Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Lech czy "Bolek"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Wto Gru 05, 2006 2:48 pm    Temat postu: Lech czy "Bolek" Odpowiedz z cytatem

Nasz Dziennik, Czwartek, 30 listopada 2006, Nr 279 (2689)

LECH czy "BOLEK"

W ocenie Jarosława Kaczyńskiego, zeznającego w procesie
pułkownika Lesiaka, były prezydent Lech Wałęsa ponosi
odpowiedzialność za tzw. inwigilację prawicy w latach 90.,
kiedy liderów partii opozycyjnych wobec Belwederu i rządu Suchockiej
usiłowano skompromitować, skłócić albo wręcz
majstrowaniem przy ich samochodach fizycznie wyeliminować. Lech
Wałęsa w charakterystyczny dla siebie sposób zaprzecza, by z
inwigilacją prawicy miał cokolwiek wspólnego, i zeznania
Jarosława Kaczyńskiego ocenia jako "tak chore, jak chorzy są
Kaczyńscy", przez których przemawia "nienawiść,
małość i mania prześladowcza".
Reakcja Wałęsy na zeznania Jarosława Kaczyńskiego
specjalnie nie dziwi, zawsze bowiem ilekroć ktoś próbował
odbrązowić pomnik "legendy 'Solidarności'", były
prezydent nie podawał argumentów, tylko dostawał, jak to się
mówi, szału. Tak było po audycji w Radiu Maryja z udziałem
Krzysztofa Wyszkowskiego na temat lustracji, kiedy Wałęsa z
furią obraził ("psychole od Rydzyka") rzesze słuchaczy
katolickiej rozgłośni; podobnie "uprzejmie" wyraził się
później o samym Krzysztofie Wyszkowskim: "Wyszkowski to wariat.
Zabierzcie mu brzytwę, to jest małpa z brzytwą"; nie inaczej
zachował się na planie filmu Grzegorza Brauna
poświęconego sprawie "Bolka", gdy z szewską pasją
podarł kopie papierów z IPN. Identycznie jest teraz, gdy po raz
kolejny
kompromitujące fakty zrzucają mocno i bez tego sfatygowaną
częstymi upadkami aureolę z głowy "bohatera" polskiego
Sierpnia.

Prezydent z szafą
Odtajnione prz ez Sąd Okręgowy w Warszawie protokoły, do
których dotarła Polska Agencja Prasowa, zawierające m.in. zeznania
pokrzywdzonych w sprawie inwigilacji prawicy, wskazują, że jednym
z mocodawców pułkownika Lesiaka był właśnie Lech
Wałęsa. Jarosław Kaczyński zeznał 2
października przed sądem, że jest głęboko
przekonany, iż "inspiracja, albo przynajmniej zgoda na propozycję,
wyszła ze strony Lecha Wałęsy, a Mieczysław Wachowski
był na pewno tym, który to popierał, być może taką
propozycję przedstawił i można sądzić, że
nadawał dynamikę tym działaniom, przy czym chcę
podkreślić, że w materiałach potwierdzenia tego nie ma.
(...) Jest to wynik mojej znajomości sytuacji panującej w
Belwederze".
Chodzi zatem o sprawy kompromitujące, tym bardziej dla laureata
Pokojowej Nagrody Nobla i do niedawna jeszcze postaci symbolicznej i
wizytówki Polski za granicą, jak przebijanie opon w samochodach
polityków opozycji prawicowej, rozpuszczanie plotek, że jeden ma
skłonności homoseksualne, a inny leczy się psychiatrycznie.
Ale przynajmniej sprawa nie utknęła w miejscu i powoli zaczyna
się wyjaśniać, w czyjej szafie stała szafa Lesiaka.

Lech, czyli "Bolek"?
Zeznania Jarosława Kaczyńskiego dopełniają zresztą
logicznie całości dossier Wałęsy jako domniemanego
agenta "Bolka". Komu bowiem bardziej może zależeć na
zwalczaniu lustracji aniżeli agentom? A tzw. inwigilacja prawicy to
przecież nie było nic innego jak niszczenie tych sił
politycznych i ich liderów: Jana Olszewskiego, Antoniego
Macierewicza,
Jarosława i Lecha Kaczyńskich, Jana Parysa, którzy chcieli
Polskę zdekomunizować i oczyścić z agentury. Mówienie o
tym dzisiaj trąci wyważaniem otwartych drzwi, jednak dawna SB ma,
zdaje się, ciągle długie ręce, skoro prawda o "Bolku"
przebija się w takim tempie, choć wszystko wiadomo.

"Półkownicy" TVP
Telewizja publiczna nie pokazała jak dotąd filmu Grzegorza Brauna
"Plusy dodatnie, plusy ujemne", z którego jasno wynika, że
Wałęsa to działający na Wybrzeżu agent "Bolek".
Przemilczano też "Nocną zmianę" (film Jacka Kurskiego o
zamachu stanu z 1992 r. można było zobaczyć w telewizji tylko
raz, i to w wersji okrojonej), choć aż się prosiło
przypomnieć film 4 czerwca br., w rocznicę obalenia rządu
premiera Jana Olszewskiego; w ten symboliczny sposób prezes TVP
Bronisław Wildstein mógłby pokazać, że media publiczne
są dziś w innym miejscu.
Ciągle wygląda jednak na to, że Wałęsa jest pod
ochroną, skoro w zeszłym roku ocenzurowano nawet krakowskie
"Arcana" i nie ukazały się w nich raporty TW "Bolka" z
Gdańska z lat 1971-1972, których naukowe opracowanie przygotował
historyk gdańskiego IPN dr Sławomir Cenckiewicz. Dokumenty te -
jak podkreślił prof. Andrzej Nowak, redaktor naczelny "Arcanów" -
nie mogły się ukazać, gdyż "dotyczyły jednej z
najważniejszych postaci polskiej historii współczesnej (...)
wymuszony został faktyczny zakaz ogłoszenia historycznego
dokumentu w naukowym opracowaniu - w imię racji innych niż
merytoryczne". "Jakiekolwiek są te racje, służą
odcięciu Polaków od prawdy o ich przeszłości. Wiem (...) z
setek publikacji 'Gazety Wyborczej', tygodnika 'Nie' i 'Tygodnika
Powszechnego', że obrońcy 'trudnej prawdy' o Jedwabnem chcą
nas obronić przed prawdą o uwikłanej w układy z SB
części elit dawnej 'Solidarności' (...) W 25. rocznicę
Sierpnia nie braknie nam bohaterów. (...) Dobrze by było, żeby ich
listy nie ustalali na kolejnym przyjacielskim spotkaniu redaktorzy
Michnik i
Urban, i chronieni przez nich mocodawcy agentury PRL, generałowie
Kiszczak i Jaruzelski" - pisał wiosną ubiegłego roku w
"Arcanach" Andrzej Nowak.

Teczka odchudzona
Nie po to jednak Wałęsa wyczyścił swoją
teczkę, by dzisiaj zajmować się agentem "Bolkiem"
działającym w latach 70. na Wybrzeżu, tylko by
ukręcić sprawie łeb. Jeszcze jako urzędujący
prezydent w latach 1990-1995, za zgodą ówczesnych szefów UOP
Jerzego
Koniecznego i Gromosława Czempińskiego oraz ministra spraw
wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego, kilkakrotnie sięgał po
swoją teczkę, po czym po zakończeniu kadencji jego kancelaria
zwróciła do UOP przetrzymywane dokumenty, ale już mocno
przerzedzone. W grudniu 1996 r. UOP złożył do prokuratury
doniesienie "o domniemanym przetrzymywaniu dokumentów przez Lecha
Wałęsę", nie wiadomo jednak, dlaczego przygotowywanie tego
doniesienia trwało aż rok. Śledztwo zostało
wszczęte ostatecznie tylko w sprawie "przekroczenia uprawnień i
niedopełnienia obowiązków służbowych przez
funkcjonariuszy MSW i UOP przy przekazywaniu tajnych dokumentów do
Urzędu Prezydenta RP, w następstwie czego doszło do utraty
części tych dokumentów". Zarzuty postawiono dwóm kolejnym szefom
UOP (którzy przekazali dokumenty Wałęsie) oraz szefowi MSW, który
wyraził na to zgodę, ale była to już musztarda po
obiedzie, skoro zniknęła część zawartości
teczki, w tym m.in. zobowiązania do zachowania tajemnicy z rozmów z
oficerami prowadzącymi "Bolka" i pokwitowania odbioru pieniędzy za
donoszenie bezpiece.

"Podpisałem 3 albo 4 dokumenty"
Wałęsa, który dziś się zarzeka, że nigdy nie
był agentem, i oskarża Krzysztofa Wyszkowskiego o pomawianie go o
agenturalność, sam się do tego przyznał w czerwcu 1992
roku: "Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu
1970 roku,
podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy
wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i
móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem
ideałów ani kolegów". Takiej treści komunikat poszedł do PAP
4 czerwca 1992 roku, tuż po ogłoszeniu tzw. listy Macierewicza,
ale też bardzo szybko wiadomość została przez
Kancelarię Prezydenta wycofana i tej samej nocy "koalicji strachu"
przed teczkami udało się obalić rząd Olszewskiego. Po
czym wszystko wróciło do "normy", a następcą Antoniego
Macierewicza w Ministerstwie Spraw weWnętrznych został zaufany
człowiek Wałęsy, Andrzej Milczanowski.

Dobrowolnie zwerbowany
SB zwerbowała "Bolka" w celu rozpoznania środowiska wrogów ustroju
działających w Stoczni Gdańskiej w czasie tragedii Grudnia
'70 i po niej. Z dokumentów wynika, że został on zwerbowany 29
grudnia 1970 roku przez starszego inspektora Wydziału II KWMO w
Olsztynie kpt. E. Graczyka. Dokumenty mają potwierdzać, że
"Bolek" donosił m.in. na pracowników Stoczni Gdańskiej, którzy
podburzali załogę do podjęcia akcji strajkowej wobec
narastającego protestu stoczniowców szczecińskich. W notatkach
służbowych inspektora SB analizującego akta "Bolka"
znalazły się zapisy o pozyskaniu agenta na "zasadzie
dobrowolności" i że dał się on poznać jako "osobnik
zdyscyplinowany" i skory do współpracy, a za przekazane informacje
"wynagrodzenie pobierał bardzo chętnie".
Tożsamość "Bolka" i jego sumienność
potwierdził Jarosław Kaczyński, zeznając w 1998 roku w
procesie Lesiaka: "Była to teczka dotycząca agenta o pseudonimie
'Bolek', chodziło o Lecha Wałęsę, był to
właściwie jeden dokument. Był to opis wydarzeń, jakie
miały miejsce w Stoczni Gdańskiej już po głównej fali
strajków - albo przy końcu grudnia 1970, albo w styczniu 1971 r.
Był to opis dość przejrzysty, wielostronicowy, z wymienianiem
nazwisk. Chodziło o jakieś zamieszanie w stoczni, kilkusetosobowe
wiece. Na moje stwierdzenie, że tego Wałęsa nie mógł
napisać, bo by nie potrafił, jako że tekst był
dość spójny, w miarę gramatyczny, a w każdym razie
zrozumiały, Milczanowski odpowiedział mi: Co ty, nie wiesz, jak
było - on najpierw opowiedział to temu ubekowi, a później
tamten mu to podyktował. I dlatego ten tekst jest taki".

Kwity w Moskwie
Ostatecznie na pytanie, kim był "Bolek", powinien odpowiedzieć
Instytut Pamięci Narodowej, zwłaszcza że Wałęsa
odbierający doktoraty honoris causa i jeżdżący z
odczytami po świecie, za które inkasuje honoraria, cały czas zdaje
się odcinać kupony od tamtego flirtu z esbecją. Bo czy w
przeciwnym razie nie byłby nieznanym szerzej elektrykiem? Sprawy nie
da
się zagłuszyć, niezależnie od odchudzenia teczki przez
Wałęsę, ponieważ o jego domniemanej współpracy z SB
wiedziały KGB i Stasi, a to znaczy, że kwity na
Wałęsę są dzisiaj zarówno w Moskwie, jak i w archiwach
byłej NRD.
W archiwum Mitrochina, dokumentującym działania KGB na Zachodzie
od lat 30. do 80., znajdują się materiały, z których wynika,
że SB próbowała zastraszyć Wałęsę po
internowaniu przez "przypominanie mu, iż płacili mu oni
pieniądze i otrzymywali od niego informacje". Jak wynika z
książki "Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie", gen.
Czesław Kiszczak powiedział KGB, że Lech Wałęsa
był skonfrontowany z jednym z jego rzekomych oficerów prowadzących
z SB, a rozmowę pomiędzy nimi nagrano na taśmie
magnetofonowej. Po zwolnieniu Wałęsy z internowania, w dzień
po śmierci Breżniewa, Kiszczak zapewniał gen. Pawłowa,
rezydenta KGB w Polsce, że ciągle dysponuje materiałami
mogącymi skompromitować Wałęsę.

Mit nie do utrzymania
Anna Walentynowicz, prawdziwa, nie medialna bohaterka Sierpnia, za co
została uhonorowana najwyższym polskim odznaczeniem - Orderem
Orła Białego, w obronie której wybuchł strajk w Stoczni
Gdańskiej i od której wszystko się zaczęło, nie
doczekała się do dzisiaj odpowiedzi na 17 pytań, które
postawiła ubiegającemu się o reelekcję Wałęsie
w 1995 roku.
"Czy pamiętasz, jak w styczniu 1971 roku przyznałeś, że
na żądanie SB dokonywałeś identyfikacji uczestników
zajść grudniowych z fotografii i filmu?", "Czy teraz możesz
podać powody tych działań?", "Czy w 1981 roku byłeś
informowany przez Prezydium Międzyzakładowego Komitetu
Strajkowego, że Mieczysław Wachowski jest kapitanem SB?",
"Dlaczego okłamałeś wszystkich, mówiąc o przeskoczeniu
płotu, podczas gdy na strajku 14.08.1980 r. zostałeś
dowieziony motorówką z Dowództwa Marynarki Wojennej w Gdyni?", "W
jakiej kwocie Bagsik i inni biznesmeni finansowali Twoją pierwszą
kampanię wyborczą?", "Czy uważasz za właściwe,
że głowa państwa lokuje pieniądze w bankach
zagranicznych, wbrew polskiemu prawu?", "Za jakie zasługi w obozie w
Arłamowie przyznano Ci prawo polowania z Kiszczakiem i 5-tygodniowy
pobyt z całą rodziną, gdy innym odmawiano zwykłych
widzeń?", "Czy pamiętasz swoją wypowiedź w Kongresie
USA: 'Lokujcie swoje kapitały w Polsce, bo na nędzy i
głupocie można najlepiej zarobić'? Czy nadal tak
sądzisz?" - zapytała wtedy m.in. Anna Walentynowicz i jak
dotąd zamiast odpowiedzi doczekała się ze strony indagowanego
inwektyw i straszenia sądem. Ten brak odpowiedzi jest jednak bardzo
wymowną wypowiedzią.

Teatrzyk kukiełkowy
"Lech Wałęsa był w przeszłości tajnym
współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i nigdy nie
uwolnił się od tej zależności. Do końca i do
dzisiaj pozostaje więźniem swojej haniebnej przeszłości"
- powiedział dziennikarzom Krzysztof Wyszkowski po ogłoszeniu
przez sąd, że uchyla wyrok sądu niższej instancji
nakazujący byłemu sekretarzowi "Tygodnika Solidarność"
przeproszenie byłego prezydenta za swoją wypowiedź o jego
agenturalnej przeszłości.
Wałęsa nie zachowuje się zatem dziwnie, bo w tym
szaleństwie jest metoda: atakowanie wszystkich sił
opowiadających się za deesbekizacją Polski: braci
Kaczyńskich, Jana Olszewskiego, Radia Maryja, i w tej logice
mieści się też jak najbardziej szafa Lesiaka. A teza
Krzysztofa Wyszkowskiego o pozostawaniu "do końca" więźniem
swojej haniebnej przeszłości nawet się uzupełnia z
Wałęsowym bon motem: "Zmieniłem się o 360 stopni".
Bardziej zmienić się nie może, choćby nawet chciał,
bo "nie chce, ale musi" - najprawdopodobniej na zasadzie zakładnika
"kwitów" - do końca już wspierać lewą nogę.
Julia M. Jaskólska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum