Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dariusz Rohnka: Hmong znaczy wolny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 8:18 am    Temat postu: Dariusz Rohnka: Hmong znaczy wolny Odpowiedz z cytatem

http://wydawnictwopodziemne.com/2009/08/10/hmong-znaczy-wolny/

Dariusz Rohnka
Hmong znaczy wolny
Opublikowany 10 sierpnia 2009
|
Poniżej publikujemy fragment książki Dariusza Rohnka “Wielkie Arrangement”, poświęcony górskiemu ludowi Hmong, którego żołnierze mimo upływu ponad trzydziestu lat od zakończenia wojny wietnamskiej nadal walczą z laotańskimi komunistami. Uzupełnieniem tego tekstu jest artykuł „Antykomunistyczny terroryzm Hmongów”, opisujący bieżące, dramatyczne wydarzenia związane z Hmongami, zarówno w laotańskiej dżungli, jak też w Tajlandii i w Stanach Zjednoczonych.

Zapewne znikomy odsetek ludzi na całym świecie, a Amerykanów w szczególności, zdaje sobie sprawę z prawdziwego wymiaru wietnamskiej tragedii, pozostawienia na łasce komunizmu milionów ofiar. Zapewne jeszcze mniejszy odsetek ma świadomość faktu, że wietnamski koszmar, rozpamiętywany do znudzenia przez Hollywood i inne komunizujące media, nie skończył się wraz z wycofaniem ostatniego amerykańskiego żołnierza z Sajgonu, ale dla coraz mniej licznych antykomunistycznych żołnierzy walczących z totalitarną tyranią trwa nieprzerwanie od ponad 30 lat.

Żołnierze, o których mowa, to przedstawiciele niewielkiego góralskiego narodu, zamieszkującego górzyste rejony Laosu i Wietnamu, Hmong, w Wietnamie znani także jako Mantagnards. Pomiędzy XIV i XVII wiekiem ludność Hmong była prześladowana przez chińskich władców. W 1800 roku wymordowali oni około 500 tysięcy przedstawicieli tego niewielkiego narodu. Hmong wyemigrowali z Chin na południe do Laosu. W latach 20. XX wieku wszczęli rebelię przeciwko okupującym Indochiny Francuzom. W 1953 roku rozpoczęła się trwająca pół wieku walka z komunistyczną agresją. W 1961 młody przywódca Hmong, generał Vang Pao zawarł porozumienie z przedstawicielami CIA, na mocy którego utworzono tajną armię do walki z komunistami. [1] Oddziały Hmong udzielały pomocy zestrzelonym amerykańskim pilotom na terenie Laosu, prowadziły akcje wywiadowcze, atakowały linie zaopatrzeniowe i przemieszczające się wojska na słynnym szlaku Ho Chi Minha. W wyniku krwawych walk przynajmniej połowa 40 tysięcznej armii poniosła śmierć. Komunistyczni partyzanci w Laosie, Pathet Lao, nigdy nie zapomnieli ran jakie zadały im oddziały Hmong, stąd, gdy w 1975 roku przejęli władzę rozpoczęli masowe prześladowanie swoich starych wrogów. [2]

Około 300 tysięcy Hmongów zdołało wydostać się z Laosu. W większości wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, Francji i Australii, część pozostała w obozach dla uchodźców w Tajlandii. Około 300 tysięcy pozostało w Laosie, narażając się na prześladowania ze strony komunistycznych władz. [3] Hmongowie byli siłą przesiedlani do nizinnych rejonów kraju, więzieni, zamykani w obozach koncentracyjnych. Od 1975 w wyniku tych działań zginęło przynajmniej 15 tysięcy.

Hmongowie w Laosie nigdy nie złożyli broni. Według relacji jednego z dziennikarzy, który odwiedził położony w dżungli obóz Hmongów w 2003 roku, liczący wraz z rodzinami i dziećmi około 800-900 osób, w całym Laosie jest obecnie około 20 takich obozów. Żyją w rozpaczliwych warunkach, bez lekarstw i żywności, są źle uzbrojeni i praktycznie skazani na zagładę wobec nasilającej się z każdym rokiem ofensywy komunistycznych wojsk. [4]

Amerykańska enklawa ludności Hmong oskarża komunistyczny Laos o ludobójstwo setek i tysięcy Hmongów od 1975 roku. Laotańska Rada Praw Człowieka przytacza przykłady zbrodni popełnianych przez komunistyczny rząd Laosu; dowody wykorzystywania broni chemicznej i biologicznej w walce z ludnością Hmong zarówno przez komunistów laotańskich jak i wietnamskich; liczne przykłady torturowania wziętych do niewoli partyzantów Hmong; przypadki gwałtów i mordów dokonywanych na dzieciach, nieletnich i kobietach. [5]

Ludobójstwo dokonywane na Hmongach nieprzerwanie od 30 lat odbywa się przy milczącej aprobacie tzw. cywilizowanego świata. Nieliczne i wątłe informacje na temat rzeczywistej sytuacji tego górskiego narodu zawdzięczamy zaledwie garstce dziennikarzy, którzy odważyli się działać wbrew rygorystycznemu zakazowi komunistycznych władz. Rządy tzw. demokratyczne starają się możliwie zatuszować niekorzystne wrażenia, licząc na nawiązanie i utrzymanie korzystnych stosunków gospodarczych z komunistycznymi krajami Azji Południowo-Wschodniej.

Zarówno w komunistycznym Laosie jak i w komunistycznym Wietnamie ludność jest prześladowana ze względu na swoje przekonania religijne. W szczególnym stopniu dotyczy to ludności Hmong, której zdecydowana większość to chrześcijanie i którzy jednocześnie, ze względu na swoją antykomunistyczną postawę, są szczególnie znienawidzeni przez władze. Liczne organizacje humanitarne oraz organizacje monitorujące brak wolności religijnych nieustannie donoszą o kolejnych falach represji wymierzonych w chrześcijańską ludność Hmong. [6] Według wice-przewodniczącej International Christian Concern, Connie Snyder, wielu Hmongów ze względu na prześladowania religijne w Wietnamie decyduje się na ucieczkę w dżunglę i powolną śmierć głodową, inni ryzykują ucieczkę do Kambodży i pewną śmierć w razie pojmania przez komunistyczne wojsko. [7] Udokumentowane są liczne przypadki torturowania i mordowania chrześcijańskich duchownych przywódców Hmongów, którzy odmawiają wyrzeczenia się swojej wiary.

Do rzędu najbardziej makabrycznych należy także zaliczyć proceder wydawania niewinnych, bezbronnych, często chorych, ludzi w ręce komunistycznych oprawców, deportację ludności Hmong, żyjącej od dziesięcioleci w obozach dla uchodźców w Tajlandii. Mimo lamentów zdesperowanych uchodźców, perspektywy niemal pewnej śmierci w którymś z laotańskich obozów koncentracyjnych, za to pod nadzorem żołnierzy ONZ i z pełną aprobatą amerykańskiego Departamentu Stanu, przeprowadzany jest proceder wydawania antykomunistycznej ludności Hmong w ręce laotańskich oprawców. [8]

Proceder tego typu nie jest niczym niezwykłym w historii tzw. demokracji. Wydanie w ręce Stalina antykomunistycznej ludności sowieckiej tuż po zakończeniu II wojny światowej, to klasyczny, choć nie jedyny, przykład zdrady. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, zdradzane były liczne narody i społeczeństwa, często z nie mniej strasznym skutkiem. Niczym innym niż zdradą było porzucenie wietnamskiego społeczeństwa przez wojska amerykańskie w 1975 roku, w wyniku podpisania porozumienia pokojowego z komunistyczną północą. Cały świat odetchnął wówczas z ulgą, z ulgą odetchnęła Ameryka, natomiast społeczeństwa Wietnamu, Laosu i Kambodży podzieliły los setek milionów poddanych komunistycznemu terrorowi.

Paradoksalnie, największa moda na zdradę nastąpiła wraz z rzekomym upadkiem komunistycznego bloku. W okresie rządów Busha Ameryka rozpoczęła gwałtowny proces porzucania antykomunistycznych sojuszników na całym świecie, w Angoli, w Mozambiku, w Ameryce Środkowej. Los laotańskich antykomunistów nie jest pod tym względem wyjątkowy. [9] Podobnie jak w innych krajach, liczne przypadki terroru, gwałtów, morderstw, które bez wątpienia należy zaliczyć do aktów ludobójstwa, nie przeszkadzają amerykańskim politykom w nawiązywaniu przyjaznych stosunków z komunistycznym reżimem. [10]

___________




Andrew Perrin, Welcome to the Jungle. Recruited by the CIA to be a secret army during the Vietnam War, the Hmong rebels of Laos fought communism. Now they desperately battle for their own survival, w: Asia Time, 28.04.2003, http://www.time.com/time/magazine/article/0,9171,447253,00.html

Tamże.

Kate McGeown, Laos’ forgotten Hmong, w: BBC News Online, 2.07.2003, http://news.bbc.co.uk/1/hi/world/asia-pacific/3031116.stm

Tamże.

http://www.laohumanrightscouncil.org/ Anthony LoBaido, Persecution of hill tribes intensifies. Christian Hmong fight for freedom in stalinist Laos, w: WorldNetDaily.com, 1.05.2000, http://www.wnd.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=19075

Timothy R. Callahan, Vietnam’s ‘Appalling’ Persecution, w: http://www.christianitytoday.com/ct/2004/january/14.30.html , styczeń 2004. Vietnam’s Rocky Road for Religion, w: www.religionandpolicy.org, 6.07.2003, http://www.zenit.org/article-17391?l=english

Timothy R. Callahan, Vietnam’s ‘Appalling’ Persecution, dz.cyt.

A. LoBaido, James Rubin’s white lies and damned lies. Reporter responds to latest State Department whitewash of Hmong genocide, w: WorldNetDaily.com, 14.12.1999, http://www.wnd.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=16257

Anthony LoBaido, Apocalypse Now. ‘Killing fields,’ mines and martyrs, 18.11.1999. http://www.wnd.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=17254

Congress OKs Laos trade normalization, za: The Associated Press, 19.11.2004, http://www.highbeam.com/doc/1P1-102633233.html oraz Nelson Rand, The new battle over Laos: Trade normalization. W: Asia Times, 21.05.2003, http://www.atimes.com/atimes/Southeast_Asia/EE21Ae05.html

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 8:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wydawnictwopodziemne.com/2009/08/11/antykomunistyczny-terroryzm-hmongow/

Dariusz Rohnka
Antykomunistyczny terroryzm Hmongów *
Opublikowany 11 sierpnia 2009

|
Niezwykła i trudna jest historia Hmongów, nie dopisana do swojego końca, choć nie sposób ustalić czy dla ukrywających się laotańskiej dżungli niedobitków antykomunistycznej partyzantki to dobra czy zła wiadomość. Jest to zwyczajnie niewiarygodne, ale oddziały partyzanckie bitnego ludu Hmong, które nie złożyły broni na wieść o kapitulacji swojego amerykańskiego sojusznika w 1975 roku, wciąż – po 34 latach od tamtych wydarzeń – ukrywają się w dżungli i walczą o przetrwanie.

Nie jest to walka obliczona na zwycięstwo, raczej już tylko obrona przed fizyczną zagładą. Według ostatnich doniesień, a te napływają z kilkunasto- lub w najlepszym razie kilkumiesięczną częstotliwością, w dżungli pozostaje 5 060 bojowników Hmong (wraz z kobietami i z dziećmi). Nie mają nie tylko broni, ale także jedzenia, ubrań, medykamentów. Nie mają nadziei, ani wiary, że ich opór może przynieść jakikolwiek pozytywny skutek. Mają za to 12 telefonów satelitarnych, dar od troskliwych rodaków z Ameryki, dzięki którym mogą raportować niekiedy o swoich rozczarowaniach, niepowodzeniach i klęskach.

Heroizm i determinacja, a już szczególnie te zalatujące nutą staromodnego antykomunizmu, mało ważą na szalach politycznych targów. Sprawa walecznych Hmongów nie istnieje na międzynarodowej arenie, o ich przyszły los nie spierają się międzynarodowe gremia, o ich istnieniu zapomniał nawet John Rambo, który nie tak dawno podróżował po okolicznych terytoriach. Nikt nie interesuje się ludem walczącym od z górą 50 lat z komunistycznym zbrodniarzem.

Nie wszyscy jednak zapomnieli o Hmongach. Wedle ostatnich doniesień pomieszkującymi w laotańskiej dżungli uzbrojonymi Hmongami żywo interesuje się partia komunistyczna oraz wojsko Ludowo-Demokratycznej Republiki Laosu. W ramach tego zainteresowania zapadła już decyzja o zaostrzeniu walki z antykomunistyczną partyzantką. Wydzielony oddział laotańskiej armii przeznaczony do przeprowadzenia czystek etnicznych, prowadzony, wedle doniesień, przez pułkownika Boun Soun z batalionu 827, ma do spełnienia misję zaatakowania i eliminacji ukrywających się w dżungli laotańskich Hmongów do końca 2009 roku. Obecnie prowadzone są intensywne ataki przeciwko ukrywającym się w dżungli Hmongom, które spowodowały do tej pory śmierć przynajmniej 12 dzieci oraz pojmanie lub zabicie 31 innych przedstawicieli cywilnej ludności Hmong. Wśród pozostałych są liczni ranni, chorzy, panuje powszechnie głód. A rozkazy wydane przez komunistyczne władze Laosu są jasne: torturować i eliminować wszystkich Hmongów znalezionych w dżungli, nie darować życia nikomu.

Jeśli te doniesienia się potwierdzą, a komunistyczne wojska ludowego Laosu zrealizują swój plan, heroiczna walka górskiego plemienia z komunizmem przejdzie do historii. Będzie można, kto wie, zaczerpnąć pełną garścią z ckliwej legendy i uszczęśliwić widza kolejnym porywającym obrazem – póki żyją ich los nie nadaje się na scenariusz filmowy. Czy nie taka zresztą jest rola bohaterów we współczesnym hedonistycznym, skomercjalizowanym świecie, jak tylko stać się towarem dla żądnej igrzysk publiki?

Zanim do tego dojdzie, a dojść może nader rychło (eksterminacja kilku zaledwie tysięcy zabiedzonych cywili nie wydaje się szczególnym problemem dla komunistów), rzeczywistość początku trzeciego tysiąclecia dopisuje jeszcze jedną lekcję politycznej pragmatyki: jak skutecznie i ostatecznie pozbyć się najwierniejszego sojusznika w walce z komunizmem, z którym się zresztą już od dawna walczyć nie chce? Ależ to bardzo proste. Wystarczy oskarżyć go o antykomunistyczny terroryzm i… wtrącić do więzienia. Właśnie takie rozwiązanie problemu przygotowano dla bohatera wojny z komunistycznym Wietnamem, generała Vang Pao. A zatem, murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść, tyle że w ściśle wyznaczone miejsce.

Przyznać wypada, że to do pewnego stopnia novum w zachowaniu zachodnich aliantów. Do tej pory można było oszukiwać, zdradzać, pozbawiać prawa do terytorium, sprawowania władzy, internować, gdy, zdarzało się, przeważyła chęć zawarcia ze wspólnym wrogiem bilateralnego pokoju, a w najgorszym razie – wydać w ręce komunistycznych oprawców. Ale aresztować, grozić dożywotnim więzieniem, odbierać cześć, używając do tego celu słów najbardziej obelżywych? To przejawy działalności dawno, a może i nigdy, nie widziane, nie słyszane. A jednak możliwe, jak najbardziej realne pod rządami… George’a W. Busha.

O całej sprawie nie wiadomo nic na pewno; przyczyny, motywy i cele takiego zachowania się amerykańskich władz nie są znane. Jedyne co zdaje się nie ulegać wątpliwości to fakt, że gdy w laotańskiej dżungli rozpoczyna się ostatni rozdział masakry najwierniejszego amerykańskiego sojusznika, nie kto inny, a właśnie amerykańskie władze przeprowadzają policyjną akcję, której celem jest społeczność Hmong w Stanach Zjednoczonych z jej przywódcą, legendarnym generałem Vang Pao.

Po kilkunastu latach wiernej służby w charakterze sojusznika Stanów Zjednoczonych, kolejnych kilkudziesięciu w charakterze imigranta, w lipcu 2007 roku 78-letni generał został oskarżony o działalność terrorystyczną, o przygotowanie spisku w celu zbrojnego obalenia komunistycznych władz Laosu. Prokurator określił go jako „laotańskiego bin Ladena”, dodając jednocześnie, że Vang Pao zamierzał wymordować tysiące ludzi, przywołując w tym kontekście wydarzenia z 11 września. W efekcie przetrzymywanemu w areszcie blisko 80-letniemu generałowi (któremu przyznano prawo zwolnienia za kaucją dopiero po silnych protestach kilku tysięcy manifestantów), podobnie jak 9 pozostałym podsądnym, grozi kara dożywotniego więzienia.

Cała afera ukuta została na podstawie policyjnej prowokacji, która jak wskazują liczne przesłanki nigdy nie zainteresowała w pełni właściwego adresata. Jedynym „spiskowcem”, który dał się od początku porwać rozsnutej przez agenta perspektywie zakupu broni był emerytowany oficer amerykański, podobno wierny przyjaciel społeczności Hmong w Ameryce.

Agentowi amerykańskiego rządu udało się w końcu doprowadzić do spotkania z samym generałem Vang Pao oraz jego ludźmi. Ze strony generała nie padło co prawda nawet jedno nieostrożne słowo (czyżby brak zaufania do dawnego sojusznika?), w toku spotkania doszło jednak do znamiennej prezentacji broni: karabinów, ładunków wybuchowych, granatników etc., sprzętu, którego dobór miał zostać według relacji dobrze oceniony przez generała. Okazało się jednak rychło, że żaden z udziałowców rzekomego spisku nie dysponuje stosowną kwotą blisko 9 milionów dolarów potrzebną na zakup zaprezentowanego sprzętu.

Ponieważ na przeszkodzie transakcji handlowej pojawił się dotkliwy brak gotówki po stronie rzekomych terrorystów, prowokacja poczęła ewoluować w kierunku rozmów agenturalno-politycznych, a stałym motywem rozmów prowadzonych od tej pory stała się Centralna Agencja Wywiadowcza. Rzekome zainteresowanie CIA sprawą spotkało się z raczej ożywioną reakcją przyszłych podsądnych, którzy do aluzji sformułowanych przez agenta FBI, poczęli dorzucać własne fantazje, w części zapewne oparte na resentymentach. I tak plan zakupu kilku karabinów przerodził się niepostrzeżenie w wielki plan obalenia komunistycznych władz Laosu i wprowadzenia tam demokracji. W takim przynajmniej stanie rzeczy, będącym zapewne efektem imaginacji kilku mniej lub bardziej naiwnych aktywistów, sprawa rzekomych przygotowań do zamachu terrorystycznego wymierzonego w laotański rząd, trafiła pod obrady sądu.

Prokuratura oskarżyła Vang Pao o stanie na czele spisku, którego celem miało być „obalenie obecnego rządu Laosu siłą przy użyciu takich środków jak morderstwo, ataki na wojsko i urzędników cywilnych Laosu, zniszczenia budynków i innej własności” w stolicy Laosu. Zarzuty nader poważne, których następstwem mógłby być nawet dożywotni wyrok więzienia, sęk w tym, że do tej pory nie wiadomo zupełnie, ile w całej tej historii prawdy, a ile fantazji. Nie wiadomo nawet na pewno, czy sam Vang Pao wiedział o całym planie, wykoncypowanym rzekomo przez jego współpracowników, tym bardziej czy plan taki popierał, ba, nie wiadomo nawet do końca czy plan taki rzeczywiście kiedykolwiek istniał.

To co wiadomo na pewno, to fakt że pracownicy amerykańskiej agencji federalnej postanowili poddać generała Vang Pao i jego otoczenie próbie prowokacji, skompromitować czy też potwierdzić ich lojalność wobec amerykańskiego prawa, które w danym przypadku stoi jasno w obronie laotańskich komunistów. Wiadomo także, że test ten przyniósł pewne owoce, gorzkie lub słodkie, zależnie od gustu i oceny materiału dowodowego. Amerykańska republika okazała po raz kolejny niezwykłą elastyczność w realizacji podejmowanych celów, wysyłając swoim potencjalnym wrogom jak i potencjalnym sojusznikom czytelny sygnał, że nie ma na świecie takiego świństwa, którego nie byłaby w stanie popełnić.

To wszystko w chwili, gdy przeprowadzona jest kolejna kampania wydawania koczującej w tajlandzkich obozach dla uchodźców ludności Hmong w ręce laotańskich komunistów przy milczącej akceptacji międzynarodowej opinii i amerykańskiego Departamentu Stanu. A przecież, jak mówi jeden z przywódców Hmong w Tajlandii: „musieliśmy opuścić Laos ponieważ byliśmy sojusznikami CIA.” Teraz ma do wyboru samobójczą śmierć w Tajlandii albo powrót do rodzinnego kraju w charakterze „dobrowolnego repatrianta”. Ten ostatni termin pozostaje w ścisłym związku z cichą polityką „przekonywania” uchodźców do powrotu, jaką na przestrzeni ostatnich lat stosuje sprzymierzony z Laosem rząd tajlandzki, a która obejmuje m. in.: aresztowanie przywódców pozostającej w obozach ludności, czasowe blokowanie dostaw żywności do obozów, ograniczanie dostępu do pomocy medycznej. W efekcie tej polityki w samym tylko czerwcu 2008 roku „przekonano” do powrotu 800 uchodźców Hmong. A od początku 2009 roku proceder ten dotyka średnio w ciągu miesiąca około 200 „dobrowolnych repatriantów”, ludzi którzy woleli komunistyczne więzienie i niepewny los od tajlandzkiej perswazji.

Na tym tle sylwetka generała Vang Pao rysuje się zagadkowo. Czy rzeczywiście po ponad 3 dekadach względnej bezczynności zamierzał podjąć tak dramatyczne kroki jak atak na komunistyczne władze Laosu? Czy istotnie chciał zakupić rakiety, karabiny, granaty i zniszczyć gniazdo panującej w jego kraju zarazy? W świetle tego co wiemy o generale, choćby na podstawie jego wypowiedzi, trudno przyjąć aby liczył się realnie z takim planem. Wydaje się, że generał jest od lat pogodzony z losem, swoim własnym i swojego narodu; nie dostrzega nie tylko możliwości rozpoczęcia nowej wojny, ale nie stara się o udzielenie realnej pomocy wegetującym w dżungli partyzantom. W swoich wypowiedziach roztacza mgliste perspektywy przyszłości, ale nawet nie zahacza o politykę. Wiadomo jedynie, że około 2001 roku zdecydował się na przychylną ocenę normalizacji stosunków laotańsko-amerykańskich, dokładnie w chwili gdy laotańscy komuniści uznali partyzanckie oddziały Hmong za organizację terrorystyczną. Vang Pao nie zrobił w tej sprawie nic, podobnie zresztą jak w roku 1975, gdy do nielicznych samolotów ewakuacyjnych zapakował swoich oficerów wraz z rodzinami, pozostawiając na miejscu kilkadziesiąt tysięcy pozbawionych dowództwa żołnierzy.

A jednak niebezpiecznie jest ferować wyroki wobec człowieka wywodzącego się z tak odmiennej od naszej kultury i tradycji, od kilkudziesięciu lat narażonego dodatkowo na reakcje ze strony amerykańskiego systemu „politycznej poprawności”. Stąd być może wynika oględność generalskich wypowiedzi i pozorny brak zainteresowania bieżącą polityką. Bądź co bądź w ciągu ostatnich dwóch lat amerykański sojusznik ujawnił niezwykłą troskę o swojego dawnego sprzymierzeńca, czy raczej o poprawność jego zachowań i dążeń politycznych, dowodząc tym samym, że ostrożność i przenikliwość powinny charakteryzować każdego amerykańskiego sojusznika. Być może zatem na deklaracje i czyny generała wypadnie spojrzeć z zupełnie odmiennej perspektywy.

Prymitywny, wsteczny, ociekający nienawiścią antykomunizm stanowi zagrożenie dla pokoju i światowego porządku – takie najwyraźniej myślenie dominuje w kręgach zbliżonych do amerykańskich sfer rządowych. Trud kilkudziesięciu lat długofalowej strategii, wysiłek jaki włożono w przemiany mentalne po stronie wroga, upokorzenia głasnosti i pierestrojki – wszystko to opłaciło się znakomicie. Żaden amerykański polityk czy funkcjonariusz nie spojrzy dziś krzywo na reprezentanta leninowskiej praktyki, sojusznika w walce z pleniącym się po świecie radykalizmem. Zagrożenie stanowią epigoni chorobliwej idei, którzy chcieliby zburzyć ustalony porządek rzeczy, zniszczyć bolszewizm, który tak pięknie się przecież ucywilizował. Czy rzeczywiście generał Vang Pao jest groźny na miarę wyobrażeń federalnych agentów, czy wielu miałoby ochotę pójść za jego przykładem? Na to pytanie, rzecz jasna, nie można dać jednoznacznej odpowiedzi. Wiadomo jedynie, że gdyby te oskarżenia znalazły potwierdzenie, a Vang Pao naśladowców, wszyscy oni wrzuceni zostaliby do wspólnego propagandowego wora z islamskimi terrorystami, wrogami pokoju i panującego arrangementu.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum