Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

DRUGA STRONA PRL-U ... Stowarzyszenie funkcjonariuszy UOP

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Lut 07, 2008 10:41 pm    Temat postu: DRUGA STRONA PRL-U ... Stowarzyszenie funkcjonariuszy UOP Odpowiedz z cytatem

Zobacz ile dostają miesięcznie ubecy w UBekistanie AD 2008! - http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=3380

DRUGA STRONA PRL-U ...

Stowarzyszenie funkcjonariuszy UOP http://www.zbfsop.pl/page_1178482113014.html

Cytujemy...

Mirosław Karwat politolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego :

"..Choć inkwizytorzy najlepiej czują się w reżimach totalitarnych i autorytarnych, to jednak znajdują dla siebie pole popisu również w demokracji. (..) Inkwizytorstwo to niezwykle przemyślana metoda nadużycia instytucji i nastrojów demokratycznych do narzucenia autorytarnego układu. Broniąc demokracji można śmiało naruszać jej zasady: podważać równoprawność stron sporu o interesy i poglądy, kryterium równoprawności, możliwość kontroli społecznej nad pretendentami do władzy, zasadę suwerenności ludu, rygory praworządności. Pod pozorem obrony demokracji przed wrogami demokracji (szpiegami, łapówkarzami, aferzystami, lobbystami) można przypisać sobie, i to za przyzwoleniem ludu, status arbitra, a nawet wyroczni. Takiej strony w sporze, która ma przywilej oceny przeciwników przy wyłączeniu siebie z oceny i kontroli społecznej. Dokonuje się zręczna uzurpacja: pod pretekstem obrony zagrożonych najświętszych wartości i zasad, samozwańczo mianujemy siebie najpierw obrońcą, strażnikiem tych imponderabiliów, z czasem ich interpretatorem, depozytariuszem, a w końcu właścicielem. Najpierw obezwładniamy przeciwników, a potem wszystkich, którzy mogliby o czymkolwiek myśleć nie po naszej myśli.
Punktem wyjścia do zawoalowanego zamachu stanu jest kryminalizacja dążeń i czynów rywali, przeciwników politycznych (..). A jeszcze lepszy efekt zapewnia traktowanie tych ludzi, samych w sobie, bez względu na to, co uczynili lub chcieliby uczynić, jako przestępców, tzn. wyrzutków społeczeństwa o przestępczych i zbrodniczych skłonnościach.
Ogłaszamy stan zagrożenia: zagrożenia wiary, obyczajności i moralności, tradycji i tożsamości narodowej, suwerenności narodowej i państwowej, praworządności. Z czyjej strony? Ze strony tych wyrzutków właśnie. (..) Towarzyszy temu silna sugestia oczywistości. Oczywiste ma być zagrożenie, i to katastrofalne. Oczywiste ma być, że powstaje za sprawą ludzi wskazanych przez nas palcem (..). Oczywiste jest, że instytucje powołane do powszechnej ochrony bezpieczeństwa zbiorowego są nieudolne, niesprawne, a może nawet podejrzane. Oczywiste są wartości, na które się powołujemy. Oczywiste jest, że to my ich bronimy (..)
Podniesiony alarm wytwarza atmosferę terroru psychicznego. Ten efekt osiąga się za pośrednictwem prostego szantażu emocjonalnego i moralnego: kto ma wątpliwości, a tym bardziej kto krytykuje nasze działanie, ten jest jak te nożyce, które się odezwały po uderzeniu w stół; ten ma coś do ukrycia, mataczy, kryje kumpli, a poniekąd i sam zdradza się, że i on jest w to umoczony.
Główny powód atrakcyjności inkwizytorstwa to fakt, że umożliwia błyskawiczną i błyskotliwą karierę ludzi wydobytych z niebytu. To znaczy albo debiutantów z dalszych szeregów, z bezosobowego tła wielkiej polityki, zupełnie dotychczas nieznanych i nieznaczących, albo tez polityków przegranych i skompromitowanych, ale niezniechęconych brakiem sukcesów i poparcia, spragnionych reanimacji, najchętniej w nowym wcieleniu. (..)
Wymóg medialności z natury premiuje tych, którzy dostarczają mocnego materiału zapewniającego pełnię wrażeń i emocji: sensacji, skandalu, afery, dreszczyku niepewności i zagadki. Zgodnie spotykają się w pół drogi: zapotrzebowanie i mediów, i publiczności na spektakl, zapotrzebowanie elit na kozły ofiarne, zapotrzebowanie pretendentów na autopromocję, ale taką, którą można by przeprowadzić na koszt panstwa zamiast na własny rachunek."
Trybuna (2004-12-02)

--------------------------------------------------------------------------------
Gen. CZEMPIŃSKI:

BYŁEM DUMNY Z MOJEJ SŁUŻBY
Z gen. Gromosławem Czempińskim, byłym szefem Urzędu Ochrony Państwa i oficerem wywiadu Polski Ludowej, rozmawia Jan Złotorowicz
Jak się czuje człowiek. który zostanie zaraz zdeubekizowany ?
- Najkrócej mówiąc. bardzo źle.
Zabiorą Panu generalska emeryturę i dostanie Pan 600 zł na rękę.
- Na to wygląda, Nie wiem. jak oni to sobie wyobrażają. Uderzą w nas wszystkich. nawet tych pozytywnie zweryfikowanych po 1989 roku ? Ale słyszałem zarzut. że co to była za weryfikacja, skoro przeszedł przez nią płk Lesiak.
Pan z Lesiakiem nie byliście jedyni. którzy przeszli przez weryfikację. A teraz wszyscy będziecie napiętnowani, choć służyliście III RP.
- Tak. Obawy, że coś takiego nastąpi były już na początku 1990 r. Byliśmy gotowi oddać wywiad nowym ludziom. ale chcieliśmy go zostawić w jak najlepszej kondycji. W wywiadzie nie da się tak z dnia na dzień coś zamknąć, a coś otworzyć. Siła wywiadu to siła tradycji. Na całym świecie wywiad ma kilkudziesięcioletnie. a czasem i wiekowe tradycje. To, co się teraz dzieje. to dla wielu ludzi jest szok.
Może politycy Prawa i Sprawiedliwości nie rozumieją, na czym polega służba własnemu państwu
- Właśnie. Służyliśmy państwu. a państwo było legalne. Teraz słyszę, że byliśmy organizacja przestępczą. Jak jakiekolwiek państwo mogło tolerować istnienie przestępczej organizacji w swoich strukturach? Całe państwo było przestępcze ?
Może Panu pomogą te amerykańskie medale, jakie Pan dostał już w czasach UOP-u?
- Nie o to chodzi. Amerykanie nas bronili na początku, teraz sami nie są w stanie przewidzieć, co dalej będzie się jeszcze dziać w naszym kraju. jak daleko pójdą te decyzje w sprawie maksymalnego odcinania się od PRL-u.
Czyli generalnie jest wesoło. A co będzie, jak jeszcze Rosjanie okażą się dowcipni i odtajnią swoje akta w sprawie takiego np. płka Kuklińskiego ?
- Tego nie wiem. ale skoro jesteśmy przy Rosjanach. to jedno chcę podkreślić. Nikt z naszego wywiadu nie sprzedawał im informacji To wszystko byli patrioci. Totalną bzdurą jest też opowiadanie. że rozkazy dla nas przychodziły z Moskwy. Jak daleko sięgam pamięcią. a w wywiadzie jestem od 1972 r, nie było takich rzeczy. Nie było żadnych namiestników. Rosjanie nie mieli wstępu do naszego wywiadu. Natomiast Amerykanie mieli tylu dezerterów. że doskonale wiedzieli, kto jest kim w naszym wywiadzie. Jak w 1990 r. zapytano ich, co zrobić z naszym wywiadem. to przekazali listy nazwisk osób, które podejrzewali o związki z Rosjanami. Ale to było jakieś kilkanaście nazwisk Pozostałych - powiedzieli - nie ruszać. To była dla nas najlepsza karta. Potem od początku mieliśmy dostęp do spraw wyjątkowo tajnych, mieli do nas zaufanie.
Zrobiła się zawierucha po słowach Wojciecha Olejniczaka, że w SB było Wielu porządnych ludzi. A jak Pan uważa ?
- Kontakt z SB miałem ograniczony. Ale myśmy w wywiadzie zrobili wiele dobrego. A teraz przyrównuje się nas do sługusów Moskwy. Dla oficera wywiadu nie ma nic gorszego. Byliśmy dumni. każdy wiedział. że polski wywiad chodził własnymi ścieżkami. Dlatego to teraz tak boli. Na przykład ludzie z Departamentu V zajmowali się zwalczaniem przestępstw gospodarczych. Tam było wielu porządnych ludzi. Trzeba wiedzieć. że I, II, III czy IV departament - to wszystko są osobne tematy. Nie można tego wrzucać do jednego worka. Ale nikt nas teraz nie będzie słuchać. Będziemy musieli przyjąć karę. jaką nam wyznaczono, bo się nie da w tym kraju prowadzić racjonalnej dyskusji.
Dziękuję za rozmwę

Trybuna (2007-01-1Cool

--------------------------------------------------------------------------------
Państwo zdradziło, niech płaci

Z prof. JANEM WIDACKIM, adwokatem, kryminologiem, rozmawia Piotr Skura

Prawicowi historycy i IPN lustrują ludzi podejmujących w PRL współpracę z wywiadem. Ci ludzie przed laty zaufali państwu, które zobowiązało się zachować ich tożsamość w tajemnicy. Teraz zaś, mimo że nie sprawują żadnych stanowisk publicznych, ich przeszłość wychodzi na światło dzienne. Konsekwencje tego są dla nich poważne. Czy mogą dochodzić przed sądem zadośćuczynienia za nielojalną postawę państwa, które wystawiło ich do wiatru ?
- Tak. są osoby niepodlegające ustawie Iustracyjnej. Mają więc obowiązek zachowania faktu współpracy w tajemnicy. Nikt ich z tego nie zwolnił. Gdyby więc np. pan Bogusław Wołoszański oznajmił, że na początku. lat 90.: "Współpracowałem z wywiadem" i to opisał. to popełniłby przestępstwo. Ale u nas, oczywiście, prawo nie ma zastosowania, ponieważ funkcjonuje rewolucyjna sprawiedliwość.
Czyli Wołoszański nie ujawniając swojej przeszłości - za co dziś się go krytykuje - w rzeczywistości postępował tak, jak powinien ?
- Dokładnie. Ujawnienie te sprawy oznaczałoby popełnienie przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego. Gdyby chciał to ujawnić, powinien się zwrócić do ministra spraw wewnętrznych z prośbą o odtajnienie tego faktu.
Ale mleko się wyIało. Co teraz?
- Ponieważ jest ciągłość państwa. a PRL, czy to się komuś podoba, czy nie, była podmiotem prawa międzynarodowego, obecna Polska jest kontynuacją prawną tamtego państwa. Najlepszym dowodem. na to jest fakt, że cała masa wydanych wtedy aktów prawnych obowiązuje także dziś. W związku z tym. taka osoba, jak choćby pan Wołoszański, ma prawo zaskarżyć państwo polskie, a personalnie ministra spraw wewnętrznych i administracji jako następców prawnych szefa któremu podlegał wywiad, o działanie bezprawne w postaci niedotrzymania zobowiązania zachowania tajemnicy. A jeżeli wynikają z tego powodu jakieś skutki prawne. państwo powinno wypłacić odszkodowanie.
Ale na ile jest to realne do przepchnięcia w polskich sądach ?
- Nie wiem. jak dalece jeszcze obowiązuje prawo w polskich sądach. Zgodnie z literą prawa. takie osoby powinny wygrać - państwo nie dotrzymało zobowiązania, efektem czego są określone negatywne konsekwencje.
Bogusław Wołoszański ma problemy z nakręceniem na zlecenie TVP serialem, który nie wiadomo, czy trafi do ramówki. Telewizja publiczna praktycznie zerwała z nim współpracę.
-To powinien teraz policzyć, ile z tego tytułu stracił i skierować sprawę do Sądu Okręgowego w Warszawie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
W dodatku w większości takich przypadków dzikiej lustracji dokonują urzędnicy państwowi, jak np. Piotr Gontarczyk, wiceszef archiwów IPN.
- Mamy do czynienia ze stanem chaosu i bezprawia. Panuje domniemanie. że nie obowiązuje prawo nie tylko to z czasów PRL, ale także III RP. Przyjmuje się zasadę rewolucyjnej słuszności. Problemem jest też niespójność prawa. Kiedyś broniłem funkcjonariuszy SB, którym postawiono zarzut mataczenia w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa. Wszyscy funkcjonariusze byli przez szefa MSWIA zwalniani z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej. Przy czym zakres zwolnienia dokładnie określono i napisano. że nie dotyczy spraw agentury. A tymczasem równocześnie IPN opisał to wszystko w jakiejś pub1ikncji.
Czy jest szansa na ucywilizowanie nie Iustracji ? A może będziemy świadkami kolejnych etapów lustracyjnego szaleństwa?
- Nie liczę na ucywilizowanie. Choć można to zrobić. Gdy w 1997 r. weszła w życie ustawa lustracyjna, znalazł się tam przepis zakładający, że jeśli ktoś dysponuje materiałami mogącymi mieć znaczenie w lustracji, to w określonym terminie musi oddać je rzecznikowi interesu publicznego. Zapisano też, że jeśli potem dokumenty będą ujawniane, to grozi za to surowa kara pozbawienia wolności. Ale w tej konfiguracji politycznej na to nie liczę. Mam jednak nadzieję, że w końcu lustracja przestanie ludzi interesować i podniecać.
Dziękuję za rozmowę

Trybuna (2007-01-25)

--------------------------------------------------------------------------------
O współpracy z wywiadem i kontrwywiadem PRL inaczej


ANDRZEJ KAPKOWSKI, Warszawa

Czy każda współpraca ze służbami bezpieczeństwa PRL jest - jak utrzymują lustratorzy - hańbiąca i winna skutkować społecznym potępieniem, a niekiedy i utratą stanowiska? Czy zawsze pozostawała poza obszarem dobra społecznego i ogólnie uznawanych wartości?
Jako były oficer cywilnego kontrwywiadu z lat 1968-1998 odpowiem, że całkowite deprecjonowanie współpracy, bez uwzględnienia rodzajów służb i historyczno-politycznych zróżnicowań czasów PRL, jest niesłuszne.
O ile bowiem w latach 1945-1956 w relacjach ze społeczeństwem cała Służba Bezpieczeństwa stosowała groźby i wymuszanie, o tyle w kolejnych dziesięcioleciach w stosunkach tych coraz bardziej dominował racjonalny dialog z możliwością odmawiania współpracy, bez żadnych negatywnych konsekwencji.
Departament I - Wywiad i Departament II - Kontrwywiad, skoncentrowały swoją działalność na zwalczaniu zagrożeń godzących w bezpieczeństwo i obronność państwa. Za zwalczanie antysocjalistycznego myślenia i organizacji opozycyjnych odpowiedzialny był Departament III, natomiast departament IV zwalczał działalność Kościoła. Ochroną socjalistycznej gospodarki zajmowały się jeszcze inne departamenty MSW.
Wszystkie służby miały prawo pozyskiwać agenturę, ale cele i zadania agentów były zasadniczo różne, stosownie do specyfiki pionów.
Kontrwywiad i wywiad budowały swoje źródła w obszarze spraw związanych bezpośrednio z bezpieczeństwem i obronnością państwa i w latach. 1970-1990 nie napotykały w zasadzie na kategoryczne odmowy.
Potrzeby pozyskiwania informacji wzmacniających obronno-technologiczny potencjał Polski i przeciwdziałanie obcym penetracjom wywiadowczym były na tyle oczywiste, że współpracowników pozyskiwano głównie na podstawie dobrowolnej współodpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa. Kwestia stosunku do ustroju nie odgrywała większej roli, a przypadki zdecydowanej wrogości i niechęci do służby prawie się nie zdarzały. Istotne były natomiast realne i subiektywne możliwości operacyjne, posiadanie (bądź nie) predyspozycji psychicznych, subiektywna ocena zagrożeń dla własnych życiowych spraw, gwarancja bezpieczeństwa i konspiracji oraz zaufanie do służby.
Z zaufaniem do służby kontrwywiadu nie było tak źle, skoro zdarzało się, że nawet ludzie pokrzywdzeni przez władzę w latach pięćdziesiątych i odmawiający wówczas współpracy potrafili zdobyć się na pomoc kontrwywiadowi w latach 70. Zmieniło się bowiem pokolenie oficerów, odstąpiono od zastraszania, a sama służba miała społeczną akceptację. Nie było więc potrzeby werbowania na siłę i uciekania się do przemocy, tym bardziej że tak zawiązana współpraca nie przyniosłaby na gruncie kontrwywiadu czy wywiadu żadnych efektów. Nie było tu oprawców, nie było ofiar.
Duża baza agenturalna i profesjonalizm kadry stały się podstawą znaczących sukcesów kontrwywiadu i wywiadu w latach 1960-1990. Z powodzeniem przejmowano przesyłki
wywiadowcze z wyposażeniem szpiegowskim, odczytywano tajnopisy, dekonspirowano groźnych agentów, szybko identyfikowano oficerów wywiadu w składzie personelu dyplomatycznego. Wielu z nich zatrzymano w trakcie wykonywania przestępczych operacji wywiadowczych.
Dobrze były rozpoznane metody werbowania obywateli polskich, kanały łączności i zapotrzebowania wywiadowcze na Polskę. Docierano do źródłowych materiałów, określających stan rozpoznania i prognozy rozwoju sytuacji w naszym kraju. Dysponowano też dobrym rozpoznaniem środowisk stanowiących dogodne źródła informacyjne dla przeciwnika. Czy to wszystko nie stanowi o specyfice i nie reżimowym działaniu wywiadu i kontrwywiadu?
Przeciwnikiem były wówczas wywiady państw zachodnich, ale ich ówczesna działalność niewątpliwie godziła w bezpieczeństwo i obronność Polski. Zwalczanie tej działalności było dla polskich służb i ich agentury zajęciem godnym, ponadpolitycznym, potrzebnym państwu i społeczeństwu. Nie stanowiło przestępstwa i nie tłumiło dążeń wolnościowych. Sprzeczności z żadnym dobrem społecznym nie było. Współpraca agenturalna w zakresie działań kontrwywiadowczych nie powinna zatem powodować dla byłego "źródła" zagrożenia i społecznego potępienia.
Niezależnie od tego, ujawnianie źródeł wywiadu i kontrwywiadu to niespotykany PREZENT dla obcych służb, które normalnie wielkim nakładem sił i kosztów identyfikują obcą agenturę.
Były oczywiście ciemniejsze strony w działalności wywiadu i kontrwywiadu. Mieliśmy afery "Zalew" i "Żelazo", trafiali się oficerowie uciekający na Zachód. Ale takie wpadki zdarzały się każdym służbom, jak np. Amerykanom "Watergate" czy "Ames". Nie można także wykluczyć fragmentarycznego udziału w rozpoznawaniu opozycji, ale trzeba uwzględnić, iż służby wywiadu i kontrwywiadu pozostawały w strukturach tego samego MSW, co Departamenty III i IV i miały tego samego ministra. Trzeba wiedzieć i to; że doniosłe dla całej Europy przekształcenia ustrojowe w Polsce nie mogły pozostawać poza zainteresowaniem obcych służb wywiadowczych, co z kolei nie mogło być niedostrzeżone przez nasze służby wywiadu i kontrwywiadu. Mimo to problematyka opozycji nigdy nie stała się domeną wywiadu i kontrwywiadu i mogła zaistnieć jedynie na poboczach zainteresowań tych służb.
Uznaniem pozytywnej odrębności wywiadu i kontrwywiadu był fakt, iż w 1990 roku służby te, w odróżnienia od Departamentów III i IV MSW, nie zostały rozwiązane, a przeprowadzona w nich moralno-polityczna weryfikacja kadry umożliwiła zachowanie niezbędnego potencjału do budowy partnerstwa z nowymi sojusznikami.
Nowi partnerzy szybko podjęli z nami aktywną współpracę, mimo iż w polskiej kadrze wywiadu i kontrwywiadu znaleźli starych, ale zweryfikowanych i respektowanych "znajomych". Animozji nie było, zrozumienie i zaufanie między profesjonalistami szybko zrodziło sukcesy. Doświadczenie i dorobek z lat 1960-1990 przydały się. Bez nich, mimo szybkiego napływu młodej, zdolnej kadry, nie byłoby spektakularnych operacji polskiego wywiadu na Bliskim Wschodzie oraz zdemaskowania wywiadowczych działań rosyjskich oficerów w Polsce.
Tych pozytywów, z obszaru wywiadu i kontrwywiadu, nie da się przenieść na grunt Departamentu III i IV MSW. Mimo to należy uwzględnić, że w latach 1960-1990 wielu ludzi dostrzegało w socjalistycznej rzeczywistości również wartościowe elementy i wierzyło w możliwość lepszego jutra w warunkach istniejącego systemu. Umożliwiało to zawiązywanie współpracy z policją polityczną w oparciu o takie wartości jak: utrzymanie porządku publicznego, zapobieganie chaosowi i anarchii. Poczucie niegodności tej współpracy tak bardzo wówczas w powszechnej świadomości nie występowało. Tym bardziej że prawomocność służb bezpieczeństwa do ochrony systemu politycznego była bezsporna.
Takie postrzeganie służb i agenturalności uległo radykalnej zmianie dopiero po zetknięciu się z represjami stanu wojennego, a jeszcze bardziej po zamordowaniu księdza Popiełuszki.
W rozliczaniu PRL-owskich służb specjalnych nie może być żadnej tolerancji w żadnym przypadku łamania prawa, stosowania przemocy i krzywdzących wyroków. Ale też całościowe uznanie służb specjalnych za formację przestępczą i wszystkich funkcjonariuszy za oprawców będzie się kojarzyć jedynie z zemstą polityczną.
Należy też pamiętać, że rola tajnego współpracownika w działaniach tych służb była i nadal jest ogromna. Mimo rozwoju techniki wywiadowczej, pozostanie on głównym graczem w rozgrywkach tajnych służb specjalnych.
Wszelki brak obiektywizmu w rozliczaniu agenturalnej przeszłości będzie miał negatywny wpływ na obecny i przyszły potencjał służby, a tym samym na poziom zabezpieczenia ważnych interesów Polski.
ANGORA nr 6 (2007-02-11)
--------------------------------------------------------------------------------
"0 współpracy z wywiadem i kontrwywiadem PRL inaczej"
Fakty, o których warto wiedzieć.


Dr JERZY BRONISŁAWSKI Warszawa

W nawiązaniu do opublikowanego w ANGORZE nr 6 listu Andrzeja Kapkowskiego "O współpracy z wywiadem i kontrwywiadem PRL inaczej", pozwalam sobie na niektóre uzupełnienia tez Autora.
Pan Kapkowski nie wyróżnił wyraźnie usytuowania dwóch różnych pionów operacyjnych: wywiadu i kontrwywiadu (Departament I i II) oraz Służby Bezpieczeństwa (Departamenty III, IV, V oraz inne), MSW PRL, które - wcielane względami politycznymi - były odrębnymi i niezależnymi od siebie strukturami organizacyjnymi MBP, później Kd/sB, a w ostatnich dziesięcioleciach MSW. Oba te piony były organizacyjnie podporządkowane, jako samodzielne jednostki, wydzielonym wiceministrom, nad którymi ogólny nadzór sprawował szef resortu.
Traktowanie przez nawiedzonych lub niedouczonych lustratorów IV RP autonomicznych i działających w zupełnie innych obszarach jednostek (kraj - zagranica) jako jednolitych Służb Bezpieczeństwa PRL nie jest niczym innym, jak propagandowym zabiegiem, mającym wywołać określony polityczny wydźwięk, o czym Autorowi, byłemu pracownikowi i cywilnego kontrwywiadu (jak się sam przedstawia), jest zapewne wiadomo. Nieobce też być powinno istnienie w strukturach Departamentów (I - wywiadu i II - kontrwywiadu) wyodrębnionych operacyjnych Wydziałów Niemieckich, które zajmowały się wyłącznie tropieniem hitlerowskich przestępców wojennych spod znaków SD (Służby Bezpieczeństwa), SS, Abwehry, gestapo, policji, ich agentur, a także zostawionych na polskich terenach struktur organizacyjnych Werwolfu (Wilkołaków), "zamrożonych" komórek dywersyjno-szpiegowskich na wypadek wybuchu trzeciej wojny światowej.
Obie wymienione służby zajmowały się rozpracowywaniem powstających w powojennych latach struktur szpiegowskich w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec, do których należała tzw. Gehlensorganisation - tworzona od podstaw, w oparciu o faszystowskie kadry, służba hitlerowskiego generała wywiadu, pozyskanego po wojnie przez amerykańską GIA w charakterze agenta wpływu, ps. Utility (Użyteczny).
Dla jej zwalczania Departament II (kontrwywiad) miał, w odróżnieniu od Departamentu I (wywiadu), w strukturze kraju zespół około setki pracowników. W powojennym "odpluskwianiu" Polski ujawnili oni i oddali w ręce aparatu sprawiedliwości PRL kilka tysięcy faszystowskich przestępców. Że nie były to zwykłe śledztwa, świadczyć może fakt ginących i odnoszących rany członków kontrwywiadowczej służby, po których przechodzili na renty lub emerytury. Młodsi natomiast, po ustrojowej transformacji AD 1990 przeszli weryfikację, będąc zaangażowanymi w UOP-ie.
Wynika, że teraz, w dobie ustrojowej i propagandowej wrzawy nad ustawami dekomunizacyjno - dezubekizacyjnymi zapowiadanymi przez czynniki oficjalne, przewidywane są sankcje karno-ekonomiczne dla uczestników tamtych działań. Tych, którzy w dobrej wierze, zgodnie z obowiązującym prawem i przekonaniem o interesach państwa podjęli ryzykowną działalność z pogrobowcami faszyzmu. Według teoretyków państwa Kaczyńskich, działania te były jakoby sprzeczne z interesami tworzonej IV RP. Trzeba doprawdy złej woli i nienawiści do wszystkiego, co było związane z PRL, żeby rozważać kuriozum prawne wzbudzające zdziwienie nie tylko w skali krajowej, ale również europejskiej.
Przy powtarzających się tych samych nazwiskach "lustratorów," nie ulega wątpliwości, że przygotowywany bubel prawny (nie pierwszy i ostatni w III i IV RP) wcześniej czy później ujrzy światło dzienne. Wszakże znowu po latach pojawiły się nazwiska panów Macierewicza i Woyciechowskiego.
Obaj wsławili się wcześniej. Pierwszy - nieprawdziwą i unieważnioną przez sądy III RP listą agentów, która doprowadziła do upadku rządu Olszewskiego. Drugi, astronom z wykształcenia, po kompromitacji ulokowany jako pełnomocnik kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, z upoważnienia szefa tegoż, mecenasa Jacka Taylora (kombatanta - oseska) bo był z matką w obozie przejściowym Pruszkowa, popisywał się, dekomunizując szeregi weteranów drugiej wojny światowej. Łamiąc procedury prawne oraz przepisy kpa, według własnego uznania jednoosobowo orzekał, kto był "utrwalaczem władzy ludowej". Zaliczał do nich przebywających na przymusowych robotach w Reichu, również tych, co po wojnie walczyli z niedobitkami Werwolfu. Nie unikał rad, dawanych Sądowi Administracyjnemu, jak mają brzmieć jego orzeczenia w trybie odwoławczym.
Przy okazji warto przypomnieć, że pomysł nazywany przez kaczystów dezubekizacją, to nic innego, jak odgrzewany kotlet sprzed lat, zapożyczony ze stalinowskiej kuchni. Identyczny projekt próbował przed sześćdziesięciu laty wnieść przed Międzynarodowy Trybunał Norymberski radziecki prokurator wojskowy generał Rudenko. Zaproponował on w imieniu rządu ZSRR uznanie pracowników niemieckiej Abwehry za organizację przestępczą na równi z SS i SD. Trybunał wniosek oddalił, uzasadniając, że Abwehrstelle (wywiad i kontrwywiad) działały w Niemczech jako oficjalna instytucja państwa, które utrzymywało stosunki dyplomatyczne z cywilizowanymi krajami zrzeszonymi w Lidze Narodów. Odstępstwem od tej zasady mogłoby być pociągnięcie do odpowiedzialności karnej - uzasadniał Trybunał - tylko tych wspomnianych jednostek, które dopuszczały się łamania obowiązującego prawa, uczestnicząc w aktach ludobójstwa.
Nasuwa się zatem pytanie, jak tamto orzeczenie ma się do Polski Ludowej, która była uznawana przez wszystkie podmioty prawa międzynarodowego zrzeszone w ONZ, z Watykanem i kolejnymi czterema urzędującymi papieżami włącznie, przyjmującymi na oficjalnych audiencjach przedstawicieli Warszawy?
Warto, żeby czytelnicy ANGORY znali również te okoliczności.
ANGORA 13 (2007-04-01)

--------------------------------------------------------------------------------
"DEUBEKIZACJA - sprawiedliwa kara czy zemsta polityczna?"

Andrzej Kapkowski*, "Przegląd", 22.04.2007r. (obszerne fragmenty):

"Jak wiadomo, już wkrótce emerytury PRL-owskich funkcjonariuszy służb specjalnych mają być obniżone mocą tzw. Ustawy deubekizacyjnej do poziomu 600zł. Ma to być kara za pracę, którą PiS już teraz uznało za działalność zbrodniczą, a przez to niedającą podstaw do uprzywilejowanych emerytur.
Na bezprawność takiego rozwiązania już wskazuje wiele poważnych autorytetów prawnych, natomiast sama zbrodniczość jakoś nie wzbudza kontrowersji ani u polityków, ani w środowiskach dziennikarskich.
Czy faktycznie jest aż tak oczywiste, że zaliczani do SB oficerowie wywiadu, kontrwywiadu oraz pionów ochraniających przemysł i rolnictwo dopuszczali się zbrodni komunistycznych? Nie ma przecież żadnych materiałów na poparcie takiej tezy, przynajmniej za okres 1960 - 1990.
Oficerowie ci z mocy istniejącego prawa prowadzili legalną działalność zawodową, której celem było zwalczanie zagrożeń godzących w bezpieczeństwo i gospodarkę państwa. Było to wprawdzie w interesie państwa socjalistycznego, ale uznawanego przez społeczność międzynarodową i uprawnionego do zwalczania wszelkich zjawisk groźnych dla jego bytu. Takim zagrożeniem zawsze były i będą działania obcych wywiadów i afery gospodarcze. Zarzut zbrodniczości w stosunku do tych jednostek wydaje się całkowicie chybiony.
(...) Nie można (...) przekreślić prawa państwa do ochrony swojego systemu politycznego.
(...) Tworzenie więc wyłącznie czarnego obrazu SB jako organizacji oprawców nie odpowiada całkowicie prawdzie i nie może być podstawą do zbiorowych rozliczeń, z naruszeniem praw nabytych. Warto też zwrócić uwagę, że w warunkach ostrego konfliktu między opozycją a władzą w końcu lat 80. ciągle silne służby specjalne nie przeciwdziałały dialogowi porozumienia narodowego przy Okrągłym Stole. Fakt, iż te rozmowy odbywały się w obiekcie służb specjalnych w Magdalence, niezbicie wskazuje, iż służby zrezygnowały już z jakichkolwiek rozwiązań siłowych. Jak zawsze podporządkowały się decyzjom politycznym. Nie podjęły też żadnej awanturniczej akcji, gdy w 1990r. kilka tysięcy funkcjonariuszy SB straciło nagle pracę po rozwiązaniu czterech departamentów MSW. (...) Czy to samo nie stanowiło już wówczas bardzo dotkliwej kary za pracę w SB?
W obrazie zbrodniczości funkcjonariuszy służb specjalnych jest z jednej strony wiele przerysowań, a z drugiej strony przemilczeń na temat tego, co istotnie stanowiło specyfikę pracy tej branży.
Z materiałów IPN eksponowane są jedynie elementy świadczące o patologii i represyjności służb. Podane w propagandowej oprawie sugerować mają wyłącznie zbrodniczy, wręcz antynarodowy sposób działania SB.
Nie podaje się natomiast, że w zdecydowanej większości zgromadzone w IPN materiały kontrwywiadu, wywiadu i służb ochrony gospodarki z lat 1960 - 1990 to dokumenty, w których widoczne są jedynie żmudne procedury operacyjne, bnez oprawców i ofiar, są tylko podejrzani bądź o szpiegostwo, bądź o nadużycia gospodarcze oraz pozyskiwani bez przymusu agenci. Nie ma w nich tak wiele podtekstów politycznych, jak to się obecnie przedstawia. Trend poszukiwania w materiałach służb haków na przeciwników politycznych i gry teczkami rozwinął się dopiero po 1990r. i jest sztucznie podtrzymywany do dzisiaj.
Zawarte w tych materiałach procedury operacyjne mogłyby być świadectwem normalnej, ale mało znanej specyfiki pracy w służbach, a zwłaszcza jej trudności.
Ujawnianie obcych działań wywiadowczych zawsze wymagało ogromnego wysiłku i wyrzeczeń. Wystarczy uświadomić sobie, że ten rodzaj działalności prowadzony jest według tajnych, wypróbowanych procedur mających zapewnić niewykrywalność, a agentowi całkowite bezpieczeństwo. Naszym przeciwnikiem byli wytrawni gracze wywiadowczych służb natowskich, dysponujących ogromnym potencjałem kadrowym, technicznym i finansowym.
W poszukiwaniu agentury służby te bazowały na osobach wysoko posadowionych w systemie państwowym bądź rokujących nadzieje na zajęcie takiej pozycji. W samych werbunkach stosowano bezwzględnie inspirację, materiały obciążające i pieniądze, a nie argumenty natury ideologicznej.
Mimo tak renomowanych przeciwników kontrwywiad potrafił demaskować wielu groźnych agentów, zatrzymywać "podwójnych" dyplomatów w trakcie wykonywania przez nich operacji wywiadowczych, przejmować źródłowe opracowania wywiadowcze, a nawet doprowadzać do sytuacji werbunkowych. Były to sukcesy ciężko wypracowane, angażujące dziesiątki oficerów, w tym pracowników pionów obserwacji, techniki czy radiokontrwywiadu. Wielu z nich to wybitni profesjonaliści, doceniani nawet nawet przez byłych przeciwników, a obecnie sojuszników.
Działaniom tym zawsze towarzyszyły ryzyko, stres i ogromna odpowiedzialność, najmniejsza bowiem wpadka mogła powodować poważne skutki w stosunkach dyplomatycznych.
(...) Zdarzały się przypadki niewytrzymywania ciśnienia. Tacy odchodzili na rentę, niektórzy odchodzili przedwcześnie na zawsze.
Ciągła dyspozycyjność, nieregulowany czas pracy niszczyły prywatność i życie rodzinne. Pod względem finansowym i socjalnym sytuacja funkcjonariuszy nie odbiegała tak daleko od średniej, jak to się zwykło przedstawiać.
(...) Jeżeli więc dąży się do odebrania przywilejów emerytalnych byłym funkcjonariuszom SB, to trzeba dostrzegać i niezasadność zarzutów o powszechnej zbrodniczości w służbach, i niebagatelne osiągnięcia oraz obiektywnie cięższe niż w wielu innych resortach warunki pracy.
Warto zauważyć, że przywileje te zostały zachowane dla obecnej kadry służb specjalnych, co nie dziwi, bo charakter pracy pozostał tak samo specyficznie trudny. W profesjonalizmie tej kadry zawart jest dorobek i doświadczenie służb kontrwywiadu i wywiadu z lat 1960 - 1990.
To dzięki niemu możliwe jest zabezpieczenie naszych misji w Iraku i Afganistanie. Wycenienie tego dorobku na 600zł to zwykła zemsta polityczna, w dodatku nieprawna, która z pewnością będzie oprotestowana przez wszystkich nią dotkniętych."

* Autor jest b. oficerem kontrwywiadu MSW z lat 1968 - 1998, b. szefem Urzędu Ochrony Państwa

--------------------------------------------------------------------------------

KOMENTARZ:


1. Cyt. " O ile bowiem w latach 1945-1956 w relacjach ze społeczeństwem cała Służba Bezpieczeństwa stosowała groźby i wymuszanie, o tyle w kolejnych dziesięcioleciach w stosunkach tych coraz bardziej dominował racjonalny dialog z możliwością odmawiania współpracy, bez żadnych negatywnych konsekwencji. ".

2. Cyt. " Uznaniem pozytywnej odrębności wywiadu i kontrwywiadu był fakt, iż w 1990 roku służby te, w odróżnienia od Departamentów III i IV MSW, nie zostały rozwiązane, a przeprowadzona w nich moralno-polityczna weryfikacja kadry umożliwiła zachowanie niezbędnego potencjału do budowy partnerstwa z nowymi sojusznikami. "

3. Cyt: " Przeciwnikiem były wówczas wywiady państw zachodnich, ale ich ówczesna działalność niewątpliwie godziła w bezpieczeństwo i obronność Polski. Zwalczanie tej działalności było dla polskich służb i ich agentury zajęciem godnym, ponadpolitycznym, potrzebnym państwu i społeczeństwu. Nie stanowiło przestępstwa i nie tłumiło dążeń wolnościowych. " , ANDRZEJ KAPKOWSKI , ANGORA nr 6 (2007-02-11)

Komentować , myślę nie potrzeba. Rolling Eyes Laughing


Zaslyszane: NAJWAZNIEJSZE W ZYCIU NIE JEST ZWYCIEZAC , ALE WALCZYC. NAWET W SPRAWACH WYDAJACYCH SIE JUZ NA WSTEPIE ZA PRZEGRANE.

NAIWNY ROMANTYK

Robert Majka , polityk , Przemyśl , 7 Lutego 2008r
www.sw.org.pl ,
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784910
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum