Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Ojczyste Majdanki" generała "Nila"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TOMEK
Weteran Forum


Dołączył: 18 Paź 2007
Posty: 258

PostWysłany: Sro Lut 24, 2010 4:02 pm    Temat postu: "Ojczyste Majdanki" generała "Nila" Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100224&typ=my&id=my21.txt

57. rocznica śmierci bohatera Polskiego Państwa Podziemnego

"Ojczyste Majdanki" generała "Nila"


Piotr Szubarczyk

Każdego roku 24 lutego przypominamy Polakom postać gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" (1895-1953) - bohatera Polskiego Państwa Podziemnego, zastępcy ostatniego dowódcy głównego Armii Krajowej, szefa legendarnego Kedywu (Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK). 24 lutego 1953 r. w więzieniu mokotowskim sowiecki kat założył generałowi - z woli krzywoprzysiężnego sądu - stryczek na szyję. Pozostał tylko "płacz kobiecy i długie, nocne rodaków rozmowy".

Wielokrotnie miałem zaszczyt pisać i mówić publicznie o generale "Nilu". Za każdym razem towarzyszyły mi silne emocje i poczucie bezsilności, choć tyle lat minęło od tej śmierci. Zawsze pojawiała się smutna refleksja o tym, jak zapłacono "Nilowi" za jego wierną służbę Rzeczypospolitej. Przywoływałem z pamięci słowa gorzkiego wiersza Kazimierza Wierzyńskiego "Na rozwiązanie Armii Krajowej":

Za dywizję wołyńską, nie kwiaty i wianki -
Szubienica w Lublinie. Ojczyste Majdanki.
Za sygnał na północy, bój pod Nowogródkiem -
Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem.
Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno -
Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną.
Za dnie i noce śmierci, za lata udręki -
Taniec w kółko: raz w oczy, a drugi raz w szczęki.
Za wsie spalone, bitwy, gdzie chłopska szła czeladź -
List gończy, tropicielski: dopaść i rozstrzelać!
Za mosty wysadzone z ręki robotniczej -
Węszyć gdzie kto się ukrył, psy spuścić ze smyczy.
Za wyroki na katów, za celny strzał Krysta -
Jeden wyrok: do tiurmy. Dla wszystkich. Do czysta! (...)

Najbardziej wzrusza mnie ten "celny strzał Krysta" przywołujący na pamięć młodziutkiego żołnierza AK Janka Krysta "Alana", który dowiedziawszy się o tym, że choruje na gruźlicę płuc, i przewidując rychłą śmierć, poprosił dowództwo Kedywu o prawo do podjęcia i wykonania niebezpiecznej akcji. Nie chciał umierać na gruźlicę, chciał swojej śmierci nadać sens. Zastrzelił w warszawskiej "Adrii" trzech gestapowców, a sam zginął. Żona generała "Nila", Janina Kobylińska-Fieldorf, pisała po wojnie, że jej mąż był człowiekiem surowym i nieskorym do wzruszeń, ale nie mógł się powstrzymać od łez, gdy wspominał swoich najmłodszych podkomendnych z drużyn starszoharcerskich Szarych Szeregów, niedawno jeszcze chłopców, którzy polegli w walce. Pewnie nieraz myślał o Janku Kryście, o Tadeuszu Zawadzkim "Zośce", o Janku Rodowiczu "Anodzie" haniebnie zamordowanym już po wojnie przez UB na Koszykowej. Przez wzgląd na pamięć o tej młodzieży postanowił pozostać w kraju, choć przerzut na Zachód, z całą rodziną, dla takiego konspiratora jak on nie stanowił problemu. "Tylu ich zginęło" - powtarzał niezmiennie i wszelkie sugestie, by uciekać z kraju opanowanego przez Sowietów nienawidzących idei polskiej niepodległości, którą niosło samo wspomnienie AK, traktował jako rozwiązanie niegodne oficera AK.

Kiedy czytam o Lublinie i "ojczystych Majdankach", staje mi przed oczyma postać podporucznika Henryka Wieliczki "Lufy", dowódcy szwadronu w 5. Wileńskiej Brygadzie AK, zamordowanego w roku 1949 przez NKWD - UB na Zamku Lubelskim, gdzie w czasie wojny gestapo męczyło polskich patriotów, a w lipcu 1944 r. dokonało masakry ponad 300 więźniów. I po czymś takim to samo miejsce służyło powojennemu okupantowi, niedawnemu sojusznikowi Hitlera, do przeprowadzenia zagłady nowych męczenników narodowej sprawy.

Czy to, co się stało z generałem "Nilem", można nazwać "ojczystymi Majdankami"? Pewnie tak, skoro sędzina czytająca wyrok śmierci rozpoczęła od słów: "Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej"! Generał nie miał złudzeń, że ani ona, ani prokurator, ani śledczy - prawie wszyscy narodowości żydowskiej w służbie sowieckiej - z Rzecząpospolitą Polską wiele wspólnego nie mieli poza tym, że tu mieszkali. Słowa te jednak z pewnością musiały wywrzeć na nim ogromne wrażenie. To tak, jakby ktoś ukradł ci to, co najbardziej w życiu kochałeś, i szyderczo obrócił to przeciwko tobie. To tak, jakby komuś za mało było twojej śmierci, dlatego postanowił cię upokorzyć i do cna pognębić. Więc jest coś na rzeczy w tych "ojczystych Majdankach", choć rozum podpowiada, że - zgodnie z faktami - to obcy, a nie Polacy zabili generała "Nila".

Wyrok warszawskiego "sądu" zapadł w dniach, gdy cała partyjna Polska składała propagandowy hołd sowieckiemu namiestnikowi na Polskę Bolesławowi Bierutowi w 60. rocznicę jego urodzin. Gdy azjatyckim, nieznanym w Polsce zwyczajem nadawano imię namiestnika zakładom pracy, ulicom, nawet miejscowościom. Śmierć polskiego generała była urodzinowym "prezentem" dla najwyższego przedstawiciela sowieckiej władzy nad Wisłą.

Nawet uzasadnienie wyroku dopasowano do jego upodobań. Podobno generał "Nil" mordował w czasie wojny "radzieckich partyzantów, członków PPR, GL i AL, i osoby narodowości żydowskiej" - sztuk 237 na terenie województwa białostockiego, sztuk 799 na terenie województwa nowogródzkiego, sztuk 20 na terenie województwa lubelskiego. Nadzwyczajna precyzja! Na dodatek generał robił to wszystko "w okresie od 1943 do 1945 r. na terenie Rzeczypospolitej Polskiej". Zdumiewające! Przecież według Sowietów, od 17 września 1939 r. "państwo polskie rozpadło się"... Jeśli generał w tym czasie mordował to chyba na terenie "zachodniej Białorusi", a nie w województwach białostockim i nowogródzkim... Powinien być sądzony raczej przez sąd sowiecki, tak jak generał Okulicki i inni. Tylko że w czerwcu 1945 r. Stalin nie zdążył jeszcze wybudować w Polsce teatralnych bolszewickich dekoracji w postaci "sejmu", "sądu" etc., więc zmuszony był "sądzić" Polaków w Moskwie. Teraz, w roku 1953, cała scenografia była już przygotowana i sowieckiemu despocie sprawiło szczególną przyjemność pognębienie i zamordowanie wybitnego polskiego oficera przez sąd "polski".

Od Bohatyrewicza do Fieldorfa

Kiedy w roku 1943 Niemcy odkryli groby polskich oficerów w Lesie Katyńskim, pojechał tam m.in. wybitny polski pisarz, prezes Związku Literatów Polskich Ferdynand Goetel. Po wojnie musiał uciekać z kraju ścigany przez UB jako "niemiecki kolaborant"! Goetel pisał o wrażeniu, jakie zrobiło na nim wydobyte z katyńskiego dołu ciało gen. bryg. Bronisława Bohatyrewicza, najstarszego z zamordowanych oficerów polskich, już w stanie spoczynku, siedemdziesięcioletniego. Ale i jemu nie darowano. Został aresztowany i dołączony do jeńców. Goetel pisał: "W głębi, na leśnej polanie, dwie setki obdukowanych już ofiar, podobnych do mumii czy woskowych lalek (...). Przed nami ciągnie się główna mogiła, którą przeszywa wąwóz wykopany wzdłuż pokładu trupów, leżących zwartą i zlepioną masą jeden na drugim (...). Coś kurczy się w nas i drży, gdy profesor [G. Buhtz z Wrocławia - P.Sz.] jednym ruchem noża odłącza czaszkę od tułowia i skalpuje ją, aby ukazać wlot kuli w tyle głowy i wylot jej nad czołem. A teraz nożyczki tną mundur w poszukiwaniu papierów. Są. Poklejone i nadżarte jadem, mało czytelne. Wśród nich kartka częściowo czytelna (...). - Generał Bohatyrowicz - słyszę głos profesora, przystanąwszy nad postacią złożoną na uboczu. Nie mogę przez dłuższy czas oderwać od niej wzroku, gdyż więzi mnie szaro-niebieska wstążka Virtuti Militari na krawędzi płaszcza. Włosy generała posiwiałe. Biegnę myślą wstecz. Bohatyrewicz... Bohatyrewicz... Skąd znam to nazwisko? Ach, przecież to z powieści Orzeszkowej 'Nad Niemnem'! Wzburzenie uderza mi do gardła. Proszę profesora, aby odjął wstążkę Virtuti, gdyż chcę ją zabrać ze sobą do Warszawy. Zabieram jeszcze szlifę leżącego opodal generała [Mieczysława] Smorawińskiego, kilka guzików z orłem i garść ziemi wprost z mogiły. Myślałem wówczas o chwili, gdy relikwie te przekażę jakiemuś muzeum w wolnej Polsce. Wszystko spłonęło, wraz z moim domem, w Powstaniu".

Co łączy generała "Nila" z generałem Bohatyrewiczem? Obaj byli generałami suwerennej Rzeczypospolitej, obaj walczyli z bolszewikami w obronie Polski i Europy. Obaj po latach zostali za to zamordowani. I jeszcze jedna, symboliczna więź: 24 lutego, dzień śmierci "Nila", był dniem urodzin generała Bohatyrewicza... Nie może być wątpliwości co do tego, że gdyby pułkownik Fieldorf dostał się w roku 1939 do sowieckiej niewoli, zginąłby w Katyniu, w Twerze lub w Charkowie. "Nil" był w pewnym sensie ostatnią, spóźnioną ofiarą katyńskiej zbrodni. Może dlatego nasi wrogowie tak celebrowali jego śmierć, zadbali o najdrobniejsze szczegóły. Nawet o to, by zginął nie od kuli, lecz na szubienicy, jak zwykły przestępca.

Sowiecka opowieść

W znakomitym filmie dokumentalnym "The Soviet Story" popularny w Polsce rosyjski pisarz polityczny Wiktor Suworow wyjaśnia, dlaczego Stalin kazał zabić 25 tys. polskich oficerów i więźniów politycznych: "Gdyby oni przeżyli wojnę, nie byłoby polskiego Politbiura"... Myli się Suworow w tej sprawie. Gdyby oni przeżyli wojnę, zostaliby zamordowani nie w Katyniu czy w Charkowie, lecz w "ojczystych Majdankach". Piwnice przy ul. Mokotowskiej były równie pojemne jak piwnice przy ul. Sowieckiej 5 w Twerze. Wspomniany film miał premierę w ubiegłym roku w Brukseli, ale nie spodobał się "lewicy". Za dużo analogii między czerwonymi i brunatnymi zbrodniarzami. Zakupiła go Telewizja Polska, ale nikt stamtąd nie ma odwagi, by go pokazać. Ostatni przykład represji za wyemitowanie "Towarzysza Generała" działa odstraszająco. Generał "Nil" i inni polscy oficerowie zamordowani po wojnie dalej cierpią katusze w "ojczystych Majdankach".


August Emil Fieldorf (20.03.1895 - 24.02.1953). Wybitny oficer Legionów Polskich i Wojska Polskiego oraz Polskiego Państwa Podziemnego lat 1939-1945, kawaler Virtuti Militari.
Od młodości w służbie na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego - w Związku Strzeleckim (1912), jako żołnierz I Kompanii Kadrowej (1914) i I Brygady Legionów; uczestnik wojny z bolszewikami (1919-1920). W wojnie obronnej 1939 r. dowódca 51 pułku piechoty. Od 1940 r. w Komendzie Głównej ZWZ, potem inspektor Obszaru Krakowskiego i komendant Obszaru Białostockiego ZWZ-AK. Używał pseudonimu "Nil", przybranego na szlaku kurierskim via Kair, nawiązującego do rzeki Nil i do Horacjańskiego "Nil desperandum" (Nie rozpaczajcie). Od 1942 r. w Komendzie Głównej AK, członek Kierownictwa Walki Podziemnej, szef Kedywu, organizator zamachu na Franza Kutscherę i wielu innych akcji dywersyjnych. Wyznaczony na komendanta organizacji NIE(podległość), która miała się przeciwstawić sowietyzacji Polski po wojnie. Aresztowany przez NKWD, nierozpoznany, spędził 2 lata (1945-1947) na zesłaniu pod Swierdłowskiem, które cudem przeżył. Mimo dobrowolnego ujawnienia się aresztowany przez UB (1950), nakłaniany do współpracy z bezpieką. Odmówił.
16.04.1952 r. sowiecki Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał generała "Nila" na karę śmierci. 20.10.1952 r. Sąd Najwyższy podtrzymał "wyrok", który został wykonany 24.02.1953 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie przez powieszenie. Do dziś nieznane jest miejsce pochówku; żaden z uczestników zbrodni sądowej nie poniósł kary.
PSz
--------------------------------
Czytaj również:
http://www.solidarni.waw.pl/24luty1953_nil.html

_________________
http://www.solidarni.waw.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
TOMEK
Weteran Forum


Dołączył: 18 Paź 2007
Posty: 258

PostWysłany: Czw Lut 25, 2010 9:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20100225&id=po21.txt

Generał "Nil" mało znany

Mimo że rok temu powstał nawet film o generale Auguście Emilu Fieldorfie "Nilu", postać bohaterskiego dowódcy Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej (Kedyw) jest wciąż mało znana. Wczoraj w Krakowie odbyły się obchody 57. rocznicy śmierci gen. "Nila".

W uroczystościach zorganizowanych przez Muzeum Armii Krajowej im. Generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila" wzięli udział kombatanci - żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego. Uczestnicy spotkania podkreślali, że gen. Fieldorf był postacią niezłomną, "oddaną najistotniejszym sprawom Narodu Polskiego". Przypomniano, że walczył on o niepodległość Ojczyzny z bolszewikami w 1920 roku, brał też udział w kampanii wrześniowej, a potem zajął się organizacją struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Z chwilą wkroczenia Sowietów organizował struktury organizacji "NIE". Ta niezłomna postawa doprowadziła do aresztowania, a potem do zamordowania "Nila" po sfingowanym procesie.

Profesor Ryszard Legutko, eurodeputowany, wyraził żal, że postać tak wybitna jak gen. Fieldorf, która winna być wzorem dla kolejnych pokoleń żyjących już w wolnej Polsce, wciąż jest nienależycie eksponowana i mało znana. Dzieje się tak, mimo że powstał film opowiadający o męczeństwie naszego narodowego bohatera.
Legutko zaznaczył, iż brak zainte resowania Polaków historią, nieznajomość naszych najnowszych dziejów, sprzyja niekorzystnemu procesowi dowolnej interpretacji przeszłości. - Poszukując przyczyn tego zjawiska, nie mogę oprzeć się gorzkiej refleksji dotyczącej ostatniego dwudziestolecia, okresu Polski na powrót wolnej, w której jednak związek wolności i prawdy uważany jest za niebezpieczny fundamentalizm. Dlatego zło i dobro podlegają dzisiaj nieustannej relatywizacji. Okazuje się, że PRL nie była taka zła, że Wojciech Jaruzelski to postać wieloznaczna, która wymyka się bezwzględnym ocenom, a stan wojenny równie słusznie może być uznawany za próbę obrony Polski. Jeśli tak trudno jest wskazać oczywiste zło, to łatwiej zrozumieć, dlaczego ludzie z tym złem walczący nie mogą cieszyć się powszechnym szacunkiem i podziwem - stwierdził prof. Legutko.

Marek Żelazny, Kraków

_________________
http://www.solidarni.waw.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanislaw Siekanowicz
Weteran Forum


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 1146

PostWysłany: Czw Mar 04, 2010 9:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"Generał Nil" w Toronto
.
W Klubie Filmowym F'3 przy Związku Narodowym Polskim w Kanadzie odbędzie się projekcja filmu pt. "Generał Nil" w piątek 5 marca o godz. 19.30. Sala ZNPwK przy 71 Judson Street w Toronto. (1 skrzyż. na południe od Islington/Evans)
.
Film porusza
.
Pisząc o filmie "Generał Nil" w reżyserii Ryszarda Bugajskiego trudno nie odnieść się do jego najsłynniejszego jak dotąd dzieła, czyli "Przesłuchania". Już wtedy Bugajski dotknął tematu tabu umieszczając akcję swego filmu w komunistycznych kazamatach, w których bezlitośnie ukazał bezduszny, łamiący prawa człowieka aparat władzy. Obraz ten zapłacił zresztą wysoką cenę, leżąc parę lat "na półce" zanim ostatecznie trafił na ekrany i przyniósł jego twórcy zasłużony rozgłos. Dziś Bugajski nie musi już się obawiać, że tematyka jego najnowszego filmu będzie niewygodna, niewskazana i "nikomu" niepotrzebna. "Generał Nil" to kino jak najbardziej rozrachunkowe, ale też w pełnym wymiarze historyczne. Pokazujące czasy mroku, chociaż rozgrywające się w okresie tuż po drugiej wojnie światowej, kiedy to po długich sześciu latach pozbyto się wreszcie z ziem polskich niemieckiego okupanta. W 1945 przyszedł jednak nowy, równie bezwzględny, niebezpieczny, działający nieoficjalnie, ale równie skutecznie. Nie walczył z całym narodem, przynajmniej nie w takim wymiarze i charakterze, jak naziści, ale w podobny sposób nie mając do niego szacunku i nie uznając go za wolny oraz niepodległy. Nowa okupacja Polski odbywała się też rękoma samych Polaków. Dziś historycy zżymają się jakiego byli oni pochodzenia. Byli obywatelami polskimi i to ma dziś, jak i wtedy, tragiczny wymiar. Tymczasem dawni bohaterowie, żołnierze podziemia walczący z Niemcami, członkowie AK, w oczywisty sposób stanowiący w nowym "ładzie" niebezpieczną opozycję, stali się wrogami ludu, ludźmi drugiej kategorii, czy wręcz zdrajcami. Niepojętne, ale prawdziwe. Ruszyła machina represji, zaszczucia, pokazowych, często kapturowych procesów oraz kolejnych wyroków śmierci. To był terror, choć cichy, nie taki, jak podczas okupacji, jednak wyczuwalny i w społecznym odbiorze świadomy. Sześć lat wojny zrobiło jednak swoje. Ludzie chcieli żyć, w końcu przestać się bać, z pokorą przyjęli więc zmiany i nowe realia. Próbował tego również bohater filmu Bugajskiego, generał brygady Emil Fieldorf, ps. "Nil", oficer wojska polskiego, wybitny dowódca, organizator zamachu na kata Warszawy, generała SS Franza Kutscherę. Nawet jednak on stał się ofiarą ukonstytuowanego prawnie mordu, stanowiącego element czystek prowadzonych przez komunistyczny rząd, który, co dziś już nie powinno nikogo dziwić i zaskakiwać, był w rzeczywistości jedynie marionetką w rękach Kremla.
Emil Fieldorf to bohater zapomniany. Skuteczna propaganda przez wiele lat zacierała prawdę o tym człowieku i najprawdopodobniej gdyby nie zmiany ustrojowe, jedynie historycy mieliby świadomość kim był legendarny "Nil". Fieldorf był żołnierzem Pierwszej Brygady Legionów, która walczyła z Bolszewikami w roku 1920. Brał, rzecz jasna, udział w obronie kraju podczas kampanii wrześniowej. W czasie okupacji był dowódcą Kedywu AK. Stanął też na czele organizacji "Nie", której zadaniem było stawienie czynnego oporu wobec okupacji radzieckiej. 7 marca 1945 roku, jako Walenty Gdanicki, został przypadkowo aresztowany przez NKWD w Milanówku, w wyniku czego trafił do obozu pracy na Uralu. "Nil" wrócił do kraju dwa lata później. W 1948 ujawnił się władzom. Wolnością cieszył się jeszcze przez dwa lata. W roku 1952 został skazany w Sądzie Wojewódzkim dla miasta Warszawy przez sędzinę Marię Gurowską na karę śmierci przez powieszenie, co dla oficera było dodatkową formą upokorzenia. Emil Fieldorf został stracony 24 lutego 1953 o godz. 15:00 w więzieniu Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej.
Film Ryszarda Bugajskiego to zapis ostatnich lat życia głównego bohatera. Od jego powrotu z zesłania do chwili egzekucji. Co ciekawe obraz, który tak bardzo wtapia się w historię, celebruje jej realiami, jest dosłowny i wyrazisty, stanowi przede wszystkim opowieść o człowieku, którego wartości, dotychczasowe życie oraz dokonania nagle stanowią przeszkodę dla niego samego. Dramat tego dzieła wynika nie tyle z faktu grozy jaką niesie w sobie powojenna sytuacja, ale wyłania się z postawy tego jednego człowieka. To jego próby normalnego funkcjonowania, brutalnie podeptane przez system, najdobitniej świadczą o paranoidalnej rzeczywistości, która w tamtym okresie obowiązywała. Bugajski skupia całą swoją opowieść na generale Fieldorfie, który bardzo rzadko schodzi z ekranu. Niemal wszystko opowiedziane jest tu jego oczyma, słowami i odczuciami. Można odnieść wrażenie, że na film składają się jedynie poszczególne epizody z życia "Nila", ale są one tak poukładane, że wychodzi z nich logiczna, przyczynowo-skutkowo opowieść. Cały czas mamy tu do czynienia z postawą kogoś, kto ma świadomość otaczających go realiów, ale wie, że dalsza walka po prostu nie ma sensu, a ludzkie ofiary są już niepotrzebne. Do samego końca pozostaje przy tym człowiekiem honoru i zasad.
"Generał Nil" porusza. Pokazuje historię, o której wiele już wiemy, ale nadal jeszcze ją odkrywamy. Jest ona szokująca, brutalna, mówi o dziejowej, ale też czysto ludzkiej niesprawiedliwości. Pokazuje zakłamanie i faktyczną zdradę. Bugajski stara się, jak może, zaprezentować mechanizmy działania, jak i mentalność tych, co decydowali za innych. Wiele w tym hipokryzji, jeszcze więcej cynizmu, fałszywej ideologii. Taki właśnie obraz tamtych wstydliwych czasów emanuje z ekranu. Są to często bardzo gorzkie i drastyczne sekwencje, jednak przekaz w tym przypadku jest oczywisty: nie można o tych kartach naszej historii zapominać. Jedno jest pewne. Ten film pokazuje, że tym, którzy próbowali zatrzeć prawdę o Emilu Fieldorfie, to się nie udało.
Powstał mądry, rzetelny obraz, który każe się zastanowić nad naszą przeszłością. "Generał Nil" to kino, mimo iż bez nadmiaru spektakularnej oprawy, iście epickiego formatu, pełne emocji i napięcia. Nie można też przy tym nie wskazać na grającego tytułową rolę Olgierda Łukaszewicza. Jego bohater to nie heroiczny monument, który z patriotycznymi sloganami oddaje życie za ojczyznę, ale ktoś niezwykle ciepły, czuły, bardzo ludzki. Nie ma mowy tutaj o gloryfikowaniu czegokolwiek. Fieldorf Łukaszewicza robi to, co uważa za słuszne, pozostając uczciwym wobec siebie, jak i innych. Nawet jeśli zarzucano mu defetyzm, to trudno nie uznać też jego racji. "Nil" był strategiem umiejącym doskonale ocenić sytuację i wynikające z niej możliwości skutecznego działania. Patrząc na kolejne lata PRL widać, że się nie mylił. Sam chciał przeczekać. Szkoda, że akurat to nie było mu dane. Z kolei Olgierd Łukaszewicz tworzy jedną z najlepszych, niezwykle wiarygodnych kreacji ostatnich lat w naszym kinie. Wspaniały, wielki powrót wybitnego aktora.
Polskie kino potrzebowało i czekało na tego typu realizację. Z pewnością lekcja historii, ale też porządne, filmowe przedsięwzięcie. Bugajski udowadnia jednocześnie, że cały czas ma coś na ten temat do powiedzenia. Nie boi się też rzeczy ryzykownych i nie rezygnuje z wątków semickich, jakie się w tej opowieści pojawiają. Teraz pozostaje jedynie poczekać na reakcje opinii publicznej i mieć nadzieję, że nikt nie posądzi reżysera o szowinizm. Ze swej profesji wywiązał się on tymczasem naprawdę precyzyjnie, realizując po prostu bardzo dobry i udany film. Zdecydowanie godne polecenia.
.
Głos Polski, Toronto
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum