Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

O destrukcji elit

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 4:00 pm    Temat postu: O destrukcji elit Odpowiedz z cytatem

Gazeta Częstochowska 44 (2006) 4, 2-8 XI 2006




O destrukcji elit


Teresa Grabińska i Mirosław Zabierowski



Bronisław Wildstein w artykule „Salon zależnych”, opublikowanym w tygodniku Wprost z 5.02.06 , rozważa kondycję współczesnych polskich elit. Wcześniej, w świątecznym grudniowym numerze Głosu ukazał się nasz artykuł, poświęcony pytaniom o sposób kształtowania polskich elit politycznych . To samo zagadnienie rozwiązujemy odmiennymi środkami, posługując się innym językiem. Są jednak zbieżne nie tyle rezultaty, co cięcia logiczne problemu. Nie różnimy się w ocenie polskich elit, choć dyskutujemy o polskich elitach w różnych perspektywach.

Wildstein przywołuje fakty z ostatniego siedemnastolecia świadczące o destrukcji polskich elit i obarcza destrukcją przede wszystkim salon warszawski, my zaś skupiliśmy się na sposobie wyłaniania elit w ogóle i wskazaliśmy na rolę gazety (mediów) w tym procesie. Skoro więc salon warszawski wywodzi się z kręgu nowomowy (języka) gazety, a ta jako potężne medium codzienne urabia polskich czytelników i ma przemożny wpływ na inne media papierowe i elektromagnetyczne, to jest słuszna teza Wildsteina o odpowiedzialności gazety za stan polskich elit nowych czasów po 1989 r. Z tym, że nam chodziło przede wszystkim o elity polityczne, o przedstawicielstwo parlamentarne, o partyjne zaplecze parlamentu i o aparat wykonawczy. Nie zmienia to jednak wspólnej z Wildsteinem diagnozy patologii w wyłanianiu polskich elit, w tym - politycznych.

Zastanówmy się najpierw nad tym, jakie grupy tworzą elitę i jaką funkcję ma spełniać elita. Tytuł artykułu Wildsteina „Salon zależnych” sygnalizuje (funduje) początek dyskusji. Oto „salon” kojarzy się ze starannie dobraną grupą osób, które spotykają się w celu uprawiania wysokiej kultury. Są salony artystyczne i są salony polityczne. Może być i tak, że się przenikają. Nie przypadkiem, nie zwykło się mówić o salonach naukowych, bowiem uczeni swoje specjalistyczne dociekania przedstawiają na seminariach, grupujących osoby, które dobrowolnie przystają na wysiłek śledzenia skomplikowanych wywodów i w przeciwieństwie do salonów w imię rzetelności naukowej dobrowolnie rezygnują z postaw dostosowania się.

Dotykamy tym samym pierwszego problemu elit – kryterium doboru elit. Elity salonowe są inaczej dobierane niż elity seminaryjne. Te drugie – jeśli proces przebiega normalnie – mają wyrastać w naturalny sposób ze środowiska i muszą się wykazać kompetencjami. Elity salonowe zaś wybierane są (zapraszane do salonu) przez kogoś w jakimś celu. Osoby z elit salonowych nie tyle mają wykazywać się jakimiś szczególnymi kompetencjami, ile muszą być władni czegoś i dyspozycyjni do przyjęcia formuły salonu, która jest związana z owym celem. (Aczkolwiek na głębszym indywidualnym poziomie może to być wola pyszna, rozum chytry, chęć zysku, skażenie moralne czy choćby najczęściej eklektyzm poglądów). Brak wyrażania akceptacji celów i działań salonu czyni z nich osoby spoza towarzystwa. Otóż twierdzimy, że w tej relacji należy szukać odniesienia przymiotnika „zależny” w tytule artykułu Wildsteina.

Jeśli przywołamy style myślowe jako obowiązujące w kolektywie uczonych , to salon koniecznie kultywuje specjalną odmianę stylu myślowego. Elity salonowe są wtajemniczone inaczej niż kolektywy uczonych w cele prac grupy. Uczeni są wtajemniczeni w rozwiązywanie problemów, które powstają w uprawianej przez nich dyscyplinie wiedzy, co oznacza, że eklektyzm, okazjonalizm, lokalizm, czyli lepiszcze salonu jest w zdrowym kolektywie myślowym zrazu demaskowane. Tego natomiast na salonach czynić nie wypada.

Elity salonowe mogą wykazywać różny stopień wtajemniczenia w cele salonu i w instrumentalizację zabiegów ich osiągania. Ale czy wtedy wszyscy uczestnicy salonu są elitą w tym samym stopniu? Czy stopień świadomości wtajemniczenia określa stopień salonowej elitarności? Czy wymienione przez Wildsteina nazwiska zaproszone do warszawskiego salonu – prezydent Kwaśniewski, generał Jaruzelski, George Soros należą do wtajemniczonych w najwyższym stopniu? A w każdym razie, co ich łączy z sobą na tle warszawskiego salonu?

Wildstein siłą rzeczy porusza ważną kwestię, która także wystąpiła w naszych rozważaniach – braku elity politycznej i ten brak odnosi do AWS-owskich rządów. Sugeruje równocześnie wyraźnie, że środowisko SLD jest skonfratrowane z elitą salonu warszawskiego. Zasadniczo wszystko to prawda. Wildstein jest znakomicie zorientowany w warszawskich parantelach, ale sytuacja się wydaje znacznie bardziej skomplikowana, głównie ze względu na rozmycie pojęcia rząd AWS-owski. Czyżby każdy AWS-owski rząd i w każdym momencie funkcjonowania był jak samotny biały żagiel, poddający się wichrom wiejących z niebiesiech? Zgoda - co do szczególnej zażyłości salonu i SLD, nie – co do dezorientacji AWS-owskich rządów. Co najmniej ktoś nad nimi czuwał, aby były takie nieporadne, aby, broń Boże nie dopracowały się własnych elit politycznych. I ten ktoś to bynajmniej nie jakaś zewnętrzna przemożna siła spisku. To te same siły, które – jak ubolewa Wildstein – w jakiś dziwny sposób polskim historykom odjęły chęć do spisywania i., nie daj Boże, do analizowania dziejów najzupełniej najnowszych (lat 90.) w kraju nad Wisłą, jak i zresztą nieco tylko starszych dziejów PRL. To te same siły, które skrupulatnie eliminowały całe grupy osób, które mogłyby się stać zapleczem politycznym i środowiskowym AWS-u. Doświadczyło tego wielu twórczych działaczy Solidarności (bez cudzysłowu ), lepiej rozumiejących sytuację społeczno-polityczną niż bywalcy, naśladowcy i pochlebcy salonu i nie godzących się na forsowany sposób transformowania ustroju. Te siły kontrolujące noszą na pewno znamię salonu.

Wildstein narzeka, że elita III RP jest w dużym stopniu przedłużeniem elity PRL. Powiedzmy sobie szczerze – tylko części elity PRL, która przyjęła bez zmrużenia oka już zupełnie nowe reguły gospodarcze, prawne i moralne funkcjonowania w społeczeństwie kapitalistycznym. Teza Wildsteina o powinowactwie elit wydaje się oczywista, gdy śledzi się towarzyskie relacje, rodzinne i pokoleniowe powiązania, mechanizmy przejęcia majątku narodowego przez niewielką grupę dobrze od dawna usadowioną we władzach. Ale to jeszcze nie wszystko. W czasach PRL można było wskazać na niezależne grupy w kulturze i w nauce, nawet jeśli i one podlegały mniej lub bardziej dyskretnej kontroli. Pewna część tych grup skupiała się wokół Kościoła. W III RP nie ma dla takich grup wiele miejsca. Nie tylko dlatego, że popularne media są w zasadzie monotematyczne, a pod deklaracjami pluralizmu wszelakiego skrywają starannie dobrane kryteria doboru problematyki wypowiedzi, sposobu jej prezentacji i nazwisk autorów. Nie tylko dlatego, że Kościół w swoich lokalnych ogniwach, ważnych inkubatorach PRL-owskich niezależnych grup, stracił w ostatnim siedemnastoleciu impet w formowaniu i wspieraniu polskiego społeczeństwa, czy to w imię fałszywie pojętej tolerancji, czy w krzątaninie wokół różnych relacji z władzą. Ale także dlatego, że niezależność w III RP bardzo dużo kosztuje, znacznie więcej niż w późnej PRL. W późnej PRL niezależni mogli liczyć co najmniej na ciche wsparcie środowiska, dziś pozostaje im margines życia nie tylko publicznego, ale i materialnego. Ostracyzm społeczny jest dyktowany opinią wszędobylskich mediów, które wybrzydzają na niezależnych w taki mniej więcej sposób: O co w zasadzie tym niezależnym chodzi? Wszystko teraz wolno. To oszołomstwo, nieudacznictwo, wieczne malkontenctwo, tęsknota za minionym opiekuńczym 44-leciem, fobie przed otwartością na świat i odpowiedzialnością, niezdolność do zdania egzaminu z własnej inicjatywy i skuteczności itd.

Niezależni nie mają wsparcia w środowisku dziennikarzy, profesjonalnych polityków, patronów kultury, pozostają im przyjacielskie relacje i to coraz wątlejsze, bo kto wie, komu się można narazić niebacznie popierając jakąś niezależną inicjatywę, zastanawiają się najpierw działacze, artyści i uczeni. Wskażmy na pewien wymowny przykład. Na dyskusję - nie tylko myśli Jerzego Giedroycia lecz dla ustalenia uwagi weźmy Giedroycia - w sprawach relacji Polski i Polaków z Rosją. Jawi się ten temat publicznym tabu, w jakiekolwiek, także polemicznej postaci. Wypowiedzi w sprawie relacji polsko-rosyjskich, choćby przy okazji sprawy z gazociągiem Rosja-Niemcy, jeśli tylko kwestionują wszechobecny stan lekceważenia i obrzydzenia wobec Rosji, narażone są najczęściej na prawicową etykietkę endeckich, agenturalnych, ubeckich, antyokcydentalnych. To dobry papierek lakmusowy niezależności polskich elit. Ale, ale, skoro one miałyby być prostą kontynuacją elit PRL, to skąd ta odmiana kierunku (geograficznego) afirmacji? I czy to ona niesie nowy posmak zależności, w którą uwikłany jest salon? A więc nowa zależność elit w nowej sytuacji gospodarczo-politycznej za cenę spokoju przed rozliczeniem z występków działania w PRL i za niebotyczną nagrodę przejęcia władzy nad duszami, przejęcia kontroli nad majątkiem narodowym, przejęcia narodowej własności. Kto jest patronem tego uzależnienia? Kto i co gwarantuje bezkarność grupom i poszczególnym indywiduuom, bezkraność już w zupełnie nowym stylu, bez przeszłych wzorów? Kto i dzięki jakim instrumentom stoi na straży spokoju elit i spokoju społecznego w sytuacji wyniszczenia narodu, wyniszczenia kulturalnego i coraz bardziej dotkliwego – demograficznego i biologicznego. Ogromną rolę spełniają media, ale głównie instrumentalną, nowopropagandową.

Charakterystyczne jest to, że nie ma miejsca na rzetelną dyskusję nad wzlotami i upadkami PRL. Obowiązuje jedyny szablon (także w mediach prawicowych, o orientacji patriotycznej): w 44-leciu niczego godnego uwagi nie było, to wyłącznie totalitarny i opresyjny system, brak jakichkolwiek osiągnięć gospodarczych, kulturalnych, edukacyjnych, naukowych – ot, taka czarna dziura w egzystencji polskiego narodu. Nic z tego okresu nie jest pozytywne (no, może jakieś filmy i paru artystów), pokolenia Polaków nic godnego uwagi nie stworzyły, zgodnie ze słowami (z początku lat 90.) przeciwnika Lecha Kaczyńskiego, że przedsiębiorstwa polskie nie są nic warte. Równocześnie wszystkie czołowe osobistości systemu totalitarnego i opresyjnego (odpowiedzialne w takim razie za tę PRL-owską mizerię, czy nie?) przetrwały w znakomitej kondycji, ba, nabrały rozpędu do tworzenia III RP, wpisały się w nowe mechanizmy koncesjonowania elit, zwłaszcza politycznych, a z tej mizerii gospodarczej i kulturalnej pozostały jeszcze po 17-stu latach świetlanej Transformacji dobra do frymarczenia, wypracowane przez całe społeczeństwo. Wyrokiem gazetowych elit w III RP przetrwali i rozkwitli najbardziej oddani luminarze PRL, na zapomnienie zostały skazane miliony uczciwych, kreatywnych i profesjonalnych Polaków i ich z mozołem wypracowane dzieło w trudnym 44-leciu. To programowe unicestwienie ma służyć przynajmniej dwóm celom: 1) stworzeniu sytuacji, w której nie można rozliczać tych, którzy przejęli lub roztrwonili majątek narodowy, bo z jakich dóbr rozliczać, skoro ponoć był tylko ocet; 2) stworzenie społecznej psychologicznej presji niemożności wybicia się Polaków na autentyczną suwerenność, braku kulturowej ciągłości z przeszłymi, czy odchodzącymi pokoleniami. Sąsiedzi do dziś z lubością powtarzają, że Polska to państwo sezonowe, że Polski już nie trzeba cywilizować bombardowaniami, a polnische Wirtschaft – wiadomo...

Przejdźmy do elit naukowych. Przyczyn ich słabości Wildstein upatruje w braku lustracji środowisk naukowych. Zgoda z Wildsteinem, że jest to jedna z większych katastrof polskiej kultury, która także zdeterminowała fatalny stan elit. To środowiska akademickie kształtują intelektualnie elity, to w środowiskach akademickich tworzą się grupy promujące i awansujące elity, to one wyznaczają modele wolnej dyskusji i rzetelnej polemiki. To one potrafią z miernot kreować gwiazdy polskiego życia kulturalnego i intelektualnego, to one najbardziej oryginalne, wartościowe inicjatywy i koncepcje wraz z ich twórcami, umieją zniszczyć, zmarginalizować, ośmieszyć. To one z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy promują naśladownictwo i kopiowanie obcych wzorów już na zasadniczym poziomie myśli.

Jest wiele osób z parnasu polskiej nauki, kreujących się lub kreowanych na autorytety. Jeśli już niektóre z nich mają dorobek specjalistyczny, to ich moralność, że się tak niemodnie wyrazimy, nie zawsze licuje z wizerunkiem luminarza wiedzy. Ci, którzy łączą obie zalety, są odosobnieni i nie mogą przystać na uczestnictwo w siłowych działaniach i nieuczciwych występkach, rzadko są więc skuteczni w kształtowaniu elit. Młodzi, terminujący u tzw. autorytetów i dodatkowo stymulowani ideologią urynkowienia każdego działania, także w nauce, bezwzględnie eliminują każdego, za którym nie stoi ważny protektor. Eliminacja odbywa się na różnych polach. Destrukcja sięgnęła poziomu studentów. Nie raz studenci byli narzędziem w osiąganiu celów nic nie mających wspólnego z właściwą edukacją czy lepszym stanem kultury. Nihil novi. Zatruta gleba wydała zatrute ziarno, głównie w humanistyce, w której obiektywizm jest inny niż w naukach realnych. Tolerancja jest nieskończona i miłosierdzie niezgłębione, przy czym ofiar funkcjonariuszy nauki to już zupełnie nie dotyczy. Brak lustracji pozostawił funkcjonariuszy na stanowiskach akademickich, umocnił ich pozycję w rzeczywistości naukowej III RP i ugruntował ich kryteria doboru ludzi, problematyki i opinii. Coraz bardziej wyraźne jest także to, że owa środowiskowa i indywidualna destrukcyjna przeszłość i teraźniejszość nie robi większego wrażenia na przedstawicielach Kościoła, także tych zaangażowanych w naukę. Tak, jakby alians z funkcjonariuszami nobilitował, jakby się przyczyniał do kariery, coś ułatwiał.

Wcześniej odwołaliśmy się do rozpoznawaniu stylu myślowego kolektywu uczonych. Jak wygląda przeciętny polski kolektyw naukowy i jaki rodzaj stylu myślowego pielęgnuje? Są kolektywy myślowe, które rozwijają ambitne programy badawcze. W naukach technicznych, matematycznych, przyrodniczych i biomedycznych są one czasem częścią większego międzynarodowego kolektywu myślowego. Tworzą elitę naukową, związaną wiedzą ezoteryczną , w sensie wtajemniczenia w arkana specjalności. Elita ta jednak nie ma kreatywnego wpływu na sprawy publiczne, jest często słabo w nich zorientowana, podatna na medialną nowopropagandę i konformistycznie nastawiona do tzw. poprawności politycznej. Z takich kręgów wywodzi się duża część inteligenckiego elektoratu PO. Jest ta elita niesamodzielna w życiu politycznym, jest zależna i, więcej, chce być zależna od salonów, także lokalnych, przenoszących stołeczną salonowość na prowincję. Funkcjonują środowiskowe salony i dokładają się swoją stylowością w sprawach publicznych i doboru ludzi wartych popierania do ściśle naukowego stylu myślowego uczonych. Elity wyrosłe z takich kolektywów myślowych nie są niezależne i to z własnej woli.

Reasumująć: 1) Życie publiczne wymaga profesjonalnych diagnoz w różnych dziedzinach: polityki międzynarodowej i wewnętrznej, gospodarki i finansów, polityki społecznej i kulturalnej. 2) Twierdzimy, że mimo licznych niedoskonałości polskiej kadry ekonomistów i humanistów, znajduje się w Polsce spory potencjał fachowców, zdolnych do rozpoznania rzeczywistości polityczno-gospodarczo-społecznej i do jej tworzenia. To oni są autentyczną elitą, jeśli autentyczną – to niezależną, jeśli niezależną – to często zmarginalizowaną. Zmarginalizowaną nie tylko dlatego, że sterowanie elitami przejęły salony i aktywy partyjne, ale przede wszystkim dlatego, że prawdziwa elitarność wymaga odpowiedniej postawy etycznej, która nie pozwala na zawody w wyścigu szczurów, intrygi i niszczenie innych. 3) Urynkowienie poglądów i metod działania nie służy prawdziwej elitarności. Jeśli budować IV RP, to przełamanie dyktatu urynkowionej salonowej elity jest konieczne. Konieczny jest renesans polskich elit na kształt jadwiżański .

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum