Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

PR- czyli za kulisami komunistycznych spec-służb...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Servantes
Weteran Forum


Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 206

PostWysłany: Pon Kwi 23, 2007 9:29 pm    Temat postu: PR- czyli za kulisami komunistycznych spec-służb... Odpowiedz z cytatem

za forum na stronach Wydawnictwa... Wołoszański Wink
http://www.woloszanski.org/artykuly.ida_37

PR- „Przyjaciele radzieccy”

Był późny jesienny wieczór 1993 r, jeden z popularnych lokali mieszczących się przy ulicy Puławskiej przeżywał wieczorny najazd klientów. Właśnie kończyła się „Panorama” i nikt nie zwrócił uwagi na dwóch mężczyzn opuszczających niemal w tym samym momencie kawiarnie. Nie zauważywszy żadnych oznak świadczących o obserwacji sprawnie dokonali przekazania dokumentów. Już po chwili złudzenia prysły. Po cichu lecz bardzo stanowczo zostali obaj wepchnięci do samochodów i dostarczeni kilkaset metrów dalej na Rakowiecką 2. Jeden z aresztowanych zaczął po rosyjsku wykrzykiwać, że jest dyplomatą Federacji Rosyjskiej. Pomimo protestów musiał przejść rewizję osobistą. Na koniec wezwano przedstawiciela protokołu dyplomatycznego celem ustalenia czy Rosjanin jest w rzeczywistości tym za kogo się podaje.
Dopiero późno nocą oficerowie kontrwywiadu uzyskali oficjalne potwierdzenie. Zatrzymany okazał się atache wojskowym Federacji Rosyjskiej. Drugi zatrzymany od samego początku z uporem milczał. Przedstawiono mu zdjęcia, nagranie na taśmie video spotkanie, dokumenty znalezione przy Rosjaninie. Nie zaprzeczył.
Jednak sprawa rozgłosu nabrała dopiero po Komunikacje PAP-u : „ Aresztowano b. pracownika MSW podejrzanego o szpiegostwo”. Pod takim tytułem 26 października 1993 roku PAP podała w swoim serwisie krajowym sensacyjnie brzmiącą depeszę. Informacja nr 123 zaczynała się od słów:
„Pod nadzorem prokuratury wojskowej prowadzone jest śledztwo przeciwko Markowi Z. emerytowanemu pracownikowi MSW, podejrzanemu o szpiegostwo ma korzyść wywiadu wojskowego ZSSR, a później Rosji”
Nazajutrz informacja o wpadce „rosyjskiego kreta” znalazła się na czołówkach wszystkich warszawskich gazet. Zatrzymanie pierwszego rosyjskiego szpiega od czasy zakończenia II wojny światowej było sensacją dnia. Jednak mało kto zwrócił uwagę na akapit który znajdował się w środku depeszy PAP-u:
„O fakcie zatrzymania Polaka, pracownika jednego z centralnych urzędów, przekazującego tajne informacje atache wojskowy Ambasady Rosyjskiej w Warszawie pisał już 8 bm. zielonogórski „Codzienny Express Zachodni”. Ani MSW ani UOP wtedy nie zareagowały.”
Rzeczywiście milczeli wszyscy: wojskowi, prokuratura, milczała urocza rzecznik UOP. Jedynie ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów, Jan Maria Rokita, stwierdził w krótkim wywiadzie w radiowej „Trójce”, że co prawda nic konkretnego w tej sprawie nie może powiedzieć, ale chyba z zatrzymaniem Marka Z. UOP się pośpieszył. Konferencje prasową zapowiedział również minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz jednak poza oświadczeniem prokuratury nigdy żadnego oficjalnego oświadczenie nie było.
Czym można wytłumaczyć aż tak dalece wstrzemięźliwość władz?
Może obawami przed dalszym zaognianiem stosunków z Rosją. Może czymś więcej.
Wydaje się, że Marek Zieliński nie był jedynym źródłem informacji, jakie GRU miał zdaniem wielu i być może wciąż ma w polskim MSW. Świadczy o tym, szybkie rozpoczęcie przez UOP przygotowanie listy osób, z którymi w przeszłości Zieliński pracował w MSW, a które są pracownikami UOP. Zieliński miał zaproponować ewentualnych kandydatów do werbunku, jednak atache wojskowy ambasady Rosji Łomakin od razu miał wykluczyć kilka nazwisk. Może to sugerować, iż GRU ma w MSW inne źródło informacji, które weryfikowało dane przekazane przez Zielińskiego.
Podaje się, że Zieliński pracę dla GRU rozpoczął prawdopodobnie w 1981 roku. Jednak wiele rzeczy wskazuje, iż nastąpiło to znacznie wcześniej. Wbrew temu co podawały gazet pseudonim Zielińskiego nie brzmiał „Rudy” (kolor włosów). Tak nazywali go koledzy w pracy.
Praca MSW od dawna interesowała wywiad Rosji. Po wydarzeniach sierpniowych 1980 roku w centrali KGB powołano specjalny zespół operacyjny, którego zadaniem było analizowanie sytuacji w Polsce. To wówczas powstały „raporty polityczne” dla członków KPZR. Obecna ich analiza pozwala stwierdzić, że były opracowywane nie tylko na podstawie meldunków oficerów KGB, ale także ściśle tajnych polskich dokumentów.
Sprawa Zielińskiego na pierwszy rzut okaz wydaje się być przykładem rywalizacji Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SWZ FR) i Zarządu Rozpoznania Wojskowego Rosyjskiego Sztabu Generalnego. Niepisaną zasadą podobno było nie wchodzenie sobie w tzw. „ścisłe rejony zainteresowania”. Jeśli ta zasada była przestrzegana to dlaczego Zielińskiego prowadził GRU a nie spadkobiercy KGB- SWZ? Przecież MSW leży w gestii cywilnych służb FR. Skąd się wziął na Mokotowie Łomakin? Ten drobny szczegół zainteresował UOP. Okazało się, iż Zieliński podobno w swojej karierze ma jakiś epizod wojskowy.
Oprócz UOP-u sprawą zajęły się równiej Wojskowe Służby Informacyjne (WSI). Zainteresowanie wynika z tego, że niektórzy byli oficerowi wojskowych służb specjalnych, będący w spółkach detektywistycznych należeli do federacji firm ochroniarskich kierowanych przez Zielińskiego.
Jak mówi były pracownik gabinetu ministra Kiszczaka:
„ Już w stanie wojennym Rosjanie dzięki Zielińskiemu w szczegółach znali przebieg i postanowienia każdego posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR. Również i później miał on dostęp do materiałów oraz dokumentów tworzonych na bardzo wysokim szczeblu. Z całą pewnością są to sprawy ważne, ale ważniejsze jest to, kogo Zieliński wskazał radzieckiemu, a dzisiaj rosyjskiemu wywiadowi do werbunku. Moim zdaniem założenie przez niego firmy ochroniarskiej, a później Krajowego Związku Pracodawców Firm Ochrony Osób, Mienia i Usług Detektywistycznych odbywało się na zlecenie Rosjan. Było to zresztą doskonałe przykrycie. Proszę zwrócić uwagę, że zakładając związek Zieliński znalazł się we władzach struktury gromadzącej między innymi kilka tysięcy byłych pracowników MO i SB. Z tego, co wiem w związku ochroniarzy do obowiązków Zielińskiego należały kontakty z MSW i policją oraz zajmującą się handlem bronią spółką „Cenzin”.”
Podobną metodę, z wykorzystaniem nieświadomych agencji detektywistycznych zastosowała w 1992 roku francuska służba wywiadowcza DGSE przy zbieraniu danych dla swoich koncernów. Według FBI wynajęci przez DGSE detektywi zbierali dane o pracownikach i produkcji przedsiębiorstwa „3M”. Podobno całą sprawę zlecił francuskiemu wywiadowi konkurujący z amerykańskim przedsiębiorstwem koncern „Saint Gobaln”.
Z cała pewnością zarówno dla ZSSR jak i obecnie dla Rosjan Zieliński był agentem ważnym. Jego zatrzymanie było ogromnym sukcesem polskiego kontrwywiadu, ale gorzkim, bo stwierdził La Carre (były pracownik brytyjskich służb specjalnych) w swojej książce „Russia House”, gdy „ do więzienia idzie szpieg, najbardziej przegrał ten kto go złapał.
Agent złapany to agent stracony.


Kilkadziesiąt metrów od Belwederu ówczesnej siedziby polskiego Prezydenta, kilkaset od budynków Urzędu Rady Ministrów i MSZ, rozległą powierzchnię w centrum stolicy zajmują monumentalne budynki ambasady rosyjskiej. Tuż obok, chroniony przez system telewizji wewnętrznej, złocisty gmach rosyjskich przedstawicielstw handlowych. Oczom warszawiaków jeżdżących codziennie ruchliwą ulicą Belwederską, nie dane jest dostrzec, usytuowaną na zapleczu kompleksu anten. Jeżeli nawet ktoś je dostrzeże może, poniekąd słusznie wziąć je za normalny system łączności. Jednak systemy nasłuchowe mogę pełnić też inną rolę.
Na początku lat 80. Rosjanie wymienili sporą cześć urządzeń elektronicznych, jakie znajdowały się w „zakrytej” części ambasady. Zainstalowano wtedy anteny kierunkowe i urządzenia wzmacniania sygnału. Systemy tego typu, pozwalają m.in. na prowadzenie nasłuchu z duża rozdzielczością jednostkową oraz rozkodowywanie części impulsów elektromagnetycznych.
Zdaniem byłego ministra obrony narodowej Romualda Szeremetiewa ambasada jest tak usytuowana, że „teoretycznie można prowadzić z niej nasłuch elektroniczny budynków MON, URM i Belwederu”. Inna sprawa, że minister Szeremetiew w obawie przed tym podsłuchem na ważne pogawędki udawał się na spacer do Łazienek albo w krzaki do parku przy Muzeum Wojska Polskiego, gdzie przecież warunki do podsłuchu, nawet dla marnego fachowca są niezgorsze.
Jedna z sekcji piętra ambasady przeznaczona jest dla „dyplomatów na podwójnej liście płac”. Kiedyś byli to funkcjonariusze KGB dziś zaś SWZ.
Na wydzielonym korytarzu ambasady , za specjalnymi, opatrzonymi zamkiem szyfrowym drzwiami znajduję się ich królestwo: archiwa agentury, stacje nasłuchowe pracujące na częstotliwościach używanych przez polski wywiad, gabinet szyfrantów i pokój ciszy. Nad framugami palą się, lub nie, lampki, które sygnalizują, czy można wejść do środka. W pomieszczeniach, którego okna wychodzą na zewnątrz nie prowadzi się żadnych ważnych rozmów. Mimo to szyby w tej części wykonane są ze specjalnego szkła o, mówiąc opisowo, kanciastej strukturze wewnętrznej, co ma uniemożliwić stosowanie podsłuchu opartego na rejestracji spowodowanych rozmową drgań szyby.
Kiedy po raz pierwszy Rosjanie przeprowadzali operację podsłuchową ambasady USA w Moskwie stosując tę metodę, niedopracowany wynalazek spowodował zniszczenie szyb w prawie całej ambasadzie. Tłumaczono później Amerykanom, że właśnie tego dnia na niskiej wysokości przelatywał samolot naddźwiękowy i to on spowodował te zniszczenia.
„ Słyszałem, że amerykańscy dyplomaci i pracownicy wywiadu bardzo niechętnie jeździli do Moskwy. Skarżyli się, że Rosjanie nie dość, że walą w budynek dużymi porcjami mikrofal, to jeszcze stosują nadzór przy pomocy niskich dawek promieniowania”- mówi Adam S. były pracownik wywiadu.
Archiwum z materiałami od agentów trzymane są w ambasadzie w Archiwum Akt Tajnych. Eksterytorialność ambasady daje pewność, że są w niej bezpieczne. Jednak od czasu, gdy muzułmańscy fanatycy wdarli się da ambasady USA w Iranie i przejęli dokumenty teherańskiej placówki CIA, również Rosjanie nauczeni cudzym doświadczeniem stosują pewne systemy zabezpieczeń: m.in. specjalne piece do szybkiego całościowego niszczenia dokumentów.
W pokojach stacji nasłuchowych oraz szefa Rezydentury znajdują się dokładne sztabowe mapy Warszawy i okolic, Na nich to oficerowi wywiadu nanoszą dane i miejscach pobytu w ciągu dnia. Ma to na celu niedopuszczenia do przypadkowych „zderzeń” pomiędzy spotykającymi się z agentami „dyplomatami”. Wyborem takich miejsc zajmują się przybywający legalnie do Polski na turystycznej wizie, szeregowi pracownicy SWZ.
System szkolenia pracowników sektora polskiego w SWZ jest przykładem perfekcjonizmu. Dobrze przygotowany „oficer operacyjny” włada czysto językiem polskim, jest doskonale zorientowany w wydarzeniach kulturalnych, gospodarczych i .... sportowych. Oficerowi wywiadu obowiązkowo chodzą na premiery spektakli teatralnych i bardzo dobrze znają sytuację w naszej lidze piłkarskiej.
Do niedawna urządzenia nasłuchowe ambasady wspomagane były przez elektroniczne imperium. które działało kilkanaście kilometrów od centrum Warszawy w pobliskim Rembertowie. Oficjalnie była to jednostka łączności.
Rosjanie dysponowali na terenie Polski dwoma tego typu jednostkami. Druga rozlokowana była w najbardziej osłoniętych rejonach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego w Kęszycy. Tamtejsza brygada dysponowała m.in. supernowoczesnym kompleksem łączności satelitarnej za szpiegowskimi satelitami geostacjonarnymi umieszczonymi nad byłym RFN, Belgią, Francją i Wielką Brytanią.
Raz, czasami dwa razy w miesiącu kolumna rosyjskich łącznościowców wyruszała z Rembertowa by poprzez Wesołą i Sulejówek dostać się w rejon Wągrowca. Tam, na terenie chronionym przez GRU i nasz kontrwywiad ( czasy PRL-u) przeprowadzano tzw. ćwiczenia awaryjne.
„Rosjanie dysponowali w Rembertowie urządzeniami nasłuchu radiowego- mówi płk rez. Jan Ł- mogli nagrać i rozkodować większość rozmów prowadzonych w systemie radiostacji wojskowych i MSW. Nie mam również żadnych wątpliwości co do technicznych możliwości prowadzenia podsłuchu rozmów telefonicznych. Centrala w Rembertowie był bezpośrednio włączona do centrali MON. Chciałbym wiedzieć, czy były tam telefony Ti i WCZ
Pod koniec lat 80 i na początku 90 w tajemnicy przeprowadzano badania radioelektonicznej aktywności urządzeń na terenie jednostki rosyjskiej. Badania potwierdziły dużą dynamikę sprzętu w sytuacjach, kiedy powinien on „milczeć”. Co ciekawe liczba sygnałów nadawanych i odbieranych wzrastała w okresie dużych ćwiczeń sztabowych WP.
Przed opuszczeniem Polski Rosjanie dokładnie „wyczyścili” wszystkie pomieszczenia. Jednak konstrukcja części z nich (pogrubione ściany, ekrany odbijające) potwierdzają, że znajdowały się tam urządzenia łączności specjalnej
Jeszcze do 1991 roku ówczesne radzieckie służby specjalne działały w Polsce w co najmniej 4 strefach. Byli to oficjalni przedstawiciele KGB przy MSW. oficjalni przedstawiciele GRU przy MON, służby obsługi grupy wojsk radzieckich w Polsce oraz agenci prowadzeni przez rezydentury.
Oficjalnie tych ostatnich nie było, ale zbyt wiele poszlak, przypuszczeń i wypowiedzi b. wysokich funkcjonariuszy MSW wskazuje, ze jest inaczej.


Przyjaciele wśród Przyjaciół

Grupa funkcjonariuszy KGB w Polsce liczyła przeważnie kilkadziesiąt osób. Na jej czele zawsze stał generał, który jednocześnie był I sekretarzem ambasady ZSSR lub radcą.
„ Obecność oficerów służb specjalnych ZSSR była przez długie lata wstydliwą tajemnicą w resorcie spraw wewnętrznych. Po drugiej wojnie światowej „radzieccy” urzędowali na korytarzach MBP oficjalnie, zajmowali wysokie stanowiska w wywiadzie i kontrwywiadzie. Po 1956 roku ich obecność była znacznie bardziej dyskretna ale mimo to denerwująca. Wiedzieliśmy, że w strukturach KGB funkcjonował specjalny departament jedenasty- kraje socjalistyczne. Podporządkowany był Pierwszemu Zarządowi Głównemu zajmującemu się wywiadem zagranicznym. Według niepisanych umów nie mieli prawa werbować w naszym kraju agentów, ale być może- choć bardzo w to wątpię- jedynie nie archiwizowali danych swoich informatorów. To, ze ich mieli dla mnie dzisiaj nie ulega wątpliwości.”- mówi Adam S. długoletni oficer kontrwywiadu MSW.
KGB do samego końca upierała się że w naszym kraju nie werbowali agentów, a jedynie współdziałali z SB w takich dziedzinach jak: walka z terroryzmem, narkobiznes czy przestępczość zorganizowana. Jednym słowem „sielanka” . Jednak w rzeczywistości nakreślony obraz ma się tak jak Stirlitz do Gromosława Czempińskiego.
W drugiej połowie lat 60 polski kontrwywiad prowadził akcje przeciwko osobie podejrzanej o współpracę z CIA. Potrzebne było precyzyjne urządzenie namiarowe i mieli je Rosjanie. DO Warszawy przyleciał specjalnie wyposażony mikrobusik, ale żaden z polskich oficerów nawet nie mógł do niego zajrzeć.
Generał brygady Jerzy Gruba, w latach 80 m.in. szef WUSW w Krakowie, opowiedział tuż przed swoją śmiercią (niespodziewaną śmiercią) o kilku radzieckich śladach:
„ W czasie rozpracowywania komitetu strajkowego w Hucie Katowice stwierdziliśmy, że wśród organizatorów jest obywatel radziecki. Ktoś z SB poszedł do konsulatu i powiedział, że wkrótce będziemy odblokowywać obiekt i czy przypadkiem nie ma w nim obywateli ZSSR. Gwałtownie zaprzeczyli.
Postawiliśmy więc sprawę otwarcie: wiemy, ze wmieszał się w nielegalne struktury, ze jest wiceprzewodniczącym „Solidarności”. Żądamy jego wycofania, bo potem może być wesoło. „Radzieccy” słuchali i gwałtownie zaprzeczali.
Powiedziałem sobie: trudno, zdejmiemy im agenta. Proszę sobie jednak wyobrazić, że nagle delikwent zginął. Jakby się rozpłynął. Jednak prokuratura postanowiła ścigać przywódców strajku, a więc i naszego Kusznera. A ponieważ przepadł, wysłano za nim listy gończe. Proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy nagle zgłosił się do mnie konsul ZSSR z prośbą o wycofanie listów gończych, bo „ten człowiek jest już u nas”
Inne zdarzenie wg Gruby miało miejsce w Krakowie. Na studia polonistyczne do Hieronima Kubiaka zgłosił się młody człowiek. Studiował pilnie, miał tylko jedną wadę: bardzo lubił prowadzić swoich kolegów na „konsulat”. Był jednym z organizatorów ówczesnych demonstracji. SB wzięła się za jego rozpracowywanie i ku zdziwieniu wszystkich chłopak okazał się kadrowym pracownikiem KGB. W pewnym momencie porzucił studia i zniknął.
Jak stwierdził płk Henryk B., rezydent polskiego wywiadu m.in. w Rabacie, Paryżu, Genewie, Belgradzie i Budapeszcie:
„ KGB nie musiało szukać w Polsce informatorów. Mieli dobre stosunki z kierownictwem MSW, kierownictwem państwa, aparatem partyjnym , bywali na przyjęciach, a więc mieli informacje, nazwałbym je, pierwszoplanowe. KGB prowadziło w Polsce wywiad identycznie jak myśmy to robili czyli drogą utrzymywania szerokich kontaktów towarzyskich. Nie wierzę w istnienie siatki KGB w Polsce (niestety nie wiedział jak się myli- przyp. Amos). Rezydent KGB, jeżeli była taka potrzeba, był przyjmowany w MSW albo, co zdarzało się bardzo rzadko, przez sekretarza KC odpowiedzialnego za bezpieczeństwo. Z osobami na wyższych stanowiskach kontaktował się raczej już sam ambasador.”
Rosjanie zawsze sprawdzali wiadomości na wielu płaszczyznach. Zadawali takie samy pytania wielu osobom z grona partyjnego i wojskowego.
Dziś mówi się, że tuż przed upadkiem rządu Honekera co było początkiem końca NRD we wschodniej dzielnicy Karlhorst (przeznaczonej dla Rosjan) mieszkało i pracowało 10.000 funkcjonariuszy KGB. A ilu w Polsce?
Po „bezkrwawej rewolucji” prasa przez jakiś czas nie zajmowała się tematem KGB w Polsce. Jednak dziś wiadomo, że wciąż pracowali w naszym kraju. Wielu z nich po roku 1989 odwołano do centrali. Dziś były rezydent KGB w Warszawie, Wasilij Gałkin, mówi, iż w porównaniu do czasów komunizmu liczba pracowników przebywających w Warszawie zmniejszyła się trzykrotnie. Jednak nie należy się łudzić, odeszli tylko niepotrzebni z niższego szczebla. Asy zostały.
Jednym z odsuniętych był Jurij Łaskin, który pracując w Domu Nauki i Kultury Radzieckiej, mieszczącego się przy ulicy Foksal, oprócz „kultury i oświaty”, „opiekował się” Stronnictwem Demokratycznym. Działacze SD wspominają:
„ Próbowaliśmy go izolować. Rozmawialiśmy o niczym. Unikaliśmy go. Łaskin zawsze jednak sobie tylko znanym sposobem wkręcał się na rożnego rodzaju spotkania. TO prawda, że były one otwarte, ale jego obecność krępowała.
Z tego co mi wiadomo Jurij Łaskin w 1989 roku był majorem KGB. Takich opiekunów miały i inne legalnie działające organizacje społeczne i polityczne. Do tajemnicy poliszynela należał fakt, iż kierownik sektora polskiego Komsomołu w początkach lat 80 był kadrowym pracownikiem KGB. Jego znajomość sytuacji w Polsce, naszych problemów była imponująca. Aleksander Oskin, bo o nim mowa bywał w wielu zacisznych gabinetach co najmniej kilka razy w roku. „ Jego kontakty z przewodniczącym związku oraz kilku członkami kierownictwa przeszły daleko stopę towarzyską- mówi jedne z uczestników tych spotkań – Każdorazowo był przyjmowany w ówczesnym Głównym Zarządzie Politycznym WP. W połowie lat 80 spotkałem go jako jednego z sekretarzy ambasady ZSSR. Aż trudno uwierzyć, że cywilny kontrwywiad i Zarząd II SG WP nie znały prawdziwych funkcji tego człowieka.
Nasi w „podzięce” rewizytowali kolegów w Moskwie. Charakterystyczne jest to, iż przez wiele lat wszystkie obrady i imprezy odbywały się w tej samej sali hotelowej. A najciekawsze jest to, że były kierownik sektora polskiego wkrótce stał się znanym biznesmenem współpracującym głównie z byłymi polskimi aktywistami ruchu młodzieżowego (obecnie znani politycy i nie tylko).
Prawdziwym „kijem w mrowisko” okazał się artykuł Rowlanda Evansa I Roberta Novaka opublikowany w kwietniu 1991 roku na łamach „Washington Post”. W „Powrocie KGB” bo taki tytuł miał artykuł napisali m.in.:
„Szef KGB Kriuczkow polecił swym głównym agentom w Polsce, by odtworzyli starą siatkę wywiadowczą, co wskazuje, że Kreml chciałby odbudować swe możliwości i wpływy w Europie Wschodniej (...) Proces ten rozpoczyna się w Polsce, gdzie ZSSR domaga się planów i informacji wywiadowczych od polskiego wojska i ociąga się z wycofaniem Armii Czerwonej”
Dalej tandem dziennikarski informował także, iż wiosną 1991 roku „przeszło 20 byłych informatorów, których łączna liczba, jak się sądzi, idzie w tysiące, powiadomiło każdy oddzielnie rząd polski, że KGB grozi im zdemaskowaniem, jeśli nie odnowią zerwanych więzi z tą największą i najgroźniejszą w świecie organizacją szpiegowską,
Tymczasem nasze służby specjalne naciskane przez dziennikarzy twierdziły, że „nie zaobserwowano wzmożonych działań radzieckich służb specjalnych, mających a celu nakłanianie obywateli RP do współpracy agenturalnej”. Najzabawniejsze jest to, iż ówczesny minister MSW Henryk Majewski stwierdził, że w Polsce nie było i nie ma siatki KGB. Swoją wypowiedzią rozśmieszył nawet słabo zorientowanych.
Kiedy wielu dziennikarzy zadawało pytanie oficjalnemu rezydentowi KGB w Polsce gen. Smirnowowi ilu agentów KGB jest w Polsce? – rezolutny generał odparł, że na takie pytanie nie odpowie i odesłał do MSW, które powinno posiadać taką wiedzę.
Jak powiedział pułkownik Michał T były oficer wywiadu: „ Ze zrozumiałych względów nie mogę podawać szczegółów, ale mogę powiedzieć, że przedstawiciele i agenci służb radzieckich, a dzisiaj rosyjskich, ukraińskich i białoruskich są, byli i w naszym kraju zawsze będą. Jeżeli chodzi o artykuł Evansa I Novaka, to jak zwykle w takich przypadkach, zawartych jest w nim wiele informacji i hipotez prawdziwych, jak i znajdują się tropy absolutnie fałszywe. Głównym celem tego tekstu, do którego część informacji dostała się, powiedzmy, z inspiracji KGB, było- moim zdaniem- ostrzeżenie niesfornych agentów, żeby przestali grać na własną rękę. Trzeba było ich zdyscyplinować.


„CHIŃCZYKI TRZYMAJĄ SIĘ MOCNO”

Analiza dotycząca siatki KGB mogła by zająć wiele jeszcze stron. Chcąc uniknąć zasypiania czytającego przy komputerze postanowiłem zakończyć ten temat. Ponieważ ma być to dalszy ciąg części drugiej w tym miejscu napisze o tym czego dotyczyła wymiana informacji między KGB i Polskim wywiadem.
Mówi pułkownik Henryk:
„Informacje zdobywane przez nasz wywiad były w centrali przepracowywane tak, aby nie ujawniać źródła. Około 90 procent tych informacji otrzymywał PR czyli wywiad radziecki. PR był to kryptonim radzieckich od skrótu „przyjaciele radzieccy” Nie szły natomiast do wywiadu radzieckiego informacje dotyczące Polski, niektóre informacje, które mogłyby wzbudzić apetyt radzieckich, a dotyczące na przykład kwestii żydowskich czy chińskich bo i tam polski wywiad działał. (W żartach mówiono, że Chiny to jedyny kraj gdzie nie sposób uciec obserwacji. Jak z miliona takich samych facetów w mundurkach wyłuskać tego, który akurat Cię śledzi?) [...] Niektóre informacje czy materiały sprzedawaliśmy. Były to te, których nie mógł wykorzystać np. nasz przemysł. Bywało, że przekazywaliśmy materiały Niemcom czy Czechom wiedząc, że w jakiejś dziedzinie są lepsi od radzieckich. Znam tylko jeden przypadek, kiedy przekazaliśmy radzieckim źródło. Rzecz dotyczyła zwerbowanego przez nas Ukraińca. Sprawa dla nas była nieinteresująca, a posiadana przez niego wiedza dotyczyła tylko środowiska ukraińskiego i rosyjskiego na emigracji. Poza tym było podejrzenie, że mógł on być celowo skierowany przez CIA, a jak są takie sprawy śliskie, to uznaliśmy, ze lepiej jak radzieccy będą się martwić”
Podobne przekazanie nastąpiło też w latach 70. Harry F. Houghton, naukowiec z laboratorium Królewskiej Marynarki Wojennej w Portland w Wielkiej Brytanii został zwerbowany przez polski wywiad i przez kilka lat przekazywał na wschód dane dotyczące łodzi podwodnych. Jednak późniejsze śledztwo MI-5 pokazało, że przed samą wpadką jego oficerem prowadzącym był „nielegalny” agent KGB Gordon Lonsdale. Wśród zatrzymanych znalazło się też małżeństwo Krogerów- Piotr i Helena. Byli agentami KGB, formalnie posiadającymi obywatelstwo polskie, mieszkające w USA jako rodzina Cohenów. Zniknęli kiedy FBI aresztowało Rosenbergów, oskarżonych o przekazanie Rosjanom tajemnic produkcji bomby atomowej. Być może w archiwach wywiadu MSW są jeszcze jakieś ślady tych polskich związków z bronią A.
Brak precyzji w takich sprawach często była celowa. Polacy czasami werbowali agentów przedstawiając się jako zupełnie inna agencja wywiadowcza. W niektórych wypadkach było to dla werbowanej osoby psychologicznie łatwiejsze. Taki sposób nazywa się werbowaniem „pod obcą flagą”.

O TYM JAK ZE „STASI” BYWAŁO

Berlin na początku lat 60. Zadziwiające miejsce, zadziwiający czas. Mężczyźni w czarnych, skórzanych płaszczach, kobiety w kostiumach przerobionych z mundurów, rosyjscy oficerowie w amerykańskich jeep’ach i amerykańscy żołnierze handlujący benzyną. Gigantyczny tygiel stworzony przez zimną wojnę. Raj dla szpiegów. Właśnie wtedy we wschodnioberlińskiej dzielnicy Pankow zaczęła działać złożona z kilku, zazwyczaj 6 osób, polska grupa wywiadowcza „Berlin”. Jej zadaniem miało być wspieranie naszych szpiegów w RFN. Do czasu......
„ Po powstaniu NRD w 1949 roku kadrę Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego NRD (MfS zwanego Staci) i później ich wywiadu HVA stanowili głównie skierowani do strefy okupacyjnej Rosjanie oraz byli niemieccy komuniści, którzy okres nazizmu przeżyli albo w obozach koncentracyjnych albo w Rosji. Sporo było wyciąganych przez KGB z obozów i kopalń Workuty oficerów Abwehry, którzy za cenę życia przechodzili na stronę NRD”- mówi płk Tadeusz C, były szef Wydziału Niemieckiego Departamentu I MSW:
Pierwszą grupę wyłuskano tysięcy żołnierzy, którzy w styczniu 1943 roku pod Stalingradem wraz z dowódcami dostali się do radzieckiej niewoli. Sam głównodowodzący, feldmarszałek Friedrich von Paulus, został szybko przekonany, że zarówno dla niego jak i jego żołnierzy lepiej będzie, jeśli zasiądzie w szacownym gronie pod nazwą „Wolne Niemcy”. Po wojnie zeznawał jako świadek w procesie Norymberskim, zamieszkał w NRD.
Stasi powstała w 1950 roku a w roku 1980 dysponowała prawie 100 tysiącami etatów. Ponad 20 tysięcy pracowało w pionie operacyjnym, tysiąc w podsłuchach, a dwa tysiące przy kontrolowaniu przesyłek. Dysponowała budżetem bez mała 4 miliardów marek. Kiedy po południu 10 stycznia 1990 roku prawie 100 tysięcy berlińczyków wtargnęło do siedziby MfS w dzielnicy Lichtenberg, okazało się, że w tym labiryncie jaki stanowił budynek jest 3000 pokoi.
Mówi płk Tadeusz C:
„To zestrzelenie w Stasi tradycji pruskiej, tradycji Gestapo, Abwehry i tradycji NKWD było wręcz nieprawdopodobne. Jak czasami mam wątpliwości co do różnych opowieści o KGB, tak we wszystkie historie dotyczące Stasi wierzę absolutnie. [...] To, co mnie zaszokowało, to wiernopoddańczy stosunek podwładnych do przełożonych. Nigdy nie zapomnę reakcji szefa jednej z placówek w Weimarze, podpułkownika, który wyprężony jak struna reagował na moje sugestie, dosłownie fizycznie dając mi do zrozumienia, że ja jako pułkownik jestem dla niego alfą i omegą. Był mi prawie gotowy czyścić buty, z powodu jednej gwiazdki. W pierwszej chwili myślałem, że to kurtuazja dla gościa ale to samo wiernopoddańcze zachowanie w stosunku do niego prezentowali jego podwładni. To była piramida z Miszą Wolfem na szczycie”
Na przełomie 1993 – 1994 pojawiły się w polskiej prasie artykuły o polskich śladach odkrytych dzięki komisji Gaucka w archiwach Stasi. Znajdowały się tam raporty pisane na podstawie rozmów z Polakami, na podstawie dokumentów rządowych i partyjnych oraz informacje zebrane w wyniku klasycznej agentury. Dokumenty opracowywała działająca w Warszawie grupa Stasi o kryptonimie „Warschau”.
Jednak znacznie ciekawsza była by odpowiedz na pytanie- co na temat naszego kraju miał do powiedzenia HVA i jakie nazwiska zawierały archiwa tej instytucji. Skorzy zawsze do ujawniania pionków z teczek pastora Gaucka Niemcy w przypadku list HVA- milczą. Akta z Lichtenbergu podobno spłonęły. Ciekawe, po co w takim razie komandosi GSG-9 i urzędnicy Federalnego Urzędu Kryminalnego już w drugim dniu obowiązującego układu zjednoczeniowego zaryzykowali skandal, gwałcąc jego postanowienie i niepostrzeżenie, w ciągu jednej nocy spenetrowali zawartość teczek?
Znaczna część archiwum HVA stała się dla funkcjonariuszy HVA przepustką do Zjednoczonych Niemiec. Takie ubezpieczenie emerytalne.
Polacy w Berlinie pracowali w wili położonej w rządowej stolicy Pankow. Oprócz tego mieli na terenie całego Berlina kilka bezpiecznych mieszkań kontaktowych dla agentów pracujących ba terenie RFN i Berlina Zachodniego. Jednak później Moskwa narzuciła wzajemną współpracę, co rodziło takie sytuację, iż siedmiu na ośmiu dyplomatów było „ na podwójnej liście płac”. Wymiana obejmowała wszystkie kraje socjalistyczne z wyjątkiem Rumunii.
„Wywiad rumuński był potwornie spenetrowany- mówi Michał T- Bardzo dobrze działała tam Mossad. Również dobrze na tamtym terenie umocowali się Węgrzy”

cdn....
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Kwi 23, 2007 10:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ważny tekst. Służby Rosji do dziś pilnują byśmy nie zrobili zbyt dużych porządków w PR
_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum