Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wspomnienia Ewy Sowy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wspomnienia, Relacje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Gru 31, 2007 11:29 am    Temat postu: Wspomnienia Ewy Sowy Odpowiedz z cytatem

Publikujemy tu fragmenty listów Ewy Sowy do Edwarda Sołtysa.
Oboje pracowali w Uniwersytecie Śląskim i tworzyli "Solidarność" w 1980.
Niebawem mamy nadzieję, że zostaną uporządkowane i znajdą się w publikacji zwartej.


od: "Ewa Sowa"
do: "Edek Sołtys"
Data: Wed, 26 Dec 2007 11:31:41 +0100



Drogi Edku, już od dawna miałam do Ciebie napisać parę słów - mailea mam od Mirki Błaszczak - ale teraz mam dodatkową okazje, ponieważ ktoś przesłał mi Twoje wspomnienia z naszych trudnych, choć pełnych sensu czasów.
Zanim przekaże Ci moje uwagi , najpierw zechciej przyjąć najserdeczniejsze życzenia zarówno świąteczne - dziś jeszcze święta - jak i przede wszystkim Noworoczne.

Początki Solidarności na UŚ były oto takie: przed wydziałowym zebraniem ZNP (zaniepokojeni tym że Solidarność na UŚ jakoś nie powstaje) żebraliśmy się w grupie filozofów, aby powołać nowy związek i zapoczątkować ten proces, który gdzie indziej dawno się dokonał - mieszkając na stale w Krakowie, wcześniej uczestniczyłam rozpoznawczo w takim zebraniu na Uniwersytecie Jagiellońskim i zasięgałam języka u moich kolegow z UJ -
No wiec kiedy tak żebraliśmy się w naszym zakładzie Historii Filozofii UŚ, okazało się że możemy powołać Solidarność tylko na filozofii, gdyż nikt inny z naszego Wydziału nie przyszedł. Kiedy podejmowaliśmy decyzje, ktoś (nie znam okoliczności) przyprowadził Ciebie. I ku wielkiej naszej radości dzięki Tobie mogliśmy powołać Międzyinstytutowe (filozofia + socjologia) koło Solidarności. Z naszego Instytutu było nas 10 , Ty byłeś z socjologii sam (podziwialiśmy Twoja odwagę), razem było nas 11 osób (od 1973 roku z konspiracyjną grupą, powoli tworzona w środowisku filozoficznym, prowadziłam działalność opozycyjną, z którym to zadaniem przyjechałam na UŚ z Warszawy, gdzie wcześniej pracowałam, do Tej ściślej i najbardziej wtajemniczonej grupy należeli: Mirka Blaszczak i Grześ Wacławik jej późniejszy mąż, oraz Olek Dudek, małżeństwo Kogutów, którzy potem wskutek narodzin dziecka stracili z nami kontakt, a w których mieszkaniu odbywała się część naszych zebrań dyskusyjnych, jedno z udziałem prof. Balcerka z W-wy)

W ściślej grupie wtajemniczonych był także i przede wszystkim (jako pierwszy) Marian Dzięcioł, mój student z prawa (nota bene kolegą Dzięcioła był Janusz Iwanek - obecnie zdemaskowany jako- juz wówczas - ubek, też mój student - który przychodził na moje różne wykłady, pożyczał książki i odczepił się dopiero jak wyjechał na stypendium do Ameryki Łacińskiej.
Było jeszcze parę innych osób po drodze, ale Mirka, Grześ , Olek Dudek i Marian Dzięcioł tworzyli ścisłą grupę. Wiec do organizowania Solidarności na filozofii zabraliśmy się jak widzisz po dość solidnym przygotowaniu intelektualnym, chociaż nie tylko (Marian Dzięcioł, który kiedyś pracował jako górnik, miał kontakty ze środowiskiem robotniczym).
Ale wracając do głównego wątku : po tym naszym założycielskim zebraniu poszliśmy wszyscy na wydziałowe zebranie ZNP, na którym panienka od Kolczyńskiego - naszego ówczesnego dziekana - nie pomne już nazwiska, wzywała do pozostania przy ZNP i zapowiadała różne inicjatywy w jego ramach , oczywiście proustrojowe. Wówczas wygłosiłam przemówienie krytyczne, a po mnie wstał Bogdan Kopański , ogłosił powstanie Solidarności i przeczytał naszą listę .
Po tym zebranie ZNP opuściliśmy.

Zrobił się wielki ruch, różni ludzie przybiegali do nas - jedni chcieli żebyśmy się wycofali, drudzy badali czy już można zapisać się bezpiecznie, a na naszej Wydziałowej tablicy zawisła kartka, której o dziwo nikt nie zerwał "Było nas 11, jest nas 10 milionów" - bo sytuacja na UŚ i na Śląsku była wyjątkowa w porównaniu z reszta kraju. Np. na UJ do Solidarności wstąpili wszyscy i wszystkie linie podziałów się zatarły. U nas Solidarność rodziła się z trudem i powoli.

Tymczasem mieliśmy kłopoty. Nie będę się nad tym rozwodzić, każdy z nas miał własne. Jeszcze tego samego wieczora pojechaliśmy do Huty Katowice z naszą listą - Andrzej Rozpłochowski powiedział pamiętam - "nareszcie jesteście". Nie pamiętam składu naszej delegacji do Huty tego dnia, bo byłam tam potem jeszcze kilka razy w różnych składach osobowych, między innymi także w towarzystwie prof. Balcerka, który jako ekonomista tam się wypowiadał. Miałam wówczas małą potyczkę z Rozpłochowskim, który był nieco - jak mi się wydawało - zadufany w sobie i mówił głupstwa. Zgłosiliśmy akces do Huty, bo ewidentnie była ona z Gdańskiem. Jastrzębie było w świetle naszego doświadczenia politycznego niepewne i dwuznaczne. Potem się okazało że jego szef Sienkiewicz był podstawiony a w zarządzie Regionu roiło się od ubeków.

Jednak oddając sprawiedliwość górnikom, Sienkiewiczowi nie udało się spacyfikować ruchu, to raczej ruch "spacyfikował" Sienkiewicza. Było tam naprawdę bardzo niebezpiecznie, co okazało się brutalnie w stanie wojennym. Największe ofiary były na Śląsku. Tischner - poruszony tragedią w Wujku - uznał nawet ten fakt za symboliczny dla Polski.

Ale - wracając do początków - nagle, po kilku dniach ciszy po naszej akcji i "próbach" jakim nas poddawano - czyli całkiem po prostu gróźb i prób zastraszeń - gruchnęła wieść że na Fizyce też powstała Solidarność, która tworzy struktury ogólnouczelniane w oparciu o Jastrzębie. Przewodniczącym został tam Jaś Jelonek, a my przyłączyliśmy się do nich żeby działać razem jako Uczelnia. Miałam wielu dobrych kolegów na Fizyce, gdyż pod koniec lat 70 wykładałam wyłącznie na MATFIZCHEM (nie wiem dlaczego w połowie lat 70 tych utraciłam moje wcześniejsze zajęcia na kierunkach humanistycznych - psychologia, polonistyka, politologia - to już wiedzą ówczesne władze wydziału.

Jestem pewna że chronił mnie w ten sposób Kolczyński (we własnym interesie), który przyszedł na Śląsk podpadnięty w Warszawie i nie chciał afer politycznych na Wydziale Nauk Społecznych, którego był twórca i dziekanem). I to jest powód dla którego zastąpiłeś mnie na naszym Wydziale, gdzie zrezygnowałam z przewodniczenia Solidarności, aby wejść w skład ogólnouczelnianej Komisji Zakładowej w której działałam reprezentując nasz Wydział i opracowując całościowo uczelniane postulaty Solidarności.
Obradowaliśmy tam dzień i noc, obsługiwaliśmy strajki górnicze i wiele się działo fajnych rzeczy. Potem mój mąż miał stan przedzawałowy (mieliśmy dwoje jeszcze małych dzieci, którymi się sam zajmował w tym czasie i okropnie denerwował z mojego powodu - na Śląsku było jak było) - i musiałam wycofać się na parę miesięcy w ogóle z Katowic. Nota bene miałam wówczas roczny urlop na habilitacje, który wykorzystywałam działając w Solidarności.

W czasie kilku miesięcy w Krakowie, dzieci, mąż, nie oderwałam się jednak całkowicie, ale nawiązałam kontakt z Mieczysławem Gilem - przewodniczącym Regionu krakowskiego i dużo czasu spędzałam w krakowskiej Nowej Hucie. Po raz pierwszy w życiu spełniało się moje marzenie wejścia na teren przemysłu - który przecież był dla nas zakazany w PRL. I trochę na ten temat napisałam.
Po wakacjach 1981 wróciłam do Katowic, gdzie Wy rozwinęliście już dobrze działalność, i kontynuowałam pracę w Komisji Zakładowej, i w terenie (powstała wówczas w Solidarności Federacja Samorządów Pracowniczych, na której meetingi biegałam , (a w Krakowie Gil tworzył analogicznie tzw. Sieć samorządów ). Według mojego pomysłu i programu zaakceptowanego przez Komisje Zakładową UŚ zorganizowaliśmy naszą (ogólnopolską) konferencje samorządową która odbywała się 12 grudnia w budynku Fizyki i została przerwana stanem wojennym.

Nie przyszedłeś już 13, wprawdzie referaty przeznaczone na 13 nie zostały wygłoszone, ale wielu ludzi przyszło, siedzieliśmy na Fizyce do późnych godzin popołudniowych 13 tego, wpuszczeni tam mimo zakazu, i zbieraliśmy informacje na temat nieobecnych internowanych tej nocy. Nasza siedziba w budynku głównym została rozbita, splądrowana i pozbawiona dokumentacji tej nocy, ale na Fizyce było spokojnie, stamtąd dopiero uczestnicy zamiejscowi rozjechali się do domów, wielu uniknęło internowania (przynajmniej na jakis czas). I pamiętam jeszcze jedno nasze spotkanie, jeszcze w stanie wojennym, w Twoim domu. Pracowałeś już wówczas jako palacz po wyrzuceniu z uczelni. Była Mirka, Grześ, nie pamiętam kto jeszcze, oprócz Twej rodziny , żony i dziecka, piliśmy trochę wódki i wyciągnąłeś kiełbasę krakowską , która nas częstowałeś, byłeś wiec nadal człowiekiem hojnym, a jak bardzo, wie każdy kto żył wtedy w PRL, chodziliśmy głodni, w sklepach na półkach stał tylko ocet, czasami coś "rzucili" i ja np. stałam w kolejkach z dziećmi, żeby jajek kupić 15 a nie 5 sztuk (na osobę). Toteż ta Twoja kiełbasa (krakowska była bardzo dobra w przeciwieństwie do świństwa jakeśmy wówczas jedli bez obfitości zresztą) Edku, to jest dotąd bardzo wyraziste moje wspomnienie, podobnie jak Twój niespodziewany i odważny akces do naszej filozoficznej solidarności. Różnie nasze losy się potoczyły. W 1989 roku zmarł na serce mój mąż. Potem UŚ poprosił mnie o powrót. Wiec od 1990 do emerytury 1998 pracowałam tam znowu. Dziekanem był Iwanek!!! Nie udzielałam się zupełnie, tylko studenci i meritum. Musiałam podołać wychowaniu dzieci. Teraz mam 3 wnucząt i wreszcie czas na spokojna prace naukowa co czynie. Przyjaźnie nie wszystkie, ale te najważniejsze (Mirka, Grześ) przetrwały.
Będę Ci wdzięczna za parę słów w odpowiedzi, jak Twoja Rodzina, jak córka?

Serdecznie Cię ściskam i pozdrawiam
Ewa Sowa




Re powtórka
Data: Sun, 30 Dec 2007 08:31:43 +0100



Być może do mojego listu trzeba jeszcze coś dodać, by wyjaśnić Ci więcej szczegółów. Otóż przyszłam na UŚl w 1973 z W-wy, wyrzucona z pracy tamże i jako jedyną możliwość mając pracę na UŚl. Opozycję - do której miałam zaszczyt należeć już w 1973 roku, a więc przed KOR - inicjowała grupa zaufanych przyjaciół - filozofów studiujących wcześniej u Ingardena w Krakowie - bez żadnego politycznego umocowania. Szefem tego przedsięwzięcia był Jan Szewczyk (miał zorganizowane przez nas spotkanie w Katowicach, w budynku prawa - może byłeś). Został on najprawdopodobniej zamordowany w sfingowanym wypadku drogowym, tuż po tym spotkaniu, w lutym 1975. Stało się to w momencie kiedy udało mu się nawiązać kontakt także ze środowiskiem robotniczym (był przed studiami robotnikiem). Myślę że kilku osobom uratowało to życie, gdyż działalność na Śląsku straciła z tego powodu rozmach i kontakty, serdeczności dla całej Rodziny i udanego Nowego Roku,

Ewa Sowa

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wspomnienia, Relacje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum