Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Podwójna misja reportera

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Mar 05, 2010 9:47 pm    Temat postu: Podwójna misja reportera Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/443127_Semka__Podwojna_misja_reportera.html

Podwójna misja reportera
Piotr Semka

Ryszard Kapuściński mógł szczerze martwić się, czy Afrykanie staną na własnych nogach. Ale nie mógł nie wiedzieć, że wojna w Etiopii czy Angoli służyła walce o świat, którą prowadził Kreml

W dyskusjach o biografii Ryszarda Kapuścińskiego mówi się o wszystkim, tylko nie o realiach PRL. Nikt nie chce pamiętać, jak ważną rolę propagandową odgrywał ruch solidarności z krajami Trzeciego Świata. Tego zapomnienia nie koryguje książka Artura Domosławskiego. Zabrakło w niej historycznego tła operacji ZSRR i krajów socjalistycznych w Ameryce, Azji i Afryce. A dopiero rozumiejąc działalność emisariuszy obozu w tropikach, można zrozumieć, jaką cenę dziennikarze z demoludów płacili za egzotyczne wyprawy i jaka była ich hierarchia celów podczas takich eskapad.

Starsze pokolenie nieco się wstydzi tamtych uwikłań i woli, by w ogóle o nich nie wspominać. Młodsi jak Domosławski powinni pamiętać, jakie były normy dziennikarstwa w PRL. A jednak dziś odgrzewają mit Kapuścińskiego, którego do dżungli i na sawannę pcha rzekomo wyłącznie miłość do mieszkańców tamtych krain. Debata o Kapuścińskim znów skupia jak w soczewce problemy z pamięcią o tym, czym był komunizm i jaka była cena płacona za przywileje, które dawał system.


Kierunek dżungla!

Droga do rewolucji w Londynie i Paryżu wiedzie przez Kalkutę!”. Kto i kiedy wypowiedział te słowa? To Lew Trocki, który w 1919 roku w czasie dyskusji nad strategią rewolucji światowej zachęcał do rozbudzania i rewoltowania uciemiężonych ludów Azji. Hasło solidarności z narodami kolonialnymi towarzyszyło komunistycznej propagandzie od jej początków. Po II wojnie światowej doszło już do konkretnej rozgrywki na licznych frontach: od Mongolii poprzez Chiny do północnej Korei i Wietnamu. W stalinowskiej Polsce lat 50. jedną z najbardziej popularnych pieśni był utwór duetu Fiszer i Sygietyński „Pochód przyjaźni” sławiąca narody, które albo już powstały przeciwko imperialistom, albo miały to uczynić za chwilę: „Dalej Młodzi Słowianie, dalej Grecy, Hiszpanie; Młody Chińczyk do marszu powstaje; Wnet dołączą tu inni: Czarni bracia z Wirginii; Bohaterscy pospieszą Malaje”.

Dziś o tajemniczych Malajach – komunistach z lat 40. – mało kto pamięta. Ale propaganda PRL co rusz informowała Polaków o kolejnych gwiazdach walki narodowowyzwoleńczej. Lata 50. to chwała bohaterskich bojowników północnej Korei i żołnierzy Mao walczących z Czang Kaj-szekiem. Połowa lat 50. to zachłyśnięcie się ruchem krajów Trzeciego Świata powstałym w Bandungu i wizja sojuszu krajów rozwijających się z państwami socjalistycznymi przeciw imperializmowi.

Rok 1960 to zachwyt propagandy PRL nad deklaracjami niepodległości państw afrykańskich. W powieści Edmunda Niziurskiego „Sposób na Alcybiadesa” z 1964 r. uczniowie grają sztukę „Przebudzenie Afryki”. W finałowej scenie wysmarowani na czarno aktorzy jako zbuntowany lud murzyński z oszczepami rzucają się na wodza plemienia, wykrzykując: „Podły kacyku! Czy słyszysz tam-tamy zwycięstwa?”.

Lata 60. i 70. to okres reportaży z krajów Trzeciego Świata nie tylko w „Kulturze”, „Polityce”, ale i w takich tygodnikach, jak „Kontynenty”, „Świat”, „Perspektywy” czy „Dookoła świata”. Powstała cała grupa mistrzów reportażu, w którym opisywano postępowe budzenie się ludów Trzeciego Świata. Oprócz Kapuścińskiego swych sił próbowali w tym gatunku Wiesław Górnicki, Monika Warneńska, Edmund Osmańczyk, Wojciech Żukrowski, Waldemar Kedaj.

Popularność tego gatunku wynikała z wielu elementów. Tematy egzotyczne dobrze się czytało w szarzyźnie PRL, a dziennikarze z lubością wyjeżdżali w świat, bo każdy wypad za granicę był niesłychaną atrakcją. Pisanie pod strychulec schematu: „dobrzy tubylcy kontra straszni imperialiści” wydawało się mało obciążającym rytuałem.

Piszę to dlatego, że młody czytelnik książki Domosławskiego może odnieść wrażenie, że zainteresowanie krajami Afryki i Ameryki Południowej miało charakter lekko nonkonformistyczny. Nic podobnego. O zbrodniach i cierpieniach postępowców w krajach postkolonialnych radio i telewizja PRL trąbiły od rana do wieczora. Popularyzacją ich walki zajmował się założony w 1965 roku Polski Komitet Solidarności z Narodami Afryki i Azji, którym kierował doświadczony stalinista Eugeniusz Szyr. Polskie uczelnie odwiedzali bojownicy z Wietnamu, którzy w dowód wdzięczności za moralne wsparcie wręczali puchary zrobione z blach samolotów US Air Force zestrzelonych nad Hanoi.

Lata 70. to wdzięczny czas dla propagandy o dzielnych marksistach walczących w różnych punktach globu. Po zamachu Pinocheta PRL fetowała i przyjęła na stały pobyt grupę chilijskich lewicowców. Potem, głównie dzięki Kapuścińskiemu, karierę robi zwycięstwo władzy ludowej w Etopii, Mozambiku i Angoli.

W 1977 roku, w magazynie komiksów „Relaks” drukowane są rysunki Grzegorza Rosińskiego o przygodach tajemniczego białego kapitano Arturo, który pomaga angolskim marksistom odeprzeć białych najemników z RPA. Wdzięczni komuniści angolscy w dowód uznania nazywają jeden z punktów oporu Varsovia. W komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” z 1978 r. cwaniak potrzebujący dźwigu do odblokowania samochodu zachęca znajomego dyrektora, by wstrzymał prace i zorganizował „masówkę o cierpieniach ludu Libanu”.

Lata 80. to solidarność z Nikaraguą borykającą się z Contras i wzburzenie „Dziennika TV” losem Salwadoru. W 1985 r. organizowano w szkołach zbiórki na rzecz głodujących Etiopczyków. Mówiono dzieciom, że głód to wynik suszy, ale ich rodzice wiedzieli z Radia Wolna Europa, że tragedia była efektem oszalałego projektu komunistycznych władców w Addis Abebie, którzy uparli się skolektywizować rolnictwo.

Dzielni polscy reporterzy wyruszający na fronty walki o wyzwolenie społeczne w Trzecim Świecie pobudzali wyobraźnię twórców filmu i telewizji. W „Bez znieczulenia” Wajdy z 1978 roku główny bohater wzorowany jest na postaci Ryszarda Kapuścińskiego i, co ciekawe, przedstawiany jako ofiara wycinania uczciwych komunistów przez młodych karierowiczów w epoce Gierka. W serialu „Życie na gorąco” z 1978 r. redaktor Maj, podobnie jak Kapuściński w Angoli, używa notesu i długopisu, ale gdy trzeba, sięga po ostrą broń, wspierając rewolucyjne państwo Antigua w Ameryce lub ścigając nazistów w innym latynoskim państewku Guedemurca.


Z kim się dzisiaj solidaryzujemy?

Artur Domosławski, opisując z ogromną emfazą szczere zainteresowanie Kapuścińskiego problemami ludów Trzeciego Świata, unika przypomnienia, jak reportaże przyjmowano w Polsce. Zapomina też, że teksty o sytuacji w Trzecim Świecie zazwyczaj służyły szerszej strategii propagandy antyimperialistycznej.

Może z perspektywy hotelowego pokoju w Rio de Janeiro Kapuściński mógł być przekonany, że ujawnia Polakom dylematy mające znaczenie dla przyszłości świata. Ale z krajowej perspektywy wielu Polakom tego typu manifesty mieszały się z gigantyczną ilością produkcji wydziału zagranicznego KC PZPR. Już po 1960 roku, gdy prasa PRL entuzjazmowała się każdym ogłoszeniem niepodległości przez państwa afrykańskie – wielu Polaków gorzko wskazywało, że świat jakoś nie martwi się brakiem niepodległości Polski. Echa tego paradoksu uwiecznił po latach Sławomir Mrożek, który w „Donosie do ONZ” pisał, że „Polacy to też Murzyni, tylko że biali. I też należy im się niepodległość. A jak by szanownej ONZ przeszkadzało, że my są biali, to proszę nam przysłać transport pasty do butów, to my się przemalujemy”.

W miarę wzrastającego poziomu niezadowolenia społeczeństwa coraz bardziej groteskowe wrażenie robiły jeremiady nad łamaniem demokracji w Azji czy Ameryce przy jednoczesnym całkowitym przemilczaniu masakry na Wybrzeżu w 1970 roku czy zamykania opozycjonistów w epoce Gierka. Karol Szyndzielorz i Andrzej Bilik rozdzierający szaty z powodu zniknięcia opozycyjnego studenta w Chile czy w Boliwii burzyli krew w tych, którzy żądali prawdy o zamordowaniu Stanisława Pyjasa.

Stefan Kisielewski wyśmiewał taką propagandę w 1973 r. w felietonie „Polska a światowe słonie”: „Być może, że nie niepotrzebnie czytam wciąż dużo naszej prasy, a że prasa to niezwykle wręcz ambitna, pożerana szczytną żądzą, aby poinformować mnie o najdalszych zakątkach świata, w których dzieje się coś niedobrego, więc bez przerwy jestem wstrząśnięty łamaniem prawa w Hondurasie, brakiem wolności słowa w Burundi, okropnymi kłopotami patriotów w Kinszasie, strajkami w Ziemi Ognistej, samowolą cenzury w Dominikanie i Grecji, obłudą rządu w Puerto Rico, biernością społeczeństwa w Górnej Wolcie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej”.

W innym felietonie – „Alchemia Afryki|” z 1978 roku – Kisiel zwraca uwagę, że gdy chciał pisać o czarnym kontynencie – „objechano mnie wtedy w „Polityce”, a także groźnie prychnął nieoceniony komik pan Górnicki” – ówczesny dziennikarz pisma Mieczysława Rakowskiego. Kisiel na tyle, na ile mógł w cenzurowanym felietonie wskazywał, że władze dały mu do zrozumienia, że tematyka afrykańska jest wyłącznie zastrzeżona dla koncesjonowanych reporterów. Jak pisał Kisiel: „zgodnych ze sobą pisanin panów Kapuścińskich, Pasierbińskich czy Kalabińskich, Kedajów, Guzów, Winiewiczów czy Albinowskich. (...) Tu nie pójdzie, tam nie wejdzie, ówdzie nie przejdzie, wobec czego dajmy sobie spokój, choć Afryka lekkomyślnie pozostawiona na wolę wiatrów staje się dziś beczką dynamitu”.


Afryka specznaczenia

Uwaga Kisiela pokazuje, jak drobiazgowo władze dbały, by tylko sprawdzeni towarzysze pisali na takie tematy, jak Afryka czy Ameryka Łacińska. W „Polityce” Janusz Rolicki tak pisze o uwikłaniach Kapuścińskiego po jego przejściu do PAP:

„Wtedy też zapewne musiał Kapuściński obiecać, że będzie coś raportował również do MSW. Jak to czynił, nie wiem. (...) Z tym że te osoby, które zgadzały się na tę współpracę, a zgadzali się nieomal wszyscy korespondenci – bo takie były wilcze prawa tamtych czasów – miały, w gruncie rzeczy, łatwe alibi. Praktyką powszechną w świecie, odkąd powstało współczesne dziennikarstwo, było to, że korespondenci zagraniczni nie tylko pisali do gazet, lecz także słali specraporty do swych stolic na interesujące ich kraj sprawy. Tak czynili i Amerykanie, i Anglicy, Francuzi i Niemcy, nie wspominając już o tzw. Radzianach, którzy za granicę na posady korespondentów wysyłali szpiegów udających dziennikarzy”.

Rolicki, pisząc o „Radzianach”, mówi oczywiście o Sowietach. Chwała mu, że wskazał na różnicę między reporterami sowieckimi a zachodnimi. O ile ci drudzy niekiedy bywali informatorami swoich wywiadów, o tyle w wypadku Sowietów naturalne połączenie dwóch funkcji było czymś oczywistym i bezdyskusyjnym. Co więcej, obowiązki wywiadowcze zawsze stały na pierwszym miejscu przed obowiązkami dziennikarskimi. A dodajmy, że nawet obowiązki dziennikarskie były funkcją pracownika frontu ideologicznego, który musiał raczej pisać kawałki propagandowe, niż oddawać to, co widzi na własne oczy.

A jak było z reporterami PRL, w tym i z Ryszardem Kapuścińskim? Działania służb specjalnych państw obozu socjalistycznego były oparte na wzorach sowieckich. Dlatego zabawne są rozważania, na ile był ideowym komunistą, a na ile człowiekiem, który musiał wypełniać polecenia z centrali. Owszem, Kapuściński był niezwykle spostrzegawczy, w jego tekstach widać zainteresowanie tym, co myśli człowiek Trzeciego Świata. Spod jego pióra wychodziły teksty, które cenimy, bo dostarczają nam uniwersalnej wiedzy o systemach władzy, cechach rewolucji i o ograniczeniach ludzkiej zdolności do kontrolowania innych. I to akurat pozostało i pozostanie z tysięcy raportów, które analizowały sytuację rewolucyjną w różnych punktach świata, ale służących światowej strategii obozu sowieckiego.

Bo Kapuściński mógł szczerze się martwić, czy Afrykanie staną na własnych nogach, ale jego obecność w Etopii czy Angoli służyła walce o świat, którą prowadził Kreml. Dlaczego ani słowa nie ma o tym w biografii autorstwa Domosławskiego? Owszem, zainteresowania Kapuścińskiego wyrastały ponad poziom innych zaufanych reporterów PRL. Ale pod względem drobiazgowej kontroli służb specjalnych i wydziału zagranicznego KC PZPR, jakiej podlegali, niczym oni od Kapuścińskiego się nie różnili.

Groteskowo brzmi zarzut komentatora TVN 24 Macieja Tomaszewskiego dotyczący „zbrodni na profesji, której Kapuściński dopuścił się w Angoli”. Pisze on: „Kapuściński nie nadał do Polski ważnej depeszy o zaangażowaniu Kubańczyków w wojnę domową, a wiedział to jako pierwszy (...) To było jednoznaczne z zaangażowaniem się po jednej stronie. Po drugie, pracował jako tłumacz w sztabie marksistowskiej partyzantki – (...) I w końcu – w Angoli Kapuściński strzelał. Stał się stroną konfliktu, przestał być jego obserwatorem”.

To bardzo znamienny przykład, jak szybko zapomina się o realiach komunizmu. Samo założenie, że korespondent z krajów socjalistycznych mógł zdobyć sławę jak jego zachodni kolega ujawniający sensacyjny „scoop” o Kubańczykach w Angoli – pokazuje, jaka dziś panuje wiedza o roli dziennikarza w komunizmie. Kapuściński jechał do Angoli, przynajmniej na równi stawiając misję dziennikarską i misję rewolucyjną. Dlatego nie było dla niego problemem tłumaczyć w sztabie czy strzelać do wrogów. I być może dlatego o epizodzie angolskim w jego teczce nie zachował się ani jeden dokument.

Wróćmy do naiwnego przykładania standardów ze świata dzisiejszej demokracji do realiów czasu komunizmu. W tamtych czasach w takim terenie jak Angola komisarz polityczny był bogiem, a każda skarga mogła zwichnąć karierę po powrocie do Warszawy. A jeśli Kapuściński znajdował czas, by pisać coś, co było literaturą, to była już jego wyłączna sprawa, choć też jak sądzę dyskretnie kontrolowano, co też „Kapu” – jak go czasem nazywano – w wolnych chwilach notuje. Z tego co pisał powstały dwie ważne książki o logice władzy i jej socjologii – „Cesarz” i „Szachinszach”. I za to mu chwała. Myśmy wszystko zapomnieli... Oto Artur Domosławski krytykuje bohatera swojej książki, że współpracował z wywiadem, bo psuł standardy w branży reporterów wojennych. Od razu jednak go broni : „W PRL nie było debat na temat standardów dziennikarskich, o konfliktach interesów, o istocie tego zawodu. Tak więc Kapuściński mógł wówczas nie mieć świadomości, że coś robi nie tak. Ale uważam, że z pewnością zrozumiał to później”.


Wierny, ojcobójca

Proszę wybaczyć, panie Arturze, ale to zdumiewająca naiwność człowieka, który powinien pamiętać choć schyłkowy PRL. Wybierając karierę korespondenta zagranicznego, Kapuściński miał świadomość, że jest to funkcja ściśle związana z oczekiwaniami wywiadowczymi. Nie wiemy, z czego wyczyszczono teczkę Kapuścińskiego, i dlatego możemy zakładać, że skupiał się on raczej na analizach. Ale służyły one polityce obozu sowieckiego. A o tym, że te analizy służyły praktycznym rozwiązaniom, świadczy wysłanie Kapuścińskiego na prośbę jednego z liderów PZPR Kazimierza Barcikowskiego do Stoczni Szczecińskiej w sierpniu 1980 r. Jeśli ktoś uznał, że „Kapu” potrafi trafnie ocenić dynamizm ruchu rewolucyjnego – to znaczy, że tak samo wcześniej analizowano jego raporty, niezależnie od tego, czy trafiały do Biuletynu Specjalnego PAP czy do wydziału zagranicznego KC PZPR, a stamtąd być może na Kreml.

Kapuściński wykorzystał szok po 13 grudnia i uznał, że może się urwać władzy ze smyczy. Ale o tym, jak ta smycz była wcześniej mocna, świadczy fakt, że przez 16 miesięcy „Solidarności” nie napisał, oprócz jednego tekstu, niczego, co pokazywałoby ruch Lecha Wałęsy. On, który szukał rewolucji na końcu świata, ma teraz, tuż przed nosem rodzimą rewolucję, którą chłonie cały świat. I co? Nagle nie potrafi przelać na papier ani słowa?

Jeśli tak się działo, to dlatego, że Kapuściński uważał jeszcze wówczas świat władzy za dostatecznie groźny, by liczyć się z nim i nie przeciągać struny. Owszem, Stefan Bratkowski ma prawo wspominać z wdzięcznością, jak „Rysiek” zaglądał na spotkania dziennikarzy wyrzuconych po 13 grudnia z pracy. Ale nie pisywał w podziemnej prasie. Palił opozycyjne jointy, ale się nie zaciągał.

A po latach starzy kumple z korespondenckiej paczki epoki Polski Ludowej, pisząc o swoim najsławniejszym koledze, wrócili do stylu z dawnych lat. W 2009 roku w tekście o Kapuścińskim w „National Geographic” Mirosław Ikonowicz pisał: „Po odparciu przez armie młodego państwa (marksistowskiej Angoli – przyp. aut.), inwazji pancernych kohort z RPA, prezydent poeta (Agostinho Neto) miał nadzieję, że wreszcie »umilkną tam-tamy śmierci«. Kapuściński opisał te dramatyczne tygodnie początków angolskiej wojny w słynnej książce”.

Sam Domosławski wraca do fascynacji neomarksistowskimi utopiami. W redakcji „Gazety Wyborczej” – po generacji, która odrzuciła marksizm – pojawili się nowi rewizjoniści. Domosławski pisuje w „Polityce” wyidealizowane reportaże o wolontariuszce pracującej dla dyktatora Wenezueli Hugo Chaveza, chce oczyścić wizerunek Kapuścińskiego ze zbędnych, jego zdaniem, mitów, aby wykreować „Kapu” jako ikonę alterglobalistów i miłośników „trzeciej drogi”. A że przy okazji zapomina się o tym, z jaką pogardą i cynizmem Kreml traktował kraje Trzeciego Świata w rozgrywce z USA, to już inna sprawa.

Domosławski, rozbijając jedne legendy – buduje na wzór Kapuścińskiego nowe apologie. Kiedyś Kapuściński idealizował Kwame Nkrumaha, Agostinho Neto i Che Guevarę. Teraz Domosławski opisuje komendanta Marcosa w Meksyku, pisze o intrygującym Hugo Chavezie i o inspirujących eksperymentach politycznych Evo Moralesa w Boliwii i Rafaela Correi w Ekwadorze. Obnażając dawnego patrona, wchodzi jednocześnie na jego szlak. Tak to już bywa z ojcobójcami.

Rzeczpospolita

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum