Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Wolne" wybory czyli jak to się robi na Targówku/W

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Telchar
Nowy Użytkownik


Dołączył: 12 Kwi 2010
Posty: 3

PostWysłany: Wto Cze 29, 2010 8:13 pm    Temat postu: "Wolne" wybory czyli jak to się robi na Targówku/W Odpowiedz z cytatem

Przedstawiam bardzo ciekawy tekst kolegi Jacka.


Jak wyrolować Panią Prezydent Gronkiewicz-Waltz, PKW, wyborców i ich sztaby
czyli zła wola na Targówku i targowanie się na Woli

Aby zło zatriumfowało, wystarczy, żeby dobrzy ludzie nic nie robili – Edmund Burke.
Pierwszą turę wyborów prezydenckich 2010 mamy już za sobą, więc kto żyw i obywatelsko zaangażowany, mobilizuje siły na dogrywkę, która nastąpi 4 lipca. Ze wszystkich stron utwierdzają nas w przekonaniu, że wybory są absolutnie uczciwe, czuwają nad nimi wszyscy święci, z Państwową Komisją Wyborczą na czele.
Wiadomo, że zgodnie z wszelkimi regułami demokracji wygra ten, kto zgromadzi na kampanię wystarczające środki, zawrze odpowiednie sojusze i najkorzystniej sprzeda swoją przyszłą przychylność ludziom, którzy mu pomogli wznieść się na piedestały. Musi zabiegać również o przychylność decydentów pociągających za sznurki tej jedynej stabilnej władzy w kraju, potocznie zwanej mediami. Nie ma więc nic odkrywczego w stwierdzeniu, iż głosy wyborców kupuje się obecnie głównie walutą zwaną czasem antenowym, gdzie godziny są złotem, minuty srebrem, a i sekundy drobnymi również nie do pogardzenia.
Tutaj drobna dygresja: składki partyjne stanowią tylko niewielką część środków, z których finansowane są kampanie wielkich. Sporą część funduszy partyjnych, z których opłaca się walkę wyborczą, pochodzi bezpośrednio lub pośrednio z samego budżetu Państwa. Są to m. in. wypłaty na rzecz ugrupowań politycznych za umieszczenie w parlamencie posłów lub senatorów, także tantiemy odprowadzane do kas partyjnych od ludzi obsadzanych na stanowiskach z mocno zawyżonym uposażeniem z tak zwanego klucza partyjnego, jak również z układów i układzików na szczeblach terytorialnych władzy.
I bardzo dobrze! Jeśli założenia gry (brak reguł to też zasady) są powszechnie znane, to w ogóle jest bez znaczenia, czy mecz jest uczciwy lub sprawiedliwy. Zresztą nie mnie to osądzać. Zapłaciłem, jak wszyscy, za wstęp i nie pozostaje mi nic poza nadzieją, że cała ta szopka będzie tego warta. Kasa niestety nie zwraca za bilety, za to upomina się o składki na przyszłoroczne wybory samorządowe.

Zdziwiły mnie natomiast zupełnie inne sprawy, których byłem świadkiem, rozgrywające się z dala od zgiełku wyborczego w ciszy gabinetów niektórych spośród naczelników urzędów dzielnic w Warszawie. I tak sobie myślę, że skoro tutaj pod samym nosem Prezydenta Miasta, Państwowej Komisji Wyborczej oraz komitetów wyborczych kandydatów dzieją się podobne historie, to co dopiero mogłoby się zdarzyć w tych częściach Polski, które znajdują się z dala od centrów decyzyjnych? Nikomu nie ujmując, ale po doświadczeniach wyniesionych z pewnych dzielnic stolicy zdałem sobie sprawę, co może oznaczać zła wola władz lokalnych i cudowne rozmnożenie głosów w Brukseli, bynajmniej już nie zaskakuje. Długo jeszcze będę się zastanawiał, czy są to zjawiska odosobnione, czy też występujące na szeroką skalę. Czy w końcu mamy wolne wybory, a może to tylko „nowe szaty króla”? Jak długo jeszcze urzędnicy będą uważali się za lepszych od innych i bezkarni wobec litery prawa?

Zanim przystąpię do relacji z samych „dziwnych” wydarzeń, wyjaśnię osobom mniej wtajemniczonym nieco szczegółowiej procedury, zgodnie z którymi byli w tym roku obsadzani członkowie komisji wyborczych na terenie m. st. Warszawy. Proszę osoby dobrze znające temat o wyrozumiałość.

Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra MSWiA z dnia 28.08.2000 r. w sprawie powoływania obwodowych komisji wyborczych w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. Nr 72, poz. 847 z późn. zmianami) oraz innymi obowiązującymi aktami normatywnymi - w obecnych wyborach prezydenckich wszystkie spośród 10 zarejestrowanych komitetów wyborczych miały prawo zgłosić do dnia 28 maja tylko po jednym kandydacie do składu każdej z otwartych komisji na terenie kraju. Jedno z miejsc w komisji musi być obsadzone niejako z urzędu - przez właściwe władze terytorialne (wójta, burmistrza, prezydenta miasta lub, jak w przypadku Warszawy, przez zarządcę jednej z 18 dzielnic-gmin).
Komisje nie mogą składać się z mniej niż 5 członków, a maksymalna dopuszczalna ilość to 9 osób. Uwzględniając, iż jedna osoba musi być powoływana z urzędu, na wszystkie komitety razem wzięte przypada 4 do 8 wolnych miejsc, w zależności od ilości zgłoszeń. W przypadku zgłoszenia większej ilości kandydatów rozstrzyga losowanie przeprowadzane pod nadzorem przedstawicieli zainteresowanych komitetów. Na 18 stołecznych dzielnic losowanie było konieczne tylko w jednej - Gminie Targówek. Odbyło się ono w dniu 2 czerwca br. i tym samym ze składu 59 komisji z terenu dzielnicy wykluczono ogółem 35 osób. Gwoli uzupełnienia zamknięte komisje wyborcze mieszczące się w takich placówkach, jak przykładowo więzienia, szpitale czy zakłady opieki społecznej są w całości obsadzane przez przedstawicieli władz terenowych, gdyż i praca w nich wymaga wyższych kwalifikacji.

Tak się złożyło, że w tym roku miałem okazję przyjrzeć się od początku całej kampanii, działając w charakterze wolontariusza przy sztabie wyborczym jedynego bezpartyjnego spośród kandydatów - Kornela Morawieckiego. Do moich obowiązków jako osoby upoważnionej przez Pełnomocnika Komitetu Wyborczego posła Adama Słomki należały wszelkie prace związane z rejestracją kandydatów do pracy w komisjach i bezpośrednia współpraca z niektórymi urzędami gmin.
Tutaj kolejna dygresja: działając jako niezależni nie posiadaliśmy praktycznie żadnego budżetu dla osób, które pomagały nam na własny koszt w walce wyborczej. Byli to często ludzie zaliczani do warstw społecznych tak zwanych najuboższych. Jedyną formą odwdzięczenia się za ich pracę, jaką dysponowaliśmy, było delegowanie do pracy w komisjach wyborczych i umożliwienie otrzymania diet z tego tytułu. Podczas jednej tury głosowania wyłącznie na ten cel PKW wyda w granicach 25-30 milionów złotych.

Przejdźmy jednak do konkretów dotyczących manipulowania składami otwartych komisji wyborczych. Wiadomo, że z róznych przyczyn, często losowych te składy mogą ulegać zmianom.
Pani Prezydent Miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz na mocy Zarządzenia Nr 4746/2010 z dnia 02.06.2010 powołała składy osobowe 800 otwartych obwodowych komisji wyborczych oraz 48 zamkniętych.
Do dnia wyborów zarządzenie było nowelizowane 6-krotnie - w dniach 10, 16, 17, 18, 19 i 20 czerwca, zmieniając na wniosek gmin składy niektórych komisji. Co istotne w tych zmianach: te dokonywane do dnia 16 czerwca, jako daty granicznej, musiały być bezwarunkowo uzgadniane z pełnomocnikami właściwych komitetów wyborczych, które na miejsce swojego kandydata wykluczonego z różnych uzasadniających jego odwołanie przyczyn, miały prawo delegować kogoś innego. Zmiany ilościowe w poszczególnych dzielnicach Warszawy w rozbiciu na konkretne dni ilustruje tabelka znajdująca się pod niniejszą publikacją.

I tak na Woli z dniem 16 czerwca dokonuje się nagle bez uzasadnionych przyczyn wymiana 22 członków komisji, w tym części spośród kandydatów delegowanych przez pełnomocnika naszego komitetu. Tło całej tej machinacji ze strony Woli do dziś nie jest znane ani mnie, ani osobom, z którymi rozmawiałem. Jednak w tym przypadku zadziałały jakieś niepoznane mechanizmy, bo już na następny dzień Prezydent m. st. Warszawy anuluje wszystkie te zmiany. Zastanawiam się tylko, czy i jakie konsekwencje zostały wyciągnięte wobec sprawców całego tego zamieszania?

Poczynaniom urzędników z Targówka przyglądałem się uważnie już od początku maja, ponieważ od pierwszych kontaktów z nimi było jasne, że prowadzona tam jest jakaś dziwna gra, która niewiele ma wspólnego z tym, do czego te panie były powołane i za co im się płaci. Typowe odwrócenie ról papieru i czterech liter. Mając wieloletnie doświadczenie doradcze w jednym z największych koncernów tego typu na świecie, przyjąłem sprawdzoną taktykę udawania durnia, prosząc, aby urzędniczki wszystko dokładnie mi tłumaczyły. Taką samo podejście stosowałem w innych dzielnicach, jak np. Białołęka. Aby nie być posądzanym o mizantropię, muszę pochwalić urzędniczki z Białołęki za uczciwość, rzetelność i dbanie o interesy państwa w odniesieniu do członków komisji wyborczych i dobrą współpracę z wszystkimi komitetami.
Powracając do Targówka, nie będę wdawał się w szczegóły co do sprzecznych informacji odnośnie wymogów, jakie za każdą wizytą otrzymywałem w urzędzie na Targówku w pokoju 410.
Prawdziwym hitem stał się dzień składania dokumentów, czyli 28.05.2010 r. O 15.30 przedstawiłem swoje pełnomocnictwo, wylegitymowałem się i wręczyłem listę naszych kandydatur do pracy w komisjach, liczącą 32 strony. Każda strona była przeze mnie parafowana, na ostatniej znajdowało się podsumowanie. Asystentka pani naczelnik - pani Urszula O. po zapoznaniu się z dokumentami oświadczyła, że wymagany jest jeszcze odpis rejestracji komitetu wyborczego i w tej postaci dokumentów przyjąć nie może.
Niezwłocznie zadzwoniłem do pełnomocnika naszego sztabu i przekazałem jej słuchawkę ze słowami: „Pan poseł Adam Słomka do pani”. Rozmawiali chwilę i po zakończeniu pani asystent bez słowa przyjęła wszystkie dokumenty. To, co mnie zastanowiło, to fakt, że zmiany swojej decyzji nawet nie skonsultowała z naczelnik Hanną S., która w tym czasie rozmawiała przy otwartych drzwiach z koleżanką w pokoju obok. Czyżby panie zdawały sobie sprawę, że nie był to żaden wymóg? Kto tam właściwie rządzi i podejmuje decyzje? Lecz na tym nie koniec. Pięć minut po moim wyjściu, pojawiła się tam jedna z moich koleżanek, która była odpowiedzialna za składanie wniosków w zupełnie innej dzielnicy, i uzupełniła moje zgłoszenia o kolejne 3 osoby. Przy czym na pewno nie dołożyła do akt oryginał pełnomocnictwa dla niej, gdyż takiego nie posiadała. Mogła co najwyżej wylegitymować się kserokopią pełnomocnictwa, którego oryginał musiała zostawić wcześniej wraz z dokumentami na Pradze-Północ. Mojego podpisu na tych dodatkowych zgłoszeniach nie było, więc jakim cudem panie przyjęły je tym razem bez zastrzeżeń? Może prawo przestało nagle działać? Zostawmy jednak te rozważania PKW i jej ludziom lub prokuraturze.
Dla mnie był to tylko kolejny sygnał, że źle się dzieje w państwie duńskim i należy bardzo dokładnie przyglądać się działanioom tej gminy. Sposobność miałem ku temu już 2 czerwca w sali konferencyjnej gminy, ponieważ zostałem zaproszony do obserwacji losowania, w którym miały być ze względu na nadmiar kandydatów wyłonione ostateczne składy komisji. Do samego losowania nie miałem zastrzeżeń. Zdziwiło mnie natomiast, że panie od razu scedowały obowiązek powiadamiania członków komisji o ich wyborze i terminie zebrań organizacyjnych na pełnomocników poszczególnych sztabów, co stanowiło ewenement na skalę całej Warszawy. Innymi słowy miałem na własny koszt powiadamiać ich członków komisji wyborczych, bo jak wspominałem, nikt nie finansował naszej działalności. Bezczelność, czy lenistwo?
Część osób poinformowałem sms-ami prosząc o potwierdzenie, pozostałych odwiedziłem osobiście w domach, przynosząc im być może i dobrą nowinę. Przy tej okazji nasłuchałem się od tych, którzy wcześniej próbowali dowiedzieć się w gminie, jak obcesowo i arogancko byli tam traktowani w sławetnym pokoju 410. A wystarczyło ich tylko powiadomić, że wszelkie informacje na ten temat są wywieszone na tablicy przy wejściu do budynku. Wręcz wmawiano im, że skoro dotychczas się z nimi nie skontaktowałem, to zapewne odrzucono ich w losowaniu.
Zapewniając minimum bezpieczeństwa ludziom, za których czułem się odpowiedzialny, zjawiłem się również w dniu 14 czerwca na spotkaniach w DH „Świt”, gdzie odbywały się zebrania organizacyjne poszczególnych komisji, zajmując miejsce przed drzwiami sali. Ludzie zgłaszali mi różne zasłyszane historie, że panie z gminy obiecywały koleżankom ze „Świtu” miejsca w komisjach dla ich córek, lub o wyrzuceniu jakiegoś pana pod pretekstem, że jest pijany. Tak się składało, iż ów człowiek od dwóch lat brał lekarstwa był totalnym abstynentem. Prosiłem tylko o spokój i żeby nie dali się prowokować. Pani Urszula przy świadkach podeszła do mnie i oświadczyła, że zadzwoni do mnie na następny dzień, ponieważ dwie osoby najprawdopodobniej ode mnie były nietrzeźwe i usunie ich ze składu komisji. Przygotowałem listę rezerwową i czekałem 15-tego cały dzień na telefon, co jednak nie nastąpiło. No tak - był to ostatni dzień, kiedy miałem prawo zgłosić zastępstwo.
Za to panie dziwnie uaktywniły się 16 i 17 czerwca dzwoniąc po ludziach i informując, że muszą być wykluczeni np. ze względu na brak meldunku. Co więcej skutecznie uniemożliwiały w co najmniej jednym przypadku dokonanie wpisu do Stałego Rejestru Wyborców. Więc zastanawiałem się co one do jasnej cholery robiły do tej pory, skoro nawet nie sprawdziły kandydatów i ich meldunku? Przypadek? Ba dzień wcześniej złożyły już wniosek do pani Gronkiewicz-Waltz o odwołanie danej osoby, powołując kogoś innego na to miejsce. Jakim cudem został przekonany w tych dniach prawie cały skład komisji wyborczej nr 937 do złożenia rezygnacji? Pozwoliło to wręcz gminie powołać na ich miejsce własnych ludzi, i to najprawdopodobniej z naruszeniem prawa, bo członków w końcu było 8, a nie 5.
Podobna sytuacja była zresztą we Włochach w komisji nr 654, gdzie dziwnym trafem oprócz naszego delegata (przewodniczącego komisji) również syn byłego ministra sprawiedliwości okazał się osobą non grata. Do obu tych komisji wydelegowaliśmy mężów zaufania, co miało swoje odbicie w protokołach i załącznikach do nich. Mam tylko nadzieję, że chociaż te dotarły do Państwowej Komisji Wyborczej i niezafałszowane.
Nie pytam dlaczego na Targówku do komisji nr 946 zamiast wyszczególnionych 1600 blankietów wyborczych dotarły z Państwowej Komisji Wyborczej tylko 1550 sztuki i co stało się z 50 brakującymi, chociaż wydaje się, że ktoś powinien i to wyjaśnić. Nie pytam również dlaczego obsadzenie mężami zaufania komisji, w których podejrzewaliśmy możliwość oszustw wyborczych spotkało się z taką żywiołową, negatywną reakcją urzędników lokalnych starających się uniemożliwić nadzór.

Zastanawiam się jedynie, co stanowiło przyczynę prezentowanych postaw urzędniczych: chęć wpływania na wyniki wyborcze, jeśli tak, to na czyją korzyść? Może zwykłe kotuniarstwo i potrzeba spełnienia obietnic wcześniej danych koleżankom i kolegom, no bo ręka rękę myje, a zarobić chce każdy? A może tylko przeświadczenie władz terytorialnych o ich wyższości nad pałętającymi się pod nogami petentami, którzy są im potrzebni w ich wygodnym życiu, jak dziura w moście?
Drogi czytelniku, jeśli znasz te odpowiedzi lub chciałbyś się w miłej atmosferze dopytać o szczegóły albo po prostu wyrazić swoją opinię na ten temat - zawsze możesz to uczynić pod tel. 22 33 893 55, gdzie dyżurują dwie sympatyczne „boginie” w pokoju 410 na dzielnicy Warszawa-Targówek – pani Urszula O. i naczelnik Hanna S.
Jacek Kucza
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum