Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Utrata suwerenności?
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Nie Maj 02, 2010 12:24 pm    Temat postu: Utrata suwerenności? Odpowiedz z cytatem

Zobaczcie tę dyskusję. Dla mnie odpowiedz typu "martwy lub czerwony" jest porażająca!

Juz pracują poputcziki Moskwy!!!!

http://prawda2.info/viewtopic.php?p=146738#146738

Bou




Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 154


PostWysłany: 13:36, 01 Maj '10 Pojedynczy postTemat postu: Odpowiedz z cytatem
Polska dziś stacza się już po równi pochyłej do utraty suwerenności. A co my
na to? Nie chcę teraz pisać o ludziach zaczadzonych kulturą Wojewódzkiego
czy też o tych, którzy ciężko pracując na byt swoich rodzin, nie mieli czasu
i możliwości rozejrzeć się wokół siebie. Chodzi mi o prawicę. Kibicowaliśmy
PiS z mniejszym czy większym zaangażowaniem, nierzadko z ironicznym
dystansem, mierząc tę partię według własnego ideału prawicy. Nawet taka
sprawa jak próba uratowania przed zniszczeniem jednego z naszych nielicznych
skarbów narodowych, jakim jest TVP z jej archiwami, u wielu z nas budziła
odrazę. Bo złe metody, bo obciach, bo gdzieś tam nastąpiło potknięcie. A
teraz nagle okazało się, że emocjonowaliśmy się sprawami trzeciorzędnymi.
Daliśmy się całkowicie rozpracować i zmanipulować przez zamknięcie się w
wygodnych dla przeciwników ramach debaty: że chodzi tylko o afery
korupcyjne, o walkę o stołki, a najbardziej to chodzi o wizerunek. Wielu
powtarzało uczenie, zgodnie z naukowym marketingiem, że gdyby Jarosław
Kaczyński ustąpił miejsca w partii młodszym i ładniejszym, to PiS miałby
lepszy wizerunek i dałby radę gładkiemu PO, a wszelkie problemy by się
skończyły.

Dziś widać wyraźnie, że byliśmy całkowicie ślepi na to, że gra cały czas
toczyła się o suwerenność Polski. Co więcej, okazało się, że nie jest to
abstrakcyjna gra, która w regionie, w którym od dziesiątek lat nie było
wojen, będzie trwać i trwać. Że możemy spokojnie oddać się - zależnie od
preferencji - konsumpcji, niespiesznemu demontowaniu bazy politycznej układu
pookrągłostołowego lub kłótniom, która prawica jest najlepsza: Kaczyńskich,
Korwina-Mikke, Jurka czy może Dorna albo Gowina (ostatni przykład razi
naiwnością, ale wielu nadal chętnie podtrzymuje mit "prawego skrzydła PO").
Narastające napięcie było, co prawda, wyczuwalne, ale nikt nie spodziewał
się, że pobudka będzie tak szokująca.

Zmiana koniunktury dla Polski nastąpiła jednak wcześniej, tylko że uśpiony
naród tego nie zauważył, a polskojęzyczne media starannie to ukrywały lub
wręcz sabotowały próby utrwalenia naszej chwiejnej suwerenności.
Przypomnijmy nasze wieloletnie próby zbliżenia się do USA i reakcję
polskojęzycznych mediów. Krytyka zaangażowania w Iraku i w Afganistanie.
Krytyka kontraktu na F-16. Wreszcie ostre zwalczanie MD (tarczy
antyrakietowej). Ta ostatnia inicjatywa mogła rzutem na taśmę uratować naszą
suwerenność, a Kaczyńscy za samo to dokonanie mogliby znaleźć się w
panteonie mężów opatrznościowych naszego kraju. Negocjacje z administracją
Busha były właściwie zakończone. Przypomnijmy, że po zwycięstwie PO w 2007,
to właśnie PO zaczęło usilnie szukać dziury w całym i sabotować zakończone
już negocjacje, uzasadniając to przed opinią publiczną argumentem zupełnie
idiotycznym wobec powagi sytuacji: że chcemy uzyskać od USA baterię rakiet
PAC-3 (Patriot). Jedną baterię. W rzeczywistości chodziło o uzyskanie
odpowiedniej zwłoki. Nawet po podpisaniu umowy strona Polska zwlekała z
ratyfikacją aż do zmiany administracji w USA. Przy spodziewanym zwycięstwie
Obamy można było przewidzieć, że nowa administracja straci zainteresowanie
dla projektu i tak też się stało. Gdyby jednak Tusk nie był polskim zdrajcą,
to zdołałby przeprowadzić projekt do fazy realizacji jeszcze za czasów
administracji Busha. A wtedy USA już nie wycofałoby się z tego projektu i
dzisiejsza sytuacja geopolityczna Polski byłaby diametralnie inna.

Przypomnijmy w tym miejscu złowróżbne spotkanie przywódców 1 września 2009
na Westerplatte. To tam Putin przy milczącej akceptacji Tuska ogłosił
początek budowy w Europie rosyjsko-niemieckiej struktury bezpieczeństwa.
Krótko po tym w bardzo znamiennym dniu - 17 września - USA ogłosiło
rezygnację z projektu MD. Czechy mogą znowu uznać Polskę za zdrajcę, bowiem
to nie Czechy zwlekały z ratyfikacją, by ułatwić naszym wrogom utrącenie
tego projektu. Nic dziwnego, że premierowi Czech tę informację przekazał
telefonicznie sam prezydent Obama, natomiast Tuskowi - sekretarz stanu
Clinton. Właściwie chciała przekazać, bo Tusk wolał zamknąć oczy na swój
upadek i nawet nie odebrał telefonu.

Obok doniosłych oficjalnych zdarzeń mają miejsce rozgrywki zakulisowe, walka
służb specjalnych. Jaka szkoda, że nie możemy bliżej zapoznać się z tą - z
pewnością niezwykle ciekawą - sferą. W 2008 roku pojawiła się niezbyt mocno
nagłaśniana, ale wyraźnie słyszalna informacja o zaginionym oficerze służb
specjalnych, był to szyfrant Stefan Zielonka. Bardzo mnie to zainteresowało.
Po raz setny a może tysięczny skonstatowałem, że to co za rządów PiS-u
spowodowałoby medialną burzę i żądanie natychmiastowego ustąpienia
"nieudolnego" rządu, za rządów PO przeszło bez większego echa. Tymczasem
wiadomość ta wydawała się bardzo groźna. Czy to nie zastanawiające, że ta
sprawa odżyła tuż po katastrofie w Smoleńsku? Jak wiązać te fakty?

Moim zdaniem dla nas, skromnych obserwatorów polityki, może być znaczący nie
tyle sam fakt zniknięcia owego Zielonki, co czas i sposób nagłośnienia tej
informacji przez media. Tajemnicze zniknięcia, niezrozumiałe dla postronnych
akcje, to zapewne nie jest żadna nowość w świecie służb specjalnych. Tyle że
te sprawy dzieją się całkowicie poza wiedzą społeczeństwa. Pełne agentów
polskojęzyczne media doskonale wiedzą, co im wolno mówić. Nawet gdyby jakieś
niezależne medium, takie jak "Gazeta Polska" i jej znakomici dziennikarze
śledczy, jakoś dotarło do śladów sprawy Zielonki, to mainstreamowe media
mogłyby - jak to czyniły wiele razy - całkowicie sprawę przemilczeć,
ewentualnie dziennikarzy wyzwać od oszołomów. A przy okazji rząd wysłałby na
nich ABW i prokuraturę. W takim razie, co oznacza oficjalne medialne
nagłaśnianie sprawy zbiegłego lub zabitego Zielonki?

Moja teza jest taka, że jest to jeden z całego zbioru starannie
przygotowanych sygnałów skierowanych do naszych sojuszników z NATO. Sygnały
te mają na celu pokazanie im, że Polska przestała być liczącym się,
wiarygodnym sojusznikiem i jako taka nie zasługuje na to, by nieść jej
pomoc. W tym miejscu nie ma najmniejszego sensu wymądrzanie się na temat
artykułu piątego. Wiemy doskonale, że Rosja potrafi tak realizować swoje
zamiary, by leniwym sojusznikom podać na tacy preteksty do stwierdzenia, że
ten artykuł w danej sytuacji nie ma zastosowania. A oni z każdego takiego
pretekstu skorzystają z ulgą (Niemcy nawet dogadają z Rosją wszystkie
szczegóły jeszcze przed ewentualną akcją).

Polska miała przez kilka chwil szansę na zaistnienie w NATO jako prawdziwie
wiarygodny sojusznik. Dwa główne czynniki, które dałyby nam taki status, to
rozwiązanie WSI i bliska współpraca z USA w dziedzinie obronności. Obie
sprawy były na doskonałej drodze do realizacji za rządów PiS. Po likwidacji
WSI, czyli gniazda rosyjskich szpiegów w samym sercu państwa, nasza
wiarygodność w NATO wzrosła skokowo. Należało jeszcze kontynuować zakupy
uzbrojenia w USA oraz współpracować w dziedzinie MD bez stawiania
idiotycznych warunków. Obronność to nie tylko eskadra F-16 czy bateria
PAC-3. Wymaga ona niezwykle skomplikowanych rozwiązań systemowych i taką
właśnie systemową współpracę w perspektywie wielu lat oferowała nam
administracja Busha w przypadku przystąpienia do MD (było to podane wprost w
wypowiedziach wysokich urzędników USA). Niestety po objęciu władzy przez
zdrajcę Tuska w 2007 oferta ta została w istocie arogancko odrzucona przez
stronę polską.

Przywrócenie do łask agentów WSI oraz odrzucenie bliskiej współpracy z USA
było pierwszym radykalnym posunięciem zdrajcy Tuska, które było dla NATO
czytelnym sygnałem, że Polska przestaje być wiarygodnym sojusznikiem. W tym
właśnie kontekście patrzę na medialne perypetie Stefana Zielonki, osoby
która zna polskie a zatem i natowskie szyfry i tajemnice, i która po roku od
tajemniczego zniknięcia okazuje się prawdopodobnie współpracować z Chinami.
Jeśli do tego dołączymy śmierć w katastrofie w Smoleńsku generałów
szczególnie zaangażowanych w naszą współpracę w ramach NATO, a przy okazji
trudne do oszacowania kolejne straty natowskich tajemnic na rzecz Rosjan, to
efekt jest opłakany. Polska może ma jakieś zasługi dla Zachodu, a może nie -
to rzecz względna i słabo wymierna. Ale z punktu widzenia wojskowego dla
NATO w zasadzie moglibyśmy już chyba nie istnieć.

O NATO można powiedzieć wiele złego, ale nadal jest to jedyna - lepsza czy
gorsza, ale jedyna - przeciwwaga w Europie dla potęgi militarnej Rosji.
Europa w dużej mierze kocha Rosję swoją ślepą dekadencką miłością, ale
również boi się jej. Dlatego nieco powściąga swoje antyamerykańskie
kompleksy i chętnie zgadza się na stacjonowanie armii i rakiet USA na swoim
terytorium. Jak widać Europa jest jednak o te przywileje zazdrosna i z ulgą
pozostawia Polskę i inne mniejsze państwa własnemu losowi. Przykłady
Estonii, Gruzji, Ukrainy są tu całkowicie jednoznaczne. Sprzedając nas
(który to już raz?) Rosji, Europa realizuje swoją perwersyjną miłość do tego
kraju i - naturalnie - liczy na pełne zabezpieczenie własnych interesów.

Katastrofa w Smoleńsku nie była przypadkiem. Mówienie o tym jest dla Zachodu
skrajnie niewygodne, ale w analizach na potrzeby własnej polityki
poszczególne państwa przyjmują to jako pewny fakt. Naiwność jest
zarezerwowana dla opinii publicznej. W świetle podanego wyżej zarysu
sytuacji ten krok Putina wydaje się konsekwentny, ale jest też czymś tak
niezwykłym i ważkim, że nastąpiła znacząca zmiana sytuacji. Nastąpiło coś w
rodzaju wyłożenia kart w szemranej partii pokera. Gracze zastygli w
napięciu, a pod stołem ręce spoczęły na rewolwerach.

Symbolicznie katastrofę w Smoleńsku należy interpretować przede wszystkim
jako rzucenie Polski na kolana. W wersji złagodzonej na użytek mediów jest
oddanie się słabego pod opiekę silnego, co bardzo jasno pokazał teatralny
gest Tuska wchodzącego w objęcia Putina. W sferze symbolicznej niezwykle
znacząca była też nieobecność na pogrzebie pary prezydenckiej przywódców
krajów Europy Zachodniej a szczególnie prezydenta USA przy jednoczesnej
obecności prezydenta Rosji, który wbrew bajkom o pyłowych chmurach
ostentacyjnie przyleciał i odleciał wielkim odrzutowcem. Oznacza to pełną
zgodę na ten nowy układ sił. Widać wyraźnie, że akcja w Polsce jest tylko
jednym z szeregu kroków podjętych przez Rosję na rzecz odbudowy imperium.
Los Gruzji wydaje się przesądzony, dziś już nikt nie stanie w jej obronie.
Pytanie jest tylko, czy faktyczna aneksja nastąpi przed wyborami w Polsce,
czy po. Wczorajsze wydarzenia na Ukrainie, protesty przeciwko de facto
oddaniu Krymu, pokazują wyraźnie, że i temu krajowi, choć dużo silniej
opanowanemu przez rosyjskie służby, nie jest łatwo pogodzić się z nową
kolonizacją. W przypadku krajów bałtyckich i Polski Moskwie prawdopodobnie
na jakiś czas wystarczy finlandyzacja.

Procesy społeczne nie są bynajmniej bagatelizowane przez ośrodki decyzyjne.
Pamiętajmy, że carowi i jego sługom nie zależy na chaosie, zamieszkach,
gorących konfliktach, choć w razie potrzeby ręka im nie drgnie, by je
rozpętać. Jednak znacznie bardziej praktyczne jest powiększanie strefy
wpływów na zimno. Reakcja polaków na tzw. katastrofę w Smoleńsku raczej nie
była wkalkulowana. Drugim potknięciem służb Putina był brak na pokładzie obu
braci Kaczyńskich. Zwróćmy uwagę, że po katastrofie oczy wszystkich Polaków
zwróciły się na Jarosława Kaczyńskiego jako na naturalnego lidera
stronnictwa niepodległościowego. Było to oczywiste i dla zwolenników
suwerenności, i dla tych, którzy chętnie by ją sprzedali.

Dziś mimo pewnego przebudzenia polskiego narodu, którego zakres i głębokość
jest zresztą cały czas dyskutowany, nasza sytuacja jest niezwykle groźna.
Można stwierdzić, że nasze państwo szybko osuwa się do statusu czegoś w
rodzaju nowoczesnej kolonii na styku interesów Niemiec i Rosji, czyli do
roli, którą historycznie w różnych formach kraje te usiłują nam narzucić od
setek lat. Proces tego osuwania się został radykalnie przyspieszony w chwili
katastrofy w Smoleńsku. Należy zadać sobie pytanie, dlaczego Putin
zdecydował się właśnie teraz na tak radykalny krok i jakie scenariusze ma
rozpisane dalej, bo to że nie zamierza teraz się poddać, jest całkowicie
pewne.

Moim zdaniem, konsekwentna polityka Kaczyńskich od wielu lat, spowodowała
systematyczny wzrost w społeczeństwie nastrojów patriotycznych i
niepodległościowych. Dynamika była może nie do końca dostrzegalna dla nas,
ale eksperci widocznie przewidywali, że prawdopodobnym scenariuszem jest
zwycięstwo wyborcze Lecha Kaczyńskiego a następnie PiS. A to umożliwiłoby
Polsce przetrwanie negatywnej koniunktury geopolitycznej do prawdopodobnej
kolejnej zmiany administracji w USA na republikańską. To zaś stworzyłoby
szansę na ponowienie zabiegów o bliski sojusz Polski z USA oraz o
podmiotowość naszego kraju na arenie międzynarodowej. Putin musiał ten trend
powstrzymać. Podobnie wyglądają zabiegi Rosji w innych krajach należących do
byłego imperium sowieckiego. Wszędzie tam Rosja właśnie teraz maksymalizuje
wysiłki dla utrwalenia swoich wpływów, dopóki USA pod rządami Obamy
pozostaje w uśpieniu. Gotowość do użycia w tym celu brutalnej siły Rosja
pokazała w Gruzji w 2008 roku jeszcze za czasów administracji Busha.
Posunięcie się do tak radykalnego kroku jak likwidacja pary prezydenckiej i
kilkudziesięciu prominentnych polityków innego państwa w czasie formalnego
pokoju jest dziś kolejnym bardzo czytelnym sygnałem dla świata od Putina.
Pokazuje to pełną determinację tego kraju w dążeniu do swoich celów. Rosja -
jak to ma w zwyczaju - nie cofnie się przed niczym.

Ta ostatnia konstatacja oznacza, że katastrofa w Smoleńsku jest smutnym
memento dla Polski. Przebudzenie patriotyczne naszego narodu napawa nas dumą
i sprawia, że rosną serca, ale przecież wiemy, że potężny wróg nie po to
pokazał swoją miażdżącą siłę i żelazną wolę, by teraz, ot tak, pozwolić nam
na samostanowienie. Ze swojej strony proszę wobec powyższego wszystkich
przyjaciół, którym suwerenność naszego kraju leży na sercu, o pełną
determinację w walce o zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w wyborach
prezydenckich. Musimy być jednak gotowi na wściekłą walkę polskich
popleczników Rosji oraz na najbardziej podstępne ciosy i prowokacje. Nastąpi
powrót do niszczenia wizerunku obu braci Kaczyńskich, szczególnie przez
propagandowe lansowanie zupełnie nieprawdopodobnej teorii o tym, że do
katastrofy przyczynił się sam prezydent. Mogą szykować do tego celu rozmaite
sfałszowane zapisy oraz całą serię wymyślnych sfałszowanych sondaży. Nie
możemy też być pewni, czy na Smoleńsku zakończy się na jakiś czas fizyczna
likwidacja polskich patriotów. Dla Rosji w każdym razie nie stanowi to
najmniejszego problemu, liczy się tylko rachunek zysków i strat. Zwycięstwo
w tych wyborach, właśnie dlatego że tak trudne, będzie miało wielką wagę,
nie tylko dla Polski.
Powrót do góry

Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dromek




Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 453


PostWysłany: 14:08, 01 Maj '10 Pojedynczy postTemat postu: Odpowiedz z cytatem

Mimo, że zgadzam się z Bou odnośnie jego interpretacji rzeczywistości w wielu kwestiach, to uważam, ze dalsze popieranie PiS-owskiej wizji się zdezaktualizowało.
Wobec miażdżącej wręcz przewagi EU oraz Rosji nasza konsekwencja w tak rozumianym Patriotyźmie może sprowadzić na nas jeszcze większe nieszczęścia.
Głosowanie na JK jest czymś w rodzaju do nawoływania do kolejnego Powstania Warszawskiego. Jest świadomym skazywaniem przyszłych pokoleń na katastrofę.
Pomyślcie czy faktycznie patriotyczne porywy za taką cenę mają sens.

Czasami kolaboracja jest mądrzejsza od skazanej no porażkę niezależności.
Nie da się zatrzymać wiatru, wylewającej rzeki ani burzy.
To z czym mamy do czynienia teraz wokół nas , to gra żywiołów.
Nie zdołamy się im przeciwstawić.
Trzeba przyjąć czeską taktykę w polityce, bo nie ma innego wyjścia.
Reszta jest samobójstwem i szaleństwem.




SAMOBÓJSTWEM JEST SZUBRAWCY NIE GŁOSOWAĆ NA KACZYŃSKIEGO!!!!!
ZA GRZECH ZANIECHANIA PŁACI SIĘ KRWIĄ NASTĘPNYCH POKOLEŃ!

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pon Maj 03, 2010 9:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem



Trudno mówić o utracie suwerenności i niepodległości
przez państwo polskie, skoro jej nie było. To rozumiem.
Śp. prezydent Lech Aleksander Kaczyński gwarantował
Polakom możliwość dążenia do większej suwerenności
i niepodległości przez państwo polskie.
Bo czym jest zaiste suwerenność i niepodległość
państwa polskiego, to gwarancja samostanowienia ,
gwarancja samorealizacji politycznej i gospodarczej
przez obywateli tegoż państwa. Rolling Eyes
Czy Polacy z nurtu niepodległościowego
mogli i mogą nadal realizować się politycznie?
To pytanie retoryczne.
Orzeł w koronie , konstytucja kwaśniewskiego z 1997
i podporządkowanie Polski sekretarzom UE , to ma być
gwarancja suwerenności i niepodległości państwa
polskiego?
Staram się to zrozumieć, ale logicznie
nie sposób tego wytłumaczyć. Rolling Eyes
Chyba, że dla takzwanego "dobra" mamy to
zaakceptować jako modelowe państwo
transformacji z PRL na ... ?
Proszę wybaczyć, ale powiem wprost.
Nie mogę zaakceptować z czystym sumieniem,
że taki ustrój i taki model państwa nad Wisłą,
to rzeczywiście państwo moich marzeń
i marzeń ludzi pierwszej solidarności , to państwo
dla dobra wszystkich Polaków.
Gdybym uznał to jako fakt polityczny
bez uwag , bezkrytycznie .
Okłamał bym samego siebie, a przy
okazji musiałbym okłamywać i innych.
To za duży "luksus" żyć w schizofreni.
Wolę myśleć logicznie i nie okłamywać siebie
i innych.
Moim zdaniem, walka o suwerenne
i niepodległe państwo polskie trwa nadal.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Maj 03, 2010 11:43 am    Temat postu: karykatury Odpowiedz z cytatem

Nowosilcow


_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Krystyna Szkutnik
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 757

PostWysłany: Pon Maj 03, 2010 12:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A gdzie pozostałe z UE???
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pon Maj 03, 2010 9:16 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem



Krysiu

Od ponad dwudziestu lat przyjęto tezę
jako fundament ideowy UBekistanu ,
że człowiek kulturalny i inteligentny to
o niepodległości i suwerenności Polski
nawet w myślach swoich nie pyta.
Co to będzie jak przez sen
wymsknie się i głośno powie co czuje?
To znajomi i koledzy będą zniesmaczeni,
co to za współczesny intelektualista,
internacjonalista, któremu nadal w głowie
biegają myśli o jakiejś suwerenności i niepodległości.
A co dopiero głośno o tym mówić, poddawać
w wątpliwość oceniając inaczej
niż przyjęto w ramach poprawności politycznej ,
tą ocenę rzeczywistości w której żyjemy.
Każdy chce być modny, przystosowany,
nie odstawać od "tłumu".
A to, że tłum nie ma racji. Kogo to interesuje,
może jednostki.
Można w tym miejscu zapytać retorycznie.
Ile procent ludzi było realnie przeciw systemowi
sowieckiego zniewolenia.
Ile?
Moim zdaniem , dokładnie tyle, ile dziś
głośno mówi o odzyskaniu przez Polskę
pełnej suwerenności i niepodległości.
Takie są fakty.
A faktom trudno zaprzeczyć. Rolling Eyes
Gorzkie owoce takiego myślenia
i postępowania widoczne są w życiu
każdego z Nas.
Niezależnie czy chcemy, czy nie chcemy
tego dostrzec. Rolling Eyes
Bo weryfikuje to życie i fakty ,które
doświadczamy jako jednostka.
Najtrudniej jest mi zrozumieć to ,
że ludzie wiedza jak jest, a głośno nadal
boją się nazywać rzeczy po imieniu.
Moim zdaniem jest to piętno współczesnego
niewolnika , Polaka niewolnika.
Polak dostał do wyboru i akceptacji
bezwarunkowej UE i mentalność sekretarzy
unijnych i to ma być dowód na spełnienie
marzeń o suwerenności i niepodległości
państwa polskiego.
Moim zdaniem, taki stan rzeczy umacnia
tylko rządy konfidentów i cyników, którzy
sprzedaliby własną matkę dla
osobistego dobra materialnego.
Moim zdaniem to krótkowzroczność . Rolling Eyes




Orzeł suwerennego i niepodległego państwa polskiego z 1935r. Oryginał znajduje się u mnie w domu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 8:16 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W najnowszym wydaniu Nasz Dziennik Wtorek, 4 maja 2010, Nr 102 (3728)
http://www.naszdziennik.pl/

na pierwszej stronie jest zaskakującopozytywny
tytuł :

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie ...

źródło inf:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100504&typ=po&id=po01.txt




- Dziś prosimy Boga: Racz nam wrócić, Panie, Ojczyznę wolną od kłamstwa, hipokryzji, "politycznej poprawności" historycznej amnezji, partyjnego egoizmu i antykościelnej neurozy - mówił wczoraj w homilii ksiądz prałat płk Sławomir Żarski, administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego.

W czasie Mszy św. w intencji Ojczyzny w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie przypomniał jakże aktualne dziś słowa ks. kard. Stefana Wyszyńskiego o prasie pełnej "gadulstwa, niesprawdzonych informacji, kłamstwa, sensacji, które odbierają nam ciszę, skupienie, szarpią nerwy i serca". Centralne uroczystości ku czci Matki Bożej Królowej Polski odbyły się na Jasnej Górze.

W czasie Eucharystii w warszawskiej bazylice Świętego Krzyża, która rozpoczęła centralne obchody 219. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, ksiądz prałat płk Sławomir Żarski podkreślił, że poprzez ostatnie wydarzenia Bóg otworzył Polakom oczy na nieśmiertelność, na Polskę, a tym samym obudził nadprzyrodzoną odpowiedzialność za "ojczysty dom" i wszystkich, którzy w nim mieszkają, i mieszkać będą. Zwrócił uwagę, że w ostatnich dniach patriotyzm w Polsce przestał być frazesem, stał się na powrót wartością, i to wartością cenniejszą niż życie. Ksiądz Żarski przestrzegł przed pojawiającymi się w mediach głosami o "budzącym się demonie polskiego patriotyzmu". - To właśnie w dniach następujących po 10 kwietnia tego roku okazało się, że jako Naród nie jesteśmy "stadem baranów niemających pasterza" - stwierdził.
- Jako chrześcijanie zdajemy też sobie sprawę z mocy zła, które niszczy dobro, posługując się kłamstwem. Dramatem jest to, że wielu dziennikarzy i czytelników nie uświadamia sobie, że zamiast stanąć po stronie dobra, opowiedzieli się po stronie zła. Dopiero jakieś dramatyczne wydarzenia czy doświadczenia uświadamiają im życiową pomyłkę - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem"
ks. prałat Żarski. W homilii administrator diecezji wojskowej przypomniał słowa Prymasa Tysiąclecia: "Prasa jest pełna gadulstwa, niesprawdzonych informacji, kłamstwa, sensacji, które odbierają nam ciszę, skupienie, szarpią nerwy i serca. Kto dba o to, aby pisać prawdę? Kto czuwa, aby przez radio czy telewizję płynęła w świat prawda? Czemu właściwie służą te potęgi społecznego przekazu i o czym informują? Czemu to przypisać?". Kaznodzieja pytał także: - Czy potrzeba aż katastrofy, płaczu, bólu, śmierci, żeby człowiek odgruzował własne sumienie i sumienie Narodu?
Na aktualność przypomnianych przez ks. Żarskiego słów ks. kard. Stefana Wyszyńskiego zwraca uwagę prof. Krystyna Czuba, medioznawca. - Nic się nie zmienia w tym względzie od 30 lat. Dziś prasa nie służy informacji, ale korzyściom: polityków, ludzi biznesu, ideologii - stwierdza. - Trzeba dziś jasno powiedzieć, że zarobki dziennikarzy nie idą za etyką, ale za sensacją, za newsami - dodaje.
Ksiądz pułkownik Żarski w homilii zachęcił do budowania państwa w imię "prawdy, miłości jedności i pokoju". - Obserwowane obecnie zaspokajanie pragnienia prawdy - kłamstwem, pragnienia jedności - awanturnictwem, pragnienia miłości - uprawnianiem egoizmu powoduje, że zamiast oczekiwanego królestwa prawdy, jedności, miłości i pokoju żyjemy w królestwie kłamstwa, awantur, nienawiści i wojen - powiedział ksiądz prałat. Administrator diecezji wojskowej przestrzegł także przed "polityczną poprawnością" - "pozbawiającą honoru i dobrego imienia, a tym samym mandatu do piastowania jakichkolwiek urzędów w służbie dobra publicznego".
O odwagę i życie prawdą zaapelował także wczoraj na Jasnej Górze ks. abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański. Stwierdził, że "gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się Narodem wolnym duchowo już teraz".
- Mieliśmy nadzieję, że walka toczyć się będzie o Polskę bogatą, dostatnią, wiarygodną i praworządną. Tymczasem od nowa musimy walczyć o duszę Narodu, którą zatruwają polskojęzyczne środki masowego przekazu - mówił z kolei w czasie uroczystości w Kielcach ks. bp Kazimierz Ryczan. W ostrych słowach w homilii ordynariusz kielecki odniósł się do podpisania nowelizacji ustawy o IPN przez marszałka Sejmu pełniącego obowiązki prezydenta. - Już IPN nie będzie bronił prawdziwej pamięci narodowej, przerażeni funkcjonariusze zakłamania z PRL mogą spać spokojnie - nie zagraża im wytykanie prawdy. Dziennikarze, wyżsi urzędnicy i profesorowie mogą się kryć za swoimi tytułami - mówił biskup. Wezwał jednocześnie do modlitwy o mądrego prezydenta Polski, który będzie służył Narodowi, a nie pragmatyzmowi partii.

autorka artykułu: Małgorzata Pabis

źródło inf:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100504&typ=po&id=po01.txt




Komentarz:

Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Warto jednak zauważyć to ważne zdanie

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie ...


Mam cichą nadzieję, że hierarcha Kościoła
katolickiego w Polsce obudzi się z letaru kłamstwa
w jakim żyjemy od takzwanego przełomu
1988 ) 1989.
I Polska znów powróci do swoich
prawdziwych polskich korzeni narodowych,
a pieśn Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie ...
na stałe powróci na usta Polaków, aż
do odzyskania pełnej suwerenności
i niepodległości przez państwo polskie.
Daj Boże.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 8:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Niniejszy artykuł ekonomiczny na temat długu publicznego Polski polecam tym wszystkim,którzy uważają, że
żyjąc tutaj nad Wisłą , żyjemy w wolnej suwerennej,
niepodległej Polsce? ! A jaka jest prawda( jakie są fakty
ekonomiczne), niechaj każdy przeczyta
i osobiście oceni.
Temat jest szerszy jak tylko go sygnalizuję poraz kolejny.
Pisałem już kilkakrotnie na ten temat na forum SW,
można sprawdzić.


Robert Majka, 04 maja 2010
SW Przemyśl



Dług publiczny w Polsce rośnie

na koniec 2009 roku wyniósł 658,8 mld zł.


http://www.finanse.egospodarka.pl/47524,Dlug-publiczny-w-Polsce-rosnie,1,48,1.html

06.12.2009, 01:30

Dług publiczny w Polsce rośnie

Moda na finansowanie wszystkiego, co tylko można, z budżetu państwa nie jest tylko specyfiką polską. Życie na koszt przyszłych pokoleń jest dość wygodne i kuszące. W ostatnich czasach prowodyrami życia na kredyt są oczywiście Amerykanie. O ile jednak oni mogą sobie na to pozwolić, gdyż ich obligacje nadal, pomimo kryzysu, są "chętnie" kupowane przez inwestorów zewnętrznych, to nasz kraj ma już z tym pewne problemy - podał Bankier.pl.



Po prostu, jak zauważają eksperci z Bankier.pl, obligacji w złotych polskich w dłuższej perspektywie nikt nie chce mieć w swoim portfelu inwestycyjnym poza granicami naszego kraju. Finansowanie długu publicznego ciągle więc ma formę rolowania wcześniejszych długów, odsuwania płatności w czasie i nakręcania coraz większej spirali zadłużenia, szczególnie długu wewnętrznego. Zobowiązania zagraniczne nie pozostają jednak bez znaczenia i sięgają blisko 40 proc. długu Skarbu Państwa. Analizując jednak wpływ długu publicznego nie można poprzestać jedynie na długu państwowym. Patrząc całościowo na dług sektora finansów publicznych, można dostrzec, że sięgnął on już po pierwszym półroczu br. ponad 635 mld zł, co oznacza, że zmierza w kierunku przekroczenia założeń strategii zarządzania długiem. Zgodnie z założeniami resortu finansów w całym roku 2009 nie powinien on przekroczyć 658,8 mld zł. W przypadku utrzymania narastającego tempa zadłużenia relacja do PKB już w przyszłym roku może przekroczyć drugi próg ostrożnościowy (55%), co będzie mogło zablokować korzystanie z deficytu budżetowego jako formy finansowania wydatków. Byłaby to oczywiście katastrofa i chyba nikt na poważnie nie bierze takiej możliwości – albo dług będzie utrzymany w ryzach, albo mogą być zawieszone normy sanacyjne. W tym drugim jednak wypadku zamkniemy sobie na długo drogę do euro. Ten cel może być zagrożony z uwagi na nawarstwianie się pętli zadłużenia w sektorze publicznym. Zjawisko to jest efektem przede wszystkim spadku dochodów budżetowych przy jednoczesnym wolniejszym ograniczaniu i rolowaniu wydatków. W drugiej połowie roku wsparciem dla budżetu jest co prawda mocniejszy złoty, ale i tak warto zwrócić uwagę koszty obsługi długu. Wynoszą one niemal tyle, ile budżet w ciągu roku dopłaca do ZUS-u.



Bankier.pl podaje, iż dług publiczny cieniem kładzie się na gospodarce nie tylko poprzez dodatkowe koszty finansowania, które, jak obiektywnie można stwierdzić, nie są jakoś szczególnie wysokie. Poziom relacji rzeczywistych kosztów obsługi do wartości globalnej zadłużenia wynoszący niecałe 5 proc. w skali roku to dość uczciwa cena, chociaż inni finansują się dużo taniej (np. Amerykanie, Niemcy). Czy to oznacza, że jesteśmy bogatsi? Oczywiście - jak odpowiadają eksperci - nie, a nasz główny kłopot to bariera w dostępie do zewnętrznych długoterminowych źródeł finansowania. Strefa euro w tym sensie byłaby pożądana. Finansowanie wewnętrzne ma bowiem jedną zasadniczą wadę – konkurowanie o kapitał na rynku finansowym przez państwo, firmę, przedsiębiorcę czy konsumenta kończy się zwykle wygraną tego pierwszego kredytobiorcy. W okresie od 2004 roku do 2007 roku byliśmy świadkami systematycznego spadku zaangażowania banków w postaci skarbowych papierów wartościowych. Banki finansowały w tym czasie około 23 proc. potrzeb pożyczkowych państwa. Chętniej włączały się w akcję kredytową, ale zmiana uwarunkowań ekonomicznych w 2008 roku, globalny kryzys finansowy i wzrost awersji do ryzyka znów spowodował, że blisko 1/3 długu państwa jest finansowana przez banki. Wynikało to też oczywiście z tego, że budżet coraz agresywniej musiał walczyć o środki wobec mniejszej dynamiki przychodów. Dla kredytobiorców oznaczało to przegraną w walce o środki z banku, co doprowadziło do marazmu, chociażby na rynku mieszkaniowym. Dla porównania wartość kredytów na nieruchomości udzielonych gospodarstwom domowym sięga zaledwie 212 mld zł.

Systematyczny wzrost długu publicznego (nie tylko w Polsce) związany jest z ogólnym przekonaniem, że sektor publiczny pozwala nam uniknąć skutków nietrafionych decyzji finansowych. Niestety skutek nie jest tutaj pouczający, bo zwalnia z indywidualnego myślenia. Masz problemy w spłacie kredytu – państwo ci pomoże, chcesz tańszego kredytu – państwo dopłaci. Nie dodaje jednak, dlaczego do tego kredytu w ogóle trzeba dopłacać? Ano właśnie przez państwo, które jest nieefektywne na rynku finansowym i wypycha indywidualnych uczestników rynku kredytowego z kolejki po dług. Nowy rok z coraz większymi długami nie robi już na nikim wrażenia, ale coraz bardziej potrzebna jest refleksja, że odbywa się to na czyjś rachunek, nasz rachunek. Deficyt sektora finansów publicznych to wbrew pozorom nie tylko wygodne życie na koszt przyszłych pokoleń, ale obciążenie naszych portfeli już dziś. W trudniej dostępnym kredycie, nieefektywnym wydatkowaniu i kontrolowaniu publicznego grosza. Polacy tradycyjnie mają dość swobodne podejście do kwestii pieniędzy publicznych. Po kilkunastu latach transformacji gospodarczej warto jednak sobie zdać sprawę, że te pieniądze nie są już „niczyje”. Ktoś, kto sięga po publiczne pieniądze, sięga tak naprawdę do naszych portfeli i warto dokładnie patrzeć mu na ręce. A że pokusa łatwych rozwiązań dla niektórych jest duża, pokazuje dyskusja o zatrzymywaniu w ZUS-ie 60 proc. składek przekazywanych do OFE. Niby nawet jest to uzasadnione ekonomicznie – będą niższe koszty zarządzania, chociaż ZUS, do którego trzeba co roku dokładać miliardy złotych, mistrzem inwestycji chyba nie jest czy wręcz nie może być. Łatwo proponować więc upublicznienie grosza, który faktycznie należy dziś już do prywatnych osób, członków OFE, których jest już ponad 14 mln, łatwo zwiększać i tak wysokie składki ubezpieczeniowe. Politycy, pamiętajcie, że podatnicy jest to dziś najliczniejsza grupa waszych wyborców - podsumowują eksperci z Bankier.pl.

www.bankier.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 8:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dług publiczny Polski może przekroczyć 60% PKB w 2011 r.

http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/dlug-publiczny-polski-moze-przekroczyc-60-pkb-w-2011-r#




Deficyt sektora finansów publicznych w 2010 r. przekroczy poziom 7% PKB, wynika z opublikowanego we wtorek raportu Narodowego Banku Polskiego pt. "Polska wobec światowego kryzysu gospodarczego".

Bank centralny ostrzega także przed przekroczeniem konstytucyjnego progu 60% w przypadku relacji długu publicznego do PKB w 2011 r.
W ocenie resortu finansów, szacunki NBP są jednak zbyt pesymistyczne.
"Pomimo zaproponowanych działań ograniczających deficyt budżetu państwa, deficyt sektora finansów publicznych w ujęciu ESA95 znacząco wzrośnie w br., do poziomu zbliżonego do szacunków Ministerstwa Finansów (5,7% PKB) lub nawet wyższego. Zgodnie z prognozą NBP, deficyt budżetowy w 2009 r. ukształtuje się na poziomie 5,9% PKB" - czytamy w raporcie NBP.



Według ekspertów banku centralnego, dalsze pogorszenie się salda finansów publicznych będzie wynikać głównie ze spowolnienia gospodarczego, obniżającego istotnie dynamikę wpływów podatkowych oraz podwyższające wydatki socjalne.
"Dostępne prognozy instytucji międzynarodowych oraz NBP wskazują, że - przy braku działań dostosowawczych - w 2010 r. deficyt sektora finansów publicznych w ujęciu ESA95 będzie jeszcze wyższy i przekroczy 7% PKB. Ponadto utrzymujący się wysoki deficyt prowadzi do narastania długu publicznego i stwarza realne ryzyko przekroczenia konstytucyjnego progu 60% PKB w 2011 r." - podsumował NBP.

Z szacunkami NBP nie zgadzają się natomiast przedstawiciele Ministerstwa Finansów. W ich ocenie, zagrożenia wysokim deficytem oczywiście istnieją, ale projekcja banku centralnego jest zbyt pesymistyczna.

"Istnieje, oczywiście, zagrożenie przekroczenia progu 55% PKB czy wzrostu deficytu finansów publicznych w okolice 7%, ale tak kategoryczne stwierdzenia, jak w raporcie NBP, znacząco odbiegają od prognoz resortu finansów" - skomentował Marek Rozkrut, dyrektor Departamentu Polityki Finansowej, Analiz i Statystyki resortu, w rozmowie z dziennikarzami.
We wrześniu minister finansów Jacek Rostowski zapewnił, że choć deficyt budżetu państwa wzrasta znacząco, to w mniejszym stopniu rośnie deficyt finansów publicznych i w 2010 roku nie przekroczy on 7,0% PKB. Przedstawiciele rządu zapewniali też, że dług sektora publicznego nie przekroczy w 2010 r. 55% PKB.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Nie Maj 09, 2010 5:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Polecam , warto przeczytać.

Tytuł: “Manifest realistyczny: strategia polskiej polityki zagranicznej na XXI wiek”



Autorzy: Jan Barańczak i Piotr Wołejko

Temat: polityka zagraniczna Polski

źródło inf:

http://www.politykaglobalna.pl/2009/11/manifest-realistyczny/



1. Pobierz plik PDF
na swój komputer (ok. 700 kb)


http://www.politykaglobalna.pl/wp-content/uploads/Manifest_realistyczny_Baranczak_Wolejko_PolitykaGlobalna.pdf
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pon Maj 10, 2010 8:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pomimo,ze jest inf na forum sw , pozwalam sobie
przedstawić pełny tekst wywiadu.
Myślę, że jest to dość nietaktowne , aby przejść tak sobie
obojętnie nad tym tekstem.
Tym bardziej ,że dzisiaj mija miesiąc od tragicznej śmierci
śp. prezydenta Lecha Aleksandra Kaczyńskiego.

Robert Majka , 10 _maja _2010 _g.21.07


Lech Kaczyński: Chcemy Polski silnej
Poniedziałek, 10 maja (05:06)

Ten wywiad z prezydentem Lechem Kaczyńskim miał się ukazać dopiero po wyborach. W szczerej rozmowie z prof. Andrzejem Nowakiem prezydent mówił m.in. o mediach i coraz marniejszym statusie polityka. Ujawnił, czym kierował się Jarosław Kaczyński, decydując się na rozwiązanie koalicji z Samoobroną i LPR. Prezydent wytknął również błędy propagandzistom PiS. Krytycznie ocenił działania Donalda Tuska i przegranie polityki wschodniej.


Lech Kaczyński /AFP


Rozmowę z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim przeprowadził 27 lipca 2009 r. redaktor naczelny pisma "Arcana" prof. Andrzej Nowak.

Prezentujemy jej obszerne fragmenty w wersji nieautoryzowanej, spisanej z taśmy. "Prezydent poprosił o odłożenie autoryzacji do czasu po wyborach w 2010 roku" - wyjaśnia redakcja pisma, w notce towarzyszącej publikacji ("Arcana" nr 92 - 93, marzec - czerwiec 2010).

Tytuł i skróty pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.


Andrzej Nowak, "Arcana": - (...) Zacznijmy od pytania o możliwość (niemożliwość?) porozumienia między PiS i PO w jakiejkolwiek sprawie, np. w sprawie zmian formalnoprawnych w relacjach rząd-prezydent. Czy można się porozumieć z PO?

Lech Kaczyński: - Można mówić o pewnej ewolucji PO. Powstała ona jako partia pewnej części establishmentu. Nie lekceważyłbym wypowiedzi generała Czempińskiego [o jego roli, a zatem o roli służb specjalnych w powołaniu PO - przyp. red. "Arcana"], ponieważ jest ona zgodna z wiedzą wręcz potoczną w ścisłej elicie politycznej - wiedzą, którą obawiano się podzielić z opinią publiczną ze względu na możliwość wyciągnięcia "niesłusznych wniosków".

- To była partia części establishmentu: tej części służb, która przystała do Wałęsy, zaraz po przejęciu przez niego władzy, a nawet wcześniej, przynajmniej od 1990 roku - choć nie jestem bynajmniej zwolennikiem diabolicznej koncepcji, że Wałęsa był zawsze "na sznurku" służb. Doszło do porozumienia tej części służb oraz pewnej części elity postsolidarnościowej, która nie to, że była jakoś ze służbami powiązana - nie, ale nie odczuwała problemu wpływu postpeerelowskich służb na proces prywatyzacji, w ogóle na Polskę. Porozumienie to, pod liberalnymi hasłami oczywiście, to był początek PO.

- Później był okres, który nazwać możemy "Rokitowym", kiedy PO przybrała charakter pozornie antyestablishmentowy. Wiatr zmian, w opinii publicznej, po aferze Rywina był na tyle silny, że jeżeli PO nie złapałaby go w żagle, to na polu walki pozostałoby tylko PiS. Establishmentowa Platforma skazana byłaby wtedy na klęskę, a PiS uzyskałby walne zwycięstwo. PO przybrała zatem barwy partii antyestablishmentowej, z charakterystycznymi zresztą skrajnościami. Do tego doszła umowa z PiS, zawierana przez PO w przeświadczeniu, że PiS będzie w niej partnerem słabszym, stopniowo spychanym na margines przy pomocy mediów, ale jednak potrzebnym ze względu na arytmetykę sejmową.

- Co potem nastąpiło? PO w sytuacji podwójnej porażki w wyborach 2005 roku nie zdecydowała się na współudział we władzy. Z partii antyestablishmentowej wróciła szybko do roli zdecydowanie wspierającej establishment. Lustracja, likwidacja WSI - to były hasła wyborcze Platformy. Formalnie wciąż była za tym, faktycznie jednak zaczęła torpedować realizację tych haseł. W końcu Rokita, symbolizujący w jakimś stopniu poprzedni, antyestablishmentowy zwrot PO, został zlikwidowany.

A jak teraz pan prezydent ocenia Platformę?

- W tej chwili jest to wciąż partia establishmentu, która jednak - jak się zdaje - nie spełniła wszystkich jego oczekiwań. I stąd powstają pewne napięcia i powstaje SD. Tusk nie tylko wyeliminował Rokitę, ale nie zaakceptował również wpływu grupy, nazwijmy ich tak, dawnych pułkowników.

- Tusk nie ma w ogóle serca do służb specjalnych. One nie odgrywają w jego rządzie żadnej specjalnej roli. W tym swoistym nastawieniu Tuska, które akurat w tej konkretnej sprawie odegrało pozytywną rolę, ograniczając wpływy dawnych służb, odbija się jego generalna postawa. Państwo dla niego nie jest ważne, armia nie jest ważna, służby nie są ważne. Jak mówi sam Tusk, jego syn, Michał, może mu w minutę znaleźć w internecie to, co w tajnym raporcie podsuwają mu służby.

Jak w tej sytuacji, przy takim nastawieniu, Tusk i Platforma mogą podchodzić do ewentualności wspólnego działania w sprawie np. (...) reform prawno-ustrojowych?

- W Polsce stała się po 2005 roku rzecz zła. Napięcie między PiS a PO osiągnęło taki poziom, jak między chadekami a socjalistami w międzywojennej Austrii. To już ma siłę samonośną. Napięcie tego konfliktu jest daleko poza granicami racjonalności. Ma ono w znacznej części swoje źródła w swoistym obciążeniu psychicznym, jakie pozostawiła podwójna porażka PO w 2005 roku. Ta frustracja była rozładowywana w takiej sytuacji, że media były przeciw PiS, stanowiły zatem znakomity nośnik dla werbalnej agresji PO - przy oskarżaniu drugiej strony o tę agresję. To z kolei rodziło zrozumiałą repulsję po stronie PiS.

- Taka sytuacja tworzyła znakomity kontekst do powrotu PO na łono establishmentu, do stopniowego wypierania SLD z roli głównej partii establishmentu. Są tego zresztą nawet pozytywne konsekwencje. Kiedyś, przed aferą Rywina, mówiono, że kto nie bywa u Urbana, ten nie jest w Polsce wpływowy. Teraz zaczyna być tak, że nikt, kto bywa u Urbana, nie jest wpływowy. To oczywiście zaczęło się za rządów PiS, które gwałtownie odcięło tę grupę od wpływów. Później Platforma zaczęła tę grupę przyciągać, ale już nie na poziomie politycznym.

"Bywanie" u kogo jest oznaką wpływów politycznych w Polsce roku 2009?

- Ja takiego lokalu nie znam.

Niektórzy taki symboliczny ośrodek obecnego establishmentu wskazują w TVN.

- TVN jest na pewno takim ośrodkiem establishmentu potwornie nienawidzącego PiS i obawiającego się powrotu do władzy tej partii. Czy istnieje jednak konkretny "salon", który dyktowałby warunki współczesnej polityce w Polsce? Moim zdaniem: nie. Tusk jest otoczony przez współpracowników, którzy tworzą taką wąską, męską grupę - chłopaków od gry w piłkę. Oni oczywiście żadnego salonu nie tworzą. Tusk nad tą grupą wyraźnie dominuje.

Z tego obrazu, jaki pan prezydent naszkicował, po raz kolejny wynika, że realna władza w Polsce to rząd, a w rządzie premier Tusk. To byłby może nawet obraz pocieszający dla zwolenników tradycyjnej demokracji. Coraz bardziej bowiem nasila się wrażenie, że polityka jest tylko teatrem, w którym politycy, nawet ci najważniejsi, odgrywają role marionetek. Poruszają nimi znacznie potężniejsze od nich grupy interesów, które będą w stanie odrzucić nawet Tuska, kiedy tylko przestanie im być potrzebny, i zastąpić go Piskorskim czy Olechowskim...

- Raczej tak nie jest. Tusk idzie na różnego rodzaju umowy z establishmentem, zwłaszcza w tych dziedzinach, gdzie chodzi o poparcie medialne - np. z TVN. Sam nie jest osobiście szczególnie zrośnięty jakimiś więzami kapitałowymi. Tu nie ma przypadku takiego zrośnięcia, jakie miało miejsce w elitach SLD. Oczywiście, takie zrosty występują na poziomie elit lokalnych PO, jak wskazują na to kolejne, wyciszane przez media, aferki. Nie jest jednak tak, że Kulczyk, Krauze czy inni oligarchowie mają takie "wejścia" w obecnym rządzie, jak mieli dawniej, i że Tusk się ich boi. Nie, takiego zrośnięcia polityki z wielkim biznesem dziś na szczeblu centralnym nie ma.

- Platformie potrzebne jest wsparcie medialne - i o to wsparcie konsekwentnie, niemal za wszelką cenę zabiega. (...) Nie jest natomiast tak, by Tusk był prostym wykonawcą jakiegoś biznesowego centrum establishmentu.

Pan prezydent podkreślił wielkie znaczenie zabiegów o poparcie mediów. Czy kluczową sprawą dla przyszłości polityki, jej kształtu, nie staje się w tej sytuacji kwestia kapitału medialnego?

- Kapitał medialny jest sprawą bardzo ważną. Oczywiście środowisko dziennikarskie ma swoją autonomię, ale w praktyce stopień zależności dziennikarzy od tego kapitału jest bardzo znaczny. Kto posiada konkretne tytuły czy stacje nadawcze - ten dyktuje w znacznym stopniu obraz rzeczywistości. Widać to na przykładzie "Dziennika", widać na tylu innych. Teza, że powstał pewien ośrodek władzy w postaci TVN, "Gazety Wyborczej" czy jeszcze Radia Zet, jest w jakimś sensie prawdziwa, ale jednak oddziaływanie między tym ośrodkiem a rządem PO jest wzajemne. Owszem, Tusk dostał ostatnio parę ostrzeżeń od swoich medialnych "partnerów".

- Problem w relacji między mediami a politykami polega jednak na czymś innym jeszcze, co nie jest zresztą specyficzne dla Polski tylko, ale ma charakter zjawiska ogólnoświatowego. To jest problem coraz marniejszego statusu polityka. Zarobki polityków porównywane są do średniej krajowej. Zarobki menedżerów czy dziennikarzy - raczej nie. (...) To jest selekcja w znacznym stopniu negatywna. Gdzie indziej może zarobić więcej, a w polityce dodatkowo narażony jest na ogromny nacisk kontroli medialnej nad swoim życiem, nawet osobistym. Od tego nacisku, jako menedżer czy dziennikarz, byłby wolny. Prowadzi to do konsekwencji tak niemiłych dla każdego rządu, jak konieczność organizowania "łapanki" na stanowiska wiceministrów. Trzeba często brać w tej sytuacji ludzi niedoświadczonych.

Przychodzą ludzie, którzy gotowi są zapłacić tę cenę w zamian za korzyści, jakie daje im poczucie prestiżu czy władzy, ale może przyjdą też do polityki ludzie ideowi, gotowi do służby publicznej?

- Ludzie służby w warunkach stabilizacji trafiają się rzadko. Poza tym ludzi służby potrzebuje nie tylko polityka. Wielu z nich w sposób demonstracyjny unika polityki i wybierze raczej służbę cywilną, dyplomację czy służby specjalne. Dam przykład. Przed chwilą podpisałem nominację na stanowisko szefa Kancerlarii Prezydenta dla Władysława Stasiaka. Przez długie lata podkreślał on, że nie jest politykiem. To pierwszy rocznik absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, potem mój współpracownik z NIK, potem jeszcze wiceprezydent Warszawy. Nie chciał, jak wielu innych ludzi gotowych do służby publicznej, by przylgnęło do niego piętno polityka. Tak, piętno - bo media, w szczególności tabloidy, tworzą obraz polityków jako zapijaczonej, skorumpowanej, uprzywilejowanej bandy.

- Polska klasa polityczna jest zapewne grzeszna, jak większość przeciętnych ludzi, ale nie jest specjalnie uprzywilejowana, za to poddana jest totalnej kontroli medialnej. Trzeba być rzeczywiście nałogowcem polityki, żeby się na nią zdecydować. Ja akurat jestem prawdziwym narkomanem polityki i dzień 8 czerwca 2000 roku, kiedy do polityki wróciłem wspominam jako jeden z najszczęśliwszych w moim życiu. No, ale na świecie narkomanów, w każdym razie narkomanów polityki nie jest tak wielu... Problem zdegradowania polityki, statusu polityków, przy wielkim udziale mediów, pozostaje jednak bardzo poważny.

Media w Polsce nie degradują jednak polityków w sposób równomierny, ale wybierają cele czy pewną hierarchię tej degradacji w taki sposób, że symbolem tego wszystkiego, co najgorsze w polityce, stał się PiS.

- PiS jest konsekwentnie antyestablishmentowy: to jest najprostsza przyczyna. W kierownictwie tej partii istnieje pewien poziom nieprzekupności. Mój brat jest człowiekiem niezwykle mało czułym na uroki tego świata - może poza tym, że bardzo lubi dobrze zjeść. Nawet jeżeli jego przyjaciele z kierownictwa partii są pod tym względem po cichu inni, to jednak trzyma ich na tyle mocno, wyznacza standardy w takim stopniu, że fala korupcji podsuwanej przez establishment rozbija się. Państwo pod rządami PiS zaczęło dotykać niedotykalnych. Niedotykalne były WSI - i zostały rozwiązane. Niedotykalny był Kulczyk czy Krauze - i uszli z kraju... Reakcja związanych z establishmentem mediów jest więc oczywista.

(...)

Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy błędem nie było zerwanie koalicji z Samoobroną, które doprowadziło ostatecznie do upadku rządu PiS? Niektórzy wręcz zastanawiają się, czy błędem nie było uderzenie w Leppera za pomocą CBA?

- Nie, to nie było możliwe, aby sprawę łapówkarską ukryć. To była kwestia wprowadzonych przez PiS mechanizmów, a także osobowości ludzi, którzy zostali wybrani do ich obsługiwania. Wprowadzony został pewien automatyzm walki z korupcją. Otóż wyobraźmy sobie teoretycznie, że mój brat mógłby przymknąć oko na próby korupcji u koalicjanta, wtedy jednak Mariusz Kamiński, jako szef CBA, nie mógłby tego, ze względów osobowościowych właśnie, zaakceptować. Elastyczność Kamińskiego w tym zakresie wynosi dokładnie zero. To jest chodząca rewolucja.

- Był jednak inny, ważniejszy może nawet problem mentalności czy obyczajowej granicy, jaka wystąpiła w relacjach z Samoobroną. Jarosław nie mógł znieść tego, co ujawniła tzw. seksafera. Zeznania pani Anety Krawczyk można było jeszcze uznać za wydumane, ale kiedy wyszły na jaw sprawy Łyżwińskiego, sprawy faktycznych gwałtów - to już było nie do zniesienia. To była swego rodzaju kulturowa granica, której przekroczyć nie było można. Jarosław zaczął zmierzać w kierunku wyborów.

- Zasadnicze błędy popełniono natomiast w kampanii wyborczej. Problem korupcji został w znacznym stopniu rozwiązany, nie powinien był więc zostać wysunięty jako naczelne hasło kampanii PiS w 2007 roku. Powinien być wysunięty na to miejsce olbrzymi sukces gospodarczy Polski w ciągu dwóch lat rządów PiS. Oczywiście, koniunktura była pomocna, ale wyniki były uderzająco korzystne: gwałtowny wzrost konsumpcji, sprzedaż detaliczna wzrosła w ciągu tych dwóch lat o 30 %, dalej: gwałtowny spadek bezrobocia, wielki wzrost inwestycji; od 2006 roku więcej ludzi zaczęło do Polski wracać niż z niej wyjeżdżać. Zasadniczo wzrosło także poczucie bezpieczeństwa. W ciągu tych dwóch lat szybkiego marszu w górę materialnych aspiracji społeczeństwo się zmieniło.

- Tej zmiany propagandziści PiS nie zauważyli. Zrezygnowali z nawiązania do tych rozbudzonych aspiracji, zostawiając całe to pole Platformie, a sami zdecydowali się straszyć ludzi nadal korupcją. (...)

Źródło inf:
http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/lech-kaczynski-chcemy-polski-silnej,1475450,3439

Cena utraty władzy przez PiS była duża, przede wszystkim, jak się wydaje, w polityce zagranicznej. W tym zwłaszcza w nowej, realizowanej przez pana prezydenta, polityce wschodniej?

- Nowa polityka wschodnia była nastawiona przede wszystkim na Zachód. Wstępne moje rozpoznanie naszej sytuacji Unii Europejskiej i w NATO, zwłaszcza w Unii, wykazało, że pozycja Polski jest marginalna. Chcąc ją wzmocnić, postanowiłem ją oprzeć na kierunku południowo-wschodnim: przez Ukrainę ku Azerbejdżanowi i Gruzji.

Ponieważ świetnie układały się stosunki z prezydentem Litwy, Valdasem Adamkusem, doszedłem do wniosku, że lepiej będzie działać w parze - ze względu na jego osobisty autorytet, nasze historyczne związki. Nawiązanie kontaktu z Azerbejdżanem nie było trudne - tak ze względu na pozytywne odniesienie do bolesnego dla nich problemu Nagornego Karabachu, który zabrała Azerom Armenia, jak też na ambicje prezydenta Alijewa, by rządzić swoim krajem niezależnie od Rosji. Również ścisłe kontakty z Gruzją Saakaszwilego udało się nawiązać bardzo szybko. To wszystko zaczęło się jednak oczywiście od Juszczenki, od Ukrainy.

Pomysł powiązania tych państw w bloku połączonym współpracą energetyczną i strategiczną wspólnotą interesów, konkretny pomysł rurociągu Odessa-Brody uzgodniony został na statku, którym pływaliśmy razem z Juszczenką po Dnieprze. Popracowaliśmy razem i już po roku był szczyt energetyczny w Krakowie - z udziałem prezydentów Litwy, Ukrainy, Azerbejdżanu i Gruzji.

Nasuwa mi się pewne skojarzenie historyczne. Otóż było już wcześniej pewne symboliczne spotkanie na statku pływającym po Dnieprze. To było 220 lat wcześniej, kiedy Stanisław August Poniatowski zabiegał przez wiele miesięcy o posłuchanie u Katarzyny II - i uzyskał je łaskawie: na pół godziny na Dnieprze pod Kaniowem. Niczego jednak więcej poza spotkaniem dla Polski nie zdobył. Czasem można odnieść wrażenie, że część polityków w Polsce, w 2008 czy 2009 roku, rozumuje w taki sposób: byle się spotkać z następcami Katarzyny, pokazać, że jesteśmy godni tego zaszczytu, a już jakoś to będzie... Tyle tylko, że taka "polityka" stoi w oczywistej sprzeczności z polityką wschodnią, którą opisuje pan prezydent. Nie można prowadzić dwóch sprzecznych polityk zagranicznych jednocześnie, bo się nawzajem znoszą i kompromitują.

- Tu odsłania się pewna różnica mentalna między PiS a Platformą. PiS, przy wszystkich swoich słabościach, jest partią ludzi, którzy starają się patrzeć na interesy Polski w szerszej perspektywie, w perspektywie jej godnego miejsca w Europie. Platforma jest taka pragmatycznie "dojutrkowa" - a swój "pragmatyzm" opiera na widzeniu Polski jako niedużego i słabego państwa. Ja, a jeszcze bardziej brat, mamy krytyczne spojrzenie na naszą historię, ale to nie zmienia faktu, że chcemy Polski tak silnej, jak to tylko możliwe, i wpływowej, jak tylko się da. Uważam, że status Polaków w jednoczącej się Europie, nasz status jako obywateli Europy, od tego właśnie zależy: od tego, jak silna będzie Polska, jaki będzie jej status jako państwa.

W jakim stopniu zmiana orientacji rządu Donalda Tuska w polityce wschodniej zniweczyła tę linię polityczną, którą próbował realizował pan prezydent?

-W dalszym ciągu próbuję ją utrzymywać. Skoro Azerbejdżan przyznał mi teraz order Gejdara Alijewa - wiem, że z kilku względów nie wszystkim może się taki order i jego patron podobać - jako drugiemu cudzoziemcowi, po Mścisławie Rostropowiczu, a pierwszemu politykowi - to znaczy, że w Baku jest wciąż zainteresowanie naszą aktywną polityką wobec tego regionu. Podobnie jest z Gruzją.

- Zamiast tej polityki oferuje się nam "partnerstwo wschodnie", które jest związane z ogromną ilością wewnętrznych sprzeczności, i które wiąże się także z urażeniem Litwy, odepchniętej w tej szwedzko-polskiej inicjatywie na margines. No i mamy od razu rezultaty. Dokąd pojechała nowa pani prezydent Litwy z pierwszą wizytą? Do Sztokholmu. Polityka ministra Sikorskiego polega na waleniu pięścią w stół wobec słabszych i pokorze wobec silniejszych. Ja prowadziłem politykę dużej wyrozumiałości wobec słabszych naszych partnerów i nieulegania naciskom silniejszych.

- Rozumiałem i rozumiem bolesny charakter problemu złego traktowania polskiej mniejszości na Litwie; ubolewam nad kompleksami wynikającymi z litewskiego nacjonalizmu i nad ich skutkami dla Polaków tym kraju. Jednak walenie pięścią w stół i zrywanie strategicznej współpracy z Litwą nie jest dobre.

- Ta współpraca w polityce wobec Azerbejdżanu, Gruzji, w pewnym stopniu także Ukrainy, współpraca również na terenie Unii Europejskiej, dawała bardzo dobre rezultaty. Teraz zostawiliśmy Litwę samą w jej polityce oporu wobec dyktatu Moskwy. To wszystko w zamian za drobne korzyści. Albo korzyści czysto PR-owskie, takie jak przyjazd Putina do Polski, albo takie, jak otwarcie żeglugi przez Zalew Wiślany. Ta ostatnia kwestia pokazuje jednak, jak należy postępować: decyzja rządu mojego brata, by przekopać Mierzeję Wiślaną na naszym odcinku i w ten sposób odblokować bez żadnej łaski i warunków Rosjan Zalew i port w Elblągu, spowodowała natychmiast reakcję Moskwy: ich gotowość do otwarcia żeglugi przez Cieśninę Pilawską. Naszego przekopu nie mogliby zablokować, więc wolą otworzyć na razie cieśninę, którą potem, w każdej chwili, znowu będą mogli zamknąć. A teraz rząd Tuska ogłosi to jako swój wielki sukces...

Czy jest w ogóle możliwość odnowienia polityki zagranicznej prowadzonej przez pana prezydenta i rząd PiS w latach 2006-2007? W nowych warunkach zewnętrznych, które już od polskiej polityki nie zależą, takich warunkach, jakie obecnie tworzy znacznie gorsza sytuacja na Ukrainie, nowa, mniej skora do współpracy z Warszawą pani prezydent Litwy, coraz większa gotowość do współpracy strategicznej z Rosją w Niemczech, czy wreszcie zmiana administracji w Waszyngtonie?

- Warunki są obiektywnie dużo trudniejsze. Ale szanse odnowienia naszej polityki pozostają. Polityka na linii litewskiej, łotewskiej, azerskiej, gruzińskiej i ukraińskiej wymaga troskliwego pielęgnowania. Wymaga pewnych ofiar, także materialnych, ale przecież stosunkowo niewielkich, jak na rozmiary naszego PKB. Na przykład wykup Możejek był pewną ofiarą. Przekonująco jednak wykazał on, jak ważny był to krok dla Rosji, skoro rafineria w Możejkach została natychmiast podpalona i ten fakt został natychmiast szeroko "rozreklamowany" w niektórych środowiskach w Polsce jako dowód na nieopłacalność naszej polityki.

- Nie ma wątpliwości, że polityka prowadzona przez nas jest bardzo "doceniania" w Moskwie. Pytanie tylko, na ile jest ona traktowana tam jako nasza samodzielna polityka, a na ile jako przedłużenie polityki amerykańskiej? Rosyjska propaganda tworzy taki mit - wasalnego związku polskiej polityki wschodniej z Waszyngtonem. Nie wiem, do jakiego stopnia oni sami w ten mit wierzą? Na pewno jednak są przekonani, że związki między naszą polityką a amerykańską są silniejsze niż one naprawdę są.

Jak jednak na możliwości naszej aktywnej polityki wschodniej wpływa obecna zmiana administracji w Waszyngtonie?

- To wszystko jest w trakcie dziania się. Obama nie ma jeszcze uformowanej polityki wobec Rosji. Przypomnę początki administracji Clintona - fatalne dla nas. W określaniu polityki wobec Rosji dominował skrajnie prorosyjski podsekretarz stanu Strobe Talbott. I co? Za Clintona Polska weszła do NATO. Teraz też polityka zagraniczna Obamy jest jeszcze niedookreślona. (...)

- Wracając jednak do możliwości naszej polityki, trzeba stwierdzić, że elementarnym błędem rządu Tuska było potraktowanie sprawy tarczy antyrakietowej. Priorytetowym przedsięwzięciem moim i poprzedniego rządu była właśnie tarcza.

Można było już ją mieć?

- Tego nie wiem, natomiast na pewno można było wcześniej podpisać umowę z Amerykanami w tej sprawie, co na pewno zwiększyłoby zasadniczo szansę sfinalizowania tej sprawy. To, co dzisiaj rozumieją Kwaśniewski, Wałęsa, Rotfeld [chodzi o podpisany przez tych m.in. polityków publiczny list wzywający do utrzymania amerykańskiej obecności w Europie Środkowo-Wschodniej i zainteresowania nowej administracji waszyngtońskiej tym regionem - przyp. red. "Arcana"], tego rząd Tuska nie rozumiał jeszcze w lipcu zeszłego roku. To są skutki owego dojutrkowego pragmatyzmu, jaki w polityce tego rządu łączy się z lękiem przed każdą śmielszą decyzją i ma całkowicie dostosowawczy charakter.

- (...) Teraz rzeczywiście w Europie mamy trudniej. Wpływy rosyjskie w kluczowych krajach Unii rosną. Obama musi wydawać potworne pieniądze na opanowanie sytuacji wewnętrznej. Świetnie pojmuje, że stopień oligarchizacji społeczeństwa amerykańskiego przekroczył granice rozsądku, i że trzeba tę tendencję zahamować - tu go bardzo dobrze rozumiem. To jednak wymaga gigantycznych środków. Próbuje więc dążyć do spacyfikowania sytuacji na świecie, by ostatecznie zmniejszyć swoje wydatki na politykę zagraniczną oraz obronną i mieć wolne ręce dla polityki wewnętrznej. To tworzy doskonałą sytuację dla Rosji, dla Iranu, dla Chin.

- Wydaje się, że Rosję czeka teraz w jej polityce zagranicznej dużo sukcesów: "odzyskanie" Ukrainy, "przyduszenie" Gruzji. Jedyną szansą jest to, że rosnące gwałtownie sukcesy Rosji mogą w perspektywie obudzić przeciwdziałanie i spowodować porażkę jej imperialnych planów.

Może więc teraz zwycięży w Polsce rozumowanie, zgodnie z którym lepiej się z silną i rosnącą w siłę Rosją porozumieć, machnąć ręką na całą tę politykę wschodnią, która tak irytuje Moskwę?

- Tak, rzeczywiście bardzo irytuje. Moskwa grała teraz wyraźnie w taki sposób, by nie było tego strasznego prezydenta Kaczyńskiego w czasie obchodów 1 września w Gdańsku: albo będzie Kaczyński, albo przyjedzie Putin. Na szczęście tego Tusk nie dał sobie narzucić, by Moskwa decydowała, gdzie w kraju wolno być prezydentowi, a gdzie nie. Tak to mogło być w 1944 czy 1945 roku.

- W latach 2005-2007 Polska, razem z Litwą, Łotwą i Estonią i niekiedy także z Czechami, stanowiła swoisty opornik przeciw nadmiernie prorosyjskiej polityce w Unii. Przypominaliśmy konsekwentnie o sprawie bezpieczeństwa energetycznego i o innych sprawach, w których Rosja wystawiała solidarność europejską na próbę. Teraz tak nie jest. Z tej roli rząd Tuska się wycofał.

Jakie pan prezydent wskazałby największe sukcesy swojej dotychczasowej, niemal już czteroletniej pracy na tym stanowisku?

- To, że nie ma już WSI. To, że udało się w latach 2005-2007 uniknąć większych konfliktów społecznych. Otwarcie perspektyw na Wschód. Wreszcie: wynegocjowanie ostatecznej treści traktatu lizbońskiego. Nie jestem entuzjastą tego traktatu, ale uważam zasadniczą poprawę jego ostatecznych zapisów za bardzo ważne dla Polski osiągnięcie. Niestety, muszę dodać, było ono bardzo brutalnie negowane przez część "dziennikarzy IV RP", którzy opisali wynik tych negocjacji i samo przyjęcie traktatu jako klęskę. To bardzo mnie boli. (...)

Wreszcie ostatnią sprawą, o której bym wspomniał, była interwencja w sprawie obsadzenia przez arcybiskupa Wielgusa warszawskiej metropolii.

Czy pan prezydent widzi możliwość dotarcia z przekazem patriotycznym, wspólnotowym, do nowego pokolenia, które zdaje się oddalać coraz bardziej od poczucia wspólnoty, od rozumienia jej historyczno-kulturowego sensu?

- W tej chwili to jest ogromnie skomplikowane. Falowanie społecznych nastrojów jest niezwykle trudno przewidywalne. Po zaspokojeniu innych potrzeb, bardziej materialnych i indywidualnych, mam nadzieję, iż przyjdzie czas na zaspokojenie potrzeby tożsamości i znaczenia swojej wspólnoty. Staram się sprzyjać temu wszystkiemu, co w zdrowy sposób budzi takie właśnie potrzeby. Temu przecież służy dobrze Muzeum Powstania Warszawskiego, temu służy prowadzona przeze mnie polityka odznaczeniowa, hucznie obchodzone - często zapomniane dotąd - rocznice ważnych wydarzeń z naszej, zwłaszcza XX-wiecznej historii. (...) Staram się wykorzystać każdą dobrą okazję, by Polakom przypomnieć, skąd się bierze nasza wolność i nasza tożsamość.

- Moim problemem nie jest to, żeby coś wymyślić, tylko to, żeby ze swoimi inicjatywami przebić się przez swoisty medialny wulkan kłamstw na temat mojej prezydentury. Mój wybór z 2005 roku został przez znaczną część dysponującej mediami elity III RP uznany za "nieprawomocny" - i tak pozostaje do dziś. Przeciw tej walce znacznej części mediów z wszystkimi niemal istotnymi aspektami polityki, jaką staram się prowadzić, nie mam innego sposobu, jak tylko próbować docierać konsekwencją swoich działań do obywateli.

Kropla drąży skałę... Może w końcu wydrąży. Bardzo dziękuję panu prezydentowi za rozmowę.

Rozmawiał Andrzej Nowak

Dziękujemy redakcji dwumiesięcznika "Arcana" za zgodę na publikację fragmentów wywiadu z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Cała rozmowa w dwumiesięczniku "Arcana"(nr 92 - 93, marzec - czerwiec 2010).

Źródło informacji:
http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/lech-kaczynski-chcemy-polski-silnej,1475450,3439,2
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Maj 13, 2010 2:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem




Marzenia o gazowym eldorado nad Wisłą

Czwartek, 13 maja (05:00)

Ostatnio wielkie nadzieje budzi tajemniczo brzmiące słowo "łupki". W pokładach iłów na terenie Polski jest dość gazu, by całkowicie zaspokoić nasze potrzeby przez jedno albo dwa stulecia. Nic dziwnego, że Europę opanowała wielka gazowa gorączka.



Zainteresowanie koncesjami na poszukiwania gazu łupkowego jest bardzo duże, fot. Jonas Hamers /REPORTER

Politykom od lat marzy się energetyczne uniezależnienie Polski od wielkiego wschodniego sąsiada. Z Rosji pochodzi ok. 60 proc. zużywanego w naszym kraju gazu i samowystarczalność zawsze pozostawała bardziej w sferze pragnień niż realnych możliwości. Ale oto pojawiają się szanse na to, by sytuacja zmieniła się radykalnie. I nie tylko za sprawą terminalu LNG, który w Świnoujściu ma ruszyć w 2014 roku i przyjmować rocznie 5 mld m3 gazu z Kataru. Wielkie nadzieje budzi tajemniczo brzmiące słowo "łupki". Okazuje się, że w pokładach iłów na terenie Polski jest prawdopodobnie od 1,5 do 3 bln m3 gazu. Dość powiedzieć, że to ilości, które całkowicie zaspokoiłyby nasze potrzeby przez jedno albo dwa stulecia, by zrozumieć dlaczego tej sprawie towarzyszą duże emocje i wielkie pieniądze.

Od lat niezmiennie, każdej zimy pojawiają się obawy o wielkość dostaw rosyjskiego gazu. Spora część Europy zastanawia się czy, z jakiego powodu i na jak długo "wielki wschodni sąsiad" przykręci kurek. Czy będzie trzeba ograniczyć dostawy tylko dla branży chemicznej, "konsumującej" najwięcej błękitnego paliwa, czy może poza przemysłem ograniczenia dotkną ogrzewane gazem szkoły i szpitale, a może surowca zabraknie też dla odbiorców indywidualnych.

Skazani na niepewność

A to konflikt Rosja-Ukraina, a to spory między Mińskiem i Moskwą powodują, że albo gaz przestaje płynąć z Rosji na Zachód, albo jest go mniej, albo przynajmniej taka groźba wisi w powietrzu. Europa dawno pozbyła się złudzeń, że Rosjanie traktują swoją surowcową dominację na Starym Kontynencie tylko w kategoriach biznesowych. Od lat jest to instrument służący do wywierania nacisków i rozgrywania politycznych wojen i nic się nie zmienia, mimo personalnych przetasowań na Kremlu.

Dlatego Polska tak zażarcie i długo walczyła na forum unijnym o wprowadzenie zasad solidarności energetycznej. O to, by w sytuacji, gdyby dostawy do którekolwiek z krajów zostały istotnie ograniczone, mógł on liczyć na pomoc partnerów i stanowczą reakcję Brukseli. Europa nie przyjęła tych pomysłów entuzjastycznie z prostego powodu - większość państw nie jest uzależniona od jednego dostawcy i takim krajom, jak Niemcy, Włochy czy Francja łatwiej jest nawet z Rosjanami zawierać korzystniejsze kontrakty, niż Bułgarii, Czechom czy Polsce. KE postanowiła zająć się wzmocnieniem bezpieczeństwa dostaw gazu po tym, jak w styczniu 2009 roku Rosja wstrzymała dostawy gazu do znacznej części Europy przez terytorium Ukrainy.

Dla naszego kraju konsekwencje tej historii były zresztą szczególnie dotkliwe, ponieważ po załagodzeniu konfliktu premierzy Władimir Putin i Julia Tymoszenko postanowili, że z pośrednictwa w handlu zostanie wykluczony ukraiński koncern RosUkrEnergo, dostarczający do Polski 2,3 mld m3 rosyjskiego surowca rocznie. Jego zobowiązania wprawdzie formalnie przejął Gazprom, ale do polskich odbiorców przez rok płynęło mniej paliwa niż zwykle. Ostatnia zima była przez to szczególnie trudna, bo warunki atmosferyczne sprawiły, że zużycie gazu było większe niż w innych latach, a jednocześnie przed sezonem nie udało się zgromadzić w magazynach odpowiednio dużych zapasów.

Trzeba to zmienić

Choć gaz z Rosji zaspokaja tylko 13 proc. potrzeb energetycznych kraju, a do tego - w przeciwieństwie do wielu bliższych i dalszych sąsiadów - mamy jakieś własne zasoby i możliwość importu niewielkich ilości z Niemiec, od dawna pojawiały się pomysły, jak uwolnić się od surowcowego dyktatu Moskwy i rosyjskiego giganta gazowego Gazpromu. Hasło "dywersyfikacja dostaw" zrobiło wielką karierę. Tylko jak to zrobić?

Jedni lansowali budowę stosunkowo tanich, lądowych, transgranicznych połączeń zwanych interkonektorami, które pozwalałyby importować gaz z Zachodu, albo z Południa. Ale cóż to może dać argumentowali przeciwnicy, skoro i tak większość surowca w naszej części Europy pochodzi z Rosji. Różnica byłaby tylko taka, że trzeba by dodatkowo płacić pośrednikom, a w razie przykręcenia kurka przez Kreml i tak byłby problem. Inni proponowali, żeby połączyć się podbałtyckim gazociągiem ze skandynawskimi złożami. Ale gaz z Norwegii jest drogi, a budowa rury kosztowna.

Wreszcie w sierpniu 2008 r. zapadła decyzja. Wybudujemy port gazowy. I ta koncepcja miała wielu przeciwników, bo w czasach gdy ją podejmowano skroplony gaz był bardzo drogi i do tego nie było gwarancji, że uda się zapewnić dostawy. Dziś pomysł zaczyna nabierać realnych kształtów. W 2014 roku powinien w Świnoujściu ruszyć terminal, który będzie mógł przyjmować 5 mld m3 skroplonego gazu rocznie. Dostawy gwarantuje nam podpisany już kontrakt z jednym z największych światowych eksporterów - Katarem. Koszt inwestycji sięgnie 700 mln euro.

Od przybytku głowa boli

I nagle okazuje się, że może nam grozić plaga... nadmiaru. Oto po prawie roku tarć i sporów udało się wreszcie zakończyć negocjacje z Rosjanami w sprawie długoterminowego kontraktu na dostawy gazu. Dotychczasowa umowa jamalska ma zostać (bo nie została jeszcze podpisana na szczeblu rządowym) przedłużona aż do 2037 r. i zwiększono w niej dostawy do Polski z 7,4 do 10,3 mld m3 rocznie. Biorąc pod uwagę zapis, który mówi "bierz, albo płać" oznacza to, że Polska będzie zmuszona kupować de facto więcej gazu niż potrzebuje. Wśród analityków rynku energetycznego pojawił się nawet głosy, że na takie warunki rząd nie powinien się zgodzić, bo ten kto podpisze kontakt może stanąć przed Trybunałem Stanu.

Nadzorujący sektor energetyczny, a więc i Polskie Górnictwo Gazowe i Gazownictwo- odbiorcę rosyjskiego gazu - wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski argumentował, że kontrakt jest elastyczny, bo pozwala zwiększać lub zmniejszać import o 15 proc., co jest dużym sukcesem w negocjacjach z Rosjanami. Pytany, czy w tej sytuacji potrzebny będzie nam gaz importowany poprzez gazoport, powiedział, że przecież nie ma problemu, abyśmy go... eksportowali, zarówno przez połączenia lądowe - do Niemiec czy Czech, jak i drogą morską.

Niektórzy eksperci zaczęli snuć wizje, jak to przypływający wielkimi gazowcami z Kataru surowiec jest przepompowywany do magazynów, a następnie z powrotem na mniejsze jednostki, którymi płynie do portów w krajach nadbałtyckich. Teraz, kiedy coraz więcej mówi się gazach z łupków te wyobrażenia nabierają jeszcze innego znaczenia, bo za kilkanaście lat może się okazać, że rzeczywiście będziemy znaczącym eksporterem. Szacuje się w ich pokładach na terenie Polski może zalegać od 1,4 do 3 bln m3 gazu. To 15, a może ponad 30 razy więcej niż liczą złoża konwencjonalne.

Są w skałach od zawsze

Tzw. niekonwencjonalne źródła gazu nie są niczym nadzwyczaj nowym. Wiedziano o ich istnieniu od stuleci, praktycznie od początku istnienia przemysłu naftowego. Nie odgrywały jednak znaczącej roli w przemyśle i energetyce z bardzo prostego powodu - ich eksploatacja była zbyt kosztowna. Czy teraz coś się zmieniło? Owszem - po pierwsze ceny paliw zostały wywindowane na tyle wysoko, że nawet wydobycie z trudnych pokładów staje się opłacalne, a po drugie nastąpił ogromny postęp technologiczny. Dziś wwiercanie się kilka kilometrów w głąb ziemi i drążenie tam poziomych otworów, z których popłynie gaz jest znacznie łatwiejsze.

Technologia wydobycia gazu z łupków iłowych została opracowana i udoskonalona za oceanem - w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, gdzie pokłady tego surowca są największe. W 2008 r. ze złóż iłowych pochodziło 58 mld m sześc., czyli jedna dziesiąta gazu wydobywanego w USA, a zasoby są szacowane na 7,5-23,6 bln m sześc. To zdaje się rozwiązywać problemy Ameryki, która jeszcze przed kilku laty zastanawiała się nad możliwościami importu surowca m.in. z Kataru, Nigerii czy nawet Rosji, a dzisiaj staje się samowystarczalna. Co więcej, dziś eksperci zastanawiają się, czy nadwyżka produkcyjna w USA nie spowoduje gwałtownego spadku cen na całym świecie

źródło inf:
http://biznes.interia.pl/news/marzenia-o-gazowym-eldorado-nad-wisla,1471490 str 1

Przewrót na rynku

Mgr inż. Józef Dopke w analizie opublikowanej na portalu rynekgazu.pl twierdzi, że już sama eksploatacja gazu z niekonwencjonalnych złóż w Stanach Zjednoczonych może radykalnie zmienić światowy rynek gazu i zagrozić takim wielkim projektom, jak zagospodarowanie szacowanego na 3,8 bln m3 złoża Sztokman na Morzu Barentsa przez Gazprom. Jego zdaniem opóźnienie projektu Sztokman, a tym bardziej ewentualna rezygnacja z niego, może postawić pod znakiem zapytania sens budowy podbałtyckiego połączenia z Europą Zachodnią - Gazociągu Północnego (Nord Stream), do którego gaz miał być dostarczany z tego złoża.

Wiceprezydent Gazpromu Aleksandr Miedwiediew przyznał w raporcie dla rady dyrektorów koncernu, że gaz łupkowy przekształcił rynek gazowy USA z deficytowego w prawie samowystarczalny, a nadmiar surowca uderza w konkurencyjność rosyjskiego gazu w Unii Europejskiej. Gazprom już odczuwa spadek popytu. Eksport gazu z Rosji do Unii Europejskiej w 2008 r. zmniejszył się o ponad jedną dziesiątą. Gazowy gigant tym bardziej obawia się rewolucji, jaką może spowodować rozpoczęcie wydobycia z łupków w Europie, że jeśli poniesie ogromne nakłady inwestycyjne i będzie musiał spłacać zaciągnięte kredyty, to nie będzie w stanie konkurować cenowo z innymi dostawcami -

A koszty są potężne - samo położenie rury na dnie Bałtyku ma kosztować prawie 9 mld euro. Nie jest to jedyne przedsięwzięcie, bo Gazprom, realizując strategię omijania państw tranzytowych, czyli głównie Białorusi i Ukrainy, szykuje drugą inwestycję - południowy South Stream.

Zmiany układu sił na gazowym rynku w Europie uderzyły zresztą nie tylko w Gazprom, ale i w jego partnerów - unijne grupy energetyczne, które już zaangażowały się w przedsięwzięcia Rosjan związane z przygotowaniem nowych pól gazowych i dostarczeniem surowca do Europy. Wystarczy wymienić partnerów budowy Nord Stream: niemieckie firmy Wintershall, należący do BASF i E.ON Ruhrgas oraz holenderski N.V. Nederlandse Gasunie, czy francuski EdF i włoski koncern Eni, uczestniczące w konsorcjum, które przygotowuje gazociąg przebiegający od Morza Czarnego przez Bałkany do Włoch. Total jest współwłaścicielem złoża Sztokman.

Ameryka walczy o Europę

Szacuje się, że na Starym Kontynencie zasoby gazu zgromadzone w pokładach iłowych to przynajmniej 15 bln m3. Poszukiwania rozpoczęły się właściwie dopiero w 2009 roku. Pierwsze wiercenia wykonano w Basenie Dolnej Saksonii w Niemczech i w Skanii w południowej Szwecji. Prym w poszukiwaniach wiodą amerykańscy potentaci.

Mówi się, że energetyczne giganty z USA na Starym Kontynencie próbują nadrobić zaległości. U siebie bowiem oddały pole mniejszym firmom, uznając, że łupki to biznes zbyt kosztowny i mało perspektywiczny. Kiedy okazało się, że jest inaczej, kupują koncesje ma poszukiwania w Europie.

"W grudniu ubiegłego roku ExxonMobil wyłożył 14 miliardów dolarów na przejęcie firmy XTO, specjalizującej się pozyskiwaniu gazu z iłów, pomimo załamania się cen tego surowca. To największa transakcja w branży od niemal dekady i wyraźny sygnał, że wielkie koncerny widzą w iłach kolejny przełom w branży. ExxonMobil liczy, że przejęcia XTO pozwoli mu objąć prowadzenie w wyścigu po europejskie iły" - pisał ostatnio brytyjski "Financial Times".

Rosnące zainteresowanie łupkowymi zasobami wykazują też europejscy gracze. Brytyjski BP, norweski Statoil i francuski Total kupiły udziały w amerykańskich złożach gazu łupkowego i koncesje wydobywcze na terenie Europy.

Optymizm bardzo ostrożny

Carola Hoyos, autorka tekstu o gazowej gorączce w Europie na łamach "FT" zwróciła jednak uwagę na chłodny stosunek władz do nowego bogactwa naturalnego. "Jawną ilustracją takiego ostrożnego podejścia jest to, co pod koniec ubiegłego roku wydarzyło się w Polsce, która stała się centrum poszukiwań gazu iłowego po tym jak cztery największe amerykańskie firmy naftowe wykupiły prawa do eksploatacji setek tysięcy hektarów złóż iłowych. Biorąc pod uwagę historyczne animozje pomiędzy Polską i Rosją, Warszawa o niczym nie marzy bardziej, jako o gazowej samowystarczalności, która pozwoliłoby jej uwolnić się od wpływów Moskwy. Jednak pomimo perspektywy kontrolowania dużych złóż gazów iłowych, polski rząd wyraźnie wciąż nie jest przekonany co do ich potencjału. W grudniu ubiegłego roku podjął decyzję o przedłużeniu kontraktu na dostawy gazu z Gazpromem, potężnym rosyjskim koncernem państwowym, na kolejne kilkadziesiąt lat - napisała Carola Hoyos.

Skąd się ta ostrożność?

Naukowcy mówią o wielu problemach związanych z eksploatacją gazów iłowych. Po pierwsze - jak twierdzą - nie ma dwóch identycznych złóż i w każdym przypadku technologia wydobycia musi być wypracowywana metodą prób i błędów co istotnie podnosi koszty.

Inny powód to zagrożenia ekologiczne, które mogą wywołać protesty. Mianowicie uruchomienie eksploatacji wymaga wypłukanie złoża przy pomocy ogromnej ilości wody i chemikaliów, które mogą spowodować zatrucie wód gruntowych. Fachowcy wspominają o jeszcze jednym czynniku, który zasadniczo odróżnia realia europejskie od amerykańskich - w USA właściciele gruntów nie mają nic przeciwko poszukiwaniom, ponieważ uzyskują prawo do korzyści z późniejszej eksploatacji. W Europie właścicielem zasobów naturalnych są przeważnie państwa, zatem właściciele pól uprawnych nie będą się godzić na niszczenie ich własności przez ekipy poszukiwawcze.

Czy to warto?

Michał Szubski - prezes PGNiG, pytany pod koniec lutego w radiowej rozmowie o możliwości wydobywania gazu z łupków powiedział: - To przede wszystkim pomysł medialny. Gaz niekonwencjonalny jest oczywiście bardzo aktualnym tematem. Głośnym zwłaszcza w USA, gdy cena ropy przekraczała 100 dol. za baryłkę. Teraz widać pewne ochłodzenie tego zapału. Wiemy, że w Polsce są struktury, które mogą taki gaz zawierać. Jednak dopiero za kilka lat będziemy mogli powiedzieć, czy zawierają i czy będzie można taki gaz eksploatować. To jest bardzo droga technologia. Wydobycie gazu z łupków jest opłacalne przy odpowiednio wysokich cenach ropy. To nie jest tak, że Polska od jutra będzie samowystarczalna i nie będzie importować gazu z zagranicy. Optymizm w poszukiwaniach jest potrzebny, ale przy zachowaniu zdrowego rozsądku.

W nieco innym tonie kilka tygodni później wypowiadał się w "Dzienniku Gazecie Prawnej" Wiesław Prugar, prezes Orlen Upstream, który zajmuje się poszukiwaniami paliw. - Możliwości wydobycia gazu z łupków oceniamy optymistycznie, jednak jakie one są faktycznie, pokażą wyniki próbnych wierceń, które potrwają 3-4 lata. Jeśli te wiercenia potwierdzą, że gaz warto wydobywać, wówczas przemysłowa eksploatacja gazu z łupków mogłaby się zacząć za około 10 lat - mówił prezes.

Według wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka przy tego typu projektach nie jest potrzebny nadzwyczajny pośpiech. - Jeszcze długo naturalny gaz będzie tańszy od niekonwencjonalnego. Jego wydobycie to perspektywa kilkunastu lat - podkreślał kilka tygodni temu szef resortu gospodarki.

Ale zaledwie kilka dni później wiceminister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski już przyspieszał. - Nie za 15 lat, jak zapowiadano, ale o 6 lat wcześniej, Polska może zacząć wydobywać gaz niekonwencjonalny - mówił. Według niego już za trzy lata będziemy mogli realnie ocenić potencjał polskich złóż.


Polski rząd kusi niskimi opłatami

Polski rząd oferuje wyjątkowo korzystne warunki międzynarodowym koncernom, które chcą wydobywać gaz z łupków. Opłaty licencyjne od wydobycia są na poziomie kilka razy niższym niż w większości krajów Europy i nawet ponad dwadzieścia kilka razy niższe niż w USA.

Ten gaz wywróci nasze ceny! Wyścig wystartował

Prawa do poszukiwań w Polsce wykupiło już 14 firm, między innymi Exxon Mobil, Chevron, ConocoPhillips, Maraton Oil Corp. Houston, Lane Energy Poland, Aurelian, San Carlo, BNK Petroleum, FX Energy. Obszar badań to 37 tys. km kw., to jest 12 proc. powierzchni kraju. - Zainteresowanie koncesjami na poszukiwania jest nieprawdopodobnie duże. W tej chwili już praktycznie nie mamy wolnych obszarów - mówił na niedawnej konferencji prasowej Henryk Jacek Jezierski, wiceminister środowiska.

Z ponad 40 wydanych dotychczas koncesji 30 należy do Amerykanów. Orlen przyznał niedawno, że ma zgodę na wiercenia na powierzchni 5 tys. km2. Rozmawia zresztą z firmami z USA o wspólnych pracach. PGNiG ma już umowy o współpracy z amerykańskimi partnerami Marathon Oil, Chevron i FX.To naturalne bo przecież polskie firmy nie mają w tym zakresie żadnego know-how.

- Żadna z polskich firm nie posiada doświadczenia w zakresie rozpoznawania i wydobywania gazu ziemnego z zasobów niekonwencjonalnych. Dostępne w Polsce technologie udostępniania złóż gazu nie pozwalają na ekonomicznie uzasadnioną realizację tego typu projektów. Tylko współpraca z renomowanymi firmami naftowymi, posiadającymi doświadczenie, pozwala optymistycznie myśleć o przeprowadzeniu rozpoznania, ocenie potencjału i w dalszej perspektywie o rozpoczęciu produkcji gazu - mówił prezes Orlen Upstream.

W kwietniu zaczną się w Polsce pierwsze odwierty. Interes nie jest tani, bo na jeden otwór w ziemi trzeba wydać 25-35 mln zł. Może więc dobrze, że za sprawę biorą się potężne zagraniczne koncerny. Byle się tylko nie okazało, że pierwszy bierze wszystko, a nasze firmy tylko z boku będą się przyglądać, jak wygląda gazowe eldorado.









autor: Piotr Buczek

źródło informacji:
http://biznes.interia.pl/news/marzenia-o-gazowym-eldorado-nad-wisla,1471490,,2

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Stanislaw Siekanowicz
Weteran Forum


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 1146

PostWysłany: Czw Maj 13, 2010 3:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Polski rząd oferuje wyjątkowo korzystne warunki międzynarodowym koncernom, które chcą wydobywać gaz z łupków. Opłaty licencyjne od wydobycia są na poziomie kilka razy niższym niż w większości krajów Europy i nawet ponad dwadzieścia kilka razy niższe niż w USA.

Niepokojące. Prawie za friko. Wyobazam sobie jakie numery juz mogą odchodzic znając lepkie ręce politykow tego "rządu". Juz Mariusz Kaminski i CBA nie stoją im na przeszkodzie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Maj 14, 2010 4:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem



źródło inf:
http://biznes.interia.pl/news/europa-wschodnia-stawia-na-gaz-lupkowy,1478704,4199


Europa Wschodnia stawia na gaz łupkowy

Piątek, 14 maja (13:21)

Polskie regiony Lubelszczyzna i Podlasie stają się głównymi atrakcjami inwestycyjnymi dla globalnych gigantów energetycznych, liczących na eksploatację nowych europejskich źródeł energii.



Komercyjny potencjał gazu łupkowego już zaczyna przyciągać wielki kapitał/fot. Jonas Hamers /REPORTER

Koncerny takie, jak Exxon Mobil, ConocoPhillips czy Chevron już podpisały umowy, bądź też są w trakcie starań o pozyskanie koncesji od polskiego rządu na eksplorowanie znajdujących się w tych regionach złóż gazu łupkowego - jednego z najlepiej rokujących, ale też najtrudniejszych do ujarzmienia źródeł energii na Ziemi.

Chociaż wielkość złóż gazu i wysokość kosztów związanych z jego pozyskiwaniem w dużej mierze wciąż są przedmiotem domysłów, eksperci zgadzają się co do tego, że nagły wzrost zainteresowania gazem łupkowym w Europie ma podłoże polityczne. Jest nim pragnienie zdywersyfikowania źródeł energii, które uniezależniłoby odbiorców od dostaw z Rosji.

"Gaz łupkowy może okazać się sposobem na podniesienie poziomu energetycznego bezpieczeństwa regionu" - mówił podczas niedawnej wizyty w Polsce Richard Morningstar, specjalny wysłannik USA ds. energetyki w Eurazji. "To nie jest tylko kwestia uniezależnienia się od Rosji. Stawką jest ogólnie pojmowane bezpieczeństwo energetyczne."

Zalety gazu łupkowego już od dawna są dobrze znane w Stanach Zjednoczonych, gdzie dywersyfikacja dostaw jest istotnym aspektem polityki energetycznej. Kilka lat temu na terytorium USA odkryto wielkie złoża tego surowca; dziś stanowi on prawie jedną piątą amerykańskiego wydobycia gazu naturalnego (dla porównania - w 2000 roku był to zaledwie jeden procent). Dane te podała niedawno IHS CERA, niezależna firma analityczna rynku naftowego z Cambridge w stanie Massachusetts.

Komercyjny potencjał gazu łupkowego już zaczyna przyciągać wielki kapitał. W listopadzie Statoil, norweski koncern naftowo-gazowy, przystał na cenę 3,4 miliarda dolarów za 32,5 procent udziałów w należących do Chesapeake Energy złożach Marcellus Shale, zaliczanych do największych na kontynentalnym terytorium USA.

Gaz łupkowy "zajmuje czołową pozycję wśród innowacji energetycznych odkrytych w tym stuleciu" - czytamy w raporcie IHT CERA. "Można co najmniej oczekiwać, że zmieni on paradygmat struktury energetycznej przyszłości Ameryki Północnej."

Jeszcze do niedawna rządy europejskich państw wykazywały nikłe zainteresowanie gazem łupkowym - naturalnym surowcem występującym w skałach bogatych w materię organiczną, uwięzionym wśród warstw łupku ilastego i piaskowca. Tymczasem szacuje się, że w przeciągu najbliższych dwóch lat zapotrzebowanie na gaz ziemny wzrośnie na całym świecie - przy czym, jak podaje CERA, sama tylko Europa będzie musiała zwiększyć import tego surowca dwukrotnie, do około 476 miliardów metrów sześciennych rocznie.

Niemiecki Instytut Geofizyczny GFZ z Poczdamu oszacował, że pokłady gazu łupkowego w Europie liczą około 1200 bilionów metrów sześciennych, co może stanowić nawet 5 procent wszystkich światowych zasobów tego surowca. W Europie zlokalizowane są "najważniejsze obiekty z punktu widzenia eksploracji złóż gazu łupkowego" - piszą eksperci GFZ. Do obiektów tych należy zaliczyć terytorium Polski, Niemiec, Węgier, Rumunii i Turcji. Wszystkim tym krajom amerykańskie koncerny energetyczne przedstawiły już wstępne oferty współpracy.

Inwestorzy nie mogą jednak liczyć na poznanie szczegółowych kosztów i potencjalnych zysków płynących z eksploatacji europejskich złóż, przynajmniej przez kilka najbliższych lat - twierdzą eksperci.

- Określenie tych parametrów jest po prostu bardzo trudne - mówi Andy Briston, kierownik regionalny ds. Europy Kontynentalnej w energetycznym koncernie Halliburton, który zresztą rozpoczął już negocjacje z kilkoma przedsiębiorstwami wydobywczymi, planującymi wiercenia w Polsce. - Obecnie prowadzimy rekonesans; pewne pojęcie na te tematy powinniśmy mieć za trzy do pięciu lat.

Pozyskiwanie gazu łupkowego jest o wiele bardziej skomplikowane, niż wiercenia prowadzone pod kątem eksploatacji konwencjonalnych złóż gazu - i bardziej kosztowne.

http://biznes.interia.pl/news/europa-wschodnia-stawia-na-gaz-lupkowy,1478704,4199 ... str 1

Pokłady gazu łupkowego są bardziej rozproszone, w związku z czym, by pozyskać taką samą objętość gazu, należy wykonać więcej odwiertów. W grę wchodzą również kwestie ekologiczne. Technologia wydobycia gazu łupkowego powoduje, że ze skał na powierzchnię wydostają się ogromne ilości słonej wody, którą trzeba odsysać, by nie zanieczyszczała lokalnych ujęć wody pitnej.

Centroprawicowy polski rząd pod przewodnictwem premiera Donalda Tuska podjął, wbrew znacznym kosztom, decyzję o budowie terminalu gazu płynnego, zachęcając jednocześnie amerykańskie koncerny do rozpoczęcia odwiertów w celu eksploatacji złóż gazu łupkowego. Skroplony gaz będzie płynął do Polski od katarskiego dostawcy LNG.



Długoterminowym celem tej polityki jest zmniejszenie zależności Polski od rosyjskich dostaw. Na dzień dzisiejszy stanowią one 95 procent polskiego importu paliw. Polska chce również połączenia swoich systemów gazowych z Europą Zachodnią - w szczególności z Niemcami - i z Europą Środkową, by w przypadku ograniczeń dostaw (tak, jak miało to miejsce w czasie kryzysów energetycznych na linii Rosja-Ukraina pod koniec 2005 i 2008 roku) wciąż móc otrzymywać surowiec.

Przede wszystkim jednak Warszawa podjęła polityczną w swej naturze decyzję o współpracy z zagranicznymi koncernami w zakresie eksploatacji złóż gazu łupkowego, co potwierdza polskie ministerstwo środowiska. Jednocześnie resort przyznał, że wciąż nie ma pojęcia o rozmiarach znajdujących się na terenie Polski złóż. - Ustalimy to tak szybko, jak tylko się da, kiedy tylko firmy ubiegające się o koncesje zakończą swoją pracę - obiecuje Magdalena Sikorska, rzeczniczka ministerstwa środowiska.

Koncerny, którym już udało się uzyskać koncesję, również milczą na temat komercyjnego potencjału przedsięwzięcia. Żadna firma nie chce spekulować, jak długo może potrwać eksploatacja złóż i czy w ogóle jest ona opłacalna.

Exxon Mobil otrzymał niedawno pięć odrębnych koncesji - dwie obejmujące tereny na Lubelszczyźnie i trzy - na Podlasiu. - Koncesje zostaną poddane ocenie pod kątem ich potencjału w zakresie produkcji gazu łupkowego - mówi Patrick McGinn, rzecznik Exxonu. - Nie podejmujemy się spekulować na temat tego, jak szybko rozpoczną się odwierty. Nie jesteśmy też w stanie wypowiedzieć się odnośnie rozmiarów złóż ani tempa wydobycia.

Koncern ConocoPhillips wykupił koncesję na badanie złóż w rejonie basenu Morza Bałtyckiego. Chevron z kolei otrzymał cztery koncesje, obejmujące obszary na Lubelszczyźnie o łącznej powierzchni około 405 tysięcy hektarów - poinformował rzecznik przedsiębiorstwa, Kurt Glaubitz.

Jedną z przyczyn powściągliwości inwestorów może być fakt, że koszty odwiertów w Europie są trudne do określenia z uwagi na to, że jest to bardzo młoda gałąź przemysłu paliwowego i, na chwilę obecną, związana z amerykańskimi spółkami.

- Mówimy tu o sytuacji, w której każde przedsiębiorstwo chcące badać złoża, nie wspominając już o prowadzeniu odwiertów, musi polegać na wiedzy, którą posiadają Amerykanie - czy to w kwestii sprzętu, czy siły roboczej, czy też metod produkcji - podkreśla Ian Cronshaw, szef działu dywersyfikacji energetycznej w Międzynarodowej Agencji Energetyki. - To może być bardzo, bardzo kosztowne. I dodaje: - Jesteśmy na bardzo wczesnym etapie. Nie wyobrażam sobie, aby gaz łupkowy w jakikolwiek sposób wpłynął na strukturę rynku energetycznego w ciągu najbliższych pięciu czy siedmiu lat.

Michaił Korcziemkin, dyrektor doradczej firmy East European Gas Analysis z siedzibą w amerykańskim stanie Pensylwania, uważa, że właśnie ten brak jakichkolwiek informacji natury ekonomicznej tłumaczy, dlaczego udzielone przez Polskę koncesje są tak ważne. - Wyniki eksploracji złóż gazu łupkowego w Polsce pokażą, czy ta inwestycja ma wartość odzyskiwalną i czy jest komercyjnie wykonalna.

Judy Dempsey

New York Times / International Herald Tribune

Tłum. Katarzyna Kasińska


źródło inf:
http://biznes.interia.pl/news/europa-wschodnia-stawia-na-gaz-lupkowy,1478704,4199
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Krzysiek
Weteran Forum


Dołączył: 20 Sie 2009
Posty: 240

PostWysłany: Sob Maj 15, 2010 4:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gazowe interesy Putina załatwiane były z polskim premierem nad grobami oficerów w Katyniu i dziwiły nawet rosyjskich dziennikarzy. Dwie godziny później w jednym ze smoleńskich hoteli miała miejsce konferencja prasowa premiera Rosji na temat zaspokojenia polskiego popytu na gaz do roku 2037.
.
Polskie łupki; szanse czy łupienie
.
Gaz łupkowy (shale gas) podgrzewa wyobraźnię nie tylko marzycieli; skąpe informacje, przerabiane na sensacyjną papkę rozbudzają nadzieje na Polskę, jako europejskie gazowe mocarstwo.

W kwietniu we wsi Łebień pod Lęborkiem rozpoczęły się pierwsze wiercenia w niekonwencjonalnych złożach gazu. Firmy poszukujące szacują, że polski gaz może pokryć nasze zapotrzebowanie nawet na 200 lat. Według nich, wydobycie jest możliwe za lat 10.

Co to jest?
Gaz uwięziony w skałach ilastych, czyli shale gas oraz złoża zawierające to paliwo w izolowanych, trudno dostępnych porach skalnych (tzw. tight gas) stały się już bardzo popularne. Gaz łupkowy pozyskiwany jest ze skały łupkowej bogatej w organiczny węgiel. Łupek zaś, to najczęściej występująca skała osadowa, tak samo nieprzepuszczalna jak beton. Uwięzione tam cząstki gliny zawierają olej i gaz naturalny, który tworzył się przez miliony lat z rozkładu materii organicznej, jaka pozostała w skale. Łupki mogą utrzymywać tak ogromne ilości gazu, bo ich źródła produkują go powoli i stabilnie przez długie lata. Wyzwaniem jest przemieszczenie ogromnych ilości płynów i gazów poprzez skałę. Wielkie koncerny naftowe m.in. w USA, Kanadzie, Australii i Europie (Niemcy, Szwecja, Węgry) już od dawna interesują się perspektywami występowania tego gazu i prowadzą poszukiwania jego złóż. Szacuje się, że światowe zasoby gazu w złożach niekonwencjonalnych są dziesięciokrotnie większe od zasobów konwencjonalnych.

Jak się do tego dobrać?
Technologię wydobycia opracowali Amerykanie. Horyzontalne (poziome) wiercenia oraz hydrauliczne rozwarstwianie łupków gazonośnych to główne jej elementy. Najpierw jest klasyczne wiercenie pionowe. Następnie rurę wiertniczą i wiertło wyjmuje się i w to miejsce wprowadza oprawę w celu zabezpieczenia otworu przed zasypaniem i zalaniem wodą. Potem wpompowuje się specjalny beton, który przetłaczany jest między ściany otworu a zewnętrzną ścianę oprawy uszczelniając wywiercony otwór, co zapobiega również zanieczyszczaniu warstw wodonośnych (1).
Taki otwór wierci się na głębokość od 3 tys. m do 100 m nad planowanym odgałęzieniem horyzontalnym. W tym miejscu zaczyna się zakręt i wprowadzany jest silnik wiercący z instrumentami pomiarowymi (MWD) w celu rozpoczęcia budowania łuku. Odległość od punktu zakończenia pionowego wiercenia do końca zakrętu to około 500 m (2). Kiedy zakręt będzie kompletny, rozpoczyna się wiercenie sekcji poziomej (3). Jedna użyta do tego celu rura ma ok. 6,5 m długości i waży ok. 250 kg. By wydrążyć kanał długi na ok. 2,5 tys. metrów, trzeba użyć ponad 350 rur ważących blisko 87 ton (4).
Gdy określona długość kanału zostanie uzyskana, zaczyna się budowa osłony, podobnie jak na początku (5). Następnie do odwiertu poziomego wprowadza się działo perforujące – rurę z ładunkami wybuchowymi, które odpala się za pomocą detonatora elektrycznego. Ładunki naruszają litą strukturę łupków gazonośnych (6). Po wycofaniu działa wtłaczana jest tam pod bardzo wysokim ciśnieniem woda z piaskiem i specjalnymi dodatkami chemicznymi. Gdy mieszanka dostanie się do perforacji, ciśnienie spowoduje rozszczelnienie i spękanie skały łupkowej (7). Utworzy to kanały pozwalające na wypuszczanie gazu do przewodu (Cool. Takie „wyrobisko” dzieli się na trzy segmenty i cofając się zatyka kolejno uruchomione sekcje, rozszczelniając kolejne (9). Po zakończeniu tego etapu pozostawione „korki” usuwa się za pomocą wiercenia.
Proces ten może być powtarzany wiele razy w celu objęcia promieniście całego poziomego złoża łupków wokół pionowego przewodu wiertniczego. W tym miejscu stawia się szyb i montuje inne urządzenia pozwalające na ujęcie i odtransportowanie gazu do rurociągów lub cystern.

Shale gas w Polsce
Według szacunków takich firm jak Exxon Mobil czy Chevron nasze zasoby gazu łupkowego wahają się od 1,4 do 3 bilionów metrów sześciennych. Z kolei San Leon Energy szacuje zasoby tylko trzech złóż na 113 mld m sześc. Wynika z tego, że Polska może mieć niekonwencjonalne złoża gazu ziemnego, które wystarczą nawet na 100–200 lat. Prawdopodobne złoża gazu łupkowego ciągną się szerokim pasem od Pomorza po Rzeszowszczyznę (tam właśnie sprzedano najwięcej koncesji) i w rejonach monokliny przedsudeckiej. Obszar objęty planowanymi pracami wynosi ponad 37 tys. km2, co stanowi prawie 12 proc. obszaru Polski.

Koncesje, ceny, koszty
Ministerstwo Środowiska wydało już ok. 60 pięcioletnich koncesji na poszukiwania gazu łupkowego, w tym dla Exxon Mobil, Chevron, Conocophillips czy Marathon. Muszą one wnosić opłaty sięgające nawet kilku milionów złotych, płacić za wydobycie oraz ponosić opłaty administracyjne i górnicze.
Są dwa rodzaje koncesji – na poszukiwanie oraz na eksploatację zasobów. Otrzymują je firmy zarejestrowane w Polsce. Ubiegając się o koncesję eksploatacyjną, trzeba przedstawić wyniki prac poszukiwawczych, plan zagospodarowania złóż i raport o skutkach dla środowiska.
– Międzynarodowe koncerny petrochemiczne będą płaciły gigantyczne kwoty za niekonwencjonalne złoża gazu i ropy naftowej – uważa John Watson, szef amerykańskiej firmy paliwowej Chevron. – Ceny takich złóż pójdą w górę, ponieważ konwencjonalnych zasobów węglowodorów jest coraz mniej.

Co może PGNiG
PGNiG ma 11 samodzielnych koncesji na gaz z łupków i stara się o dalsze. W kwietniu powstał już otwór w Markowoli w woj. lubelskim, który potwierdził występowanie węglowodorów. Prawdopodobnie w drugiej połowie tego roku powinny być znane pierwsze wyniki testów. Spółka zaznacza, że poza pracami na swoich koncesjach PGNiG zainteresowane jest współpracą z innymi firmami, które prowadzą w Polsce poszukiwania gazu z łupków. Z Marathonem podpisano list intencyjny o współpracy w rejonie Płońska, a z Chevronem prowadzone są rozmowy.

Dla Rosji – zagwozdka
Dziennikarka Julia Łatynina mówi wprost: „Wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że jeżeli nie podejmie się działań, to być może Polska będzie eksportować gaz do Europy oraz że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę”.
Gazprom przyznał, że wzrost wydobycia gazu łupkowego w USA może radykalnie zmienić cały światowy rynek gazowy i zagrozić projektom rosyjskiego koncernu oraz uderza w konkurencyjność tego surowca w UE. Jeśli potwierdzą się szacunki w Polsce, to Europa może zmniejszyć swą zależność energetyczną od Rosji. Rosyjski dziennik „Kommiersant” ocenia, że gdyby zasoby Polski potwierdziły się, to oznaczałoby wzrost potwierdzonych zasobów gazu ziemnego w Europie o 47 procent. Analityk rynku gazowego Michaił Krutichin uważa, że jeśli dojdzie do przemysłowego wydobycia szacowanych polskich zasobów gazu to Gazprom może szybko stracić swoją pozycję w Europie.

Kontrakt w cieniu katastrofy
Niedawno wicepremier Waldemar Pawlak zapowiedział, że w maju dojdzie do podpisania rządowej umowy gazowej między Polską a Rosją. Umowa ta przewiduje zwiększenie dostaw gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia kontraktu do roku 2037. Wartość transakcji to ok. 100 miliardów dolarów, czyli 288 mld złotych. Dlaczego zawierana jest akurat teraz, skoro do roku 2022 zawarto inną umowę pomiędzy Gazpromem i PGNiG pozwalającą importować gaz po uzgodnionych cenach? Jeszcze przed katastrofą w Smoleńsku politycy opozycyjnego PiS grozili postawieniem Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu, jeśli zawarłby tę godzącą w interes Polski umowę. Dodatkowo, na dwa dni przed katastrofą światowe media donosiły o odkryciu w Polsce ogromnych zasobów gazu łupkowego.
Gazowe interesy Putina załatwiane były z polskim premierem nad grobami oficerów w Katyniu i dziwiły nawet rosyjskich dziennikarzy. Dwie godziny później w jednym ze smoleńskich hoteli miała miejsce konferencja prasowa premiera Rosji na temat zaspokojenia polskiego popytu na gaz do roku 2037. Zmarły tragicznie prezydent Lech Kaczyński ostro i głośno wskazywał na szkody, jakie ta umowa może przynieść Polsce. Także Komisja Europejska nie jest skora do wydania zgody na taki kontrakt.

Gazowe kleszcze
Odkrycie tak olbrzymich pokładów gazu w Polsce stawia również pod znakiem zapytania inwestycje niemieckie, eksploatację złóż na Morzu Barentsa czy budowę gazociągu pod dnem Bałtyku. Polacy otrzymują unikalną szansę rozwarcia gnębiącego nas historycznego uścisku Rosji i Niemiec. Mamy złoty róg i wszystko wskazuje na to, że większość nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Trudno się dziwić, bo media w Polsce nie należą do Polaków, więc informacje o tym, że Amerykanie dzięki nowej technologii stali się głównym producentem gazu ziemnego na świecie, wyprzedzając Rosję, że udokumentowali złoża zdolne zaspokoić potrzeby Polski na ponad 100 lat i że Polska może stać się eksporterem gazu, nie znajdują tam miejsca.
Odkrycia te mocno niepokoją Rosjan i Niemców, którzy obawiają się strategicznej nierównowagi i zagrożenia interesów swych korporacji. W związku z tym Berlin naciska na Warszawę w celu ograniczenia eksploatacji łupków oraz dopuszczenia Rosjan do kupna złóż i udziału w wydobyciu. Ponadto Niemcy naciskają na Tuska, aby ograniczyć rolę amerykańskich firm. Jedną z pierwszych ustaw podpisanych przez nowego p.o. prezydenta była ustawa zezwalająca ministrowi skarbu na ingerencję i zrywanie podpisanych umów „ze względu na bezpieczeństwo strategiczne”. Jednak zaangażowanie w Polsce firm amerykańskich oznaczałoby rzeczywiste, a nie egzotyczne gwarancje bezpieczeństwa, bowiem USA troszczą się o swoje koncerny naftowe.
W tym kontekście nieważne jest, czy prezydent Kaczyński został zamordowany, czy też nieszczęśliwy wypadek spowodował jego śmierć – nieważne, czy „stawiał się” pewnej opcji. Gazowe sprawy nie mogą być rozstrzygane poza naszymi plecami przez politycznych towarzyszy. Jeśli Polacy zostawią ich bez kontroli i bez społecznego nacisku to stracimy tę szansę a Pałac Namiestnikowski wróci do swojej roli, którą pełnił przez 123 lata. Teraz rozstrzyga się przyszłość na kolejne kilkadziesiąt lat.

Michał Orlicz
Współpraca Bartosz Orlicz
Tygodnik Solidarność, 14 maja 2010

Źródła: http://naturalgasforeurope.com, http://wnp.pl, http://blogmedia24.pl, PAP, materiały na konferencję „Bezpieczeństwo energetyczne i rola gazu łupkowego” – Warszawa 8 IV 2010.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Sro Maj 19, 2010 10:17 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak wywłaszcza się jednostkę, Naród , społeczeństwo ?
Obejrzyj film , a uświadomisz sobie w jakim kraju żyjesz.
Co to jest , ERA GLOBALIZACJI , na którą bardzo często powołuje się TW BOLEK Lech Wałęsa ... !!!

Polecam ... film ...




Video
http://www.youtube.com/watch?v=Bxll-_FyRzQ
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum