Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Andrzej Nowak. Ocena ostatniego dwudziestolecia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Czw Lut 05, 2009 3:20 pm    Temat postu: Andrzej Nowak. Ocena ostatniego dwudziestolecia Odpowiedz z cytatem

http://www.eioba.pl/a95107/andrzej_nowak_ocena_ostatniego_dwudziestolecia

Ocena ostatniego dwudziestolecia

Wykład prof. Andrzeja Nowaka, dotyczący najnowszej historii Polski, wygłoszony 01.02.2009 r.

Dzień dobry Państwu, bardzo dziękuję za to zaszczytne dla mnie zaproszenie do wygłoszenia kilku uwag wprowadzających do naszego dzisiejszego spotkania. Otóż, zaniepokoiło mnie samo sformułowanie, z pozoru wydające się naturalnym, zawarte w zaproszeniu do tej dyskusji: ocena ostatnich dwudziestu lat. Te ostatnie dwadzieścia lat, słowo „ostatnie” brzmi jakby złowieszczo. Dlaczego ostatnie, dlaczego nie następne, dlaczego nie kolejne dwadzieścia lat? Czy to już jest ostatnich dwadzieścia lat Rzeczpospolitej? I do tego chcę właśnie nawiązać, do tego problemu. A także nasuwa mi się, jako historykowi Rosji przede wszystkim, interesującego się także bardzo stosunkami polsko – rosyjskimi, ale specjalizującego się w dziejach Rosji, skojarzenie z pewną doktryną dominującą nad dziejami politycznymi Rosji. Doktryną Moskwy - trzeciego Rzymu. Ta doktryna głosi, że Moskwa jest trzecim Rzymem i czwartego nie będzie. Mam wrażenie, że III Rzeczpospolita przypisuje sobie pewną finalność, jako formuła istnienia wspólnoty Polaków, po której już nic więcej nie będzie. Trzecia i koniec. I nad tym właśnie chciałem się zastanowić, wokół tego niepokoju osnuć swoje rozważania.

Otóż, jeśli próbujemy dokonać jakiejś próby bilansu ostatniego dwudziestolecia, musimy przypomnieć sobie co było dwadzieścia parę lat temu. Dwadzieścia kilka lat temu, tak wielu młodych ludzi chciało z Polski wyjeżdżać i tak wielu wyjechało. Ci którzy zostawali, przygnębieni byli często poczuciem beznadziei. Byli zmęczeni jeszcze jedną przegraną walką, jak się wtedy wydawało. Wtedy, w połowie lat osiemdziesiątych, czy jeszcze osiemdziesiątym szóstym - siódmym roku. Te nastroje wyraził, wydaje mi się w sposób bardzo wyrazisty, bardzo dobitny, trzydziestoletni wtedy absolwent historii z Gdańska. I pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów z jednej, moim zdaniem, najważniejszych, fundatorskich, jak to w dzisiejszej perspektywie można chyba uznać, wypowiedzi dotyczących istoty III Rzeczpospolitej, istoty ostatnich dwudziestu lat. Proszę o uwagę dla tych kilku fragmentów, dlatego że ich autorem jest Donald Tusk. Chodzi o jego wypowiedź pod tytułem „Polak rozłamany”, opublikowaną w „Znaku”, w ankiecie o polskości, w listopadzie roku 1987. Otóż, zapytany z czym kojarzy mu się polskość, trzydziestoletni wtedy Donald Tusk odpowiedział: „Pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra. Dziejowe misje, polskie miesiące, polskie miesiące. Co pozostanie z polskości gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło – ponuro – śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nie normalność. Gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pietyzm, Polacy krzyczą: Bóg, honor i Ojczyzna. Kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej. Czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza. Stajemy się normalniejsi. Polskość nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem. Polskość kojarzy się z przegraną, z pechem, z nawałnicami. I trudno by było inaczej.” Koniec cytatu.

Tusk cytuje dalej młodego Bobkowskiego, który w „Szkicach piórkiem” także zmagał się z polskością. Uwagę trzydziestoletniego gdańszczanina przykuły te słowa. Cytuję „Gdzie mam szukać metryki urodzenia mojego dziadka, gdzie odnaleźć ślad prababki? Do czego przyczepić cofającą się wstecz myśl? Do niczego. Do opowiadań, prawie do legend tego kraju, który wynajął sobie w Europie pokój przechodni i przez dziesięć wieków usiłuje urządzić się w nim z wszelkimi wygodami i ze złudzeniem pokoju z osobnym wejściem, wyczerpując całą swoją energię w kłótniach i walkach z przechodzącymi. Jak myśleć o urządzeniu tego pokoju ładnymi meblami, bibelotami, serwantkami, gdy błocą ciągle podłogę, rozbijają i obtłukują przedmioty? To nie jest życie, to ciągła tymczasowość życia motyla. I dlatego w charakterze naszym jest tyle motylich cech, przypominających tego owada. Jakim cudem mamy być mrówkami?”. Koniec cytatu. Już więcej nie będzie, przepraszam za ten długi cytat, ale wydaje mi się ważny, albowiem zawiera się w nim pewien program: jak zrobić z Polaków mrówki? Zapomnieć o polskiej tradycji, utożsamionej z fałszywym mitem motyla? Jak urządzić nasz pokój w Europie, wyposażyć w ładne meble, bibeloty, serwantki, zapomnieć o położeniu geopolitycznym Polski i uznać je za mit tylko, mit dwóch wrogów.

Kluczowe wydaje mi się tutaj to założenie, iż polskość to nienormalność. Jeśli przyjąć takie założenie, to w ostatnich dwudziestu latach możemy dostrzec ogromny postęp na drodze do normalności, z krótkimi przerwami w 1992 i 2005 - 06 roku, nawrotami tej choroby polskości. Widać ogromny sukces na tej drodze. Mamy na pewno więcej bibelotów, ładnych mebli. Sąsiedzi przez dwadzieścia lat nie błocili nam, na szczęście, podłogi, ani nie obtłukiwali serwantek. Staliśmy się mrówkami, przynajmniej niektórzy z nas. I efekty dobrej pracy, mówię to bez najmniejszej ironii, we względnie spokojnych, stabilnych warunkach, bardzo wielu z nas odczuwa jak najlepiej. Może mogłyby być lepsze, o tym na pewno będą mówili ludzie lepiej ode mnie, bez porównania, znający się na ekonomii czy na zmianach politycznych. Ale przecież i tak są wcale dobre na tle niejednego z sąsiadów w naszym regionie Europy. Poza tym, teraz czytamy obowiązkowo w szkole Brzozowskiego i Gombrowicza, natomiast Dzikie Pola i Jasną Górę, husarie i ułanów udało się relegować na margines edukacji. Zła historia trafia na śmietnik lepszej przyszłości.

Widać te zmiany na przykładzie sondażu przeprowadzanego w kwietniu 2007 roku, przez OBOP na reprezentatywnej, tysiąc osobowej grupie losowej, dorosłych Polaków, do zbadania stanu pamięci zbiorowej o Katyniu. W odpowiedzi na pytania o tym kto ponosi odpowiedzialność za tę zbrodnię, w grupie respondentów powyżej trzydziestego roku życia, ponad 70% odpowiedziało prawidłowo: Związek Sowiecki. Niewielka część wskazała Niemcy, a pozostali stwierdzili, że odpowiedzialność nie została dotąd ustalona, albo trudno powiedzieć. Natomiast w grupie wiekowej osiemnastu do dwudziestu dziewięciu lat, a więc w grupie wiekowej osób wychowanych i wykształconych po 1989 roku, tylko 40% odpowiedzi wskazało ZSRR jako odpowiedzialny za Katyń, 25% młodych Polaków, obywateli III RP, powiedziało, że to Niemcy, 26% stwierdziło, że odpowiedzialność za Katyń nie została dotąd ustalona, a 9% stwierdziło iż trudno powiedzieć. Najbardziej jednak szokujące okazuje się przyjrzenie szczegółowym odpowiedziom młodszych respondentów ankiety, kilkudziesięciokrotnie powtarza się w nich motyw iż ofiarami zbrodni w Katyniu byli przede wszystkim, albo wyłącznie, Żydzi. Pojawiły się i takie odpowiedzi iż dokonano mordu - Polacy na Żydach.

Te odpowiedzi, ten stan świadomości młodszego pokolenia wychowanego w III RP, określają najdosadniej rezultaty polityki normalizacji historycznej, realizowanej w Polsce przez co najmniej siedemnaście z ostatnich dwudziestu lat. Historia nie jest oczywiście najważniejsza w bilansie ostatniego dwudziestolecia, ale utrwalona w tym okresie wizja historii polskiej jako ciężkiego brzemienia, od którego warto się raczej uwolnić niż szukać w nim swego znaczenia, ma na pewno konsekwencje, którego innych, na pewno pozytywnych zmian związanych z ostatnim dwudziestoleciem, trzeba położyć na szali. Jak więc te zmiany razem oceniać? Wracamy do wyjściowego pytania. Co myślą dzisiejsi dwudziestolatkowie?

Mówi o tym z kolei, przedstawiony kilka dni temu, raport CBOS o pokoleniu 1989 roku, o dzisiejszych dwudziestolatkach właśnie. Czy młodzi ludzie z tego pokolenia kochają Polskę? Czy to pokolenie patriotów? Raczej nie. Chodzi o to: tu jest mój kraj, tu są moi koledzy. To nie patriotyzm tylko pozytywny stosunek wobec stylu życia panującego w Polsce - tak wyniki badania skomentował profesor Marcin Król. Swoją analizę skonkludował, nie bez pewnej dumy, cytuję: „Chodziło nam o wychowanie ludzi, którzy będą potrafili żyć w liberalniej demokracji i właśnie to się udało. Są obywatelami Europy pozostając w Polsce.” Koniec cytatu. Mamy tu wizję Polski jako spokojnego suburbium Europy, tam jeździmy uczyć się i pracować, tu śpimy, odpoczywamy, zażywamy rozrywek z kolegami. Sielska wizja świata bez polityki, bo nasza, polska jest brzydka i niekonieczna. Bo przecież jest Europa, jej normy, administracja, zarządzanie, dyrektywy.

Postawa pokolenia 1989 roku ujawniona w badaniach CBOS została streszczona, w taki oto, chyba trafny sposób. Cytuję „Chcą sami budować swoją przyszłość, a od polityków oczekują tylko tego żeby im w tym nie przeszkadzali.” Koniec cytatu. Te właśnie wyniki, te diagnozy warto na koniec potraktować jako punkt do refleksji nad oceną ostatnich dwudziestu lat, zwłaszcza na tle poprzednich tysiąc dwudziestu lat budowania i trwania polskiej wspólnoty. To oczywiste, że nie mogłaby się ona rozwijana ani trwać bez patriotyzmu. Rozumiany był on najogólniej, w tym długim okresie na dwa niekiedy uzupełniające się, a niekiedy rywalizujące między sobą sposoby. Jeden określało rozumienie znaczenia niepodległości, suwerenności zewnętrznej. Chcemy żeby w Polsce było dobrze, a w Polsce nie może być dobrze jeżeli nie jesteśmy u siebie. I tego jesteśmy gotowi bronić. Oto najprostsza formuła patriotyzmu niepodległościowego. Drugi wzór określało rozumienie znaczenia obywatelskiej wolności. Jeśli chcemy by w Polsce, znaczyło u siebie, to musimy ją urządzać aktywnie w obywatelskiej wspólnocie politycznej, budując jej wolny ustrój zabezpieczający przed wewnętrzną dominacją władcy czy oligarchów. Musimy bronić tej wolności nie tylko w husarskiej chorągwi czy z kosą pod Racławicami, ale także na sejmiku, w sejmie, w konfederacji, w wielkim, wyjątkowym na tę skalę ówczesnej, nowożytnej Europy, eksperymencie demokracji.

Od XVIII wieku pojawiła się jeszcze trzecia, gdy tamte dwie wydały się niewystarczające, formuła patriotyzmu: modernizacyjna. Streścić ją można tymi słowami: jeśli chcemy, żeby w Polsce było dobrze, to musi tu być jak gdzie indziej. Wzory modernizacji są bowiem gdzie indziej, a my musimy do nich dorosnąć. Ten model patriotyzmu łączył się często z wzorem niepodległościowym i republikańsko – wolnościowym. „Chcemy modernizacji!” - wołał Staszic, „żeby Polska pozostała niepodległa. Chcemy modernizacji, żeby polska wolność się nie zdegenerowała”. W oderwaniu jednak od tradycji niepodległościowej, która została zredukowana do niezrozumiałej martyrologii i ogłupiałego szumu husarskich skrzydeł. W oderwaniu także od zrozumienia tradycji republikańsko - niepodległościowej, która została zredukowana zaraz po 1989 roku, słowami ówczesnego premiera, do hasła „polskiego piekła”, patriotyzm modernizacyjny wylądował w próżni, tam gdzie modernizacja polega na wyzwoleniu od niepodległości, od państwa narodowego, a także na uwolnieniu od ciężaru polityki i obywatelskiego w niej udziału.

Dwa, na koniec, uderzające przykłady. Jeden sprzed kilku dni. Minister Finansów stwierdził, że Polsce nie zagraża w najbliższym czasie konflikt zbrojny zatem można odłożyć na kilka lat program modernizacji polskich sił zbrojnych i zredukować budżet obrony do poziomu, który znamy czasów saskich. Minister Finansów jest obywatelem brytyjskim. Teraz wyobraźmy sobie sytuację odwrotną. W Wielkiej Brytanii Kanclerz Skarbu jest obywatelem polskim i mówi, że finansowanie floty brytyjskiej należy radykalnie obciąć, ponieważ Wielkiej Brytanii raczej nikt nie zaatakuje w najbliższych miesiącach. Otóż tego właśnie sobie wyobrazić nie można. Brytyjczycy wiedzą, podobnie jak Francuzi, Holendrzy czy Duńczycy, że ich państwo, ich instytucje mają dla ich bezpieczeństwa, dla ich tożsamości także, dla ich poczucia pewności i ważności zasadnicze znaczenie. Mogą się z tym państwem, z jego instytucjami i ich reprezentantami spierać, nawet zasadniczo, ale nie mogą sobie wyobrazić ich zastąpienia przez inne, europejskie. Niemiecki Trybunał Konstytucyjny rozpatruje właśnie drugą, potężnie uargumentowaną skargę na traktat lizboński. Skargę wniesioną przez grupę obywateli RFN, którzy uznali, że instytucje i prawo europejskie nie są lepszym zastępstwem dla niemieckich, ale mogą je, przynajmniej w niektórych ważnych aspektach pogorszyć. I Trybunał z uwagą, bez z góry przesądzonego wyniku, będzie tę skargę rozważał. A dopóki nie rozważy, niemiecki prezydent nie podpisze traktatu lizbońskiego i nikt w niemieckiej prasie nie będzie z tego powodu protestował. I tu odwróćmy sytuację, czy w polskim Trybunale jest podobna skarga i czy możemy sobie w ogóle wyobrazić jej poważne rozpatrywanie? Zawieszam to pytanie jako czysto retoryczne.

Otóż, czy to, co jest normalnością w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, jest normalnością w Polsce? Może być normalnością w Polsce? Wydaje mi się, że zbieramy owoce przeciwstawiania polskości i normalności. To przynosi złe rezultaty i to wydaje mi się najbardziej ryzykownym, najbardziej potencjalnie niebezpiecznym elementem dziedzictwa dotychczasowych dwudziestu lat niepodległości po '89 roku. Wydaje mi się, ostatnie zdanie, że warto wrócić do diagnozy profesora Marcina Króla, który powiedział iż nowe pokolenie młodych ludzi, pokolenie '89 to obywatele Europy, którzy pozostają w Polsce. Wydaje mi się, że jest w tym stwierdzeniu esencja tej niebezpiecznej, jak mnie się wydaje tendencji, tendencji całkowicie utopijnej, która grozi zniszczeniem zarówno dziedzictwa niepodległości, jak i dziedzictwa republikańsko – obywatelskiego. Albowiem nie ma obywateli Europy, nie ma bowiem instytucji obywatelskich w Europie, które gwarantowałyby demokrację poza i ponad państwami narodowymi. Świadczy o tym najlepiej poziom partycypacji uczestnictwa obywateli państw europejskich w wyborach do instytucji europejskich w porównaniu z wyborami do instytucji narodowych. Wszędzie traktuje się instytucje państw narodowych bez porównania poważniej, bo są bliżej obywatela i bardziej poddane kontroli obywatelskiej, niż instytucje europejskie. Nie ma zatem obywateli Europy. Obywatelami możemy być tylko na razie w Polsce. Natomiast nie wolno tego przedstawiać w ten sposób, jak to kształtuje alternatywa albo polskość albo normalność. Wydaje mi się, że jeśli III Rzeczpospolita ma trwać i rozwijać się tak, abyśmy wszyscy czuli się jej obywatelami, to musimy być obywatelami Polski pozostając w Europie. Dziękuję Państwu.

Profesor Andzej Nowak, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wraz z innymi intelektualistami brał udział w sympozjum "Polski rachunek sumienia 1989-2009"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum