Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

CENZURA NA CENZURĘ 5 czyli bajeczka dla grzecznych dzieci

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Czw Paź 27, 2011 11:47 am    Temat postu: CENZURA NA CENZURĘ 5 czyli bajeczka dla grzecznych dzieci Odpowiedz z cytatem

CENZURA NA CENZURĘ 5 czyli bajeczka dla grzecznych dzieci






Demaskacja peerelowskiej cenzury nie spotkała się w 1977 roku z jakąkolwiek formą docenienia, uznania czy z minimum choćby życzliwości w stosunku do sprawcy tej sensacji, ktokolwiek by nim nie był. Mnie w każdym razie spotkała wzbierająca fala wrogości ze strony tej części emigracji, z którą po udanej ucieczce do Szwecji nawiązałem kontakt w celu doprowadzenia do publikacji zdobytego przeze mnie demaskatorskiego materiału. Wprawiło mnie to w wielkie – graniczące przejściowo z frustracją – zdziwienie. Nie spodziewałem się bowiem, że w środowisku, kojarzonym powszechnie z polską emigracją niepodległościową, będę miał do czynienia z tysiącami postaparatczyków i innych reprezentantów tej samej komunistycznej władzy, przeciw której postanowiłem wymierzyć tak spektakularny cios.

Wkrótce jednak zorientowałem się, że w tym czasie na terenie Szwecji zamieszkiwała emigracja tzw. „pomarcowców”, którą współtworzyło około 5 tysięcy komunistycznych aparatczyków żydowskiego pochodzenia wraz ze służącymi im – do chwili wspólnego wyemigrowania do Izraela – samocenzurującymi się dziennikarzami, redaktorami, publicystami, wydawcami i innymi pracownikami peerelowskich mediów. Swą liczebnością emigracja ta niemal pięciokrotnie przewyższała mieszkającą tu polską powojenną emigrację niepodległościową, która nie została nigdy skażona doświadczeniami życia w PRL. Coraz bardziej więc stawało się dla mnie zrozumiałe i oczywiste, iż ujawnienie zdobytej przeze mnie tajnej dokumentacji GUKPPiW stanowić musi poważne zagrożenie dla podtrzymywania przez tych ludzi swej wiarygodności w oczach niekomunistycznych tym razem pracodawców i mocodawców. Publikacja tych materiałów mogłaby bowiem obnażyć kluczową rolę, jaką do niedawna jeszcze pełnili w systemie peerelowskiej cenzury.

W środowisku dziennikarzy obsługujących w PRL reżimowe i wasalskie (koncesjonowane przez władzę komunistyczną) media panowała głęboko zakorzeniona hipokryzja, umożliwiająca przerzucanie całej odpowiedzialności za cenzurę na jej ostatnią instancję, czyli na instytucjonalną nadbudówkę całego jej systemu. Nadbudówką tą był Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Zatrudnieni w tym urzędzie „radcy”, którym dziennikarze oraz redaktorzy oddawali do sprawdzenia i zaakceptowania swe „cenzorskie wypracowania” – nazywani byli w ich środowiskowym żargonie „cenzorami”. Przez całe dziesięciolecia kolejne pokolenia dziennikarzy przyswajały sobie moralność i logikę Kalego, wedle której cenzurą nie były ani autocenzura, ani nawet cenzura redakcyjna. Była nią za to cenzura „narzucana z zewnątrz” (sic!). Tak pojmowana cenzura polegać miała na „(...)decydowaniu o tym, jakie informacje innym wolno publikować”. Towarzyszyło temu samousprawiedliwiające przeświadczenie, że: „Jeśli decyduje, ten kto publikuje, to cenzury nie ma”. Jest to dosłowny cytat z komentarza pod moim polemicznym tekstem, który kilka miesięcy temu zamieściłem w jednym z internetowych portali. Vide: http://www.prawica.net/opinie/23602

Na kanwie tego wizerunkowego stereotypu wykreowany został – w ciągu kilku lat, poprzedzających moje tu przybycie – taki obraz komunistycznych mediów, w którym zatrudnieni w tych mediach dziennikarze jawili się jako ofiary cenzury, nie zaś jako najważniejsze jej ogniwo. Pracy nad jego wykreowaniem podjęli się ci z postkomunistycznych dziennikarzy (np. Alina Grabowska – prowadząca w 1978 roku cykl wywiadów ze mną p.t. „Cenzura zdemaskowana”), którym po 1968 roku udało się przeniknąć do większości emigracyjnych ośrodków medialnych z RWE na czele. Mimo iż przypominało to bajeczkę o „bocianie przynoszącym dzieci” serwowaną tradycyjnie swym pociechom – zostało bezkrytycznie przyjęte przez ich nowych pracodawców, takich jak np. Jan Nowak-Jeziorański (dyrektor polskiej sekcji RWE) czy redaktor paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyć. Cóż dopiero mówić o większości zwykłych zjadaczy chleba, dla których problematyka cenzury jest wyjątkowo trudnym orzechem do zgryzienia z powodu abstrakcyjnej wykładni tak kauzualistycznego jej wymiaru, jak i sensu jej definicji.

Wprowadzenie w błąd opinii społecznej w tym zakresie wymagało więc przede wszystkim wytworzenia w świadomości masowego odbiorcy takiej zbitki pojęciowo-skojarzeniowej, wedle której to nie dziennikarze i redaktorzy lecz wyłącznie „radcy” z GUKPPiW (kontrolujący oddane im wcześniej przez redakcje do skontrolowania własne ich autocenzorskie „wypracowania”) nosić mieli piętno „cenzora”. Również i sam urząd, w którym ci „radcy” pracowali miał stać się rozpoznawalny w przestrzeni publicznej jako Urząd Cenzury. Wszystko to wbrew oczywistemu faktowi, iż zatrudnieni w tej instytucji urzędnicy wcale nie piastowali stanowisk „cenzorów” i że sama nawet nazwa urzędu ani jednym słowem nie nawiązywała do cenzury. Sami zaś dziennikarze – też formalnie nie będąc cenzorami (podobnie jak „radcy” z GUKPPiW) – byli nimi faktycznie. Własna zatem ich rola, jako najważniejszych cenzorów (poprzez autocenzurę i cenzurę redakcyjną) ulec miała – dzięki zastosowaniu tej opiniotwórczej socjotechniki – zamaskowaniu i zapomnieniu. Publikacja tych dokumentów mogła tymczasem tę bajeczkę o Cenzurze zdemaskować i ośmieszyć.

Dla zapobieżenia swej kompromitacji,środowisko to – w ramach także dalekosiężnej strategii – zaczęło przed 31 laty rozpowszechniać (zarówno na emigracji jak i w Kraju) paszkwil autorstwa Andrzeja Koraszewskiego, w którym obiektem chamskich i wręcz nienawistnych ataków okazał się „nijaki” T. Strzyżewski, czyli „wstrętny i podejrzany typ”, który „nie wiadomo z jakich powodów” postanowił tę (dobrze im od środka znaną) cenzurę zdemaskować. Przyjaciel Koraszewskiego – Ludomir Gąssowski, który też był w PRL samocenzurującym się dziennikarzem, opublikował przed rokiem w rozdawanej pod polskim kościołem gazetce emigracyjnej o nazwie „Nowa Gazeta Polska” kolejny, utrzymany w podobnym tonie paszkwil, w którym po 31 letniej przerwie znów oczernia i wyszydza tego „wstrętnego” demaskatora cenzury, piętnując mnie ponownie mianem „cenzora”. Zaślepiony nienawiścią nie widzi semantycznego nonsensu w tym epitecie, kiedy kieruje go wobec kogoś, kto akurat zachował się i postąpił jak... „antycenzor”. Zataja równocześnie – robiąc to tym razem świadomie – okoliczności, w konsekwencji zaistnienia których trafiłem do pracy w tym urzędzie w sierpniu 1975 roku. Celowo pomija też moment podjęcia decyzji, czasokres mojego przebywania w GUKPPiW oraz przyczyny przeciągnięcia się tego w nim pobytu z planowanych kilku miesięcy do osiemnastu.

Środowisko peerelowskich dziennikarzy było w stanie – dzięki tego rodzaju manipulacjom – skutecznie przez 22 lata indoktrynować opinię publiczną w Polsce. Było to niezbędnym – obok pozostawienia peerelowskich kadr również w obrębie władzy trzeciej – warunkiem przetrwania postkomunizmu w naszym Kraju. Trzecia RP przetrwała, ponieważ postkomuniści utrzymali w swych rękach niedemokratyczny ze swej natury ośrodek władzy politycznej. Jest nim opiniotwórcza władza mediów (zwana też władzą czwartą) obsługiwana przez te same kadry, które poprzednio kolaborowały z komunistycznym reżimem. W dodatku te podeszłe już dziś wiekiem kadry (wraz z Bratkowskim, Bartoszewskim, Passentem, Rolickim, Miecugowem, Zimińskim czy Olejnik) przekazywały i wciąż przekazują młodym adeptom sztuki dziennikarskiej nie tylko umiejętności warsztatowe (posługiwanie się np. kryterium selekcji, zwanym dawniej „kryterium cenzorskim”) lecz również ogromny ładunek dyspozycyjności wobec elit i układów postkomunistycznych.

Dzięki pozostawieniu tych kadr w postpeerelowskich mediach oraz dzięki zagwarantowaniu prawa własności nad dominującą częścią mediów tym ze swych przedstawicieli, którzy w „cudowny” sposób zdążyli przepoczwarzyć się we własnych (jak poprzednio propagandowo to określali) „klasowych wrogów” czy „łańcuchowe psy imperializmu” – mogą te postkomunistyczne elity i środowiska święcić po 22 latach „transformacji” triumfy i utrwalać swą polityczno-ekonomiczną dominację. Dynastyczny charakter tych układów przekazywany jest już kolejnym pokoleniom.

I jeszcze link do wywiadu dla portalu SDP:

http://www.sdp.pl/rozmowa-dnia-strzyzewski

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Czw Paź 27, 2011 12:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

100% racji. Jest czasem jeszcze gorzej byli pracownicy CENZURY pełnia funkcje kierownicze i nadzorcze w mediach.
_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Paź 29, 2011 11:23 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W tym, co podaje Pan Tomasz jest ciekawostka iż jak widać w "Urzędzie" oprócz gorliwych utrwalaczy władzy ludowej znalazły azyl także elementy, które jak się okazało 'zasługiwały na naszą uwagę operacyjną'.
Pan Tomasz przytacza też nazwiska osób, co do zaangażowania których po stronie czystej prawdy kiedyś, nie wypadało mieć wątpliwości, ale po ostatnich latach działalności Radia Wolna Europa i dalszych karierach w pomagdalenkowej Polsce obraz wielu prominentnych postaci RWE nie jest już tak klarowny, a po obejrzeniu np. filmu "Prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza", w którym bohater pod koniec opowiada gdy zatrudniony w RWE dostawał pieniądze za to, że nic nie emitował na fale, widać, że ta czarnobiałość świata była pozorna. Jak widać oprócz prawdziwych Wielkich, były osoby jedynie ucharakteryzowane na wielkie, o których dziś wiemy, że byli TW i które teraz walczą o miano obalaczy komunizmu. Oczywiście tym osobom łatwo było się wybić i imponować okazując nieświadomej reszcie swą ogromną odwagę - nie musieli się przecież obawiać swoich SBckich oficerów prowadzących i ich kompanionów, a dzisiejszych kolegów.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum