Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

TW "Kaktus" z Żoliborza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Wrz 10, 2009 5:48 am    Temat postu: TW "Kaktus" z Żoliborza Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/90217,358888_TW__Kaktus___z_Zoliborza.html

"TW „Kaktus” z Żoliborza
Przemysław Cieślak 05-09-2009, ostatnia aktualizacja 05-09-2009 15:58

Kiedy Janusz Górski usłyszał od oficera prowadzącego, że bezpieka rozważa aresztowanie jego brata, drukarza „Nowej”, odpowiedział, że brat wie, na co się zdecydował i jego los jest mu obojętny

Janusz (rocznik 1950) i Andrzej (1951) urodzili się w sercu starego Żoliborza, na VII Kolonii WSM, przy ul. Suzina.

Żoliborz jest symboliczną wizytówką II Rzeczypospolitej. Tu wznoszono szklane domy, tu sprowadzali się nauczyciele, wojskowi, urzędnicy średniego szczebla, intelektualiści i społecznicy. Ideowcy angażujący się bezinteresownie w sprawy publiczne.

Po 1945 r. nakazy kwaterunkowe zmieniły ten fragment Warszawy. Odebrały mu na tyle charakter wyjątkowej enklawy, że bracia Górscy dorastali w środowisku, w którym rej wodzili „Kaszana”, „Krompiu”, „Lewus”, „Operacze”. Oszuści, złodzieje, recydywiści. Postaci do dziś majaczące w knajackich legendach, choć rudery przy Czarnieckiego i zapuszczone meliny przy Bieniewickiej albo Krechowieckiej dawno wykupili i odremontowali nowi właściciele.

Rodzice (ojciec listonosz, żołnierz AK, matka po obozie pracy w Lubece) wychowywali synów porządnie. Wpływ ulicy niestety przeważał i „Górszczaki”, chłonąc barwne opowieści urków, wcześnie się oswoili z pałką dzielnicowego.

Wybór Andrzeja


Egzystujące obok siebie światy, inteligencki i chuligański, spotkały się pierwszy raz w marcu '68. Manifestanci spod uniwersytetu skandowali: Niepodległość bez cenzury! Andrzej pobiegł z ferajną na Krakowskie Przedmieście bić się z ORMO. Nie mieli dla nas litości. My dla nich też nie – uśmiecha się.

Nie wylądował na marginesie, jak większość kumpli z młodości. Uchroniła go właśnie żoliborska tradycja. Pozornie stłamszona, zglajchszaltowana planową gospodarką lokalową – dała o sobie znać. Na klatkach VII Kolonii rozkładał ulotki protestacyjne student PWST Andrzej Seweryn. Podwórko, posłuszne przykazaniu „Nie kapuj”, nie wiedziało, kto to robi, aż do momentu aresztowania „wichrzyciela”.

Seweryn zaimponował nastolatkowi bardziej niż dotychczasowe autorytety. Andrzej Górski wierzył, że zasad winno się przestrzegać niezależnie od konsekwencji, życie powoli przekonywało zaś, że w przechwałkach „rycerzy” Mokotowa, Rawicza i Wronek znajduje się niewiele rzetelnego honoru.

Nadeszła pora, aby po odsłużeniu wojska rozejrzeć się za robotą. Janusz wybrał zawód kelnera, Andrzej siadł za kierownicą samochodu Stołecznego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. W gomułkowskiej, gierkowskiej, jaruzelskiej Polsce wszystko się „załatwiało”. Obaj to potrafili. No, może Andrzej nieco lepiej. Na ile Janusz zazdrościł bratu obrotności, wygadania, umiejętności zdobywania ludzkiej sympatii i szacunku?

Różnili się przecież. Janusz lekceważył najprostsze reguły. Za parę złotych gotów był oszukać i „swojaka”. Z upływem czasu różnice się pogłębiały. Coś pękło we wzajemnych relacjach. Coraz częściej tam, gdzie Andrzeja zapraszano do stołu – Janusza tylko tolerowano. Ich drogi się rozchodziły.

W 1976 r. powstał KOR. Wolna Europa podawała adresy opozycjonistów, osób znanych Andrzejowi ze szkoły, z widzenia: Ewy Milewicz, Mirosława Chojeckiego, Sławomira Kretkowskiego. Ze Sławkiem Andrzej wypił niejedną alpagę na „czarnych ścieżkach”, czyli wysypanych żużlem alejkach parku przy Domu Kultury na Próchnika. Nie rozmawiali dotąd o polityce.

Wydarzenia potoczyły się szybko. Żoliborz wkraczał w kolejną fazę swojej historii. Biło w oczy, że jego przedwojenny duch przetrwał, nie roztopił się w magmie PRL. Prawie w każdym bloku mieszkał ktoś działający w opozycji lub choćby sympatyzujący z nią. Dzielnica okazała się zagłębiem dysydenckim. Sąsiedzi, wczoraj mijający się obojętnie, przechodzili na „ty”. Światy: inteligencki i chuligański, spotkały się ponownie. Andrzej dokonał wreszcie jasnego wyboru. Długo przed Sierpniem ,80 stał się współpracownikiem KOR, a potem – na dobre i złe – drukarzem Niezależnej Oficyny Wydawniczej Nowa.

Janusz kręcił się niedaleko. Zerkał z ukosa. Kalkulował, co będzie, co się opłaci.

Związkowy karnawał wolności przeminął błyskawicznie. 13 grudnia 1981 r. gros ludzi Nowej internowano. Po otrząśnięciu się z szoku doszło do porozumienia niedobitków wydawnictwa z niewyłapanymi przywódcami warszawskiej „Solidarności”. Utworzyło się i okrzepło podziemie. Na początku lutego 1982 r. ruszył „Tygodnik Mazowsze”, posypały się ulotki, kolporterzy na powrót napełnili torby i plecaki książkami ze znaczkiem: „NOW-a”.

Wąski krąg konspiratorów potrzebował wsparcia, zaplecza, łączników. Rozluźnione więzy między braćmi znów się zacieśniły. Z musu. Andrzej, z obawami, nie mając stuprocentowego zaufania do Janusza (o czym lojalnie mówił kolegom), zdecydował się utrzymywać z nim kontakt. Mimo łatwych do wytknięcia wad – brat pozostawał bratem.

SB pozyskuje Janusza

Od kiedy Janusz zaczął donosić? Nie wiem dokładnie. W połowie lat 70. starał się o azyl polityczny w Szwecji, do której Polacy jeździli przez krótki okres bez wiz. Dopuścił się przestępstwa w świetle komunistycznego prawa i niewykluczone, że wtedy złowiony, terminował w pionie kryminalno-gospodarczym MO. Na razie w archiwach IPN nie odnalazły się dokumenty dotyczące werbunku. Pewne więc tylko, że SB pozyskała Janusza Ireneusza Górskiego na tajnego współpracownika o kryptonimie „Kaktus” u zarania stanu wojennego.

Karty z opasłej teczki, ostemplowane klauzulą „Tajne spec. znacz.”, wyglądają standardowo. Po „Informacji operacyjnej opracowanej na podstawie słów TW” oraz „Omówieniu spotkania” pojawiają się wytyczone aktualnie konfidentowi „Zadania”, projekty śledczych „Przedsięwzięć” i ewentualne dopiski: uściślające treść raportu, wyliczające, komu przesłano kopie lub sugerujące wszczęcie jakichś uzupełniających czynności.

Oficer prowadzący, ppor. Marek Szeniawski, dbał o stosowną „legendę” dla podopiecznego. 8 stycznia 1982 r. zanotował: „W miejscu zatrudnienia TW (Dom Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) zrobił się spory szum w związku z zatrzymaniem TW przeze mnie (jako funkcjonariusza MO)”. Uwiarygodnianie agenta to zresztą proces nieustający.

8 czerwca 1983 r. „Kaktus” sam „poprosi o dokonanie przeszukania w jego mieszkaniu […]. Sądzi, że będzie mógł […] rozpropagować ten fakt”.

Szeniawski, chłodno obserwując rozwój wypadków, bez pośpiechu zbierał dane do charakterystyki:

9 lutego 1982 r. „Wręczyłem TW nagrodę w wysokości 3000 zł, którą przyjął bez żadnego zażenowania. Napisał pokwitowanie. Z zachowania jego wynika, iż nagroda ta zmobilizuje go do podjęcia bardziej efektywnych działań”.

17 marca 1982 r. „Wypłaciłem TW nagrodę w wysokości 2000 zł, którą przyjął z wyraźnym zadowoleniem. Odnoszę wrażenie, że TW traktuje nagrody jako stałe, pewne źródło osobistych dochodów, oraz że zależy mu na tych nagrodach”.

2 kwietnia 1982 r. „Utwierdzam się w przekonaniu, że TW, współpracując z SB i rozpracowując tematy związane z jego rodziną i znajomymi, kieruje się względami materialnymi. Pewną rolę może także odgrywać chęć odwetu na osobach, którym się lepiej powodzi niż jemu”.

Pieniądze były najważniejsze, lecz obserwator wychwycił nareszcie drugą słabość „Kaktusa” – poczucie niedowartościowania i zawiść. 21 stycznia 1982 r. Szeniawski mógł zapisać: „Wysondowałem TW na temat […] ewentualnego aresztowania A. Górskiego (członka jego rodziny). Stwierdził: […] Oni wiedzą, na co się zdecydowali, i to ich sprawa”.

SB uznał Janusza za definitywnie kupionego, dopiero gdy funkcjonariusze zrozumieli, że on naprawdę bierze odwet. Zdradza z zemsty – za swoje grzechy i niedoskonałości. 27 maja 1982 r. „TW stwierdził, że dalsze losy ukrywającego się A. Górskiego są mu obojętne i realizować będzie przedsięwzięcia zgodnie z naszymi potrzebami, bez względu na ich skutek. Gł. cel spotkania, tj. przełamanie bariery psychologicznej u TW, został osiągnięty”.

Zadenuncjowanie drukarni


Praca na etatach kelnera i zaopatrzeniowca w restauracji Tamara oraz w motelu Mak pod Nadarzynem ułatwiała „konspirowanie”. Konspirowaniu, w cudzysłowie, sprzyjała również narzeczona, bufetowa w kawiarni Różanka u zbiegu Krasińskiego i Stołecznej (od 1993 r. Popiełuszki), następnie wiceszefowa baru Igloo na Świętokrzyskiej. Dobrali się w korcu maku.

„Kaktus” wiedział sporo. Spotykał się z działaczami podziemia. Pośredniczył w załatwianiu kartonu okładkowego, farby drukarskiej, matryc powielaczowych i offsetowych. Dostarczał oryginały blankietów dowodów osobistych i praw jazdy przeznaczone do fałszowania papierów dla niektórych ukrywających się ludzi. Co udało się zobaczyć i usłyszeć – podejrzał i podsłuchał. Wydał wiele punktów składania, w których oprawiano książki, wiele nazwisk, pseudonimów. Jak rasowy wywiadowca pobierał odciski palców „figurantów” z butelek po piwie i plastikowych widelczyków. Obszernie opowiadał o zamierzeniach, nastrojach, konfliktach towarzyskich, wypełniając sumiennie obowiązki sykofanta. 27 lipca 1982 r. Szeniawski dostrzeże w trakcie spotkania w restauracji „Adria”, że „Kaktus” „był trochę pijany, ale zachowywał się nienagannie”.

Czasem trudno wręcz się zorientować, co wyszło z jego ust, a co wmontowywano w meldunki w ramach wewnętrznych, biurowo-administracyjnych machinacji wydziałów i departamentów MSW.

Największy sukces „Kaktusa” to zadenuncjowanie 6 lutego 1985 r. adresu drukarni Nowej w Słupnie pod Radzyminem. Doniesienie przyjął i na gorąco skomentował kpt. Remigiusz Reszczyński: „TW informację na temat drukarni podał, zastrzegając, iż nie można jej w chwili obecnej wykorzystać (w sensie dokonania przez SB przeszukania i zatrzymań), gdyż zdekonspirowałoby go to. Stanowisko takie w całej rozciągłości popieram”.

Trzech drukarzy ze Słupna zatrzymano 29 maja 1985 r. Emilowi Broniarkowi, Andrzejowi Górskiemu i Tadeuszowi Markiewiczowi przypadły wyroki – po półtora roku więzienia. „Kaktusowi” premia – 15 tysięcy złotych.

Ojciec, sparaliżowany po dwóch wylewach, umierał. Matka popadła w ciężką depresję. Osławione panie prokurator, Wiesława Bardonowa i Zofia Mierzejewska, nie zaprzestawały wysiłków. Zwietrzono szansę na szantaż. Kartą przetargową SB, by upokorzyć, złamać Andrzeja, stała się obietnica dowiezienia aresztanta pod konwojem do szpitala i zezwolenie na widzenie z ojcem. Janusz wpasował się bez oporów w tę grę. Opowiadał wokół, że brat z rozmysłem dobija rodziców, odmawiając zeznań.

Według rozrysowanego schematu miejsce po wyeliminowanym Andrzeju miał zająć „Kaktus”. Pomysł podsadzenia szpicla w ten sposób, usytuowania bliżej kierownictwa Nowej i władz Regionu Mazowsze, esbecy szlifowali długo i starannie – wespół z zainteresowanym. 4 czerwca 1982 r. Reszczyński zawiadomił zwierzchników: „Jest on przygotowany do zejścia w głęboką konspirację. Początkowo obawiał się dalszych reperkusji z tym związanych. Dopiero po otrzymaniu ode mnie zapewnienia, że brak stałej pensji zostanie przez nas mu zrekompensowany, zaś w przyszłości pomożemy mu w znalezieniu pracy, stwierdził, że taką możliwość uważa za realną i będzie czynił do tego przygotowania”.

I w końcu „Kaktus” zakwitł. Począł wspinać się, krok po kroku, do „centrali”. Na samą górę nigdy, na szczęście, nie dotarł, ale i tak „zrewanżował się” Andrzejowi za wieczne bycie tym drugim, gorszym. Chyba skutecznie, skoro 24 listopada 1987 r. Szeniawski (awansowany już na kapitana), podsumuje: „TW jest b. cennym źródłem informacji (sześć lat współpracy, ok. 150 spotkań, doprowadzenie do spraw sądowych w związku z nielegalną działalnością poligraficzno-polityczną, […] ok. dwudziestu stałych kontaktów w środowisku opozycyjnym, […] udział w licznych kombinacjach operacyjnych, liczne własne inicjatywy, bardzo istotnej wagi perspektywy)”.

Wysłany za granicę

Dobiegała kresu pewna epoka, szykowano Okrągły Stół. Nieoczekiwanie niepotrzebny, zbędny, Janusz wypadł z obiegu. Nieprzydatny w Polsce, rokował od biedy nadzieje na innym terenie.

Na przełomie lat 1986 i 1987 kryptonim „Kaktus” przykryto tedy świeżym: „Manekin”, po czym wetknięto paszport do kieszeni „emigranta”. A ten na odchodnym, siedząc na walizkach, sypnął jeszcze 24 listopada 1987 r. drukarnię „Nowej” w Rembertowie – z Andrzejem Górskim i Maciejem Radziwiłłem.

Oto ostatni zachowany w IPN raport z 21 stycznia 1988 r.

„Informacja operacyjna opracowana na podst. słów TW:

TW od 18 grudnia 1987 r. przebywa w Szwajcarii. 18 stycznia br. upłynął termin ważności posiadanej przez niego wizy. 23 stycznia, tj. w najbliższą sobotę, TW będzie przewieziony w sposób konspiracyjny przez swych szwajcarskich przyjaciół do Francji. (...)

19 stycznia skontaktował się telefonicznie z Mirosławem Chojeckim. Po przedstawieniu się powołał się na Andrzeja Górskiego i Przemysława Cieślaka. Chojecki rozmawiał z nim bardzo życzliwie. Po zapoznaniu się z obecną sytuacją i planami na przyszłość TW, Chojecki zobowiązał się do udzielenia wszechstronnej pomocy. 25 stycznia, tj. w poniedziałek, udać się mają razem z innymi NN osobami na policję paryską, gdzie Chojecki załatwić ma TW papiery uprawniające do pobytu we Francji. Uważa on, iż nie będzie żadnych trudności. Następnie, za namową Chojeckiego, TW powinien wystąpić o azyl polityczny, w którego uzyskaniu także okażą mu pomoc. Chojecki zobowiązał się także wspomóc TW finansowo, a po załatwieniu formalności prawnych – zatrudnić go u siebie. (...)

Z posiadanego przeze mnie rozeznania wynika, iż opisaną sytuacją operacyjną żywotnie zainteresowany jest Departament I MSW (naczelnik wydziału ppłk Aleksander Makowski, inspektor odpowiedzialny za „kierunek francuski” tow. Leszek Statkiewicz.

Zadania:

– Dążyć do realizacji opisanych planów, uwzględniając swe prywatne interesy. Opowiedzieć Chojeckiemu o pracy konspiracyjnej A[ndrzeja] Górskiego, B[ogdana] Grzesiaka i in. oraz swej pomocy. Zasygnalizować istnienie szansy podróży do Polski i powrotu do Francji nawet w przypadku skorzystania z azylu politycznego, co miałoby być możliwe po opłaceniu łapówki znajomym konkubiny TW.

– Zorganizować w Paryżu adres, pod który można by kierować listy do TW.

– Na bieżąco informować w dowolny sposób o rozwoju wydarzeń, mając na uwadze zachowanie zasad pełnego bezpieczeństwa. (...)

Inspektor Wydz. III-2 SUSW, kpt. Marek Szeniawski”.

Ważne, że się przyznał


Kain dobił się upragnionego azylu politycznego (!) na Zachodzie. Mieszka w podparyskim miasteczku, ułożył sobie życie. Widziałem go równo pięć lat temu. Przyjechał do Warszawy na urlop, rozmawialiśmy z godzinę, spacerując po żoliborskich „czarnych ścieżkach”. Wspominaliśmy. Było miło i sympatycznie.

Nic wtedy nie wiedziałem.

Życie dopowiada najlepsze puenty. 18 sierpnia skończyłem pisanie tekstu – a nieoczekiwanym zrządzeniem losu, po czterech dniach, nadarzyła się możliwość jego bezapelacyjnej weryfikacji.

Janusz, do którego dotarły już pogłoski, że tajemnica „Kaktusa” wyszła na jaw, nie przypuszczał, że nazbierało się aż tyle „materiałów dowodowych”. Przyprowadził z Francji na Żoliborz samochód do naprawy u znajomego mechanika i, przy okazji, zadzwonił do brata z jakimiś szczegółami rodzinno-spadkowymi.

Przygotowaliśmy się z Andrzejem. Do kawiarni Spotkanie na Krasińskiego przybyliśmy z dziennikarzami telewizyjnymi. Czy zaskoczony „Kaktus” zechce rozmawiać? Na wszelki wypadek wyposażono nas dodatkowo w ukrytą minikamerę. W ostatniej chwili, przez telefon komórkowy, Janusz zmienia umówione miejsce. Nerwy. Jedziemy do warsztatu na tyłach Powązkowskiej.

Nie była to przyjemna rozmowa. Ani dla niego, ani dla nas. Ważne, że się przyznał. Klucząc i lawirując, powiedział, że współpracował „przez krótki okres” z SB.

Dla mnie sprawa się zakończyła. Po wybuchu emocji, po spięciu złość odeszła. Liczę za plus Januszowi, że nie uciekł przed obiektywami. Chyba i on poczuł ulgę.

Andrzej nie wybaczył – ale inny jest też wymiar konfliktu między braćmi. Tej przepaści nie da się zasypać lub przeskoczyć konwencjonalnymi zwrotami: „Przepraszam” czy „Przykro mi”.

„Kaktus” winien się rozliczyć z każdym z „bohaterów” swoich donosów osobiście.

Wszystkie cytaty pochodzą z dokumentów Służby Bezpieczeństwa, udostępnionych Andrzejowi Mirosławowi Górskiemu przez Instytut Pamięci Narodowej w lipcu 2009 roku.
"
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Wrz 10, 2009 5:50 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/90217,358889_W_nowej__obrozy.html

"W nowej obroży
Krzysztof Masłoń 05-09-2009, ostatnia aktualizacja 05-09-2009 14:00

Rozmowa z Andrzejem Górskim

Rz: O tym, że pański brat był tajnym współpracownikiem peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa, że przez niego siedział pan w więzieniu, że zasypał wielu pańskich przyjaciół, dowiedział się pan z IPN?

Andrzej Górski: Nic podobnego. Od dłuższego czasu podejrzewałem, że wśród najbliższych mi osób, włącznie z rodziną, było przynajmniej dwóch agentów. Pierwszymi podejrzanymi byli dla mnie brat Janusz i jego narzeczona. Ze swoimi podejrzeniami podzieliłem się z historyczką Justyną Błażejowską. W międzyczasie dostałem „z miasta” materiały skserowane z akt IPN – nie powiem od kogo, pod wycieraczkę nikt mi ich nie podrzucił – z których czarno na białym wynikało, że mój brat był TW „Kaktusem”. Od IPN potrzebowałem tylko potwierdzenia tych dokumentów, bo w końcu mogły to być fałszywki. No i dowiedziałem się, że żaden TW „Kaktus” w zasobach Instytutu nie figuruje.

Odczuł pan ulgę.

Przeciwnie, dostałem szału. W krótkim czasie dysponowałem 350 różnymi dokumentami, które nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości, kto jest kim. A ja nie mogłem się w Instytucie doprosić, by uzyskać to, co mi się należało – prawdę o sobie i swoim bracie.

Może – jak od dawna chcą tego niektórzy – należałoby Instytut spalić z całą jego zawartością.

Odwrotnie, otworzyć go. W końcu, po iluś monitach, powiedziano mi w IPN, że znaleziono akta „Kaktusa”, nawet trzy tomy. Ale udostępniono mi, zgodnie z procedurą, tylko te dokumenty, w których donosił na mnie, innych nie. W domu mam pięć razy więcej, ale nie związanych z nim papierów.

Ciekawe, że „Kaktus” z dużą pewnością siebie mówi obecnie, że nie ma żadnych kwitów, by cokolwiek podpisywał. Może mu pomógł jego esbecki przyjaciel, przed wyjazdem z Polski, czyszcząc akta. Okropne to wszystko. A ja mu nie wybaczę nigdy, że gdy wyszedłem z więzienia, to mój ojciec był już rośliną; nie sądzę, żeby mnie poznawał. A wcześniej, razem z matką, przeżyć musiał rewizje – nie przeze mnie, bo specjalnie się wymeldowałem, żeby SB nie miała pretekstu do nachodzenia staruszków, ale Janusz tworzył sobie operacyjną legendę. I esbecja wkraczała, robiła kipisz, rozrzucała starannie przez mamę złożoną w szafie pościel, a sparaliżowanego tatę przenoszono, szukając w tapczanie bibuły.

Co pan będzie dalej robił ze sprawą „Kaktusa”? Zapomni pan o Januszu?

Nie, będę go osikowym kołkiem dobijał. Nie mam dla niego litości. Miał dwadzieścia lat na to, by się przyznać, przeprosić ludzi, którzy przez niego cierpieli. Nie zrobił tego, więcej – przez ten czas wymyślał mity, obrażał przyjaciół, rzucał na nich podejrzenie. W aktach IPN znajdują się kalumnie na Mirka Chojeckiego i jego żonę, na działaczy podziemia i ich rodziny.

Dwadzieścia osób, które poniosły wymierne straty na skutek działalności „Kaktusa”, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Tych, których skrzywdził, jest znacznie więcej. Ja nie mam pretensji o to, przez co sam przeszedłem – nikt mnie kałaszem do pracy w podziemiu nie zmuszał. Ale byli ludzie, którzy udostępniali nam lokale, gdzie mieszkaliśmy. Wpadki domów w Radzyminie i Rembertowie zafundował ich właścicielom „Kaktus”, a to byli ludzie, którzy z opozycją mieli niewiele wspólnego albo nic, ale sympatyzowali z nami na maksa. I taka gnida zmusiła ich do przejścia przez esbeckie piekło.

Jakie obywatelstwo ma „Kaktus”?

Francuskie, przecież był azylantem politycznym. Jego działalność zagraniczna to druga sprawa, mam nadzieję, że zostanie wyjaśniona.

Bo to ona ostatecznie go pogrąża. Znam ludzi, którzy wyjechali w latach 80. na Zachód, wyemigrowali po to tylko, by zerwać smycz, na której – z różnych względów – się znaleźli. Janusz nie tylko nie wykorzystał możliwości zerwania tej smyczy, ale swojej współpracy ze służbami PRL nadał nowy wymiar. Wymienił obrożę – pies."
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Czw Wrz 10, 2009 10:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Teraz Inkwizycja Godnych z Autorytetem rozstrzyga, którzy z TW byli 'ofiarami systemu', (a oczywiście każda kanalia była) i uwalnia od jakiejkolwiek odpowiedzialności niejednokrotnie zapraszając do nowej kolaboracji - tym razem w obronie kolejnych 'ofiar systemu'. Tacy 'dobrzy TW'-ofiary systemu stanowiąc trzon koncesjonowanych 'ałtorytetuf' nie mogą dopuścić do zmiany ich (a także oczywiście i swojego) statusu. Z kolei TW dawali szanse awansu tym, którzy robili z nich jeszcze większe kanalie, trenując na wzorowych TW, z ambicjami i bez zahamowań. Ci oficerowie SB z kolei nie podlegają żadnej karze, gdyż jakiej karze może podlegać ktoś, kto wykonując wzorowo swą pracę, odkrył talent i wykreował 'ałtoryteta'.
Sądzę że stan posiadania i pozycja społeczna Andrzeja i Janusza nie są obecnie równe, pomijając nawet fakt, że jeden z nich 'siedział'.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum