Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

prof. Tadeusz Marczak; Katyń i Smoleńsk

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Kwi 10, 2010 6:52 am    Temat postu: prof. Tadeusz Marczak; Katyń i Smoleńsk Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100410&typ=my&id=my71.txt

NASZ DZIENNIK Sobota-Niedziela, 10-11 kwietnia 2010, Nr 84 (3710)

"Polska we współczesnej rosyjskiej literaturze geopolitycznej

Odwieczny rywal Rosji


Prof. Tadeusz Marczak

Po upadku Związku Sowieckiego wraz z jego doktryną materializmu dialektycznego, która miała mu przynieść panowanie nad światem, co tłumaczono jako nieuchronny wynik procesu dziejowego, w kołach rosyjskich nastąpił renesans geopolityki. Geopolityczna teoria eurazjatyzmu połączyła skrajne obozy rosyjskiej sceny politycznej: prawicę i lewicę. "W swej łagodniejszej formie - stwierdza Charles Clover - eurazjatyzm podkreśla wyjątkowość Rosji i dowodzi, że Rosja nie potrzebuje westernizacji, aby się zmodernizować. Ale w swojej ostrzejszej wersji ruch ten postrzega eurazjatycki heartland jako geograficzną podstawę dla globalnego antyzachodniego ruchu, którego celem jest ostateczne wyparcie 'atlantyckich' (czyt.: amerykańskich) wpływów z Eurazji".

Oprócz autorów rodzimych uważanych za klasyków geopolityki rosyjskiej Anglik Halford J. Mackinder i Niemiec Karl Haushofer odegrali zasadniczą rolę w ukierunkowaniu spojrzenia współczesnej geopolityki rosyjskiej na problem Polski. Pierwszy za sprawą swojej koncepcji heartlandu, strategicznego obszaru obejmującego wschodnią Rosję i zachodnią Syberię ("kto panuje nad heartlandem, ten może zapanować nad Eurazją; kto panuje nad Eurazją, ten może zapanować nad całym światem"). Wynikało z niej, że dominację globalną może osiągnąć mocarstwo lub kombinacja mocarstw, które podporządkują sobie Eurazję. Koncepcję tę zmodyfikował w 1919 r., wskazując na kluczową rolę Europy Środkowo-Wschodniej (Międzymorza), którego zdominowanie jest wstępem do panowania nad heartlandem i w efekcie do hegemonii globalnej. Wnioski geopolityczne wypływające z tej formuły były dwojakie. Sam Mackinder postulował powołanie do życia pasa niezależnych państw położonych między Niemcami a Rosją. Pas ten, związany z Anglosasami, uniemożliwiłby utworzenie osi Berlin - Moskwa. Postulował nawet poparcie przez Londyn federacyjnego związku Polski, Ukrainy i państw kaukaskich (pakt Piłsudski - Petlura), ale Winston Churchill odrzucił te plany w 1919 r. i być może w ten sposób przypieczętował dalsze losy imperium brytyjskiego.
Natomiast Niemcy i ZSRS przystąpiły do bezpardonowego ataku propagandowego i politycznego na państwa niezależnego pasa, określanego też jako kordon sanitarny, i na formalną podstawę jego egzystencji, za jaką uznawały traktat wersalski.
Drugim źródłem natchnienia i inspiracji współczesnej geopolityki rosyjskiej jest bez wątpienia wysunięta w 1940 r. przez Karla Haushofera koncepcja bloku kontynentalnego, czyli osi Berlin - Moskwa - Tokio. Wstępem do jej realizacji był pakt Ribbentrop - Mołotow, który stwarzał linię bezpośredniego styku między III Rzeszą a Związkiem Sowieckim.

Scenariusz rozbiorowy dla Polski


Cechą dominującą w rozważaniach geopolityków rosyjskich jest teza o odrodzeniu się - jak nagminnie podkreślają - z inspiracji atlantystów "kordonu sanitarnego". Jego rola jednak rozpatrywana jest inaczej. Przed II wojną światową zadaniem kordonu było oddzielanie Niemiec od ZSRS. Na przełomie XX i XXI wieku jego funkcja polega na oddzielaniu Rosji od Unii Europejskiej, a faktycznie od tzw. starej Europy, której trzon stanowią Niemcy i Francja. Za podstawowe elementy "kordonu sanitarnego" uznawane są zaś Polska i Ukraina. Powszechnie też stawia się postulat zniszczenia "kordonu sanitarnego". Otwarcie głoszony jest również program rozbioru Polski i Ukrainy. Aleksander Dugin w swoich "Podstawach geopolityki" stwierdzał kategorycznie, że Ukraina jako niepodległe państwo "nie ma najmniejszego geopolitycznego sensu" i że "dalsze istnienie unitarnej Ukrainy jest niedopuszczalne. To terytorium powinno być podzielone na kilka okręgów odpowiadających geopolitycznym i etnokulturowym realiom". Później przyznał, że był w tej sprawie, po protestach prezydenta Leonida Krawczuka i premiera Leonida Kuczmy, wzywany na Kreml, gdzie żądano od niego zmiany tekstu, ale się na to nie zgodził.
Podobny, rozbiorowy scenariusz dla Polski przewiduje Aleksiej Mitrofanow. Głosi on, że Polska powinna być zredukowana do 40 proc. swojego obecnego terytorium, które zostanie podzielone między tych samych kontrahentów, co w 1939 roku. Mitrofanow usilnie stara się uposażyć ponownie zjednoczone Niemcy nabytkami terytorialnymi nie tylko kosztem Polski, ale także kosztem Francji (Alzacja i Lotaryngia), Danii (Szlezwik) oraz Czech (Sudety). Sądzi on, że za taką cenę Niemcy powrócą do koncepcji osi Berlin - Moskwa - Tokio i zerwą z orientacją atlantycką. Według niego, podstawowy dylemat brzmi bowiem następująco: "albo NATO, albo Berlin - Moskwa - Tokio; albo idea atlantyzmu, albo idea kontynentalnej współpracy wielkich narodów Europy".
Współczesna recydywa haushoferowskiej koncepcji bloku kontynentalnego wyrażana jest w różnych formułach: "wspólny europejski dom" (autorstwa Gorbaczowa), "Europa od Władywostoku do Gibraltaru", "oś Moskwa - Berlin - Paryż", "projekt Eurazja". Cechą charakterystyczną wszystkich tych projektów jest zgoda na restytucję hegemonii niemieckiej w obrębie Mitteleuropy, czyli wycofanie wpływów Moskwy z linii Łaby na linię Bugu w zamian za niemieckie poparcie w konstruowaniu wielkiego imperium eurazjatyckiego i walkę z atlantyzmem w postaci USA. Mitteleuropa stanie się zatem rdzeniem Imperium Europejskiego, które może zaś zostać zrealizowane tylko przy ustanowieniu bezpośredniej osi Berlin - Moskwa, za czym przemawiają względy strategiczne, surowcowe i energetyczne. Taka oś doprowadzi do rozkwitu Wielkiej Rosji i Wielkich Niemiec, które z czasem staną się częściami składowymi Wielkiego Imperium Eurazji.

Kraj niewykorzystanych szans

Polska nieodmiennie postrzegana jest w kołach geopolityków rosyjskich jako odwieczny rywal, który na szczęście dla Moskwy nie wykorzystywał swoich historycznych szans. Wasilij Szulgin, rosyjski monarchista, zanotował w swoich wspomnieniach, że na tej obszernej równinie zwanej Europą Wschodnią "w istocie rzeczy to Polacy mieli więcej szans na hegemonię". Oczywiście więcej w stosunku do Rosjan. Historyczne szanse Polski dostrzega także wybitnie nam niechętny Aleksander Jelisiejew. Pisze on, że dawna "Rzeczpospolita potrafiła stać się naprawdę wielkim mocarstwem rozciągającym się niemal 'od morza do morza'".
Podobne tezy głosi współczesny rosyjski autor Borys Szaptałow. Analizując pojawienie się na mapie Europy polsko-litewskiej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, stwierdza on, że państwo to "na podstawie swojego potencjału - rozmiarów, zaludnienia, geograficznego usytuowania - mogło się stać tym, czym później dla Europy Wschodniej stała się Rosja". Unia polsko-litewska nie dokonała jednak tego, ponieważ - jak stwierdza - "posiadany przez nią potencjał ekspansji był paraliżowany przez jej nierozumny ustrój państwowy, chociaż - dodaje - patrząc z zewnątrz, jej instytucje polityczne mogły wydawać się niezwykle postępowe jak na swoje czasy. Rzeczpospolita była średniowiecznym, liberalnym rajem". Ale ów ustrój wymagający konsensusu niemal na wszystkich politycznych szczeblach podejmowania decyzji sprawiał, że rządząca elita traciła energię na walki frakcyjne zamiast skupić się na ekspansji, na walce o opanowanie wybrzeży mórz: Bałtyckiego i Czarnego. Ekspansję rozwijali za to jej sąsiedzi: Prusy, Austria i Rosja. Tak więc, stwierdza Szaptałow: "w rezultacie dwóch procesów - pasywności jednego państwa (tj. Polski) i aktywności innych (tj. Prus, Austrii i Rosji) - nastąpiło wchłonięcie przez sąsiadów tej Rzeczypospolitej, która pierwotnie swoim potencjałem przewyższała ich wszystkich razem wziętych".
W odległej historycznie przeszłości poszukują źródeł konfliktu polsko-rosyjskiego zwolennicy tezy o "kordonie sanitarnym", czy też o "imperium sanitarnym", geopolitycznych strukturach tworzonych jakoby z myślą o zablokowaniu Rosji drogi ekspansji na Zachód. Jegor Chołmogorow, dla przykładu, jest święcie przekonany, że "za pierwszą próbę utworzenia "sanitarnego imperium" można uważać Polskę XVI-XVII wieku". Stało się to natomiast w czasach, kiedy Rosja, pokonawszy zakon inflancki, rozpoczęła ekspansję na Europę wyposażona w ideologię III Rzymu, w której zawarte były przecież pretensje do dominacji nad całym obszarem cywilizacji chrześcijańskiej. I wtedy na drodze tej ekspansji stanęła Polska. "Polska - pisze Chołmogorow - odgrywała centralną rolę w tym programie powstrzymywania Rosji. To średniej wielkości wschodnioeuropejskie państwo w ciągu kilkudziesięciu lat od rozpoczęcia wojny inflanckiej przekształcono w imperium. W 1569 r. unia lubelska przemieniła dualistyczne państwo polsko-litewskie w prawdziwie imperialną Polskę; reformy egzekucyjne wzmacniające władzę państwową w znacznym stopniu zwiększyły wojenną siłę Polski. Polacy roją o rywalizacji z Habsburgami w dziele wyzwolenia chrześcijan spod władania Turków, tj. starają się rozszerzyć granice swego imperium dalej na południe w obrębie 'Wielkiego Limitrofu'. W 1596 r. zawarta zostaje unia brzeska - błyskotliwy sukces kontrreformacyjnych jezuickich projektów. Polska stara się stopniowo napierać na Moskwę i sukcesem w tym naporze jest zajęcie Moskwy w 1610 roku. Jednakże wtargnięcie na rosyjską platformę okazało się fatalne dla pierwszego 'sanitarnego imperium'. Po fiasku wyprawy moskiewskiej następuje stopniowy, ale nieuchronny odwrót na wszystkich kierunkach. W XVIII w. Rosja likwiduje swoją rywalkę, wymazując nawet z mapy jej nazwę (która jednak odradza się w XIX w. i Polska przekształca się w chroniczny ból głowy imperium rosyjskiego)".
Autor, nie bez satysfakcji zresztą, zestawia ze sobą Sarmatów-nieudaczników (czyli Polaków) i nowych Scytów (czyli Rosjan). Inni z jeszcze większą satysfakcją zestawiają ze sobą dwa geopolityczne hasła programowe: "Polska od morza do morza" wobec "Rosji od oceanu do oceanu".

Polska jako geopolityczna "czarna dziura"

Zdaniem niektórych (Zamiatinowie) dla wzajemnych historyczno-politycznych relacji Polski i Rosji decydujące znaczenie ma geopolityczna linia oporu biegnąca wzdłuż historycznego szlaku "od Waregów do Greków", czyli od Skandynawii poprzez Dźwinę i Dniepr do Bizancjum. Waregowie i Grecy stanowili dwa końce łuku, między którymi przebiegała mocno naprężona cięciwa. Jej nadmierne naciągnięcie na wschód lub na zachód prowadziło do geopolitycznych perturbacji: "za każdym razem cięciwa nie tylko przywracała geopolityczne stosunki do pierwotnego stanu, ale dawała także impuls do ruchu w przeciwnym kierunku. Kiedy zaś nacisk ze wschodu i z zachodu następował synchronicznie, wtedy z ogromną siłą ściskał on elastyczną masę zwaną Rusią, która mogła eksplodować w jedną z dwóch stron i unicestwić źródło nacisku".
Do takiej sytuacji doszło w XIII wieku. Wtedy Ruś poddana była koncentrycznemu naciskowi: z zachodu nacierali na nią Skandynawowie, Niemcy, Polacy i Litwini, ze wschodu zaś Złota Orda. "Na szczęście dla Europy - stwierdzają Zamiatinowie - osłabienie nacisku najpierw nastąpiło na wschodzie i Ruś wystrzeliła w stronę Azji". Inercja pochodu na wschód okazała się na tyle silna, że Ruś zeszła nawet z linii "od Waregów do Greków", przylegając do niej tylko od wschodu (Ruś Moskiewska). Jej miejsce po zachodniej stronie linii oporu zajęła wówczas "Wielka Polska". I jak piszą autorzy: "kulminacja polskiego naporu na Ruś przyszła w momencie, kiedy rosyjska państwowość przewalała się za Ural. W tym czasie Polska panowała nad praktycznie całym terytorium Rusi Kijowskiej, łącznie z Kijowem, i zamierzała okupować Moskwę. Nie starczyło jej jednak sił: "zbyt duży opór stawiła 'cięciwa'".
W rezultacie nastąpił, jak w wahadle, "ruch powrotny". Rosja napiera na Polskę i po dwustu latach doprowadza do jej rozczłonkowania. Rosyjskie wpływy rozprzestrzeniły się na całą Europę Wschodnią - od Finlandii po Bałkany. Rozpoczął się napór Rosji na Europę, ale ekspansja ta zatrzymała się na Polsce. Przyczyną zaś fiaska tej ekspansji nie był bynajmniej opór, który stawiała Europa Zachodnia. Przyczyną była "fatalna dla Rosji niemożność rozerwania cienkiej, ale mocnej 'cięciwy' rozciągającej się wzdłuż linii 'od Waregów do Greków'".
Panowanie Rosji nad Polską nie zapewniło jej możliwości realizacji podstawowego celu geopolitycznego, jakim była dominacja nad całą Europą. Polska okazała się dla Moskwy geopolityczną "czarną dziurą". Pochłaniała ona i unicestwiała rosyjskie projekty ideowe, które miały jej zapewnić dotarcie do Europy Zachodniej i roztoczenie nad nią kontroli. Taki los spotkał XIX-wieczną ideę Rosji - żandarma Europy; podobnie stało się z panslawistyczną ideą Wszechsłowiańskiego Domu, a także bardziej współczesną leninowsko-stalinowską ideą Europy radzieckich republik socjalistycznych.
Problem Polski okazywał się zatem dla Rosji problemem nierozwiązywalnym, i to niezależnie od przewagi rosyjskiego oręża i stopnia rosyjskiej dominacji nad Polską. Tuż po stłumieniu Powstania Listopadowego książę Piotr Wiaziemski zanotował: "Polski nie można rozstrzelać, nie można jej powiesić, w ogóle siłą niczego trwałego, definitywnego osiągnąć nie można. Przy pierwszej wojnie, przy pierwszych rozruchach w Rosji, Polska powstanie przeciwko nam albo trzeba będzie przy każdym Polaku postawić rosyjskiego żandarma. Jest tylko jedno wyjście: porzucić Królestwo Polskie".
Z rosyjskiego punktu widzenia polski problem niemal automatycznie na porządku dnia stawia kwestię krajów położonych między Polską a Rosją. Zamiatinowie stwierdzają, że "Ukraina, Białoruś, Litwa - to polityczno-geograficzna granica między Polską a Rosją, swego rodzaju 'płaszczyzna wyrównywania', na której interesy geopolityczne obydwu krajów ustawicznie przeplatają się, tworząc kulturalnie, politycznie i ekonomicznie złożony krajobraz tego regionu". Dostrzegał to już w połowie XIX wieku Aleksander Hercen, zastanawiając się nad faktycznymi granicami między polskim a rosyjskim obszarem geopolitycznym. Jak stwierdzał, brak tu wyraźnej granicy naturalnej. Można natomiast wskazać na znamienne czynniki geocywilizacyjne: "Tam, gdzie lud wyznaje prawosławie, mówi językiem bardziej bliskim rosyjskiemu niż polskiemu, tam, gdzie zachował rosyjski tryb życia i wspólnotowe władanie ziemią - tam z pewnością zapragnie być rosyjskim. Tam, gdzie lud wyznaje katolicyzm lub grekokatolicyzm, tam, gdzie utracił 'obszczinę' i wspólnotowe władanie ziemią, tam z pewnością czuje się silniej związany z Polską i pójdzie za nią".

Koncepcja "Wielkiego Limitrofu"

Elita rosyjska nigdy też nie wyzbyła się obaw przed polską aktywnością na litewsko-białorusko-ukraińskim pomoście oddzielającym Rosję od Polski. Obawy takie przejawiała nawet wówczas, kiedy imię Polski wymazane było z politycznej mapy Europy, a kwestia polska wydawała się ostatecznie pogrzebana. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w końcu XIX wieku, ale właśnie wtedy wybitny historyk rosyjski Wasilij Kluczewski pisał z niepokojem o "widmie Rzeczypospolitej powstającej ze swojej historycznej mogiły".
Polska jest bowiem postrzegana jako komponent szerszej konstrukcji geopolitycznej o znaczeniu przekraczającym ramy regionalne, a definiowanej nawet jako jeden z potencjalnych graczy w skali globalnej. Konstrukcję taką opisywał Wadim Cymburski, określając ją "Wielkim Limitrofem" (wielkim pograniczem). Biegnie on od Finlandii, przez region bałtycki, Polskę, Ukrainę, Azję Środkową aż do Mongolii lub nawet Korei. Sięga więc dalej na wschód niż idea prometejska rozwijana w II Rzeczypospolitej.
Koncepcja "Wielkiego Limitrofu" jest punktem wyjścia rozważań Stanisława Chatuncewa. Jego zdaniem, Polska może pokusić się o to, żeby być jednym z liderów całego kompleksu państw postsowieckich i postsocjalistycznych położonych w obrębie bałtycko-czarnomorskiego Międzymorza stanowiącego kluczowy segment "Wielkiego Limitrofu". Odmawia jej jednak zdolności do samodzielnego formułowania swojej polityki w oparciu o własne koncepcje. W arbitralny, choć nieodosobniony na gruncie rosyjskim sposób oświadcza: "Lokalna polityka Warszawy, ukierunkowana na wyparcie Rosji z regionu bałtycko-czarnomorskiego, stanowi element globalnej polityki USA, której celem jest wyłączne geoplanetarne przywództwo, a instrumentem przewaga w sferze wojennych i informacyjno-komunikacyjnych technologii, w kosmosie, na wodach Światowego Oceanu, a także - kontrola nad systemem limitrofów okrążających cywilizacje eurazjatycko-afrykańskiego megakontynentu".

Winy "pańskiej Polski" wobec Ukrainy i Rosji Sowieckiej

W rosyjskich refleksjach geopolitycznych często można spotkać się z rozpamiętywaniem przewin, które Polska jakoby popełniła wobec Rosji. Nagminnie spotykamy się z eksponowaniem krzywd, jakich naród ukraiński doznał od "pańskiej Polski". Ale sąsiaduje ono z tezą brzmiącą jak zarzut, że to "Polacy wymyślili Ukraińców", że Ukraina, naród ukraiński i ukraiński język to efekt polskiej historycznej intrygi wymierzonej w Moskwę, jako główną, jeśli nie jedyną spadkobierczynię tradycji Rusi Kijowskiej i stąd mającej prawo panować nad wszystkimi "ruskimi" narodami. Intrygę tę zaczęli Polacy knuć natychmiast po rozbiorach. Przypomina się w tym zakresie tezy polskiego XIX-wiecznego historyka Franciszka Duchińskiego podkreślającego wspólnotę plemienną Polaków i Ukraińców (używał terminów Polanie Zachodni i Polanie Wschodni), a negującego słowiański charakter Moskwy i Moskali, którzy mieli być zeslawizowanymi Fino-Mongołami. O tym, jak ciągle żywe są tego typu zarzuty, świadczą chociażby wypowiedzi Natalii Narocznickiej, deputowanej do Dumy z ramienia partii Rodina. Z przekąsem stwierdza ona, że popularne w zachodniej części Ukrainy tezy o odrębności "aryjskich Ukraińców" od "turańskiej Moskowii", które rozwijał w swojej "Historii Ukrainy" Mychajło Hruszewski, pochodzą właśnie od Franciszka Duchińskiego.
W ocenie przynajmniej części kół rosyjskich Polska ponosi także odpowiedzialność za upadek Związku Sowieckiego. Ten element odegrał istotną rolę we wprowadzeniu nowego święta państwowego Rosji: 4 listopada - dnia jedności narodu. W ten sposób elita rosyjska realizowała polityczny plan, w którym niepoślednią rolę miały odgrywać historyczne analogie. Tak jak w 1612 roku wysiłkiem całego narodu zakończono "Wielką Smutę", tak i teraz pod warunkiem zjednoczenia wszystkich Rosjan zakończona zostanie obecna "smuta" będąca rezultatem rozpadu Związku Sowieckiego, co było - według Władimira Putina - największą katastrofą geopolityczną XX wieku. "A dlaczegóż to klasowe imperium wzięło i rozwaliło się?" - retorycznie pyta, ironizując, litewski autor Saulius Stoma. Odpowiedź znajduje w licznych publikacjach, jak i w obiegowych opiniach pojawiających się w kręgach rosyjskich: "Wszystkiemu winna Polska ze swoją 'Solidarnością' i papieżem rzymskim - historycznym wrogiem Rosji, a następnie Litwa - buntownicza republika. I oczywiście na wskroś przegniły Zachód tylko czyhający na to, by zawładnąć duszą Rosji".
Nietrudno znaleźć potwierdzenie opinii Stomy w piśmiennictwie rosyjskim. Prawosławny publicysta Aleksander Jelisiejew, biadając nad upadkiem sowieckiego, ateistycznego "imperium zła", wskazuje właśnie na Polskę jako tę, która zadała mu decydujący cios. To w Polsce, przy "poparciu CIA i Watykanu", jak z pełnym przekonaniem wywodzi autor, powołano do życia antykomunistyczny ruch robotniczy w postaci "Solidarności". Fakt ten oznaczał zniweczenie podstawowego mitu sowieckiego, mitu o "wiodącej roli klasy robotniczej w ruchu komunistycznym i w budownictwie socjalistycznym". W ten sposób pozbawiono partię komunistyczną legitymizacji do sprawowania władzy. Oznaczało to także zakwestionowanie legitymizacji "ojczyzny światowego proletariatu" (czyli ZSRS) do odgrywania roli hegemona w tzw. obozie socjalistycznym. "Solidarność" i polski Papież to były "dwie celnie wystrzelone torpedy, które ugodziły w sowiecki okręt, po czym ten z wolna, lecz nieodwracalnie zaczął tonąć".
Według innych, upadek ZSRS t o pośmiertny tryumf króla Zygmunta III i jego wiekopomnego dzieła w postaci unii brzeskiej. Prawosławny duchowny ojciec Wsiewołod Czaplin w październiku 2004 roku ujawnił, że metropolita Kiriłł (obecny patriarcha) powiedział: "To unici rozwalili Związek Sowiecki, bo jeśli nie byłoby unii na Ukrainie, to Krawczuk nie postępowałby tak, jak postępował w 1991 roku pod wpływem radykalnych nacjonalistycznych sił, które ożywiała kultura polityczna związana z unią, związana z grekokatolicyzmem". Czaplin w pełni zgadzał się z opinią ówczesnego metropolity, stwierdzając, że: "Faktycznie, postępowanie prezydenta Ukrainy było podstawowym czynnikiem, który odegrał decydującą rolę w procesie rozpadu Związku Sowieckiego, a to postępowanie - na ogół - było wyznaczane przez te skrajne, nacjonalistyczne siły, które u steru władzy i na czele społecznych procesów na Ukrainie Zachodniej postawili Polacy, tworząc w 1596 roku unię".

Pomarańczowy spisek i "Nowa Rzeczpospolita"

Kolejnym polskim spiskiem określana jest "pomarańczowa rewolucja" na Ukrainie z grudnia 2004 roku. Wersję o polsko-amerykańskim spisku głosił wysoko politycznie uplasowany politolog, doradca Kremla, Siergiej Markow. Według niego, scenariusz wydarzeń na Ukrainie został przygotowany w ramach "polskiej diaspory", a konkretnie był on autorstwa Zbigniewa Brzezińskiego oraz jego synów Marka i Iana, a także Adriana Korotnickiego z organizacji "Freedom House".
Podobną interpretację wydarzeń prezentuje Władimir Żyrinowski i jego partia - organizatorzy demonstracji pod ambasadą polską w Moskwie, podczas której wznoszono okrzyki: "Polsko, ręce precz od Ukrainy!". Antypolskie akcenty pojawiły się także w wypowiedziach prezydenta Władimira Putina, krytycznie odnoszącego się do mediacji polityków polskich w trakcie kryzysu ukraińskiego.
Posądza się także Polskę o zamiar budowania "Nowej Rzeczypospolitej", a zdaniem Markowa, Jelisiejewa i innych "projekt odrodzenia Rzeczypospolitej" już jest realizowany. Według Jelisiejewa, "w skład tego bloku przewiduje się włączyć nie tylko Ukrainę z Litwą, ale i Białoruś - oczywiście po odsunięciu tam od władzy prezydenta Łukaszenki". Do konstelacji tej dołączane są także Gruzja i Azerbejdżan. Jednakże za główną siłę sprawczą dążącą do realizacji takiej koncepcji nieodmiennie uważa się Stany Zjednoczone zainteresowane tym, aby na pomoście bałtycko-czarnomorskim powstała geopolityczna przegroda oddzielająca Rosję od starej Europy zdominowanej przez oś niemiecko-francuską. Dla Polski - wieszczy Jelisiejew - może to skończyć się tym, że "zostanie wzięta w dwa ognie - europejski i rosyjski. I komuś tam może przyjść do głowy pomysł o nowym rozbiorze Polski". Dlatego też proponuje, żeby Polska, dla własnego dobra, stanęła na czele bloku państw - dawnych członków Układu Warszawskiego: Czech, Słowacji, Rumunii, Węgier, Bułgarii. Utworzenie takiego bloku leżałoby w interesie Rosji, choć nie musiałby on być prorosyjski. Natomiast nawet mowy nie może być o włączeniu w skład tego bloku Ukrainy, Białorusi oraz krajów bałtyckich. Stanowią one bowiem - zdaniem Jelisiejewa - wyłączną strefę rosyjskich interesów.

Eurokontynentalizm i euroatlantyzm

Receptą na przeciwstawienie się zamiarom amerykańskim ma być postawienie na prądy geopolityczne nurtujące Europę Zachodnią opozycyjne w stosunku do USA i skore do zacieśniania współpracy strategicznej z Rosją. W Moskwie lansowana jest teza o dwóch przeciwstawnych tendencjach występujących w Europie. Są to: eurokontynentalizm i euroatlantyzm.
Eurokontynentalizm bazuje na osi niemiecko-francuskiej, do której zaliczyć można także Hiszpanię. Orientacja ta, antyamerykańska, jest z tego względu traktowana jako potencjalny sojusznik Rosji. Euroatlantyzm natomiast reprezentowany jest przez Wielką Brytanię i kraje nowej Europy. Założeniem programowym tej orientacji są ścisłe związki z Ameryką. Zdaniem Dugina, "euroatlantyści tworzą 'sanitarny kordon' wokół Rosji. Jest to strategia skierowana nie tylko przeciwko Rosji, ale i przeciwko Europie, przeciwko Francji i Niemcom. Za pomocą 'kordonu sanitarnego' Amerykanie mogą kontrolować przepływ rosyjskich surowców do Europy, mogą rządzić swoim konkurentem, w razie konieczności hamując jego rozwój".
Eurokontynentalizm, jeśli weźmie górę w UE, może otworzyć przed Rosją szansę realizacji wielkiego projektu geopolitycznego, gigantycznego bloku kontynentalnego obejmującego Europę, Rosję, świat islamu i Chiny. Realizacja takiego bloku siłą rzeczy zostawić musi Stany Zjednoczone w pobitym polu. Koncepcję tę przedstawił Dugin 27 maja 2005 roku w Moskwie na zebraniu klubu "Europa".
Wstępem do realizacji tego projektu jest Gazociąg Północny traktowany jako wielka operacja geostrategiczna wzmacniająca oś Berlin - Moskwa. Z zadowoleniem przyjmowane są też zmiany polityczne zachodzące w obrębie bałtycko-czarnomorskim. Utworzenie rządu Donalda Tuska duginowski portal "Evrazia" potraktował jako pierwszy wyłom w kordonie sanitarnym. Z jeszcze większą satysfakcją przyjęto zwycięstwo prezydenta Wiktora Janukowycza na Ukrainie.

Autor jest historykiem, pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. Artykuł jest wykładem wygłoszonym podczas konferencji naukowej "Obraz historii Polski za granicą po 1989 roku", która odbyła się w dniach 19-20 marca br. w WSKSiM w Toruniu.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. '


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Pon Kwi 26, 2010 5:14 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Kwi 26, 2010 5:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100426&typ=my&id=my11.txt

NASZ DZIENNIK Poniedziałek, 26 kwietnia 2010, Nr 97 (3723)

"Katyń i Smoleńsk


Od momentu ujawnienia grobów katyńskich zbrodni tej nieodmiennie towarzyszyło kłamstwo. 16 kwietnia 1943 roku sowieckie Biuro Informacyjne wydało komunikat, w którym oświadczono: "Faszyści niemieccy kłamstwem i oszczerstwem próbują zamazać swoje własne zbrodnie, jakich dokonali na polskich jeńcach wojennych, którzy w 1941 roku znajdowali się na zachód od Smoleńska".

Na straży tej kłamliwej wersji, zdejmującej odium zbrodni z jej faktycznych, sowieckich sprawców, stała formacja polityczna, którą Stalin po II wojnie światowej zainstalował u władzy w Polsce. Jeden z jej czołowych przedstawicieli Władysław Gomułka przyznawał, że w maju 1943 roku napisał artykuł o zbrodni katyńskiej, w którym powielał sowiecką wersję wydarzeń. Jedyne, co zrobił później, to nie włączył tego tekstu do zbioru swoich pism wydanych w 1947 roku, czego - jak sam przyznaje - nikt nie zauważył ani w Moskwie, ani też pośród jego krajowych, komunistycznych konkurentów do władzy. Szczerze jednak przyznaje, że nawet później, kiedy dotarły do niego inne informacje o zbrodni katyńskiej, nigdy nie wystąpiłby przeciwko moskiewskiej wersji wydarzeń. "Bywają sytuacje - pisał w swoich wspomnieniach - kiedy w imię najżywotniejszych interesów narodu nawet brudne kłamstwo należy przybierać w szaty prawdy. Tak miała się sprawa z Katyniem".
Przyszło mu jednak dożyć czasów, kiedy Naród po wydarzeniach sierpniowych zażądał prawdy, a nie "brudnego kłamstwa obleczonego w szaty prawdy". Żądanie to oznaczało także kres systemu, systemu zniewolenia, który Gomułka współtworzył i którego sam omalże nie stał się śmiertelną ofiarą.
Prezydent Lech Kaczyński ostatnią swoją publiczną wypowiedź poświęcił ofiarom zbrodni katyńskiej. O przyczynie ich śmierci wyraził się następująco: "Niebezpieczna była ich wiara w wolną i suwerenną Polskę, w państwo demokratyczne, nowoczesne i silne, które zbudują po stuleciu zaborów. Nie o taką Polskę chodziło tow. Stalinowi. Dlatego zginęli. Bez sądu, wyroku, obrońców, bez winy".
Ale niewykluczone, że prawda, którą nadal skrywają moskiewskie archiwa, okaże się jeszcze straszniejsza. Być może potwierdzą one domysł - diagnozę Gomułki, który pisał, że w 1939 roku i później w polityce Związku Sowieckiego, w polityce Stalina "nie mieściła się żadna Polska", nawet w postaci republiki sowieckiej, obojętnie: wchodzącej lub niewchodzącej w skład ZSRS. Dlatego polscy oficerowie zostali rozstrzelani, bo Polski miało już nie być.
W trakcie jednej ze swoich pielgrzymek do Polski Papież Jan Paweł II przypomniał nam, w ślad za poetą Zygmuntem Krasińskim, że przeszliśmy próbę grobu. Rozmiary eksterminacji Polaków w XX wieku, tej dokonanej, a co jeszcze ważniejsze, tej planowanej, ciągle znamy tylko fragmentarycznie. Na ok. 22 tys. obliczane są straty wśród oficerów polskich, jeńców wojennych, którzy znaleźli się w zasięgu władzy sowieckiej. Szczątkowe dane z początku lat 20. pochodzące od sowieckich wojsk pogranicznych (które terrorem zajmowały się niejako "ubocznie") mówią o kilkunastu tysiącach Polaków (określanych jako Białopolacy) i ich poplecznikach rozstrzelanych bez sądu. W latach 1937-1938 miała miejsce tzw. polska operacja NKWD. W jej wyniku rozstrzelano 111 tys. osób.

Najcięższa próba

Często spotykamy stwierdzenie o skoordynowanym ludobójstwie. Podstawą tej tezy jest zbieżność czasowa między eksterminacją Polaków po wschodniej (sowieckiej) i zachodniej (niemieckiej) linii Ribbentrop - Mołotow. Być może badania archiwalne, których niezbędnym warunkiem jest otwarcie moskiewskich archiwów, pozwolą uściślić tę tezę.
Kilka lat temu została opublikowana w Moskwie książka Władimira Karpowa zatytułowana "Generalissimus". Autor pracował nad nią w latach 80., uzyskawszy dostęp do kremlowskiego archiwum Stalina. Stamtąd zaczerpnął sensacyjne informacje mówiące o ofercie "wodza narodów" z lutego 1942 roku skierowanej do Niemców i zawierającej propozycję zawarcia pokoju, a następnie włączenia się ZSRS, u boku III Rzeszy, do wojny przeciwko USA i Wielkiej Brytanii. Stalin obiecywał także stronie niemieckiej przystąpić do eksterminacji ludności żydowskiej. W wywiadzie prasowym Karpow powiedział, że w archiwum tym widział jeszcze inne porażające materiały, ale ze względu na ich wstrząsającą wymowę nie był w stanie ich wykorzystać. Na pytanie dziennikarza o treść tych dokumentów odpowiedział tylko, że była w nich mowa o współdziałaniu i wzajemnej pomocy między NKWD i gestapo w walce ze "wspólnymi wrogami". Retoryczne wydaje się pytanie, kto wtedy był owym "wspólnym wrogiem".
Polskość została więc wystawiona na najcięższą w swojej historii próbę. "Boże, jaki to straszny los być Polakiem" - skarga taka wyrwała się z ust jednej z ofiar masowych deportacji ludności kresowej na Syberię. Ale pisarz Zygmunt Nowakowski w 1945 roku, który przyjmował jako rok narodowej klęski i początek nowej niewoli dla kraju, a dla niego wygnania, żarliwie wyznawał: "Gdybym potrafił się modlić i gdybym miał po śmierci odrodzić się, modliłbym się o to, by - żyjąc raz drugi - żyć tylko tam, w Polsce. I tylko jako Polak. A za to, że jestem Polakiem - po swojemu, nawet dzisiaj - dziękuję Panu Bogu".
Niedawno Wojciech Jaruzelski podpowiadał władzom rosyjskim prostą odpowiedź na pytanie, kto dokonał zbrodni: "W Katyniu strzelał Stalin. Nie Pietrow czy Iwanow, strzelał Stalin". Nie sposób powstrzymać się w tym miejscu od refleksji, że od czasów Chruszczowa i XX zjazdu KPZR Stalin służył jako wygodne alibi, którym można było przykryć wszelkie nieprawości systemu, nie sięgając do sedna sprawy i nie podejmując analizy genezy zła. Wskazując na Stalina jako źródło zła, osłaniano nie tylko system tzw. socjalizmu, ale być może także pewne niepokojące cechy państwowości rosyjskiej jako takiej. Czym bowiem był system wprowadzony po rewolucji bolszewickiej 1917 roku: kontynuacją dawnego imperium rosyjskiego czy wręcz przeciwnie - zerwaniem z nim i jego tradycjami?
Po rewolucji bolszewickiej, wbrew oficjalnie głoszonym pacyfistycznym i internacjonalistycznym hasłom, nastąpiło zwielokrotnienie tendencji ekspansjonistycznych w Rosji. Współczesny autor Borys Szaptałow stwierdza: "Nowa ideologia, marksizm, siłą swojego mesjanizmu była doktryną ekspansjonistyczną. Ta nacierająca ideologia pozwoliła nowemu państwu i nowej klasie rządzącej znaleźć ideową podstawę w dziele odrodzenia ekspansjonizmu na zasadach bardziej odpowiadających duchowi XX wieku. Najazd na Polskę w 1920 roku był pierwszą próbą tego typu... Później Stalinowi udało się odrodzić państwową ekspansję w pełnym wymiarze prawie na wszystkich geograficznych kierunkach".
W latach 30. Jan Gamarnik, szef zarządu politycznego Armii Czerwonej, głosił tezę, że sowiecki żołnierz nie może teraz spocząć, jako że "włada on tylko jedną szóstą ziemskiego globu ziemskiego, a swoją bolszewicką misję będziemy uważać za wypełnioną wówczas, kiedy będziemy panować nad całą kulą ziemską". Także przywódca współczesnych komunistów rosyjskich Giennadij Ziuganow widzi w Związku Sowieckim przede wszystkim "kontynuatora rosyjskiej tradycji geopolitycznej".
Ale nie brak także opinii traktującej bolszewizm jako brutalne przerwanie rosyjskiej państwowości i linii rozwojowej narodu rosyjskiego. Podkreślają one, że porewolucyjny terror miał przede wszystkim charakter antyrosyjski, antynarodowy. Ofiary rewolucji, wojny domowej i porewolucyjnego terroru obliczane są na 18 milionów osób. Taką liczbę podawał jak najdalszy od współczucia dla Rosjan i Słowian Adolf Hitler. Przypominane są porażające swoją bezwzględnością wypowiedzi Lwa Trockiego, że Słowianie to nawóz historii, lub Włodzimierza Lenina: niech zginie nawet 90 proc. Rosjan, byleby 10 proc. dożyło komunizmu. Zwraca się jednak uwagę, że obok procentowej nadreprezentacji Słowian wśród ofiar bolszewickiego terroru dostrzegalna jest wśród nich także nadreprezentacja Polaków.

Polska gwarantem równowagi

Tragedia katyńska splotła się na naszych oczach z tragedią smoleńską, która pochłonęła życie prezydenta Rzeczypospolitej i czołowych przedstawicieli polskiego życia politycznego. Spośród wielu komentarzy rosyjskich (niestety, niektóre są prostackie w treści, typu: zginęli wrogowie Rosji) zwraca uwagę komentarz znanego politologa Gleba Pawłowskiego. Pisze on, że tragedię smoleńską można rozpatrywać na trzech płaszczyznach, jakby niezwiązanych ze sobą. Pierwsza jest czysto racjonalna; druga to płaszczyzna polskiego szoku: "Śmierć jakby krąży nad Polską. Drugi Katyń na powrót prowadzi ich, Polaków, do przeżywania tego pierwszego".
Pawłowski dostrzega jednak, że jest także trzecia płaszczyzna, "dziwna, mistyczna, ale ona może się okazać główną dla przyszłości. Bywają na świecie katastrofy - stwierdza Pawłowski - pozbawione bezpośredniej politycznej przyczyny, ale nie wiadomo dlaczego stające się zapowiedzią czegoś o wiele gorszego. I tak 'Titanic' zatonął w przeddzień I wojny światowej. A Polska często była 'Titanikiem' świata. Polskie katastrofy w jakiś dziwny sposób zwiastowały światowe katastrofy. Dlaczego - nie wiadomo. Ale wydarzenia zaczynające się z powodu Polski albo w związku z nią zawsze kosztowały świat drogo. Szczególnie Rosję. Najbardziej pamiętna II wojna światowa, rozpoczęta z powodu Polski, a przecież nie jest to wydarzenie jedyne ani nie ostatnie. Dzisiaj - wyznaje Pawłowski - odczuwam dreszcz na myśl, że oto światu znowu zostały ukazane 'polskie stygmaty'. Jak odczytywać ten znak, na razie nie wiadomo, ale przecież wiemy, że nasz świat znajduje się na progu przemian, których kierunek jest nam nieznany. Bardzo chciałbym mieć nadzieję, że smoleńska katastrofa nie jest zwiastunem czegoś o wiele gorszego, do czego nie jesteśmy przygotowani".
Wstrząsające przeczucia, ale trudno jest je zbagatelizować nam, Polakom, zwłaszcza kiedy popatrzymy na własne dzieje przez pryzmat najbardziej traumatycznych doznań, jakimi były dla nas rozbiory. "Wszyscy zapłacimy za rozbiory Polski" - powiedział wybitny brytyjski filozof i mąż stanu Edmund Burke. Przyznawał mu rację arcybiskup Dominiques Pradt, ambasador Francji w Wielkim Księstwie Warszawskim. "Za rozbiory - pisał on - Rosja zapłaciła spaleniem Moskwy, Napoleon utratą korony, a cała Europa zachwianiem równowagi". Historycy na ogół nie eksponują tego faktu, ale wszystko wskazuje na to, że paroksyzm wojenny, który na przełomie XVIII i XIX wieku na ponad 20 lat ogarnął Europę i spowodował wielomilionowe straty ludzkie, był konsekwencją właśnie zachwiania europejskiej równowagi, co było spowodowane rozbiorami Polski.
Napoleon nie zdecydował się na odbudowę Polski, co równałoby się przywróceniu równowagi. W liście do cara Aleksandra I pisał: "Zgadzam się na to, aby imię Polski i Polaków wykreślone zostało nie tylko ze wszelkich politycznych układów, ale nawet z historii".
Jeszcze bardziej tragiczne skutki przyniósł kolejny słynny układ rozbiorowy, który przeszedł do historii pod nazwą paktu Ribbentrop - Mołotow. Tym razem Moskwa nie została spalona, ale ówczesny ZSRS poniósł dotkliwe straty materialne i ludzkie (30 mln), co być może złamało dynamikę rozwojową narodu rosyjskiego. Spalony został Berlin, a Niemcy na ponad 40 lat same zostały poddane rozbiorowi. Oblicza się, że wskutek tego kataklizmu poniosło śmierć 15 mln ludzi po stronie państw Osi i 55 mln po stronie Sprzymierzonych (w sumie 70 mln).
Spośród innych konsekwencji rozbiorowego paktu Ribbentrop - Mołotow wymienić należy zagładę wielomilionowej rzeszy Żydów europejskich. Jak pisał Aleksander Sołżenicyn: "Ten pakt stał się śmiertelnym ciosem wymierzonym we wschodnio-europejskich Żydów". W tym miejscu chciałoby się pominąć milczeniem entuzjastyczną reakcję mniejszości żydowskiej na bezpośrednią konsekwencję tego paktu, czyli wkroczenie wojsk sowieckich na wschodnie kresy Rzeczypospolitej, o czym pisał swego czasu prof. Jerzy Robert Nowak, a ostatnio prof. Krzysztof Jasiewicz.
Odnotujmy także ważne przesunięcia na międzynarodowej szachownicy, a więc przede wszystkim upadek Imperium Brytyjskiego.
"Quantilla sapientia regitur mundus" - oświadczył swego czasu szwedzki mąż stanu Axel Oxenstierna ("Jakżeż małą mądrością rządzony jest ten świat"). Miejmy nadzieję, że współcześni politycy świata wzniosą się ponad przeciętność i odczytają właściwie ten podwójny katyńsko-smoleński znak.
Prof. Tadeusz Marczak

Autor jest historykiem, pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Kwi 26, 2010 7:38 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Moskwa Tarasa Szewczenkę czytała: "Z z Vilnym Lachom Vilny Rus"
- czyli z wolnym Polakiem wolny Ukrainiec. Przecież Rosjanie umieja liczyć. Jeśliby powstala unia polityczna i wojskowa od Tallina do Baku, od Warszawy do Sofii to żaden Moskal ani Niemiec by nie podskoczył!

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jaszczur
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 06 Paź 2009
Posty: 88

PostWysłany: Wto Kwi 27, 2010 12:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Od mniej więcej 1949 r. koncepcja Haushofera osi Berlin-Moskwa-Tokyo została zastąpiona (a raczej zmodyfikowana) koncepcją "Berlin-Moskwa-Pekin". "Wielkie Sino-Sowieckie Imperium Eurazjatyckie", z satelitami w postaci Iranu, części krajów arabskich (Syria, Libia, Sudan), Wietnamu, Laosu, Birmy (kraj ten pracuje nad bronią "A") plus: antyamerykański, neokomunistyczny blok w Ameryce Łacińskiej, pod przywództwem tow. Castro i Chaveza i afrobolszewickie satrapie w Afryce - RPA o kluczowym położeniu geostrategicznym, tzw. "zimbabwe", DRK, Mozambik.
Limitrof neosowiecji ? Chyba w pasie planetoidów...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Wto Kwi 27, 2010 11:40 am    Temat postu: Czy Generalissimus chce doktorat humoris causa? Odpowiedz z cytatem

Czy Generalissimus chce doktorat humoris causa?

Wojciech Jaruzelski napisał:
"W Katyniu strzelał Stalin. Nie Pietrow czy Iwanow, strzelał Stalin".


W Grudniu 1970 r. i w Grudniu 1981 r. też nie strzelali X, Y ani Z, strzelał Jaruzelski!

Rozumowanie Generalissimusa jest żywcem wzięte z rozumowań hitlerowskich zbrodniarzy ― przynajmniej z 2 takich przypadków. W słynnym procesie norymberskim oskarżeni zrzucali winę na samobójcę tow. Adolfa Hitlera. On był ten zły, a oni tylko wykonywali ― ze strachu o swoje życie, rzecz jasna ― jego rozkazy. Dekadę później, chyba w 1958 r., w zachodnioniemieckim mieście Giessen (albo: Giesen) odbywał się proces kilku oskarżonych o zbrodnie popełnione w moim rodzinnym miasteczku Skarszewy ― tamci również tłumaczyli sie tak samo jak ich wybitniejsi koledzy po fachu w Normymberdze, a tylko wybrali sobie pośledniejszego samobójcę, którym był tow. Ernst Günther Modrow, także wódz NSDAP, lecz tylko na powiat kościerski. Mieli większego farta niż podsądni w Norymberdze, wszyscy otrzymali łagodne a nawet bardzo łagodne wyroki.

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Sro Kwi 28, 2010 10:01 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Kwi 27, 2010 8:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tu sobie rzeczywiście sowiecki generał w polskim mundurze wypalił sobie w stopę. A kto mordował księży? A jak się nazywali nieznani sprawcy? Otrzymaliśmy dobrą podpowiedź.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum