Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Refleksja na czasie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Lut 13, 2007 9:03 am    Temat postu: Refleksja na czasie Odpowiedz z cytatem

Refleksja na czasie

Dość długo obserwuję "polskie" media i widzę, że kierują się one specyficznym rozumieniem prawdy. Czy coś się w Polsce pod tym względem poprawi, nie wiadomo; różne czynniki polityczne wysilają się bowiem, aby dziennikarzy wyjąć spod obowiązku lustracji. Kto jako tako zna historię Polski, ten wie, że oprócz politruków i bezpośrednich agentów Moskwy najwięcej zła wyrządzili Narodowi Polskiemu dziennikarze piszący na zamówienie określonych ośrodków i w duchu określonej "poprawności politycznej".
No bo dlaczego taka awantura powstała nagle wokół osoby księdza arcybiskupa Stanisława Wielgusa, który - realnie patrząc - nigdy nie był niczyim agentem, a tymczasem u nas w Polsce agentów co niemiara i te "papierowe tygrysy" czy "elektroniczne jastrzębie" przymykają oczy na trwającą dziesiątki lat hańbę narodową i nie tykają piórem głównych winowajców i zdrajców Ojczyzny, winnych tylu zbrodni, że nie sposób nawet ich wyliczyć? I ta obiecywana i tyle razy modelowana lustracja gotowa się zamienić (dzięki absencji bardzo zapracowanych senatorów czy posłów) w rytuał grzecznościowy w stylu anegdoty z epoki oświecenia: "Czym Wasza Wysokość raczyła obrazić Pana Boga?". Ubawił mnie felieton Stanisława Michalkiewicza pt. "Legenda o św. Oleksym". Tytuł doskonale ilustruje tendencję, ku której kieruje się "surowe" prawo o lustracji. Śmiać się czy płakać?
Tymczasem z satysfakcją przeczytałem artykuł Andrzeja Gierecha pt. "Nie chcemy takich sądów" ("Niedziela", nr 4, 28 stycznia 2007, s. 27). Autor zwięźle podsumowuje sens całej akcji przeciw księdzu arcybiskupowi i jako prawnik ocenia negatywnie wydźwięk całej tej historii. Ponieważ ksiądz arcybiskup był w czasie tej brutalnej nagonki bezbronny i nie mógł korzystać z przysługujących mu praw, powinno się obecnie otworzyć jakiś normalny proces, w którym zostałby wyjaśniony stan faktyczny (zwłaszcza po ujawnieniu faktu sfałszowania tzw. podpisu) oraz nastąpiłoby naprawienie naruszonej czci. Można nawet postawić tezę - w kontekście chrześcijańskiej wizji życia i historii - że skoro nastąpiło publiczne kamienowanie, skazanie na polityczną śmierć i w pewnym sensie pogrzebanie księdza arcybiskupa pod lawiną druku, powinno teraz nastąpić zmartwychwstanie, czyli powrót do urzędu, jaki był mu powierzony i który legalnie objął. Wszystkie okoliczności wskazują bowiem na to, że rezygnacja była wymuszona i że całą kampanię prowadzącą do tego starannie przemyślano, wyreżyserowano i przygotowano przy udziale czynników władzy politycznej, tak aby zadać druzgocący cios człowiekowi, którego panicznie bała się (i boi się) laicka lewica. Musi dać do myślenia zdanie wypowiedziane przez pewnego dostojnika (nie określam go bliżej), powtórzone mi przez telefon przez kogoś czujnie śledzącego programy TV, sformułowane w znaczący sposób: "Operacja się udała". Ktoś się po prostu "przejęzyczył", dając dowód, że chodziło tu o "działanie operacyjne", czyli po prostu o "operację", w tym sensie, w jakim posługiwano się tym terminem w kołach ubowskich i w ogóle "agentów" prowadzących "operacje" przeciw Kościołowi. To daje do myślenia. A więc proces rehabilitacyjny ks. abp. Wielgusa jest prawnie możliwy i moralnie konieczny. Ale chyba dopiero po uczciwej lustracji prokuratorów, sędziów i dziennikarzy.

Potrzebny ogólny rachunek sumienia
Te i tym podobne wydarzenia zmuszają nas do zadania sobie pytań w formie rachunku sumienia: czy potrafimy sami uczciwie korzystać z mediów i czynnie popierać te służące prawdzie, a bojkotować takie, które służą ideologii antykościelnej i antychrześcijańskiej? Czy właściwych kryteriów dla oceny rzeczywistości szukamy w Ewangelii, w Słowie Bożym, a nie w tym, co krzykliwe i modne, choć przyziemne i niegodne człowieka? Czy potrafimy zrezygnować z bałamutnej i ogłupiającej telewizji na rzecz prasy katolickiej i poważnej lektury religijnej? Czy stać nas (moralnie) na to, by zaprenumerować lub systematycznie kupować jedyny w Polsce dziennik katolicki, jakim jest "Nasz Dziennik"? Czy prenumerujemy choćby jakiś jeden tygodnik lub miesięcznik katolicki? Czy wspieramy czynnie Radio Maryja, tę jedyną katolicką rozgłośnię o zasięgu ogólnopolskim i światowym? Czy potrafimy reagować i interweniować, kiedy nasze dzieci czy wnuki wpadają w uzależnienie od pism pornograficznych lub jakichś grup o podejrzanej linii moralnej?
Czy zdajemy sobie sprawę, że 42 proc. dzieci jest już uzależnionych od programów pornograficznych? (NewsMax, 2 lutego 2007 r.). Czy oburza nas to, że w pewnych krajach (ostatnio w Wielkiej Brytanii) prawo będzie zmuszało katolików do oddawania dzieci do adopcji "parom" homoseksualnym (CWN, 30 stycznia 2007 r.)? Czy nie oburza nas, że w Portugalii wyznaczono termin referendum w sprawie legalizacji aborcji właśnie na 11 lutego, to jest w święto Matki Bożej z Lourdes? Czy wiemy, że w Szwajcarii funkcjonuje pod szyldem "Kliniki Godności" umieralnia, w której "serwuje się" śmierć na życzenie za jedyne 10 tys. dolarów? ("Daily Mail", 26 stycznia 2007 r.). Czy włączamy się świadomie w proces ulepszenia Konstytucji RP, aby wykluczyć u samych podstaw możliwość zagrożenia dla życia ludzkiego, szczególnie w sytuacji, kiedy jest ono słabe i bezbronne? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to obowiązek sumienia? Czy potrafimy tak sformułować naszą Konstytucję, aby skutecznie broniła nas przed zakusami ze strony Unii Europejskiej, w której ani prawo Boże, ani prawo naturalne w ogóle się nie liczy? Czy boli nas nieustanny wzrost wszelakich form rozwiązłości lub może obojętnie przechodzimy obok różnych sex-shopów, stoisk z prasą pornograficzną, lub reklam agencji towarzyskich, oswajając się z tym obyczajem poniewierającym ludzką godność? Czy uważamy, że tolerancja oznacza wyrozumiałość dla człowieka czy raczej zgodę na grzech lub zbrodnię? Czy potrafimy po imieniu nazwać zło złem i grzech grzechem?
Tak czy inaczej należy bacznie obserwować procesy rozpadu obyczajów chrześcijańskich i zaniku katolickiej kultury wypieranej przez brutalny nacisk propagandy laicyzmu, relatywizmu i materializmu praktycznego. Być może już przekroczyliśmy punkt krytyczny w tym ześlizgu na drogę niewiary i moralnej pustki: kto to dokładnie wie? Nie możemy się łudzić liczbą ludzi obecnych na wyjątkowych nabożeństwach: na przykład na Pasterce czy na Rezurekcji. Sądząc po różnych internetowych komentarzach, wzrasta chyba liczba ludzi, którzy cynicznie drwią z religii i Kościoła. Jeden ze sprawdzianów moralnej szlachetności osób to wrażliwość na dobro wspólne i honor Ojczyzny. Niestety, istnieje już duży procent ludzi, dla których patriotyzm to puste słowo (sam spotkałem takich); a czymś wstrząsającym była dla mnie wiadomość, że przeszło połowa Polaków pozytywnie ocenia narzucony Polsce przed 25 laty stan wojenny. Jest to dowód na to, że sumienie bardzo wielu ludzi albo przestało funkcjonować, albo zostało zdeformowane przez długoletnią propagandę kłamstwa i cynizmu moralnego.

Kryzys kultury moralnej i pedagogicznej
Budzi się uzasadnione pytanie: czy tych Polaków nikt nie wychowywał? Czy ich nikt nie uświadamiał na temat tego, czym jest niepodległość, suwerenność, wolność, za którą cierpiały niezliczone rzesze Polaków? Jest to pytanie o prawidłowy kierunek działalności wychowawczej prowadzonej przez rodzinę, szkołę, organizacje młodzieżowe, jest to pytanie o patriotyczny profil kultury, społeczeństwa z całym bogactwem jego struktur. Kto wychowywał tych ludzi? Oczywiście prawdziwy - jak ufam - polski rząd mamy dopiero od przeszło roku i równocześnie jasno widać, z jakimi oporami i z jakimi kłodami rzucanymi pod nogi rząd ten musi się zmagać, aby realizować program odrodzenia Polski. Widać tu czarno na białym, kto żywi szczere uczucie patriotyczne, a kto jak wściekły pies rzuca się na wszelkie próby reformy edukacji czy uzdrowienia stosunków społecznych i politycznych. Na powierzchnię życia politycznego wypełzły wszelkie potwory, gady i smoki wyhodowane w moralnych jaskiniach socjalizmu, ateizmu, liberalizmu i protestują przeciw wszelkim działaniom, które mają jeden cel: "aby Polska była Polską". Dlaczego takie rozbicie? Jeżeli - jak powiedział Benedykt XVI - Chrystus jednoczy różne narody, czyniąc je swoim Kościołem, to dlaczego nie może zjednoczyć naszego Narodu? Komu to przeszkadza? Czy takie właśnie zjednoczenie nie byłoby znakiem prawdziwej świadomości katolickiej?
W najnowszym numerze "Ethosu" (75/2006, s. 229 nn.) opublikowano refleksje prof. Tomasza Strzembosza na temat wychowania napisane w 2002 r., a opublikowane w 2005 roku. Mimo iż upłynęły już cztery lata od ich powstania, refleksje prof. Strzembosza uderzają swoją aktualnością. Pisze on bowiem: "Kiedy myślę o polskiej przyszłości [...] martwi mnie przede wszystkim to, że w zakresie atmosfery wychowawczej tkwimy nadal w epoce stalinowskiej i poststalinowskiej, a pod pewnymi względami jest w tej mierze jeszcze gorzej". Autor zwraca uwagę na to, że całe społeczeństwo ze wszystkimi elementami etyczno-kulturowymi, niestety w dużym stopniu negatywnymi, wpływa na formację jednostki. Twierdzi, że wprawdzie jest III Rzeczpospolita, ale "dotychczas funkcjonuje i urabia ludzi stalinowski system wychowawczy. Trwa i urabia ludzi, więcej - umacnia się z dnia na dzień i promieniuje na coraz to nowe pokolenia Polaków". Strzembosz twierdzi, że "system ten [...] charakteryzuje swoista, niepowtarzalna schizofrenia". Z jednej strony wychowanie odwołuje się do bohaterskich stron walki o niepodległość (walki z okupantem), z drugiej strony system ten niszczy bezlitośnie wszystkich tych, którzy "z pobudek patriotycznych czy ideowych podjęli podziemną czy jawną walkę z systemami okupacyjnymi". Byli oni po zakończeniu wojny prześladowani i represjonowani aż do kary śmierci włącznie. Tymczasem wpływowe stanowiska społeczne i polityczne powierzano ludziom gotowym służyć bez zastrzeżeń komunistycznej partii. Ludzie, chcąc przeżyć, szli na kompromis i zgadzali się lojalnie pełnić zadania powierzone przez czerwonych okupantów. "Ludzie, którzy tak postępowali, nie tylko tworzyli 'nowe fakty', lecz także w sposób istotny wpływali na świadomość i postawy swoich dzieci i wnuków, oddziaływali (chcieli tego czy nie) na atmosferę społeczną, wyrażali jakieś poglądy, adekwatne do poczynań i przekonań. Powstał etos 'cwaniaka'. Adaptacja ta, w niektórych środowiskach mająca charakter masowy, w sytuacji gdy dokonywała się pod przymusem, rodziła dalsze schizofreniczne, chore zjawiska: podwójność odczuwania - i mówienia, odmienność słów - i czynów, prezentowanie innych poglądów w bliskim gronie - i w środowiskach obcych czy oficjalnych; powszechny niemal zakaz, by dzieci w szkole nie mówiły tego, co słyszą w domu, powszechność posiadania dwu prawd: jednej na użytek własny, drugiej na użytek publiczny".
Istotnie, taka alienacja sumienia niszczy od podstaw całe dzieło wychowania. Ale prof. Strzembosz zwraca uwagę na jeszcze inny element niszczący etos społeczny: "Drugim zjawiskiem, które charakteryzowało ową stalinowską i poststalinowską rzeczywistość wychowującą, była bezkarność zbrodni, jeżeli tylko (zbrodnia) była dokonywana 'w interesie socjalizmu': socjalistycznego państwa, socjalistycznej władzy, przodującej partii robotników i chłopów, a nawet reprezentujących je ludzi jako prywatnych osób [...]. System ten dotyczył także gospodarki [...]. Była to więc spójna, całokształtna rzeczywistość, która zarazem wytwarzała określone zjawiska i emitowała je do ludzkiej świadomości". Profesor Strzembosz zwraca uwagę na to, że po tak zwanym uzyskaniu niepodległości nic się w istocie nie zmieniło. "Bardzo szybko okazało się, że [...] tamte, zdawałoby się osądzone i odrzucone 'reguły gry', obowiązują nadal, a nawet dobrze pasują do nowej rzeczywistości. Dlaczego? Otóż w ciągu trzech lat istnienia nowego systemu politycznego i tworzenia pod każdym względem nowych warunków życia w niepodległym państwie, które niepodległość tę uzyskało w długotrwałym i ostrym starciu z komunistycznym, kolaboracyjnym reżimem, żadna zbrodnia (dosłownie: żadna) nie została ukarana, żaden kolaborant nie został autentycznie napiętnowany. Ponadto wytworzona w tamtych czasach hierarchia: władzy, prestiżu, możliwości nacisku, możliwości finansowych, w zasadniczym kształcie została zachowana [...]. W skali kraju, w skali ogólnospołecznej, system komunistyczny nie tylko pozostał żywy, ale nie został nawet potępiony w swoich ludziach i w swoich instytucjach [...]. Powstają ponadto nowe pola, na których stare 'reguły gry' zachowały swą aktualność. Nie zostały dotąd osądzone współczesne wielkie afery gospodarcze ze 'sznapsgate' na czele; dawni 'właściciele Polski Ludowej' zyskują coraz większą władzę gospodarczą na zasadzie dawnych układów, dawnych możliwości finansowych; przetworzenia władzy politycznej w ekonomiczną". Opuszczam szereg dalszych, ciekawych refleksji. Istotnie, brzemię moralne i duchowe okupacji komunistycznej zaciążyło tragicznie na świadomości społeczeństwa i jednostek. Autor kończy swoją refleksję: "Naprawdę martwi mnie nie niski standard polskiej produkcji, a to, co przekazywane od lat pięćdziesięciu kolejnym pokoleniom może spowodować, że najlepsi i najwrażliwsi będą konkludować jak autorka cytowanego już wiersza: 'nie trzeba umierać i żyć nie ma po co'. Albo dojdzie do rewolucji - tym razem - krwawej" (s. 235).

Nowy totalitaryzm
Zjawisko kolektywizacji świadomości i alienacji sumień, charakterystyczne dla "kultury" stalinowskiej, wisi jak ciężka chmura nad dziełem edukacji i nad próbami uzdrowienia tego dzieła na wszystkich jego poziomach. Cała kultura uległa zmechanizowaniu i postęp toczy się raczej po torach społecznej grawitacji i ekonomicznego determinizmu, niż rozwija się mocą inspiracji pochodzącej od miłości prawdy.
Celem całego ruchu cywilizacyjnego powinno być dziecko. Jest to zgodne z tym, czego nauczał Karol Wojtyła o powołaniu mężczyzny i kobiety, którzy mają odzwierciedlać miłość Boga Ojca wobec rodzącego się życia. Jednak w cywilizacji dominuje teraz przekonanie wpojone przez uczone autorytety, że człowiek jest sumą potrzeb fizjologicznych. Z punktu widzenia "potrzeb" - potrzebne jest "coś", natomiast niepotrzebny jest "ktoś" - czyli człowiek. Dlatego człowiek rodzący się - a także człowieczeństwo tych, którzy są powołani do miłości rodzącej - zostaje usunięty poza zakres liczących się "wartości". Człowiek rodzący się jest traktowany jako niepotrzebny bagaż, który należy po drodze wyrzucić do jakiegoś śmietnika cywilizacyjnego. Łatwo to uczynić, ponieważ ten mały człowiek nie potrafi krzyczeć skutecznie w swojej obronie. Ale ten krzyk jest konieczny, ten "głos, który woła", jest niezbędny, aby obudził się człowiek zanurzony w śmiertelnym letargu.

"Niemy krzyk"
W minionym roku przeżyliśmy taki wstrząs i społeczeństwo mogło usłyszeć "głos, który woła": był to głos 14-letniej gimnazjalistki, straszliwie skrzywdzonej moralnie przez jej kolegów, w gronie klasowym, w szkole, w czasie przeznaczonym na normalne lekcje, w Gdańsku, w tym mieście, w którym Papież Jan Paweł II przypomniał młodzieży bohaterskie Westerplatte. Był to głos tragiczny, głos protestu bez słów, wyrażony dramatycznym gestem targnięcia się na swoje młode życie. Kiedy odarto ją ze wszystkiego, co wyraża cześć dla świętości ludzkiego ciała, co buduje poczucie honoru i dumy dziewczęcej osobowości, co zawiera w sobie obietnicę wielkiej i pięknej miłości, wypełniającej sens życia i głębię tajemnicy osoby, kiedy podeptano w niej kobiecość, w której miał zabłysnąć splendor tytułu Dziewicy i Matki, dla Ani świat się zakończył, życie straciło swój sens. Uznała, że jedynym rozwiązaniem jest pożegnać się z tym okrutnym światem, który skrzywdził w niej całe piękno osobowego istnienia.
Ten czyn 14-letniej Ani pośrednio odsłania cały ogrom zła, całą skalę zbrodni, jaką wobec niej popełniono. Jej dramatyczne odejście stało się głosem protestu przeciw zdemoralizowanej szkole, przeciw pseudokulturze karmiącej się mitami i kłamstwem o wyzwoleniu "seksu", który rzekomo nie podlega żadnym normom moralnym. Był to głos protestu przeciwko zwyrodnieniu moralnemu środowiska, które brutalnie zdeptało poczucie wstydu, tej jedynej duchowej siły, która strzeże godności kobiety i broni sacrum małżeństwa jako przymierza miłości osobowej zakotwiczonej w Bogu. Był to rozpaczliwy, ale czytelny i jednoznaczny głos buntu przeciw temu światu, zdezorganizowanemu pod hasłem "róbta, co chceta", światu, w którym ciało człowieka, a szczególnie ciało kobiety, zdegradowano do roli sprzętu potrzebnego do zabawy. Był to głos wołający do nieba i ziemi przeciwko tej barbarzyńskiej rewolucji, która Boże Przykazania zamieniła na spis wskazań higienicznych mających na uwadze złagodzenie tempa rozpowszechniania seksualnych epidemii. Był to głos wołający o pomstę na tych, którzy wychowanie do miłości zamienili na instruktaż antykoncepcyjny i w swojej ślepocie moralnej nie dostrzegli, że cześć religijna należna ludzkiej płciowości (tajemnicy bycia mężczyzną i kobietą) jest wyrazem czci należnej dla Stwórcy, który przez stworzenie rodziny chciał być obecny pośrodku ludzkiej historii.
Był to głos protestu przeciwko tym wszystkim, którzy - także na szczytach społeczeństwa - świadomie czy z nierozumu - przykładają rękę do propagowania zgorszenia, wyrzucając do lamusa cały dorobek dwutysiącletniej pedagogii chrześcijańskiej i na to miejsce stawiają wątpliwej jakości "filozofie" niezdolne odróżnić człowieka od zwierzęcia i rzucające niedojrzałych młokosów w środek żywiołu rozpętanej namiętności, która w końcu zabija w nich poczucie człowieczeństwa. Jest to krzyk protestu przeciwko głupocie tych władz oświatowych, które poderwawszy autorytet Chrystusa i Jego Kościoła, na miejsce prawa Bożego wprowadzają "autorytet" pedagogów i psychologów. Grupa takich pedagogów i psychologów - jak się dowiadujemy (Onet.pl) - "wystosowała list otwarty w obronie pięciu gdańskich gimnazjalistów zamieszanych w molestowanie 14-letniej Ani". Pewnie chcą ich wyczyn potraktować jako dziecinny wybryk i uwolnić ich od kary. Podobno także matka tej nieszczęśliwej Ani wstawia się za chłopcami, twierdząc, że byli zbyt mocno ukarani (Polskie Radio, 7 lutego 2007 r.). Jednak nie można ich uznać za niewinnych. Przecież nieodłączną logicznie, psychologicznie i moralnie konsekwencją ich czynu jest śmierć dziewczyny, za którą właśnie oni odpowiadają bezpośrednio. Skoro ich działanie doprowadziło dziewczynę do śmierci - biorąc pod uwagę cały splot przyczyn łącznie z jej wrażliwością, obejmującą także jej wysokie poczucie godności, widoczne w niezwykle szlachetnym i subtelnym poczuciu wstydu - to trzeba powiedzieć, że są oni winni jej śmierci.
Są więc mordercami. Jak i mordercami są ci wszyscy - i to może jeszcze w wyższym stopniu - którzy w jakikolwiek sposób współdziałają z machiną niszczącą poczucie moralne, zabijającą sumienie, deformującą prawdę o człowieku, pozbawiając młodych odniesienia do Boga i Jego Prawa i redukując płciowość do obiektu o wartości rozrywkowej. Mordercami są także w jakimś ogólnym sensie ci wszyscy, którzy niszczą rodzinę ekonomicznie i kulturowo, niszczą etos małżeństwa, degradują godność powołania rodzicielskiego, uniemożliwiają rodzicom skuteczne zaangażowanie w dzieło wychowania dzieci. Mordercami są ci wszyscy, którzy poprzez cyniczną propagandę rozwiązłości uruchamiają łańcuch reakcji psycho-społecznych, który niejako z konieczności kończy się masowym mordem nienarodzonych dzieci. Ten "głos, który woła", będzie wołał nadal, aż obudzi sumienia śpiących Polaków na wszystkich szczeblach społecznych.

Głos Piotra
Także i głos Papieża woła, i również do nas można odnieść te ostrzeżenia, jakie sformułował w przemówieniu z 22 grudnia 2006 r., nawiązując do wizyty w Hiszpanii (Walencja). Benedykt XVI skrytykował wówczas dążenia do legalizacji tworów "małżeńskopodobnych" i powiedział: "W ten sposób zostają milcząco potwierdzone te zgubne teorie, które odrzucają znaczenie, jakie męskość i kobiecość posiada dla (tożsamości) osoby ludzkiej, tak jak gdyby chodziło o fakt czysto biologiczny; według tych teorii człowiek - to znaczy jego intelekt i wola - rozstrzygałby autonomicznie o tym, kim jest, a kim nie jest. W takim podejściu pozbawia się cielesność ludzką właściwej dla niej wartości (antropologicznej), ale w konsekwencji człowiek, usiłując uniezależnić się od swego ciała - to jest od "sfery biologicznej" - przekreśla swoje człowieczeństwo. Skoro zaś mówi się, że Kościół nie powinien mieszać się w te sprawy, wtedy możemy jedynie odpowiedzieć: czy może nas człowiek nie interesować? Czy ludzie wierzący, z tytułu wysokiej kultury ich wiary, nie mają może prawa zabierać głosu na ten temat? Czy nie jest raczej - waszym i naszym - obowiązkiem podnosić głos w obronie człowieka, tego stworzenia, które właśnie w swej niepodzielnej jedności ciała i ducha, jest obrazem Boga? Podróż do Walencji stała się dla mnie drogą odkrywania, co to znaczy być człowiekiem".
Głos Papieża podnoszony w obronie człowieka, wobec perfidnych zamachów kierowanych przeciw Bożemu stworzeniu w spoganiałej Europie, spotyka się z głosem 14-letniej Ani, budzącym sumienia uśpione w chocholim śnie społeczeństwa, nad którym zaciągnięto całun poststalinowskiej i posthitlerowskiej kultury.
Zakończę - tę przecież niedokończoną refleksję - fragmentem wiersza Kazimierza J. Węgrzyna:

Chcę w was zapalić płomień wstydu
bo sam od niego dzisiaj płonę
gdy z naszych sumień czas odziera
kryjącą dotąd nas zasłonę

Poprzebierani w cudze szmaty
w obcych kostiumach bez nauki
słuchamy słów z suflerskiej budy
i gramy rolę z głupiej sztuki
........................

Chcę w was zapalić płomień wstydu
w Teatrze Pospolitej Rzeczy
w nim niech goreje kłamstwo nasze
póki o litość nie zaskrzeczy...
(Płomień wstydu, w: Larum Polskie, s. 128).

ks. prof. Jerzy Bajda

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jerzy Dąbrowski
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2006
Posty: 314

PostWysłany: Wto Lut 13, 2007 5:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ks. Bajda a może Bujda?
Młodzież powiedziałby krótko SCHIZA.
Text jest długi nadaje się na kazanie i pewnie bym takiego wysłuchał w kościele. Ale niestety już na początku ksiądz wali pałką po sumieniu. Nie pozwala wierzyć w te słowa jak w Prawdę Objawioną gdy czytam na samym początku że ks. Wielgus: realnie patrząc - nigdy nie był niczyim agentem.
To odrazu ścina i każe się zastanowić z kim mamy doczynienia?
Jeśli to tylko kapłan który znając osobiście arcybiskupa nie może po prostu uwierzyć, to pół biedy. Ale trudno przyjąć że nie zauważył licznych kłamst i krętactw jakich arcybiskup dopuścił się w ostatnim czasie.
Ksiądz lubi chyba obrazy czarno-białe w których brak szarości i pewnie dlatego przeciwstawia "niewinną" Anię, jej "morderczym" kolegom z klasy. Niestety w całości ta sprawa wygląda trochę inaczej niż przedstawiły to media. Jest w niej trochę szarości. Choć zapewne ksiądz o tym nie wie więc nie ma tu jego winy.

A najpiękniej by było gdyby ksiądz Bajda opowiedział o swoich doświadczniach z kontaktów z eSBekami. I dla porównania zgodził się na wolny wgląd w materiały IPN-u każdemu zainteresowanemu. Nic tak nie uwiarygadnia jak brak tajemnic. Wtedy mogę słuchać każdej obrony "nieszczęsnego Grey'a". Nie boję się wtedy żadnej bujdy.

_________________
Nie jedna miarka wskazuje na Jarka,
Wi?c tak jak czuj? tak zag?osuj?!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum