Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Trudny początek końca III Rzeczypospolitej

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Wrz 21, 2007 8:49 am    Temat postu: Trudny początek końca III Rzeczypospolitej Odpowiedz z cytatem

1. http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070921/opinie_a_2.html


Trudny początek końca III Rzeczypospolitej


Nie przypadkiem polityka Polski była kształtowana po 1989 roku ciągle przez tę samą grupę osób, niezależnie od wyników wyborów, która z całkowitą dla siebie oczywistością opanowała liczne instytucje rozczłonkowanej i unieszkodliwionej Rzeczypospolitej - pisze filozof społeczny i publicysta Zdzisław Krasnodębski


Przez lata w ustroju liberalnej niby-demokracji trzeba było zawsze prowadzić politykę zagraniczną jak Bronisław Geremek, a politykę gospodarczą jak Leszek Balcerowicz. W wyborach nie wybieraliśmy konkurujących ze sobą elit, ale zawsze tylko jedną elitę. Zdjęcie z 1997 roku
ANDRZEJ IWAŃCZUK/REPORTER

Zdzisław Krasnodębski
Poprzednie wybory przebiegały w atmosferze dyskusji między tymi, którzy sądzili, że III RP ma zasadnicze wady konstrukcyjne, i tymi, którzy bronili jej zawzięcie jako ostatecznej realizacji marzeń Polaków o wolności. Teraz jest inaczej. Z krytyką III RP konkuruje głównie marna teoria spiskowa, skrajnie populistyczna, oparta na szerzonej przez polskich mężów stanu w zagranicznych mediach tezie (oraz na zeznaniach szybko zapomnianego kandydata na premiera nieświętej pamięci LiS), że obecne rządy zagrażają demokracji, że Polska stała się krajem autorytarnym czy wręcz totalitarnym. Niektórzy twierdzili nawet, że Jarosław Kaczyński nigdy władzy raz zdobytej nie odda i nie dopuści do rozpisania nowych wyborów.


Twarz Leppera

Zatarły się dawne podziały - dzisiaj jest się za Prawem i Sprawiedliwością lub przeciw niemu. Dlatego umiarkowani sceptycy nie będą mieli wyboru i będą głosowali na PiS - chyba że ich okręgiem wyborczym jest Kraków. Solidarności obozu posierpniowego już nie ma. Na prawicy zawsze żywiono podejrzenie, że lewicowej części dawnej opozycji bliżej jest do "czerwonych", niż chce to przyznać.

Teraz "różowi" potwierdzili tamte podejrzenia, odrzucane kiedyś z takim oburzeniem. Bronisław Geremek nie wstydzi się występować obok Dariusza Rosatiego i Marka Siwca, Janusz Onyszkiewicz i Jan Lityński obok Jerzego Szmajdzińskiego. Tymczasem partia, która wywodzi się z kolaborującego ze zniewalającym Polaków sowieckim imperium PZPR i ma w swej genezie pożyczkę z KGB, dawno powinna zniknąć z życia publicznego Rzeczypospolitej. Pozostaje widomym znakiem, że Polska jest ciągle państwem postkomunistycznym.

Mimo to sojusz ten ma mocne podstawy programowe - postkomunistyczni liberałowie nie różnią się w rozumieniu gospodarki, społeczeństwa i państwa od liberałów postsolidarnościowych, jeśli ci nie mają konserwatywnej przeciwwagi. PiS pozbyło się Andrzeja Leppera i Romana Giertycha - obecnie ich działania, miny i krzyki idą na konto opozycji. Opozycja ma twarz Leppera. To, że powstała LiS, że teraz Samoobrona wróciła do lewicowej samoidentyfikacji i przygarnia Leszka Millera, także pokazuje, że formalny podział lewica - prawica nie ma w Polsce większego znaczenia.


Nie pluszak, lecz program

W tej kampanii nie pojawią się nowe idee ani nowe twarze. Te wybory to dogrywka tamtej walki, druga faza tej samej wojny, w której tylko środki ataku i obrony są bardziej zabójcze.

Obie strony stosują sztuczki, podstępy - liczą się nazwiska, padają wyzwiska. Wszystko to zaciera sedno sprawy: PiS nie wygrało poprzednich wyborów dzięki pluszakowi i dziadkowi z Wehrmachtu. Wygrało, bo miało lepszy program, jego krytyka III RP i obietnica innej polityki brzmiała bardziej wiarygodnie. Tamto zwycięstwo ciągle wyznacza miary wszelkiej przyszłej polskiej polityki. Dlatego warto je przypomnieć.

Permisywizm nie do zniesienia

Po pierwsze, dwa lata temu Polacy (ich aktywna większość, a także - jak się zdaje - ich większość milcząca) chcieli zerwać z państwem bezsilnym wobec przestępców. Permisywizm III RP stawał się nie do zniesienia.

Twierdzi się, że IV RP utożsamiana z polityką ostatnich dwóch lat jest budowana na wszechobecnym podejrzeniu, na przekonaniu o złej naturze człowieka. III RP zbudowana była na powszechnym zaufaniu, na dziecięcej wierze w dobro każdego człowieka, od "Pershinga" i "Nikosia" po Jaskiernię, Pęczaka, Mazura i Ałganowa, jakby oni wszyscy przyszli na świat bez grzechu pierworodnego.

Mali i duzi krętacze mogli liczyć na to, że w razie mało prawdopodobnej wpadki jakoś się wywiną, a majątek zawsze zdążą przepisać na żonę. Bezkarność dotyczyła przede wszystkim ludzi władzy. Nawet sprawa Rywina skończyła się tylko skazaniem Lwa listonosza. Dlatego, jak słusznie zapowiadał Jan Rokita, trzeba rozszerzyć kompetencje CBA, działając jednocześnie na rzecz jego większego profesjonalizmu i skuteczności.


Więcej opieki państwa

Po drugie, Polacy chcieli więcej solidarności społecznej, więcej niezbędnej opieki państwa. Dość mieli coraz silniejszego podziału na tych z dojściami i tych bez dojść, na biednych i bogatych, na bardzo ważnych i zupełnie zbytecznych. Ci, którzy krzyczą, że to komuna, zapominają, że jest to jedna z podstawowych funkcji państwa nowoczesnego. USA nie są wyjątkiem, a w Europie państwo solidarności społecznej jest standardem. Nie ulega też wątpliwości, że polityka prorodzinna leży w żywotnym interesie Polski i Polaków. Przykłady innych krajów pokazują, że nie można się w tej sprawie kierować doraźną kalkulacją ekonomiczną.


Kapitalizm nieoligarchiczny

Po trzecie, Polacy chcieli odblokowania przedsiębiorczości. Program państwa dbającego o solidarność nie jest i nie powinien być programem antyrynkowym lub antykapitalistycznym. Tyle że nie może chodzić o kapitalizm oligarchiczny, lecz o innowacyjny kapitalizm przedsiębiorców - polskich przedsiębiorców. Każda przyszła polityka będzie musiała umieć pogodzić dwie zasady: pobudzenia gospodarczej energii Polaków i zapewnienia im podstawowego bezpieczeństwa (przy jednoczesnym ukróceniu nadużyć i pozorowanego bezrobocia). Bez rynku nie ma rozwoju gospodarczego i społecznego, ale nie może być on dogmatem, lekarstwem na wszystko.

Nawet ci, którzy sądzą, że jedyną drogą rozwoju jest utopijnie wolny, niekontrolowany politycznie i prawnie rynek, uznają zarazem, że główną szansą Polski jest mechanizm redystrybucji w ramach UE. Rynek bez kontroli, bez rozbijania mechanizmów monopolistycznych, bez zwalczania korupcji, bez ochrony konsumenta, bez dokładnych regulacji i ściśle wyznaczonych granic nie uczyniłby z Polski kraju rozwiniętego, cywilizowanego, lecz dzikie pola Zachodu.


Rozliczenie z przeszłością

Po czwarte, Polacy chcieli uporania się z przemilczaną przeszłością komunistyczną. Chcieli wiedzieć, kto ich reprezentuje, kto kształtuje życie publiczne, jaka jest przeszłość ludzi, którzy wpływają na ich losy i poglądy. Chcieli większej przejrzystości i jasności w życiu politycznym. Przeprowadzenie lustracji środowisk prawniczych, dziennikarskich i akademickich powinno być w najgłębszym interesie ich samych.

Arcybiskup Stanisław Wielgus nie został na szczęście arcybiskupem Warszawy. Ilu jest arcybiskupów nauki, dziennikarstwa i sądownictwa, którzy również powinni zrezygnować ze swej funkcji?


Suwerenność się liczy

Po piąte, Polacy zrozumieli, że w świecie współczesnym, w obliczu ekspansywnych, pewnych siebie sąsiadów, dobijanych targów, nie można uprawiać polityki zagranicznej opartej na przesłance, że w ogóle nie liczą się już interesy narodowe, że idea suwerenności jest jakimś przestarzałym starociem, a rozbiórka dawnego ustroju oznaczać musi demontaż Polski suwerennej, że kryterium sukcesu Polski jest protekcjonalną pochwałą ze strony państw przewodzących Unii Europejskiej lub USA.

W III RP nie tylko w polityce gospodarczej, lecz także polityce zagranicznej bardzo często pojawiały się opinie, które służyły raczej interesom zewnętrznym niż polskim. Jeśli ktoś chciałby zweryfikować tę tezę, wystarczy, by się zastanowił nad działaniami i słowami byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera, a następnie przeczytał raz jeszcze publikowane w niektórych gazetach i czasopismach artykuły o jego polityce, w czasie gdy był kanclerzem Niemiec.


Duma z polskiej historii

Po szóste, konieczne stało się przywrócenie Polakom słusznej dumy ze swej historii. Polakom coraz trudniej było zrozumieć, dlaczego Rosjanie nie odpowiadają za Katyń, Ukraińcy za Wołyń, Niemcy za Palmiry i Auschwitz, a Polacy odpowiadają za "wygnanie" niemieckiej ludności, za Jedwabne i za akcję "Wisła". I dlaczego to właśnie Polacy mieliby się wstydzić za kolaborację w czasie II wojny światowej. Dlaczego mieliby się wstrzymywać z pamięcią o powstaniu warszawskim czy Katyniu, by zbytnią ostentacją nie ranić uczuć sąsiadów?

Nie znaczy to oczywiście, że mieliby się stać bezkrytycznymi samochwalcami i zapomnieć, że także wśród Polaków bywali łajdacy i zbrodniarze, że dokonywaliśmy złych wyborów politycznych. W niczym nie umniejsza to wyjątkowości - także moralnej - naszych dziejów.


IV RP aktualna

Można się spierać o sposób, w jakim próbowano wcielać w życie te sześć punktów. Pewne jest jedno - ani samobójstwo Barbary Blidy, ani nadużywanie podwójnego becikowego przez matki nadużywające alkoholu, ani losy pakietu Kluski, ani odrzucenie ustawy lustracyjnej przez Trybunał Konstytucyjny, ani zła prasa za granicą, ani chwilowe zastąpienie Gombrowicza Dobraczyńskim nie podważają ich sensowności. W tym sensie projekt IV RP pozostaje aktualny.

W ciągu ostatnich dwóch lat nieustannie ostrzegano nas przed tyranią większości ograniczającej wolności mniejszości, zawłaszczającej państwo. Oczywiście nie mogło chodzić o autorytaryzm, jak twierdzą zwolennicy antypisowskiej teorii spiskowej (ten zarzut jest zbyt absurdalny), lecz o nieliberalną demokrację lekceważącą zasady konstytucjonalizmu.

Należy się oczywiście troszczyć o prawa i wolności. Nadużywanie władzy i jej nadmierna koncentracja może się stać problemem. Jest jednak oczywiste, że polityka oparta na wspomnianych zasadach nie była i nie jest możliwa bez zerwania z bezsilnością państwa w innym, głębszym sensie.


Liberalna niby-demokracja

III RP była Rzecząpospolitą niemocy. Trzeba się było obawiać nie nadmiernego skupienia władzy, lecz zupełnego jej rozproszenia, nie zacierania podziału władz, lecz depolityzacji i ubezwłasnowolnienia, nie braku filtrowania zbiorowej woli przez instytucje, lecz zupełnego rozcieńczenia, unieszkodliwienia woli wyborców, niemożności realnego sprawowania władzy, a na pewno niemożności prowadzenia innej polityki niż ta, którą prowadzono od 1989 roku.

Nie przypadkiem polityka Polski była kształtowana po 1989 roku ciągle przez tę samą grupę osób - niezależnie od wyników wyborów - która z całkowitą dla siebie oczywistością opanowała owe liczne instytucje rozczłonkowanej i unieszkodliwionej Rzeczypospolitej. Dlatego właśnie zagrożeniem o wiele bardziej realnym niż nieliberalna demokracja była i jest w Polsce liberalna, konstytucyjna niby-demokracja.

W takiej liberalnej niby-demokracji wybory sprowadzają się do samego aktu głosowania - a i tak politykę gospodarczą trzeba prowadzić jak Leszek Balcerowicz, politykę zagraniczną jak Bronisław Geremek, politykę prawną jak Andrzej Zoll, a politykę kulturową i historyczną jak Adam Michnik. W takiej liberalnej niby-demokracji wyborcy nie tyle wybierają konkurujące ze sobą elity - zgodnie z modelem Schumpetera - ile zawsze tylko jedną elitę i jedną politykę (w sensie "policy"), a jeśli nawet wybiorą kogoś innego, to i tak nie ma to najmniejszego znaczenia.


Nasza republika

Dlatego trzeba było otworzyć przestrzeń, w której polityka (w sensie "politics") w ogóle jest możliwa, w której wola wyborców ma znaczenie, nawet jeśli wybrany zostaje ktoś taki jak Andrzej Lepper. Trzeba było wzmocnić demokrację kosztem elementów liberalnych, przywrócić Rzeczypospolitej wymiar polityczny - by uczynić ją naszą republiką. Te swary i spory ostatnich dwóch lat temu służyły - nawet te, które wydawały się zupełnie niepotrzebne, irracjonalne, nieestetyczne.

Trudno jednak nie zauważyć, że obecnie mniej jest nadziei niż przed dwoma laty. Ci, którzy szli do polityki z oczekiwaniem na szybkie zmiany, uświadomili sobie, jak bardzo jest to mozolne, jakie trudne. Ci, którzy mieli nadzieję na rządy kompetentne, sprawne, stabilne, kierujące się dobrem ogólnym, często byli rozczarowani. Zmęczyliśmy się wszyscy i uszargali. Mimo to Polska jest innym krajem niż przed dwoma laty. Trudny początek został zrobiony.


Zdzisław Krasnodębski
Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Opublikował m.in. "Demokrację peryferii" (2003) oraz "Drzemkę rozsądnych" (2006). Współpracuje z "Rzeczpospolitą"[/
[/size]b]


2. http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070921/opinie_a_1.html


Skończmy z władzą życiowych nieudaczników

W razie sukcesu wyborczego PiS nie będzie dramatu. Ale wyznawcy spiskowych teorii dziejów, ideolodzy z kompleksem odrzucenia i kanapowi gadacze nie zbudują w Polsce autostrad ani nie przygotują niezbędnych obiektów na Euro 2012 - twierdzi publicysta Mariusz Ziomecki


MIROSŁAW OWCZAREK

Mariusz Ziomecki
Prawdopodobieństwo, że Prawo i Sprawiedliwość wygra zdecydowanie wybory parlamentarne i pokieruje polskim losem przez następnych kilka lat, na logikę nie wydaje się wysokie. Mimo to martwię się, bo stawka jest wyższa, niż można odnieść wrażenie, gdy się obserwuje trywialną, po części zastępczą wyborczą debatę, a wynik batalii wcale nie jest przesądzony.


Efekt teflonu

Teoretycznie opozycja ma dobrą pozycję wyjściową. PiS nie zrealizowało większości obietnic z poprzedniej, wciąż pamiętanej kampanii, a w obecnej zwraca się, z konieczności, do znacznie węższego elektoratu niż w 2005 roku. Partia Braci startuje tym razem jako ugrupowanie skrajne i rewolucyjne, nie centrowe, a to musi kosztować utratę głosów. PiS nie zdobędzie wielu głosów osób młodych i z dobrym wykształceniem, proeuropejskich, czy wśród krzepnącej w Polsce klasy średniej. Ma też potężnie uszczuplone zdolności koalicyjne. Samodzielny rząd tej partii albo taki, w którym Bracia graliby pierwsze skrzypce, trudno na razie dostrzec w kartach. Ale tylko na razie. PiS prawdopodobnie wzmocniło swoją siłę na prawym skrzydle (choć trudno na razie określić na ile), pożerając niedawnych koalicjantów. Może też liczyć na przekupioną niedawno "Solidarność", częściowo na wieś i na aktywne wsparcie konserwatywnej, w Polsce wyraźnie dominującej, części Kościoła katolickiego, z rozgłośnią toruńską na czele. Oraz na swój wypróbowany, rzeczywiście sprawny zespół propagandzistów. Gdy ci w ostatnich tygodniach zdołali przekuć w sukces wpadki, jakimi była klapa prowokacji przeciw wicepremierowi Lepperowi i "zdrada" szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, powstał efekt teflonu.


Bez dramatu, bez autostrad

Skoro takie grube sprawy spłynęły gładko po partii Braci, myśli niejeden, to nic jej nie zaszkodzi. I rzeczywiście, za każdym razem, gdy w obecnej kampanii PiS demonstruje błyskotliwy cynizm i wyższość propagandową - a dzieje się tak praktycznie od początku - w kraju narasta przekonanie, że umiarkowana, w rezultacie mniej "wyrazista" Platforma Obywatelska na koniec znów musi polec. W trakcie bezpośrednich kontaktów dziennikarskich odnoszę wrażenie, że liderów PO dręczy ta sama obawa.

Co w takim wypadku? Pozornie, w razie sukcesu Braci nie stałoby się nic dramatycznie złego. Nie widzę przed nami apokalipsy, gwałtownego załamania; raczej stopniową degrengoladę instytucji państwa, jakości polityki i dalsze obniżenie poziomu publicznej debaty. Gorzej rzecz wygląda natomiast w dłuższej perspektywie.

Nie ma co liczyć, moim zdaniem, że kolejny triumf wyborczy ukoiłby rewolucyjny ferwor PiS, skłoniłby liderów tej partii do skupienia energii na działaniach praktycznych, reformowaniu i budowie państwa. Ton partii nadają teoretycy, wyznawcy spiskowych teorii dziejów, ideolodzy z kompleksem odrzucenia, nie pragmatyczni organizatorzy.

Kanapowi gadacze i życiowi nieudacznicy nie są zainteresowani świadczeniem nowoczesnego przywództwa ani żmudną pracą u podstaw. Zaufane kadry Braci nie zbudują w Polsce autostrad ani innych elementów brakującej infrastruktury, ani nie przygotują niezbędnych obiektów na Euro 2012. Nie uporządkują też państwa i nie dokończą prywatyzacji, choć to, skuteczniej niż prowokacje CBA, ukróciłoby korupcję na styku polityki z biznesem - oficjalny przedmiot troski PiS.


Śliczna panna Kotecka zamiast dokonań

Zamiast czynów mielibyśmy niekończący się festiwal propagandowego szukania winnych tego, że rzeczywistość skrzeczy. Brak dokonań kompensować może przecież propaganda sukcesu, nacisk na podporządkowane media publiczne robi cuda, a śliczna jak z obrazka panna Patrycja Kotecka z Agencji Informacyjnej TVP już pokazała, jak skutecznie może działać młody, nowoczesny politruk. Brawo! Interesujące możliwości dają też PiS techniki zaczerpnięte żywcem z przemysłów gier komputerowych oraz filmowego.

Skoro minister Zbigniew Ziobro przez dwa lata nie potrafił znaleźć słynnego układu, można pokazać narodowi wicepremiera i ministra własnego rządu obsadzonych w rolach czarnych charakterów. Albo, zupełnie ostatnio, wymyślić scenariusz o oligarchii i opozycji i zatrudnić aktorów z castingu. Liczy się przecież, żeby naród zobaczył na własne gały, o czym mówi Jarosław...

Pamiętacie film "Fakty i akty" ("Wag the Dog") z Robertem de Niro jako doradcą w Białym Domu i Dustinem Hoffmanem w roli producenta z Hollywood, który inscenizując w telewizji fikcyjną wojnę z Albanią, wyciąga z tarapatów prezydenta? Moim zdaniem spin-doktorzy PiS, spółka Kamiński-Bielan, winni są tantiemy Barry'emu Levinsonowi.

Ewentualność przedłużenia rządów PiS mało mnie cieszy jako dziennikarza, choć na brak newsów trudno narzekać. Populizm to ugarnirowana głupota, marna sztuka wciskania intelektualnej tandety słabo wykształconym masom. Polemika z populizmem nie jest wyzwaniem, od którego publicysta rośnie warsztatowo i intelektualnie.


Postawa lękowo-zachowawcza

Wyjaśnianie, dlaczego prawnicy potrząsają głowami z niedowierzaniem, słuchając argumentów Zbigniewa Ziobry, albo jakie nadużycie kryje się w tezie, iż uczciwi ludzie nie mają powodów bać się podsłuchów, nie wyrabia nazwiska w świecie. Podobnie jak nie trzeba strategicznej głębi doktora Kissingera, żeby wykazać, dlaczego w prawdziwym interesie Polski leżą jak najlepsze stosunki z Niemcami.

Znacznie gorsze niż te, osobiste w końcu, przykrości byłyby straty, jakie Polska musiałaby ponieść w dłuższej i szerszej perspektywie. Jeżeli bowiem Bracia wygrają i te wybory, zapewne okopią się w szańcach władzy na dłużej - to też cecha rządów autorytarnych i nieliberalnych pseudodemokracji.

Tymczasem żyjemy w unikalnym, plastycznym momencie historii, kiedy wokół nas kształtuje się nowy ład międzynarodowy i nowy porządek gospodarczy. Jak żółwie, które co jakiś czas zrzucają skorupy, by móc urosnąć, wielkie cywilizacje Zachodu i Wschodu odchodzą od dotychczasowych rozwiązań i eksperymentują z nowymi. To otwiera nowe możliwości, ale niesie też zagrożenia dla maruderów.

Szanse na rozwój i wzrost znaczenia Polski w Europie i w świecie, jakie dziś i jutro przejdą nam koło nosa, raczej nie wrócą. Postawa lękowo-zachowawcza, jaką zazwyczaj prezentuje na forum unijnym rząd PiS, zapatrzenie w przeszłość i odmowa uczestnictwa w konstruowaniu nowego porządku, bardzo łatwo mogą skazać nasz kraj na kolejne dziesięciolecia drugorzędności. To zbrodnia, za którą nikt, niestety, nie stanie przed Trybunałem Stanu.


Szkoda Polski

Stawka w tych wyborach jest więc wysoka. Albo będziemy dalej grzęznąć w naszej idiotycznej, na wpół sarmackiej, na wpół chamskiej, w całości prowincjonalnej sadzawce i walczyć z własnymi upiorami, albo znów szarpniemy Polskę trochę do przodu. Na koniec zdecydują obywatele.

Jako urodzony optymista chcę wierzyć, że po podliczeniu głosów nie będzie powodu, by powtarzać słynne słowa Bronisława Komorowskiego z 2005 roku: "Szkoda Polski".

Jest jednak nerwowo, co tu kryć. W kraju, gdzie akurat trwa dobra koniunktura gospodarcza, gdzie praktycznie nie ma autorytetów, świeckich ani kościelnych, a wyborcy nie wierzą ostrzegającym ich "elitom", nauka demokratycznego pragmatyzmu może mieć bardziej bolesny przebieg.

Czasem bywa tak, że ludzie muszą przekonać się na własnej skórze, ile naprawdę warte są rządy nacjonalistycznych demagogów. "Jeśli jakiś naród spodziewa się, że może być ciemny i wolny, pragnie tego, czego nigdy dotąd nie było i nigdy nie będzie" - napisał Thomas Jefferson w roku 1816. Również w naszej historii, niestety, ta obserwacja potwierdza się regularnie.

Mariusz Ziomecki
Autor od czerwca 2006 do lipca 2007 r. był redaktorem naczelnym "Przekroju". Wcześniej kierował tygodnikiem "Cash" i dziennikiem "Super Express"

--------------------------------------------------------------------------------

Komentarz:

Nie dziwi mnie , że dość oczywiste fakty przytoczone przez profesora Zdzisława Krasnodębskiego nie przemawiają do redaktora Mariusza Ziomeckiego, wszak obaj panowie popierają dwa różne systemy wartości. Stąd ten pierwszy widzi trudności początków końca III Rzeczypospolitej , a drugi chciałby , aby III Rzeczypospolita istniała z jednej strony , a z drugiej , aby skończyć z rządami nieudaczników.
Postawie pytanie. Kogo pan red. Mariusz Ziomecki ma na myśli mówiąc nieudacznicy? Już raportu o likwidacji WSI , pokazał , a wkrótce aneks do raportu pokaże , kim byli " udacznicy ", którzy tak dobrze przysłużyli się... . Profesor Krasnodębski już w pierwszych zdaniach sygnalizuje przyczynę problemów przy powstaniu III RP , co mądzejsi nazywają ten twór UBekistan. Później na przestrzeni ostatnich 18 lat trudności tylko się mnożyły. Dziś jak pisze profesor Krasnodębski cyt: Zatarły się dawne podziały-dzisiaj jest się za Prawem i Sprawiedliwością lub przeciw niemu" (...) W innym miejscu " Opozycja ma twarz Leppera" . Ważne jest także i ten wątek wypowiedzi profesora Krasnodębskiego , cyt: " Teraz "różowi" potwierdzili tamte podejrzenia, odrzucane kiedyś z takim oburzeniem. Bronisław Geremek nie wstydzi się występować obok Dariusza Rosatiego i Marka Siwca, Janusz Onyszkiewicz i Jan Lityński obok Jerzego Szmajdzińskiego. Tymczasem partia, która wywodzi się z kolaborującego ze zniewalającym Polaków sowieckim imperium PZPR i ma w swej genezie pożyczkę z KGB, dawno powinna zniknąć z życia publicznego Rzeczypospolitej. Pozostaje widomym znakiem, że Polska jest ciągle państwem postkomunistycznym. (... )

To jak to jest . Zyjemy w wolnej ,suwerennej Polsce, tak,czy nie ? Skoro jak pisze , profesor Krasnodębski cyt: " Pozostaje widomym znakiem, że Polska jest ciągle państwem postkomunistycznym. " (... )

Mając to jakże ważne zdanie na uwadze. Jak świetle tej tezy Polska może być uważana przez Polaków za państwo wolne, suwerenne , niepodległe. Jedno twierdzenie wyklucza drugie. Przyznaje, że w czasem słyszę w Kościele katolickim i poza nim , głośny śpiew " ... Ojczyznę wolną pobłogosław Panie " . Nie umiem wydusić z siebie tych słów. I jeszcze długo będę chyba czekał zanim swobodnie ,bez przymusu dane mi będzie to zdanie głośno wypowiedzieć nie mówiąc już o śpiewie... Laughing Laughing Laughing

Robert Majka , polityk , Przemyśl , 21 września 2007r
www.sw.org.pl ,
pełnomocnik Ruchu Patriotycznego na okręg przemysko-krośnienski
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784910
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum