Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Friedman: Wolny rynek ma milion wad, ale nie ma alternatywy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Sro Lip 04, 2007 9:05 am    Temat postu: Friedman: Wolny rynek ma milion wad, ale nie ma alternatywy Odpowiedz z cytatem

http://www.rzeczpospolita.pl/news.rol?newsId=9073


Rozmowa aktualizacja - 9:29


Friedman: Wolny rynek ma milion wad, ale nie ma alternatywy




Błędy rynku wyrządzają szkody, jednak znacznie mniejsze niż błędy rządu. Błąd rynku jest dla niego również szansą. Oznacza, że nie wykorzystujemy całej wartości zasobów rynku, ktoś może więc znaleźć sposób naprawienia tego błędu - mówił Milton Friedman. Dzisiaj w papierowej "Rz" filmowa historia kontrowersyjnego ekonomisty, twórcy monetaryzmu.




Panie profesorze, wolność oznacza dla pana brak przymusu. Wolny rynek chwalił pan nie tylko za skuteczność gospodarczą, ale i za siłę moralną. Czy coś zmieniło się w pana poglądach w tej dziedzinie?

Zupełnie nic.

Czy dostrzega pan jakieś wady rynku?

Jest ich wręcz milion. Ale jaką mamy alternatywę? Błędy rynku wyrządzają szkody, jednak znacznie mniejsze niż błędy rządu. Błąd rynku jest dla niego również szansą. Oznacza, że nie wykorzystujemy całej wartości zasobów rynku, ktoś może więc znaleźć sposób naprawienia tego błędu. Weźmy na przykład pocztę internetową. To błąd rynku, bo ja wysyłam email, pan wysyła i żaden z nas za to nie płaci. To jednak kosztuje, przewiduję więc, że prędzej czy później ktoś wynajdzie sposób nałożenia na tę pocztę opłat. Niezłą korzyść dałoby już opłata choćby 10 centów – czy nawet jeden cent – za każdy email, bo zmniejszyłaby się ilość spamu. Na błędzie rynku ktoś by więc zrobił pieniądze. Można powiedzieć – no cóż, to rząd mógłby naprawić ten błąd. Problem w tym, że jeśli zrobi to rząd, nie można będzie tego zmienić. Polityka jest niestety procesem jednostronnym. Na ogół coś się ustala, ale nigdy się już z tego nie rezygnuje. Jeśli mamy do czynienia z błędem politycznym, on nas stopuje. W zasadzie nic nie można zrobić. Reasumując: rynek ma oczywiście wiele wad, pytanie jednak – jaką mamy alternatywę?

Jest pan zwolennikiem rządów ograniczonych, podzielając pogląd Tomasza Jeffersona, że najlepszy jest rząd, który najmniej rządzi. Jego główne funkcje to: obrona narodu, ochrona obywateli przed przestępstwami oraz egzekwowanie umów między jednostkami. Czy pana poglądy w tej kwestii zmieniły się?

Nie sądzę. Wierzę w to tak samo, jak wcześniej. Ale cytuje pan moje poglądy z książki „Kapitalizm i wolność” – jej rozwinięciem był niejako „Wolny wybór” – a był to rok 1962, kiedy miałem 50 lat. Od tamtej pory nieźle rozbudowałem swoją opinię na ten temat.

Przejdźmy do polityki monetarnej. Przekonywał pan do zwiększenia podaży pieniądza o stałej stopie.

Proponowałem różne rzeczy w tym względzie. Jakiś czas temu zaproponowałem utrzymanie stałej bazy monetarnej. Pieniądz jest czymś bardzo specyficznym. Istotą jego stosowania jest to, że w danym kraju wszyscy akceptujemy ten sam pieniądz. Jest wiele typów polityki, która byłaby dobre dla pieniądza. Na przykład taka, że podaż podaż pieniądza rośnie w tempie 3, 4, czy 5 proc. rocznie – przyjęcie każdego z tych poziomów byłoby dobrym rozwiązaniem. Jednak po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jeszcze lepiej byłoby prostu utrzymać stałą bazę monetarną (chodzi o gotówkę i rezerwy gotówkowe banków). Rząd miałby na to monopol i gdyby bazę monetarną utrzymać, prawdopodobnie wystarczyłoby to do utrzymania również cen na stałym poziomie. Zaletą takiego podejścia byłoby – w przeciwieństwie do trzymania się ściśle podaży pieniądza– że rząd miałby mniej do roboty.

Co sądzi pan o polityce bezpośredniego celu inflacyjnego banku centralnego? Stosuje się ją w prawie sześćdziesięciu krajach krajach, choć nie w USA.

Wszyscy znają cel banku centralnego, ale nikt nie zna procesu, za pomocą którego jest on osiągany. Nikt nie wie, co bank centralny robi, aby swój cel osiągnąć. Myślę jednak, że to bardzo dobry cel. Jestem zdecydowanie za. Chyba nie powinienem tego mówić, ale jedynym uzasadnieniem istnienia banków centralnych jest mechanizm definiowania pieniądza. A jaka jest definicja pieniądza? Jest nią poziom cen. Często powtarza się, że ceną pieniądza jest stopa procentowa. Ale to mit. Stopa procentowa to cena kredytu. Ceną pieniądza są dobra i usługi, z których musimy zrezygnować, aby uzyskać pieniądze. Dlatego jedynym uzasadnieniem przydatności banku centralnego jest działanie przezeń w taki sposób, żeby można było utrzymać poziom cen na rzeczywiście stałym poziomie.

Wszystkie zaproponowane tu podejścia do pieniądza traktuję jako zastępcze, ponieważ rozwiązaniem zdecydowanie najlepszym byłoby wyeliminowanie Banku Rezerwy Federalnej. Dlatego twierdzę, że przyjęcie propozycji utrzymania w ustalonym czasie bazy monetarnej na stałym poziomie sprawiłaby, że Fed nie byłby już potrzebny. Dopóki ona istnieje, dopóty potężna władza jest w rękach grupy osób. To naruszenie zasad, to władza arbitralna.

Zwykliśmy uważać, że banki centralne są niezależne, a przecież to politycy wyznaczają swoich przedstawicieli w tych instytucjach.

Nie jest możliwe, aby bank centralny był prawdziwie niezależny. To jest mechanizm polityczny, to instytucja polityczna utworzona przez rząd. Pożądane byłoby wzniesienie specjalnych barier, może konstytucyjnych, jednak bank centralny nie jest, nie może i nie powinien być niezależny. Skupia przy tym bardzo dużą – moim zdaniem – władzę arbitralną. A w USA właśnie istnienie Rezerwy Federalnej było w dużej mierze przyczyną wielkiego kryzysu: to ogromna cena.

Po wizycie w Polsce w 1990 roku stwierdził Pan, że duże wrażenie wywarła możliwość zobaczenia, jak polskie społeczeństwo próbuje przeskoczyć z jednego systemu do drugiego. Jak Pan teraz ocenia pan polską transformację i kierunek, w jakim idziemy?

Nie byłem ostatnio w Polsce, nie jestem ekspertem od Polski, czasami zobaczę jakiś artykuł, ale nie chcę wypowiadać się na ten temat.

W jednym z wywiadów powiedział pan jednak, że Polska i inne kraje pokomunistyczne mają wybór między pójściem śladami Hongkongu i innych państw kapitalistycznych – albo Szwecji.

Nie jesteście wystarczająco bogaci, aby pójść w kierunku Szwecji. Hongkong wydaje się dla wszystkich tych krajów lepszym przykładem. To państwo, w którym po II wojnie światowej średni dochód na mieszkańca wynosił jedną trzecią poziomu brytyjskiego. Dzisiaj Hongkong ma wyższy dochód na osobę niż Wielka Brytania. A nie posiada żadnych zasobów poza świetnym portem.

Uważa się, że kraje takie jak Polska potrzebują inwestycji zagranicznych, które wspomogłyby ich rozwój.

To nie może być prawda. Gdyby rzeczywiście tak było, jak poradziłby sobie pierwszy kraj? Nie potrzebujecie inwestycji zagranicznych, choć oczywiście skorzystalibyście na nich. Wiele państw rozwinęło się bez nich: można to osiągnąć dzięki inwestycjom wewnętrznym. Tym, co w rzeczywistości napędza rozwój, jest wolny rynek, a to nie to samo, co inwestycje zagraniczne. O ile sobie przypominam z krótkiego pobytu w Polsce, dostrzegłem sporo ducha przedsiębiorczości, wielu ludzi chcących prowadzić własne firmy. Czy rząd stawia poważne przeszkody takim ludziom?

Nadal muszą przezwyciężać wiele barier, uzyskiwać pozwolenia licencje. Rząd pracuje nad tym, lecz niedostatecznie szybko. Wkraczamy tu w sferę polityki...

Politycy służą interesom ludzi, którzy ich finansują, a w polityce interesy skoncentrowane mają dużą przewagę nad rozproszonymi. To jedyny powód, dlaczego dwieście lat temu Adam Smith dowodził, że wolny handel jest korzystny dla państwa. Jak dotąd, w prawie żadnym kraju, prócz Hongkongu, nie jest to praktykowane.

Dlatego, że ludzie domagający się np. taryf celnych, reprezentują interesy skoncentrowane, mogą sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na politykę. Osoby poszkodowane przez tę „ochronę”, reprezentują interesy rozproszone – to konsumenci. Nie mają odpowiedniej wiedzy, nie są wystarczająco zainteresowani, aby stali się skuteczni w polityce.

Dam przykład: Mamy w USA kontyngent na import cukru. Początkowo był to element tzw. ustawy antykubańskiej, ale gdy sytuacja wokół Kuby uspokoiła się, nie zlikwidowaliśmy go. W rezultacie cena cukru w USA jest około dwóch razy wyższa niż na świecie. Ma to duże znacznie dla producentów cukru, plantatorów buraków i trzciny cukrowej. Żadna z gospodyń domowych nie wydaje jednak na cukier aż tyle, żeby skłonna była pojechać do Waszyngtonu, aby świadczyć przeciwko kontyngentowi. Tak właśnie wygląda sytuacja. Polityka daje władzę interesom skoncentrowanym, a koszty – rozproszonym.


--------------------------------------------------------------------------------

Rozmawiał Piotr Ptak, współpracownik Centrum im. Adama Smitha i doktorant w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Rozmowa odbyła się w czerwcu 2006 roku w San Francisco. Fragmenty były publikowane przed rokiem w "Rz"

W dzisiejszym wydaniu Rzeczypospolitej nr 154 ( 7751) polecam Filmowa historia Miltona Friedmana. Gorąco polecam Rolling Eyes

Robert Majka z Przemyśla, 4 lipca 2007r
www.sw.org.pl ,
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784010
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum