Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

DARWINIZM W OPAŁACH

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Mar 10, 2007 3:25 pm    Temat postu: DARWINIZM W OPAŁACH Odpowiedz z cytatem

DARWINIZM W OPAŁACH

Pytanie o własne pochodzenie zawsze było dla rodzaju ludzkiego fascynujące. Naukową odpowiedź, wydawać by się mogło, rozstrzygająca, dał w połowie XIX w. Charles Darwin. Jej istotą był mechanizm ewolucji, czyli powolnych, stopniowych, tym nie mniej jednak, ciągłych zmian form życia. Teoria ta do dziś jest dominującą.
Wydawać by się mogło, że droga tej dominującej teorii powinna być prosta – w toku zbierania materiałów empirycznych powinna mieć coraz solidniejsze podstawy, a wraz z rozwojem narzędzi teoretycznych, jej elementy powinny być cyzelowane. Krótko mówiąc, teoria miała być coraz lepsza. Tymczasem, w tym przypadku, jest odwrotnie - im dalej, tym gorzej. Wątpliwości jest coraz więcej.
Na samym początku, wszystko zapowiadało się bardzo dobrze. Wiadomo było, że dowodów na słuszność ewolucjonizmu należy szukać w przeszłości, a dokładniej, w skamielinach, których nigdy nie brakowało. Zakute w skałach miały czekać na odkrycie i uporządkowanie, ku chwale darwinowskiej teorii. Sam Darwin do tego stopnia nie miał wątpliwości, że wygłosił dość ryzykowne twierdzenie: “Jeżeli ktoś odrzuci moje poglądy na podstawie dowodów geologicznych, to w sposób uprawniony odrzuci całą moją teorię”. No i wykrakał! Od tego czasu minęło prawie półtora wieku, w którym to czasie odkryto miliardy skamielin. Około sto milionów z nich trafiło do muzeów całego świata. Niestety, ten aż nadto obfity materiał, nie zapełnił dziur w zapisie geologicznym. Zamiast upragnionego obrazu prostoliniowej, stopniowej, ciągłej ewolucji są nagłe skoki, zygzaki, oscylacje, rzadko widać niewielką akumulację zmian.

Eksplozja kambryjska

Szczególnie zagadkowy jest okres kambryjski ery paleozoicznej, czyli czasy 500-600 milionów lat temu. Tam zieje dziura w zapisie geologicznym . Prawie wcale nie znaleziono skamielin wielokomórkowców sprzed tego okresu. I nagle, w ciągu 10 mln. lat, co jest okresem bardzo krótkim w geologii, życie na Ziemi nagle zakwitło. Pojawiły się złożone formy życia. Przede wszystkim, morskie bezkręgowce, wśród, których najliczniejsze były trylobity. Miały one wieloczłonowe czułki, czyli dość skomplikowane oczka. Nagle zjawiły się także: archeocjaty, otwornice, promienice, głowonogi, małże, ślimaki i ramienionogi.
Szczególnie ważny jest fakt, że wszystkie te żyjątka pojawiły się mimo braku śladów po swoich przodkach. Jakby “ spadły z sufitu”. A przecież dla teorii zakładającej stopniową, ciągłą ewolucję, właśnie formy przejściowe mają kluczowe znaczenie. To, że pojawia się nagle jakiś nowy gatunek, jak np. kręgowce (ryby), jest ważne, ale znacznie ważniejsze jest pokazanie z jakich wcześniejszych form gatunek ten wyewoluował. Ryby też jakby “urwały się z choinki”. Ich pojawienie poprzedzają bogate zbiory skamielin z całych dziesiątek milionów lat – i znów, bez śladu przodków. Część gatunków pojawiła się nagle i nagle zniknęła.
Łańcuch ewolucji jest porwany. Brak jest połączeń, obrazowanych skamielinami, w tych miejscach, gdzie to jest najbardziej potrzebne. I nie ma wytłumaczenia, że z tych okresów nie zachowały się skamieliny. Wręcz odwrotnie, zachowało się ich bardzo dużo.
Wygląda na to, że do wyjaśnienia tych zjawisk geologia potrzebuje odkryć jakiś mechanizm, bo z pewnością mechanizm ewolucji tu zawodzi.

Darwinowska “czarna skrzynka”

Mechanizm ewolucji zawodzi także na innym polu, które można by nazwać Lilipucim. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat dokonał się olbrzymi postęp w biochemii. Pod mikroskopem, na poziomie molekularnym wyjaśnia się wiele zjawisk nie wyjaśnialnych przy pomocy dotychczasowych perspektyw i metod .Poziom wiedzy jest tak duży, że na miejscu jest postawienie pytania, czy przypadkiem nie wiemy czegoś więcej na temat źródeł życia. A szczególnie, czy nowe odkrycia popierają bezwarunkowo teorię ewolucji. Sam Darwin jakby do tego zapraszał, stwierdzając: “jeżeli okaże się, że istnieje jakiś złożony organizm, który nie mógł być uformowany drogą wielokrotnych, niewielkich modyfikacji, moja teoria absolutnie się załamie”.
Problem ten podjął biochemik, Michael J. Behe w wydanej w 1996 r. książce pt. “Darwin’s Black Box”. Tytuł wziął się stąd, że w czasach Darwina zjawiska na poziomie komórkowym były słabo zbadane.
Cóż się okazało, gdy zeszło się z poziomu całych organizmów, czy poziomu anatomicznego, na mikropoziom? Behe stwierdza, że są systemy o “nieredukowalnej złożoności”. Składają się one z szeregu dobrze dopasowanych współdziałających ze sobą części, które współprzyczyniają się do jakiejś podstawowej funkcji. Usunięcie jakiejkolwiek części musi prowadzić do zaprzestania efektywnego funkcjonowania sytemu. Jako prosty przykład podaje Behe pułapkę na myszy składającą się z kilku prostych części. Wystarczy, że zabraknie którejś z nich, by całość była bezużyteczna. Nie da się też podać czegoś, co byłoby protoplastą tego prostego urządzenia. Jednak koronny przykład znajduje się na poziomie bakterii. Chodzi o “flagellum”, jakby miniaturowy, molekularny silniczek pracujący z prędkością 20 000 obrotów na minutę. Dzięki niemu niektóre bakterie mogą poruszać się w środowisku wodnym. Ten mikroskopijny mechanizm pływający nie mógł wykształcić się na drodze ewolucji.
Wyjaśnianie ewolucjonistyczne ma to do siebie, że wyjaśnia systemy już funkcjonujące. Można pokazywać jak one powstały poprzez stopniowe, kumulujące się zmiany. Natomiast opisywany system nie da się stworzyć poprzez małe, stopniowe zmiany jakiegoś protoplasty. Przodek musiałby nie mieć jakiejś części, a to na mocy definicji, w ogóle nie pozwalałoby na funkcjonowanie. Tu nie ma miejsca na formy pośrednie, na przekształcenia. System o “nieredukowalnej złożoności” musi zaistnieć od razu, albo nie będzie istniał wcale.
Nauka dostarcza coraz więcej przykładów systemów o “nieredukowalnej złożoności”. Dowodzi to, że pewna część przyrody nie daje się zrozumieć przy pomocy paradygmatu ewolucjonistycznego. Wszystko wskazuje na to, że jest ona owocem czyjegoś “inteligentnego projektu” (“Intelligent Design”).

William A.Dembski

Po paleontologach i biochemikach do uważnego i krytycznego przyjrzenia się ewolucjonizmowi dołączyli matematycy. Już w latach 60-ych teoretycy informacji postawili następujący problem: Do stworzenia życia potrzebna była pewna ilość informacji – czy mogła ona zgromadzić się, czy rozwinąć na zasadzie przypadku, bez czyjegoś celowego działania? Odpowiedź brzmiała – nie. Życie na Ziemi musiało być stworzone.
Matematycy sformułowali problem następująco: Czy od początku istnienia świata upłynęło wystarczająco dużo czasu, by mogły zajść wszystkie stopniowe zmiany, które w efekcie doprowadziły do powstania skomplikowanych narządów, takich jak na przykład, oko?
Czołowym reprezentantem tego nurtu krytycznego stał się człowiek – instytucja, William A. Dembski. Ma on bardzo gruntowne, rzadko spotykane wykształcenie: doktoraty z matematyki i filozofii, magisterium ze statystyki i teologii oraz stopień “bachelora” z psychologii. Wydał on całą serię książek, od przełomowej, “The Design Inference: Eliminating Chance Through Small Probabilities” w 1998 r., poprzez “Intelligent Design:The Bridge Between Science and Theology” w 1999 r., “No Free Lunch: Why Specified Complexity Cannot be Purchased without Intelligence” w 2002 r., po “The Design Revolution” wydaną w 2004 r.
Ruch (jeśli sprawę ująć szerzej), a jednocześnie nurt naukowy nazywany “Intelligent Design”, stawia sobie za cel badanie oznak inteligencji w systemach biologicznych. Stało się to konieczne, gdyż ślepe, naturalne prawa przyrody nie wystarczają do zrozumienia niektórych systemów naturalnych. Natomiast stają się zrozumiałe, gdy przyjmuje się działanie inteligentnych przyczyn.
Oczywiście, kluczowym wyzwaniem, które przed takim programem badawczym stoi, jest wypracowanie kryteriów pozwalających na odróżnienie tego, co mogło powstać na zasadzie długotrwałych, przypadkowych zdarzeń, od tego co nie mogło powstać bez udziału inteligencji. Są dyscypliny naukowe, które mogą być w tym przedsięwzięciu pomocne, gdyż wypracowały przydatne metody: kryptografia, daktyloskopia, archeologia, czy poszukiwanie pozaziemskiej inteligencji (SETI). Ta ostatnia musi odróżnić przypadkowe sygnały docierające do nas z kosmosu od zestawów sygnałów wskazujących na udział inteligencji w ich wytworzeniu. Postęp w programie “Inteligentnego Projektu” zależy od rozwoju teorii prawdopodobieństwa i informatyki.
Dembski wyróżnił odpowiednie kilkuczynnikowe kryterium, które nazwał “określoną złożonością” (“specified complexity”). Behego “nieredukowalna złożoność” stanowi szczególny przypadek “określonej złożoności”. Mając takie kryterium możemy przystąpić do poszukiwania struktur, obiektów i zdarzeń stworzonych inteligentnymi przyczynami.
“Określona złożoność” ma pięć składników. Nie miejsce tu na ich szczegółowe analizowanie. Poprzestanę na dwóch: pierwszym i ostatnim. Pierwszy, określany jako “probabilistyczna wersja złożoności” może być zobrazowany na przykładzie kombinacji zamka cyfrowego w “sejfie”. W porównaniu ze skomplikowaniem organizmów żywych mówimy tu o śmiesznie małych liczbach i bardzo wysokim prawdopodobieństwie. W zamku przy możliwościach cyfrowych od 00 do 99 i 5 możliwych obrotach, jest tylko 10 miliardów kombinacji. Gdyby szansa powstania życia, czy ukształtowania się na przykład oka poprzez procesy oparte na przypadku, była tak wysoka, jak szansa otwarcia takiego zamka przez przypadek, to trzeba byłoby uznać ewolucjonizm w podskokach.
Inny składnik kryterium nazywany “granicą uniwersalnego prawdopodobieństwa” (“universal probability bound”) pokazuje w pełni o jakiej skali problemu mówimy. Otóż, dopóki mówiło się ogólnikowo o masowych, występujących w okresie miliardów lat zdarzeniach, wypadało aprobująco pokiwać głową. Bo, na przykład, jak pamiętam z zajęć ze statystyki, twierdzono, że gdyby tak posadzić z miliard małp wyposażonych w maszyny do pisania i stukałyby one przez setki milionów lat, to którejś udałoby się kiedyś przez przypadek wystukać Dzieła Wszystkie Szekspira. Problem pojawił się gdy zaczęto wyliczać granice prawdopodobieństwa nazywane “zasobami probabilistycznymi”. A co będzie, jeżeli okaże się, że liczba wszystkich zdarzeń, jakie zaszły od początku istnienia świata jest za mała, by osiągnąć prawdopodobieństwo równe 1 w tej niezwykłej , obejmującej dzieje świata loterii.
Wszystko da się wyliczyć. Jeżeli, na przykład mielibyśmy do czynienia z grą, pochodną “6/49”, jakąś taką “1/49”, to prawdopodobieństwo wygranej mielibyśmy równe jeden, czyli mielibyśmy pewność, że wygramy, już przy obstawieniu wszystkich 49 numerów, czyli licząc po 2 dolary za los, nieuchronna wygrana kosztowałaby nas jedyne 98 dolarów. Przy drobnej zmianie: z 1 na 6, prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu w losowaniu spada brutalnie w dół. Sumy, która zapewniłaby wygraną, w życiu nie widziałem na oczy. A to jest doprawdy tak zwane małe piwo w porównaniu z prawdopodobieństwami, które w grę wchodzą, gdy mówimy o powstaniu życia, czy przechodzeniu z jednych form organizmów żywych w inne.
“Granicę uniwersalnego prawdopodobieństwa” da się wyliczyć. Trzeba wziąć pod uwagę ilość cząstek elementarnych (to tylko 10 do 80 potęgi). Także granicę szybkości przechodzenia jednego stanu materii w inny (nie mogą zajść szybciej niż 10 do 45 potęgi na sekundę). No i na koniec , uwzględniamy wiek świata. W efekcie otrzymujemy 10 do 150 potęgi, co jest maksymalną liczbą wydarzeń, jakie od początku istnienia świata mogły zajść. I ta liczba jest właśnie “granicą uniwersalnego prawdopodobieństwa” .Jeżeli mamy do czynienia z wydarzeniem, którego prawdopodobieństwo jest mniejsze niż 1 na 10 do 150 potęgi, to pozostaje ono nieprawdopodobne na drodze losowej; nie może być dziełem przypadku. Jeżeli coś nie mogło powstać na drodze naturalnych procesów, czy w efekcie działania materialnych mechanizmów, to musiał zadziałać jakiś podmiot posiadający inteligencję.
Nie ulega wątpliwości, że ewolucjonizm nie spełnił szumnych obietnic. Nie jest w stanie wyjaśnić wielu zjawisk, które powinien. Z drugiej strony, ruch “Inteligentnego Projektu”, jak słusznie zauważa ekspert, Nina N. Liu z Pekinu (Chiny), koncentruje sie na krytyce paradygmatu ewolucjonistycznego i sam nie stworzył ram teoretycznych o dużych walorach eksplanacyjnych. Stąd, za wcześnie jest twierdzić, że stanowi on zagrożenie dla dominującego we współczesnej nauce paradygmatu .
Można argumentować , że mimo dość długiego filozoficznego rodowodu teleologicznego (św. Tomasz z Akwinu, Paley) sam ruch, w swej nowoczesnej formie, ledwie powstał i liczy sobie dopiero parę lat. Jakkolwiek trzeba przyznać, że potężnieje, potężnieje w oczach.


Edward Sołtys

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Sob Mar 10, 2007 8:53 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

NARESZCIE!!!!!!!!!
_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Nie Mar 11, 2007 2:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirosław Dakowski maj 2006

Czy ewolucjonizm jest nauką

Matematyka ewolucji a logika ewolucjonistów

Motto: The great majority of sequences can never have been synthesized at all, at any time .
Sir Francis Crick o "podwójnej spirali", [19], str. 51

Streszczenie
Podano różne zakresy pojęcia ewolucjonizm. Zebrano dostępne obliczenia lub oceny prawdopodobieństw różnych etapów "samoorganizacji materii", od ewolucji chemika-liów przez "dobór naturalny" dla rozmnażania bezpłciowego oraz płciowego i wresz-cie powstawania nowych gatunków. Przedstawiono implikacje tych rachunków dla prawdopodobieństw powstania życia i myśli we Wszechświecie w czasie od Wielkiego Wybuchu do teraz. Wyrażono zaniepokojenie dezinformacją w szkołach na temat zbio-ru poglądów, często sprzecznych między sobą lub błędnych, a nazywanych "teorią".

Wyjaśnienie. Nie jest to polemika "kreacjonisty" z "ewolucjonistami", lecz zastosowanie ogólnie przyjętych kryteriów naukowości i argumentów matematycznych do paradygmatu Ewolucji oraz do wierzeń o podłożu ideologicznym.

Wiek Wszechświata.

Rozumowanie musimy zacząć od Początku. W pierwszych dziesięcioleciach XX w. fizycy, astrofizycy i astronomowie odkryli miarowe rozszerzanie się Wszechświata, co do-prowadziło do sformułowania pojęcia stałej Hubble'a i do jej pomiaru, a dalej do uznania fizycznej realności Wielkiego Wybuchu.
W ostatnich osiemdziesięciu latach kosmologia rozwijała się wokół zagadnień zwią-zanych z faktem, że ok. 13 miliardów (±2 mld) lat temu powstały Czas i Przestrzeń oraz Ma-teria i Energia, czyli cały ekspandujący Wszechświat. Bada się też zagadnienia dalszej jego ewolucji. Te ramy czasowe są dla dalszych wywodów istotne: Na powstanie pierwiastków i ewolucję pierwotnych galaktyk mamy więc "tylko" pierwsze miliardy lat. Zatem wszystkie hipotezy dotyczące ewolucji biologicznej "naturalnej", t.j. opartej jedynie o prawa świata ma-terialnego, muszą zmieścić ten proces (powstania i rozwoju życia w Kosmosie) w (10 ± 2) miliardach lat, jeśli ich autorzy myślą o realnym, istniejącym Kosmosie. Na ewolucję chemi-kaliów oraz na powstanie życia na Ziemi muszą wystarczyć małe setki milionów lat, a później na rozwój życia pozostaje jedynie ostatnie około czterech miliardów lat.
Obliczenia prawdopodobieństw zdarzeń i procesów komplikacji struktur materialnych muszą więc brać pod uwagą ten "warunek brzegowy". Zobaczymy, co na temat tych prawdo-podobieństw mówi matematyka ewolucji. Wyniki tych badań i obliczeń są bowiem przemil-czane w niektórych gronach ewolucjonistów przekonanych do swych milczących założeń. Ludzie ci, szczególnie popularyzatorzy, zwykle nie zdają sobie sprawy ze ścisłych ram cza-sowych: między początkiem Czasu a chwilą obecną.

Twierdzenia Gödla a "pewniki" naturalistów.

Przyczyn i sposobu powstania Wszechświata nie znamy. Zostało też wykazane z ma-tematyczną dokładnością, że w sensie czysto racjonalnym nigdy ich nie poznamy. Zabraniają bowiem tego matematyczne twierdzenia Gödla opublikowane w 1930r. [1]. Można je popu-larnie podsumować w zdaniu: "Żaden nietrywialny zbiór twierdzeń matematycznych nie mo-że zawierać dowodu na swą niesprzeczność". Pierwotnie Kurt Gödel udowodnił je dla zbio-rów twierdzeń arytmetycznych. Można to twierdzenie uogólnić na twierdzenia dotyczące Wszechświata, t.j. jedynego bytu obejmującego przestrzeń i czas oraz całą materię mogącą z sobą oddziaływać.
Dość liczni fizycy mający ambicje pisania o dążeniu do Ogólnej Teorii Wszystkiego, w tym genialny Stephen Hawking, w swoim czasie zapewne nie zapoznali się z pracami i osiągnięciami Gödla. Inaczej nie pisali by np. o "chęci poznania myśli Boga" (p.[2], str. 161). Po latach Hawking wycofał się z tego stanowiska [30], ale chyba dalej nie docenił czy nie zrozumiał wagi twierdzeń Gödla (p.[30], str.5).

Różne znaczenia pojęcia ewolucja

Termin "ewolucja" jest pojęciem wieloznacznym. Tej wieloznaczności nie uwzględnia się zazwyczaj w dyskusjach. Utrudnia to porozumiewanie się i racjonalną dyskusję. Dobrze więc będzie podać i sprecyzować te różne pojęcia.
- Ewolucja Wszechświata,
- ewolucja chemikaliów w kierunku trwałej komplikacji
- pojawianie się struktur samo-replikujących (pierwocin życia)
- ewolucja, komplikacja istot żywych
- powstawanie nowych gatunków roślin i zwierząt.
- Jeśli dodatkowo zakłada się przypadkowe zmiany, oraz powstawanie gatunków drogą małych zmian (obecnie mówimy - wpływ pojedyńczych mutacji genów) oraz doboru naturalnego, to dopiero przy takim zawężeniu pola zainteresowań mamy ewolucjonizm darwinowski czy neo-darwinowski.
Należy wspomnieć o innym nurcie ewolucjonizmu. Wymieniam go osobno, gdyż z nauką nie ma wiele wspólnego: Gdy pewni popularyzatorzy lub propagandyści przenoszą sprymityzowane wersje darwinizmu (jako materialnej walki o byt będącej głównym motorem rozwoju) w obszar stosunków międzyludzkich, prowadzi to do "darwinizmu społecznego". Ta postać "ewolucjonizmu" neguje rolę etyki i moralności w społeczeństwach. Jest jego przerzu-tem w dziedzinę działań ludzkich. Ci działacze polityczni, którzy traktują społeczeństwa jako hordy wyimaginowanych "zwierząt darwinowskich" usiłują uzasadnić "naukowo" zbrodnie rządzących, które obecnie już są widoczne gołym okiem w wielu krajach, wielu imperiach.

Przyczynowość a celowość

Ewolucjonizm naturalistyczny, którego niewielką częścią jest neodarwinizm, zakłada, że "naukowe" jest tylko to, co "naturalne, uzyskane przy pomocy znanych praw przyrody". Jest to paradygmat "samoorganizacji materii", ideologia z gruntu materialistyczna. Te ma-nowce myśli w przypadku wąsko wyspecjalizowanych fizyków i kosmologów szerzej a po-rywająco omawia Stanley J. Jaki w [3 i 4].
Wiele osób piszących o "ewolucjonizmie" przyjęło milczące założenie, że termin ewo-lucja oznacza jedynie przemiany (rozwój materii martwej czy żywej i jej komplikacje) spo-wodowane przez prawa Natury, przy wykluczeniu (tak z hipotetycznej rzeczywistości, jak i z dyskusji) możliwości ingerencji Boga Stwórcy. Niektórzy "naturaliści" w trudniejszych spra-wach podpierają swe poglądy wymyślonymi pojęciami typu Elan vital, Wieczna Żywina, Pierwiastek (Zasada) Życia istniejący w Naturze, lub Nieznane jeszcze prawa Natury. Są to hipotezy nieweryfikowalne i nieuzasadnione, więc poza dyskusją naukową. A ich twórcy i wyznawcy chyba zaliczają się do panteistów.
Będę wyraźnie odróżniał katolickie pojęcie ewolucji (i podobne poglądy innych uczo-nych wierzących w Boga Stwórcę). W ewolucji tak pojętej nie wyklucza się z naukowego dyskursu rozważania celowych działań Boga.
I tylko tyle. Natomiast ateiści czy anty-teiści usiłują możliwość takich rozważań za-negować.
Od epoki Oświecenia duża część ateistycznych naukowców rozpoczęła przekonywa-nie innych ludzi, w szczególności uczonych, że naukowe może być jedynie podejście poszu-kujące przyczyn zjawisk czy oddziaływań, i to jedynie wśród praw natury. Ukoronowanie tego podejścia można znaleść w książce "Konieczność i przypadek" J. Monoda. Odrzucają oni (często z oburzeniem) podejście teleologiczne, szukające celu procesów. Nie chcą zauwa-żyć, że gdy na przykład badamy ścieżkę czy drogę, to ciekawsze są pytania o to, dokąd one prowadzą, oraz kto je zaprojektował i zbudował, a nie wyłącznie pytanie o budulec, trwałość drogi czy jej promień skrętu. Tymczasem przyczynowość i celowość są to drogi poznania intelektualnego uzupełniające się, a nie wykluczające. Nie należy metod nauki dopasowywać do wyznawanej ideologii. W książce Hellera i Życińskiego [5] ciekawie omówione są dyle-maty Monoda (str. 113 i nast. w [5]), ale obaj znani wyznawcy i popularyzatorzy ewolucjoni-zmu nawet nie wspominają o porażających (dla zwolenników naturalizmu) wnioskach wyni-kających z obliczeń matematyki genetycznej.
Niektóre ze skomplikowanych narządów istot żyjących są zbudowane w taki sposób, że można ich powstanie i istnienie racjonalnie uzasadnić tylko przy przyjęciu celowej ich budowy. Należą do nich (spośród setek układów) np. hemoglobina, skrzydło ptaka czy oko ssaka. O rozrzutności projektanta czy bogactwie projektu świadczy np. fakt, iż znaleziono już 38 zupełnie różnych urzeczywistnionych projektów budowy oka. Niemożliwe jest stopniowe przejście od "plamki światłoczułej" do oka (jak ukazują na filmikach propagandyści), gdyż - jak ktoś słusznie zauważył - 5% konstrukcji oka to nie jest 5% normalnego widzenia, lecz zupełna ślepota.
Michael Behe [28] układy takie nazwał "złożoności nieredukowalne". Ich najprost-szym przykładem jest pułapka na myszy. Składa się jedynie z siedmiu elementów, jest łatwo wytłumaczalna przy przyjęciu istnienia jej projektu, a prawdopodobieństwa jej powstania drogą kolejnych zmian przypadkowych (mutacji) jest niewyobrażalnie małe. To prawdopodo-bieństwo musi być wyliczone przez mnożenie prawdopodobieństw niezależnych na poszcze-gólnych etapach konstrukcji. Sławne porównanie Hoyle'a (zniecierpliwionego trudnościami znalezienia płaszczyzny porozumienia matematyka z neo-darwinistami) głosi, że budowa komórki jest nieporównanie bardziej skomplikowana, niż budowa Boeinga 707. A jaka jest szansa powstania Boeinga poprzez działanie wichru na złomowisku? Jest tu implicite zawarte wskazanie, że również budowa komórki przedstawia złożoność nieredukowalną.
Wielki matematyk XX wieku Stanisław Ulam obliczył kiedyś górne granice prawdo-podobieństwa samo-konstrukcji oka ssaka (p. Tablica ). Przy bardziej realistycznych założe-niach możnaby to prawdopodobieństwo obniżyć jeszcze o wiele rzędów wielkości. Żadnego podważenia założeń Ulama i/lub metod rachunku ze strony neo-darwinistów nie było. Czy można rezultaty obliczeń kwitować jedynie milczeniem, jeśli są sprzeczne z dogmatami?

Prawdopodobieństwa

W Tabeli zebrano niektóre wyniki obliczeń prawdopodobieństw różnych stadiów "sa-moorganizacji materii".
Uwaga wstępna: Przy badaniu procesów uwzględnionych w Tabeli natykamy się na trzy fenomeny nie poddające się żadnej analizie matematycznej ani nawet analizie w katego-riach filozofii Natury.
Są to:
- powstanie Przestrzeni/Materii z Niczego,
- powstanie życia,
- powstanie duszy czy jaźni człowieczej.
Dla uczonego są to Tajemnice. Możliwości liczenia prawdopodobieństw dotyczą tylko faktów bardziej szczegółowych.

Część pierwsza Tabeli dotyczy powstania materii i czasu. Dalej zebrano oceny praw-dopodobieństw ewolucji pierwiastków, powstania złożonych związków chemicznych i ewo-lucji pre-biologicznej ("ewolucja chemikaliów"). Od strony faktów doświadczalnych źródło-wo i jasno opisuje to P. Johnson w [6] w rozdziale 8. Próbą obliczenia "złożoności nieredu-kowalnej”, jaką jest powstanie życia, przy założeniach przyczynowych, jest rachunek J. Ninio [9] i dlatego otrzymujemy liczby tak niewyobrażalnie małe.
Część następna dotyczy wyników obliczeń szansy zmian przypadkowych w kierunku komplikowania struktur żywych oddzielnie dla planów budowy i rozmnażania bezpłciowych, a dalej - dla rozmnażania płciowego.
Ostatnio D.Berlinski w najpoważniejszym piśmie neo-konserwatystów w USA Com-mentary [26] przedyskutował niemożność wyjaśnienia w kategoriach psychologii ewolucyjnej tak struktury mózgu ludzkiego jak i umysłu (a dalej - jaźni). Klarownie też rozróżnia między mózgiem, umysłem a duszą. W tej dziedzinie obliczenia probabilistyczne wydają się niemoż-liwe; trzecia Tajemnica.
Wszelkie "etapy pośrednie" między wyżej wymienionymi Tajemnicami poddają się próbom ocen czy obliczeń prawdopodobieństw. Cechą charakterystyczną, wspólną tych obli-czeń jest, że:
1) Zostało wykazane, że gdy dotyczą kolejnych etapów czy progów ewolucji, są prawdopodobieństwami niezależnymi. Dla oceny całkowitego prawdopodobień-stwa wyniki obliczeń w etapach muszą być więc mnożone : pcałk. = p1*p2*...*pn
2) Obliczenia dla konkretnego procesu, lecz wykonane przez różnych autorów i przy różnych (rozsądnych) założeniach dają zawsze wyniki wskazujące na zupełne nie-prawdopodobieństwo danego procesu. Nie znalazłem w literaturze przedmiotu wyników obliczeń dających n.p. tak wielkie liczby, jak: 1>pi >0.01 (czyli mię-dzy pewnością a 1% szans).
Oceny minimalnej wielkości ujemnego wykładnika n w wyrażeniu pcałkminim=10-n , prowadzą do wartości 700<n<5000, a dla niektórych autorów osiągają wielkość n=1011 (!) , zob. poniżej [9].
Ostatnio na temat "samoorganizacji chaosu" i powstania życia opublikował swe oceny czy rezultaty rachunków A.P. Widmaczenko [7]. Podaje on dla granic "samoorganizacji chaosu" na Ziemi prawdopodobieństwo 10-255 < p < 10-800 (p. Tabela). Pytanie postawione przez auto-ra [7] brzmi jedynie: na Ziemi czy w Kosmosie? Dyskusję tego problemu przeprowadze w końcowej części artykułu.
W bardzo ciekawej książce biochemika i biofizyka Marka Głogoczowskiego "Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii" [8] autor cytuje (w Aneksie) oceny samorodnego po-wstania życia podane przez J. Ninio [9]: Wykazują one, że p < (10)-1011. Jest to liczba nie-pojęcie mała, nawet dla matematyka. Potwierdza więc absolutną niemożność samorództwa życia przy przyjętych założeniach.






Pamiętamy, iż w nauce samorództwo tak wysoko zorganizowanych zwierząt, jak ro-puchy czy węgorze, jeszcze w połowie XIX w. przyjmowano za faktpotwierdzony "świadec-twami". Dopiero Ludwik Pasteur wykazał doświadczalnie nie - zachodzenie samorództwa nawet dla bakterii. W języku matematyki te wyniki doświadczalne dają "tylko" ok. pbact. < ~10-5. Argumenty matematyczne obniżają tę liczbę o ogromną ilość rzędów wielkości.
Książka Głogoczowskiego znajduje się w nurcie silnego wśród biologów na Zacho-dzie lamarck'izmu. Postulowane przez lamarck'istów dziedziczenie cech nabytych przez zło-żone istoty żywe nie ma prostych, sprecyzowanych założeń matematycznych, niestety nie poddaje się więc ocenom probabilistycznym, odpowiednie prawdopodobieństwa nie są więc reprezentowane w Tabeli.
Zobaczmy, jakie są argumenty osób wierzących w spontaniczne powstanie życia. Ian Musgrove [32] podważa rachunki probabilistyczne dotyczące "ewolucji chemikaliów" m.inn. tym, że "wykonalność życia" (life feasibility) zależy od praw chemii i biochemii, które jeszcze są badane. Lepiej to brzmi w oryginale: "that we are still studying". A prawdopodobieństwo powstania życia "is dependent on theoretical concepts still being developed, not coin flip-ping". Muszę skomentować, że znane prawa chemii, sprawdzone i oparte o mechanikę kwan-tową, stosują teorię prawdopodobieństwa. Na odkrycie nowych praw można ew. mieć na-dzieję, należy w tym kierunku pracować, ale nie można na tej podstawie podważać obliczeń opartych o znane i jasno sformułowane założenia i prawa świata materialnego. Dla przykładu: jakie "prawa chemii" mogłyby radykalnie zwiększyć prawdopodobieństwo syntezy histonu-4 ? Również argument, iż obecnie organizmy żywe są bardzo skomplikowane, ale pierwotne istoty "mogły być pojedynczą, samopowielającą się molekułą" nie brzmi przekonywująco.

Matematyka Ewolucji

Najprecyzyjniejsze i jasno opisane obliczenia prawdopodobieństw utrwalenia się zmian przypadkowych a pozytywnych u istot żywych (przy przyjęciu założeń neo-darwinizmu, które na szczęście poddają się analizie ilościowej) opublikował Fred Hoyle [10]. Zastosowane przezeń narzędzia matematyczne znane są i wypróbowane w fizyce teoretycznej [11 i 12], a także stosowane przez innych badaczy w genetyce i badaniu rozwoju struktur ży-wych [13-16].
Książka Freda Hoyle [10] jest o tyle przydatna do racjonalnej debaty, iż autor podaje wszystkie swoje założenia, używa wypróbowanych metod matematycznych oraz ściśle uza-sadnia stosowane przybliżenia. Nikt ich, jak dotąd, nie zakwestionował. Hoyle przyjmuje do obliczeń założenia neo-darwinizmu postulujące, że zmianami budowy istot żywych kierują przypadkowe mikro-mutacje. Cecha szczególna (A) charakteryzuje się odstępstwem od śred-niej, czyli typowej cechy (a) różną płodnością s ( s - od survival of the fittest..) , jak (1+s):1, gdzie s wynosi ok. 0.01 (tę ważną wielkość można oczywiście w obliczeniach zmieniać). Przyjmuje się, że tempo mutacji (czyli zmian przypadkowych) lambda (λ) wynosi ok. 0.3 na pokolenie. Autor przelicza, jaką szansę mają mutacje "korzystne" w "lawinie" (jak pisze) mu-tacji szkodliwych. Obliczenia prowadzono przy jednej lub kilku mutacjach na gen. Czytelni-ków chcących poznać czy sprawdzić formalizm matematyczny odsyłam do rozdz. 1 w [10]. Rozwiązanie prostych (dla jednego rodzica, czyli przy rozmnażaniu bezpłciowym) równań różniczkowych daje zaskakujący rezultat: Przy rozmnażaniu bezpłciowym możliwe jest jedynie zachowanie dotychczasowego bogactwa genów, niemożliwe jest zaś powstanie no-wych bardziej złożonych planów budowy. Natomiast skąd się to bogactwo wzięło - znane modele matematyczne (nie tylko Hoyle'a) nie potrafią odpowiedzieć.
Dla rozmnażania płciowego, z powodu włączenia procesu łączenia i częściowej elimi-nacji genów ojca i matki (cross over), tak model, jak i niezbędny aparat matematyczny znacznie się komplikuje. Wylicza się prawdopodobieństwa wystąpienia częstości genu A po wielu pokoleniach. Hoyle stosuje znane np. z [12] metody całkowania po trajektoriach. W porównaniu z rachunkami z mechaniki kwantowej obliczenia rozkładu genów w poddanej mutacjom populacji są bardziej skomplikowane, gdyż należy uwzględnić nie tylko czynniki liniowe w s (współczynnik płodności), lecz także kwadratowe (s2). Są też inne utrudnienia (p. str. 88-89 w [10]).
Po analizie okazuje się, że mutacje pozytywne mogą "wypłynąć" ponad duszące je mutacje zwykłe, czyli negatywne, jedynie, gdy niedaleko odbiegają od planu podstawowego istoty żywej (wiele małych kroków). Większe zmiany, t.j. dwie, trzy mutacje pozytywne, giną zupełnie po paru pokoleniach. Pozatem, gdyby nawet takie większe zmiany "przebiły się" przez właściwe dla nich nieprawdopodobieństwa, to zginą, ponieważ zmutowane osobniki są bezpłodne: nie mogą się rozmnażać z niezmutowanymi, a szansa znalezienia tak samo zmu-towanego partnera jest policzalna, ale niezwykle mała (iloczyn paru bardzo małych a nieza-leżnych prawdopodobieństw). Rachunki potwierdzają więc zdrowo-rozsądkowe obserwacje o niemożności rozwoju gatunków metodą "obiecujących potworów", zaproponowaną np. w hipotezie R. Goldschmidta. Odpowiednie dane doświadczalne przedyskutowane są u Phillipa Johnsona [6] w rozdziale 3 "Mutacje wielkie i małe".
Z obliczeń Hoyle'a wynika jeszcze jeden, zaskakujący wniosek: Jakieś, niewielkie szanse na utrwalenie zmian pozytywnych dla organizmu istnieją jedynie przy procesie cross-over genów, możliwym jedynie przy rozmnażaniu płciowym. Hipoteza "ewolucji naturali-stycznej" prowadzi więc do wniosku, że życie musiało od razu, od początku powstać w postaci "samczyka i samiczki", a nie z mitycznego "pierwotnego bulionu". Jest to zabawny paradoks paradygmatu naturalistycznego. Model implikuje ten rezultat dla całego hipotetycz-nego życia, w całym Wszechświecie.
Fred Hoyle był matematykiem, fizykiem i astronomem, znał też dobrze biologię. Miał ogromne osiągnięcia w dziedzinie poznania budowy gwiazd i nukleosyntezy w galaktykach i gwiazdach. Dotyczy to szczególnie syntezy pierwiastków ciężkich, niezbędnych jako budulec do powstania życia a powstających we wnętrzach gwiazd olbrzymów. Ciągle aktualna jest teoria nukleosyntezy, powstała przed pół wiekiem, w której autorzy Burbidge, Burbidge, Fowler i Hoyle (teoria znana wśród fizyków jako B2FH) na podstawie znanych już wtedy danych o przekrojach czynnych i rodzajach oddziaływania obliczają względne prawdopodo-bieństwa powstawania różnych pierwiastków we Wszechświecie. William Fowler za tę (głównie) i parę innych prac otrzymał nagrodę Nobla z fizyki. Hoyle był bardzo dobrym ma-tematykiem wśród takich specjalistów genetyki matematycznej, jak J. Haldane, R.A. Fisher, Sewell Wright, i M.Kimura. Jednak, mimo ugruntowanej pozycji naukowej, rezultaty swych obliczeń p.t. "Matematyka Ewolucji" [10] (szlifowane w czasie wieloletnich wykładów dla studentów oraz biologów) ośmielił się wydać w formie książki dopiero parę lat przed śmier-cią. Na tyle mocny był - przewidywany i rzeczywisty - wstrząs w środowiskach naukowych i popularyzatorskich traktujących ewolucjonizm darwinowski jako swoistą ideologię (lub qu-asi-religię). A reszcie narzucano pogląd, że jest to udowodnioona teoria naukowa.
Fred Hoyle był zdeklarowanym ateistą. Był zarazem uczciwym i odważnym uczonym. Gdy więc wyliczył, że ewolucja naturalistyczna nie mogła, bo nie zdążyłaby, zajść na Ziemi, przyjął jako hipotezę roboczą, że zestawy genowe były okresowo przysyłane na Ziemię przez jakąś Inteligencję Kosmiczną. Postulował, wraz ze współpracownikami, szczególnie M.C. Wickramasinghe (np. w [17 i 18]), że te interwencje istot rozumnych z Kosmosu stały za za-dziwiającymi "wybuchami" nowych planów życia i nowych gatunków, np. na przełomie pro-terozoiku i kambru (600-585 mln lat temu), czy permu i triasu (~280 mln), a może też ~65 mln lat temu (wymieranie gadów a nagłe różnicowanie się ptaków i ssaków)
Ściślej - argumentowali oni, że jedynie takie interwencje mogłyby uratować sensow-ność samorództwa jako hipotezy roboczej. Wielu sławnych uczonych, ale materialistów (np. F. Crick [19], por. Tabela) również czuło się zmuszonych do "wyekstrapolowania" założenia o samorództwie w hipotetyczny Inteligentny Kosmos. Jak jednak to zrobić, by nie narazić się na śmieszność?

Hipoteza Wielkich Powrotów a ewolucjonizm

Ze względu na ograniczenia spowodowane znaną datą Big Bang'u czas dostępny na "samoorganizację chaosu" (materii) jest jedynie trzykrotnie większy dla Wszechświata, niż dla Ziemi. W związku z tym naukowcy produkujący różne hipotezy o panspermii, a w szcze-gólności o Inteligencji planowo przesyłającej na Ziemię gotowe zestawy genowe [17, 18, 19], które miałyby wyjaśnić kilkakrotne w historii Ziemi wybuchy nowych planów życia, są zmu-szeni do zanegowania faktu Wielkiego Wybuchu. Muszą zakładać nieskończoność Wszech-świata w czasie, czyli jego wieczność, przynajmniej w przeszłości. Próbowano więc "rato-wać" wieczność materii przez hipotezę kolejnych Wszechświatów rozpoczynających się Wielkim Wybuchem, a kończących Wielką Dziurą. Taki pomysł nie jest sprzeczny z ogólną teorią względności, choć stan przejścia do nowego Wybuchu nie poddaje się analizie matema-tycznej. Hipoteza jest jednak sprzeczna z II zasadą termodynamiki. Przy jej lansowaniu uni-kano więc wspominania o paru przeszkodach:
1. Takie Kosmiczne Jo-jo nie mogłoby przekazać żadnej informacji (w tym o pla-nach Życia z poprzedniego cyklu) przez punkt osobliwy, którego konsekwencje zwiemy Wielkim Wybuchem.
2. Zapominano, że już w 1934 r. Tolman [20] wykazał, że takie hipotetyczne kolejne Wszechświaty miałyby swe maksymalne promienie szybko malejące, co jest sprzeczne z hipotezą wieczności.

Wymyślono więc inny model:
By ratować tak potrzebną dla paradygmatu materialistyczno-naturalistycznego hipote-zę wieczności materii H. Bondi, T. Gold i F. Hoyle [21] zaproponowali Wszechświat "stwa-rzający się" ciągle: w ekspandującej czaso-przestrzeni pojawiają się "znikąd" nowe cząstki, które mają zapewnić stałą gęstość ciągle rozszerzającego się Wszechświata. Hipoteza ta łamie zasadę zachowania masy i energii, co dla autorów jakoś nie było przeszkodą. Jednak hipotezę tę obaliło co innego: Doświadczenie potwierdza z dużą dokładnością istnienie promieniowa-nia reliktowego po Wielkim Wybuchu, a nie znaleziono promieniowania charakteryzującego "stwarzanie ciągłe". Wielki Wybuch jako początek Czasu i Materii jest więc obecnie w śro-dowiskach astrofizyków uznany za ugruntowany doświadczalnie fakt.
Szeroko o implikacjach (logicznych i filozoficznych) pomysłów istnienia wszechświa-tów oscylujących lub "stwarzających się " pisze fizyk, filozof i teolog Stanley Jaki [3 i 4].

Nieoczekiwane wnioski dla Kosmosu.

Niezwykle małe wartości na prawdopodobieństwa różnych procesów na Ziemi, np. powstania życia (p. Tabela) można, jedynie po pomnożeniu przez trzy (!!) ekstrapolować na cały czas istnienia hipotetycznych planet przy najstarszych gwiazdach I pokolenia. Suma-ryczny (ujemny) wykładnik potęgi przy prawdopodobieństwach powstania życia na Ziemi (p. wyżej), wynosi co najmniej n min > 700 do 5000 lub więcej. Policzmy: Maksymalną ilość gwiazd w naszej Galaktyce mogących posiadać jakiekolwiek planety ocenia się na ok. 100 mln. (~108), a ilość galaktyk w obserwowalnym Wszechświecie na ok. 100 mld (1011). Liczba nWsz =n-8-11=n-19 jest na tyle bliska liczbie n (np. 5000-19 = 4981), że możemy uznać, iż prawdopodobieństwo "samoorganizacji chaosu" (czy materii) pozostaje dla Wszechświata równie niewyobrażalnie małe, jak dlas Ziemi. Porównajmy ten szacunek z ocenami Carla Sagana [29], który był fanem Inteligencji Kosmicznych. Ocenił on, iż z ok. 1022 gwiazd we Wszechświecie ok. 104 może mieć planety podobne do Ziemi. Różnica między nami polega na tym, że on na podstawie "faktu" życia na Ziemi uznał, że z faktu, iż na Ziemi zycie istnie-je, wynika, że musiało ono u nas przypadkowo powstać (pZiemi=1). Tymczasem przytoczona przeze mnie matematyka temu zaprzecza. Ale liczba nWsz wynikająca z tak różnych ocen ilości planet nadających się do zamieszkania jest praktycznie taka sama.
Wynikają z tego następujące ciekawe konsekwencje:
1. Wszelkie miliardy dolarów zdobyte na Projekty Poszukiwania Inteligencji Pozaziem-skich (SETI, n.p. kiedyś bardzo lansowany projekt Carla Sagana [29], plakietki z rysunkami ludzików na sondach kosmicznych NASA Pioneer 10 i 11, czy Project Phoenix, Mountain View itp.) były i są wydawane nieracjonalnie. Dotyczy to też obecnych wypraw na Marsa, jeśli wśród uzasadnień znajduje się "poszukiwanie wody, w celu dowodzenia powstania ży-cia" w sensie samorództwa.
2. Wszelkie relacje, nawet te "najpoważniejsze", o wizytach UFO i zielonych (zwykle) lu-dzikach z Plejad itp. nie mogą odnosić się do bytów realnych, fizycznych i statków mate-rialnych. Ledwo wspomnę tu wewnętrzne wzajemne sprzeczności logiczne między tymi re-lacjami.
Tylko we Wszechświecie trwającym od Minus Nieskończoności w czasie możliwe by-łoby powstanie Starożytnych Cywilizacyj Kosmicznych, Galaktycznej Inżynierii Genetycznej i Panspermii Kierowanej (por. [17-19] i pomysły wielu innych autorów-naukowców) metodą naturalistyczną. Tylko wieczność Wszechświata może zapewnić ramy czasowe umożliwiające wyewoluowanie Inteligencji Galaktycznej lub Wielkiego Budownika czy podobnych pante-istycznych wierzeń. Przy znanym uporze osób "wierzących w jedyność (czy mądrość) mate-rii" można teraz oczekiwać modeli postulujących przenoszenie Myśli czy Planów przez oso-bliwość Wielkiego Wybuchu. Na razie możemy podziwiać ten kierunek w science fiction, np. S. Lema "Głos Pana" [22], ale zapewne takie hipotezy pojawią się i w czasopismach nauka-wych. O paradoksach wynikających z rozumowań osób wierzących w "wieczne powroty" pisze pięknie Stanley Jaki w [3 i 4].

Konkluzje
Diagnoza

Metoda naukowa charakteryzuje się paroma istotnymi cechami:
- naukowa teoria powinna poddawć się falsyfikacji, czyli możliwe powinno być wskazywa-nie, jakie doświadczenia lub fakty mogłyby ją obalić.
- Doświadczenie służy też do uściślenia, lub poprawy teorii, czy nawet powstania nowej teorii
- Zwykle działa zasada korespondencji, t.j. nowa teoria nie jest przekreśleniem poprzedniej, lecz jej uogólnieniem lub przeniesieniem w nowe, rozszerzone warunki doświadczalne.

Natomiast dla różnych zakresów "ewolucji naturalistycznej" sytuacja jest odmienna:
1) Irving Kristol, a niezależnie Stephen J. Gould w zasadzie zgadzali się, że ewolucjonizm od strony doświadczalnej (jako naturalistyczne wyjaśnienie bogactwa form i rozwoju istot żywych) można uznać za ideę będącą zlepkiem sprzecznych przypuszczeń, hipotez i wyjaśnień. Szerzej o tym u P. Johnsona [6], str. 24 i nast.
2) Matematyka wykazuje, że różne hipotezy ewolucjonistyczne nie mają podstaw probabili-stycznych.
3) Pojęcie "ewolucji traktowanej jako fakt" ma silne podłoże ideologiczne, a żadnego nauko-wego. Ewolucjonizmy nie poddają się falsyfikacji. Chyba jedyne argumenty, z którymi zetknęliśmy się ze strony naukowców "wierzących" w ewolucję naturalistyczną, wobec argumentów uczonych posługujących się matematyką, to: "stan aktualny (np. przy pyta-niu o powstanie oka ssaka - implicite drogą ewolucji naturalnej) wskazuje, że oko istnie-je, więc musieliście przyjąć jakieś (??) błędne założenia. Poprawcie założenia". Jest to rozczulająca bezradność intelektualna.
Te trzy powody łącznie wskazują, że próba intronizacji "ewolucjonizmu" jako teorii naukowej nie powiodła się. Czas wstydliwego przemilczania tej sprawy już upłynął. Na pyta-nie postawione w nad-tytule artykułu wypada odpowiedzieć negatywnie. Na spełniającą kry-teria naukowości spójną teorię rozwoju (głównie życia) należy poczekać.

Apel.
Zadziwiające jest, i przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać daleko poza nauką, w jaki sposób biolodzy, uczeni, mogą dopuścić, by poglądy tak sprzeczne z matematyką, tak sprzeczne z logiką, i - co śmieszniejsze - tak sprzeczne wewnętrznie, między sobą (chodzi o neo-darwinizm oraz o syntetyczną teorię ewolucji) - mogły być wykładane na wyższych uczelniach i co gorsze - uczone w szkołach jako teorie naukowe ?! Przykładem może służyć podręcznik Jerzmanowskiego i inn. [24]. Np. podaje się tam jako prawdy naukowe, udowod-nione i nie budzące wątpliwości, różne "drzewa genealogiczne" istot żywych. A tymczasem tak paleontologia ( p. np. książkę Phillipa Johnsona [6], rozdziały 4 do 6, czy artykuł D. Ber-linski'ego z Commentary [25]), jak i genetyka matematyczna potwierdzają jedynie istnienie fazy stazy, t.j. niezmiennego trwania gatunków (często przez dziesiątki czy setki milionów lat, np. różne rekiny) lub najwyżej ich mikro-zmian w wąskich granicach zmienności. Staza po-przedzona jest stadium nagłego pojawienia się różnych planów i form życia.
Intelektualny zmierzch neo-darwinizmu nastąpił pod koniec XX wieku. Mimo prze-szło stuletniej indoktrynacji jej wyniki okazują się mierne: Np. Autor w National Geographic [31] str.6, z żalem stwierdza, że obecnie "zaledwie 12% Amerykanów uważa, że ludzie roz-winęli się z innych form życia bez boskiej ingerencji".
A propaganda trwa: Podaje się młodzieży do wierzenia jako "teorie przypadkowego powstania życia" dziennikarskie opisy "bulionu pierwotnyego" czy "pierwotnej pizzy", lub bezpłodne w dłuższym horyzoncie czasowym dywagacje sprzed 80-ciu lat o "koacerwatach". Opisuje się zupełnie nieudane, bo nic nie udowadniające doświadczenia Millera - Urey'a sprzed lat 50-ciu. Nie pociągnęły one za sobą (jak to bywa przy owocnych odkryciach) serii następnych odkryć, nie doprowadziły do przełomu w poznaniu mechanizmów (i praw) kom-plikacji i replikacji chemikaliów. Omija się konieczny, szczególnie dla uczniów, komentarz, że był to ślepy zaułek prób stworzenia złożonych związków organicznych mających prowa-dzić do powstania zalążków życia. Takie deformacje prawdy przez popularyzatorów biologii teoretycznej i doświadczalnej są zdecydowanie szkodliwe dla kształtowania u młodzieży ra-cjonalnych metod poznawania rzeczywistości.

Jaki będzie los Nauki?

Jest niewyobrażalne, by społeczność uczonych matematyków, fizyków czy chemików tolerowała w swej dziedzinie podobne skrzywienia w nauczaniu, spowodowane przestarza-łym, uwiędłym paradygmatem. Czas więc chyba, by podjęto stanowcze procesy oczyszczenia nauki od dominacji ideologii (szczególnie w przekazywaniu młodzieży fałszywych wyników i metod nauki) również w ważnym dziale biologii - nauce o przemianach i rozwoju istot ży-wych.
W ostatnich dziesięcioleciach, a szczególnie ostatnich latach zauważalne jest i coraz częstsze przyspieszone odchodzenie od wypracowanej już w średniowieczu przez scholasty-ków metody, dzieki której w Europie stworzono nauki ścisłe: Ciągłe, ilościowe porównywa-nie modelu i doświadczenia; ich ulepszanie; nieuznawanie hipotez niesprawdzalnych; otwarta dyskusja założeń i wyników.
Obecnie upowszechnia się ignorowanie dowodów niewygodnych dla osób lub nurtów, które zdobyły "panowanie" w mediach. Osobiście, poza opisanym powyżej, natknąłem się na parę takich fenomenów: Przykładem mogą służyć "podstawy teoretyczne" leków homeopa-tycznych, jak też lansowanie "dobrotliwego" działania małych dawek promieniowań, jako "uzasadnienie" np. "braku ofiar po Czarnobylu". Ci propagandyści celowo popełniają błąd logiczny: z "braku dowodów wpływu" wnioskują o "dowodzie braku wpływu".
Narasta niepokojące zjawisko: W Polsce i na świecie powstały i istnieją "obozy" eks-pertów. Powodują to jednak "lobbyści" i politycy z jasnej przyczyny: ogromne zyski grup finansowych. Ignoruje się wyniki pomiarów, dowody i argumenty "drugiej strony". Jakby prawda miała strony... A w dyskusjach zwanych naukowymi zdarza się staranne ukrywanie założeń. Dlaczego w tych festiwalach propagandy biorą udział "uczeni"? Jak im nie wstyd? Szarlataneria nie budzi już powszechnej grozy, ani nie ośmiesza. Za czasów Hitlera to się już w Niemczech zdarzyło: promowano eugenikę (a skutek - naukowe zabijanie ludzi oraz hodo-wanie innych), obowiązująca się stawała "teoria" o wszechświecie z lodu. Zdarzyło się to też za Stalina w bolszewickiej Rosji: były próby krzyżowania małp bonobo z człowiekiem ra-dzieckim, było "uczenie" pszenicy, by dawała plony na dalekiej północy itp. Teraz, pod ude-rzeniami mediów, znów wróciła fala bezkrytycyzmu. Zwie się to post-modernizmem. Czy nauka padnie pod naciskiem Interesu lub Ideologii? Przykład szerzej omówiony w tym arty-kule jest alarmujący. Czy długo będziemy tolerować zbiór sprzecznych hipotez jako zaakcep-towaną przez "społeczność naukową" teorię naukową?
Takiego zjawiska w działach nauki, które zdobyły szacunek, w ostatnich stuleciach nie było. A w mniej szacownych - nie było to powszechne. W normalnie funkcjonującą naukę wbudowane są sposoby naturalnie i mało boleśnie eliminujące szarlatanów i kłamstwa.
Jak zmienić sygnalizowany proces? Tak traktowaną naukę może przecież czekać ko-laps. To poważnie niebezpieczeństwo. Szkoda byłoby naszej cywilizacji.


Literatura
1. Kurt Gödel, Monatshefte für Mathematik und Physik, 37, str. 349, 1930, oraz 38, 173 1931, oraz ang. Hao Wang, Reflections on Kurt Gödel, Cambridge Univ. Press, 1988
2. S. W. Hawking, Krótka historia Czasu, str. 161, Alfa, Warszawa, 1990
3. Stanley Jaki, Bóg i kosmologowie, RAF i Scriba TWE, Wrocław, 1995
4. Stanley Jaki, Science and Creation, Scottish Academic Press, Edinburgh, 1986
5. M. Heller, J. Życiński, Dylematy Ewolucji, Biblos, Tarnów, 1996
6. Phillip E. Johnson, Sąd nad Darwinem, Vocatio, Warszawa, 1997
7. A. P. Widmaczenko, Astronomiczne aspekty pochodzenia życia, (ros.) w : Kiniematika i Fizika Niebiesnych Tieł, Nr.4, str. 284, Kijev 2003
8. Marek Głogoczowski, Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii, Wyd. "MG", Kra-ków, 1993
9. J. Ninio, Les approches moléculaires d'évolution, Paris, 1978, cytow. w [8]
10. Fred Hoyle, Matematyka Ewolucji, Megas, 2003
11. R. Courant and D.Hilbert, Methods of Mathematical Physics, NY, Interscience, 1953
12. R.P. Feynman and A.R.Hibbs, Quantum Mechanics and Path Integrals, McGraw-Hill, 1965
13. W. Fisher, Genetical Theory of Natural Selection, London 1928, vol. 4
14. M. Kimura, The Neutral Theory of Molecular Evolution, Cambridge Univ. Press, 1983
15. Sewell Wright, Evolution and the Genetics of Populations, 4 volumes, Univ. of Chicago Press 1984
16. J. Maynard Smith, The Evolution of Sex, Cambridge Univ. Press, 1978
17. F. Hoyle and N. Ch. Wickramasinghe, Our Place in the Cosmos, J. Dent, London, 1993
18. F. Hoyle and N. Ch. Wickramasinghe, Astronomical Origin of Life: Steps towards Pans-permia, Kluwer, Dordrecht, 2000
19. Francis Crick, Life Itself, Simon and Schuster, New York, 1981
20. Richard C. Tolman, Relativity, Thermodynamics and Cosmology, Clarendon Press, Oxford, 1934
21. H. Bondi, T. Gold, The Steady-State Theory of the Expanding Universe, Monthly Notices of the Royal Astronomical Society, 108, 252-70, 1948
22. Stanisław Lem, Głos Pana, Czytelnik, Warszawa, 1968
23. J.W.G. Johnson, Na bezdrożach teorii ewolucji, Michalineum, Struga 1989
24. Andrzej Jerzmanowski, et al., Biologia dla kl. IV o profilu biol.-chem., Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa, 1998
25. David Berlinski, The Deniable Darwin, Commentary vol. 101, p.19, 1996
26. David Berlinski, On the Origins of Mind, Commentary vol. 118, p.26, Novemrer 2004
27. F. Hoyle, Hoyle on Evolution, Nature, 294, 148, 1981
28. Michael J. Behe, Darwin's Black Box, the Biochemical Challenge to Evolution, Free Press, 1996, USA
29. Carl Sagan, New Scientist, Jan. 17, 1980
30. S.W. Hawking, zob. www.damtp.cam.ac.uk/strtst/dirac/hawking/
31. D. Quammen, Czy Darwin się mylił?, National Geographic (pl), Nr. 11 (62) 2004
32. Ian Musgrove, też John Stockwell, obaj w : www.talkorigins.org/fags (2004r)


M.D., prof. dr hab.,
Instytut Matematyki i Fizyki
Akademia Podlaska, Siedlce

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum