Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Quo vadis, Litwo?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pią Sie 26, 2011 6:50 pm    Temat postu: Quo vadis, Litwo? Odpowiedz z cytatem

Radczenko: 20 lat faktycznej niepodległości. Quo vadis, Litwo?

http://wpolityce.pl/dzienniki/polityka-wschodnia/13617-radczenko-20-lat-faktycznej-niepodleglosci-quo-vadis-litwo

„Było oczywiste, że sytuacja jest bardzo poważna, dużo niebezpieczniejsza niż wydarzenia styczniowe (w nocy z 13 na 14 stycznia 1991 r. sowieckie oddziały zajęły wieżę telewizyjna i kilka innych obiektów w Wilnie, zginęło 13 osób“- powiedział ostatnio Vytautas Lansbergis, przewodniczący litewskiej Rady Najwyższej – Sejmu Odrodzeniowego w latach 1990-92, oceniając tak zwany moskiewski pucz 19-21 sierpnia 1991 r., którego upadek przyniósł Litwie faktyczną niepodległość.

Muszę przyznać, że ja pucz odbierałem w zupełnie innych kategoriach. Niepokój owszem był, ale jedynie przez kilka pierwszych godzin. Wystarczyło bowiem wieczorem obejrzeć w TV konferencję prasową puczystów (wiceprezydent ZSSR Gennadij Janajew z trzęsącymi się rękoma, dziennikarze w otwarty sposób nabijający się z zamachowców itp.) i stało się jasne, że to nic innego jak farsa. Dwa dni później pucz się skończył i skończył się też ZSSR, nawet jeśli formalnie decyzję podjęto cztery miesiące później. Niepodległa Litwa została uznana przez większość krajów świata, a 17 września przyjęta w poczet członków ONZ. Rozpoczął się nowy etap w litewskiej historii…

Rozczarowane mniejszości narodowe

Muszę przyznać, że w odróżnieniu od Litwinów, ale podobnie jak większość litewskich Polaków, miałem w tamtych czasach dosyć mieszane uczucia. Nie pałałem żadną miłością do ZSSR, ale i nowa, niepodległa Litwa wzbudzała spore obawy i niepokój. 4 września 1991 r. litewski parlament rozwiązał samorządy terytorialne w polskojęzycznych rejonach wileńskim i solecznickim. Władze litewskie uznały, że tzw. polska autonomia, proklamowane przez te samorządy, była niczym innym jak separatystyczną irredentą inspirowaną przez Moskwę. Trzeba przyznać, że miały ku temu powody: w 1990 r. wybory do rady samorządu solecznickiego wygrała promoskiewska Komunistyczna Partia Litwy na platformie KPSS (40 z 42 mandatów), 15 maja 1990 roku rada tegoż rejonu powzięła uchwałę, w której zaznaczono, że na terenie rejonu nadal obowiązuje Konstytucja ZSSR, w 1991 r. autonomiczny rejon solecznicki był jedynym rejonem na Litwie w którym odbył się pobór do… armii sowieckiej, zaś sam przewodniczący rejonu Czesław Wysocki był częstym gościem w programach tzw. Kaspervizii (promoskiewskiego programu telewizyjnego nadawanego z zajętej przez sowieckich spadochroniarzy wileńskiej wieży telewizyjnej), zaś 24 maja 1990 roku przemawiając na posiedzeniu Rady Najwyższej Litwy stwierdził, że jedynym sposobem na zmniejszenie napięcia pomiędzy Litwinami i Polakami jest… odwołanie Aktu Niepodległości Litwy z dnia 11 marca 1990 r. W sposób oczywisty takie działania nie wzbudzały zaufania litewskich elit do polskich autonomistów. W 1991 r. podobnie jak dla reszty Rodaków motywy działań litewskich władz nie były dla mnie oczywiste.

Dziś obchodząc 20 rocznicę faktycznej niepodległości Litwy coraz bardziej daje się zauważyć, że entuzjazm z pierwszych lat odrodzenia narodowego wygasł, a litewski patriotyzm został w zasadzie oddany na odkup siłom radykalno-narodowym. Oficjalne imprezy z okazji najważniejszych narodowych dat (16 lutego, 11 marca, 6 lipca) są nudne jak flaki z olejem, zaś jedynym „barwniejszym” akcentem (i dlatego przekuwającym uwagę mediów z całego świata) są przemarsze neonazistów główną aleją Wilna pod hasłem „Litwa dla Litwinów”. Przemarsze z każdym rokiem niestety coraz liczniejsze. Co gorsza po kilkunastu latach względnie pokojowej koegzystencji i prób podjęcia dialogu, które zaowocowały tym, że wyrosło na Litwie pokolenie Polaków dla których słowa „Litwa – ojczyzna moja” nie są tylko politycznie poprawną deklaracją, powraca bumerangiem także konflikt polsko-litewski. Moi znajomi młodzi Rosjanie już w latach 90. ubiegłego wieku na pytanie, czy jesteś gotów z bronią w ręku bronić Litwy? Odpowiadali: oczywiście. Nawet jeśli trzeba będzie jej bronić przed Rosją. Nie była to jakaś przesadna postawa hurrapatriotyczna, tylko zrozumienie, iż po upadku ZSSR to właśnie Litwa jest ich jedyną ojczyzną. Miałem też sporo znajomych Polaków, którzy na ochotnika wstąpili do SKATu (Ochotnicze Oddziały Obrony Kraju; coś jak Gwardia Narodowa w USA) czy do wojska litewskiego, kibicowali litewskim drużynom koszykarskim czy futbolowym (nawet gdy te grały przeciwko klubom polskim; a propos przed kilku laty większość fanów jednej z najlepszych litewskich drużyn koszykarskich „Lietuvos rytas” stanowili miejscowi Polacy i Rosjanie, którzy do krwi tłukli się z kibicami np. Idei Śląsk). Od pewnego czasu takie postawy są jednak w zaniku. Wiele osób pamięta jak w roku 2007 fani „Legii” Warszawa zdemolowali stadion wileńskiej drużyny futbolowej „Vėtra”. Wówczas i prasa litewska, i prasa polska sporo pisały o barbarzyństwie polskich kiboli. Natomiast nikt nie zwrócił uwagi na to, że znaczną cześć zatrzymanych za chuligańskie wybryki polskich pseudokibiców stanowili… Polacy z Wilna. Mogę się mylić, ale był to chyba pierwszy raz, gdy miejscowi Polacy tak masowo opowiedzieli się przeciwko klubowi ze swego miasta. Wówczas byłem tą postawą bardzo zdziwiony, gdy w marcu br. podczas meczu Polska-Litwa w Kownie litewscy Polacy kibicowali Polsce, już się nie dziwiłem. „Prawdą jest, iż związek litewskich Polaków z Litwą był zawsze dosyć luźny, a ostatnio nawet ten luźny związek zaczyna zanikać” – zauważył przed paroma miesiącami podczas zorganizowanej w Sejmie dyskusji na temat zagrożeń ze strony prawicowego ekstremizmu dyrektor Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Darius Kuolys, zaś wykładowca Uniwersytetu im. Michała Romera Romualdas Kacevičius mu wtórował: „mniejszości narodowe rozczarowują się w Litwie”. „Nasi najwyższej rangi politycy przez wiele lat łudzili Polaków obietnicami, które nigdy nie zostały zrealizowane. Gdy przez 20 lat się ludzi okłamuje, oni się wkurzają – to absolutnie logiczne” – postawy Polaków i Rosjan nie dziwią natomiast Algimantasa Šindeikisa, wydawcę opiniotwórczego litewskiego tygodnika „Veidas”. Niestety głosy litewskich intelektualistów wzywające do rozwiązania podstawowych problemów mniejszości narodowych (pisownia nazwisk, pisownia nazw topograficznych czy zwrot ziemi), jak dotychczas przypominają wołanie proroka na pustyni. Politycy ich nie słyszą.

Tęsknota za autorytaryzmem

Zresztą Litwą rozczarowani są i sami Litwini. Wciągu ostatnich 10 lat blisko pół miliona mieszkańców Litwy wyemigrowała za granicę (z wstępnych danych tegorocznego spisu powszechnego wynika, że na Litwie jest nie więcej niż trzy miliony mieszkańców). Z przeprowadzonych przez agencję badań opinii publicznej „Baltijos tyrimai” sondaży wynika, że 72 proc. Litwinów są rozczarowane demokracją, z badań „A Pew Research Center Project“ wynika, że w 1991 r. wielopartyjny system na Litwie popierało ponad 75 proc. mieszkańców, w 2009 r. – już tylko 55 proc., mniej niż połowa Litwinów uważa, że dla demokracji niezbędna jest wolna prasa i wolność wypowiedzi. Postawieni przez niemieckich i holenderskich badaczy (2008 r.) przed wyborem „silna gospodarka” czy „demokracja” Litwini, podobnie jak Rosjanie i Ukraińcy, wybierali gospodarczy rozwój (71 proc.) a nie demokrację (17 proc.). 52 proc. badanych mieszkańców Litwy tęskni za rządami silnej ręki (a propos zwolenników autorytaryzmu np. w Estonii jest zaledwie 26,5 proc., zaś w Polsce – 21,1 proc.), zaś 79 proc. Litwinów uważa, że obowiązkiem państwa jest zaspokojenie wszystkich podstawowych potrzeb człowieka (jest to najwyższy wskaźnik w Europie).

Z tęsknotami za autorytaryzmem i państwem opiekuńczym wiąże się bezpośrednio kryzys litewskiej demokracji partyjnej. Z litewskich partii w zasadzie jedynie Litewska Partia Socjaldemokratyczna, Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci oraz Ruch Liberałów mogą być nazwane partiami tradycyjnymi, mającymi mniej lub bardziej twarde podstawy programowe i światopoglądowe. Reszta litewskich partii politycznych pływa w nieokreślonym bagnie poglądowym, gdzieś pomiędzy prawicą a lewicą, wolnym rynkiem i gospodarką planową, zamordyzmem i demokracją, konserwatyzmem i socjalizmem. Od mniej więcej roku 2000 w zasadzie w każdych kolejnych wyborach sejmowych lub samorządowych pojawiają się nowi gracze polityczni, którzy zdobywają spory odsetek głosów (15-30 proc.) i następnie (za nielicznymi wyjątkami) znikają ze sceny politycznej po jednej-dwóch kadencjach przy żłobie. W roku 2000 taką „nową twarzą” litewskiej polityki był populistyczny Nowy Związek b. prokuratora generalnego Artūrasa Paulauskasa, cztery lata później – Partia Pracy multimilionera rosyjskiego pochodzenia Wiktora Uspaskicha, jeszcze po czterech latach – Partia Wskrzeszenia Narodu producenta telewizyjnego i showmana Arunasa Valinskasa. Do tej galerii „sław” należy jeszcze dodać „Porządek i Sprawiedliwość” b. prezydenta RL, usuniętego w drodze impeachmentu, Rolandasa Paksasa czy ostatnio powstały niepartyjny ruch „Taip” („Tak”) mera Wilna, skazanego przed kilkoma laty za korupcję, Artūrasa Zuokasa, których notowania są również bardzo wysokie.

Gdzie szukać panaceum?

„Jest oczywiste, że dzisiaj przezywamy okres kryzysu świadomości państwowej — mówi w wywiadzie dla dziennika „Kauno diena” historyk i politolog Antanas Kulakauskas. — Dziękować Bogu mamy na Litwie demokrację i takie zamieszki jak w Egipcie czy Tunezji u nas się nie zdarzają <…>. Ale jest też oczywiste, że musimy na Litwie inaczej się rządzić niż dotychczas”. Nikt jednak nie daje jednoznacznej odpowiedzi jak mamy się rządzić. Decentralizacja władzy, wzmocnienie samorządów lokalnych mogłyby być odpowiedzią na to pytanie, gdyby na Litwie istniało społeczeństwo obywatelskie. Niestety tak nie jest, a więc przekazanie większych uprawnień samorządom oznaczałoby odebranie ich politykom z rządu i Sejmu, których gorzej lub lepiej, jednak kontrolują litewskie massmedia, i przekazanie lokalnym kacykom, których nie kontroluje de facto nikt (w rejonach zazwyczaj istnieje jedna gazeta żyjąca wyłącznie z dotacji samorządowych, a słaba opozycja chętnie zamienia przekonania w zamian za stołki czy dotacje). A propos na Litwie bardzo często, gdy się chce ukazać problemy lokalnych samorządów wskazuje się na rejony wileński i solecznicki, w których od blisko 16 lat niepodzielnie rządzi Akcja Wyborcza Polaków na Litwie. Jednak podobnych przykładów jest mnóstwo i w innych litewskich samorządach: w Oranach od 15 lat niepodzielnie rządzi ultra nacjonalistyczna Narodowa Partia Centrum, w Ignalinie – partia chłopska. Przykłady można mnożyć. Niewątpliwie jest to przykład jakiejś degeneracji systemu wyborczego, gdy wyborcy dobrowolnie rezygnują z rozliczania rządzących. Z drugiej strony być może chodzi jedynie o słabość litewskiego społeczeństwa obywatelskiego, które w dodatku bardzo często przybiera formy karykaturalne.

Na przykład jedną z największych organizacji społecznych na Litwie jest Związek Polaków na Litwie (mówi się o ponad 10 tysiącach członków), ta organizacja dostaje też największe kwoty z odpisu od podatku (mieszkaniec Litwy może przeznaczyć 2 proc. z podatku dochodowego na wybraną organizację społeczna lub inną instytucję niepolityczną). Nawet w okresie odrodzenia narodowego Polaków na Litwie, kiedy sam byłem członkiem ZPL, o takich liczbach można było tylko pomarzyć. Tylko że ciesząc się z tych sukcesów liderzy ZPL zapominają wspomnieć, iż dziś członkostwo w Związku jest obowiązkowe dla każdego kto chce np. zostać nauczycielem w rejonowej szkole samorządowej pod Wilnem. Albo tzw. kedofile – zwolennicy Drąsiusa Kedysa, który zastrzelił dwie osoby oskarżając je o molestowanie seksualne swojej córki. Ciało Kedysa znaleziono po kilku miesiącach, przyczyny śmierci naturalne, ale tłum wietrzy spisek klanu pedofilów. Gdy przed rokiem sąd dzielnicowy w Kiejdanach podjął decyzję, że córka Drąsiusa Kedysa powinna wrócić do matki Laimy Stankūnaitė, nikt tej decyzji nie był w stanie wykonać. Natychmiast wokół domu siostry Kedysa – a propos również sędziny – Neringi Venckienė, która była tymczasową opiekunką dziewczynki, zaczęli zbierać się ludzie z całej Litwy, którzy zapowiedzieli, że są gotowi umrzeć, ale dziecka w ręce „pedofilów” nie wydadzą. Policjanci co prawda wyciągnęli z tego tłumu komornika, który przyszedł by zabrać dziewczynkę, i uratowali go przed linczem, ale… odmówili mu dalszej pomocy. I decyzja sądu pozostała na papierze. Po jakimś czasie ją po prostu uchylono zatwierdzając status quo. Czy to ma być społeczeństwo obywatelskie, które uratuje litewską demokrację? Kedofile zapowiadają, że na jesieni powołają własną partię i w następnym roku ruszą po sprawiedliwość do Sejmu. Wygląda więc na to, że będziemy mieli w następnej kadencji jeszcze jedną partię zbawicieli narodu.

Gdy zabierałem się za pisanie tego tekstu chciałem napisać coś optymistycznego, bo tak naprawdę Litwa ma z czego być dumna. Dwudziestolecie niepodległości wcale nie było okresem straconym. Co dziesiąty na świecie sprzedany laser został wyprodukowany na Litwie (Litwa w sektorze producentów laserów zajmuje czwarte miejsce po USA, Niemczech i Japonii). Litwini wynaleźli lekarstwo na raka „TevaGrastim®“, które jest równie skuteczne jak zachodnie preparaty, ale 25-30 proc. od nich tańsze. Litwa zajmuje pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby posiadanych telefonów komórkowych, zaś litewski Internet pod względem szybkości jest drugi na świecie. Litwa ma największy w Europie obszar objęty szerokopasmowym Internetem światłowodowym. Około 30 proc. mieszkańców Litwy ma ukończone studia wyższe, 90 proc. zna co najmniej jeden język obcy, 50 proc. – zna dwa języki obce, a 30 proc. zna język angielski. Zdaniem OECD litewska służba państwowa jest jedną z najlepszych w Europie Wschodniej. Litwa posiada też jeden z najbardziej przejrzystych systemów tworzenia prawa: wszystkie projekty od chwili wysunięcia pomysłu aż do uchwalenia uchwały lub ustawy są dostępne publicznie w sejmowej bazie internetowej, każda zainteresowana osoba może zgłosić do nich swoje uwagi, poprawki, propozycje lub sugestie drogą internetową, i każda taka opinia będzie oceniona i uzyska oficjalną odpowiedź. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że litewskie społeczeństwo dojrzeje do tego by z tych i wielu innych osiągnięć skorzystać, dojrzeje do prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego.

Aleksander Radczenko - litewski prawnik i dziennikarz polskiego pochodzenia, działacz mniejszości polskiej, b. redaktor naczelny "Gazety Wileńskiej". Stały współpracownik "Polityki Wschodniej".

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum