaski głosów nieważnych oddanych przez oportunistów Okrągłego Stołu. Wierny janczar sowieckiego imperium, dławiciel wolności Czeskiej Wiosny, kat robotników Wybrzeża w 1970 r., kat Narodu Polskiego w roku 1981. Miał na tyle cynizmu, aby pojawić się z "przeprosinami" u rodziców zamordowanego przez esbeka Bogdana Włosika. Człowiek, na którym nadal ciążą oskarżenia procesowe. Wybrali go nasi "opozycjoniści" i do dziś hołubią.

Drugi prezydent III RP był trybunem ludowym. Zwykł o sobie mówić, że to on zrobił Sierpień i "Solidarność". Pseudo: "Bolek". Po kryjomu wyprowadzający z UOP dokumenty na swój temat. Wspierający ― przeciwko Narodowi ― "lewą nogę".

Trzeci był w cudnym niebieskim krawacie ― przefarbowanym z czerwonego, chory na "filipińską chorobę", nawołujący do szydzenia z Papieża Polaka, wsławiony pijaństwem na grobach katyńskich. Podobno ― agent "Alek". Przetrwał dwie kadencje. O mało co magister.

Czwartym był prawdziwy inteligent, doktor praw, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, uczestnik walk "Solidarności", obrońca polskiego interesu narodowego, człowiek świadom zagrożeń Europy i Polski. Za prezydentury zgotowano mu spektakl upokorzeń, wreszcie unicestwienie ― udało się go zabić.
Piątym jest 11-dniowy magister historii, "hrabia", opozycjonista. Obok niego mamy innego "historyka". Donald Tusk sławny z wypowiedzi, że "polskość to nienormalność", i z uczestnictwa w ponurym sądzie kapturowym nad rządem Jana Olszewskiego (jeśli komuniści nas poprą, to się uda), znany z filmu "Nocna zmiana".


Hańba Polski


Wybrany 9 milionami polskich głosów Bronisław Komorowski nie jest poczciwym "papą gafą" ani panem Jowialskim. Historię własnego Narodu ma za nic. Lista jego dokonań, jak na krótki czas prezydentury, jest "znacząca". Zawiera w sobie i "mruganie" do Polaków z ekranu podczas wizyty w Moskwie ("myśmy tu byli w 1612"), i równoczesny wiernopoddańczy hołd wobec wszechcara Rosji Władimira Putina. Komorowski jeszcze przed śmiercią prezydenta Kaczyńskiego ogłasza się elektem.

Atakując w prasie krzyż przed Pałacem Prezydenckim, dozwala na agresję barbarzyńskiej zgrai wobec ludzi broniących krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Chyłkiem, po cichu, dysponuje wmurowanie tablic nie ku czci ofiar, ale "Polaków modlących się pod krzyżem". Bladym świtem powoduje usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego.

Próbuje postawić bolszewikom z 1920 r. pomnik chwały na polu Bitwy Warszawskiej, w rocznicę historycznego polskiego zwycięstwa, ocalającego nie tylko Polskę, ale i Europę. Ku pohańbieniu Narodu Polskiego i bohaterskich obrońców ― z ks. Ignacym Skorupką na czele. Tym aktem prezydent RP znieważył pamięć 200 tys. żołnierzy poległych za Polskę w tej wojnie.
Nadaje najwyższe odznaczenia współarchitektom Okrągłego Stołu, w tym szczególnie zasłużonemu w zohydzaniu Polski.

Oznajmia nam, 10 milionom członków "Solidarności", 8 milionom głosującym przeciw niemu, że zaprasza agenta "Wolskiego" ― współsprawcę masakry polskich stoczniowców w 1970 r., sowieckiego kondotiera w Czechosłowacji w 1968 r., człowieka, który ma na rękach krew polskich patriotów lat 40. i 50., górników kopalni "Wujek" z 1981 r. ― do Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Ten człowiek nie tylko nigdy się nie pochylił nad katastrofą smoleńską, ale usilnie zabiegał o zatarcie jej pamięci, sekundował w opluwaniu Narodu (nekrofilia, matoły, wataha do wyrżnięcia) przez swoich kolegów z PO. Kraj się wali, jego bezpieczeństwo zagrożone jest w wielu dziedzinach, a prezydent wzywa do rady w sprawie bezpieczeństwa sowieckiego żandarma Polski, słynnego z obrony komunizmu przed Polakami.

Mieniący się katolikiem, pierwszy obywatel RP ośmiela się post factum ingerować w kazanie ks. płk. Sławomira Żarskiego wygłoszone 11 listopada w warszawskim kościele Świętego Krzyża. Tego nie zrobił nawet żaden z komunistycznych władców Polski. Tak zachowywał się Jerzy Urban wobec ks. Jerzego Popiełuszki.

Jeszcze chwila, a na salony belwederskie trafi "człowiek honoru", generał Kiszczak. I będzie jak w Mickiewiczowskim menuecie z "Dziadów":

[Salonowcy]: Jaka muzyka, jaki śpiew,
Jak pięknie meblowany dom.

[Patrioci]: Te szelmy z rana piją krew,
A po obiedzie rum.

[Salonowcy]: Och, jaka świetność,
przepych jaki. (...)

[Patrioci]: Ach, szelmy,
łotry, ach, łajdaki!
Żeby ich piorun trzasł.


Historia to nie 11 dni pisania pracy magisterskiej, historia to ta prawda, jakiej nauczał nas Jan Paweł II. Strzeżcie mi tego krzyża, od Tatr do Bałtyku, strzeżcie mi tego dziedzictwa, które nazywa się Polską. Pan je już zaprzedał, Panie Hrabio Komorowski, Pan to wszystko zaprzedał ― ku upodleniu Polski. Pan sprzedał to, co Polska miała do zaofiarowania Europie. I cóż stąd, że był Pan w opozycji i doznał prześladowań ze strony komunistycznej władzy? Doznało ich tysiące Polaków, dziś wielu z nich żyje w skrajnej biedzie. Zapraszając na posiedzenie RBN Jaruzelskiego, sowieckiego janczara, wymierzył pan policzek wszystkim tym bezimiennym działaczom, drukarzom, kolporterom podziemnej "Solidarności", napluł pan w twarz własnemu Narodowi. Ale pohańbił Pan nie tylko Naród, pohańbił Pan przede wszystkim wysoki urząd Prezydenta RP. Choćby nie wiem ile cioć arystokratek, zaprzańców i Palikotów Panu przyklasnęło ― nic tego nie zmyje. Zbezcześcił Pan ofiarę krwi, dzięki której piastuje Pan zaszczytny urząd, skalał pamięć ofiar stanu wojennego i dobre imię Polaka. Historia nie trwa 11 dni i zapisze Pańskie imię najczarniejszymi zgłoskami. Już je zapisała.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum